Na jednej z list dyskusyjnych usłyszałam taką historię - dotyczącą badań naukowych (rzecz ma miejsce w Stanach Zjednoczonych).

Badana choroba - malaria
Plan badania - zacytuję autora tekstu: Przez rok nie bedziemy dawac murzynkom w jakiejs wsi lekarstwa, po roku damy i zobaczymy co sie stanie z populacja pasozyta

Problem w tym, że mniej wiecej wiadomo co się stanie z ludźmi. Przez jakiś czas po chorobie są odporni, potem odporność spada, dzieci poniżej 5 r.ż. umierają...

Na badania naukowe dot. malarii przeznaczono podobno milion USD.

Chyba mnie nie stać na komentarz.

Po prostu głupota.

To tak, jakby byli ludzie lepsi, i gorsi - na których można popróbować (jak na królikach) lekarstwa.

Autor wypowiedzi jak widac czytał "Wiernego ogrodnika" le Carre .

Nie ma w tym nic bulwersującego. Nie ma obowiązku pomocy, więc postanowili, że pomogą za rok.

Zależy jaki wynik byłby spodziewany. Jeśli miałoby to uratować później życie miliardą ludzi, to sądzę, że może nie jest to super dobre, ale z pewnością potrzebne. Jeśli natomiast eksperymenty tylko po to, żeby się pobawić, albo nie niosące za sobą rzadnych większyść korzyści, to zdecydowanie na nie.

a skad ta pewnosc ze naprawde potrzebne? wynik spodziewany nie oznacza przeciez wyniku pewnego... a niezaleznie od tego nie wierze ze z poswiecenia cudzego zycia dla 'dobra sprawy' moze wyniknąc cos naprawde dobrego

No i co z tego, że nie oznacza? Ale jest szansa, że może się udać, tudzież poprawić coś tak, żeby zadziałało. Lepiej poświęcić jedno istnienie w imie milionów, niż miliony w imie jednego. No chyba, że uśmiecha Ci się bezradność w chorobie? Chciałbyś patrzeć na ból najbliższych nie mogąc nic zrobić? I nie zgodziłbyś się na przeprowadzenie doświadczenia na kimś(które niekoniecznie musi być dla niego bolesne lub kończyć się śmiercią) mimo, że może to uratować życie lub oszczędzić cierpień Twoim bliskim i setką milionów ludzi na całym świecie.