Problem homoseksualizmu - wypowiedz psychologa
| Autor |
Wiadomość |
|
Morph
Dołączył(a): Wt mar 10, 2009 21:43 Posty: 246
|
Cytuj: Z tymże homoseksualizm nie jest zaburzeniem psychicznym, tylko normalną, jedną z trzech orientacji seksualnych.
obecnie zdaje się jedną z czterech 
_________________ Miernota w chwilach zagrożenia staje się bezwzględna.
|
| N sie 16, 2009 19:56 |
|
|
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Mi poza homo hetero i bi nic nie wiadomo o innych orientacjach 
|
| N sie 16, 2009 20:20 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Psychol napisał(a): Ciekawi mnie, jak wielu jest katolików-homoseksualistów, którzy zmuszeni są walczyć sami ze sobą, aby żyć w zgodzie ze swoją wiarą.
Hmmm, to trudny problem. Jak wiadomo orientacja to nie jest tylko sex, lecz cała sfera emocjonalno-erotyczna, pragnienie miłości, spelnienia, itp. Jest to coś nierozerwalnego u każdego człowieka. Jeżeli postawimy to w kontekście takiego a nie innego stanowiska danej wiary, która głosi, że ta niezbywalna cecha - cześć naszego "ja" jest złe, to mamy problem. Moim zdaniem jest nie do pogodzenia bycie jednocześnie homoseksualistą i trwanie w wierze katolickiej. To sadomasochizm i pozbawienie się szczęscia, skazanie na depresje i przygnębienie.
|
| N sie 16, 2009 20:25 |
|
|
|
 |
|
Morph
Dołączył(a): Wt mar 10, 2009 21:43 Posty: 246
|
optymista - jeszcze sa aseksualni, których coraz częściej widzi się jako oddzielną orientację seksualną.
Cytuj: Moim zdaniem jest nie do pogodzenia bycie jednocześnie homoseksualistą i trwanie w wierze katolickiej.
bycie czynnym homoseksualistą rzeczywiście nie da się pogodzić z wiarą katolicką.
_________________ Miernota w chwilach zagrożenia staje się bezwzględna.
|
| N sie 16, 2009 21:08 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Moim zdaniem jest nie do pogodzenia bycie jednocześnie homoseksualistą i trwanie w wierze katolickiej. To sadomasochizm i pozbawienie się szczęścia, skazanie na depresje i przygnębienie.
Moim zdaniem da się to, jakimś sporym wysiłkiem woli, pogodzić (w końcu są ludzie żyjący w celibacie, którzy są szczęśliwi). Ale zgadzam się, że dla przytłaczającej większości homoseksualistów ryzyko depresji i przygnębienia jest tak duże, że byłoby dla nich zbyt szkodliwe, gdyby kurczowo trzymali się nauk Kościoła w tej materii. Wydaje mi się, że Kościół wciąż za słabo zagadnienia związane z seksualnością rozpoznaje, w dodatku w jakiś sposób je chyba fetyszyzując.
Z drugiej strony byłbym ostrożny w przypisywaniu cechom, z którymi się rodzimy (płci, orientacji seksualnej, rozmaitym zdolnościom) cechy, którą można określić jako „nierozerwalność z «ja»”. O ile w przypadku tego, co zdobywamy sami, jest to łatwiejsze (wewnętrzny rdzeń mojego jestestwa nie zmieniłby się wcale, gdybym miał np. inne wykształcenie, innych przyjaciół, inną pracę itd. – każdy na swoim przykładzie może to zobaczyć). Byłbym co prawda „innym człowiekiem”, inaczej bym się zachowywał, ale to, co istotne dla samego mojego bycia, byłoby takie samo (byłoby tym samym byciem). Z tej perspektywy również cechy wrodzone, są — dla istoty naszego bycia — mało znaczące.
Dobrze jednak wiem, że mówiąc ludziom, że mają zachowywać się tak czy tak, często utrudnia się im zrozumienie samych siebie. Zwłaszcza, gdy chodzi o zabieranie ludziom drogi do realizacji jednego z najsilniejszych popędów.
|
| N sie 16, 2009 21:17 |
|
|
|
 |
|
Morph
Dołączył(a): Wt mar 10, 2009 21:43 Posty: 246
|
Cytuj: Ale zgadzam się, że dla przytłaczającej większości homoseksualistów ryzyko depresji i przygnębienia jest tak duże, że byłoby dla nich zbyt szkodliwe, gdyby kurczowo trzymali się nauk Kościoła w tej materii.
to się ładnie naukowo nazywa nerwicą eklezjogenną 
_________________ Miernota w chwilach zagrożenia staje się bezwzględna.
|
| N sie 16, 2009 23:28 |
|
 |
|
Witold
Dołączył(a): Śr gru 24, 2008 11:14 Posty: 4800
|
optymista napisał(a): Mi poza homo hetero i bi nic nie wiadomo o innych orientacjach 
Aseksualizm i biseksualizm 
|
| N sie 16, 2009 23:56 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Witold napisał(a): optymista napisał(a): Mi poza homo hetero i bi nic nie wiadomo o innych orientacjach  Aseksualizm i biseksualizm 
Bi już było. Ale np. w Japoni obecnie ponoć mocno statystycznie zauważalna jest orientacja 2D (mangowe obrazki).
|
| Pn sie 17, 2009 8:23 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
Morph napisał(a): to się ładnie naukowo nazywa nerwicą eklezjogenną 
„Po owocach ich poznacie”?
Tu można mówić o dysonansie poznawczym. 
|
| Pn sie 17, 2009 9:58 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Morph napisał(a): optymista - jeszcze sa aseksualni, których coraz częściej widzi się jako oddzielną orientację seksualną.
Znam aseksualizm, ale nie jest póki co klasyfikowany, jako orientacja seksualna, więc za takową go uznać nie można. Nie jestem żadnym naukowcem, ale wydaje mi się, że aseksualizm nie spełnia wielu kryteriów orientacji seksualnej. Morph napisał(a): bycie czynnym homoseksualistą rzeczywiście nie da się pogodzić z wiarą katolicką. Uważasz, że jest coś takiego jak czynni i bierny homoseksualizm? Poza nielicznymi wyjątkami, większość ludzi pragnie realizować się w miłości i związku z drugą osobą. Geje (a przynajmniej ci, którzy pragnienia realizacji bycia z kimś mają, czyli większość) nie mają innej możliwości jak być z facetem, tak samo jak ty, jeśli jesteś hetero nie masz innej możliwości jak być z kobietą. Kościół próbuje więc gejom odebrać możliwość bycia szczęśliwym w pragnieniu, które ma większość ludzi. Jak myślisz, gdyby zbadać stan psychiczny dwóch gejów - akceptującego siebie, spełniającego się w związku i geja, który zmusza się naukami kościoła do życia w samotności, mimo wyraźnych pragnień bycia z kimś, to który by wypadł na zdrowszego mentalnie? Żžz napisał(a): Moim zdaniem da się to, jakimś sporym wysiłkiem woli, pogodzić (w końcu są ludzie żyjący w celibacie, którzy są szczęśliwi). Ale zgadzam się, że dla przytłaczającej większości homoseksualistów ryzyko depresji i przygnębienia jest tak duże, że byłoby dla nich zbyt szkodliwe, gdyby kurczowo trzymali się nauk Kościoła w tej materii. Wydaje mi się, że Kościół wciąż za słabo zagadnienia związane z seksualnością rozpoznaje, w dodatku w jakiś sposób je chyba fetyszyzując.
Oczywiście, że zdarzają się wyjątki od reguły i zapewne są ludzie potrafiący być szczęśliwymi w samotności. Być może niektórzy mają łatwiej ze względu na słąbsze pragnienie bycia z kimś, być może niektórzy są samotnikami z wyboru, mają znacznie mniejszy popęd seksualny lub też są aseksualistami co dodatkowo im pomaga. Oczywiście są też księża, którzy żyją w celibacie (na ile ten celibat jest tylko oficjalny, a na ile sprawdza się w praktyce to już odrębna kwestia...). Mówimy tu jednak nie o wyjątkach, lecz o ogóle/większości ludzi, którzy jednak mają w sobie silne pragnienie realizować się w byciu z drugą osobą, zarówno w sferze emocjonalno-uczuciowej (miłości), jak i bliskości fizycznej (sex). Tego kościół zabrania gejom, a że jest to coś niezbywalnego i nie do zmiany, "zabronienie" to jest równoznaczne z chęcią wpędzenia człowieka w choroby psychiczne, lęki, depresje. Nie wyobrażam sobie, aby kościół był na tyle głupi, żeby sobie nie zdawał z tego sprawy, w końcu pracują tam dość inteligentni ludzie. Czemu więc tak się dzieje, że kościół nie zmienia swoich doktryn i stanowiska wzgledem homo? To dla mnie zagadka - kurczowe trzymanie się postanowień sprzed 2 tys lat? Ślepe zawierzanie wierze, nawet w obliczu odmiennych odkryć nauki współczesnego świata? A może interes samego kościoła, który tak jak każda organizacja ma swoją strategię, trudno zgadnąć. Żžz napisał(a): Z drugiej strony byłbym ostrożny w przypisywaniu cechom, z którymi się rodzimy (płci, orientacji seksualnej, rozmaitym zdolnościom) cechy, którą można określić jako „nierozerwalność z «ja»”. O ile w przypadku tego, co zdobywamy sami, jest to łatwiejsze (wewnętrzny rdzeń mojego jestestwa nie zmieniłby się wcale, gdybym miał np. inne wykształcenie, innych przyjaciół, inną pracę itd. – każdy na swoim przykładzie może to zobaczyć). Byłbym co prawda „innym człowiekiem”, inaczej bym się zachowywał, ale to, co istotne dla samego mojego bycia, byłoby takie samo (byłoby tym samym byciem). Z tej perspektywy również cechy wrodzone, są — dla istoty naszego bycia — mało znaczące.
Tyle, że to co napisałeś, nie zaprzecza nierozerwalności orientacji seksualnej z jestestwem każdego człowieka. Oczywiście, że orientacja to tylko jedna składowa z tysięcy cech, ktore o nas świadczą, jednak orientacja jest stała i niezmienna, a więc jeśli jestem gejem to wpływa to na wybór partnera, na moje emocje, na moje pragnienia, również seksualne, ale też miłości, chęci realizowania się w związku z drugim mężczyzną. Nie wyzbędę się tych pragnień, choćbym nawet chciał, a jeśli bym był osobą wierzącą i posłuszną wszystkim naukom kościoła i tłamsił te moje pragnienia, skończyłoby to się bardzo źle dla mojego zdrowia psychicznego. Kościół katolicki odrzuca te prawdę lub wręcz jej nie rozumie i to jest wielki problem tej organizacji religijnej, jak i jej wyznawców-gejów.
|
| Pn sie 17, 2009 11:20 |
|
 |
|
CzłowiekBezOczu
Dołączył(a): Wt mar 31, 2009 4:54 Posty: 1993
|
Jeżeli chodzi o program i wypowiedzi psychologa to ja uważam że wszystko jest ok, tylko nie wiem po co ten koleś się żenił z kobietą. W zasadzie to jedyny zarzut który można mu postawić. A z drugiej strony to jeżeli to przypadkiem były "rozmowy w toku" to wam powiem że raz tam występowałem i nie radzę do końca wierzyć w to co tam mówią 
|
| Pn sie 17, 2009 12:00 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Mówimy tu jednak nie o wyjątkach, lecz o ogóle/większości ludzi, którzy jednak mają w sobie silne pragnienie realizować się w byciu z drugą osobą, zarówno w sferze emocjonalno-uczuciowej (miłości), jak i bliskości fizycznej (seks). Tego kościół zabrania gejom […] Dla ścisłości — zabrania tylko tego drugiego (seksu; chyba o to chodziło Morphowi). optymista napisał(a): To dla mnie zagadka - kurczowe trzymanie się postanowień sprzed 2 tys lat? Ja bym obstawiał 1600 lat.  Św. Augustyn i wynikające z jego nauk rozumienie seksualności jako grzesznej. Jestem przekonany, że dorobek intelektualny Jana Pawła II pozwoli Kościołowi kiedyś zręcznie z tych wpływów wymanewrować. Piszę to jak najzupełniej poważnie. optymista napisał(a): Ślepe zawierzanie wierze, nawet w obliczu odmiennych odkryć nauki współczesnego świata? A może interes samego kościoła, który tak jak każda organizacja ma swoją strategię, trudno zgadnąć. Wielu teologów to faceci żyjący w celibacie, którym doświadczenie jasno mówi: bez kobiety, czy przyjaciela intymnego da się sensownie żyć. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): […] byłbym ostrożny w przypisywaniu cechom, z którymi się rodzimy […] cechy, którą można określić jako „nierozerwalność z «ja»” […] (wewnętrzny rdzeń mojego jestestwa nie zmieniłby się wcale, gdybym miał np. inne wykształcenie, innych przyjaciół, inną pracę itd. […]). Byłbym co prawda „innym człowiekiem”, inaczej bym się zachowywał, ale to, co istotne dla samego mojego bycia, byłoby takie samo (byłoby tym samym byciem). Z tej perspektywy również cechy wrodzone, są — dla istoty naszego bycia — mało znaczące. Tyle, że to co napisałeś, nie zaprzecza nierozerwalności orientacji seksualnej z jestestwem każdego człowieka. Hmm, orientacja na pewno jest nierozerwalnie związana z potocznie rozumianą tożsamością. Ja jednak próbowałem zwrócić uwagę na samą istotę istnienia, na bycie samo w sobie. optymista napisał(a): Oczywiście, że orientacja to tylko jedna składowa z tysięcy cech, które o nas świadczą, jednak orientacja jest stała i niezmienna, a więc jeśli jestem gejem to wpływa to na wybór partnera, na moje emocje, na moje pragnienia, również seksualne, ale też miłości, chęci realizowania się w związku z drugim mężczyzną. Tak. To wszystko wpływa na moje wybory, na moje emocje, na moje pragnienia. Ale są to jedynie atrybuty. One są mi przypisane, i rzeczywiście ich nie zaneguję. Nie stanowią jednak o moim istnieniu jako istnieniu. Składają się na to, czym jestem, ale nie wpływają na sedno mojego bycia. optymista napisał(a): Nie wyzbędę się tych pragnień, choćbym nawet chciał, a jeśli bym był osobą wierzącą i posłuszną wszystkim naukom kościoła i tłamsił te moje pragnienia, skończyłoby to się bardzo źle dla mojego zdrowia psychicznego.
Jeśli pragnienia będą tłamszone, to rzeczywiście będzie to katastrofa dla psychiki. W posłuszeństwie dla posłuszeństwa też trudno mi dojrzeć w tym przypadku wartość (tzn. jest — ochrona przed pychą, ale w przypadku który tu omawiamy, ślepe posłuszeństwo jest ewidentnie szkodliwe). Ale można ujrzeć siebie, poza swoimi wszelkimi pragnieniami, nie tłamsząc, a jakby „zawieszając” („odrzucając”, ale nie w sensie tłamszenia, tylko raczej jako odróżnienie s i e b i e od swoich pragnień). I nie mam teraz na myśli wyłącznie trybad i pederastów  . To dotyczy wszystkich — wszystkich nas, i wszystkich aspektów naszego życia.
Św. Paweł wspominał coś o języku aniołów. Przypuszczam, że w nim łatwiej byłoby to jasno opisać 
|
| Pn sie 17, 2009 12:24 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Żžz napisał(a): Dla ścisłości — zabrania tylko tego drugiego (seksu; chyba o to chodziło Morphowi).
Och cóż za miłosierny akt ze strony kościoła  Niech więc każdy heteroseksualista sobie wyobrazi, że ktoś mu nakazuje nie współżyć z osobą, którą kocha i tworzy związek i sam sobie odpowie, czy jest to na dłuższą metę zdrowe i w ogóle możliwe  Żžz napisał(a): Ja bym obstawiał 1600 lat.  Św. Augustyn i wynikające z jego nauk rozumienie seksualności jako grzesznej. Jestem przekonany, że dorobek intelektualny Jana Pawła II pozwoli Kościołowi kiedyś zręcznie z tych wpływów wymanewrować. Piszę to jak najzupełniej poważnie. Na dorobku JP2 chyba nic się nie da zmienić, on był przecież homofobem. Żžz napisał(a): Wielu teologów to faceci żyjący w celibacie, którym doświadczenie jasno mówi: bez kobiety, czy przyjaciela intymnego da się sensownie żyć.
Ale to właśnie by pokazało ich głupotę i krótkowzroczność, a w to mi się nie za bardzo chce wierzyć. Skoro sami się nazywają "powołanymi", to chyba zdają sobie sprawę, że należą do grupy nielicznej, a większość społeczeństwa jednak chce się realizować w spełnieniu jakie niesie ze sobą związek partnerski z drugą osobą. Poza tym nie wiem na ile ich celibat jest realizowany w wymiarze praktycznym. Doskonale wiemy, że różnie z tym może bywać. Tak naprawdę podejście kościoła jest kontrowersyjne już na poziomie związków heteroseksualnych. W dzisiejszych czasach mało która para realizuje te nauki, nawet jeśli uważają się za katolików. Żžz napisał(a): Tak. To wszystko wpływa na moje wybory, na moje emocje, na moje pragnienia. Ale są to jedynie atrybuty. One są mi przypisane, i rzeczywiście ich nie zaneguję. Nie stanowią jednak o moim istnieniu jako istnieniu. Składają się na to, czym jestem, ale nie wpływają na sedno mojego bycia.
Do czego więc dążysz? Ustalilismy już, że pragnienia wynikające z orientacji są niezmienne i niezbywalne, przynajmniej u większości ludzi. Jeśli więc wyborem jednostki jest chęć bycia z partnerem tej samej płci, wynikająca z homoseksualnej orientacji, którą to potępia kościół, a w efekcie potępia czyny jednostki, które wynikają z realizacji naturalnych pragnień, to mamy sprzeczność polegającą na niemożliwości pogodzenia jednego z drugim. Żžz napisał(a): Ale można ujrzeć siebie, poza swoimi wszelkimi pragnieniami, nie tłamsząc, a jakby „zawieszając” („odrzucając”, ale nie w sensie tłamszenia, tylko raczej jako odróżnienie s i e b i e od swoich pragnień). I nie mam teraz na myśli wyłącznie trybad i pederastów  . To dotyczy wszystkich — wszystkich nas, i wszystkich aspektów naszego życia. Oczywiście, że można na siebie spojrzeć w tej kategorii, tylko że to nie zmienia faktu istnienia pragnień, o których tu rozmawiamy. A skoro one są, tzn, że jest też chęć ich realizacji, co wynika jedno z drugiego. Sugerujesz, że ktoś sobie może owe pragnienia "zawiesić" i tak trwać przez lata, będąc szczęśliwym człowiekiem? Wg mnie to niemożliwe, ale być może są tacy ludzie, którzy sobie to tłumaczą akurat w ten sposób, co pomaga im wytrwać ich osobiste niespełnienie w realizowaniu ich pragnień  To wszystko to jednak jedno i to samo zjawisko, sprowadzające się do tego samego, tylko inaczej nazwanego/postrzeganego. Żžz napisał(a): Św. Paweł wspominał coś o języku aniołów. Przypuszczam, że w nim łatwiej byłoby to jasno opisać 
Nie zajmuję się analizą religijnych postaci 
|
| Pn sie 17, 2009 17:38 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Ja bym obstawiał 1600 lat.  Św. Augustyn i wynikające z jego nauk rozumienie seksualności jako grzesznej. Jestem przekonany, że dorobek intelektualny Jana Pawła II pozwoli Kościołowi kiedyś zręcznie z tych wpływów wymanewrować. Piszę to jak najzupełniej poważnie. Na dorobku JP2 chyba nic się nie da zmienić […] Myślę, że się mylisz. JPII podkreślał jednoczącą rolę aktu seksualnego, tzn. w jego nauczaniu widać dowartościowanie tego aktu, że nie ogranicza się do prokreacji. To na prawdę dobry punkt wyjścia do ostatecznego zerwania Kościoła z resztkami manicheizmu. Nazwanie zaś Wojtyły homofobem uważam za przesadę — co prawda sprzeciw wobec utrzymywania kontaktów homoseksualnych jest w jego pismach wyraźny i jaskrawy, ale nie widzę tam «niechęci», «lęku», czy «wrogości» wobec homoseksualistów. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Wielu teologów to faceci żyjący w celibacie, którym doświadczenie jasno mówi: bez kobiety, czy przyjaciela intymnego da się sensownie żyć. […]Skoro sami się nazywają "powołanymi", to chyba zdają sobie sprawę, że należą do grupy nielicznej, a większość społeczeństwa jednak chce się realizować w spełnieniu jakie niesie ze sobą związek partnerski z drugą osobą. Może właśnie nie zdają sobie sprawy? Katechizm Kościoła Katolickiego pisze wprost: „homoseksualiści powołani są do życia w czystości” (cytat z pamięci). Tutaj znowu Augustyn z Hippony pobrzmiewa (czystość=wstrzemięźliwość). optymista napisał(a): Poza tym nie wiem na ile ich celibat jest realizowany w wymiarze praktycznym. Doskonale wiemy, że różnie z tym może bywać. To znaczy nie wiesz, czy wiesz doskonale?  optymista napisał(a): Tak naprawdę podejście kościoła jest kontrowersyjne już na poziomie związków heteroseksualnych. W dzisiejszych czasach mało która para realizuje te nauki, nawet jeśli uważają się za katolików. Tak, to prawda. Z drugiej strony, wiele zarzutów względem nauczania Kościoła uważam za wysuwane na wyrost, jakby bez zrozumienia źródeł, z których to nauczanie się bierze. Ale to nie ten wątek. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Ale można ujrzeć siebie, poza swoimi wszelkimi pragnieniami, nie tłamsząc, a jakby „zawieszając” […] To dotyczy wszystkich — wszystkich nas, i wszystkich aspektów naszego życia. Oczywiście, że można na siebie spojrzeć w tej kategorii, tylko że to nie zmienia faktu istnienia pragnień, o których tu rozmawiamy. A skoro one są, tzn, że jest też chęć ich realizacji, co wynika jedno z drugiego. Sugerujesz, że ktoś sobie może owe pragnienia "zawiesić" i tak trwać przez lata, będąc szczęśliwym człowiekiem? Wg mnie to niemożliwe, ale być może są tacy ludzie, którzy sobie to tłumaczą akurat w ten sposób, co pomaga im wytrwać ich osobiste niespełnienie w realizowaniu ich pragnień
Ponoć doświadczenie religijne (doświadczenie, nie katecheza) uczy wprost, że im bliżej Tego, Który Jest, tym trudniej mówić o jakichś osobistych pragnieniach — pozostaje tylko miłość. I nie ma to nic wspólnego z patologiami takimi jak tłamszenie swoich pragnień, jak „sublimacja”, jak uleganie jakimś swoim rojeniom. Mądrzy ludzie powiadają, że tak po prostu jest. O tym samym pisze chyba tutaj św. Paweł.
Chcę tylko pokazać, skąd mogą brać się pewne zalecenia Kościoła, i że zalecenia te w pewnych przypadkach mogą być sensowne o tyle, że wypływają z pewnego rozpoznania rzeczywistości duchowej. Doskonale natomiast zdaję sobie sprawę, że jeśli się ludziom mówi „róbcie tak a tak”, bez wnikania, czy takie bądź inne postępowanie przyniesie im oraz bliźnim pożytek, czy szkodę, to łatwo o wyrządzenie komuś krzywdy.
|
| Pn sie 17, 2009 20:18 |
|
 |
|
Psychol
Dołączył(a): Pt sie 14, 2009 19:59 Posty: 149
|
Cytuj: Poza tym nie wiem na ile ich celibat jest realizowany w wymiarze praktycznym. Doskonale wiemy, że różnie z tym może bywać. Cytuj: (na ile ten celibat jest tylko oficjalny, a na ile sprawdza się w praktyce to już odrębna kwestia...)
Mówisz tak, jakbyś osobiście znał wielu księży, z których każdy z nich ma dziewczynę/narzeczoną/żonę/kochankę...
Skoro księża, zakonnicy i zakonnice potrafią żyć w celibacie to nie widzę problemu, aby homoseksualiści też potrafili. To nie jest tak, że życia w celibacie podejmują się tylko i wyłącznie osoby aseksualne czy seksualnie nieatrakcyjne - bardzo często jest wręcz przeciwnie.
Poza tym każde pojęcie związku sprowadzacie do seksu, jakby to było jedno wielkie centrum miłości, wokół którego wszystko się kręci, a jak się nie kręci to to nie miłość. Jest bardzo dużo rodzajów miłości, poza tym sama miłość to przecież o wiele więcej...
|
| Wt sie 18, 2009 9:51 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|