Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 6:37



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 3 ] 
 Sens życia i śmierci... 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): So wrz 04, 2004 13:19
Posty: 45
Post Sens życia i śmierci...
Życie jest pełne niespodzianek - wróciłam :p tu jeszcze , chociaż myślałam, że będzie inaczej. Ale jestem, by poruszyć temat sensu życia i śmierci, o którym myślałam i uporządkowałam swoje myśli:

WOBEC "SIŁ WYŻSZYCH"

Nikt bez reszty nie panuje nad przebiegiem swojego życia, bo wiele nie zależy od samego człowieka: począwszy od pojawienia się na tym świecie, poprzez różne uwarunkowania, które wiodą ostatecznie do śmierci (naturalnej, albo do decyzji na samobójstwo).
Sfera między "siłami wyższymi" a "wolą mocy" człowieka może być pełna napięć, gdy nie ma zgody na ograniczenia z nich wynikające. Stąd ciągłe zabieganie o znaczenie i władzę - na tle danych okoliczności życiowych, dominujących ludzi, ubóstwiania...
Newralgicznym punktem bywa zwłaszcza ubóstwianie, gdyż nie musi odnosić się jedynie do Boga - można ubóstwiać w opozycji np. siebie i naukę doświadczalną...

WIARA I NIEWIARA

Nauka doświadczalna służy do zdobywania wiedzy o zjawiskach materialnych. Według wiary zaś, rzeczywistość nas łudzi, że jest wszystkim, co istnieje, gdy jest poza tym niewidzialny świat duchowy, do którego prowadzi w końcu wiara-zaufanie komuś, a nie uzyskanie wymiernej wiedzy. (Chociaż pewna wiedza jest potrzebna, by uznać coś za prawdę. )
Ci, którzy wierzą tylko w siebie i praktyczne osiągnięcia intelektualne, klasyfikują wiarę w ponadzmysłowe jako bajki, oparte na sugestiach i kompensacjach, oraz kwestionują duchowe doświadczenia jako złudzenia umysłów zniewolonych prez doktryny.

KWESTIA OBIEKTYWNEGO SENSU ŻYCIA

Obserwacja życia jako ciągu procesów chemiczno-fizycznych nie wskazuje bynajmniej, by miało ono jakieś inne znaczenie prócz trwania (dopóki się da) przemian biologicznych - siłą rozpędu ewolucji, opartej na brutalnych prawach selekcji naturalnej.

Trzeba dopiero wiary, by uznać w tym wszystkim jakiś wyższy sens historii ludzkiej, który nadaje istniejący obiektywnie, osobowy Bóg.
Dla chrześcijan (będę pisać od siebie :-) ) jest On nie tylko pozaświatowy, ale i obecny w zdarzeniach życia, które przenika Jego dobra myśl i miłość (jak powietrze): wola Boża i Opatrzność.
Te dwa pojęcia jako wyrazy dobroci Boga bywają kontrowersyjne - wobec panoszącego się zła, krzywdy, kiedy całą odpowiedzialnością za nie obciąża się Pana Boga. "Sprawa" z dobrym Bogiem rozbija się często o problem obecności okrucieństwa i cierpienia.
Chrześcijaństwo (wg mnie, zaznaczam :razz: ) tłumaczy okropności świata brakiem dobrej woli - nienawiści diabelskiej i słabości ludzi do egoistycznych iluzji. Powołuje się też na tajemnicę myśli i dróg Bożych, które jednak zawsze mają na celu dobro.
Bóg pozwala jakkolwiek być, ale współcierpi i zbawia dzięki cierpliwej miłości. :)
Dowodem na dobroć-miłość Boga jest uniżenie się do postaci ludzkiej - Chrystusa, który przyszedł "aby służyć i oddać swoje życie na okup za wielu"... Otworzył nam perspektywę szczęśliwego życia wiecznego, do którego na co dzień ma prowadzić miłość jako akceptacja i świadczenie dobra - sens naszego życia...
Może się wydawać, że Bóg stracił na "blasku chwały" przez Wcielenie, ponieważ za bardzo zniżył się do ludzi. Ten zadziwiający i "gorszący" Bóg- człowiek za to niesłychanie wywyższył człowieka. Utożsamił się nawet solidarnie z ludźmi mówiąc, że cokolwiek uczyniło się bliźnim, Jemu się uczyniło...
Nieustannie potrzeba więc w chrześcijaństwie życzliwej uwagi, podejmowania próby zrozumienia i miłosierdzia dla każdego człowieka - wszyscy są ważni i drodzy Bogu. :)
A bez "balastu" wiary?

SUBIEKTYWNY SENS ŻYCIA - BEZ BOGA ?

Chrześcijaństwo może się wydawać tylko utopijną ideologią, religia ograniczaniem swobody moralnej, a nawet terenem inżynierii społecznej - zamiast przestrzenią wolności osobowej i zbawienia...
W takim ujęciu może grać rolę nie tylko sceptycyzm:
- uczony- wg. którego prawda obiektywna musi być stwierdzona ściśle, ponad wszelką wątpliwość;
-wynikający z doświadczeń "natury" ludzkiej - powodujących niewiarę na słowo, niewiarę w bezinteresowność i inne osobiste nieprawdopodobieństwa...
Wydaje mi się, że chrześcijaństwo odrzuca się definitywnie przez wygodę i pychę:
Jego wymaganie pracy nad sobą i znalezienia się w porządku instytucji kościelnej, raczej nie stanowi atrakcji. Ponadto wygląda na religię słabych i niewyrafinowanych "owieczek" Chrystusowych, no i trzeba tu uznać ponad sobą "archaicznego" Boga "stada" pokornych wobec Niego...
Bóg chrześcijański "sprzeciwia się pysznym, a pokornym daje łaskę"...
Chrystus jako lekarz i pocieszyciel cierpiących i pogardzanych, polecający prostotę serca dziecka i pokorę oraz wyrzekanie się siebie - bywa postrzegany jako "propozycja" dla biednych "maluczkich" i nieudacznych "ofiar losu", którzy ograniczone horyzonty i niedolę - rekkompensują sobie religią.
Wstyd więc należeć do ich grona i zacofanie to oddawać cześć boską ich Panu Jezusowi?

Czy jednak może być jakiś większy sens w życiu bez Boga?

MOTTO NA ZAKOŃCZENIE :-)

W 2002 roku Jan Pawł II pisał (w rozważaniu przed modlitwą Anioł Pański 3 XI):

"Dzisiejszy świat bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje odkryć na nowo sens życia i śmierci w perspektywie życia wiecznego. W oderwaniu od niego współczesna kultura, która powstała, by wywyższyć człowieka i jego godność, paradoksalnie zmienia się w kulturę śmierci, bowiem tracąc z oczu horyzont Boży, staje się niejako więźniem świata, ulega lękowi i rodzi, niestety, liczne patologie indywidualne i zbiorowe."

Tę właśnie kwestię współczesnej "kultury śmierci", w kontekście sensu życia i śmierci, proponuję za punkt zaczepienia dyskusji.
I dziękuję za uwagę tym, którzy przeczytali, co napisałam w długim "wstępie". :)


Śr paź 13, 2004 14:09
Zobacz profil

Dołączył(a): So wrz 04, 2004 13:19
Posty: 45
Post 
Co za niespodzianka... (Dopiero dziś zobaczyłam niewymowny efekt swojego pisania.) :D
Na ryzyk-metafizyk założyłam temat z myślą, że może być dyskusyjny, a tu nic.:-)
No cóż, proszę więc skasować ten obojętny "wykład".


N paź 17, 2004 11:28
Zobacz profil
Post 
Siła wyższa :) , nie widzę tu żadnej reakcji, wszyscy "zamurowani" - to już sama rozwinę kwestię "kultury śmierci", dokończę zaczęty wątek i cześć.
Wydaje się, że wspomniana "kultura śmierci" wynika z zatracenia wiary w duszę nieśmiertelną, pochodzącą bezpośrednio od Boga, który daje ten niewidzialny element duchowy każdemu człowiekowi indywidualnie, kiedy człowiek jest dopiero "zawiązkiem" swojej przyszłej postaci. Dusza jest tym, co niezmiennie stanowi istotę człowieka, podczas gdy jego ciało się rozwija i niszczeje. Wielu ludzi nie wierzy jednak w taką koncepcję duszy, nie poczuwa się do "mienia" takiej duszy.
Kiedy tak o tym myślę, przypominają mi się słowa Chrystusa o zatracie duszy:

"... co za pożytek ma człowiek, jeśliby zyskał wszystek świat, a samego siebie stracił, i sam na sobie szkodę poniósł?" (Łk 9,25)

Dusza pozostaje jednak niepowtarzalną godnością osobową człowieka.
Przejawia się siłą rozumnej wolności - kulturą.
Ludzie niby uwielbiają wolność, ale często okazuje się, że chodzi im tylko o wolność od uwzględniania praw i potrzeb innych ludzi. Niby chcą samodzielnie decydować o swoim życiu, a uważają przy okazji, że są kompletnie zdeterminowani genetycznie i środowiskowo - w imię tego uciekają od odpowiedzialności... A bycie wolnym oznacza przecież bycie odpowiedzialnym za swoje czyny.
Niektórzy nie czują w sobie dosyć tej wolności duszy (odpowiedzialnego wyboru i możliwości tworzenia), ale raczej instynktowne zwierzę - rozumne po to, by przetrwać, będące wysoko zorganizowaną materią, działającą jak swego rodzaju mechanizm. Kultura wydaje się wtedy specyficzną "nadbudową" potrzeb biologicznych, a dusza przestarzałą nazwą funkcji mózgu. Wtedy nie ma odpowiedzialności wobec duchowego Boga, jesteśmy sami - pan(i)ami życia i śmierci i określamy sami co dobre, a co złe (a najczęściej trudno to jednoznacznie stwierdzić - tak wszystko wydaje się względne i subiektywne). Tak chyba zaczyna się "kultura śmierci" duszy...

Ludzie mogą się tak właśnie bezdusznie czuć i nie chcieć żyć niesamowicie, niewyobrażalnie wiecznie, a nawet mogą chlubić się tym w poczuciu wyższości wobec biedaków wierzących, pragnących szczęśliwości wiecznej. Dla nich szczęscie to tylko przyjemność chwili... Bóg? Jeśli nawet byłby - byłby wszystkiemu winny, także temu, że oni Go nie znaleźli... Życie z perspektywą życia wiecznego byłoby zresztą straszne... Zrzekają się więc z ulgą "niebieskich miraży", by sobie spokojnie, normalnie wygodnie pożyć, a potem się najwyżej zobaczy, ale lepiej nie.
Są też tacy, którym nie przypadają do gustu i "smaku" boskie przedstawienia w zastanych wierzeniach religijnych, a pragnęliby prawdziwego Boga znaleźć.
Inni, zawiedzeni, nie pragną Boga, ale chcą już tylko zwalczać wiarę religijną.

Ciekawe, czy oni wszyscy znają "Myśli" Pascala, który w XVII w. pisał, iż "TRZEBA SZUKAĆ BOGA":
"Niech dowiedzą się bodaj, jaka jest ta religia, którą zwalczają, zanim ją będą zwalczać. Gdyby ta religia chełpiła się, że widzi jasno Boga, że ogląda Go wręcz i bez zasłony, można by ją zwalczać mówiąc, że nie ma nic w świecie, co by świadczyło o takiej oczywistości. Ale skoro ona powiada przeciwnie, że ludzie znajdują się w ciemnościach i dalecy od Boga, że ukrył się ich poznaniu, że nawet sam daje sobie w Piśmie miano "Deus absconditus", skoro wreszcie silili sie po równi ustalić te dwie rzeczy: że Bóg ustanowił dotykalne znaki w Kościele, aby się dać poznać tym, którzy by Go szukali szczerze; że je wszelako przesłonił w ten sposób, iż dostrzegą Go jedynie Ci, którzy Go szukają z całego serca; - jakież tedy mogą przedstawić argumenty, kiedy okazują jawną niedbałość o szukanie prawdy, krzyczą, że nic jej im nie okazuje? Toć ta ciemność, w której brodzą i którą zarzucają Kościołowi, potwierdza tylko jedno z jego mniemań nie naruszając drugiego i zgoła nie podkopuje jego nauki, ale ją utrwala.
Chcąc ją zwalczać powinni by wołać, iż dołożyli wysiłków, aby wszędzie szukać, nawet w tym, co Kościół zaleca ku temu celowi, a wszystko bez skutku. Gdyby mówili tak, zwalczaliby w istocie jedno z twierdzeń Kościoła. Ale spodziewam się wnet wykazać, że nie ma rozsądnego człowieka, który by mógł mówić w ten sposób, a nawet śmiem powiedzieć, że nikt nigdy tego nie uczynił. Wiadomo dostatecznie, w jaki sposób poczynają sobie ludzie mający te poglądy. Mniemają, że dołożyli wiele wysiłku, aby się oświecić, kiedy obrócili kilka godzin na czytanie którejś z ksiąg Pisma i zadali jakiemuś duchownemu kilka pytań o prawdy wiary. Po czym chełpią się, że szukali nadaremnie w księgach i u ludzi. Ale zaprawdę powiem im to, co mówiłem często, że taka niedbałość jest nie do zniesienia. Nie chodzi tu o błachą sprawę obcej osoby; chodzi o nas samych i o nasze wszystko.
Nieśmiertelność duszy to rzecz dla nas tak ważna, dotycząca nas tak głeboko, że trzeba chyba zatracić wszelkie uczucie, aby być obojętnym w tym względzie.
(...)ten, który wątpi, a nie szuka, jest zarazem i bardzo nieszczęśliwy, i bardzo niegodziwy. A jeśli może być przy tym spokojny i zadowolony, jeśli może głosić to jawnie, a nawet się tym chlubić, jeśli może ten właśnie stan czynić przedmiotem swego zadowolenia i próżności - nie mam po prostu słów na nazwanie tak obłąkanej istoty.
(...)
Ateizm znamionuje wolną myśl, ale tylko do pewnego stopnia.

Bezbożni, którzy głoszą, że idą za rozumem, powinni być osobliwie mocni w rozumie. Cóż owo powiadają? "Czyż nie widzimy, że zwierzęta umierają i żyją tak samo jak ludzie. Turcy - tak jak chrześcijanie? Mają swoje ceremonie, swoich proroków, doktorów, `swiętych, zakonników jak my" itd. - Czy to jest przeciwne Pismu? Czy nie powiada ono tego wszystkiego?

Jeśli zgoła nie dbacie o to, aby wiedzieć prawdę, to wszystko starczy, aby was uspokoić; ale jeśli pragniecie z całego serca ją poznać, nie starczy: wejdźcie w szczegóły. To byłoby dosyć w jakiejs kwestii filozoficznej, ale tu, gdzie idzie o wszystko!... A mimo to po lekkim zastanowieniu tego rodzaju będą się bawili itd.
(...)

Są trzy rodzaje osób: jedne, które służą Bogu, znalazłszy Go; drugie, które silą się Go szukać, nie znalazłszy; inne, które żyją nie szukając Go ani nie znalazłszy. Pierwsi są roztropni i szczęśliwi. Ostatni szaleni i nieszczęśliwi; owi pośrodku są nieszczęśliwi i roztropni".



Zastanawiam się... szczególnie, czy te zarzuty ignorancji i niedbałości są nadal aktualne?
Nie bójcie się jednak, nie będę więcej pisać. :-)
Do zobaczenia wszystkim - w Niebie, miejmy nadzieję... :)


Śr paź 20, 2004 16:50
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 3 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL