| Autor |
Wiadomość |
|
graziano
Dołączył(a): Wt wrz 19, 2006 13:17 Posty: 10
|
 Wierzący - niewierząca
Witam
Mam problem, aż głupio się przyznać. Jestem z dziewczyną od roku, Kocham ją. Jest jednak jeden problem ona jest ateistką, mimo że ochrzczona w Boga nie wierzy. Ja ją kocham, ale bardzo mi przeszkadza ten fakt. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości z osobą niewierzącą. A taką przyszłość chciałbym z nią mieć. Często się zastanawiam czy nie zostawić jej, czy nie było by lepiej dla nas dwóch gdybyśmy się rozstali. Ale nie potrafie tego zrobić.
Prosze o jakąś pomoc, radę, może ktoś był w podobnej sytuacji.[/url]
|
| Wt wrz 19, 2006 16:48 |
|
|
|
 |
|
Berea
Dołączył(a): So paź 15, 2005 16:29 Posty: 448
|
Hej.
Trudno coś radzić w takiej sytuacji...
Mój mąż kiedyś był z dziewczyną, niewierzącą- on sam głęboko wierzył w Boga. Po jakimś czasie się rozstali. Osobiście się z tego cieszę, bo ożenił się ze mną!
Nie wiem, co masz robić...poczekaj, módl się , pytaj Boga...no i porozmawiaj o swoich wątpliwościach z dziewczyną. Kto wie? Może wróci do Boga?
|
| Wt wrz 19, 2006 16:57 |
|
 |
|
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Wierzący - niewierząca
graziano napisał(a): Prosze o jakąś pomoc, radę, może ktoś był w podobnej sytuacji.
Na moją logikę, jeśli jest między Wami prawdziwa miłość, a Bóg jest Miłością, to nie wybierając miłość wybierasz Boga.
Oczywiście to tylko moja prywatna interpretacja, na tzw. chłopski rozum 
|
| Wt wrz 19, 2006 17:08 |
|
|
|
 |
|
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
 Re: Wierzący - niewierząca
graziano napisał(a): Jest jednak jeden problem ona jest ateistką, mimo że ochrzczona w Boga nie wierzy. Ja ją kocham, ale bardzo mi przeszkadza ten fakt. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości z osobą niewierzącą. Tzn. co Ci konkretnie w tym fakcie przeszkadza? Ona się z Ciebie śmieje? Czujesz wobec niej wyższość z powodu swojej wiary?  Wal szczerze. SweetChild napisał(a): Na moją logikę, jeśli jest między Wami prawdziwa miłość, a Bóg jest Miłością, to nie wybierając miłość wybierasz Boga. Hi, hi... Coś pomieszałeś 
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
| Wt wrz 19, 2006 17:16 |
|
 |
|
angua
Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25 Posty: 7301
|
Znam bardzo szczęśliwe małżeństwa mieszane. Więc się da  Ale według mnie jest trudno - należy nad pewnymi sprawami pomyśleć już teraz i w żadnym wypadku nie odkładać do ślubu, bo wtedy na pewno same się nie rozwiążą. Jeśli już teraz widzisz problemy [też bym widziała...] to po prostu musisz [musicie] je na spokojnie przemyśleć. Pewnie sam najlepiej wiesz, jakie są
Św. Paweł pisał: Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo [2 Kor 6,14]
Ogólnie jest to rada dość rozsądna, co pewnie widzisz, skoro Ci różnica wiary przeszkadza. Z drugiej strony, jak wiadomo, miłość nie wybiera, a serce nie sługa
Jeśli już teraz zaczniecie wypracowywać pewne zasady, a inne ustalać, sam zobaczysz, czy się da, czy się nie da.
Bo na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, wszystko zależy od ludzi.
Na koniec mogę Ci powiedzieć, jak to było ze mną. Myślałam, że się nie da. Potem poznałam pewnego faceta, więc szybko zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że na pewno się jakoś da. Ale powoli byłam odzierana ze złudzeń - nam się nie udało. Właśnie z takich względów głównie. Osobiście więcej bym się w taki związek nie władowała. Ale - jak pisałam na początku - znam takich, którzy sobie poradzili 
_________________ Czuwaj i módl się bezustannie, a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego siebie. Nie ma piękniejszego zadania, które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia, niż kontemplacja. P. M. Delfieux
|
| Wt wrz 19, 2006 17:26 |
|
|
|
 |
|
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
 Re: Wierzący - niewierząca
filippiarz napisał(a): SweetChild napisał(a): Na moją logikę, jeśli jest między Wami prawdziwa miłość, a Bóg jest Miłością, to nie wybierając miłość wybierasz Boga. Hi, hi... Coś pomieszałeś 
Faktycznie, trochę się zakręciłem. Tak to bywa z tymi wątkami miłosnymi, człowiek traci zimną krew
Miało być oczywiście "to wybierając miłość", bez tego nieszczęsnego nie.
A aby nie było tak całkiem nie na temat dodam, że zgadzam się z anguą. Teoretyczne dywagacje "co jest możliwe" to jedno, a trudność realizacji tych możliwości w praktyce to drugie.
|
| Wt wrz 19, 2006 17:52 |
|
 |
|
graziano
Dołączył(a): Wt wrz 19, 2006 13:17 Posty: 10
|
Dzięki za pomoc
Trudno byłoby się rozstać z osobą którą się kocha, z którą się jest od roku, a zna od 2 lat. Strasznie trudne jest podejmowanie takich decyzji...Czy jeśli się z nią rozstane nie będzie to świadczyć o tym ze tak naprawdę jej nie kochałem? Trudne to wszystko
filippiarz co mi przeszkadza?
wyobraź sobie że idę w niedzielę, czy w jakieś święto, czy z innej okazji (bo np tak chce do Kościoła) i co idę sam, bez swojej drugiej połowy, teraz wyobraź sobie wychowanie dzieci, jakie pytania będą się pojawiały, czy my musimy wierzyć jak mama nie wierzy itp. Wyższości na pewno nie czuję, ale doskwiera mi na przykład najeżdżanie na księży, uogólnianie, nigdy się nie wyśmiewała z tego że wierze, i jak mówi szanuje mój wybór.
No i inny całkiem światopogląd na temat aborcji, i innych kwestii.
|
| Wt wrz 19, 2006 20:10 |
|
 |
|
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
graziano napisał(a): wyobraź sobie że idę w niedzielę, czy w jakieś święto, czy z innej okazji (bo np tak chce do Kościoła) i co idę sam, bez swojej drugiej połowy Ok, wyobraziłem sobie i mam pytania dodatkowe - dlaczego chcesz jej współudziału? Tylko najpierw się zastanów! - bo co ludzie powiedzą: gdzie jego żona? - bo żona powinna wspierać męża bez względu na własne przekonania? - bo wspomogłoby to Twoją wiarę? - bo chciałbyś być z żoną w każdej chwili swojego życia? Wczuj się w siebie i zobacz czy Twoje motywacje wynikają z samolubnych, "niskich" pobudek, czy z "wyższych" - jeśli z niskich to musisz popracować nad swoją psychiką i wiarą, ale macie szanse, jeśli z wysokich to macie duże szanse  graziano napisał(a): teraz wyobraź sobie wychowanie dzieci, jakie pytania będą się pojawiały, czy my musimy wierzyć jak mama nie wierzy itp. Świetna sprawa, uważam, że taka sytuacja pozwoli Ci się rozwinąć duchowo. Pamiętaj, jak nie wiesz co powiedzieć - mów prawdę  graziano napisał(a): Wyższości na pewno nie czuję, ale doskwiera mi na przykład najeżdżanie na księży, uogólnianie. Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Musisz jej bardzo wyraźnie, otwartym tekstem powiedzieć, że Cię to rani i odwołać się do logiki - księża też ludzie - trafiają się święci jak i pedofile, uogólnianie jest zawsze krzywdzące. I bez argumentów, że nie wolno obrażać księży, bo to księża są i nie wolno - to tylko pogorszy sprawę. graziano napisał(a): No i inny całkiem światopogląd na temat aborcji, i innych kwestii. No i? Ja w swoim życiu kilka razy zmieniłem światopogląd. A zresztą kochasz ją czy jej światopogląd?
Najważniejsze żebyście mieli do siebie szacunek, bez szacunku każdy związek się zawali. Póki jest szacunek, jest nadzieja. Moje małżeństwo rozpadło się przez brak szacunku...
Życzę powodzenia Tobie i twojej dziewczynie 
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
| Wt wrz 19, 2006 20:55 |
|
 |
|
angua
Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25 Posty: 7301
|
To nie do mnie pytania, ale do części się odniosę. Mam nadzieję, że mogę
Pierwsze jest nieco osobiste i moja odpowiedź nic do sprawy nie wniesie, więc sobie podaruję. Ale dalej:
filippiarz napisał(a): graziano napisał(a): teraz wyobraź sobie wychowanie dzieci, jakie pytania będą się pojawiały, czy my musimy wierzyć jak mama nie wierzy itp. Świetna sprawa, uważam, że taka sytuacja pozwoli Ci się rozwinąć duchowo. Pamiętaj, jak nie wiesz co powiedzieć - mów prawdę  Popatrz jeszcze z perspektywy dzieci. Ja tak w domu miałam - mama wierząca, tata nie. I uważam, że to była niezdrowa sytuacja, mimo tego, że tata nie robił żadnych problemów, po prostu się nie wtrącał. Dzieci do pewnego wieku powinny mieć jasną sytuację [już nieważne, w którą stronę], bo wszelkie niezrozumienie, jakiś chaos bardzo przeżywają. Jeśli rodzice zdecydowali się wychowywać je po katolicku, to powinny mieć poczucie, że modlitwa czy niedzielna msza to coś normalnego. Na określanie swojej wiary czas jeszcze przyjdzie... filippiarz napisał(a): graziano napisał(a): No i inny całkiem światopogląd na temat aborcji, i innych kwestii. No i? Ja w swoim życiu kilka razy zmieniłem światopogląd. [...]
To jest kwestia przede wszystkim całej nauki moralnej Kościoła. Już aborcja pół biedy, na ogół jest to temat teoretyczny. Ale metody planowania rodziny już teoretyczne nie są... Są za to jedną z ważniejszych kwestii, a akurat tu chyba najtrudniej się porozumieć. I jest to jeden z tych tematów, o których pisałam, że należy je uzgodnić wcześniej. Bo problem pojawi się na pewno.
_________________ Czuwaj i módl się bezustannie, a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego siebie. Nie ma piękniejszego zadania, które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia, niż kontemplacja. P. M. Delfieux
|
| Wt wrz 19, 2006 23:12 |
|
 |
|
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
angua napisał(a): Popatrz jeszcze z perspektywy dzieci. Ja tak w domu miałam - mama wierząca, tata nie. I uważam, że to była niezdrowa sytuacja, mimo tego, że tata nie robił żadnych problemów, po prostu się nie wtrącał. Dzieci do pewnego wieku powinny mieć jasną sytuację. Niewtrącanie się, nie jest wychowywaniem w prawdzie. Zagubienie i chaos wynikają z niepewności i niewiedzy - oczywiście, oni będą mieli trudniej, ale mogą wygrać więcej od życia, dla swoich dzieci... Wychowanie dzieci to cholernie skomplikowana sprawa i zawsze można coś spaprać... A co do faktu, że źle wspominasz sytuację z dzieciństwa - przecież wierzysz  i do tego zaliczasz się do tej nielicznej elity wierzącej świadomie  Skąd wiesz, że gdyby oboje Twoi rodzice byli wierzący, to dziś nie byłabyś ateistką, albo "niedzielnym katolikiem"? angua napisał(a): To jest kwestia przede wszystkim całej nauki moralnej Kościoła. Ajć, niestety wg Krk jestem istotą toltalnie amoralną więc nie jestem w stanie na ten temat tutaj rozmawiać 
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
| Śr wrz 20, 2006 6:22 |
|
 |
|
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
A mnie ta chęć dzielenia ważnej/najważniejszej dziedziny życia ze współmałżonkiem zupełnie nie dziwi. Bardzo trudno jest przeżywać swoją wiarę stanowiąc samotną wyspę.
Wiesz - mój dom był katolicki głównie teoretycznie. Od lat było tak, że na Msze Św. chodziłam tylko ja. W lecie w niedzielę na 7 rano, bo tylko wtedy to nie rozwalało planów rodzinno-działkowych. O mamie wiedziałam, że się modli. No i w święta bywała w kościele. Nikogo z rodziców nie pamiętam przystępujących do spowiedzi czy Komunii. Nawet z okazji największych świąt. Odkąd pamiętam, czyli od wieku jakichś 7-8 lat, bo wtedy w ogóle zaczęłam chodzić do kościoła...
Teraz jest nieco inaczej, ale taki stan istniał przez jakieś 20 lat mojego życia. Wtedy nie było problemu - nie wiedziałam, że może być inaczej. Ale w tej chwili chyba najbardziej mi brakuje przeżywania wiary z kimś. Tak po prostu - kiedy ten ktoś bliski jest obok, kiedy uczestniczymy razem w czymś, co dla nas obojga jest ważne/najważniejsze...
To nie jest coś nieważnego...
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
| Śr wrz 20, 2006 8:51 |
|
 |
|
angua
Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25 Posty: 7301
|
filippiarz napisał(a): Niewtrącanie się, nie jest wychowywaniem w prawdzie. Ale jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Wszystko ponad niewtrącanie się będzie dla dzieci niewiarygodne. A i tak trzeba odpowiadać na pytania "Czemu ja muszę iść na mszę, skoro ty nie idziesz?". Pytania, na które nie ma dobrej odpowiedzi, niestety. Oprócz tego - wiara potrzebuje świadectwa. Dziecko musi widzieć, że to nie jest coś oderwanego od życia. A tu nie ma możliwości, żeby wiara naturalnie weszła w życie rodziny. Oczywiście, to nie są przeszkody uniemożliwiające cokolwiek. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że problem nie dotyczy tylko rodziców, ale i dzieci. Mnie osobiście trudniej było w związku z taką konfiguracją i w dzieciństwie, i teraz. Bo tak naprawdę nie mam pojęcia, jak powinna wyglądać katolicka rodzina. Nie wiem, jak to jest wspólnie z kimś się modlić, czy swobodnie o wierze rozmawiać. Bo nic z tych rzeczy nie wyniosłam z domu. Co więcej - raczej dokładnie na odwrót. Gdzieś głęboko mam zakodowane, że wiara to prywatna sprawa, z którą nie należy się wychylać. Że jeśli ktoś miał pecha i przez przypadek go trafiło, to niech siedzi cicho i nie robi tym problemów innym. Przykre, ale prawdziwe. Konsekwencja na przykład tego, że kiedy w czasie jakiejś niedzielnej wycieczki my szliśmy do kościoła, to biedny tata musiał siedzieć godzinę w samochodzie. Dzieci naprawdę odbierają różne rzeczy po swojemu. A coś z tego zostaje na dłużej... filippiarz napisał(a): Zagubienie i chaos wynikają z niepewności i niewiedzy - oczywiście, oni będą mieli trudniej, ale mogą wygrać więcej od życia, dla swoich dzieci... Wychowanie dzieci to cholernie skomplikowana sprawa i zawsze można coś spaprać... Oczywiście. Zawsze są zagrożenia. Ja piszę o tych problemach, które pojawiają się w tej sytuacji - a raczej o tych, które pojawiły się u mnie w domu. Bo na pewno różni rodzice różnie sprawę rozgrywają, a i dzieci różnie to odbierają. filippiarz napisał(a): A co do faktu, że źle wspominasz sytuację z dzieciństwa - przecież wierzysz  i do tego zaliczasz się do tej nielicznej elity wierzącej świadomie  Skąd wiesz, że gdyby oboje Twoi rodzice byli wierzący, to dziś nie byłabyś ateistką, albo "niedzielnym katolikiem"? Hmm, mój brat nie wierzy. Można więc uznać, że jest po jeden - to zresztą najbardziej prawdopodobny rozkład w tej sytuacji  filippiarz napisał(a): Ajć, niestety wg Krk jestem istotą toltalnie amoralną więc nie jestem w stanie na ten temat tutaj rozmawiać 
Wiem  Chciałam tylko zwrócić uwagę na to, że to coś więcej niż sprawy oderwane od życia. I raczej nie Tobie, a Autorowi wątku
Pozdrawiam 
_________________ Czuwaj i módl się bezustannie, a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego siebie. Nie ma piękniejszego zadania, które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia, niż kontemplacja. P. M. Delfieux
|
| Śr wrz 20, 2006 9:00 |
|
 |
|
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
jo_tka napisał(a): Ale w tej chwili chyba najbardziej mi brakuje przeżywania wiary z kimś. Tak po prostu - kiedy ten ktoś bliski jest obok, kiedy uczestniczymy razem w czymś, co dla nas obojga jest ważne/najważniejsze...
To nie jest coś nieważnego... Oczywiście, jest to ważne, mnie bardziej chodzi o dotarcie do przyczyn dlaczego graziano to przeszkadza. Brakować a przeszkadzać to jednak różne pojęcia... Również trzeba pamiętać, że wiążemy się w pary z innych powodów niż wspólne zainteresowania/przekonania/wierzenia i różnie to w życiu bywa  ... angua napisał(a): filippiarz napisał(a): Niewtrącanie się, nie jest wychowywaniem w prawdzie. Ale jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Ja uważam, że raczej najwygodniejszym i wymagającym najmniej wysiłku od rodziców... A z całą resztą się zgadzam.
Do graziano: w sumie to nie da się doradzić w takiej sytuacji nic konkretnjeszego niż: rozmawiajcie, rozmawiajcie i jeszcze raz rozmawiajcie...
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
| Śr wrz 20, 2006 9:48 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
A według mnie to duży problem. Dla strony ateistycznej nie jest problemem:
1. rozwód
2. aborcja i antykoncepcja
3. "wolność" seksualna
4.wiele,wiele innych
Co do takich par mieszanych, którym się "udało"...Cóż nie monitujemy ich postepowania 24 godziny na dobę, więc nie wiemy czy i jakich ustępstw dokonala strona katolicka, aby się "udało"...
Najczęściej jest tak, że ustepstw dokonuje strona której bardziej zależy(jest bardziej zakochana)...
Nie zgadzam się, że serce nie sługa...
Tak samo może się tłumaczyć ktoś zakochany w zonatym mężczyźnie...A, że Bóg jest miłością, więc huzia do łózia....
Matka zawsze chce przekazać dzieciom, to co wg niej najlepsze...Nie wierzę, że matka ateistka pozwoli, aby jej dzieci wierzyły w jakieś wg niej niemądre bajki...
Zeby dały się oglupiać krytykowanym przez nią klechom...
Przepraszam, że to powiem , ale 1 rok bycia ze sobą to niedużo...Myślę, że na razie jest to zakochanie, zauroczenie...Jest to cudowny stan, po części zresztą mają w tym swój udział procesy chemiczne w naszym organiźmie 
|
| Wt paź 24, 2006 13:35 |
|
 |
|
graziano
Dołączył(a): Wt wrz 19, 2006 13:17 Posty: 10
|
Dziękuję wszystkim za pomoc i zdanie...
Ciągle pozostaje w niepewnosci i to mnie zabija, ukochana obiecała mi że będzie robić co tylko będzie mogla żebyśmy się zgrali w kwesti wiary, ale czy to wystarczy, czas pokaże. Tylko szkoda że tego czasu wszyscy mamy tak mało.
|
| Pt paź 27, 2006 17:43 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|