|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 7 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
akacja
Dołączył(a): Cz sie 12, 2004 15:17 Posty: 1998
|
 Kryzys finansowy
W ostatnim czasie z informacji pierwszych stron gazet wyłania się informacja: kryzys finansowy: krach na giełdzie, spadki notowań na giełdzie, zrozpaczeni maklerzy, bankructwa banków.
Jakie jest źródło kryzysu? Czy ten kryzys z USA przyjdzie też do Polski?
Co to oznacza dla poziomu życia przeciętnego Polaka i gdzie w tym czasie należy inwestować oszczędności?
|
N lis 23, 2008 17:01 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Poczytaj serwisy finansowe żeby dowiedzieć się, jak bezsensowne są Twoje pytania. Źródło jest ogólnie znane. Na pytanie czy przyjdzie odpowiedź też jest prosta: NIE. Nie w takim wymiarze. Nie jako kryzys jako taki.
Ale:
tak, odczujemy jego skutki na naszej gospodarce,
tak, zwolnimy gospodarczo,
tak, zwiększy nam się bezrobocie.
Po tych trzech "tak" powinnaś wiedzieć jak wpłynie to na przeciętnego Polaka.
A mnie to walnęło osobiście, bo na tydzień przed kredytową rewolucją w Polsce podpisałem umowę przedwstępną na mieszkanie - akurat bank pocięły kredyty we frankach. Ile mnie kosztowało papierków, czasu i nerwów znalezienie banku, który da mi sensowną ofertę - szkoda gadać. A i tak rata będzie wyższa
Crosis
|
N lis 23, 2008 19:01 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Crosis napisał(a): Poczytaj serwisy finansowe żeby dowiedzieć się, jak bezsensowne są Twoje pytania.
Na tej zasadzie to jakieś 90% wątków można uznać za bezsensowne i odesłać pytającego do bliżej nieokreślonych źródeł. Jeśli zaś chodzi o serwisy finansowe to nie przypominam sobie, aby w sierpniu 2007 roku, kiedy to pojawiały się pierwsze problemy na rynku nieruchomości w USA, przedstawiane były liczne prognozy na rok 2008, które w miarę adekwatnie opisywałyby obecną sytuację. Oczywiście trafiały się pesymistyczne prognozy, ale dlaczego czytelnik miałby wybrać akurat te jako najbardziej prawdopodobne?
Poza tym wcale nie uważam, aby odpowiedź na pytanie "Czy ten kryzys z USA przyjdzie też do Polski?" była prosta i brzmiała kategorycznie NIE. Chociaż nie bardzo rozumiem zastrzeżenia "Nie w takim wymiarze. Nie jako kryzys jako taki.". O jaki wymiar Ci chodzi? Zgodziłbym się, że nasze pańswto raczej nie byłoby w stanie wspomóc sektora bankowego kwotą 700 mld. USD, bo wymiar Polski i USA różni się o rząd wielkości.
Na koniec chciałbym polecić blog Piotra Kuczyńskiego. Podaje sporo informacji w dość przystępnej formie, a czytuję go już od lat (tzn. "go" Kuczńskiego, a nie blog). Nie całkiem zgadzam się z jego socjalizującym podejściem do gospodarki, ale uważam, że to nawet lepiej, bo pozwala krytczniej spojrzeć na własne poglądy i oczekiwania.
|
Pn lis 24, 2008 0:13 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Sweet, oczywiście, prognozowania kryzysu nie było, natomiast obecnie nie jest trudno znaleźć dokładny mechanizm tegoż. Ba, są nawet obrazujące sytuację komiksy.
Cytuj: Poza tym wcale nie uważam, aby odpowiedź na pytanie "Czy ten kryzys z USA przyjdzie też do Polski?" była prosta i brzmiała kategorycznie NIE. Chociaż nie bardzo rozumiem zastrzeżenia "Nie w takim wymiarze. Nie jako kryzys jako taki.". O jaki wymiar Ci chodzi? Zgodziłbym się, że nasze pańswto raczej nie byłoby w stanie wspomóc sektora bankowego kwotą 700 mld. USD, bo wymiar Polski i USA różni się o rząd wielkości.
Pisząc nie, miałem na myśli kryzys pokroju kryzysu w USA, czytaj: załamanie się rynku nieruchomości, spadek cen mieszkań na łeb na szyję, bankructwa największych przedsiębiorstw. Dlaczego nie? Z kilku powodów:
- nasze banki nie dawały aż tak liberalnych kredytów hipotecznych;
- nie byliśmy zbyt wielkimi udziałowcami "śmierdzących obligacji" (jak to zostało ładnie opisane w komiksie);
- między nami a upadającymi podmiotami amerykańskimi nie było aż tak znacznych powiązań finansowych.
Natomiast dlaczego napisałem: "Nie w takim wymiarze. Nie jako kryzys jako taki" ?
Ponieważ dociera do nas pokłosie tego kredytu. Moja branża, a więc branża kompaktowych maszyn budowlanych powiązana mocno z sektorem automotive dostała po uszach, i to nie we wrześniu, ale dużo wcześniej. Już wtedy widać było zastopowanie inwestycji w Europie, załamanie sę rynku na nasz produkt.
Drugim strzałem okazał się automotive jako taki. Autobusy, samochody - Polska jest bardzo rozwiniętym krajem jeśli chodzi o bazę dostawców dla tej branży. Sam zresztą wiem, o ile redukują zatrudnienie nasi dostawcy, a od znajomych z innych firm o ile zredukowała załogę Toyota. Zresztą, mój koncern już zwolnił ogólnie ponad 1000 osób w Europie. W mojej fabryce na szczęście poprzestano na nie przedłużeniu umów pracownikom terminowym.
Może sformułowanie nie było do końca jasne, bo coś jednak do nas dotarło. Nie nazwę tego kryzysem, bo kryzys wg mnie miał miejsce w Stanach. Do nas dotarły fale, wynikające z połączeń gospodarczych i tego, na ile ten kryzys w USA wpłynął na światową koniunkturę.
Zresztą, o tym, że coś padnie było wiadomo ciut wcześniej (szkoda, że nie zaufałem sobie i podpisałem wtedy umowę przedwstępną na mieszkanie, ale cóż...) - w każdym razie pod koniec pierwszego kwartału chińskie stalownie podwyższyły cenę o około 100%. Nie licząc podwyżek roku ubiegłego. Tymczasem zachłyśnięta Europa i Rosja brały maszyny i samochody, a kraje takie jak Polsce, Węgry itp karmiły się swoimi cudownymi prognozami rozwoju.
Tylko, że zaraz potem w górę poszedł fracht morski. Nagle okazało się, że landed cost dla stali i stalowych półfabrykatów dla europejskich fabryk wzrósł niemal o 200%. Doliczcie podwyżki, pośrednie, bo stal można kupić w Chinach, ale jeśli kupuje ją Twój poddostawca, następnie ją obrabia, maluje i sprzedaje Tobie... efekt był prosty.
I ten kryzys był wbrew pozorom potrzebny. Coś musiało w końcu zastopować nienaturalnie rozpędzone maszyny gospodarcze niektórych krajów. Inaczej teraz, przy tamtym trendzie mało kogo byłoby stać na mieszkanie, bo deweloper miałby tak wielkie koszty materiałowe, że cena byłaby 50% większa niż teraz... Szkoda tylko, że odbyło się to aż tak gwałtownie.
Crosis
|
Pn lis 24, 2008 19:00 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Crosis napisał(a): Pisząc nie, miałem na myśli kryzys pokroju kryzysu w USA, czytaj: załamanie się rynku nieruchomości, spadek cen mieszkań na łeb na szyję, bankructwa największych przedsiębiorstw. Dlaczego nie? Z kilku powodów: - nasze banki nie dawały aż tak liberalnych kredytów hipotecznych; - nie byliśmy zbyt wielkimi udziałowcami "śmierdzących obligacji" (jak to zostało ładnie opisane w komiksie); - między nami a upadającymi podmiotami amerykańskimi nie było aż tak znacznych powiązań finansowych. Zgoda, to są argumenty przeciwko. ale widziałbym też argumenty za kryzysem, przede wszystkim ryzyko walutowe licznych kredytów w CHF czy EUR. Tego w USA nie mieli. Poza tym w zasadzie zgadzam się z Twoim postem. Zwróciłbym jeszcze tylko uwagę na ostatnie pytanie z posta akacji akacja napisał(a): (...) gdzie w tym czasie należy inwestować oszczędności?
O ile źródła i przyczyny kryzysu to bardziej akademickie rozważania, o tyle to jest bardzo praktyczne pytanie.
Niestety, ja nie znam na nie odpowiedzi, którą mógłbym z czystym sumieniem polecić. Uważam jednak, że ciekawe są obecnie lokaty bankowe czy też obligacje. W niektórych bankach nieźle oprocentowane są tzw. lokaty na żądanie, czyli bez utraty odsetek niezależnie od terminu wypłaty (np. eMax+ w mBanku daje obecnie 6%).
Jak już pisałem, żadnej opcji nie polecam, a jedynie proponuję im się przyjrzeć. Bo ryzyko ponosi oszczędzający inwestor i do niego należy decyzja.
|
Pn lis 24, 2008 19:58 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Cytuj: Zgoda, to są argumenty przeciwko. ale widziałbym też argumenty za kryzysem, przede wszystkim ryzyko walutowe licznych kredytów w CHF czy EUR.
Wiesz, akurat jestem na etapie brania kredytu. Po pierwsze: są droższe. Ale czy bardziej ryzykowne? Nie powiedziałbym. Oczywiście, teraz jeśli chodzi o kredyty w jakiejkolwiek obcej walucie odpadają wszelkie dombanki, polbanki itp. A to z prostej przyczyny - spread. Jest tak wysoki, że zapomnij.
Ja za to mam fajną ofertę innego banku, który ciągle daje kredyty na 100% (a nawet 110%) nieruchomości w obcej walucie. Nie będę pisał jaki, sprawdzić łatwo. I tutaj też można zminimalizować ryzyko. Po pierwsze: można postawić na coś pewnego (czyli brak możliwości zysku, ale też brak możliwości strat) - czyli kredyt ze stałą ratą, na tzw EURlibor. Proste rozwiązanie. (Oczywiście jest to droższe niż 3 miesiące temu, ale cóż mi teraz robić...)
Co do innych kredytów: przede wszystkim trzeba mieć wkład własny. Znajomy, który dysponował 50% wkładem własnym, a więc miał pozycję negocjacyjną do każdego z banków wręcz wymarzoną (kwota kredytu ciągle sięgała prawie 300 tys pln) za różnicę kursową w momencie wypłaty kredytu w USD kupił samochód i założył "małą lokatę". Po prostu - miał środki, zaryzykował, wygrał.
Reasumując: jeśli chodzi o kredyty, na pewno jest trudniej i drożej.
Crosis
|
Wt lis 25, 2008 17:12 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Crosis napisał(a): Wiesz, akurat jestem na etapie brania kredytu. Po pierwsze: są droższe. Ale czy bardziej ryzykowne? Nie powiedziałbym. To ciekawe, bo ja powiedziałbym, że są tańsze, ale za to bardziej ryzykowne. Chyba że w swoich porównaniach przyjmujemy inny punkt odniesienia... Doprecyzuje więc: tańsze, ale bardziej ryzykowne od kredytów w PLN. Tańsze, bo rata kredytu walutowego o tej samej wartości jest niższa. Bardziej ryzykowne, bo przy osłabieniu PLN rośnie zarówno rata jak i samo zadłużenie. Crosis napisał(a): Ja za to mam fajną ofertę innego banku, który ciągle daje kredyty na 100% (a nawet 110%) nieruchomości w obcej walucie. Nie będę pisał jaki, sprawdzić łatwo. I tutaj też można zminimalizować ryzyko. Po pierwsze: można postawić na coś pewnego (czyli brak możliwości zysku, ale też brak możliwości strat) - czyli kredyt ze stałą ratą, na tzw EURlibor. Proste rozwiązanie. (Oczywiście jest to droższe niż 3 miesiące temu, ale cóż mi teraz robić...) Kredyt ze stałą ratą wcale nie oznacza, że ta rata jest stała. To tylko takie pojęcie, w odróżnieniu np. do kredytów z ratą malejącą. Ale po kolei: 1. Jak piszesz, wysokość oprocentowania kredytu oparta jest o EURlibor. A EURlibor jest zmienny. Jeśli EURlibor wzrośnie/spadnie znacząco, to bank może zmienić Ci oprocentowanie kredytu (i nie jest to tylko teoretyczna możliwość). 2. Jeśli nawet EURlibor się nie zmienia, to "rata kredytu ze stałą ratą" jest stała w walucie kredytu. Czyli np. 100EUR czy 100CHF miesięcznie. Kwota w PLN zależy od kursu EUR czy CHF na dzień spłaty raty. Jeśli ktoś brał kredyt w EUR/CHF latem tego roku, to jego "stała rata" wzrosła o jakieś 20-30% w ciągu kilku miesięcy. 3. Analogicznie jak rata kredytu rośnie też sama jego kwota. Np. gdybyś wziął latem kredyt na 300.000 PLN w EUR, to byłoby to niewiele więcej niż 100.000 EUR (i ok. 150.000 CHF). Czyli dziś Twoje zadłużenie wynosiłoby już ok 380.000 PLN. W ciągu kilku miesięcy wzrosłoby o 80 tyś złotych! 4. Nie wiem dokładnie, jak to wygląda w praktyce, ale jeśli latem wziąłbyś kredyt na 100% wartości nieruchomości, to w sytuacji takiej jak w pkt 3. miałbyś już dziś kredyt na jakieś 130% wartości nieruchomości. Nie wiem, czy bank nie może wystąpić o dodatkowe zabezpieczenie w takiej sytuacji. Jeśli jeszcze wartość nieruchomości zacznie spadać, to % zadłużenia tym szybciej będzie rósł. Crosis napisał(a): (...) za różnicę kursową w momencie wypłaty kredytu w USD kupił samochód i założył "małą lokatę". Po prostu - miał środki, zaryzykował, wygrał.
Otóż to, ale ten mechanizm (różnice kursowe) działa też w drugą stronę.
|
Wt lis 25, 2008 19:06 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 7 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|