Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N paź 19, 2025 1:06



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 35 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
 córka marnotrawna... 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): N kwi 19, 2009 14:07
Posty: 4
Post córka marnotrawna...
Witam,
chciałabym podzielić się z Wami pewną historią, być może ktoś zobaczy tam swoją historię i nie będzie znał zakończenia ale może ktoś już to zakończenie przeżył.... i będzie mógł pomóc.
Dziewczyna na studiach poznaje chłopaka - on szybko wyznaje jej miłość, odzwajemnioną zresztą. Na jej pytanie o ślub odpowiada, że najpierw musi umieć zapewnić jej i rodzinie, którą w momencie ślubu się zakłada, godny byt. Oznacza to ukończenie studiów, znalezienie dobrej pracy i dachu nad głową. Dziewczyna choć bardzo wierząca godzi się na takie rozwiązanie. Znając z autopsji rodzinę w której nie dba się bardzo o posiadanie, szacunek dla współmałżonka i dzieci, o wiarę myśli, że tak jest dobrze. Tylko nie zauważa kiedy oddala się od prostoty i miłości do Boga. Przestaje żyć wiarą, tzn. chodzić do kościoła i modlić się codziennie. Bo po co - przecież na wszystko musimy zapracować sami i Bóg nam w tym nie pomoże. I co się dzieje dalej ? Jak łatwo się domyślić nawet nie spostrzega w jakim wielkim grzechu zaczyna żyć. Sypia z nim. Kończą się studia, przychodzi praca. Tragedia rodzinna - śmierć ojca. Przełom w jej życiu. Ciężka choroba Taty zbliża ją do Boga ponownie. Nie na długo niestety. Postanawia za namową chłopaka wyprowadzić się do jego domu gdzie mieszka z rodzicami i siostrą żeby już w nowym mieście znależć pracę i żeby mama mogła sobie poukładać życie a nie traciła wszystkich z domu rok po roku. Słuszy: przecież to nic złego, że będziesz mieszkać w osobnym pokoju a pieniądze, które przeznaczałabyś na wynajem mieszkania odkładaj i zbudujemy dom. Szybko jednak okazuje się że zaczynają żyć jak stara małżeństwo, spać w jednym łóżku, jeść i robić wszystko razem. Nawet dzięki kredytowi (nie wspólnemu tylko na niego i rodziców) zaczynaja budować dom. Zaręczają się. Ale datę wyznaczają dopiero za dwa lata ze względu na ukończenie domu.
Nagle jednak dziewczyna przypadkowo dowiaduje się że to wszystko nie jest takie piękne jak wygląda. Niby pobożni ludzie a nie chodzą do komuni. Z czasem okazuje się, że kochają bardziej rzeczy niż ludzi.
Dziewczynie wszystko układa się w jedną całość: plan szatana: oderwanie jej od Boga, grzech ciężki jaki popełnia mieszkając razem z nim.
Dziewczyna idzie do spowiedzi i nie otrzymuje rozgrzeszenia.
Myśli o tym bardzo wiele. Wie, że ma problem z radzeniem sobie w życiu bo jest dorosłym dzieckiem alkoholików. Wie także że jej to nie usprawiedliwia. Dziewczyna ma poczucie ogromnej beznadziei...swoje osoby.
Po jednej stronie stoi miłość do narzyczonego, którego mimio wszystko bardzo kocha i poczucie obowiązku. Obowiązków siłą rzeczy zrobiło się bardzo dużo, dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że chwilowo jest jedyną kobietą w domu. Opiekuje się narzyczonym, jego ojcem i dwoma psami. No i oczyście domem o którym trzeba mocno dbać bo to ich oczko w głowie.
A po drugiej stronie stoi Bóg, który mówi: zostaw to i przyjdz do mnie.
Dziewczyna jest załamana i czuje się w tej sytuacji bardzo źle bo czyż Bóg nie powiedział, że najważniejsza jest miłość ? Czy nie ukaże jej za odrzucenie miłości narzyczonego ?
ale obawia się że ta miłość uświęcona przez Boga sakramentem małżeństwa a nie taka jaką prezentuje jej życie.
więc czemu mimo to nie potrafi powiedzieć: STOP !!!

czy ktoś zna zakończenie tej historii ?

proszę pomóżcie wrócić martnotrawnej córce do Ojca....


N kwi 19, 2009 16:34
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Przede wszystkim musisz uświadomić sobie sprawę podstawową - Bóg Cię kocha, Bóg Cię nie potępia - jedyną osobą, która może Ciebie potępić jesteś Ty sama - potępić swoimi grzechami i tym złem, które robisz sobie. Bóg pragnie, abyś dla własnego dobra i pełnego szczęścia odrzuciła wszelki grzech! On Ci da daleko więcej niż wszystkie dobra, poczucie szczęścia, przyjemności i bezpieczeństwa jakie w tej chwili masz. To Bóg Cię do siebie wzywa! Tym, co powinnaś zrobić, jest całkowite odrzucenie zła, grzechu - definitywne, ostateczne, całkowite! Nie da się żyć w bliskiej relacji z Bogiem i trwać w głębokim grzechu - to jest jak notoryczne zdradzanie, a zdrada nigdy nie prowadzi do pogłębienia relacji miłości między dwojgiem osób, a tym bardziej miłości między Tobą a Bogiem.

Mam dla Ciebie dobrą wiadomość, dobrą nowinę - to dzięki Bogu czujesz, że coś jest nie tak, że to złe, że się sprzeciwiasz Jego woli i że się od Niego oddalasz. To jest Jego wołanie! Bóg chce Cię powołać, a poczucie oddalenia od Boga, poczucie zła grzechu, to tylko tego oznaki. Przecież powiedział:

J 6:44
"Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym."


Czyż sumienie, poczucie złe grzechu, oddalenia od Boga i to wszystko co odczuwasz nie jest pociąganiem do Jezusa przez Ojca? Jestem przekonany, że jest. Przyjdź do Boga, a On Cię nie odrzuci:

J 6:37
"Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę,"



Musisz sobie uświadomić jak niesamowicie ważne jest odcięcie się od grzechu. Sama napisałaś o sobie jako o marnotrawnej córce. W przypowieści o synu marnotrawnym ojciec już z daleka widział powracającego syna, od razu go uściskał i popatrz -nie mówi o grzechu! Od razu przyjął go do swojej miłości ciesząc się z jego powrotu. Od razu kazał zrobić przyjęcie na cześć powracającego syna! Bądź taką marnotrawną córką, ale nie taką, która nie wraca, tylko taką, która wraca do domu, do Boga - Ojca, a on przyrządzi na Twoja cześć ucztę! :) Aniołowie Boży będą się z Twojego powrotu radować i cieszyć:

Lk 15:10
"Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca."



Powtarzam - musisz zdać sobie sprawę z tego jak niesamowite znaczenie ma dla Ciebie powrót do Boga, jak ważne jest porzucenie grzechu i postawienie Boga na pierwszym miejscu - przed wszystkimi - zarówno osobami, jak i emocjami, uczuciami, relacjami i rzeczami. Proszę, poświęć chwilę czasu na rozważenie poniższych fragmentów Pisma Świętego - słowa Boga::


2Kor 5:15
"A właśnie za wszystkich umarł /Chrystus/ po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał."


Mt 5:29-30
„Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.”


Lk 14:26
"Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem."


Hbr 12:4
"Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi"


1Tes 5:22
"Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła."


Tylko uważaj... szatan będzie Ci podpowiadał setki pozornie racjonalnych powodów, żeby nie odejść od grzechu - jak np. to, że Bóg miałby Cię ukarać za sprzeniewierzenie się miłości narzeczonego, gdy tymczasem Bóg sprzeciwia się stawianiu czegokolwiek przed sobą - w szczególności czegoś, co prowadzi do grzechu. Nie daj się tym namowom szatana. Bądź dzielna!

Ef 6:11
Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła.


Módl się. Zaufaj Bogu. Powiedz Mu "tak". Ogłoś Go swoim Panem i Zbawicielem oraz Panem swojego życia. Wyrzeknij się wszelkiego grzechu i wszystkiego co do grzechu prowadzi. Wyrzeknij się szatana, głównego sprawcę grzechu. Przyjmij kochającego Boga. Powiedz Mu to wszytko na podczas modlitwy!

Pomodlę się za Ciebie!
Bóg z Tobą!

_________________
Piotr Milewski


N kwi 19, 2009 20:38
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: córka marnotrawna...
Monika17 napisał(a):
więc czemu mimo to nie potrafi powiedzieć: STOP !!!


Dlatego że wie, jakie mogą być konsekwencje tego ruchu - związek może się sypnąć. Jeśli zależy jej na narzeczonym, to niechęć do wykonywania gwałtownych, rewolucyjnych ruchów wydaje mi się uzasadniona.

Sytuacja syna marnotrawnego była nieco prostsza - on już roztrwonił wszystko i nic go nie trzymało w "obcych krajach". Można więc powiedzieć, że na powrocie nic nie tracił.


N kwi 19, 2009 22:05
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt kwi 14, 2009 6:05
Posty: 9
Post 
zerwij z grzechem. Bóg Ci w tym pomoże, a potem wszystko hojnie wynagrodzi. On Cię będzie prowadził
znam podobną sytuację. ta osoba zerwała, bo Bóg dał jej zobaczyć grzech. nawróciła się i teraz dziękuje Mu, przed jaką tragedią ją uchronił. I choć na razie jest sama, żyje z Nim szczęśliwie wierząc, że ma On dla niej kogoś wspaniałego, bo On chce nas darzyć szczęściem :D


Śr kwi 22, 2009 8:07
Zobacz profil

Dołączył(a): N kwi 19, 2009 14:07
Posty: 4
Post 
Bardzo dziękuje Wam za odpowiedzi, dziękuje także za modlitwę. Dziękuje za wsparcie.
Muszę się zebrać i postąpić słusznie...mam nadzieję, że starczy mi siły...


Śr kwi 22, 2009 11:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Monika17 napisał(a):
Bardzo dziękuje Wam za odpowiedzi, dziękuje także za modlitwę. Dziękuje za wsparcie.
Muszę się zebrać i postąpić słusznie...mam nadzieję, że starczy mi siły...


Jak byś potrzebowała jeszcze wsparcia albo miała jakiekolwiek pytania to pisz śmiało! :)

Niech Bóg Cie prowadzi do siebie!

_________________
Piotr Milewski


Śr kwi 22, 2009 11:33
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): So sie 18, 2007 13:38
Posty: 1656
Post 
Jestem starszy i mam różne doświadczenia.Jaka jest przyczyna odwlekania ślubu na lata skoro sie kochacie?Tak przynajmniej zakładam.Wpływ rodziny?Brak pieniędzy na wesele?Wiem,że takie zwlekanie z decyzją nie jest dobre,ale nikt nie jest mądry od początku.
Czy Twój narzeczony nie da się przekonać do zmiany decyzji?Czemu od razu stawiasz na przeciwnych stronach barykady Boga i swój związek?
A może jednak warto zawalczyć?


Cz kwi 23, 2009 13:39
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lut 26, 2009 20:16
Posty: 20
Post 
hmm życie stawia mnie w dość podobnej sytuacji, a konkretniej to jest ona przede mną. Ja i mój luby mieszkamy dość daleko od siebie a przynajmniej w okresie narzeczeństwa chcielibyśmy mieszkać bliżej siebie i tutaj zaczynają się schody. Anie mnie ani jego w chwili obecnej nie stać na przeniesienie się do drugiego miasta i wynajęcie mieszkania i uczęszczanie na studia uzupełniające... a poza tym jego rodzina przeżywa teraz ciężkie chwile po śmierci siostry bo minęły dopiero cztery miesiące od wypadku w którym zginęła, więc w chwili obecnej nie może zostawić rodziców bo go bardzo potrzebują.
Więc powiedzcie mi jak młodzi ludzie mają spędzić owocnie czas narzeczeństwa gdy żyją daleko od siebie? Chłopak chce abym zamieszkała z nim i jego rodzicami. Dla niego to też jest ważne bo będzie miał wsparcie w tym wszystkim co przeżywają w domu, a on jako jedynie już dziecko stara się być twardy i silny.
Teoretycznie ślub planujemy na przyszły rok, ale jakoś życie się nam skomplikowało po śmierci siostry.
Wszystko jest jakoś nie tak, a ja sama nie wiem co powinnam wybrać,a nie chcę wybierać między Bogiem a miłością, bo nikogo tak nie kochałam, nikomu tak nie ufałam, a pochodzę z rodziny rozbitej.
Czy trzeba wybierać? Czy można to jakoś rozwiązać sensownie?


Cz kwi 23, 2009 14:06
Zobacz profil

Dołączył(a): So sie 18, 2007 13:38
Posty: 1656
Post 
A w czym problem?Mieszkanie z kimś to nie grzech,to po pierwsze.A po drugie,jak ktoś będzie chciał sobie pogrzeszyć to znajdzie ku temu okazję
niezależnie od odległości.


Cz kwi 23, 2009 14:23
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Cyryl napisał(a):
A w czym problem?Mieszkanie z kimś to nie grzech,to po pierwsze.


Myślę, że jest wprost przeciwnie.

Rahhel, a nie możesz po prostu na razie się nie wprowadzać (dopiero po ślubie) i jednocześnie udzielać mu wsparcie jak tylko możesz?

Wydaje mi się, że wiara nie polega na szukaniu rozwiązań sprzecznych z wartościami tej wiary, ale na położeniu fundamentu wartości tej wiary, a szukaniu drogi wyboru zaczynając od tej podstawy, wychodząc od niej i jej nie przecząc.

Cytuj:
Więc powiedzcie mi jak młodzi ludzie mają spędzić owocnie czas narzeczeństwa gdy żyją daleko od siebie?


Niestety, najwidoczniej nie zawsze jest możliwość, żęby spędzili ten czas tak owocnie jak to sobie wyobrażają (a może bardziej owocne będzą własnie próby odległości i czasu?). Ale czy przez to przestałabyś kochać go? Czy przez to mogłabyś zmienić zdanie co do ślubu? Nie sądzę. Czasami nie jest łatwo, czasami nie jest wszystko pięknie tak jakbyśmy chcieli, ale wtedy musimy się dostosować do takich możliwości jakie mamy w ramach wiary i jej wartości, nie przecząc im. Bo jaki sens miałoby opowiadanie się za jednymi wartościami (przewidywane, nie na pewno, bardziej owocne przeżywanie narzeczeństwa) jednocześnie przecząc jeszcze większym (wierze, wynikającym z wiary). To nawet nie jest wybór on vs. Bóg (który i tak powinien być jednoznaczny), bo przecież wasz związek przetrwa to niewprowadzanie się, prawda? Chyba, że masz co do tego wątpliwości.

_________________
Piotr Milewski


Cz kwi 23, 2009 16:36
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz lut 26, 2009 20:16
Posty: 20
Post 
jumik napisał(a):
Chyba, że masz co do tego wątpliwości.

Mam pewnie obawy bo nie znamy się zbyt dobrze a nasze spotykanie się miało formę raczej poznawania się na odległość, chcieliśmy móc jak inni młodzi ludzie się spotykać mieszkając w jednym mieście, spędzać wspólnie czas i tak się poznawać, ale okoliczności są inne i nie mamy zbytniej możliwości na taką relację.
A branie ślubu w sytuacji gdy ludzie mało co zdążyli ze sobą przebywać jest trochę jak dla mnie ryzykowne... Ale to tylko moje zdanie...


Cz kwi 23, 2009 16:46
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Rahhel napisał(a):
jumik napisał(a):
Chyba, że masz co do tego wątpliwości.

Mam pewnie obawy bo nie znamy się zbyt dobrze a nasze spotykanie się miało formę raczej poznawania się na odległość, chcieliśmy móc jak inni młodzi ludzie się spotykać mieszkając w jednym mieście, spędzać wspólnie czas i tak się poznawać, ale okoliczności są inne i nie mamy zbytniej możliwości na taką relację.
A branie ślubu w sytuacji gdy ludzie mało co zdążyli ze sobą przebywać jest trochę jak dla mnie ryzykowne... Ale to tylko moje zdanie...


Wydaje mi się dziwne (jeśli nie wręcz nieodpowiedzialne) zaręczanie się i planowanie ślubu w takiej sytuacji gdy "nie znacie się zbyt dobrze" i gdy masz pewne obawy, że przez to niemieszkanie moglibyście nawet nie być razem oraz gdy uważasz za ryzykowne branie ślubu w stopniu wzajemnego poznania w jakim w tej chwili jesteście. A już tym bardziej poznawanie się poprzez wprowadzenie się do niego w takiej sytuacji.

To na podstawie czego decydujecie się na ślub skoro tyle wątpliwości i braków w relacji?

_________________
Piotr Milewski


Cz kwi 23, 2009 16:59
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz lut 26, 2009 20:16
Posty: 20
Post 
jumik napisał(a):
gdy masz pewne obawy, że przez to niemieszkanie moglibyście nawet nie być razem...

To na podstawie czego decydujecie się na ślub skoro tyle wątpliwości i braków w relacji?


po pierwsze nie napisałam nigdzie że mam obawy odnośnie tego że nie będziemy razem, bo takich obaw nie mam.
Ale nie umiem na dzień dzisiejszy odpowiedzieć czy chcę wyjść za niego za mąż bo to dla mnie za wcześnie, a to różnica zdecydowana.
A na podstawie czego? patrz mój wcześniejszy wpis tam zostało napisane...


Cz kwi 23, 2009 19:22
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post 
Rahhel napisał(a):
jumik napisał(a):
gdy masz pewne obawy, że przez to niemieszkanie moglibyście nawet nie być razem...

To na podstawie czego decydujecie się na ślub skoro tyle wątpliwości i braków w relacji?


po pierwsze nie napisałam nigdzie że mam obawy odnośnie tego że nie będziemy razem, bo takich obaw nie mam.
Ale nie umiem na dzień dzisiejszy odpowiedzieć czy chcę wyjść za niego za mąż bo to dla mnie za wcześnie, a to różnica zdecydowana.
A na podstawie czego? patrz mój wcześniejszy wpis tam zostało napisane...


Wiem - na podstawie tego, że go bardzo kochasz i mu ufasz jak nikomu do tej pory. I planujecie ślub i ewentualne wspólne mieszkanie mimo, że nie potrafisz powiedzieć na dzień dzisiejszy czy chcesz wyjść za niego za mąż oraz tego, że "nie znacie się zbyt dobrze". Myślę, że to co powinnaś zrobić jest oczywiste - nie wprowadzać się do niego, spróbować utrzymywać z nim jak najbliższą relację jaką, w ramach nie małżeństwa, się da (w miarę możliwości często się spotykać - np. spotykać się w weekendy) i wspierać go w miarę możliwości.

_________________
Piotr Milewski


Cz kwi 23, 2009 19:44
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Cz lut 26, 2009 20:16
Posty: 20
Post 
ech trudno tłumaczyć komuś sytuację z resztą nie zamierzam.
Cieszy mnie twoje zdanie i twój radykalizm w tej kwestii, ale nie każdy tak potrafi....
Gdybym miała możliwość spotykania się w weekendy to byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie i nie musiałabym się zastanawiać nad przeprowadzką, ale sytuacja jest bardziej skomplikowana, ale nie zamierzam się bardziej uzewnętrzniać, bo to nie miejsce.


Cz kwi 23, 2009 20:30
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 35 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL