Mysza
Po pierwsze, jedno jest absolutnie pewne. Bóg widzi w Tobie swoje ukochane dziecko. Niezależnie, jak Ty sama na siebie patrzysz i co robisz. Z taką samą miłością przed i po...
On jest większy od naszego serca, nawet jeśli sami się potępiamy.
Wiesz... człowiek nie dzbanek, pokruszony nie skleja się od razu. Ja bym zaczęła od rozmowy, nie wiem z kim najpierw: z księdzem, psychologiem... Jedno i drugie wydaje mi się potrzebne...
A tak na marginesie: wydajesz mi się być przeraźliwie sama. Mama nie żyje, ojciec pije, chłopak jest rozpaczliwie labilny emocjonalnie i raczej jego trzeba wspierać niż na odwrót, kontaktów towarzyskich nie masz. Jakaś przyjaciółka? Koleżanka? Brat/siostra? W ogóle jakaś rodzina?
Bo jeśli on - taki jaki jest - jest jedyną bliską osobą a seks jedynym sposobem na doświadczenie tej bliskości, to nie ma co się dziwić, że nie jest łatwo...
Nie przestawaj się modlić. Choćby najkrócej. Powiedz Bogu, że chcesz wrócić, choć zupełnie nie wiesz, jak. On sobie poradzi

Na to ci daję słowo - doświadczyłam...
Ale koniecznie poszukaj wokół siebie ludzi, którzy Cię wesprą. Nie tylko w tej walce, tak zwyczajnie, na codzień...