Autor |
Wiadomość |
arc
Dołączył(a): Pt maja 19, 2006 16:23 Posty: 950
|
@ Może to względy rodzinne?
Nie, aczkolwiek np na impezach rodzinnych nie mógłbym jeść większości dań
@ Może konieczność zmiany diety i związane z tym chwilowe kłopoty?
Nie, to też nie jest powód.
@ Może brak przekonania, że robiąc to, robi się coś dobrego?
Tak, właśnie tak
@ Może obawy zdrowotne?
Z tego, co wiem, wegetarianizm nie wpływa ujemnie na zdrowie, więc ten powód odpada.
@ Może względy smakowe?
Po części tak. Mięso jest po prostu dobre
@ Może nie lubicie, jak niektórzy userzy, nowości z Azji?
Jak dla mnie piernik nie ma nic do wiatraka
P.S. Może moje podejście się trochę zmieni, gdy obejrzę film, który zapodałeś, ale raczej nie nastąpi to przed lipcem 
_________________ arcarc
|
So cze 09, 2007 20:17 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Dzięki za odpowiedź, arc. To ja spróbuje w oparciu o Twoje odpwowiedzi, kilka uwag swojego komentarza.
Rzeczywiście, na imprezach rodzinnych nie mógłbyś jeść większości potraw. Co więcej, narażałbyś się na ostracyzm, wszyscy pztrzyliby na Ciebie jak na dziwaka, odszczepieńca i przepowiadaliby Ci rychłe kłopoty zdrowotne oraz podejrzewali o przynależność do sekty. Tak jest na początku, potem ludzie przyzwyczajają się, co nie znaczy że akceptują. Po jakimś czasie [zależy od rodziny] pojawiają się wegetariańskie dania, sałatki, albo przynajmniej ziemniaków się skwarkami nie okrasza. W ostateczności zostaje chleb [tego w Polsce nie brakuje, a chleb mamy naprawdę świetny], są owoce i sałatki. Przeżycie jednego wieczora raz na jakiś czas w ten sposób nie jest wielkim wyrzeczeniem. Wiem z autopsji. Wiesz, wszystko jest tak naprawdę kwestią kompromisu i dobrej woli. Ja na przykład jestem veganinem, moja partnerka wegetarianką. Teoretycznie nie mógłbym jeść wielu rzeczy, która ona gotuje. Nic bardziej mylnego. Ona gotuje bazę vegańską, a potem najwyżej sobie czymś doprawia. Poza tym, nawet jak gotuje sobie coś tylko dla siebie, to przecież mam dwie w miarę lewe [jestem leworęczny  ] ręce i potrafię sobie coś sam upichcić.
Jeśli chodzi o wiarę w robienie czegoś dobrego, to temat rzeka. Jeśli będziesz chciał, mogę rozwinąć. Ale na najbardziej podstawowym poziomie, robienie czegoś dobrego można wyprowadzić z cierpienia i bólu. Widząc cierpiące zwierzę wiem, że chciałoby tego bólu i cierpienia uniknąć. Wiem, że to cierpienie spowodowane tym, iż ja mam takie a nie inne potrzeby żywieniowe. A że w ekonomii popyt kształtuje podaż, to jeśli przejdę na vegetarianizm, zrobi to różnicę. I choć nie zbawi się świata od razu, to można w tym, co uważamy za złe [tu już zależy, czy trakujemy ból, cierpienie i śmierć zwierząt za złe] partycypować, albo powiedzieć: "Dziękuję, to nie dla mnie".
A trzeba wiedzieć, że w trakcie swojego życia człowiek zjada przeciętnie [dane z USA]: 5 krów, 20 świń, 29 owiec, 760 kurczaków, 46 indyków, 15 kaczek, 7 królików i prawie pół tony ryb.
Co do względów smakowych, wiesz jak to jest, wszystkie rzeczy na tym świecie można robić dobrze, albo źle. Można świetnie zrobić stek i fatalnie naleśniki ze szpinakiem i vice versa. A z ciekawostek smakowych, to mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że mięso w swej pierwotnej formie jest obrzydliwe i nie bylibyśmy w stanie go zjeść. To dlatego poddajemy je różnym procesom: gotujemy, smażymy, przyprawiamy na wszystkie możliwe sposoby, łączymy z innymi składnikami. W istocie robimy wszystko, żeby pozbyć się jego oryginalnego smaku.
A co do "co ma piernik do wiatraka", to Polonium 210 powiedział wcześniej w tym temacie pogardliwie: "A wegetarianizm to kolejna dalekowschodnia naleciałość.My nie jesteśmy Dalekim Wschodem,lecz Europą." Naprawdę tak powiedział.
Pozdrawiam do nauki wracając zarazem,
j.
|
So cze 09, 2007 21:04 |
|
 |
arc
Dołączył(a): Pt maja 19, 2006 16:23 Posty: 950
|
Co do pierwszego akapitu, to nie przeszkadzałoby mi, że ktoś nazywa mnie dziwakiem - przyzwycziłem się do tego i nawet to lubię. Zawsze miałem inne poglądy niż większość, która mnie otacza i potrafiłem stanąć w obronie swoich zasad, co - nieukrywam - dawało mi nieraz calkiem miłe uczucie
Druga sprawa, czyli wiara, że nie jedząc mięsa postępuję dobrze. Raczej po prostu nie widzę niczego złego, że ktoś tam zabija kurczaka, żebym ja sobie go mógł zjeść na obiad. Gdyby nie było potrzeby jedzenia kurczaków, to pewnie spotkalibyśmy te zwierzątka tylko w zoo.
Potępiam oczywiście złe traktowanie zwierząt, ale to już bezmyślność albo lenistwo hodowców czy innych osób.
Trzeci punkt - względy smakowe. Piszesz: "Można świetnie zrobić stek i fatalnie naleśniki ze szpinakiem i vice versa", a ja chcę dzisiaj zjesć pyszne nalesniki ze szpinakiem, a jutro pyszny stek. Wolę mieć więcej możliwości.
Następnie piszesz: "W istocie robimy wszystko, żeby pozbyć się jego [mięsa] oryginalnego smaku." i w rezultacie otrzymujemy całkiem nową jakość. Mniam.
Pozdrawiam do spania idąc zarazem
arc
_________________ arcarc
|
So cze 09, 2007 22:32 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
To ja do drugiego się odniosę najpierw. Spróbój zrobić kilka rzeczy. [wiem, że wielu osobom to pomaga]
Po pierwsze odpowiedz sobie na pytanie, czy widzisz coś złego w niezawinionym bólu i cierpieniu? - bo tego doświadczają wszystkie zwierzęta, które trafiają na stół.
Po drugie, postaraj się postawić w miejsce świni czy krowy. Jak to ktoś kiedyś powiedział pięknie, "Empatia to Twój ból, w moim sercu". Postaraj się poczuć to, co ona może czuć i zastanów się, czy w tej perspektywy sprawy nie przybierają innego wyglądu.
Po trzecie zastanów się, czy mamy w ogóle prawo to robić -zabijać zwierzęta na pokarm. Co nam daje takie prawo? Bo jeśli tylko siła i intelekt, to jak to ujął pięknie Mark Twain kiedyś, musielibyśmy pozwolić inteligentniejszym kosmitom na robienie z siebie konserw. Inaczej bylibyśmy hipokrytami. [oczywiście przykład raczej mało prawdopodobny, ale sama zasada jak najbardziej jest właściwa]
Co do punktu dotyczącego smaku. Abstrahując od faktu, że w zasadzie wszystkie potrawy mięsne mają bardzo podobne w smaku roślinne substytuty [np. wegańskie parówki czy tofuburgery]. Jest tak, że czasem mamy ochotę na wiele rzeczy, niekoniecznie właściwych. Nie musimy i nie powinniśmy iść za wszystkimi zachciankami i pragnieniami, szczególnie jeśli może to przynieść krzywdę innym. Jedzenie mięsa ze względów smakowych [szczególnie w konktekście pierwszego zdania tego akapitu] wydaje się być tym przpadkiem. To prawie tak, przepraszam za porównanie, jakby pobudzony seksualnie nastolatek łapał za pierś każdę mijającą go dziewczynę. Tylko że... no tak, od dziewczyny mógłby dostać w pysk, a martwe zwierzę raczej sprawiedliwości mu nie wymierzy.
Trzymaj się,
peaceful dreams,
j.
|
So cze 09, 2007 23:50 |
|
 |
Ożywczy
Dołączył(a): N kwi 15, 2007 18:42 Posty: 9
|
JakubN napisał(a): Polonium 210 powiedział wcześniej w tym temacie pogardliwie: "A wegetarianizm to kolejna dalekowschodnia naleciałość.My nie jesteśmy Dalekim Wschodem,lecz Europą." Naprawdę tak powiedział.  Pozdrawiam do nauki wracając zarazem, j.
Dlatego założyłem wątek o weganizmie, z wyjaśnieniem co to jest i gdzie powstał. A sam ten wątek jak na ironię admin zablokował.
Pozdr.
Ożywczy
|
N cze 10, 2007 1:50 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Serio??
No, nieważne, teraz mamy zwierzobójstwo i staramy się w nim dyskutować. Ożywczy, byłoby super jakbyś się włączył, bo trochę się tu osamotniony czuję ostatnio.
Trzymaj się,
Jakub
|
N cze 10, 2007 2:17 |
|
 |
arc
Dołączył(a): Pt maja 19, 2006 16:23 Posty: 950
|
Myślę, że punkt drugi - związany ze smakiem - odpada, bo jeśli nie widzę zła w jedzeniu miąsa, to czemu miałbym zamiast parówek drobiowych jeść parówki wegańskie (w sumie nigdy takich nie widziałem).
Jeżeli dotrze do mnie to, że jedzenie miesa jest złe, to już automatycznie się dostosuję
Chciałbym jeszcze zapytać z ciekawości, jak wegetarianizm w praktyce wpływa na nasze portfele? Wydaje mi się, że takie parówki wegańskie, czy inne powydziwiane burgery kosztują nieco więcej (albo dużo więcej?).
Odpowiedz sobie na pytanie, czy widzisz coś złego w niezawinionym bólu i cierpieniu?
Tak, widzę.
... bo tego doświadczają wszystkie zwierzęta, które trafiają na stół.
Patrząc np. na gospodarstwo mojego dziadka na wsi, nie widzę, aby zwierzęta doświadczały jakiegoś zła. Po pierwsze, gdyby nie mój dziadek, zwierzęta te nigdy by nawet nie ujrzały słońca, nigdy nie zasmakowałyby świeżej górskiej trawy. Po drugie niczego im nie brakuje (np. podczas dojenia dziadek włącza muzykę - krowy za tym przepadają). Zatem wszystko zależy od podejścia hodowców.
Postaraj się postawić w miejsce świni czy krowy. Postaraj się poczuć to, co ona może czuć i zastanów się, czy w tej perspektywy sprawy nie przybierają innego wyglądu.
To też zależy gdzie trafię, bo jesli do mojego dziadka (lub podobnych mu osób), to byłoby fajnie. Pewnie wolałbym dożyć starości, ale raczej nie wiedziałbym, że tego chcę.
Po trzecie zastanów się, czy mamy w ogóle prawo to robić -zabijać zwierzęta na pokarm. Co nam daje takie prawo?
Może to, że dajemy im zycie, karmimy je, opiekujemy się nimi?
Na razie.
arc
_________________ arcarc
|
N cze 10, 2007 9:07 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Postaram się w miarę rzetelnie i po kolei.
Dieta wegetariańska nie wpływa na mój portfel w jakiś szczególny sposób. Wydaję na jedzenie mniej, ale nie jestem w stanie powiedzieć Ci ile, może 15-20%. Owszem, niektóre sojowe przysmaki są nienajtańsze. Ale ja, jako wieloletni veganin, powiem Ci, że nie jada się ich wcale często. To pewien mit, bo tak naprawdę wszystkim się wydaje, że jak zostajesz vege to automatycznie żywisz się tylko soją. Serio, cała kupa inteligentnych ludzi tak myśli. To ja Ci powiem, jak to u mnie wygląda. Parówki sojowe jadłem przez ostatni miesiąc raz. Kotletów sojowych nie jadłem ani razu przez ostatni kwartał. Soi gotowanej nie jadłem ze 2 lata będzie. Moje główne źródło pożywienia do makaron [b. tani i pożywny] przygotowywany na dziesiątki sposobów, ryż, kasza, ziemniaki, chleb [głównie razowy - po prostu jest smaczniejszy], pierogi [np. z kapustą i grzybami] owoce i warzywa we wszelkich postaciach i formach [w zależności od pory roku, zawsze jest wiele tanich i smacznych]. U wegetarian na dodatek są wszystkie smakowitości związane z jogurtami, mlekiem, jajkami etc. W sumie więc nigdy nie czułem się pokrzywdzony i ograniczony. Wystarczy wejść tutaj, aby przekonać się, dlaczego:
http://www.puszkkka.spinacz.pl/
Na samej "puszce" jest kilka tysięcy przepisów. A podobnych stron jest jeszcze kilka.
Nie wątpię, że gospodarstwo Twojego wujka prezentuje takie właśnie podejście, ale zadjesz sobie pewnie sprawę, że to wyjątek. I to dość niezwykły. B. duża część mleka kupowanego w sklepach pochodzi z factory farming - czyli mamy hodowle, gdzie krowy są w boksach tak małych, że nie mogą się odwrócić, faszeruje się je hormonami, by dawały więcej mleka, stosuje się automatyczne dojarki, które powodują ból i są przyczyną wielu chorób [bardzo częste zapalenie i przerost wymion]. O przemyśle mięsnym nie będę pisał, bo to temat rzeka.
Abstrahując już od samych warunków przetrzymywania zwierząt, napiszę Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy. Ja uważam każde przedmiotowe traktowanie zwierząt za niewłaściwe. Co nam daje prawo, by postępować z nimi w taki sposób, decydować o ich wolności czy niewoli, korzystać z owoców ich pracy [mleko np.] i ich życia [mięso]? Inteligencja i siła tak naprawdę. To, że możemy. Ale to trochę niewystarczający dla mnie powód. Myślę sobie wtedy, że pewnie właściciele niewolników na plantacjach w USA czy Brazylii myśleli podobnie. I jakoś nie widzę w tym nic dobrego, bo tak jak ludzkość może jak widać całkiem nieźle funkcjonować bez niewolnictwa, tak samo dobrze funckjonowałaby [choć niektórym się to wydać może absurdalne] bez przemysłu spożywczego opartego na zwierzętach.
Cytuj: Pewnie wolałbym dożyć starości, ale raczej nie wiedziałbym, że tego chcę. Tak, rzeczywiście. Zwierzęta nie mają możliwości rzutowania swoich pragnień w odległą przyszłość, nie myślą sobie "to w pszyszłym roku pójdę sobie na pastwisko tam za rzekę", ale są [zazwyczaj] doskonale świadome nadchodzącej śmierci. Ta świadomość jest przerażająca - to raz. Sama śmierć jest bolesna - to dwa. Mimo wszystko uniemożliwiamy zabijanemu zwierzęciu osiągnięcie krótkoterminowego celu - to trzy. Oczywiście, nie będzie to nic tak wzniosłego jak napisanie sztuki albo wejście na Mount Everest, ale będzie to pragnienie o tym samym natężeniu. To tak trochę jak z dzieckiem - malec może chcieć lizaka od mamy i to pragnienie będzie bardzo, bardzo intensywne. Cytuj: Po trzecie zastanów się, czy mamy w ogóle prawo to robić -zabijać zwierzęta na pokarm. Co nam daje takie prawo? Może to, że dajemy im zycie, karmimy je, opiekujemy się nimi?
Też spędziłem trochę czasu dawno temu roztrząsając ten problem. I doszedłem do następujących konkluzji. Z faktu dawania życia nie wynika prawo do jego odbierania. Bo z faktu że matka urodziła dziecko i się nim opiekuje nie wynika prawo do jego bezkarnego zabicia. To bardzo proste i dość rozstrzygające.
Co więcej, my nie dajemy życia tym zwierzętom z miłości, tylko z chęci zysku. I znów analogia z plantacjami trzciny cukrowej wydaje się jak najbardziej na miejscu. Właściciel niewolników mógłby przecież powiedzieć, że skoro "dał życie" tylu niewolnikom, to ma prawo je odebrać.... I nad tym też myślałem i nie wiem czy można w ogóle mówić tu o mniejszym złu, ale chyba więcej [choć i tak zupełnie niewiele i zdecydowanie niewystarczająco] prawdy jest w roszczeniach tego, który z miłości powołał życie i potem je odbiera niż tego, który z chęci zysku powołał życie a potem postanowił je uśmiercić.
Do usłuszenia,
jak.
PS Wklejam poniżej parę bardzo ciekawych i wiele mówiących liczb. One też często są ważnym argumentem za zmianą swojego podejścia do zwierząt, nawet jeśli nie ze względu na nie same.
Hunger- Livestock pasture cuts drastically into croplands.
- Meat-producing livestock consume vast quantities of crops that could feed people.
- 100,000,000 people could grow enough to eat on the land spared if Americans reduced their meat consumption by 10%.
- People eat 20% of U.S.-grown corn, while animals consume the remaining 80% and 95% U.S.-grown oats.
- 1 acre of land can produce 40,000 pounds of potatoes, or 250 pounds of beef. 56% of U.S. farmland is devoted to beef production.
The Environment- Producing a meat-centered diet requires burning 3 times more fossil fuels than for a meat-free diet. The burning of fossil fuels results in the greenhouse effects, which produced global warming.
- Producing the meat-centered diet resulted in clearing 260,000,000 acres of U.S. forestland, extinguishing over 1,000 species of flora and fauna each year.
- To meet the high demand of American consumption, Central and South America export 300,000,000 pounds of meat each year. These regions’ forests are cut down to make pasture land, draining resources while 75% of Central and Southern American children under the age of 5 starve.
Resource Management- Livestock production consumes more than ½ of all water used in the U.S.
[INDENT]25 gallons water = 1 pound wheat[/INDENT] [INDENT]5,000 gallons water = 1 pound beef[/INDENT] [INDENT]5,000 gallons water = 200 pounds wheat[/INDENT] - The amount of water used in production of the average cow is sufficient to float a a large naval ship.
- If every human ate a meat-centered diet, the world's known oil reserves would last a mere 13 years. They would last 260 years if humans stopped eating meat altogether.
- 33% of all raw materials (base products of farming, forestry and mining, including fossil fuels) consumed by the U.S. are devoted to the production of livestock, as compared with 2% to produce a complete vegetarian diet.
Your Health- Meat-eating women are 3.8 times more likely to contract breast cancer than vegans or vegetarians.
- Meat-eating women are 3 times more likely to die from ovarian cancer than vegans or vegetarians.
- Men who eat meat are 3.6 times more likely to contract fatal prostate cancer.
- Heart attacks are the #1 killer in the U.S., taking one person every 45 seconds. Men who eat meat are at 50% risk of death by heart attack.
- To control staph infections and other diseases, livestock consume 55% of all antibiotics used in the U.S. As do humans, livestock build up immunities to these antibiotics, and the meat goes to market infected, presenting a health hazard to the public.
- Less than one out of every 250,000 slaughtered animals is tested for toxic chemical residues.
[INDENT]99% of U.S. mother's milk contains significant levels of DDT. In stark contrast, only 8% of U.S. vegetarian mother's milk containing significant levels of DDT. This shows that the primary source of DDT is the meat ingested by the mothers.[/INDENT] [INDENT]Contamination of breast milk due to chlorinated hydrocarbon pesticides in animal products found in meat-eating mothers versus vegetarian mothers is 35 times higher.[/INDENT] [INDENT]The amount of the pesticide Dieldrin ingested by the average breast-fed American infant is 9 times the permissible level.[/INDENT]
|
N cze 10, 2007 11:12 |
|
 |
arc
Dołączył(a): Pt maja 19, 2006 16:23 Posty: 950
|
Dzięki za odpowiedź.
W ramach eksperymentu postaram się ograniczyć spożycie mięsa. Zobaczę, czy mi się uda i co mi z tego wyjdzie
W każdym razie dalej nie jestem przekonany do wegetarianizmu.
To, że inni traktują zwierzęta gorzej niż mój dziadek, nie znaczy, że to jest moja wina. Nie mogę ponosić odpowiedzialności za ludzi, którzy nastawieni na maksymalny zysk, będą męczyć zwierzęta. Pewnie, że gdyby nikt nie jadał mięsa, to nie byłoby cierpienia tych zwierząt.
Nie będziemy jesć mięsa - nie będzie problemu. Ale problem tkwi w sposobie podejścia tych, którzy hodują zwierzeta, a nie tych, którzy je jedzą.
A jeśli chodzi o sam fakt zabicia zwierzecia, to... muszę to jeszcze przemyśleć. Ogólnie wychodzę z założenia, że zwierze nie zdaje sobie sprawy ze swojego istnienia... i to, że żyje lub nie, nie robi mu większej różnicy, jak i jego rodzinie.
Pozdrawiam.
_________________ arcarc
|
N cze 10, 2007 13:08 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Wiesz, arc, cieszę się piszesz, i że piszesz tak, jak piszesz - to znaczy w stylu, który jest stylem chętnego zrozumienia, a chętnego do kłótni.
Cytuj: To, że inni traktują zwierzęta gorzej niż mój dziadek, nie znaczy, że to jest moja wina. Nie mogę ponosić odpowiedzialności za ludzi, którzy nastawieni na maksymalny zysk, będą męczyć zwierzęta. I tak i nie. Wina leży zawsze również po stronie tego, kto kupuje mięso. Według mojej koncepcji i zasięgu współodpowiedzialności, jeśli kupujesz mięso od osoby traktującej źle zwierzęta, jest w tym współudział. Bo kupując mięso od niego, niejako sankcjonujesz ów proceder. Jest w tym jednak haczyk oczywisty - idąc do sklepu możemy mieć niemalże pewność, że zwierzęta nie miały tak dobrego losu, jak u Twojego wujka. Co więcej, niezależnie jak dobrze byłyby traktowane zwierzęta za życia, pozostają jeszcze dwie kwestie, dla mnie osobiście kluczowe: 1. Śmierć zwierzęcia zawsze okupiona jest bólem i cierpieniem. 2. Chyba jeszcze bardziej fundamentalna rzecz dla mnie, wartość samego życia. Mam wirtualną wagę a na tej wadze dwie szalki. Jedna obciążona jest moimi potrzebami i moją przyjemnością wynikającą w jedzenia mięsa, moimi przyzwyczajeniami żywieniowymi i wygodą, jaka się z tym wiąże [czyli mogę jeść zawsze, wszędzie i wszystko]. Na drugiej szalce mam wartość życia zwierzęcia [specjalnie nie wspomną tutaj o jego cierpieniu i bólu jakiego doznaje za życia i w chwili śmierci]. Samego życia zwierzęcia, jego immanentnej wartości... Wiem, że to może niepopularne, ale dla mnie ta wartość przebija wszystko, co możnaby położyć na drugiej szali. Chyba tylko wybór "ono [to ziwerzę] albo moja śmierć głodowa" mógłby zmienić wychylenie szalek. Cytuj: Ogólnie wychodzę z założenia, że zwierze nie zdaje sobie sprawy ze swojego istnienia... i to, że żyje lub nie, nie robi mu większej różnicy, jak i jego rodzinie.
Odnoście samoświadomości. Jednym z podstawowych terminów używanych przez etyków w dyskusjach na stosunkiem do zwierząt jest pojęcie "subject of life" - podmiot życia. Podmiotem życia są istoty samoświadome, o określonych pragnieniach, planujące swoją przyszłość i zmierzające do stawianych sobie celów. Zdaniem biologów do tej kategorii należy zaliczyć wszystkie umysłowo zdrowe ssaki mające rok lub więcej.
To pośrednia odpowiedź na Twoje wątpliwości. Zwierzęta są samoświadome [choć nie autorefleksyjne], mają pragnienia [nawet jeśli nie tak wzniosłe jak człowiek] oraz cele [nawet jeśli nie wybiegające tak daleko w przyszłość]. Te pragnienia i chęć osiągnięcia celu są odczuwane z podobną [czasem nawet większą siłą] niż u człowieka. Tak więc pragnienie zachowania życia u zwierząt jest równie silne jak u człowieka, jego walka o zachowanie istnienia jest równie pełna determinacji. Wystarczy popatrzeć sobie na filmiki z ubojni: choć ciężkie to doświadczenie, jednak bardzo przydatne w określeniu swojego stanowiska.
Tyle wiemy od biologów, etiologów i naocznych obserwacji. Inna sprawa, jak mocno przekłada się to dla każdego z nas na sferę moralności i działań.
Ja mogę napisać, jak to było u mnie. Jest taka rzecz w psychologii, która nazywa się dysonansem poznawczym. Polega to na tym, że masz dwa zdania, które wchodzą ze sobą w konflikt i jakoś ten konflikt trzeba rozwiązać albo będzie się w takim stanie niepewności i dysonansu trwało. W moim przypadku zdania brzmiały mniej więcej tak:
1. Uważam się za przyjaciela zwierząt, kocham mojego psa bardziej niż większość ludzi i troska o jego dobro i dobro innnych zwierząt leży mi głęboko na sercu.
2. Jem mięso i przez inne swoje działania wyrządzam im krzywdę.
No i musiałem rozwiązać jakoś ten dysonans. Można to zrobić np. poprzez zanegowanie któregoś ze zdań. Ja wybrałem tę opcję. Wyrzeczenie się pierwszego zdania skutkowałoby u mnie chyba zbyt dużym spadkiem samooceny, więc zanegowałem drugie. No i stało się. Najpierw uważano mnie za świra [w domu], potem zaakceptowano bez zrozumienia [jak tak jest, to niech już będzie, ale i tak tego nie rozumiemy], wreszcie zaczęto [trochę moja mama i ojciec] uznawać wartość takiej postawy.
W sumie to trochę dłuższa historia, w wycieczkami w kierunku ahimsy oraz etyki niezależnej. Ale fundamentem były dla mnie owe dwa, zupełnie niekomplementarne zdania...
Tyle mogę napisać na chwilę obecną.
Pozdrawiam i do napisania,
jakub
|
N cze 10, 2007 20:52 |
|
 |
Ożywczy
Dołączył(a): N kwi 15, 2007 18:42 Posty: 9
|
arc napisał(a): W ramach eksperymentu postaram się ograniczyć spożycie mięsa. Zobaczę, czy mi się uda i co mi z tego wyjdzie 
Aby dieta była zdrowa oraz satysfakcjonująca spożywanie mniejszych ilości mięsa czy zaprzestanie spożywania mięsa zwykle nie wystarcza zwłaszcza wtedy gdy nadal dominuje w menu komercyjna, wysoko przetworzona żywność typu cukier kryształ, białe pieczywo, konserwy, dżemiki wysokosłodzone itp.).
Dlaczego?
Chodzi o witaminy które bardzo szybko utleniają się (są niszczone przez tlen atmosferyczny).
Do takich należą witaminy na czele z nienasyconymi kwasami tłuszczowymi zwłaszcza omega-3 (najlepsze źródło to siemie lniane 2-3 łyżki stołowe codziennie, świeżozmielone)
inne kwasy tłuszczowe to omega-6 i omega-9 (nasiona innych gatunków roślin oleistych, orzechy) najlepiej moczone, kiełkowane
witamina A warzywa liściowe, marchew (najlepiej przyswajalna w postaci soku)
Witamina E, podkiełkowane nasiona
Witamina C, owoce, warzywa, podkiełkowane nasiona
Zobacz tabelkę
http://zdrowezywienie.w.interia.pl/ciekawostki.htm
Pozdr.
Ożywczy

|
N cze 10, 2007 22:03 |
|
 |
arc
Dołączył(a): Pt maja 19, 2006 16:23 Posty: 950
|
JakubN napisał(a): Według mojej koncepcji i zasięgu współodpowiedzialności, jeśli kupujesz mięso od osoby traktującej źle zwierzęta, jest w tym współudział. Z drugiej strony można popaść w paranoję. Np. kupując rzeczy "made in China" będziesz miał współudział w wykorzystywaniu Chińczyków. Albo dlaczego kupujemy w hipermarketach - przecież tam ludzie harują pół dnia za najmniejsze wynagrodzenie. Akurat teraz takie przykłady do głowy mi przyszły, ale gdyby się tak zastanowić, to pewnie znalazłoby się więcej - dużo bardziej sensownych - przykładów. JakubN napisał(a): 1. Śmierć zwierzęcia zawsze okupiona jest bólem i cierpieniem. Ale jest nieunikniona... nie wiem, czy zwierze umierające ze starości, w chorobie, nie cierpiałoby bardziej. JakubN napisał(a): ale dla mnie ta wartość przebija wszystko, co możnaby położyć na drugiej szali. (wart. życia zwierzęcia - dop. arc) Ja tutaj się jeszcze trochę waham  JakubN napisał(a): 1. Uważam się za przyjaciela zwierząt, kocham mojego psa bardziej niż większość ludzi i troska o jego dobro i dobro innnych zwierząt leży mi głęboko na sercu. 2. Jem mięso i przez inne swoje działania wyrządzam im krzywdę. U mnie to jest tak, że człowiek na pierwszym miejscu, a dopiero później zwierzę. JakubN napisał(a): Tyle mogę napisać na chwilę obecną. Pozdrawiam i do napisania, jakub Ja też w zasadzie, jak na razie, nie napiszę nic więcej, bo po prostu chyba muszę przemyśleć to na spokojnie. Zastanawia mnie jednak, dlaczego ludzie jedzą mięso, skoro to takie niby oczywiste (że jedzenie mięsa to zło)? Ożywczy napisał(a): Aby dieta była zdrowa oraz satysfakcjonująca spożywanie mniejszych ilości mięsa czy zaprzestanie spożywania mięsa zwykle nie wystarcza zwłaszcza wtedy gdy nadal dominuje w menu komercyjna, wysoko przetworzona żywność typu cukier kryształ, białe pieczywo, konserwy, dżemiki wysokosłodzone itp.).
Czuję się trochę zagubiony w tych wszystkich witaminach, kwasach, omegach  Zwykle się tym nie przejmowałem i jadłem to, na co mam ochotę. Widzę, że nie jedząc mięsa, trzeba się trochę podszkolić w tej dziedzinie. Jak powinien wygladać taki przykładowy dzień bez mięsa?
Pozdrawiam Was.
Miłego dnia 
_________________ arcarc
|
Pn cze 11, 2007 9:13 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Wesoło 
|
Pn cze 11, 2007 12:04 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Tak, oczywiście wszystko można doprowadzić do absurdu, ale przecież nie oceniamy sensowności zasady na podstawie jej skajnych wypaczeń. Bo tak to:
@ nie powinniśmy myć rąk [są ludzie takimi natręctwamy, którzy zdzierają sobie skórę do mięsa]
@ nie powinniśmy jeść [przykłady skrajności to śmierć z przejedzenia]
@ nie powinniśy się w ogóle rozmnażać [gama nieprawidłowego korzystania z seksu jest dość szeroka]
itd. itp.
Jeśli zaś chodzi o sprawy przez Ciebie wspomniane. Chińskich produktów nie kupuję i nie stanowi to dla mnie problemu. A hipermaketach zaś ludziom mimo wszystko się płaci i robią to dobrowolnie, a nie pod batem. Zwierzęta zaś wykorzystywane są bez swojej woli i w sposób, nazwijny to, definitywny.
Śmierć zwierząt jest nieunikniona, podobnie jak śmierć człowieka. Ale chyba nieuprawnione byłoby stwierdzenie, że daje nam to prawo do jego wcześniejszego przerwania. Chyba jest też tak, że człowiek może pragnąć świadomie swojej śmierci, zwierzę [prawie] zawsze trzyma się życia.
Jeśli chodzi o wagę życia, też uważam, że obiektywnie rzecz biorąc życie moje jest bardziej cenne niż zwierzęcia. Czy da się to ogólnić w postaci: życie ludzkie jest co do zasady cenniejsze niż zwierzęce? Tak, da się, ale podmiotowe traktowanie zwierząt, według mnie, nie wchodzi w konflikt z ową zasadą.
W kwestii jedzenia, to nie jest kwestia vegetarianizmu, tylko świadomości odnoszącej się do całokształtu żywienia. Myślę że Odżywczy nie chciał stwarzać wrażenia, że będąc wegetarianinem trzeba skrupulatnie wszystko liczyć i sumować, bo tak po prostu nie jest. Raczej chciał wskazać [przepraszam Odżywczy, że wypowiadam się w Twoim imieniu, w razie czego skoryguj], że ogólna świadomość tego co jemy jest mała i że niezależnie od tego, czym się żywimy, powinniśmy to robić w sposób świadomy. I że zazwyczaj mięsożercy/wszystkożercy mniej zdają sobie sprawę z wpływu pożywienia, które spożywają, na swój organizm.
Ja więc odpowiem za siebie. NIGDY, a jestem wegetarianinam 6 lat [veganinem ponad 3], nigdy nie robiłem tabelek, rozpisek i nie usatalałem sobie żandej diety. Po prostu, najpierw zrezygnowałem z mięsa i jadłem to, co jadłem wcześniej, tylko że bez mięsa. A kiedy zacząłem być veganinem, zrezygnowałem z nabiału i miodu... No cóż, zastąpiłem je większą ilością zobżowych, owocowych i warzywnych składników. Ogólnie dobrze jest wiedzieć co się dzieje i co za co odpowiada [i ja to wiem], jednak znając swój organizm i mając regularną weryfikację swojego stanu zdrowia [jestem od lat honorowym krwiodawcę, więc co miesiąc/dwa mam robioną morfologię krwi] nie bilansowałem specjalnie i się nie wysilałem. Ot, umiar i tyle.
Żeby nie było też wątpliwości [bo to bardzo powszechny mit], nigdy nie miałem problemów z anemią, cukrzycą [serio, ludzie sobie myślą, że zostaje się jaroszem z powodu cukrzycy albo że wege powoduje cukrzycę  ] czy niczymkolwiek innym. Nie wyglądam też jak uciekinier z obozu koncentracyjnego. Mam 182 cm wzrostu, ważę 82 kg i [trochę mi niezręcznie  ] są to w zdecydowanej większości mięśnie.
Ale, żeby pokazać, że to nie takie straszne, oto mój przykładowy dzień.
Śniadanie: Chleb razowy z dżemem/pasztetem sojowym/jakimkolwiek smarowidłem i fasolką z puszki/groszkiem zielonym/ogórkiem kiszonym/konserowowym/pomidorem/dowolnym warzywem. Do popicia sok [nie znoszę napojów gazowanych], najlepiej jabłkowy [dobry sok jabłkowy lepszy niźli ambrozja olimpijska  ]. Na deser ewentualnie jakiś owocek.
Często na śniadanie jem też płatki śniadaniowe muesli.
Obiad: makaron/ryż/kasza/soczewica/kuskus z sosem pomidorowym/grzybowym/meksykańskim/chońskim/dowolnym innym, jaki wymyślę + sok + ewentualnie owocek świeży lub suszony [figi, morele, rodzynki]
Kolacja: jakaś sałatka warzywna, ziemniaki czasem, czasem pierogi z kapustą i grzybami, często groszek [uwielbiam zielony groszek  ] z chlebem , czasem kanapki zapiekane [jeśli ktoś ma opiekacz, to razowy chleb z pomidorem, ogórkiem, sałatą, cebulką w środku z odrobiną keczupu smakuje rewelacyjnie]...
Nie sprawia mi żadnego problemu skomponowanie takiego jedzenia, które mi się nie nudzi, jest proste i szybkie w przyrządzeniu. Co więcej zobacz, to co napisałem co ścisła vegańska dieta. Wegetarianie mają tu do dyspozycji jeszcze całą masę masełek, serów białych i żółtych, joghurtów, miodów, jajek etc. etc. etc.
Przemyśl na spokojnie sobie to, o czym rozmaiwamy. Nie traktuj też tego w kategoriach wywierania presji [choć oczywiście taki jest mój zamiar  ], bo wtedy można się szybko i łatwo zablokować.
Pozdrowiszcza z poobiedniej sjesty,
jakub
|
Pn cze 11, 2007 12:39 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Mamy czynić sobie ziemię poddaną.Rośliny,grzyby,zwierzęta.Ludzie pierwotni ,gdyby jedli tylko same rośliny,bo warzyw nie chodowali to padaliby jak muchy.Musieli też polować,aby mieć mięso.Tamci chociaż jedli dziczyznę i nieskażone chemią produkty,a my w większości jemy namiastki mięsa,bo niektóre produkty są podrabiane i do tego wszędzie chemikalia.
Jeść mięso mamy prawo,nie musimy być wegetarianami.A jeśli ktoś już bardzo kocha zwierzęta to może humanitarnie zabijać je prądem a potem przygotowywać do wstępnej obróbki,zaś na końcu po ich ugotowaniu i usmażeniu najeść się.Smacznego.
|
Pn cze 11, 2007 15:38 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|