Sidła bezsilności... Problem z kolegą z klasy...
Autor |
Wiadomość |
FAuStyŚka ;-)
Dołączył(a): So sty 20, 2007 19:45 Posty: 23
|
 Sidła bezsilności... Problem z kolegą z klasy...
Chodzę do klasy drugiej gimnazjum. W tamtym roku, w pierwszej klasie, kiedy wszyscy poznawaliśmy się, znalazł się wśród nas chłopak, który nie miał matki, bo zmarła mu, jak był mały, a jego ojciec był bardzo ciężko chory. Ten chłopak nie uczył się wcale. Nie za często chodził do szkoły, ale pani wychowawczyni potrafiła doprowadzić go do porządku i zdyscyplinować, żeby zdawał chodziaż na tego „dopa”. Jednak na wakacjach miał egzamin poprawkowy z matematyki, ale zdał go pomyślnie. We wrześniu dowiedziałam się, że jego ojciec zmarł w sierpniu. A w szkole czekały inne niespodzianki – wychowawczyni i inni nauczyciele nam się zmienili. Ten chłopak zaczął coraz częściej wagarować i rzadko pojawiał się w szkole – a w obecnym momencie jest już w niej tylko gościem. Zawsze na lekcjach był niezdyscyplinowany, lubił żartować i wszyscy mieli ubaw z jego tekstów – była wychowawczyni mówiła nam, żeby nie stwarzać dla niego widowni, żeby nie miał pola do popisu – a to po to, by był zmuszony do poprawy swojego zachowania. Często pani pedagog z nim rozmawiała. Jak już pisałam – w tym roku jest znacznie gorzej – obecna nauczycielka prawie w cale się nim nie interesuje. Może gdyby nasza klasa była zgrana i pani zainterweniowała w porę – to nie doszłoby do tego, że w ogóle olał szkołę. Nie było go w niej parę miesięcy. Jak zobaczyłam, jak bawił się na dyskotece szkolnej to to dopiero do mnie trafiło, że on nie miał żadnej żałoby, że bronił i broni się nadal przed rzeczywistością. Myślę, że on boi się litości i współczucia, chce nadal normalnie funkcjonować w swojej grupie koleżeńskiej, nie potrafi sobie uświadomić w jakiej jest sytuacji. Przez brak wychowania, bez ojca i matki on się zniszczy. I tak już następuje w nim ten proces – aż w końcu tak się zbuntuje przez świat, że dojdzie do tragedii. Od dyskoteki zaczęłam myśleć nad nim. Chcę mu pomóc. Zależy mi na nim, na tym, żeby zdał do następnej klasy i stanął na równe nogi, zauważył swoje błędy. Rozmawiałam o tym z mamą i z koleżanką. Modlę się w jego intencji i za jego rodziców.
Właśnie kiedy po raz pierwszy zaczęłam się modlić za niego, następnego dnia zobaczyłam go na korytarzu w szkole – to był dla mnie szok! Pobiegłam do pani wychowawczyni i poinformowałam ją o tym. Powiedziała mi, że toczy się sprawa w sądzie, że mają odebrać prawa rodzicielskie siostrze. Może przejdą na wujka, który podobno czasem do nich zagląda. Trochę się uspokoiłam i podziękowałam Bogu za to, że przynajmniej coś się dowiedziałam. Kiedy ten chłopak przyszedł na dwie lekcje (!) popisał mojej koleżance plecak wulgaryzmem zaczynającym się na h. Wtedy zrobiło mi się tak przykro… Narozrabiał i uciekł…
Zastanawiam się jak go z tego wyciągnąć. Muszę słowo wprowadzić w czyn – zebrać informacje, rozejrzeć się. Sama mu nie pomogę. Przecież do niego nie pójdę i nie powiem, żeby się zaczął uczyć, bo wtedy mnie „zaatakuje.” Piszę ten list, chodziaż nie ma sensu pisanie, bo za późno się obudziłam, a inni jeszcze śpią z otwartymi oczami – patrzą na swojego kolegę obojętnie, ale może da się jeszcze coś zaradzić…[/url]
|
So sty 20, 2007 21:04 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Ja myślę, że możesz mu pomóc tylko modlitwą, umartwieniami w jego intencji...Z całym szacunkiem nie masz przygotowania psychologicznego- a nawet ludzie z takim przygotowaniem- pani pedagog sobie nie radzą...
Zawsze istnieje ryzyko, ze chłopak zrozumie twoją chęc pomocy i zainteresowanie jako "zakochanie"...
Pomóc mozna osobom, które wykazują taką chęć- a ponadto same chcą sobie pomóc...
|
So sty 20, 2007 23:51 |
|
 |
WhiteAngel
Dołączył(a): Śr sty 18, 2006 20:18 Posty: 175
|
Jasne módl się za Niego, ale się nie umartwiaj i trochę wyloozuj bo będziesz chodzić sfrustrowana jak coś nie wyjdzie albo On wyskoczy jeszcze z jakąś głupią akcją.
Zagadaj czasami do Niego na jakiś fajny temat, dowiedz się od Niego co lubi robić i jeśli jesteś w stanie mu pomóc np: zbiera coś no to daj mu coś takiego albo pogadaj z Nim o grach, sporcie, samochodach, jeśli nic o tym nie wiesz to się doinformuj. No i nie mów mu: Musisz się uczyć, bo to nic nie da.
Pozdrawiam.  Dasz radę.
|
N sty 21, 2007 0:23 |
|
|
|
 |
Krzychu
Dołączył(a): Pn sie 28, 2006 18:29 Posty: 106
|
Terrese trochę przegięłaś chyba z tym przygotowaniem psychologicznym. Ludzie potrzebują wpierw przyjaciół, zeby nie musieli potrzebowac psychologów. A przyjaciel nie musi byc psychologiem, wystarcyz zeby był.
_________________ "Pewnego dnia chodząc po górach, dostrzegłem z daleka bestię. Kiedy przybliżyłem się, przekonałem się, że był to człowiek. Stając przed nim zobaczyłem, że jest moim bratem!"
Opowieść tybetańska
|
N sty 21, 2007 14:47 |
|
 |
FAuStyŚka ;-)
Dołączył(a): So sty 20, 2007 19:45 Posty: 23
|
Dziękuję za odpowiedzi i wsparcie  Niestety, nie mogę z nim porozmawiać jak pisała White Angel, bo go nie ma w szkole w ogóle i praktycznie złapanie z nim kontaktu graniczy z cudem. Jeszcze raz dzięki za wsparcie, wpisujcie się nadal - zapraszam:D
_________________ "Niech wiara będzie dla was codziennym chlebem, a nie świątecznym ciatem."
Jan Paweł II
|
N sty 21, 2007 21:14 |
|
|
|
 |
Krzychu
Dołączył(a): Pn sie 28, 2006 18:29 Posty: 106
|
To pomódł się o ten cud, bo bez złapania kontaktu być może niemożliwa będzie prawdziwa pomoc.
_________________ "Pewnego dnia chodząc po górach, dostrzegłem z daleka bestię. Kiedy przybliżyłem się, przekonałem się, że był to człowiek. Stając przed nim zobaczyłem, że jest moim bratem!"
Opowieść tybetańska
|
Pn sty 22, 2007 18:29 |
|
 |
Ciasteczkowy Potwór
Dołączył(a): Pt sty 19, 2007 14:55 Posty: 185
|
Takie to są produkty dzisiejszego systemu edukacji, jak by mu raz czy drugi przetrzepać skórę to by od razu mu się zachciało odbrabiania lekcji 
_________________
AWWWWM-num-num-num-num!
|
Pn sty 22, 2007 23:56 |
|
 |
psalmopoeus
Dołączył(a): N lis 26, 2006 20:53 Posty: 60
|
Teresse napisał(a): Ja myślę, że możesz mu pomóc tylko modlitwą, umartwieniami w jego intencji...
oczywiscie z modlitwa sie zgadzam, tak, jakzeby inaczej.
[...] - rozalka
Problem sie w sumie sam kiedys rozwiaze, chlopak skonczy tak jak na to zasluzy i jak sam nie bedzie mial woli zeby cos zmienic, to zmarnuje sobie zycie i tyle. Jak ktos nie potrafi sam o sobie pomyslec, no to wiesz...
|
Cz sty 25, 2007 16:09 |
|
 |
Jason
Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 16:32 Posty: 58
|
Chłopak na własne życzenie marnuje sobie życie. Jak chcesz to sie módl, nie ubędzie mu niczego, jeśli nie chcesz to tego nie rób. Ale on musi sam zrozumieć że źle robi. Z opisów jednak wynika że jest dogłębnie zdemoralizowany. Jeszcze troche i zaczną sie kradzieże...
_________________ PiS---> Populizm i Socjalizm
|
So sty 27, 2007 13:18 |
|
 |
FAuStyŚka ;-)
Dołączył(a): So sty 20, 2007 19:45 Posty: 23
|
Widziałam go wczoraj jak włóczył się podczas lekcji po szkole w czasie kiedy ja wychodziłam z gabinetu higienistki. To był szok. Spytałam się czego nie chodził do szkoły to odparł, że mu się nie chce. Wtedy powiedziałam mu, żeby chodziaż trochę się postarał, żeby przynajmniej pozdawać na te "dwóje", a on odszedł. Nie wiem czy powiedziałam za dużo czy za mało. Ale wybadałam, że nie jest agresywny. Mówił spokojnie. Ja myślę, że czas desperacji i większego buntu minął i że się w tym wszystkim pogubił i jest silniejszy niż się spodziewałam. Dalej się będę za niego modlić.
_________________ "Niech wiara będzie dla was codziennym chlebem, a nie świątecznym ciatem."
Jan Paweł II
|
Śr sty 31, 2007 11:48 |
|
 |
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
Tak teoretycznie... Fakty są takie:
1. Chłopak jest całkowitą sierotą, przy czym ojca stracił całkiem niedawno
2. Ojciec nawet póki żył - być może z racji choroby - nie zajmował się synem jakoś szczególnie
3. Mieszka z siostrą, której chcą odebrac prawa rodzicielskie i przekazać je jakiemuś wujkowi "który czasem do nich zagląda" (istotnie - to wskazuje na bardzo troskliwą opiekę)
4. Zmieniła się nauczycielka, która jakoś się nim zajmowała - obecnej problematyczny uczeń specjalnie nie interesuje
Jak na jednego nastolatka spory konglomerat problemów. I osobiście wydaje mi się, że on potrzebuje po pierwsze, w miarę stabilnego domu, po drugie, nieodbierania mu tych bliskich, którzy mu jeszcze zostali, po trzecie - opieki i wsparcia osoby dorosłej. Niekoniecznie rodzica. I dałabym spokój z mówieniem o jego błędach i tym, co powinien w sobie zmienić, a raczej o tym, jak mu pomóc.
Faustyśka - a wasza była wychowawczyni w ogóle ze szkoły odeszła? Nie da się z nią pogadać? I drugie pytanie - co na to wszystko Twoja mama?
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
Śr sty 31, 2007 12:57 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Najwięszą rolę spełnia tu nie doświadczenie tylko wyczucie.
Może przy jakiejś okazji spróbuj zagadać na tematy neutralne, zanim przejdziesz do konkretów. Byle nie poczuł się że ta "gadka-szmatka" była tylko wybiegiem by się rozluźnił, a potem oszałamiasz go moralizującą mową.
Chociaż dobrze że wie, że tobie nie podoba się jego olewający stosunek do nauki.
Jeśli ma choć trochę oleju w głowie to może zorientuje się że ci na nim zależy. Jeśli mimo to będzie miał cię w "głębokim poważaniu", to musisz sobie dać z nim spokój.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Śr sty 31, 2007 13:16 |
|
 |
FAuStyŚka ;-)
Dołączył(a): So sty 20, 2007 19:45 Posty: 23
|
Wychowawczyni z panią pedagog miały podobno się do niego przejść. Moja mama wie o nim, rozmawiałyśmy.
Sądzę, że gdybym namawiała go do nauki wtedy jak go widziałam na korytarzu, to byłoby jeszcze gorzej.
Jest to prawie sytuacja bez wyjścia.
Nasza była wychowawczyni już by interweniowała.
I jakoś by przeszedł.
Ale jemu się zwyczajnie nie chce.
Olewa kompletnie swoje życie i naukę.
Ja tak nie chcę.
Zależy mi na nim.
Modlę się i już widać skutki.
Ale oprócz tego trzeba działać.
_________________ "Niech wiara będzie dla was codziennym chlebem, a nie świątecznym ciatem."
Jan Paweł II
|
Śr sty 31, 2007 14:12 |
|
 |
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
Faustyśka - życie go nie pieści...
Ma sporo do poradzenia sobie w sytuacji, w której jest. Ma prawo przeżywać żałobę, nawet jeśli uważasz że ją zagłusza (skoro zagłusza, widać ma co, prawda?). Ma prawo czuć się bezradny, opuszczony i wściekły na życie.
Jemu potrzeba pomocy, zainteresowania i troski. Nie jedynie popychania "ucz się". Popychać można i należy, ale jeśli się przy nim zdecyduje być. Samo popychanie nic nie da.
I teraz pytania (trudne, nie przeczę):
1. Myślisz, że mógłby tak zwyczajnie wpadać do was do domu? Że Twoi rodzice mogliby stworzyć tę namiastkę oparcia, której potrzebuje? Będą chcieli? Potraficie razem znaleźć jakiś rozsądny pretekst?
2. Może warto porozmawiać z panią pedagog lub wychowawczynią nie o jego przepychaniu dalej, tylko o zaangażowaniu w coś konstruktywnego w ramach szkoły? Niekoniecznie w naukę? Może można mu dać coś, za co byłby odpowiedzialny, a nie tylko zawsze najgorszy? Bycie najgorszym kiepsko motywuje... Może dobrze by było, gdyby porozmawiał z nimi ktoś dorosły?
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
N lut 04, 2007 9:56 |
|
 |
bejot
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 11:27 Posty: 556
|
Faustysko
potraktuj to jako glos z drugiej strony.. jako glos dzieciaka, ktory tez gdzies w ktoryms momencie sie pogubil.. zawalil studia (ze nie zawalilam pierwszej, czy drugiej liceum zawdzieczam tylko i wylacznie dobrej woli nauczycieli i dyrekcji - potem jakos "zaskoczylo").. i w ogole w zyciu troszke sie poplatal...
Nie ukrywam, cos zlego mi sie zrobilo, jak przeczytalam Twoj post, w ktorym piszesz:
Cytuj: Spytałam się czego nie chodził do szkoły to odparł, że mu się nie chce. Wtedy powiedziałam mu, żeby chociaż trochę się postarał, żeby przynajmniej pozdawać na te "dwóje", a on odszedł. Nie wiem czy powiedziałam za dużo czy za mało. Ale wybadałam, że nie jest agresywny. Mówił spokojnie. Ja myślę, że czas desperacji i większego buntu minął i że się w tym wszystkim pogubił i jest silniejszy niż się spodziewałam. Dalej się będę za niego modlić.
nie dziwie sie, ze on odszedl.. nie dziwie sie, bo choc z Twojej strony to wyraz troski.. on odebral to jako Twoje trucie d. ze on nie chodzi do szkoly.. - okej.. interesujesz sie.. ale jego nauka a nie nim..
wiesz.. w tym czasie kiedy nie chodzilam do szkoly.. towarzyszyla mi masa emocji.. ze chcialabym wrocic, ale boje sie.. boje sie, ze sobie nie poradze.. boje sie, bo ktos mi wypomni nieobecnosci.. boje sie, bo ludzie z klasy beda na mnie jakostam krzywo patrzec.. itd. dopuszczalam do siebie tylko tych.. ktorzy potrafili nie wspomniec o szkole w czasie naszych rozmow.. nie dlatego, ze sie nie interesowali.. po prostu dlatego.. ze chcieli ze mna byc dla mnie.. a nie po to, zeby naprawiac moje zycie..
Jedyna osoba, ktora moze jemu naprawic zycie, jest on sam.. Ty mozesz tylko przy nim byc.. jak sie polubicie.. jak on odwazy sie zaufac Ci choc odrobine.. mozesz mimochodem wspomniec, ze gdyby chcial, to chetnie mu pomozesz w nauce.. ze pozyczysz zeszyty.. costam wytlumaczysz.. ale nie oczekuj, ze jak mu powiesz "ucz sie, nadrob zaleglosci" to koles wszystko rzuci zeby tylko wziac sie do nauki...
on jest koszmarnie samotny w tym wszystkim.. i jak ladnie wyszczegolnila jotka.. latwo mu z tym nie jest...
Druga sprawa, ktora mnie uderzyla w tym co cytuje.. to to, ze piszesz, ze wlasciwie najgorsze minelo..
to g. prawda.. nic nie minelo..
a w jego postawie nie doszukiwalabym sie buntu.. uciekanie od obowiazkow jest wyrazem maksymalnej bezradnosci.. poczucia zagubienia.. tez zawoalowanym wolaniem o pomoc.. o czlowieka..
Przepraszam jesli to zabrzmialo brutalnie.. ale szlag mnie trafia jak czytam takie teksty nadgorliwych pomagaczy, ktorzy wiedza jak mozna uszczesliwic kogos innego...
nie mam na mysli, ze masz mu nie pomagac.. ale moze spytaj jego, co by mu moglo pomoc, czego potrzebuje.. co chcialby... bo moze kiedy Ty chcesz zeby on przeszedl do nastepnej klasy.. on ma problem jak chciec przezyc jeszcze jeden dzien.. czy kiedy zje cos cieplego.. ze juz nie powiem.. ze chcialby byc wysluchany przez kogos zyczliwego.. i zwyklego (a nie zmuszonego do sluchania przez zawod - jak np p. pedagog)
pozdrawiam Cie cieplo.. i wbrew moze pozorom trzymam kciuki 
_________________ Jeśli chcesz zrozumieć drugiego człowieka..
nie słuchaj tego co mówi..
wsłuchuj się raczej w to, co przemilcza..
Khalil Gibran
|
Pn lut 05, 2007 1:56 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|