Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N sie 10, 2025 3:55



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Brak kontaktów damosko-męskich a dojrzałość psychiczna 
Autor Wiadomość
Post Brak kontaktów damosko-męskich a dojrzałość psychiczna
poppy napisał(a):
Co do oczekiwania, żeby wybranka nawet się nigdy z nikim nie pocałowała. Powiem wprost: jeśli mówimy o góra 17-latkach to takie kryterium jest dla mnie do pojęcia. Jeśli mowa o ludziach po 20-stce - osoba, która ma załóżmy 25 lat i nikogo nie obdarzyła dotychczas sympatią na tyle, żeby się spotykać, "chodzić", randkować, ewentualnie nikt nie obdarzył jej ma coś nie tak z psychiką.


Ostro… A czy można wiedzieć, na jakiej podstawie opiera Pan swoją tezę? Istnieją może jakieś badania pokazujące, że kobiety/mężczyźni, którzy mają po te ok. 25 lat i ciągle są sauté, jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie, mają problem ze swoja psychiką? Odnoszę wrażenie, że Pana teza nie dość, że jest krzywdząca dla wspomnianej grupy osób, to przede wszystkim jest nadinterpretacją sytuacji. To takie czarno-białe widzenie: masz 25 lat i doświadczenie w „tych” sprawach (jakość i ilość nie są istotne), więc jesteś „zdrowy”, albo nie masz żadnego doświadczenia (ew. przelotną szkolną miłość platoniczną), więc jesteś „chory” (psychicznie???). Dlaczego czyjeś uczucia („ewentualnie nikt nie obdarzył jej [uczuciem]”) mają „wystawiać notę” drugiej osobie co do kondycji jej psychiki i dlaczego akurat ten rodzaj uczuć jest dystynktywny (a miłość rodziców czy przyjaciół już nie)?


N sty 24, 2010 17:11

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Chyba Pan Domi_que nie do koca pojał o czym ja napisałem:)
Nie chodzi o kontakty seksualne - takie czy inne, a o relacje z kobietami, mezczyznami.


W pewnym wieku dziecko nawiazuje przyjaźnie, kolezeństwo z innymi, prawda? Jesli dziecko bedąc a jakies grupie nie nawiazuje blizszych kontaktów z nikim sposród innych dzieci, to jest to sygnał, ze cos z nm nie tak: jest chorobliwie nieśmiale, wyobcowane, ma kompleksy, nie adaptuje sie w obcym srodowisku itp.
Analogicznie:
W pewnym wieku u dzieci zaczyna sie pojawiać zainteresowaie płcią przeciwną. W pewym pojawiaja się pierwsze sympatie, szkolne "miłosci", w pewnym wchodzi w etao "chodzenia", "zakochiwania się". itd.

Uczucia do rodziców, rodzeństwa, czy przyjaciół trudno z tym porówywac. To jest normalny rozwój emocjonalny dziecka, tak samo, jak normalne sa "dramaty" z powodu "nieszczesliwej miłosci" itp.
Jeśli ktos nie ma tego typu doswiadczeń, nawet w sferze tylko emocjoalnej w pewnym wieku to znaczy, ze ma jakis problem natury emocjonalnej. Spowodowany moze on byc wieloma rzeczami, ale np. kompleksami wynikającymi z tego, ze w rówieśniczej grupie był uznawany za osobę nieatrakcyjna, mcno sie na kims zawiódl na miare swego wieku ówczesnego, jest oziebły uczuciowo wskutek relacji w rodzinie itp. To sa przykladowe powody naturalnie, bo moze byc ich o wiele wiecej i inne, to sprawa indywidualna.

Rozwoj czlowieka jest poniekąd zintegrowany. Wiek szkolny jest wiekiem wlasciwym do pierwszych symaptii, wiek licealny do pierwszych zauroczeń, wiek studencki do powazniejszych i poszukiwań partnera życiowego. Oczywiscie nie sztywno, a płynnie. Jeśli człowiek 25-letni jest a etapie gimnazjalisty, ze "podoba mi się dziewczyna, ale nie wiem jak do niej zagadac" to z nm cos nie tak.
Prosze sobie wyobrazic 40-latka na pierwszej w życiu randce: nie wie jak sie zachować, rumieni się, poca mu sie dłonie itp. przecież to nie jest normalne.


N sty 24, 2010 18:35
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
acha jeszcze wazna sprawa - pod pojęciem "cos nie tak z psychika" wcale nie kryła się w mojej wypowiedzi teza, ze ktos jest chory psychicznie proszę pana.

Zaburzenie emocjonalne moga być, ale wcale nie muszą objawem choroby psychicznej. Często wystepuja same i nie ma to nic wspólnego z chorobami psychicznymi, a z dysfuncją emocjonalna o najrózniejszym, ajczesciej wynikającym z doswiadczeń własnych, albo rodzinnych podlozu.


N sty 24, 2010 18:37
Zobacz profil
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Pisząc swój post absolutnie nie miałam na myśli tylko kontaktów seksualnych, ale relacje między kobietami i mężczyznami w ogóle (i do tego właśnie odnosiło się określenie „te sprawy”). Przepraszam za nie dość jednoznaczną wypowiedź (która, jak się niżej okaże, nie tylko w tym miejscu taka była…).

Pisze Pan, że człowiek w pewnym wieku powinien doświadczyć uczucia zakochania, miłości, przynajmniej w sferze emocjonalnej (choć brak wyjścia poza tę sferę emocjonalną jest, jak sądzę po Pana wypowiedzi, „złym symptomem”) i z tym generalnie się zgodzę. Generalnie, bo sam schemat „inicjacji do miłości” nie bardzo mnie przekonuje.

Nie do końca dobrze zrozumiał Pan moje pytanie: „Dlaczego czyjeś uczucia mają „wystawiać notę” drugiej osobie co do kondycji jej psychiki i dlaczego akurat ten rodzaj uczuć jest dystynktywny (a miłość rodziców czy przyjaciół już nie)?” Nie chodziło mi tutaj o uczucia podmiotu (tego, który nie ma doświadczenia w relacjach damsko-męskich), ale o uczucia, jakimi on jest obdarzany. Mówiąc inaczej: czy jeśli dziewczyna/kobieta ok. 25-letnia NIGDY nie została pokochana przez jakiegoś chłopaka/mężczyznę (a jeśli nawet, to o tym nie wie), nikt się nią na poważnie nie zainteresował, to ten fakt jest podstawą do uznania, że z psychiką tej dziewczyny/kobiety jest „coś nie tak”? Dlaczego? Dlaczego bycie obdarzonym tego typu uczuciem jest bardziej miarodajne (w kontekście wnioskowania o kondycji psychicznej) niż bycie obdarzonym uczuciem ze strony rodziców i przyjaciół? Zdaję sobie sprawę, że wszystkie trzy źródła miłości – rodzicielska, przyjacielska, partnerska – różnią się diametralnie. Chodzi mi jedynie o to, dlaczego akurat ta partnerska ma decydować o tym, czy ktoś jest „w porządku” czy nie. Tego typu sugestię odczytałam w następującym miejscu Pana wypowiedzi:
poppy napisał(a):
osoba, która ma załóżmy 25 lat i nikogo nie obdarzyła dotychczas sympatią na tyle, żeby się spotykać, "chodzić", randkować, ewentualnie nikt nie obdarzył jej ma coś nie tak z psychiką.

poppy napisał(a):
Jeśli człowiek 25-letni jest na etapie gimnazjalisty, że „podoba mi się dziewczyna, ale nie wiem, jak do niej zagadać”, to z nim coś nie tak.

Hm… A jeśli dziewczyna 25-letnia jest na etapie „jak mam odpowiedzieć na jego zagadnięcie”?


N sty 24, 2010 19:31

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Przede wszystkim pani Domi_que proszę wybaczyć,ze wzialem pania za męzczyznę i ta się zwracałem - po prosyu pewnie przez nieuwagę :( nie dostrzegłem.

Poza tym błędem istotie wkradło sie pare innych niescisłości. przyznaję pani racje co do czesci zdania "ewentualnie jej nikt nie obdarzył" byl to sktrót myslowy, przyznaje, nie janjszczesliwszy. Skąd bowiem wiedzieć, czy nie obdarzył. :) Nie o to chodziło.

Nie chodziło w ogóle o ...miłosc, albo niekonieczne tak bedzie lepiej. Miłosc rodziców, rodzeństwa i prawdziwych przyjaciół, choc każda inna - jest raczej oczywista o to naprawde milosc. Mie bardziej chodziło o kontakty d-m, "zakochania" , zaurozenia, zainteresowanie płci przeciwnej - które wcale miloscią być nie mus, choc moze.

Jeśli 25-letnia kobieta dotychczas nie zostala przez nikogo zaproszona na randke, podrywana nie była itp. to znaczy, że cos nie jest tak. na ogół ludzie myslą , ze jest nie tak w powodu aparycji, ale niekoeniecze. pradopodobnie osoba taka odsrecza od siebie męzczyzn, przynajmniej w relacji d-m, a nie kolezeńskiej. Dlaczego? To trudno sprecyzować teoretycznie. Róznie. Mp: wieje od niej chłodem i mezczyzńni nawet nie próbują jej blizej poznac, jako ewentualni partnerzy, jest zarozumiala, jest nudna, jest skuiona na tym co robi zawodowo, albo czego się uczy, izoluje sie od otoczenia. Takich powodów moze byc wiele. takze taki, ze bedąc w pewnym wieku zachowuje sie, jak osoba duzo młodsza, tj: interpretuje zwyczajne kolezeńskie uprzejmosci, jako objaw goracego uczucia (wynika to na ogół z braku doswiadczenia i łaknienia tego uczucia) , narzuca się, bądź rozpaczliwie szuka meza, co z reguły panów odstrasza.

Cos w tym w kazdym razie jest. Nie chodzi o to, ze trzeba sie spotyakć z kazdym kto tego zechce, czy kazdą, ale raczej nie ejst normalne, ze 25-latnia kobieta dotychczas nikt sie nie zaintersował w sposob damsko-meski.

Co do pani pytaniaostatniego. Tak, takze u kobiety to nie jest normalne (nie myslic z choroba psychczna) - jesli 25-latka oblewa sie rumieńcem i brak jej tcu i koncepru co odpowiedziec na wzyczajny (nie jakis niekulturalny) "podryw" ze strony faceta, to powina szukac pomocy terapeuty, a przynajmniej zastanowić się nad sobą. Dlaczego taka jest!?


N sty 24, 2010 19:49
Zobacz profil
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Urazy co do nazwania mnie Panem nie chowam :-) W realu nie raz zdarzało mi się, że zwrócono się do mnie „per Pan”, więc taki wirtualny zwrot to „pikuś” przy tym ;-)

Wiem, że nie chodziło Panu tylko o miłość, ale o całą gamę kontaktów damsko-męskich. Uprościłam to do miłości po to, aby móc zrobić zestawienie z miłością rodzicielską i przyjacielską.

Pisze Pan, że nie jest normalne, iż 25-letnia kobieta nigdy nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Rozumiem, że powody, które przykładowo Pan podał są najpopularniejsze ;-) Pozwolę sobie tylko zauważyć, iż praktycznie każdego z nich człowiek jest się w stanie wyzbyć. I nie konicznie musi to być poprzez regularną terapię; czasami najlepszym „terapeutą” okazuje się dobry przyjaciel :-) Prawie każdego, bo moim zdaniem nie da się wyzbyć „nudy”, tzn. jeśli dana osoba jest osobą nudną, to raczej to się nie zmieni. Wszelkie „zmienione” zachowania będą trąciły sztucznością (np. jeśli taka osoba nie ma żadnych zainteresowań, a na siłę będzie próbowała ich szukać).

Co do „normalności”. Wydaje mi się, że jest to pojęcie dość względne i w moim odczuciu raczej subiektywne. Pan za nienormalne uważa brak doświadczenia w kontaktach damsko-męskich u 25-letniej kobiety. Mniej więcej mieszczę się w tym wieku i szczerze powiem, że – w kontekście własnej osoby (nieatrakcyjnej, mało bystrej) – za nienormalne uznałabym właśnie… jakiekolwiek zainteresowanie. Ergo: każdy przejaw zainteresowania (co ostatni raz, na moje szczęście, zdarzyło się w liceum) odbieram jako kpinę ze mnie i momentalnie taki „typek” przestaje być dla mnie partnerem do czegokolwiek, nawet do rozmowy o pogodzie. Uważam to za rozsądne, realistyczne podejście do sprawy. Być może ta część kobiet/mężczyzn, która nie może zmienić u siebie „cech niezmienianych” (intelekt, wygląd – moim zdaniem, jednak ważny, bo to on przede wszystkim przyciąga na początku znajomości), po prostu woli się „nie wygłupiać” i nie mieć żadnych doświadczeń, niż cierpieć (takiego cierpiącego na tym forum mamy…)?


N sty 24, 2010 21:12

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
domi_que napisał(a):
Urazy co do nazwania mnie Panem nie chowam :-) W realu nie raz zdarzało mi się, że zwrócono się do mnie „per Pan”, więc taki wirtualny zwrot to „pikuś” przy tym ;-)

Wiem, że nie chodziło Panu tylko o miłość, ale o całą gamę kontaktów damsko-męskich. Uprościłam to do miłości po to, aby móc zrobić zestawienie z miłością rodzicielską i przyjacielską.

Pisze Pan, że nie jest normalne, iż 25-letnia kobieta nigdy nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Rozumiem, że powody, które przykładowo Pan podał są najpopularniejsze ;-) Pozwolę sobie tylko zauważyć, iż praktycznie każdego z nich człowiek jest się w stanie wyzbyć. I nie konicznie musi to być poprzez regularną terapię; czasami najlepszym „terapeutą” okazuje się dobry przyjaciel :-) Prawie każdego, bo moim zdaniem nie da się wyzbyć „nudy”, tzn. jeśli dana osoba jest osobą nudną, to raczej to się nie zmieni. Wszelkie „zmienione” zachowania będą trąciły sztucznością (np. jeśli taka osoba nie ma żadnych zainteresowań, a na siłę będzie próbowała ich szukać).

Co do „normalności”. Wydaje mi się, że jest to pojęcie dość względne i w moim odczuciu raczej subiektywne. Pan za nienormalne uważa brak doświadczenia w kontaktach damsko-męskich u 25-letniej kobiety. Mniej więcej mieszczę się w tym wieku i szczerze powiem, że – w kontekście własnej osoby (nieatrakcyjnej, mało bystrej) – za nienormalne uznałabym właśnie… jakiekolwiek zainteresowanie. Ergo: każdy przejaw zainteresowania (co ostatni raz, na moje szczęście, zdarzyło się w liceum) odbieram jako kpinę ze mnie i momentalnie taki „typek” przestaje być dla mnie partnerem do czegokolwiek, nawet do rozmowy o pogodzie. Uważam to za rozsądne, realistyczne podejście do sprawy. Być może ta część kobiet/mężczyzn, która nie może zmienić u siebie „cech niezmienianych” (intelekt, wygląd – moim zdaniem, jednak ważny, bo to on przede wszystkim przyciąga na początku znajomości), po prostu woli się „nie wygłupiać” i nie mieć żadnych doświadczeń, niż cierpieć (takiego cierpiącego na tym forum mamy…)?


N sty 24, 2010 21:56
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post nie wiem co sie stało - wysłał mi sie pani post
domi_que napisał(a):
Urazy co do nazwania mnie Panem nie chowam :-) W realu nie raz zdarzało mi się, że zwrócono się do mnie „per Pan”, więc taki wirtualny zwrot to „pikuś” przy tym ;-)


Tak czy owak , przepraszam :)

domi_que napisał(a):
Wiem, że nie chodziło Panu tylko o miłość, ale o całą gamę kontaktów damsko-męskich. Uprościłam to do miłości po to, aby móc zrobić zestawienie z miłością rodzicielską i przyjacielską.


hmmm - wie pani, moze czasem nie warto tak interpretować wyowiedzi innych, zeby na pasowały do tego, co mamy powiedzieć sami. ale niewazne :)

domi_que napisał(a):
Pisze Pan, że nie jest normalne, iż 25-letnia kobieta nigdy nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Rozumiem, że powody, które przykładowo Pan podał są najpopularniejsze ;-)


Nie wiem, czy najpopulariejsze, sa po prostu przykladowe.

domi_que napisał(a):
Pozwolę sobie tylko zauważyć, iż praktycznie każdego z nich człowiek jest się w stanie wyzbyć. I nie konicznie musi to być poprzez regularną terapię; czasami najlepszym „terapeutą” okazuje się dobry przyjaciel :-)


wie pani, zalezy. To nie jest takie proste. Nie wdając sie w jakies długie rozprawy: jeś.i cos ma podłoze w jakis przeżycia traumatycznych, głeboko zakorzenioych kompleksach otp. to sama pomoc przyjaciół tu moze nie wystarczyć.

domi_que napisał(a):
Prawie każdego, bo moim zdaniem nie da się wyzbyć „nudy”, tzn. jeśli dana osoba jest osobą nudną, to raczej to się nie zmieni. Wszelkie „zmienione” zachowania będą trąciły sztucznością (np. jeśli taka osoba nie ma żadnych zainteresowań, a na siłę będzie próbowała ich szukać).


Bycie osobą nudną dla otoczenia, nie oznacza wcale koniecznie braku zainteresowań. Czasem wrecz przeciwnie. Mze ktos miec szerokie zainteresowania ale z jakis powodów skupiac sie na czyms jednym i zanudzac tym otoczenie, albo tez inteesować się czyms szczególnie i walsnie tym zanudzać, nie zwazając na umiarkowane zainteresowanie reszty


domi_que napisał(a):
. Mniej więcej mieszczę się w tym wieku i szczerze powiem, że – w kontekście własnej osoby (nieatrakcyjnej, mało bystrej) – za nienormalne uznałabym właśnie… jakiekolwiek zainteresowanie.


Z całym szacunkiem pani Domi_que. z pani wypowiedzi widac, ze ma pani po prostu problem w postaci niskiej samooceny. :( Na pewno nie ejst pani osoba malo bystrą - to widac z pani wypowiedzi, natomiast, z jakies przyczyny tkwiacej w pani, za takową się pani uwaza:(


domi_que napisał(a):
każdy przejaw zainteresowania (co ostatni raz, na moje szczęście, zdarzyło się w liceum) odbieram jako kpinę ze mnie i momentalnie taki „typek” przestaje być dla mnie partnerem do czegokolwiek, nawet do rozmowy o pogodzie. Uważam to za rozsądne, realistyczne podejście do sprawy.


jak wyzej - uwaza sie pani za bardzo nieatrakcyjna (ogólie), a kazdy przejaw zainteresowania pania uwaza za kpine, wiec dusi pani w zarodku jakiekolwiek mozliwosci zawiazania relacji d-m.


domi_que napisał(a):
Być może ta część kobiet/mężczyzn, która nie może zmienić u siebie „cech niezmienianych” (intelekt, wygląd – moim zdaniem, jednak ważny, bo to on przede wszystkim przyciąga na początku znajomości), po prostu woli się „nie wygłupiać” i nie mieć żadnych doświadczeń, niż cierpieć (takiego cierpiącego na tym forum mamy…)


znów jak wyzej - pani ma ogromne kompleksy i zahamowania. Nie wiem skad się one wzieły, ale na pewno sa dla pani bardzo niedobre. Pisze pani, ze osoby, które nie moga u siebie zmienić cech nie zmienialnych , wola sie niewygłupiac.
Pani Domi-que - zakladam, ze moze pani uwazać sie za osobe nieatrakcyjna fizycznie. Rozumiem to. Prosze jednak spojrzec na sprawe z takiej strony: czy wszystkie kobiety, które maja udane relacje d-m sa w pani odczuciu pieknosciami? Nie! Takie relacje udane mają osoby z widocznym kalectwem, ogólnie naprawde niezbyt urodziwe, mające wady wygladu itp. A bywa tak, ze nueudane maja bardzo piekne kobiety, bo sa zarozumiale, albo zwyczajnie mezczyxni sie ich boją. Kazdy z nas zasługuje na miłosc i kazdy moze ja spotkac, nawet jesli nie ejst bardzo piekny :) Prosze mi wierzyć. sprawa nie lezy w pani wygladzie, a w podejsciu do siebie samej. Moja zoa, jeszcze jako studentka, miała na roku b. puszysta kolezanke. To nie była osoba z nadwagą, tylko po prostu gruba, naprawde gruba. Przyznam się, ze jak mi moja ówczesna dziewczya (a obecna zona) pokazała ją na zdjeciu - pomysłaem: ależ otyła dziewczyna, co ona je. W kakis zcas poem poznałem Basię, ową grubaskę. Dusza dziewczyna: wesoła, pogodna, wszedzie jej pełno było, nie z powodu tuszy :) Na obowie sportowym usiłowala biegac z innymi dziewczynami, nie wyszło. "Grubasna niezdara ze mnie" śmiala sie. Był z nami mój kolega z roku,Adam. Pare dni obozu i zagadal mnie:"Słuchaj, a Twoja dziewczyna to sie dobrze zna z ta BAską? Bo ja bym chciał z nią jakos dłuzej pogadac, ale dopchac sie nie mozna" . Basia i Adam sa małzenstwem prawie cwierc wieku :)
sama pani widzi, to nie sam wyglad "robi "atrakcyjnisci, raczej osobowosc. Pewnie,z e Baska mogła siedziec sama i zasmucac się, ze jest gruba, bo byla (nadal zresztą nie jest to osoba szczupla raczej), ale co by jej to dało? Umiała się cieszyc zyciem taka jaka jest. A jej pogoda ducha, dowcip, cieplo wprost emanowalo :) Inni, w tym faceci to dostrzegali.

jest jeszcze jedna wazna sprawa, która też zaobserwowałem u Basi:) To jest i byla kobieta zadbana. Nie tak, ze "a gruba jestem, to a co cos robic i tak wszyscy widzą, zem gruba" . takie podejscie tylko wpedza w gorszy dół! Nawet jesli uwaza pani się za niespecjalnie ayrakcyjna fizycznie, warto o siebie zadbac. Strój ukrywajacy mankamenty, a eksponujacy atuty (nie mówie o czymś wyzwywającym, zeby jasnosc była), modna, dobrze dobrana fryzura, dyskretny makijaz. I PROSTE plecy, pewny chód, chcby pani jeszcze pewna siebie nie była:) Poza tym usmiech, miłe podejscie do ludzi, nie nos na kwinte i uzalanie! Nie tylko gwiazdom filmowym się uklada w zwiakzach pani Domo-que! :) im własnie bardzo czesto sie ie uklada

Co do ontelektu, to nie wiem skad u pani jakis kompleks, normalna z pani osoba, widac, ze niegłupia. Niechze sie pani spokojnie zastaowi skad u pani taka iska samoocena. To,ze pani jest nieatrakcyjna jest w pani głowie! Skadś sie wzieło! Moze powinna pani poszukac przyczy z psychologiem razem?


Ostatnio edytowano N sty 24, 2010 22:28 przez jumik, łącznie edytowano 1 raz

Poprawiłem formatowanie cytowania. Zalecam podgląd wiadomości przed jej wysłaniem.



N sty 24, 2010 21:57
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt sty 08, 2010 16:26
Posty: 166
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Cytuj:
Wszelkie „zmienione” zachowania będą trąciły sztucznością (np. jeśli taka osoba nie ma żadnych zainteresowań, a na siłę będzie próbowała ich szukać)


Czyli uważasz, że nudny pozostanie nudnym, bo się nie może zmienić? To by była dla mnie tragedia, okazałoby się, że żyję teraz w sztucznym świecie...

_________________
To już nie polowanie, nie obława, nie łów!
To planowe niszczenie gatunku!


N sty 24, 2010 23:26
Zobacz profil
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
poppy napisał(a):
wie pani, zalezy. To nie jest takie proste. Nie wdając sie w jakies długie rozprawy: jeś.i cos ma podłoze w jakis przeżycia traumatycznych, głeboko zakorzenioych kompleksach otp. to sama pomoc przyjaciół tu moze nie wystarczyć.
Miałam dopisać coś w stylu „powyższe nie dotyczy przeżyć traumatycznych”, ale że nie wspomniał Pan o nich w podanych przez Pana przykładach, zrezygnowałam. Niemniej, zgadzam się z Panem, że „zwykły” kontakt z choćby najlepszym przyjacielem w przypadku przeżyć traumatycznych nie zastąpi dobrze przeprowadzonej terapii.

poppy napisał(a):
Bycie osobą nudną dla otoczenia, nie oznacza wcale koniecznie braku zainteresowań. Czasem wrecz przeciwnie. Mze ktos miec szerokie zainteresowania ale z jakis powodów skupiac sie na czyms jednym i zanudzac tym otoczenie, albo tez inteesować się czyms szczególnie i walsnie tym zanudzać, nie zwazając na umiarkowane zainteresowanie reszty
Zgadza się. Znowu wyraziłam się nieściśle: chodziło mi o sytuację, kiedy ktoś usilnie próbuje wejść do pewnego kręgu osób i w tym celu, wbrew sobie, zaczyna interesować się tym, czym dana grupa się interesuje (np. zaczyna z nimi chodzić po górach, mimo że tego nienawidzi; i to jest moim zdaniem „sztuczne wychodzenie z nudy”). A „umiarkowane zainteresowanie” słuchaczy i tak jest jeszcze dobre :-) Największa porażka (albo „mistrzostwo nudziarstwa” – zależy, jak na to spojrzeć) to sytuacja, kiedy ludzie przestają słuchać po trzech wypowiedzianych przez „mówcę” słowach :-)

poppy napisał(a):
Na pewno nie ejst pani osoba malo bystrą - to widac z pani wypowiedzi, natomiast, z jakies przyczyny tkwiacej w pani, za takową się pani uwaza:(
Hm, akurat umiejętność wypowiadania się (i to tylko pisemnie) jest jedną z moich nielicznych umiejętności osiągających w miarę przyzwoity poziom. Niemniej, potrafi szwankować i to bardzo (co widać w powyższych nieścisłościach). Poza tym wszystko zależy od środowiska, w którym się przebywa – w otoczeniu, w którym funkcjonuję, moje wypowiedzi oscylują wokół „magicznej granicy” pt.: „w ramach dnia dobroci, ewentualnie mogę z tobą pogadać; ale nie dzisiaj!”.

poppy napisał(a):
Moja zoa, jeszcze jako studentka, miała na roku b. puszysta kolezanke. To nie była osoba z nadwagą, tylko po prostu gruba, naprawde gruba. Przyznam się, ze jak mi moja ówczesna dziewczya (a obecna zona) pokazała ją na zdjeciu - pomysłaem: ależ otyła dziewczyna, co ona je. W kakis zcas poem poznałem Basię, ową grubaskę. Dusza dziewczyna: wesoła, pogodna, wszedzie jej pełno było, nie z powodu tuszy Na obowie sportowym usiłowala biegac z innymi dziewczynami, nie wyszło. "Grubasna niezdara ze mnie" śmiala sie. Był z nami mój kolega z roku,Adam. Pare dni obozu i zagadal mnie:"Słuchaj, a Twoja dziewczyna to sie dobrze zna z ta BAską? Bo ja bym chciał z nią jakos dłuzej pogadac, ale dopchac sie nie mozna" . Basia i Adam sa małzenstwem prawie cwierc wieku
Wzruszyłam się :-) I nie ironizuję – po prostu tak już mam, że jak przeczytam/usłyszę o szczęściu ludzi, to się cieszę z ich szczęścia, nawet jak ich nie znam (wiem – to dość głupi odruch). Tak więc dziękuję za tę historię :-)

poppy napisał(a):
jest jeszcze jedna wazna sprawa, która też zaobserwowałem u Basi:) To jest i byla kobieta zadbana. Nie tak, ze "a gruba jestem, to a co cos robic i tak wszyscy widzą, zem gruba" . takie podejscie tylko wpedza w gorszy dół! Nawet jesli uwaza pani się za niespecjalnie ayrakcyjna fizycznie, warto o siebie zadbac. Strój ukrywajacy mankamenty, a eksponujacy atuty (nie mówie o czymś wyzwywającym, zeby jasnosc była), modna, dobrze dobrana fryzura, dyskretny makijaz. I PROSTE plecy, pewny chód, chcby pani jeszcze pewna siebie nie była:) Poza tym usmiech, miłe podejscie do ludzi, nie nos na kwinte i uzalanie! Nie tylko gwiazdom filmowym się uklada w zwiakzach pani Domo-que! im własnie bardzo czesto sie ie uklada

No to teraz ja uraczę Pana historyjką ;-)
Pierwsza dotyczy makijażu i ogólnie pojętej „modności” (mam nadzieję, że tym razem nie wpędzę się tym skrótem w kolejne nieścisłości…). Oba „zabiegi” jakieś kilka razy (na przestrzeni lat) próbowałam zastosować, zresztą, ku wielkiej radości mojej przyjaciółki, która miała z początku wielki problem, aby zaakceptować mnie taką, jaką jestem (czyli ignorującą wszelkie sposoby podkreślania kobiecości). Jak się Pan pewnie domyśla, wszystkie próby spełzły na niczym. Dlaczego? Ano, jak już dobrałam dla siebie odpowiedni ubiór (niewyzywający, może nawet nieco wyszczuplający), zrobiłam ten dyskretny makijaż i stanęłam przed lustrem, to pierwsza rzecz, jaka zawsze mi przychodziła do głowy, to: „To nie jestem ja”. I nie chodzi np. o zły dobór kolorów. Po prostu od razu przywoływałam obraz siebie bez makijażu, w zwykłej koszulowej bluzce (zamiast takiej marszczonej, „wyciągającej figurę”) wydobywającej na wierzch całą moją słoniowatość. I co? 99% ludzi, z którymi się spotykam, nie obchodzi to, w jakim stopniu mój wygląd jest „podrasowany”; ich mogę „zwodzić”. Ale siebie? Po co oszukiwać siebie?
Z makijażem/właściwym ubiorem jest tak, iż najbardziej korzystają na nim osoby nieatrakcyjne – po prostu u nich stan „po” najbardziej różni się, siłą rzeczy, od stanu „przed”. Tylko że przed ukochanym/ą kiedyś w końcu trzeba będzie pokazać stan „przed”…
Co do uśmiechu – choć może będzie Pan zdziwiony, należę do osób często się uśmiechających :-) Nawet jak byłam na praktykach (w dwóch miejscach), to obie opiekunki (niezależnie od siebie), wypełniając moją ankietę personalną, podkreślały, że często się uśmiecham i jest to mój pewnego rodzaju „znak rozpoznawczy”. Czy ten uśmiech jest „ładny”? Pojęcia nie mam – nie trenuję przed lustrem. Niemniej, może być dość niejednoznaczny… Kiedyś koleżanka posądziła mnie o nachalne podrywanie kolegi tylko dlatego, że kiedy ten oddał mi moje notatki, podziękowałam mu i się uśmiechnęłam. Ja oczywiście zaprzeczyłam (bo nawet przez sekundę nie pomyślałam o podrywaniu kolegi), a ona oczywiście nie chciała uwierzyć.
Co do prostych pleców i pewnego kroku – mówi Pan zupełnie jak mój Tato :-) Z tym, że on dodaje jeszcze: „i pierś do przodu” (bardziej dla podkreślenia, bo wszak jest to logiczną konsekwencją wyprostowania się). Tylko że mi się średnio chce „eksponować” tę część ciała, która mi najbardziej przeszkadza ;-)

poppy napisał(a):
Co do ontelektu, to nie wiem skad u pani jakis kompleks, normalna z pani osoba, widac, ze niegłupia. Niechze sie pani spokojnie zastaowi skad u pani taka iska samoocena. To,ze pani jest nieatrakcyjna jest w pani głowie! Skadś sie wzieło! Moze powinna pani poszukac przyczy z psychologiem razem?
Nie muszę rozmawiać z psychologiem – potrafię zrobić taką autopsychoanalizę, sięgając nawet do odległych czasów dzieciństwa, pojedynczych scen czy obrazów, i na poczekaniu wypisać kilka, jeśli nie kilkanaście „elementów siatki przyczynowej”. Tylko po co? Dla Pana moje sądy na temat siebie samej są przykładem zaniżonej samooceny, a dla mnie – uczciwego postrzegania siebie, twardego stąpania po ziemi. I nie użalam się nad sobą. Raczej, za pomocą słów, próbuję oswoić rzeczywistość, tzn. jeśli sama powiem to, że np. jestem gruba, wytrącam ludziom z ręki oręż, którym mogliby mnie zranić, pokazując, że jestem świadoma swojej tuszy (więc czynienie w moją stronę inwektyw w tej materii staje się bezsensowne). Generalnie akceptuję siebie, mimo że czasami zdarza mi się „szarpać” ze sobą i „upadać”. Ale komu się nie zdarza? ;-)

Tanczący
W zdaniu poprzedzającym to, które cytujesz, napisałam, że taka osoba RACZEJ się nie zmieni. "Raczej" nie znaczy "zawsze". Niemniej, uważam, iż bardzo trudno nauczyć się być „interesującą osobą”. To się ma albo nie ma, względnie ma się „w utajeniu”. Np. bycie nudnym łączy się z byciem nieśmiałym – pokonać nieśmiałość znaczy w tym wypadku pokonać również nudę.


Pn sty 25, 2010 1:53
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 26, 2007 17:46
Posty: 2030
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Zawsze zastanawiało mnie to, że osoby zakompleksione, mające na swój temat złe zdanie, potrafią bardzo dużo o sobie opowiadać (w tym przypadku pisać). Tym samym lokując się w cetrum uwagi.
Żeby podobac się facetom, niekoniecznie trzeba być szykowną i zadbaną. I niekoniecznie trzeba być bardzo mądrą. Ale koniecznie trzeba coś sobą reprezentować. Byc osobą którą warto mieć za przyjaciółke i partnerkę.

_________________
Jestem panteistką.
"Nasze ciała są zbudowane z pyłu pochodzącego z gwiazd (...) Jesteśmy dziećmi gwiazd, a gwiazdy są naszym domem. Może właśnie dlatego zachwycamy się gwiazdami i Drogą Mleczną."
(Carl Sagan)


Pn sty 25, 2010 18:45
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Pani Domi_que

Pisze pani, ze poradzi sobie pani bez psychologa. Prawdę mówiac - sczerze w to watpię. To,ze pani zna podłoze swoich kompleksów i zahamowń, to POŁOWA drogi do sukcesu. No zna pani i co? I nic się nie zmienia w pani relacjach. Napisała pani tez, ze swoją opinia, ta przytoczona przez panią krzwydze osoby, o jakich piszę, twierdzac, ze coś z nimi nie tak. Ale sama pani w sumie przyznaje, ze z panią cos nie jest tak! Nie,ze jest pani chora, czy niemadra, tylko cos nie tak dzieje się w pani życiu.

Nie jestem też przekonany do tego co pai pisze o makijazu i stroju. to nie jest tak, ze makijaż i strój to jakieś "oszustwo" najblizszej osoby, która o tak zobaczy panią bez tych atrybutów. Moja żona maluje się od wielu lat:) Uwaza, ze na "dbanie" typu woda mydło + krem moze sonie pozwolic tylko b. młoda dziewczyna. Ona dobrze się czuje w makijazu i stroju dobranym staranie.

Myślę, ze niepowodzenia pani z "przerabianiem" stroju pani wynikaja z tego, ze moze pomagał pani ktos b. zyczliwy, ale nieprofesjonalny. kazdy stylista wie, ze człowiek, który się w czyms nie czuje dobrze, nie czuje sobą NIGDy w tym nie bedzie dobrze wygladal. Dlatego nie nalezy osoby o sportowym stylu a siłe przerabiac a cepeliowską laleczke z porcelay i odwrotnie. Dobry stylista pomaga się ubrać w obrebie SWEGO stylu i gustu i PRZEKONUJE do zmian, a nie je narzuca. W przypadku osoby tak krytycznej, jak pani wobec siebie, sama zyczliwosc ie wystarczy, potrzeba profesjonalnej wiedzy nie tylko w zakresie jak ubierać pod wzgledem kolorystyki, kroju itp, ale tez psychologicznej.

Pani się boi, ja wiem i rozumiem. Woli pani nie miec blizszych kontaktow emocjonalnych z meżczyznami, bo wówczs pani nie zranią. a pani sie nie spodziewa w życiu niczego innego, niz to, ze zostaie pani zraniona.
tylko, ze gdyby pani trzexwo na to spojrzała to sprawa wyglada tak: nikt pani teraz nie rani, ale nie jest pani dobrze tak, jak jest. Moze pani w tym stanie pozostać. Ale moze pani zaryzykować zranienie, tak jak kazdy inny człowiek. Mysli pani, ze kobiety, które wygladają inazej niż pani NIGDY nie zostały, czy nie zostaną zranione? Madra z pani kobieta, wiec pani tak nie mysli. Kazdy z nas moze zostac zraiony uczuciowo, to nie zalezy ani od naszego wyglądu, ani od inteligencji, ani od statysu majątkowego, ani od wykształcenia - kazdy jest na to narazony, na tym polega ŻYCIE.

Pani zmyka przed zyciem, chowa się, czai. Pani sie nawet boi pomyslec o zyciu, oburza panią, gdy ktos o tym wspomina. Kolezana POSĄDZILA panią o flirtowanie z kolegą? A te kolega zajety? Żonaty? Bo jesli nie - to o cóż tu POSADZAC? Tak to zabrzmiało, jakby to w pani wykonaniu byla jakas zbrodnia:)
mam wrazenie, ze sama pani tak to postrzega.

Pani Domi_que, jest pani najlepszym przykladem na to, ze to co napisalem wówczas jest prawdą. Ale mozna i TRZEBA to zmienic! da się! To nie jest tak, ze taka pani jest i juz bedzie. Jesli pani nic nie zrobi, to a pewno. Ale warto zmienić!
teraz ma pani około 25 lat, nastepne 25 zleci - zobaczy pani :) Bedzie moała pani te pół wieku i pomysli pani : ikt mnie nie zranił, bo nie miał szans. ale też nie przezyłam wielkiej miłosci, nie dałam sobie a to szansy, nie byłam nigdy szczesliwa tak naprawde, bie nie dałam sobie szansy. Niech pani pomysli, czy warto, tak naprawdę.
Wierze, ze sie pani zmieni pani Domi_que - taka madra babka jak pani, na pewno nie zechce przezyc życia na niby.


Pn sty 25, 2010 19:59
Zobacz profil
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Rojzo
Cenna rada, ale nie dla mnie i nie tylko dla tego, że „nic sobą nie reprezentuję” ;-)

Panie Poppy
Wyciągnął Pan z któregoś z moich powyższych postów kilka stwierdzeń, które sprowokowały (absolutnie niepotrzebnie) dyskusję zupełnie niezwiązaną z tematem wątku, a ja niepotrzebnie się rozpisałam o sobie. Ze swojej strony kajam się za stawianie siebie w centrum uwagi. Pan widzi we mnie kompleksy, ja widzę realne patrzenie na siebie i swoje możliwości bycia w świecie, a co najważniejsze – wcale nie jest mi z tym aż tak bardzo źle, jak to Pan sugeruje (negowanie rzeczywistości zastanej jest zawsze dość ryzykownym działaniem…). Różne są modele życia, w których ludzie mogą być szczęśliwi. Oboje mamy prawo do swojego zdania. Na tym zakończmy „moją historię” w tym wątku i wróćmy do tematu :-)
(wyprostuję tylko sprawę „podrywu kolegi”: ja byłam po prostu zaskoczona reakcją koleżanki; mówiąc inaczej: dla niej było nie do przyjęcia, że osoba taka jak ja może próbować kogoś poderwać; i tyle – znów nieprecyzyjnie się wyraziłam, przez co Pan wyciągnął zbyt daleko idące wnioski)

Pisał Pan, że osoby w pewnym wieku powinny mieć za sobą jakieś doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Przytoczył Pan jako dowód słuszności tak postawionej tezy „normalny” rozwój emocjonalny dziecka. Wychodzi Pan z założenia, że „normalne” życie człowieka to schemat: on + ona (do arcyważności tego w kontekście szczęśliwego życia ludzi właśnie mnie próbuje Pan przekonać ;-); a ja naiwnie pytam: dlaczego właśnie taki schemat?). Nie chciałabym mówić tutaj o osobach, które tak jak poprzedni Pana forumowy dyskutant, bardzo pragną w końcu z kimś być, ale ciągle coś im nie wychodzi, frustrują się itd. Interesuje mnie inny typ ludzi, który według mnie zasługuje na to, aby nie nazywać go „nienormalnym”. Chodzi mi o osoby świadomie wybierające samotność. Powie Pan, że różne są tego powody – przykładowe wymienił Pan w którymś z postów wyżej. Ale czy zawsze musi być jakiś powód? Istnieje coś takiego jak „powołanie do samotności” – jak to ugryźć, że tak to określę, od strony „normalności”?


Pn sty 25, 2010 21:38

Dołączył(a): N gru 20, 2009 10:50
Posty: 131
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Pani Domi-que
Proszę wybaczyć moje uwagi. Jeśli pania uraziłem piszac o pani i do pani - jest mi b. przykro. :(
zgodnie z pani wolą - kończymy ten temat

Pyta pano o osoby powolae do samotnosci, czy też swiadomie ja wybierające. Otóż pani Dom-que wcale nie neguję istnienia takich osób. W ogóle wcale nie uwazam, by jedunym mozliwym normalnym schematem był schemat : on + ona, potem + dzieci. w zyciu kazdego człowieka.

Niemniej wcale nie kłoci sie to z tym, oczym rozmawiamy i z mom zdanuem nad którym dyskutujemy.
Pisze pani o powołaniu i wyborze. Dobrze ujete. Moze zatem jesli pani pozwoli przyjrzyjmy się powołaniu nie tak powszechnemu, jak to do małzeństwa, mianowicie powołaniu do kapłaństwa. By dobrze rozeznac swe powołanie i dokonac własciwego wyboru, trzeba być powołaia swiadomym, a wybierać świadomie i roztropnie. Był taki czas w chrzescijaństwie, gdy chłopiec z rycerskiego rodu, jesli był słabowity i nie nadawał sie na rycerza, był kształcony na osobe duchowną i taką zostawał. Czy to było powolanie i wybor? Nie. To była jedna z dówch mozliwosci dla syna takiego rodu. Nie mógł on rozeznac swego powolania, bo od dziecka wiedzial, ze ma być duchownym, ani dokonac wyboru, bo go nie miał. Dziś młody człowiek wstepuje do seminarium, gdy czuje, ze tak chce i takie ma powołanie. Do zcasu wstąpienia żyje wśród ludzi, normalnie, moze wybrac kazdą inna droge powołania i dokonac innego wyboru.
Ma rozeznanie, a podczas przyjmowania chetnego do stanu kapłańskiego bada się czy aby ta droga nie jest dlań ucieczką przed zyciem, nieszczesliwą miłoscią, trudnosciami w adaptacji w swoim srodowisku. To zupełnie naturalne zresztą. Na kapłana bowiem nadaje się osoba, która MOGŁABY nim nie byc, a byc nim chce.
Tu dochodzimy do sedna. Nie mozna mówić o powołaniu i wyborze, gdy ktos nie ma wyjscia i wyboru, albo tak mu się zdaje. O powołaniu do samotnosci moglaby mówić osoba, która ma normalne relacje z płcia przeciwną, ale nie czuje, by te relacje sprawiały jej satysfakcje. Nie czuje się w roli, meza, ojca, zony, matki - mimo, że mogłaby się w tej roli znaleźć. Jeden z moich kolegów dosc długo pozostawał kawaleem, mimo, ze na brak zainteresowania ze strony pań naprawdę nie mógł narzekac, bo poswiecał się swojej naukowej pracy, a nikogo nie chciał usidłac w taki sposób, że żoa bedzie dlań na drugim miejscu po pracy naukowej. Takiego dokonał wyboru i przez pierwsze 40 lat swego życia :) czuł powolanie do nauki. Ale to nie znaczy, ze nie znał zadnych pań, ze się z nimi nie spotykał i nie flirtował (w granicach normy oczywiscie).
Nie wiem czy zostalem dobrze zrozumiany. Jeśli ktos cos wybiea i z czegos rezygnuje to musi to byc WYBÓR czegos, a nie brak wyboru i musi wiedziec, być swiadomy z czego rezygnuje, a nie "rezygnuje" bo to dla niego niedostepne - wg niego albo rzeczywiscie. Chodzi o nazywanie rzeczy po imieniu.


Pn sty 25, 2010 22:14
Zobacz profil
Post Re: Co z czystością przemałżeńską?
Nie czuję się „urażona” tym, co Pan pisał, bo miał Pan, jak sądzę, dobre intencje. A że ja nie widzę tego, co Pan widzi, to już zupełnie inna sprawa.

Właśnie specjalnie napisałam o powołaniu do samotności, a nie o powołaniu do kapłaństwa, bo słyszałam o „rozeznawaniu” sytuacji kandydatów na księży. Niemniej, znam zakonnice (osobiście, a nie z książek ;-) ), które wstąpiły do zakonu w wieku 15 lat (dzisiaj są przed pięćdziesiątką). Czy rzeczywiście miały one wtedy tę pełnię świadomości tego, z czego rezygnują? Moim zdaniem, nie. (to tak na marginesie dyskusji, bo jednak nie o tej grupie osób rozmawiamy)

Nie miałam na myśli osób, które pozostają samotne, dlatego że nie mają wyboru czy wyjścia. Wydaje mi się, że istnieje grupa osób, która świadomie nie chce szukać wyjścia ze swojej samotności, ponieważ ich sytuacja im odpowiada. Dlaczego odpowiada? Bo mogą się realizować w innych sferach życia, np. pomagają ludziom. Czują się w tym szczęśliwi i nie widzą powodu, aby próbować szukać innej drogi życia.

poppy napisał(a):
O powołaniu do samotnosci moglaby mówić osoba, która ma normalne relacje z płcia przeciwną, ale nie czuje, by te relacje sprawiały jej satysfakcje.
Jeżeli relacje są „normalne”, to dlaczego nie sprawiają satysfakcji? Trochę to dla mnie sprzeczne… Czy mógłby Pan doprecyzować, co rozumie Pan (w tym konkretnym zdaniu) pod pojęciami „normalności” i „satysfakcji” (jak to się „objawia”?)?

Dlaczego rezygnacja z czegoś musi wynikać z wcześniejszego doświadczenia tego? Nie muszę wkładać ręki do ognia, żeby przekonać się, że on parzy. Podobnie, wydaje mi się, ktoś nie musi „próbować” kontaktów damsko-męskich, żeby uznać, że to nie dla niego.


Pn sty 25, 2010 23:31
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL