Problem homoseksualizmu - wypowiedz psychologa
| Autor |
Wiadomość |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Żžz napisał(a): Spodziewałem się cytatów z JPII, a nie omówień, ale OK. Rozumiem Twój osąd.
Dziekuję za zrozumienie, wreszcie...  Tam są nie tylko omówienia, ale też cytaty wzięte w cudzysłów. Żžz napisał(a): Co do wpływu zmiany sposobu rozumienia aktu seksualnego na podejście do homoseksualistów — byłbyś uprzejmy wskazać jakąś przesłankę, na poparcie swego wątpienia? I jak sobie wyobrażasz te oczekiwane zmiany, które wymieniasz, bez zmiany nauczania o naturze seksu?
Ocena aktu seksualnego przez kościół nie ma nic do rzeczy w kwestii oceny homosksualizmu przez te organizacje religijną, ponieważ postrzega ona te orientację jako zło samo w sobie i coś negatywnego, a akty jako grzech ustalone przez samego boga, którego przecież stanowisko jest nie do podważenia  Zmiany, które ja sobie wyobrażam to weryfikacja interpretacji treści biblijnej, na której to przecież kościół wzoruje swoje nauki. Biblia podobno jest jedna i ta sama, jej przekłady już różne, tym bardziej interpretacje. Wiele osób na podstawie biblii dochodzi do zgoła odmiennych wniosków jeśli chodzi o homoskesualizm, niż kościół. Są kościoły, które prezentują lżejsze stanowisko, są nawet kościoły reformowane, które bazując na tej samej biblii, błogosławią związkom homoseksualnym. Uważam więc, że w obrębie ludzi religijnych i różnych nurtów religii chrześcijańskiej, ocena zjawiska zależy od charakteru interpretacji biblii i chyba tylko na tej płaszczyźnie można upatrywać ewentualne zmiany w stanowisku kościoła katolickiego. Jednak nie sądze, aby były na to duże szanse, ani też aby mogło to nastąpić na przestrzeni najbliższych kilkudziesięciu lat. Żžz napisał(a): Najwyraźniej — niekoniecznie (to à propos 70-letnich dziadków i jurnych 25-latków)Najwyraźniej i.... jakieś poparcie/uargumentowanie dla tego "najwyraźniej? Żžz napisał(a): Co do pierwszej rzeczy, pewnie masz rację. Co do drugiej — wróżenie z fusów. Obawiam się, że też możesz mieć rację, tylko zdziwiłem się, Optymisto, że wygłaszasz taki pogląd, bo to jakby wbrew Twojemu nickowi.  Optymista to tylko nick, do którego bym się zbytnio nie przywiązywał. W życiu jestem bardziej realistą z nutką optymizmu. Nick "optymista" jest pozytywny, dlatego sie na niego zdecydowalem, a poza tym nick który chcialem wybrać w pierwszej kolejności był już zajęty  Tak, czy siak, mój nick nie ma żadnego znaczenia w ocenie kościoła katolickiego, która jest jak najbardziej negatywna, a podejście do homoskesualizmu, które prezentuje ta organizacja to tylko wierzchołek góry lodowej w mojej ocenie kościoła. Żžz napisał(a): Czy widzisz tutaj choćby łagodną poświatę intelektualnej uczciwości?  Co rozumiesz pod pojęciem "intelektualna uczciwość" i jakie argumenty stoją za tym zarzutem? Rojza Genendel napisał(a): Nie wydaje mi się. Przy czym uważam tak na podstawie własnych obserwacji, rozmów ze znajomymi oraz... doświadczeń, w tym także w związkach. Uważam że spore doświadczenie mam w tych sprawach. Bardziej wiarygodna wydaje mi się taka oto wersja: Dr Kinsey, jak obecnie cała współczesna medycyna, twierdził, że nie ma 2 lub 3 odrębnych od siebie orientacji seksualnych. Istnieje kontinuum, polegające na skrajnych: hetero i homoseksualizmie i całej gamie pośrednich orientacji, które w zależności od natężenia uczuć do jednej z płci zbliżają się do tych dwóch biegunów. Właśnie dlatego nie musimy koniecznie mówić, że wszyscy pośrodku są BI. Skala ta wygląda następująco: 0 - całkowicie heteroseksualny/ a 1 - dominuje heteroseksualizm, okazjonalnie zachowania homoseksualne 2 - dominuje heteroseksualizm, z wyraźną przeszłością homoseksualną 3 - w takim samym stopniu heteroseksualny, co homoseksualny 4 - dominuje homoseksualizm , z wyraźną przeszłością heteroseksualną 5 - dominuje homoseksualizm, okazjonalnie zachowania heteroseksualne 6 - całkowicie homoseksualny/ a http://www.geocities.com/bi_happy2000/
Dla mnie to nadal są 3 orientacje, ze wskazaniem na różne nasilenie biseksualizmu, którego nigdy nie negowałem, a wręcz również miałem okazje widzieć wśród moich znajomych i nie tylko.
0 - heteroseksualizm
1-5 - biseksualizm o różnej sile ukierunkowania popędu na daną płeć
6 - homoseksualizm
Powszechnie przyjęte definicje mówiące o 3 rodzajach orientacji seksualnej są tylko uproszczonymi wersjami tego co podałaś, a nie czymś innym. Nikt przecież nie neguje faktu i chyba każdy wie, że biseksualizm nie zawsze musi występować w formie 50% : 50% jako równomiernie rozłożonego popędu na obie płcie.
|
| Wt sie 18, 2009 23:17 |
|
|
|
 |
|
Psychol
Dołączył(a): Pt sie 14, 2009 19:59 Posty: 149
|
Nie widzę sensu dopatrywania się ilości orientacji seksualnych - kto komu czego chce dowieść? Takie małe ostrzeżenie przed offtopem, bo z tego się robi konkurs 'kto wymyśli więcej orientacji seksualnych'. btw. jak określić orientację seksualną kobiety, która mimo, że urodziła się kobietą, czuła się mężczyzną i do mężczyzn właście czuła pociąg, przez co można ją było nazwać lesbijką. Po zmianie płci jednak, mimo że już była mężczyzną zarówno fizycznie jak i chyba psychicznie, zmienił(a) orientację i stwierdził(a), że teraz pociągają jego/ją wyłącznie mężczyźni, przez co można ją/jego nazwać gejem?
Wybaczcie, że nie przytaczam cytatów, ale ogrom świeżego tekstu sprawił, że odechciało mi się kopiowania poszczególnych cytatów, jednak odniosę się do opinii mówiącej, że papież Jan Paweł II był homofobem - otóż nie był on homofobem, głoszone przez niego poglądy też nie podchodziły pod homofobię. Jeśli jednak uważasz, że Jan Paweł II był homofobem, to homofobem zmuszony jesteś nazwać każdego wierzącego katolika, gdyż sumienie każdego katolika jest (a właściwie: powinno być) zgodne z tym, co głosi papież, gdyż czyni on to w imieniu całego Kościoła.
|
| Śr sie 19, 2009 0:00 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
Psychol napisał(a): […] sumienie każdego katolika jest (a właściwie: powinno być) zgodne z tym, co głosi papież, gdyż czyni on to w imieniu całego Kościoła. Czy zagłuszanie głosu sumienia głosem cudzym, choćby to był nawet Urząd Nauczycielski Kościoła, jest właściwą postawą wierzących? optymista napisał(a): Ocena aktu seksualnego przez Kościół nie ma nic do rzeczy w kwestii oceny homoseksualizmu przez tę organizację religijną, ponieważ postrzega ona te orientację jako zło samo w sobie i coś negatywnego, a akty jako grzech ustalone przez samego boga, którego przecież stanowisko jest nie do podważenia  Ależ właśnie Ci tłumaczę , że jak najbardziej ma, bo homoseksualizmu Kościół bynajmniej nie traktuje jako zła samego w sobie, wskazuje natomiast na stosunek homoseksualny jako niedopuszczalny, gdyż sprzeczny z kościelnym wyobrażeniem o naturze seksualności. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Czy widzisz tutaj choćby łagodną poświatę intelektualnej uczciwości?  Co rozumiesz pod pojęciem "intelektualna uczciwość" i jakie argumenty stoją za tym zarzutem? Napisałeś, że nie interesuje Cię nauka Kościoła, a tylko to co mówi na interesujący Ciebie temat. Innymi słowy — świadomie chcesz wyrywać rzeczy z kontekstu. Właściwie to nawet gorzej — żądasz czegoś, nie próbując zrozumieć jakie przeszkody stoją na drodze do realizacji tego postulatu. Jak dzieciak, który się uparł i tupie… optymista napisał(a): Rojza Genendel napisał(a): […] Bardziej wiarygodna wydaje mi się taka oto wersja: […] 0 - całkowicie heteroseksualny/ a 1 - dominuje heteroseksualizm, okazjonalnie zachowania homoseksualne 2 - dominuje heteroseksualizm, z wyraźną przeszłością homoseksualną 3 - w takim samym stopniu heteroseksualny, co homoseksualny 4 - dominuje homoseksualizm , z wyraźną przeszłością heteroseksualną 5 - dominuje homoseksualizm, okazjonalnie zachowania heteroseksualne 6 - całkowicie homoseksualny/ a
[…] Powszechnie przyjęte definicje mówiące o 3 rodzajach orientacji seksualnej są tylko uproszczonymi wersjami tego co podałaś, a nie czymś innym. Nikt przecież nie neguje faktu i chyba każdy wie [podr. moje, Żžz], że biseksualizm nie zawsze musi występować w formie 50% : 50% jako równomiernie rozłożonego popędu na obie płcie.
Optymisto, człowieku wielkiej wiary!
|
| Śr sie 19, 2009 0:29 |
|
|
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Żžz napisał(a): Ależ właśnie Ci tłumaczę , że jak najbardziej ma, bo homoseksualizmu Kościół bynajmniej nie traktuje jako zła samego w sobie, wskazuje natomiast na stosunek homoseksualny jako niedopuszczalny, gdyż sprzeczny z kościelnym wyobrażeniem o naturze seksualności.
Nie traktuje jako zła? To dla mnie jakaś nowość. Jestem zdania, że nie traktuje tej orientacji jako właściwą, tylko jako złą, nieodpowiednią, coś negatywnego. Wręcz wypiera ze swej świadomości fakt, że jest to orientacja seksualna, za każdym razem odnosząc się do homoseksualizmu jako do przypadłości, skłonności, ułomności, nigdy nie nazywając wprost orientacją seksualną. Ale nawet w oderwaniu od powyższego, już sama ocena seksu gejowskiego jako zła jest wielce negatywna i niedopuszczalna z humanitarnego punktu widzenia, jak również w kontekście naukowej definicji orientacji seksualnej, w tym homoseksualizmu i wynikających z tego naturalnych potrzeb psychofizycznych człowieka. Żžz napisał(a): Napisałeś, że nie interesuje Cię nauka Kościoła, a tylko to co mówi na interesujący Ciebie temat. Innymi słowy — świadomie chcesz wyrywać rzeczy z kontekstu. Właściwie to nawet gorzej — żądasz czegoś, nie próbując zrozumieć jakie przeszkody stoją na drodze do realizacji tego postulatu. Jak dzieciak, który się uparł i tupie…
Źle mnie zrozumiałeś. Nauka kościoła nie interesuje mnie w wymiarze osobistym, ponieważ mnie nie dotyczy, ani też nie rusza. Natomiast jestem dość dobrze zorientowany w naukach kościoła i w ogóle wiedzy o tej organizacji religijnej, nie tylko nt jej stanowiska wobec homoseksualizmu. Natomiast w kontekście tematu w jakim się znajdujemy rzeczywiście nie uważam, aby sens miało poruszanie szerszych zagadnień. Żžz napisał(a): Optymisto, człowieku wielkiej wiary! Nie sądzę, abyśmy podzielali te same wartości, w które wierzymy  Psychol napisał(a): Nie widzę sensu dopatrywania się ilości orientacji seksualnych - kto komu czego chce dowieść? Takie małe ostrzeżenie przed offtopem, bo z tego się robi konkurs 'kto wymyśli więcej orientacji seksualnych'. btw. jak określić orientację seksualną kobiety, która mimo, że urodziła się kobietą, czuła się mężczyzną i do mężczyzn właście czuła pociąg, przez co można ją było nazwać lesbijką. Po zmianie płci jednak, mimo że już była mężczyzną zarówno fizycznie jak i chyba psychicznie, zmienił(a) orientację i stwierdził(a), że teraz pociągają jego/ją wyłącznie mężczyźni, przez co można ją/jego nazwać gejem?
To zupełnie co innego - transseksualizm, który nie ma nic do rzeczy z orientacją seksualną. Określenie płci takiej osoby zależy od tego, jaką płcią mentalnie się czuje, pownieważ transseksualizm to płeć faceta w ciele kobiety lub na odwrót, na czym polega tragedia tych ludzi i chęć fizycznej korekty płci, aby była zgodna z mentalną identyfikacją. Natomiast orientacja to co innego, tak samo jak u wszystkich osób, mogą być homo, bi lub hetero. Psychol napisał(a): Wybaczcie, że nie przytaczam cytatów, ale ogrom świeżego tekstu sprawił, że odechciało mi się kopiowania poszczególnych cytatów, jednak odniosę się do opinii mówiącej, że papież Jan Paweł II był homofobem - otóż nie był on homofobem, głoszone przez niego poglądy też nie podchodziły pod homofobię.
Wg mnie podchodziły. I wybacz, ale to ja i środowisko, które reprezentuję mamy największe umocowanie do decydowania o tym kto jest homofobem, a kto nie. Oczywiście możesz uważać, że nie mam racji, dlatego proponuję zapytać innych gejów dlaczego sądzą, że JP2 był homofobem. Psychol napisał(a): Jeśli jednak uważasz, że Jan Paweł II był homofobem, to homofobem zmuszony jesteś nazwać każdego wierzącego katolika, gdyż sumienie każdego katolika jest (a właściwie: powinno być) zgodne z tym, co głosi papież, gdyż czyni on to w imieniu całego Kościoła.
Oczywiście masz racje - każdy człowiek kto w pełni identyfikuje się z homofobicznym nauczaniem kościoła, automatycznie jest homofobem, przy założeniu, że te nauczanie kościoła przyjął i zaakceptował po zastanowieniu i osobistej weryfikacji we własnym sumieniu, a nie tępą naiwnością. Musielibyśmy jednak założyć, że absolutnie wszyscy katolicy to na tyle gorliwie przyjmujące nauki kościelne owieczki, że przyjęcie każdej nauki kościoła poprzedzają wielkimi przemyśleniami i niczego z tych nauk nie odrzucają, a w to śmiem wątpić, bo znam i osobiście mam mnóstwo znajomych katolików, którzy nie podzielają stanowiska kościoła w sprawie homoseksualizmu, więc w mojej opinii takie osoby nie są homofobiczne.
|
| Śr sie 19, 2009 10:02 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Nie traktuje jako zła? […] Jestem zdania, że nie traktuje tej orientacji jako właściwą, tylko jako złą, nieodpowiednią, coś negatywnego. Wręcz wypiera ze swej świadomości fakt, że jest to orientacja seksualna, za każdym razem odnosząc się do homoseksualizmu jako do przypadłości, skłonności, ułomności, nigdy nie nazywając wprost orientacją seksualną. Tylko że tej „przypadłości”, „skłonności” czy „przypadłości”, wbrew temu, co zdajesz się sugerować, nie traktuje jako grzesznej samej w sobie. Rozumiem, że ten czy inny posiadacz koloratki może pleść jakieś głupoty, że ten czy ów z przykładnie nawiedzających co niedziela kościół, może słabo rozumieć te problemy. Nauczanie autentyczne (autentyczne w sensie eklezjalnym) jest jednak inne… optymista napisał(a): Ale nawet w oderwaniu od powyższego, już sama ocena seksu gejowskiego jako zła jest wielce negatywna i niedopuszczalna z humanitarnego punktu widzenia, jak również w kontekście naukowej definicji orientacji seksualnej, w tym homoseksualizmu i wynikających z tego naturalnych potrzeb psychofizycznych człowieka. Tak, z tym się zgadzam. No ale o tym już pisałem, wskazując na przyczyny takiego stanu rzeczy. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Napisałeś, że nie interesuje Cię nauka Kościoła, a tylko to co mówi na interesujący Ciebie temat. Innymi słowy — świadomie chcesz wyrywać rzeczy z kontekstu. Właściwie to nawet gorzej — żądasz czegoś, nie próbując zrozumieć jakie przeszkody stoją na drodze do realizacji tego postulatu. Jak dzieciak, który się uparł i tupie… Źle mnie zrozumiałeś. Nauka kościoła nie interesuje mnie w wymiarze osobistym […]. Natomiast jestem dość dobrze zorientowany w naukach kościoła i w ogóle wiedzy o tej organizacji religijnej, nie tylko nt jej stanowiska wobec homoseksualizmu. Natomiast w kontekście tematu w jakim się znajdujemy rzeczywiście nie uważam, aby sens miało poruszanie szerszych zagadnień. wytł. moje — ŻžzMoim zdaniem temat jest bardzo poważny i domaga się poważnego traktowania. Oczywiście, możesz być innego zdania. Chociaż trochę się dziwię — Tobie powinno na tym zależeć bardziej. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Optymisto, człowieku wielkiej wiary! Nie sądzę, abyśmy podzielali te same wartości, w które wierzymy  Wartości niektórzy rozumieją jako «byty idealne» (takie abstrakcje) «wzywające do ich spełniania». W takim ujęciu w wartości nie ma sensu «wierzyć», je się «rozpoznaje».  optymista napisał(a): I wybacz, ale to ja i środowisko, które reprezentuję mamy największe umocowanie do decydowania o tym kto jest homofobem, a kto nie. Z tym umocowaniem, to trudna sprawa i duża odpowiedzialność…
|
| Śr sie 19, 2009 13:45 |
|
|
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Żžz napisał(a): Tylko że tej „przypadłości”, „skłonności” czy „przypadłości”, wbrew temu, co zdajesz się sugerować, nie traktuje jako grzesznej samej w sobie.
To żaden powód do akceptacji stanowiska kościoła względem homoseksualizmu. Inna ocena samej orientacji (którą to też traktuje w sposób negatywny, nie nazywając jej orientacją) i inna ocena aktów, jest tylko sprytnym zabiegiem, mającym na celu okrycie się pozornym wizerunkiem kogoś zatroskanego, rozumiejącego, akceptującego gejów. Tymczasem jest to tak naprawdę ocena człowieka, ponieważ z określonej orientacji wynikają określone czyny i nie da się tego traktować w sposób rozdzielny. Chyba, że kościół nie rozumie tego czym jest orientacja człowieka i jaki wywołuje impakt na jego sferę emocjonalno-fizycznych zachowań. Żžz napisał(a): Rozumiem, że ten czy inny posiadacz koloratki może pleść jakieś głupoty, że ten czy ów z przykładnie nawiedzających co niedziela kościół, może słabo rozumieć te problemy. Nauczanie autentyczne (autentyczne w sensie eklezjalnym) jest jednak inne…
Nie wydaje mi się, aby owe "autentyczne nauczanie" zakładało, że homo jest jedną z orientacji seksualnych. Poza tym w wielu oficjalnych kościelnych tekstach spotkać się możemy z określeniami takimi jak wymieniłem wcześniej, tak więc nie są to wbrew temu to piszesz jakieś nic nie znaczące wypowiedzi pojedynczych mało ważnych w hierarchi duchownych, tylko oficjalne stanowiska i nauki, nierzadko ferowane przez kościelne autorytety moralne. Żžz napisał(a): Tak, z tym się zgadzam. No ale o tym już pisałem, wskazując na przyczyny takiego stanu rzeczy.
+ homofobia, która tak jak u innych ludzi, występuje również wśród duchownych, a homofobia to tylko oliwa do ognia stanowiska kościoła jakie obecnie mamy Żžz napisał(a): Moim zdaniem temat jest bardzo poważny i domaga się poważnego traktowania. Oczywiście, możesz być innego zdania.
Chociaż trochę się dziwię — Tobie powinno na tym zależeć bardziej.
Stanowisko kościoła samo w sobie jest mało istotne. To ich (ewentualnie wasz) cyrk i kto chce niech w tym siedzi jego sprawa. Zagadnieniem na miarę poważnego problemu jest dla mnie jak pomóc tym gejom, którzy są zindoktrynowani nauczaniem kościelnym, które ma fatalne skutki na ich życie, szczęście, samorealizację, itp. Żžz napisał(a): Wartości niektórzy rozumieją jako «byty idealne» (takie abstrakcje) «wzywające do ich spełniania». W takim ujęciu w wartości nie ma sensu «wierzyć», je się «rozpoznaje».  W tym momencie kończy się między nami jakakolwiek nić zrozumienia na tej płaszczyźnie, ponieważ nie identyfikuje wartości z bytami, co sugeruje mi jakieś religijne emanacje, co mi się już nie podoba  Żžz napisał(a): Z tym umocowaniem, to trudna sprawa i duża odpowiedzialność…
Chodzi o to, że to my- geje i lesbijki, jesteśmy grupą, która doświadcza z różnych stron i w różnych natężeniu problemu homofobii i to my lepiej wiemy co i kto jest homofobiczny, niż ktokolwiek inny. Jeśli uważasz, że moje zdanie o JP2 jako homofobie jest wyssane z palca to sobie poszukaj w google for gejowskich na których znajdziesz masę wypowiedzi innych gejów o tym przywódcy religijnym. Wypowiedzi, przy których moje "JP2 jest homofobem" to pikuś. Może wtedy zrozumiesz, że znaczna część gejów ma takie zdanie o zmarłym papieżu (jak duża i czy wszyscy to nie wiem, ankiety nigdy nie robiłem, piszę z własnych doświadczeń, rozeznania i obserwacji w środowisku).
|
| Cz sie 20, 2009 22:00 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Zagadnieniem na miarę poważnego problemu jest dla mnie jak pomóc tym gejom, którzy są zindoktrynowani nauczaniem kościelnym, które ma fatalne skutki na ich życie, szczęście, samorealizację, itp. Mam nadzieję, że to co tutaj piszę, będzie pomocne. optymista napisał(a): To żaden powód do akceptacji stanowiska kościoła względem homoseksualizmu. Inna ocena samej orientacji (którą to też traktuje w sposób negatywny, nie nazywając jej orientacją) i inna ocena aktów, jest tylko sprytnym zabiegiem, mającym na celu okrycie się pozornym wizerunkiem kogoś zatroskanego, rozumiejącego, akceptującego gejów. Tymczasem jest to tak naprawdę ocena człowieka, ponieważ z określonej orientacji wynikają określone czyny i nie da się tego traktować w sposób rozdzielny. Chyba, że kościół nie rozumie tego czym jest orientacja człowieka i jaki wywołuje impakt na jego sferę emocjonalno‑fizycznych zachowań. Otóż w nauczaniu Kościoła ocena człowieka jest zawsze dosyć wysoka. Kościół w swoim nauczaniu na każdym niemal kroku podkreśla niezbywalną ludzką godność. Nie odrzuca żadnego człowieka, potępia zaś (wedle swojego rozeznania) czyny. I nie jest to żaden „sprytny zabieg”, tylko stanowisko mające swoje oparcie w katolickiej wizji człowieka, jako istoty rozumnej i za czyny odpowiedzialnej. Nikogo Kościół za homoseksualizm nie potępia. Wg Kościoła, główny sens stosunku płciowego zawiera się w jego wewnętrznym skierowaniu na prokreację. Co prawda, Kościół przyznaje obecnie, że seks służy również budowaniu więzi itd., ale podstawowy sens stosunku pozostaje wciąż w jego nauczaniu taki sam — prokreacja, mimo powszechnego doświadczenia niecelibatariuszy, że funkcja prokreacyjna jest zasadniczo wtórna wobec społecznej. Tego właśnie Kościół zdaje się nie rozumieć: że seksualność służy głównie budowaniu więzi między kochającymi się osobami, i że jest to seksu funkcja prymarna. Przyjmując, wbrew doświadczeniu, za podstawowy sens stosunku prokreację, nie da się mówić w ogóle o orientacjach seksualnych, gdyż w tym rozumieniu stosunek nieheteroseksualny pozbawiony jest swojej podstawowej funkcji. O to chodzi Kościołowi, gdy nazywa taki akt „nieuporządkowanym”: nie widzi w nim tego, co istotne dla seksu, bo nie rozpoznaje, że seks w pierwszej kolejności służy czemu innemu, niż zapłodnieniu. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Wartości niektórzy rozumieją jako «byty idealne» (takie abstrakcje) «wzywające do ich spełniania». W takim ujęciu w wartości nie ma sensu «wierzyć», je się «rozpoznaje».  W tym momencie kończy się między nami jakakolwiek nić zrozumienia na tej płaszczyźnie, ponieważ nie identyfikuje wartości z bytami, co sugeruje mi jakieś religijne emanacje, co mi się już nie podoba  Ciekawe: „ bytowanie wartości” kojarzy się Tobie z religią bardziej, niż „ wiara w wartości”? Pytam poważnie, ciekawi mnie to. optymista napisał(a): Chodzi o to, że to my - geje i lesbijki, jesteśmy grupą, która doświadcza z różnych stron i w różnych natężeniu problemu homofobii i to my lepiej wiemy co i kto jest homofobiczny, niż ktokolwiek inny. Jeśli uważasz, że moje zdanie o JP2 jako homofobie jest wyssane z palca to sobie poszukaj w google for gejowskich na których znajdziesz masę wypowiedzi innych gejów o tym przywódcy religijnym. Wypowiedzi, przy których moje "JP2 jest homofobem" to pikuś. Może wtedy zrozumiesz, że znaczna część gejów ma takie zdanie o zmarłym papieżu (jak duża i czy wszyscy to nie wiem, ankiety nigdy nie robiłem, piszę z własnych doświadczeń, rozeznania i obserwacji w środowisku).
Nie, nie uważam Twojego zdania o JPII jako homofobie, za wyssane z palca — wszak wskazałeś przesłanki, na których swój osąd opierasz. Z odpowiedzialnością chodziło mi o to, że łatwo o brak wyważenia sądu, gdy jest się osobiście dotkniętym jakimś działaniem ( nemo iudex in causa sua)…
|
| Pt sie 21, 2009 1:23 |
|
 |
|
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
Z jedną uwagą: akt seksualny ma nie wykluczać żadnego z celów. Budowania trwałej więzi między małżonkami i prokreacji.
Wykluczenie budowania więzi zachodzi np. wtedy, gdy stosunek którąś ze stron poniża w jej godności. Wykluczenie prokreacji - wiadomo.
Ale najważniejsze: wszystko dotyczy małżeństwa, docelowo rodziny.
Współżycie w związku niebędącym małżeństwem jest złem. Niezależnie od płci i stanu osób współżyjących. Kropka.
Akt seksualny nie jest zabawą, zbyt głęboko dotyka całego człowieka. Człowiek nie jest zabawką, nie jest przedmiotem. Współżycie ma wyrażać i pogłębiać więź między ludźmi, więź która jest zdolna do dawania. Siebie - sobie nawzajem, następnie innym ludziom. Własnym dzieciom przede wszystkim.
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
| Pt sie 21, 2009 11:47 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
jo_tka napisał(a): Z jedną uwagą: akt seksualny ma nie wykluczać żadnego z celów. Budowania trwałej więzi między małżonkami i prokreacji. To nie do końca tak. Kościół przecież dopuszcza współżycie między małżonkami w dniach niepłodnych, a więc takie, gdy poczęcie z natury jest wykluczone… Albo po menopauzie… jo_tka napisał(a): Akt seksualny nie jest zabawą, zbyt głęboko dotyka całego człowieka. Człowiek nie jest zabawką, nie jest przedmiotem. Współżycie ma wyrażać i pogłębiać więź między ludźmi, więź która jest zdolna do dawania. Siebie - sobie nawzajem… No tak. jo_tka napisał(a): …następnie innym ludziom. Własnym dzieciom przede wszystkim.
Ładna figura retoryczna, ale niestety zwodnicza. Sugeruje ona, że więź między kochającymi się i podejmującymi współżycie ludźmi jest niespecyficzna, to znaczy, że jest taką samą więzią, jaka jest możliwa poza stałym związkiem. Oznaczałoby to, że więź z każdym członkiem społeczności w jakiej przebywam, mogę pogłębiać poprzez „dawanie siebie”. To piękne. Niestety niepraktyczne, bo może osłabiać znaczenie odpowiedzialności za drugiego człowieka. Więź w stałym związku jest jednak szczególna.
|
| Pt sie 21, 2009 12:33 |
|
 |
|
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
Od końca
Nie doprecyzowałam. Więź w stałym związku jest i musi być szczególna. Dawanie sobie - siebie nie ogranicza się jednak do więzi seksualnej. Ta ją wzmacnia i współ-buduje, ale nie może być jedynym czynnikiem wiążącym.
Niemniej ma owocować zdolnością do daru z siebie niejako na zewnątrz. Dawaniem w innej postaci, więź z dzieckiem jest zupełnie inna, więź z ludźmi na zewnątrz tym bardziej. Niemniej każda więź polega na dawaniu i braniu.
Więź stałego związku nie jest po to, by się zamknąć w sobie (taki bipol skierowany na siebie/ siebie wzajemnie). W tego typu związku jest - w moim odczuciu - coś chorego. Ten bipol ma promieniować, komunikować się z otoczeniem, przyjmować i dawać miłość. To dawanie i przyjmowanie cieszy, daje radość, buduje...
Także w formie nowego życia.
Nie napisałam, że człowiek ma każdy akt seksualny uczynić płodnym (niby jak?) ale że ma nie wykluczać. Nie zamykać się w tym bipolu "tylko my", ale otworzyć na dar.
W końcu jak wskazuje rzeczywistość wola człowieka w tej kwestii nie wystarcza...
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
| Pt sie 21, 2009 18:07 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
Z Twojej wcześniejszej, Jo_tko, wypowiedzi nie odczytałem, że chodzi Ci o generalną relację „dawania‑brania”, na wszystkich płaszczyznach relacji społecznych. Sposób w jaki piszesz sugeruje (tak to przynajmniej odczytuję), że seksualność ma owocować wytworzeniem ogólnej gotowości do dawania. Mam wrażenie, żeś strasznie namieszała. Po prostu nie rozumiem:
jo_tka napisał(a): Więź w stałym związku jest i musi być szczególna. Dawanie sobie - siebie nie ogranicza się jednak do więzi seksualnej. Ta ją wzmacnia i współ‑buduje, ale nie może być jedynym czynnikiem wiążącym. To (raczej?) jasne. jo_tka napisał(a): Niemniej ma owocować zdolnością do daru z siebie niejako na zewnątrz. I tutaj właśnie mam wątpliwości. Wydaje mi się, że ta zdolność jest nadrzędna; że jest konieczna, by objęła również sferę seksualną (a może to po prostu mój pogląd, że kto nie ma „zdolności do daru z siebie na zewnątrz”, nie dojrzał do wiązania się z drugim człowiekiem?). jo_tka napisał(a): Dawaniem w innej postaci; więź z dzieckiem jest zupełnie inna, więź z ludźmi na zewnątrz tym bardziej. Dlatego właśnie, ze względu na różne postacie więzi, wyżej wymieniona zdolność wydaje mi się nadrzędna. Że nabieranie tej zdolności, uczenie się jej w życiu seksualnym, jest podejściem od niewłaściwej strony. jo_tka napisał(a): Więź stałego związku nie jest po to, by się zamknąć w sobie (taki bipol skierowany na siebie/ siebie wzajemnie). W tego typu związku jest - w moim odczuciu - coś chorego. Ten bipol ma promieniować, komunikować się z otoczeniem, przyjmować i dawać miłość.
Również w sferze seksualnej?
Może to kwestia tego, że nie wiem, o jakim zamknięciu i skierowaniu na siebie lub siebie nawzajem piszesz. Ale może znowu wychodzi tu moje przeświadczenie, że do wejścia w związek potrzebna jest dojrzałość do „dawania siebie”. Bo jestem w stanie sobie wyobrazić, że np. jacyś ludzie pobrali się nim de facto byli na to gotowi, i że będąc w małżeństwie, przejawiają to o czym piszesz. Nie wiem.
W sumie to niewiele rozumiem z tego, coś napisała. 
|
| Pt sie 21, 2009 19:19 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
Żžz napisał(a): Mam nadzieję, że to co tutaj piszę, będzie pomocne.
Być może coś przeoczyłem, natomiast wydaje mi się, że nic nie pisałeś nt pomysłów jak pomóc gejom zindoktrynowanym przez kościół, co w efekcie uniemożliwia im prowadzenie szczęśliwego, spełnionego życia. Żžz napisał(a): Otóż w nauczaniu Kościoła ocena człowieka jest zawsze dosyć wysoka. Kościół w swoim nauczaniu na każdym niemal kroku podkreśla niezbywalną ludzką godność. Nie odrzuca żadnego człowieka, potępia zaś (wedle swojego rozeznania) czyny. I nie jest to żaden „sprytny zabieg”, tylko stanowisko mające swoje oparcie w katolickiej wizji człowieka, jako istoty rozumnej i za czyny odpowiedzialnej. Nikogo Kościół za homoseksualizm nie potępia.
Jak już pisałem, wg mnie odrębność w ocenie cechy i człowieka to tylko gra pozorów i sprytna strategia kościoła mająca na celu równocześnie skarcić owieczkę i dalej ją mieć w swoich szeregach. Oczywiście nie polepsza to oceny kościoła za jego postrzeganie samej cechy jako coś negatywnego. Nie masz racji z ostatnim zdaniem. Kościół jak najbardziej potępia za homoseksualizm. Orientacja seksualna to nie jest jakaś sobie cecha, która funkcjonuje w oderwaniu od człowieka, tylko cecha ta istnieje po to, aby wplywać w określony sposób na mentalność, uczucia, pragnienia i zachowania ludzkie. Ktoś kto to rozumie, dostrzega fałszywość kościelnego stanowiska. Żžz napisał(a): Wg Kościoła, główny sens stosunku płciowego zawiera się w jego wewnętrznym skierowaniu na prokreację. Co prawda, Kościół przyznaje obecnie, że seks służy również budowaniu więzi itd., ale podstawowy sens stosunku pozostaje wciąż w jego nauczaniu taki sam — prokreacja, mimo powszechnego doświadczenia niecelibatariuszy, że funkcja prokreacyjna jest zasadniczo wtórna wobec społecznej. Tego właśnie Kościół zdaje się nie rozumieć: że seksualność służy głównie budowaniu więzi między kochającymi się osobami, i że jest to seksu funkcja prymarna. Przyjmując, wbrew doświadczeniu, za podstawowy sens stosunku prokreację, nie da się mówić w ogóle o orientacjach seksualnych, gdyż w tym rozumieniu stosunek nieheteroseksualny pozbawiony jest swojej podstawowej funkcji. O to chodzi Kościołowi, gdy nazywa taki akt „nieuporządkowanym”: nie widzi w nim tego, co istotne dla seksu, bo nie rozpoznaje, że seks w pierwszej kolejności służy czemu innemu, niż zapłodnieniu.
Zaiste bardzo to głęboka analiza znaczenia "nieuporządkowanie". To słowo kompletnie nie wyjaśnia niczego i jest użyte wyłącznie na potrzeby pejoratywizacji i ośmieszenia czegoś co wg tej instytucji jest złe. Zapewne unikanie jak ognia przez kościół, sformułowania orientacja seksualna, tylko "skłonność" ma równie głębokie wytłumaczenie. Tylko nie wiem co z tych wyjaśnień ma wyniknąć dla gejów-katolików. Dyskusja z kościołem w najbliższym czasie ma żaden sens. To tak jak twoja dyskusja z niejaką jotką, która to swoimi wypowiedziami praktycznie burzy jakąkolwiek nić porozumienia, a co więcej, jej wypowiedzi są rażące dla przedstawicieli innych pokojowych światopoglądów, stawiając ich w pozycji kogoś kto nie doświadcza pełnego wymiaru realizowania się w związku partnerskim z drugą osobą. Ona wie lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre. Z takimi ludźmi trudno rozmawiać, jak sam zapewne zdołałeś już tego doświadczyć... Żžz napisał(a): Ciekawe: „bytowanie wartości” kojarzy się Tobie z religią bardziej, niż „wiara w wartości”? Pytam poważnie, ciekawi mnie to.
Nie, natomiast nie będę udawał, że zwroty te zostały "zawładnięte" przez kościół, przynajmniej w Polsce, jako właśnie kojarzące się w ogromnym stopniu z religią. W moim przypadku nie mają one żadnego znaczenia religijnego. "Wiara w wartości" jest moim celowym zabiegiem, aby właśnie uniknąć skojarzeń z religią... Żžz napisał(a): Nie, nie uważam Twojego zdania o JPII jako homofobie, za wyssane z palca — wszak wskazałeś przesłanki, na których swój osąd opierasz. Z odpowiedzialnością chodziło mi o to, że łatwo o brak wyważenia sądu, gdy jest się osobiście dotkniętym jakimś działaniem (nemo iudex in causa sua)…
Może wyjąśnię jedno - niewiele mnie interesują, w sensie osobistego ewentualnego "dotknięcia", wypowiedzi obcych mi ludzi. Tacy ludzie jak były papież, mimo swoich wielu karygodnych sformułowań, nie są mnie w stanie niczym obrazić. Natomiast obrażają całe środowisko w sensie ogółu i ja w takim kontekście to krytykuję, nie ma tu żadnego osobistego wymiaru. Dowodem tego jest choćby to, że jestem ateistą i prowadzę niezwykle hedonistyczny tryb życia, pozbawiony jakiegokolwiek wpływu takiej czy innej religii, jak również obcych mi światopoglądów.
|
| Śr sie 26, 2009 18:05 |
|
 |
|
Jacson
czasowo zablokowany
Dołączył(a): Wt mar 25, 2008 18:38 Posty: 303
|
powiem wprost bez obijania w bawełnę
Kod: homoseksualizm pochodzi od diabła Cytuj: istnieje demon homoseksualizmy, który go powoduje Kod: oczywiście żaden psycholog tego nie potwierdzi bo straciłby wtedy zajęcie, szkoda, że nie wszyscy chrześcijanie o tym wiedzą i dają się zwodzić pogaństwu...
słyszałem o kilku przypadkach uzdrowienia z homoseksualizmu na Mszy o uzdrowienie, a przypadków takich w przypadku modlitwy uwolnienia jeszcze więcej...
|
| Śr sie 26, 2009 19:32 |
|
 |
|
CzłowiekBezOczu
Dołączył(a): Wt mar 31, 2009 4:54 Posty: 1993
|
Toś dowalił do pieca...
Mimo że do pedalstwa (no dobra gejostwa i takie tam mydliny w oczy) mam stosunek (hehe) jaki mam, to ręce mi opadły. 
|
| Śr sie 26, 2009 23:09 |
|
 |
|
Żžz
Dołączył(a): Śr lip 29, 2009 17:59 Posty: 430
|
optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Mam nadzieję, że to co tutaj piszę, będzie pomocne. Być może coś przeoczyłem, natomiast wydaje mi się, że nic nie pisałeś nt pomysłów jak pomóc gejom zindoktrynowanym przez kościół, co w efekcie uniemożliwia im prowadzenie szczęśliwego, spełnionego życia. Racja, nie napisałem. Otóż próbuję pokazać pewne (sprzeczne z katolicką ortodoksją, ale niekiedy w Kościele się pojawiające) spojrzenie na aktualną naukę moralną Kościoła, na katolicką wizję człowieka oraz jego seksualności. Spojrzenie, które w tym różni się od obecnego stanowiska Kościoła, że kładzie nacisk na społeczną funkcję seksu. Rozpoznanie własnego homoseksualizmu oznacza często zerwanie związku z Kościołem. Mnie chodzi o to, żeby zerwanie to było możliwie świadome, co może pomóc w uniknięciu innych przeszkód na drodze do szczęśliwego życia, a które mogą się pojawić na drodze młodego człowieka w momencie, gdy jego dotychczasowe odniesienia obracają się w niwecz. Gdy odrzuca się cały Kościół, że tak powiem, „w piz.u”, łatwo przyjąć to odrzucenie jako jeden z wyznaczników własnego «ja» (jest to niebezpieczeństwo, jakie czasem widać u wojujących ateistów — twierdzą, że religia jest bezsensowna, ale ciągle ich ona jednak uwiera, bo nie potrafią się do niej zdystansować). optymista napisał(a): Jak już pisałem, wg mnie odrębność w ocenie cechy i człowieka to tylko gra pozorów i sprytna strategia kościoła mająca na celu równocześnie skarcić owieczkę i dalej ją mieć w swoich szeregach. Dokonałeś czynu: napisałeś posta na forum. Czy w takim razie jesteś (byłeś) pisaniem tego posta? Czy naprawdę uważasz, że jesteś tym, co w życiu robiłeś? Oczywiście, wszystko, co przeżywamy ma na nas wpływ — ale nic nie jest z nami tożsame. Każdy czyn — jest odrębny względem osoby. A swoją drogą — czy to „karcenie i zatrzymywanie w szeregach” byłoby sensowne? optymista napisał(a): Nie masz racji z ostatnim zdaniem. Kościół jak najbardziej potępia za homoseksualizm. Nie potępia. Zdarzają się wprawdzie wystąpienia członków Kościoła, nawet duchownych, które rzeczywiście są potępiające, ale stoją one w jawnej sprzeczności z nauczaniem. optymista napisał(a): Orientacja seksualna to nie jest jakaś sobie cecha, która funkcjonuje w oderwaniu od człowieka, tylko cecha ta istnieje po to, aby wpływać w określony sposób na mentalność, uczucia, pragnienia i zachowania ludzkie. Ktoś kto to rozumie, dostrzega fałszywość kościelnego stanowiska. Żadna cecha nie determinuje człowieka w sposób celowy. Nikt nie myśli o sobie „mam świetną wyobraźnię przestrzenną i wysoką odporność na stres po to, żeby być kontrolerem lotów”. Cechy człowieka sprzyjają bądź utrudniają realizację jego celów (dlatego dobrze, gdy np. ktoś wyjątkowo sprawny fizycznie i lubiący ruch nie stawia sobie za ważny cel życiowy codziennej, kilkunastogodzinnej pracy za biurkiem  ), ale nie można powiedzieć że „ktoś jest sprawny fizycznie po to, by nie siedział za biurkiem po kilkanaście godzin dziennie”. To, jacy się urodziliśmy, wpływa na nas, ale nie determinuje nas w pełni. Oznaczałoby to przecież, że właściwie nie mamy wpływu na swoje życie... Są wprawdzie cechy wpływające na nasze postępowanie silniej lub słabiej, ale wolnej woli jednak one nigdy nie przekreślają. Mogą ją nakierunkowywać (czasem na naszą szkodę — taką cechą jest np. kłótliwość), ale jej nie przekreślają. Takie widzenie człowieka jest moim zdaniem uprawnione. I żadna cecha człowieka, nie stanowi o jego istocie. Wygląd fizyczny (zmienia się z wiekiem), upodobania (ludzie podążają za rozmaitymi modami), poglądy (kształtowane są przez doświadczenie życiowe) — nie dość że mogą się zmieniać z wiekiem, to jeszcze każdy z tych przymiotów może odpowiadać jednocześnie wielu osobom (wygląd fizyczny najrzadziej, ale sobowtóry też się jednak zdarzają). A pojedyncza osoba zostaje przez całe swoje życie ta sama, i w swojej istocie niepowtarzalna, odrębna od innych. Niezależnie jak bardzo zmieni się to, w jaki sposób jest postrzegana tak przez siebie, jak i przez otoczenie. optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Wg Kościoła, główny sens stosunku płciowego zawiera się w jego wewnętrznym skierowaniu na prokreację. Co prawda, Kościół przyznaje obecnie, że seks służy również budowaniu więzi itd., ale podstawowy sens stosunku pozostaje wciąż w jego nauczaniu taki sam — prokreacja, mimo powszechnego doświadczenia niecelibatariuszy, że funkcja prokreacyjna jest zasadniczo wtórna wobec społecznej. Tego właśnie Kościół zdaje się nie rozumieć: że seksualność służy głównie budowaniu więzi między kochającymi się osobami, i że jest to seksu funkcja prymarna. Przyjmując, wbrew doświadczeniu, za podstawowy sens stosunku prokreację, nie da się mówić w ogóle o orientacjach seksualnych, gdyż w tym rozumieniu stosunek nieheteroseksualny pozbawiony jest swojej podstawowej funkcji. O to chodzi Kościołowi, gdy nazywa taki akt „nieuporządkowanym”: nie widzi w nim tego, co istotne dla seksu, bo nie rozpoznaje, że seks w pierwszej kolejności służy czemu innemu, niż zapłodnieniu. Zaiste bardzo to głęboka analiza znaczenia "nieuporządkowanie". To słowo kompletnie nie wyjaśnia niczego i jest użyte wyłącznie na potrzeby pejoratywizacji i ośmieszenia czegoś co wg tej instytucji jest złe. Zapewne unikanie jak ognia przez kościół, sformułowania orientacja seksualna, tylko "skłonność" ma równie głębokie wytłumaczenie. Tylko nie wiem co z tych wyjaśnień ma wyniknąć dla gejów‑katolików. Akurat unikanie słowa „orientacja” jest tutaj wyjaśnione. Poza tym nie rozumiem, dlaczego przypisujesz ludziom złą wolę. optymista napisał(a): Dyskusja z kościołem w najbliższym czasie ma żaden sens. To tak jak twoja dyskusja z niejaką jotką, która to swoimi wypowiedziami praktycznie burzy jakąkolwiek nić porozumienia, a co więcej, jej wypowiedzi są rażące dla przedstawicieli innych pokojowych światopoglądów, stawiając ich w pozycji kogoś kto nie doświadcza pełnego wymiaru realizowania się w związku partnerskim z drugą osobą. Ona wie lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre. Z takimi ludźmi trudno rozmawiać, jak sam zapewne zdołałeś już tego doświadczyć... Moja rozmowa z Jo_tką kilka postów wyżej była w porządku. Wypowiedziała się, dała mi do myślenia — skorzystałem. Nie widzę powodu, dla którego miałbym na tę krótką wymianę opinii narzekać.  optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Ciekawe: „bytowanie wartości” kojarzy się Tobie z religią bardziej, niż „wiara w wartości”? Pytam poważnie, ciekawi mnie to. Nie, natomiast nie będę udawał, że zwroty te zostały "zawładnięte" przez kościół, przynajmniej w Polsce, jako właśnie kojarzące się w ogromnym stopniu z religią. W moim przypadku nie mają one żadnego znaczenia religijnego. "Wiara w wartości" jest moim celowym zabiegiem, aby właśnie uniknąć skojarzeń z religią... To może zapytam wprost, bo mnie to interesuje: czym są dla Ciebie wartości, jaka jest ich, Twoim zdaniem, natura? (Nie pytam o to, w jakie wartości wierzysz, czy jakie wartości wyznajesz, tylko o to, czym one są.  ) optymista napisał(a): Żžz napisał(a): Nie, nie uważam Twojego zdania o JPII jako homofobie, za wyssane z palca — wszak wskazałeś przesłanki, na których swój osąd opierasz. Z odpowiedzialnością chodziło mi o to, że łatwo o brak wyważenia sądu, gdy jest się osobiście dotkniętym jakimś działaniem (nemo iudex in causa sua)… Może wyjaśnię jedno - niewiele mnie interesują, w sensie osobistego ewentualnego "dotknięcia", wypowiedzi obcych mi ludzi. […] Natomiast obrażają całe środowisko w sensie ogółu i ja w takim kontekście to krytykuję, nie ma tu żadnego osobistego wymiaru. Dowodem tego jest choćby to, że jestem ateistą […]. Gwoli ścisłości (abstrahując od tego, że rozumiem Twoją opinię) — jakoś nie widzę tego dowodu. Chyba że nie czujesz się częścią środowiska, o którym tutaj napisałeś.  Jacson napisał(a): powiem wprost bez o[w]ijania w bawełnę Kod: homoseksualizm pochodzi od diabła Powiem wprost: nieroztropność również. 
_________________ Homo iudicio certo conscientiae suae semper debet oboedire. Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swego sumienia. — Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1800
|
| Cz sie 27, 2009 12:16 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|