Nie za bardzo rozumiem, co chcesz uargumentować tutaj. Gdybym Cię nie znał, pomyślałbym, że próbujesz bronić PiS-u. Lekarz ma rozum, ale podlega też prawu. Jeśli prawo przewiduje, że NFZ zapłaci za test dopiero po drugiej poradzie, to lekarz nie ufunduje przecież tego testu z własnej kieszeni. Tymczasem PiS odpowiada na zarzut „jest za mało testów” kretyńskim „no ale przecież lekarze kierują”. Mimo że to przecież rząd ustanowił zasady tego kierowania.

Ponad prawem stanowionym ważniejsze jest zdrowie i życie ludzkie.

Małgosiuu – Ty w ogóle nie czytasz tego co ja piszę. Gdzie Ty widziałaś jakąś prośbę, żebyś coś „specjalnie dla mnie” szukała.

Od piątku zastanawiam się, jak mam to zrobić, żeby bezpiecznie stworzyć oddział dla pacjentów z koronawirusem. Nie mam respiratora. Nie mam tlenu. Nie mam personelu - mówi dyrektorka szpitala w Wieruszowie.
Decyzja o tym, że szpital zostaje przekształcony w placówkę zakaźną, gdzie chorzy na COVID-19 mają być hospitalizowani i leczeni, została przekazana do wieruszowskiej placówki w piątek. – Byłam w szoku. I wciąż jestem – mówi Eunika Adamus, dyrektorka szpitala. – Nikt przed podjęciem tej decyzji nie konsultował się ze mną, o nic nie pytał. W decyzji mam za to informację, że jesteśmy, pod względem organizacyjnym, do takiej roli przygotowani. Obawiam się, że to pobożne życzenia.
Do tej pory w szpitalu w Wieruszowie były wydzielone łóżka obserwacyjno-izolacyjne. Jeśli okazywało się, że podejrzany o zakażenie koronawirusem rzeczywiście ma pozytywny wynik testu, był kierowany do innej placówki. Od najbliższej środy, decyzją wojewody łódzkiego Tobiasza Bocheńskiego, w Wieruszowie, zamiast interny, ma działać oddział zakaźny. Wiadomo już, że nie można na ten oddział przyjmować zwykłych pacjentów internistycznych, tych, których można, wypisać do domu, a jeśli stan zdrowia nie pozwala – przewieźć do innego szpitala. Ale nie to jest najpoważniejszym problemem.

– Nie mamy zakaźników. Co więcej, nie mamy personelu, który mógłby zaopiekować się chorymi z koronawirusem – mówi dyrektorka. – Na wieść o tym, że przekształcamy się w szpital zakaźny, natychmiast odeszło dwóch lekarzy. „Umawialiśmy się na pacjentów internistycznych” – mówili. I jeszcze: „Nie chcemy patrzeć na eutanazję”.

Bo, i to jest największy problem dyrekcji szpitala i personelu, który tam pozostał (a jest to dwóch lekarzy oraz trzeci – dojeżdżający do szpitala dwa razy w miesiącu), w szpitalu nie ma ani respiratora, ani anestezjologa.
– Respirator nigdy nie był potrzebny, ponieważ my nie jesteśmy szpitalem zabiegowym, tylko zachowawczym. A poza tym, w związku z brakiem anestezjologa, prawda jest taka, że urządzenia i tak nie miałby kto obsługiwać – tłumaczy dyrektor Adamus. – Nie możemy, niestety, zakładać, że w naszym szpitalu będą leżeli wyłącznie chorzy z dobrą saturacją. Co mam zrobić, jeśli stan chorego pogorszy się nagle, a tak bywa w przypadku koronawirusa? Jak zabezpieczyć takiego człowieka i jak mu pomóc?

Dyrektorka postanowiła kupić tlen, który mogłaby podawać chorym z problemami oddechowymi. W szpitalu nie ma centralnej tlenowni, dlatego miał to być tlen w butli. – W firmie, z którą współpracujemy, usłyszałam, że tlenu brak i nie wiadomo, kiedy będzie. Bo wszyscy kupują. Struchlałam – przyznaje dyrektorka.
Dużo pytań, żadnych odpowiedzi

Przyznaje, że od piątku w głowie ma same pytania, na które nie umie znaleźć odpowiedzi: – Jak dwóch lekarzy poradzi sobie z 25-osobowym oddziałem z pacjentami z koronawirusem? Jak wytłumaczyć choremu, który ma problem z oddychaniem, że w hurtowni nie ma tlenu? I co stanie się z pacjentami po udarze czy zwykłym zapaleniem płuc, których ja u siebie już położyć nie mogę?

Małgosiu oczywiście, że masz nikt tego nie kwestionuje, ale wyszło tak jakbyś zasugerowała tym panem i tyle.
A pan naprawdę nie powinien pojawiać się na tak szacownych forach jak to.

zaprzestań przypisywać swoich wrażeń dyskutantom, a będzie Ci łatwiej rozmawiać.

Kael - ależ to tradycyjnie wina medyków, i pogardliwe NIECH JADĄ!!!

Przeciez teraz zaimportujemy lekarzy!

Podniosa o 25%. Czyli zaden cymes.