Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Autor |
Wiadomość |
agvis
Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25 Posty: 975
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
A ja tak z innej beczki. Jak tak czytam Twoje głębokie przemyślenia, przypomina mi się JA z czasów, gdy miałam mało zajęć i stanowczo za dużo czasu na dzielenie włosa na czworo, szukania problemów tam, gdzie ich nie było i mój chłopak miał naprawdę ciężko.
Teraz, kiedy jestem bardzo zajęta, nie mam ani czasu ani ochoty na tego typu przemyślenia. I to bardzo ułatwia życie. Na pewno musicie jakoś dochodzić do tego, co między Wami nie gra, ale ten temat nie może być Twoją obsesją, nałogiem. Kiedy się czymś martwisz, podwajasz powagę sytuacji.
I, jak już tutaj pisano, nie szukaj miłości z bajki. Często ludzie takiej by chcieli, a okazuje się, że nawet nie potrafiliby tak kochać (o zakochaniowej chemii w mózgu nie mówię). Szkoda życia na takie narzekanie. Podjęłaś decyzję, mąż Cię kocha i szanuje (nie pije, nie bije, nie pomiata, nie zdradza), więc głowa do góry i idź do przodu. I walcz z tą obsesją, bo się wykończysz! Zajmij sobie porządnie czas.
|
Pn lis 21, 2011 17:24 |
|
|
|
 |
mareta
Dołączył(a): Pt cze 03, 2011 8:17 Posty: 3467
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Święte słowa dobrodzieju!
_________________ "Jesteśmy stworzeni na miarę Słowa, które stało się człowiekiem"
|
Pn lis 21, 2011 17:53 |
|
 |
fal
Dołączył(a): Pt lip 01, 2011 20:51 Posty: 9
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Witam brązowe_oczy.Bodajże w lipcu tego roku na tym forum w dziale rodzina chrześcijańska w poście,,dalsza przyszłość małżeństwa-bycie na rozdrożu" opisałem swoje przeżycia z mojego dwunastoletniego prawie że małżeństwa.Czytając twój post utożsamiłem się jakby z twoim mężem.U mnie chodziło o odtrącenie przez żonę i sytuacją z tym związaną.U mnie jednak w trakcie małzeństwa doszedł jeszcze problem mojego alkoholizmu.Były odejścia i powroty i nadzieja że coś się zmieni.Obecnie od przeszło roku nie mieszkam z żoną co opisywałem w swoim poście pomimo tego,że utrzymuję z nią kontakt i wierzę pomimo tego we wspólną przyszłość,choć czasami nachodzą mnie myśli,że jest to niemożliwe-żona utrzymuje swój punkt widzenia i wiem,że na siłe nie wymusze żeby mnie pokochała i poczuła do mnie fizyczny pociąg.Rozumiem twoje odczucia w tej sytuacji.Tak jak u ciebie u mnie też w okresie gdy nie mieszkałem z żoną pojawiła się kobieta ,która obdarzyła mnie uczuciem i niejako w pewnym momencie zauroczyła.Jednak walczyłem z tym uczuciem i pomimo bólu nie doszło między nami do zbliżenia fizycznego.Jako,że jestem chrześcijaninem wiedziałem,że byłoby to cudzołóstwo.Jednak tak jak u ciebie tak i u mnie pojawiają się czasami natrętne myśli czy tak dalej ma wyglądać moje życie,czy takie małżeństwo,w którym nie istnieje uczucie ma sens.Pojawia się przerażająca dla mnie czasami myśl,że nie będę mógł obdarzyć do końca życia uczuciem nikogo bo jestem przecież związany przysięgą małżeńską i w związku z tym nie wolno mi tego zrobić pomimo tego,że żona nie darzy mnie na chwilę obecną uczuciem.Na podstawie moich przeżyć i wewnętrznej walki ,bicia się z myślami wiem,że ta sytuacja jest dla ciebie wykańczająca i ciężka.To co mogę ci doradzić to POWIERZ tę sprawę JEZUSOWI i mimo wszystko uwierz,że ON znajdzie najlepsze rozwiązanie niekoniecznie tak jak ty to sobie wyobrażasz.To jemu zawdzięczam swoją trzeżwość i inne cudowne rzeczy w swoim życiu pomimo,że czasami wyobrażałem sobie inne rozwiązania ON dał mi to inaczej.Zaufaj mu.Zawierz mu swoje małżeństwo i swoje dalsze życie.Uwierz mi,że ON ciebie właściwie poprowadzi pomimo trudnej sytuacji ufaj MU.Rozumiem twoje odczucia ,jestem z tobą ,życzę Ci jak najlepiej i pomodle się za ciebie.Głowa do góry.
|
Pn lis 21, 2011 18:32 |
|
|
|
 |
brązowe_oczy
Dołączył(a): Cz lis 17, 2011 11:25 Posty: 15
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Soul33, wierzę, że tak jest i, że z cierpienia dobro może wyniknąć. Staram się też sobie tłumaczyć w kryzysowych momentach, że Bóg przecież potrafi przemieniać sytuacje, które nam się wydają czasem beznadziejne. W tym momencie przeważnie tak widzę niestety tę sytuację.. Jeśli chodzi o tę atrakcyjność, to w znacznym stopniu miałam na myśli cechy charakteru, osobowości, które nam się podobają w drugiej osobie.. „ Przede wszystkim wsłuchuj się w siebie i ufaj swoim przemyśleniom.(…)” Dzięki serdeczne, tego właśnie potrzebuję w tej chwili – zaufania do siebie (którego zawsze było mi brakowało), ufności, cierpliwości i relaksu. Ja również. Nie Koźle, nie oczekuję, że będziesz się nade mną sztucznie rozczulać. Doceniam Twą bezpośredniość i pozytywne nastawienie  Jak na razie podrzuciłam mężowi „Dzikie serce”, czuję, że jedną z dróg… jest właśnie jego osobista droga przez jego własna serce… finkawa, „ Dlaczego uważasz że twój obraz tego jakie jest dobre małżeństwo jest właściwy”, ja nie wiem – naprawdę zaczynam już głupieć, bo jesteś już drugą osobą, która mi to sugeruje. Nie wydaje mi się, żebym tak napisała gdzieś powyżej. A jeśli tak było, to proszę, ale pokaż mi gdzie. :/ Dla mnie istotne jest to, że moje uczucia (które pół życia we mnie tłamszono, a kolejne pół - bardzo powoli uczyłam się zauważać ich istnienie w ogóle) mówią mi od długiego już czasu coraz silniej, że nie jestem szczęśliwa z tym człowiekiem i nie potrafię się już nawet oszukiwać, że jest inaczej w tej chwili. Tak, zdaję sobie sprawę, że jesteśmy dwoma różnymi światami (co do tego akurat nie mam wątpliwości) i nigdy nie oczekiwałam od mojego męża, że stanie się męską kopią mojej osoby. Bingo, problem polega również na tym, że każde z nas ma swoją dróżkę i one rzadko się przecinają.. Dzięki za Twoją opowieść. Rozumiem sens tego, co pokazujesz swoim przykładem. Będę sobie do tego wracać i coś na pewno wezmę dla siebie, na przyszłość. Szczerze przyznam jednak, że nie mam jednak przekonania, że to jest ta sama sytuacja, w której znajduje się moje małżeństwo. Musze to jeszcze przemyśleć i dać czas na obserwację.. Tymczasem zadam Ci pytania, które mi się od razu nasunęło, jak to przeczytałam: Czy byłaś zakochana w swoim mężu? Czy kochasz go? Czy jesteś szczęśliwa przy nim? Tak… muszę się zastanowić mocniej nad tym, co nas łączy. To może być interesujące.. Tzw. „głębokie i fascynujące” rozmowy zostawiłam dla znajomych, planowo, z pewnym przekonaniem i rozmysłem, jeszcze przed ślubem myśląc sobie, że nie można przecież mieć wszystkiego. I takie „głębokie i fascynujące” rozmowy doprowadziły do tego, że ktoś obcy stał mi się, jak już pisałam wcześniej, bliższy niż własny mąż. Dziękuję, ale nie mam już niestety pewności, że to jest właściwa droga. Dziękuję za Twój punkt widzenia. SweetChild, " Teraz zdaję sobie sprawę jaki zasadniczy i nieświadomy błąd popełniliśmy, a może popełniłam ja", fakt, napisałam tak i nie będę się z tego tłumaczyć, bo to chyba nie ma sensu. Możliwe, że to wynik rozstrojenia emocjonalnego, które mi teraz, nie ukrywam, nierzadko towarzyszy. Ale przynajmniej rozumiem teraz Ciebie. Dla jasności, jako rozwojowy stan wyjściowy, że tak powiem, uznaję moją późniejszą wypowiedz na temat „błędu lub nie błędu”. Tak, mam żal do męża za zaniedbanie małżeństwa, mimo jasnych sygnałów z mojej strony, że musimy mieć czas dla siebie, że czuję się samotna, że mam poczucie pustki między nami, że przecież praca to nie wszystko itd. To dziwne? ” (…)to Ty powinnaś "stanąć na głowie", aby dochować przysięgi i pokochać męża takim jakim jest.” Dziękuję Ci za Twój punkt widzenia. Niezupełnie wpasowuje się w moją sytuację, ale nie szkodzi, wezmę to, co się przyda. „Powinnaś” działa na mnie jak płachta na byka.. Nie ma czegoś takiego jak „ jeśli ślubowałem komuś miłość, to nie mam prawa zakochać się w nikim innym”. Wybacz, ale zdaje mi się, że to rozumowanie niekoniecznie odpowiada realiom. Chyba, że masz na myśli „jeśli SZCZERZE ślubowałem komuś miłość, to nie mam prawa CHCIEĆ zakochać się w nikim innym”. Ja nie chciałam i nie planowałam sobie tego. I trudno to jak dla mnie nazwać błędem :/ Problemem – tak. Z mojej strony - dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu. agvis, to nie są moje głębokie przemyślenia – to są myśli, które same przez ostatnie miesiące kotłowały się w mojej głowie i których zaczynam się wreszcie pozbywać, bo jestem nimi zmęczona, przeciążona. Nie zrozum mnie źle, ale ja myślę, że ja i Ty z tych dawnych czasów to jednak dwie bardzo różne osoby. Może masz takie skojarzenie jak piszesz, ale ja nie dzielę włosów na czworo, ale próbuję zrozumieć co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu. Bez myślenia i słuchania (wreszcie!) tego, co czuję, raczej się tylko dalej pogrążę, więc wiem co robię. Poza tym nie należę do osób, które narzekają na brak zajęć, brak pomysłów na czas wolny, brak ludzi, z którymi mogą się spotkać. Wręcz przeciwnie. Chętniej przelałabym tę energię na bardziej satysfakcjonujące zajęcie niż porządkowanie bałaganu, jaki mam w środku. Ale w tej chwili uważam to za normalne, że energetycznie mnie to bardziej pochłania. Nie jest to moja obsesja, jest to sprawa priorytetowa, poza którą dostrzegam też inny świat. Dziękuję za te ostatnie rady, ale to już raczej nie do mojej sytuacji. Z tych korzystałam paręnaście miesięcy temu i m.in. dzięki nim poślubiłam człowieka, który mnie nie bije, który nie pije, nie pomiata, nie zdradza, ale kocha i szanuje. Zajmowałam sobie porządnie czas i mówiłam, że wszystko jest dobrze, bo przecież nie znalazłam miłości z „bajki”. Bańka w końcu pękła. fal, dziękuję Ci bardzo za to, co napisałeś o sobie… i za świadectwo wiary. To było bardzo ważne.. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości w wierze, będę pamiętać o Tobie i żonie w modlitwach. Bóg jest z Tobą i wierzę, że zaprowadzi Cię tam, dokąd pragniesz i gdzie będzie Ci najlepiej.. Tak trzymaj.
|
Pn lis 21, 2011 21:03 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
brązowe_oczy napisał(a): Tak, zdaję sobie sprawę, że jesteśmy dwoma różnymi światami (co do tego akurat nie mam wątpliwości) i nigdy nie oczekiwałam od mojego męża, że stanie się męską kopią mojej osoby. Bingo, problem polega również na tym, że każde z nas ma swoją dróżkę i one rzadko się przecinają.. Według mnie są tu dwa rozwiązania: mąż będzie częściej przecinał Twoją dróżkę lub Ty będziesz częściej przecinała dróżkę męża. A odnoszę wrażenie (być może mylne), że bierzesz pod uwagę jedynie to pierwsze... brązowe_oczy napisał(a): SweetChild, "Teraz zdaję sobie sprawę jaki zasadniczy i nieświadomy błąd popełniliśmy, a może popełniłam ja", fakt, napisałam tak i nie będę się z tego tłumaczyć, bo to chyba nie ma sensu. Możliwe, że to wynik rozstrojenia emocjonalnego, które mi teraz, nie ukrywam, nierzadko towarzyszy. Ale przynajmniej rozumiem teraz Ciebie. Cieszę się  brązowe_oczy napisał(a): Dla jasności, jako rozwojowy stan wyjściowy, że tak powiem, uznaję moją późniejszą wypowiedz na temat „błędu lub nie błędu”. Twoje prawo  Ja skorzystam ze swojego do odrębnej opinii na ten temat  brązowe_oczy napisał(a): Tak, mam żal do męża za zaniedbanie małżeństwa, mimo jasnych sygnałów z mojej strony, że musimy mieć czas dla siebie, że czuję się samotna, że mam poczucie pustki między nami, że przecież praca to nie wszystko itd. To dziwne? Nie mam pojęcia, czy to dziwne - diabeł tkwi w proporcjach: ile czasu na pracę, ile dla siebie itp. Poza tym to raczej subiektywne odczucia i przy podobnych proporcjach jeden będzie szczęśliwy, a drugi nie (zresztą Ty i Twój mąż jesteście tego przykładem). brązowe_oczy napisał(a): ”(…)to Ty powinnaś "stanąć na głowie", aby dochować przysięgi i pokochać męża takim jakim jest.” Dziękuję Ci za Twój punkt widzenia. Niezupełnie wpasowuje się w moją sytuację, ale nie szkodzi, wezmę to, co się przyda. „Powinnaś” działa na mnie jak płachta na byka.. Oby cokolwiek się przydało, a przynajmniej nic nie zaszkodziło  Masz zapewne świadomość, że możesz tu rozmawiać z "ludźmi z ulicy", którzy nie mają żadnych kwalifikacji do udzielania dobrych rad. Przynajmniej w moim przypadku tak jest, piszę na podstawie własnych doświadczeń i przedstawiam jedynie swój punkt widzenia. Potem wylogowuje się i wracam do własnych problemów, a Ty będziesz ponosić konsekwencje ewentualnych czynów wynikłych z wypowiedzi w wątku. brązowe_oczy napisał(a): „Powinnaś” działa na mnie jak płachta na byka.. Warto się zastanowić, jeśli coś działa na mnie jak płachta na byka. Dlaczego tak jest? Czy danego komuś słowa nie powinno się dotrzymywać? brązowe_oczy napisał(a): Nie ma czegoś takiego jak „jeśli ślubowałem komuś miłość, to nie mam prawa zakochać się w nikim innym”. Wybacz, ale zdaje mi się, że to rozumowanie niekoniecznie odpowiada realiom. Zdaję sobie sprawę, jakie są realia, to było moje prywatne zdanie - celowo użyłem pierwszej osoby. brązowe_oczy napisał(a): Chyba, że masz na myśli „jeśli SZCZERZE ślubowałem komuś miłość, to nie mam prawa CHCIEĆ zakochać się w nikim innym”. Nie, nie chcieć to za mało. Jak ślubuję komuś miłość to powinienem przyrzeczenia dotrzymać. Zakochanie w kimś innym uważam za złamanie przyrzeczenia. A jak nie jestem w stanie dotrzymać przyrzeczenia, to nie powinienem go składać. Gdybym dodatkowo chciał zakochać się w kimś innym, to tym gorzej, bo byłoby to działanie z premedytacją.
|
Wt lis 22, 2011 12:36 |
|
|
|
 |
Awa
Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10 Posty: 1239
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Ja lubię zwięźle wiec będzie krotko. 1.Nie kochasz męża i właśnie sobie to uświadomiłaś. 2.Uświadomiłaś sobie, bo się zakochałaś i dostrzegłaś te różnicę. 3.Wbrew temu co twierdza katolicy myślę, że nie można zmusić sie do miłości. 4.Starasz sie racjonalizować i usprawiedliwic swój wybór czyli szukasz winy u męża.
Co ci pozostaje?
Życ do końca życia w nieszczęśliwym związku. Rozwieść się związać z tym którego kochasz i żyć w grzechu.
Współczuje wyboru:(
|
Cz lis 24, 2011 14:09 |
|
 |
brązowe_oczy
Dołączył(a): Cz lis 17, 2011 11:25 Posty: 15
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
SweetChild, dziękuję bardzo za Twój czas poświęcony na mój wątek. Awa, dzięki. Mam nadzieję, że to jednak okaże się bardziej skomplikowane. Gdy myślałam wcześniej, że właśnie taki wybór mogę mieć przed sobą, odechciewało mi się żyć  Nie wyobrażam sobie zgodzić się na żadną z tych opcji… Mieliśmy razem iść do księdza, porozmawiać, ostatecznie skończyło się na mojej bardzo krótkiej wizycie. Mój mąż całe dnie pochłonięty jest nawałem pracy ostatnio, po chorobie jednak trzeba trochę nadrobić… Jutro wyjeżdżamy na warsztaty dla małżeństw, te ze Spotkań Małżeńskich. Oby tam coś zaiskrzyło… Czuję jak moja nowa praca i wszystko co się z tym wiąże doskonale odsuwa problem.
|
Cz lis 24, 2011 16:58 |
|
 |
finkawa
Dołączył(a): N lis 20, 2011 21:01 Posty: 4
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
czarne_oczy „Dlaczego uważasz że twój obraz tego jakie jest dobre małżeństwo jest właściwy”, ja nie wiem – naprawdę zaczynam już głupieć, bo jesteś już drugą osobą, która mi to sugeruje. Nie wydaje mi się, żebym tak napisała gdzieś powyżej. A jeśli tak było, to proszę, ale pokaż mi gdzie. :/ Dla mnie istotne jest to, że moje uczucia (które pół życia we mnie tłamszono, a kolejne pół - bardzo powoli uczyłam się zauważać ich istnienie w ogóle) mówią mi od długiego już czasu coraz silniej, że nie jestem szczęśliwa z tym człowiekiem i nie potrafię się już nawet oszukiwać, że jest inaczej w tej chwili.“
Chodziło mi właściwie o to iż bez fascynacji nie wyobrażasz sobie szczęśliwego związku. Fascynacja to dość silne uczucie i trudno aby ją odczuwać przez całe życie. Przecież w końcu wszystko nam powszednieje i do wszyskiego z czasem się przyzwyczajamy.
czarne_oczy „Tzw. „głębokie i fascynujące” rozmowy zostawiłam dla znajomych, planowo, z pewnym przekonaniem i rozmysłem, jeszcze przed ślubem myśląc sobie, że nie można przecież mieć wszystkiego. I takie „głębokie i fascynujące” rozmowy doprowadziły do tego, że ktoś obcy stał mi się, jak już pisałam wcześniej, bliższy niż własny mąż. Dziękuję, ale nie mam już niestety pewności, że to jest właściwa droga.“
- bo wszystko ma swoje granice, których nie można przekroczyć.
czarne_oczy Pytasz się: „Czy byłaś zakochana w swoim mężu?“ Na początku naszej znajomości byłam nim zauroczona - czyli takia normalna pierwsza faza miłości.
„Czy kochasz go? Czy jesteś szczęśliwa przy nim?“ Teraz po kilku latach małżeństa mogę spokojnie powiedzieć że go kocham i jestem z nim szczęśliwa. Ale 1 rok po ślubie targały mną te same wątpliowści co teraz Ciebie. Gdy zauroczenie mineło i „różowe okulary“ przestały działać zauważyłam wiele rzeczy które mi nie pasowały. No i też bardzo mi brakowało tej fascynacji i ikry między nami. On jest facetem i niestety nie posiada zbyt dużej wraźliwości do tego co się wkoło nas dzieje - twardo stąpa po ziemi i ogólnie mówiąc wiele rzeczy dla niego jest białe albo czarne.
Pojawiły się podobne dylematy jakie wyżej wymieniła Awa Zaczełam na spokojnie analizować swoją sytuacje.
Układając sobie to wszystko doszłam przede wszystkim do następującego wniosku - jeśli odejdę od męża to i tak nie będę w stanie być w pełni szczęśliwa bo stale będzie mnie gryzło sumienie - w końcu ślubowałam przed Bogiem Postanowiłam więc spróbować tak poukładać nasze relacje aby się nam dobrze razem żyło - już przestałam myśleć o wspólnej fascynującej miłości bo wiedziałam że nie jestem w stanie się do niej zmusić. I choć teraz kocham go - to nadal czuję w sobie pewną pustkę. To tak jakbym go zarazem kochała i nie kochała . Ta miłość jest jakby wynikiem tego że nam się dobrze razem żyje. Znaleźliźmy wspólny kompromis w wielu kwestiach. Szukając jakiegoś odniesienia jak ma wyglądać małżeństwo - często myślałam o tym jak to wyglądało u moich rodziców - są już ponad 30 lat po ślubie. Tam też nie widziałam tej fascynacji tylko zwykłe trwanie razem - w radościach i smutkach.
Czasami wydaje mi się że z zewnątrz jesteśmy tak bombardowani obrazem miłości pełnej emocji, wzlotów, podniecenia, że wierzymy iż to jest najważniejsze w miłości. Ja po kilku latach małżeństwa uważam że nie to jest najistotniejsze - oczywiście że byłoby świetnie gdyby była to część małżeństwa ale nie zawsze tak jest.
Co do twojej sytuacji to osobiście uważam że powinniście znaleźć jakieś wspólne zainteresowania, zajęcia. Coś co będzięcie mogli robić razem, coś co was połączy. Piszesz że mąż ma dużo obowiązków zawodowych - może jest jakaś dziedzina w której byś mogła mu pomóc... Napisałaś że dałaś mu książkę do przeczytania - może byś mogła spróbować ją czytać mu na głos - choćby po krótkim kawału, wyrywkowo. Jeśli trudno wam rozmawiać to samo czytanie może wam pomóc nawiązać jakąś relacje.
Przyznam się że również tak robiłam. Gdy nie mieliśmy tematów do rozmów a czytałam akurat coś co go też interesowało to ważniejsze wątki czytałam na głos - co dawało nam możliwość porozmawiania o danej kwestii. Czasami było to tylko zwykłe przytaknięcie autorowi książki a czasami nawet nie było jednego słowa na dany wątek.
Tylko proszę Cię nie zamęczaj go stale wyglądem waszego związku - daj sobie i jemu trochę odsapnąc. Piszesz że powiedziałaś mu o swoich odczuciach - to nie wracaj do tego przy każdej nadażającej się okazji. Daj mu trochę czasu do przemyślenia. Wymieniasz z kim chcesz się spotkać aby omówić stan waszego małżeństwa. Uważam że jest tego za dużo na raz. Wspólna więź potrzebuje czasu i nie da się wszystko załatwić w tydzień. Nabiegacie się do różnych osób - każdy powie coś innego a wy i tak będziecie stać w miejsu bo niewiadomo kogo posłuchać i w jaki sposób to wcielić w życie. Uważam że bardzo ważne jest wewnętrze wyciszenie i poukładanie sobie wszystkiego w głowie - a na to trzeba samotności i czasu. Życzę powodzenia...
|
Pt lis 25, 2011 0:57 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
brązowe_oczy, zmieniłaś kolor oczu?;) finkawa, świetne rady, w każdym związku przychodzi chyba taki czas, w którym mają one zastosowanie.
|
Pt lis 25, 2011 11:10 |
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Cytuj: Od długiego już czasu słyszę, że miłość to postawa, dawanie siebie drugiemu człowiekowi i pragnienie jego szczęścia. Ale przecież to nie jest wszystko, prawda? Drugi człowiek musi nam się podobać, budzić jakieś nasze dobre poruszenia wewnątrz, fascynować nas czymś, pociągać ku sobie.. Potem jest wola i przejawy miłości w czynie. W innym wypadku przecież można wziąć z ulicy każdego w miarę sympatycznego i schludnego, dobrego człowieka, oswoić się z nim i przypieczętować związek małżeństwem :/ I to było bardzo dobrze napisane. Brązowe_oczy, napisałam Ci wiadomość, nie wiem czy ją przeczytałaś.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Pt lis 25, 2011 20:39 |
|
 |
finkawa
Dołączył(a): N lis 20, 2011 21:01 Posty: 4
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Cytuj: Cytuj: Od długiego już czasu słyszę, że miłość to postawa, dawanie siebie drugiemu człowiekowi i pragnienie jego szczęścia. Ale przecież to nie jest wszystko, prawda? Drugi człowiek musi nam się podobać, budzić jakieś nasze dobre poruszenia wewnątrz, fascynować nas czymś, pociągać ku sobie.. Potem jest wola i przejawy miłości w czynie. W innym wypadku przecież można wziąć z ulicy każdego w miarę sympatycznego i schludnego, dobrego człowieka, oswoić się z nim i przypieczętować związek małżeństwem :/
I to było bardzo dobrze napisane.
Również uważam że jest to istotne Myślę że jeśli ktoś się z kimś spotykał przez 4 lata to jednak świadczy to o tym że w jakimś stopniu nadają na tych samych falach. Tylko że rzeczywistoś małżeńska z czasem staje się często daleka od naszych oczekiwań. I powstaje dylemat: co robić dalej?
|
N lis 27, 2011 7:32 |
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Czy ja wiem? Można się spotykać z kimś przez parę lat a tak na prawdę nic o nim nie wiedzieć, zwłaszcza że jak pisze brązowe_oczy czas "chodzenia ze sobą" to były przede wszystkim wysiłki jej obecnego męża, ona nie była za bardzo przekonana, a narzeczeństwo "to był jedynie czas przygotowań do ślubu i wesela oraz zatykania wspólnych chwil teatrami, kinem, koncertami i wszelkimi innymi fajerwerkami, które obojgu nam sprawiały przyjemność, ale w jakiś skuteczny sposób odwracały uwagę od siebie na wzajem". Widać WSPÓLNE spędzanie czasu a spędzanie czasu ZE SOBĄ to nie to samo, i liczba spotkań czy lat spotkań niewiele tutaj zmienia.
Poza tym jak pisze brązowe_oczy - wiele decyzji podjęła "w ferworze emocji" a poza tym "brakowało jej [...] rozmowy, bliskości w sferze emocjonalnej, rozumienia się" więc widać nadawania na tych samych falach nie było.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
N lis 27, 2011 11:13 |
|
 |
brązowe_oczy
Dołączył(a): Cz lis 17, 2011 11:25 Posty: 15
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Na weekendowych Spotkaniach Małżeńskich byliśmy. Coś drgnęło - i w nim, i we mnie. Coś we mnie wróciło na swoje miejsce, pojawiła się nowa nadzieja. Nie byłam pewna czy wizyta u psychologa kilka dni później, mimo, że wcześniej planowana, ma sens, czy nie za dużo tego na raz. Mąż na szczęście stwierdził, że nie zaszkodzi. I nie zaszkodziła. Przeciwnie - otworzyła się jakaś nowa intrygująca droga..
|
Cz gru 01, 2011 22:03 |
|
 |
Awa
Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10 Posty: 1239
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Nie bardzo rozumiem jak w 1 weekend można ,,nabyć"miłość do męża...ale ciesze się ,że zycie ci sie prostuje
|
Cz gru 01, 2011 22:36 |
|
 |
Soul33
Moderator
Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17 Posty: 8674
|
 Re: Nie mam w sobie miłości do męża. Jak to możliwe??
Ech, przecież brązowe_oczy napisała o nadziei. Stąd jeszcze daleko do udanego związku 
_________________ Don't tell me there's no hope at all Together we stand, divided we fall ~ Pink Floyd, "Hey you"
|
Cz gru 01, 2011 22:47 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|