Myślę że to naturalne, choć pewnie niedojrzałe jest bezkrytyczne uleganie temu. Zwykle większe powodzenie mają ci, których widać, którzy przewodzą jakiejś grupie. Poznałem to na własnej skórze będąc moderatorem w oazie a potem nauczycielem w liceum.
To biologia: kobieta podświadomie wybiera silnego samca, który byłby w stanie zaopiekować się nią i wspólnym potomstwem. Instynktownie zwraca uwagę nie tylko na walory fizyczne, ale również psychiczne i umysłowe. Dlatego pozycja nauczyciela, przewodnika duchowego, także kapłana, jest równie uprzywilejowana co pozycja szefa, a w niektórych środowiskach nawet bardziej.
Sądzę też, że u wielu pań występuje ogromna potrzeba takiej romantycznej niemożności: zdobyć nieosiągalnego, zwyciężyć tam, gdzie "poległo" wiele innych kobiet.
