|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 14 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
dejona
Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:04 Posty: 4
|
 wiara mi się kończy?
chyba odchodzę od wiary, od Boga. No ok, nie chyba, ale na pewno. Nie mam z kim o tym rozmawiać. Mam pełno problemów, z którymi sobie nie radze zupełnie. I nawet nie mogę iść do spowiedzi i zacząć wszystkiego "na nowo", bo biorę tabletki antykoncepcyjne  Gdybym chciała wypisać wszystkie moje problemy pod którymi się dosłownie uginam to nie starczyłoby mi dnia. Czuje się samotna jak nigdy
|
Wt mar 30, 2010 21:18 |
|
|
|
 |
zagubiona_21
Dołączył(a): Cz gru 24, 2009 21:23 Posty: 806
|
 Re: wiara mi się kończy?
dejona napisał(a): chyba odchodzę od wiary, od Boga. No ok, nie chyba, ale na pewno. Nie mam z kim o tym rozmawiać. Mam pełno problemów, z którymi sobie nie radze zupełnie. I nawet nie mogę iść do spowiedzi i zacząć wszystkiego "na nowo", bo biorę tabletki antykoncepcyjne  Gdybym chciała wypisać wszystkie moje problemy pod którymi się dosłownie uginam to nie starczyłoby mi dnia. Czuje się samotna jak nigdy Znam to uczucie, nie poddawaj sie mu bo prowadzi to zachowań kompensacyjnych, ktore tylko chwilowo niwelują ból, a potem jest gorzej, coraz dalej od Boga, coraz ciężek wrócic, ciężej spojrzeć na Niego. Ja wiem, że to głupie ale jak wrażenie samotności przyjdzie rób cokolwiek tancz, położ sie i płacz, biegaj tylko nie daj sie opanować samotności. Trudno mi radzić, bo z podobną sytuacją sama sobie nie radzę;) Bierzesz pigułki w celu antykoncepcyjnym?
_________________ Szukaj mnie Bo sama nie wiem już Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
|
Wt mar 30, 2010 21:31 |
|
 |
dejona
Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:04 Posty: 4
|
 Re: wiara mi się kończy?
>prowadzi to zachowań kompensacyjnych no niestety mam takie  ( Tabletki biorę w celu antykoncepcyjnym, chociaż nie muszę - wytrzymałam tyle bez i mam się dobrze, więc jakoś bym tam sobie znów poradziła (w stylu - postanowienie stosowania NPR, ale gumki w razie czego, bo oczywiście nie uda mi się w postanowieniu wytrzymać). Seks z mężem uprawiam i tak tylko raz w miesiącu. Mamy dzieci tyle ile chcieliśmy, czyli dwójkę i więcej już zupełnie nie planujemy. Główny problem, to przepracowanie i moje i jego, brak czasu dla siebie - ciągłe żale, postanowienie, że już teraz będzie lepiej, że chociaż jeden wieczór w tygodniu spędzimy wspólnie. Ale nic z tego nie wychodzi. Ja potrafię odpuścić trochę w pracy i wyczarować czas - on nie ma takiej możliwości. Często np sprząta i gotuje do 4 nad ranem i po 3 godzinach snu idzie do roboty... Po pracy spędzamy czas z dziećmi. Dla siebie nie mamy go w ogóle. A tyle prosiłam... Jak raz na rok mnie przytuli, to zawsze reaguję agresywnie, bo "co mi po jednym przytuleniu, jak marze o głupim, wspólnym obejrzeniu tv?". No i znów kłótnie, obietnice a i tak nic nie wychodzi. Tak więc pracujemy oboje na pełen etat, bierzemy do domu jeszcze różne fuchy i nie wyrabiamy. Na pierwszym miejscu dzieci, potem praca, a my daleko. W sumie to już nas chyba nie ma. Ciągłe kłótnie, krzyki, chociaż przy dzieciach staramy się szybko uspokajać. Mam 27 lat, mąż 28, dzieci: 1 i 3,5. Jest masakra i nie chce mi się żyć. Do tego dochodzi paniczny, nieustanny strach przed śmiercią moją i mojej rodziny (2 lata temu w wydarzył się koszmarny wypadek po którym się tak boję ), moja niska samoocena, kompleksy, niewychodzące odchudzanie, chociaż wagę mam bardzo dobrą - marzę o mniejszej (wiem - kretynizm). Nie ma między nami szacunku  e - jest tego więcej jeszcze..
|
Wt mar 30, 2010 21:59 |
|
|
|
 |
zagubiona_21
Dołączył(a): Cz gru 24, 2009 21:23 Posty: 806
|
 Re: wiara mi się kończy?
dejona napisał(a): >prowadzi to zachowań kompensacyjnych no niestety mam takie  ( Tabletki biorę w celu antykoncepcyjnym, chociaż nie muszę - wytrzymałam tyle bez i mam się dobrze, więc jakoś bym tam sobie znów poradziła (w stylu - postanowienie stosowania NPR, ale gumki w razie czego, bo oczywiście nie uda mi się w postanowieniu wytrzymać). Seks z mężem uprawiam i tak tylko raz w miesiącu. Mamy dzieci tyle ile chcieliśmy, czyli dwójkę i więcej już zupełnie nie planujemy. Główny problem, to przepracowanie i moje i jego, brak czasu dla siebie - ciągłe żale, postanowienie, że już teraz będzie lepiej, że chociaż jeden wieczór w tygodniu spędzimy wspólnie. Ale nic z tego nie wychodzi. Ja potrafię odpuścić trochę w pracy i wyczarować czas - on nie ma takiej możliwości. Często np sprząta i gotuje do 4 nad ranem i po 3 godzinach snu idzie do roboty... Po pracy spędzamy czas z dziećmi. Dla siebie nie mamy go w ogóle. A tyle prosiłam... Jak raz na rok mnie przytuli, to zawsze reaguję agresywnie, bo "co mi po jednym przytuleniu, jak marze o głupim, wspólnym obejrzeniu tv?". No i znów kłótnie, obietnice a i tak nic nie wychodzi. Tak więc pracujemy oboje na pełen etat, bierzemy do domu jeszcze różne fuchy i nie wyrabiamy. Na pierwszym miejscu dzieci, potem praca, a my daleko. W sumie to już nas chyba nie ma. Ciągłe kłótnie, krzyki, chociaż przy dzieciach staramy się szybko uspokajać. Mam 27 lat, mąż 28, dzieci: 1 i 3,5. Jest masakra i nie chce mi się żyć. Do tego dochodzi paniczny, nieustanny strach przed śmiercią moją i mojej rodziny (2 lata temu w wydarzył się koszmarny wypadek po którym się tak boję ), moja niska samoocena, kompleksy, niewychodzące odchudzanie, chociaż wagę mam bardzo dobrą - marzę o mniejszej (wiem - kretynizm). Nie ma między nami szacunku  e - jest tego więcej jeszcze.. Chyba jestesmy troche podobne. Ja wprawdzie jestem młodsza, męża nie mam. Ale widzę, że obie mamy postawę wszystko albo nic. Chorobliwa ambicja i perfekcjonizm. Ja potrafię rano rozważyć każdą część mojego ciała i z żadnej nie być zadowolona. Też sie odchudzam bez efektu choć moja waga znowu aż taka super nie jest. Odstaw tabletki po co się truć i chyba powinnaś sobie wybaczyć. Nie musisz być idealną żoną, matką, najpiękniejszą najlepszą pracownicą. Ja kiedys napisałam do siebie list. Nie wiem jak wygląda u Ciebie organizacja czasu, ale może zamiast gotować kupcie gotowe jedzenie ( tak wiem, że idealne mamy gotuja swoim dzieciom z produktow ekologicznych), zawsze jakis czas dla siebie. Wiem, że finansowo jest cięzko, ale może sprobujesz odpuscic jedna fuchę czy drugą. Moze urlop? Moze sama przytul męża. Podejrzewam, że bardziej od rad oczekujesz zrozumienia i wyżalenia;) wiec jak cos jestem;) a i gratuluje dzieciaczków
_________________ Szukaj mnie Bo sama nie wiem już Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
|
Wt mar 30, 2010 22:16 |
|
 |
MARKO2010
Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:27 Posty: 331
|
 Re: wiara mi się kończy?
Wroc do poczatku, odpowiedz sobie na pytanie co jest dla ciebie wazne. Przeciez praca nie jest celem samym w sobie, tylko (glownie) srodkiem do zdobycia pieniedzy. Moze dacie sobie rade bez tych dodatkowych zajec. Skoro jest miedzy wami chec porozumienia to nic innego jak wprowadzic w zycie te ustalenia. Przypominam sobie slowa pewnego ksiedza z nauk przedmaleznskich i chrzcielnych. Najwazniejsza jest milosc malzonkow, nie do dzieci, lecz miedzy zona a mezem. Gdy ona szwankuje wtedy nie ma mowy o pelnej milosci do dzieci.
Widac ze potrzebujecie wszyscy odpoczynku od codziennych spraw, znajdzcie nianke dla dzieciakow na kilka wieczorow, zrobcie cos razem, splyw kajakiem, rower, kino. Moze nawet trzeba zmienic prace... Przeciez mozecie rozniez z tym pojsc do kogos, psycholog, ksiadz itp. Jesli sie kochacie, to walczcie o ta milosc, dla siebie i swoich maluchow. Sam mam dziewczynki w tym samym wieku i wuem ile czasu i uwagi absorbuja, jednak jakos to ogarniamy bez uszczerbku dla nas. Pomagaja nam w tym dziadkowie wiec jest latwiej o tzw "pozbycie sie dzieci". Trzymam kciuki:)
|
Wt mar 30, 2010 22:23 |
|
|
|
 |
frater
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N kwi 15, 2007 21:52 Posty: 2219 Lokalizacja: GG 304230
|
 Re: wiara mi się kończy?
Kod: chociaż wagę mam bardzo dobrą - marzę o mniejszej (wiem - kretynizm) Hej dziewczyny nie bądźcie `wieszakami`  - proszę A do Spowiedzi Sakramentalnej pójdźcie. ... Wy żyjący w związkach Sakramentalnych macie inną sytuację. Porozmawiajcie z Kapłanem.
|
Śr mar 31, 2010 0:17 |
|
 |
dejona
Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:04 Posty: 4
|
 Re: wiara mi się kończy?
Zagubiona - w twoim wieku byłam tak samo zagubiona jak i teraz. Z tego się nie wyrasta??  "Chorobliwa ambicja i perfekcjonizm" - o tak, chociaż mi bardzo daleko do jakiejkolwiek perfekcji. We wszystkim jestem beznadziejna! "Ja potrafię rano rozważyć każdą część mojego ciała i z żadnej nie być zadowolona." - z ust mi wyjęłaś... Ja mam wagę ok - wiele osób z grzeczności mi mówi, że zupełnie nie wyglądam jakbym rodziła, a dwójkę dzieci to już w ogóle. Mam BMI 19, a chciałabym 17.. Widzę tych kilka rozstępów na udach, tę fałdę na brzuchu, która w miarę jedzenia się powiększa i uwypukla. Te piersi już nie takie jędrne. To wszystko jest zamaskowane przed ludźmi, ale to ja codziennie oglądam  "Ja kiedyś napisałam do siebie list" myślę, że to mogłoby mi pomóc - całe dziecińtwo pisałam pamiętniki, Skończyłam około 18 roku życia i bardzo mnie to podnosiło na duchu. Chyba muszę do tego wrócić. Co do moich fuch i pracy. Jak pewnie każdy wie - 27 lat i dwójka dzieci to statystyki na dzisiejsze czasy wręcz rekordowe! Koleżanki z moim wieku dopiero zaczynają planować pierwszą ciążę "tak za dwa lata" "za trzy lata"  Zawód który wykonuję był moim marzeniem już od podstawówki. Włożyłam bardzo dużo czasu i pracy, żeby dostać się na studia i je skończyć. Potem miałam dwie przerwy na ciąże. Odstaję od innych i chcę to jakoś nadrobić. Fuchy są bardzo ważne, żeby wyrobić sobie jakieś kontakty, wprawić się w zawodzie itd. "Przeciez praca nie jest celem samym w sobie" niby tak, ale chcę się w niej sprawdzić. Chcę się tego nauczyć, być dobra i spełniać marzenia. Pieniądze pełnią rolę drugorzędną. Do tego mój mąż pisze doktorat, a raczej rozpaczliwie próbuje, bo terminy gonią, a on nie ma czasu - jeździ też do naszego nowego mieszkania, wozi fachowcom sprzęt do wykańczania - nadzoruje to. Ogólnie to ja już chyba nie mam męża  Kasy teraz nie mamy - wszystko ładujemy w mieszkanie, a i tak nie starczy nam środków na podstawowe sprzęty. Wzięliśmy na to gigantyczny kredyt... Dzieci od stycznia BEZ PRZERWY chorują!  ( Dwa razy już byliśmy z nimi w szpitalu w tym roku... Codziennie wozimy do niani, do przedszkola, odwozimy i padamy na pyski. Jak wieczorem mąż mi kolejny raz oznajmia, że dzisiaj musi popracować/jechać do mieszkania/napisać jakiś artykuł, to wpadam w szał. Przeklinam, krzyczę, obżeram się - potrafię zjeść w złości bardzo dużo, a potem wyrzuty sumienia, odchudzanie... Mąż nie może mnie nawet dotknąć, bo krzyczę, że jestem obleśna i ma się do mnie nie zbliżać. O kurde - jakie to wszystko chore!!! Nie chcę tak dobić do 80siątki  No i z tego rodzą się codzienne kłótnie, żale, wypominanie sobie. odreagowywanie? Chyba rzucę tabletki i tak mam zbyt dużo objawów niepożądanych... "A do Spowiedzi Sakramentalnej pójdźcie. ... Wy żyjący w związkach Sakramentalnych macie inną sytuację. Porozmawiajcie z Kapłanem." Tak długo jak stosujemy antykoncepcję to sytuacja jest jasna 
|
Śr mar 31, 2010 5:45 |
|
 |
dejona
Dołączył(a): Wt mar 30, 2010 21:04 Posty: 4
|
 Re: wiara mi się kończy?
Marko, a twoja żona pracuje na pełen etat?? Nas nie ma z dziećmi około 8 godzin dziennie. Na szczęście ustawilismy sobie godziny pracy tak ze mąż wychodzi bardzo wcześnie a ja dziecii rozworze i potem zostaję w pracy do oporu a on je zbiera koło 17:00. i jak wrócimy to chcemy im nasza nieobecność jak najlepiej wynagrodzic. Zwłaszcza w weekendy. Nie wyobrazamy sobie oddawać ich jeszcze po pracy 
|
Śr mar 31, 2010 6:42 |
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: wiara mi się kończy?
dejonaProblemu z antykoncepcją to nie rozwiąże ale jeśli mogłabym spróbować ci coś doradzić (chociaż ani męża ani dzieci nie mam, więc nie bardzo mam kompetencje)... Jak czytałam twoje wypowiedzi to parę rzeczy przyszło mi do głowy: 1. Może spróbujcie na któryś weekend zawieść dzieci do dziadków, ciotki czy innej rodziny i poświęćcie ten czas dla siebie. Jeśli nie uda się na cały weekend to może chociaż na jeden dzień. Albo, jak ktoś już wyżej radził - wynajmijcie niańkę na parę wieczorów. Potrzebujecie pobyć razem, porozmawiać tak na spokojnie, nie że dzieci z jednej strony, sprzątanie z drugiej a praca z trzeciej, z czwartej mieszkanie. Zostawcie to chociaż na dzień i najlepiej gdzieś wyjedźcie. Świat się nie zawali, a dzieci miło spędzą czas z rodziną. 2. Piszesz: "Mam BMI 19, a chciałabym 17". Ale poniżej 18,5 jest już niedowaga a ty jesteś na granicy! I to po urodzeniu dwójki dzieci! Naprawdę, lepiej nie może być, nie staraj się być szczuplejsza bo tylko ci to zaszkodzi. 3. Wynika z tego wszystkiego że antykoncepcja jest u was tylko wierzchołkiem góry lodowej. Macie mnóstwo problemów i wcale się nie dziwię że piszesz że "wiara ci się kończy". To wszystko może się skończyć nie tylko brakiem wiary ale i depresją. Naprawdę, chyba powinniście przystopować. 4. Jak to wszystko czytam to muszę się z tobą nie zgodzić. Nie jesteś beznadziejna! Jesteś bardzo silna że sobie z tym wszystkim radzisz, i dzieci i praca i problemy rodzinne i cała ta reszta. Twój mąż na pewno bardzo cię kocha  Ale, jak sama piszesz, jesteś perfekcjonistką i to wszystko ci nie wystarczy. Wiesz, polecałabym ci książkę "Urzekająca" (zob. tu)- może ci trochę pomoże docenić to co masz. 5. Co do antykoncepcji i spowiedzi... Pewnie masz rację, że nie dostaniecie rozgrzeszenia dopóki ją stosujecie. Ale wydaje (!) mi się że powinniście najpierw względnie doprowadzić do porządku całe wasze życie bo inaczej ciągle będą jakieś problemy. Jak walą się fundamenty to nie trzeba zaczynać od remontu dachu. Módl się (a najlepiej oboje się módlcie) żeby Bóg pomógł wam to wszystko poukładać i także wyjść z grzechu antykoncepcji. On nikogo nie zostawia kto Go prosi i komu naprawdę zależy. Myślę że w pewnym sensie może ci pomóc ta książka "Urzekająca" a twojemu mężowi "Dzikie serce". To nie jest jakiś złoty środek, ale może wam coś podpowie. I warto też mieć kontakt z jakimś mądrym księdzem, który będzie was wspierał.
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Śr mar 31, 2010 9:25 |
|
 |
zagubiona_21
Dołączył(a): Cz gru 24, 2009 21:23 Posty: 806
|
 Re: wiara mi się kończy?
dejona napisał(a): Zagubiona - w twoim wieku byłam tak samo zagubiona jak i teraz. Z tego się nie wyrasta??  "Chorobliwa ambicja i perfekcjonizm" - o tak, chociaż mi bardzo daleko do jakiejkolwiek perfekcji. We wszystkim jestem beznadziejna! "Ja potrafię rano rozważyć każdą część mojego ciała i z żadnej nie być zadowolona." - z ust mi wyjęłaś... Ja mam wagę ok - wiele osób z grzeczności mi mówi, że zupełnie nie wyglądam jakbym rodziła, a dwójkę dzieci to już w ogóle. Mam BMI 19, a chciałabym 17.. Widzę tych kilka rozstępów na udach, tę fałdę na brzuchu, która w miarę jedzenia się powiększa i uwypukla. Te piersi już nie takie jędrne. To wszystko jest zamaskowane przed ludźmi, ale to ja codziennie oglądam  "Ja kiedyś napisałam do siebie list" myślę, że to mogłoby mi pomóc - całe dziecińtwo pisałam pamiętniki, Skończyłam około 18 roku życia i bardzo mnie to podnosiło na duchu. Chyba muszę do tego wrócić. Co do moich fuch i pracy. Jak pewnie każdy wie - 27 lat i dwójka dzieci to statystyki na dzisiejsze czasy wręcz rekordowe! Koleżanki z moim wieku dopiero zaczynają planować pierwszą ciążę "tak za dwa lata" "za trzy lata"  Zawód który wykonuję był moim marzeniem już od podstawówki. Włożyłam bardzo dużo czasu i pracy, żeby dostać się na studia i je skończyć. Potem miałam dwie przerwy na ciąże. Odstaję od innych i chcę to jakoś nadrobić. Fuchy są bardzo ważne, żeby wyrobić sobie jakieś kontakty, wprawić się w zawodzie itd. "Przeciez praca nie jest celem samym w sobie" niby tak, ale chcę się w niej sprawdzić. Chcę się tego nauczyć, być dobra i spełniać marzenia. Pieniądze pełnią rolę drugorzędną. Do tego mój mąż pisze doktorat, a raczej rozpaczliwie próbuje, bo terminy gonią, a on nie ma czasu - jeździ też do naszego nowego mieszkania, wozi fachowcom sprzęt do wykańczania - nadzoruje to. Ogólnie to ja już chyba nie mam męża  Kasy teraz nie mamy - wszystko ładujemy w mieszkanie, a i tak nie starczy nam środków na podstawowe sprzęty. Wzięliśmy na to gigantyczny kredyt... Dzieci od stycznia BEZ PRZERWY chorują!  ( Dwa razy już byliśmy z nimi w szpitalu w tym roku... Codziennie wozimy do niani, do przedszkola, odwozimy i padamy na pyski. Jak wieczorem mąż mi kolejny raz oznajmia, że dzisiaj musi popracować/jechać do mieszkania/napisać jakiś artykuł, to wpadam w szał. Przeklinam, krzyczę, obżeram się - potrafię zjeść w złości bardzo dużo, a potem wyrzuty sumienia, odchudzanie... Mąż nie może mnie nawet dotknąć, bo krzyczę, że jestem obleśna i ma się do mnie nie zbliżać. O kurde - jakie to wszystko chore!!! Nie chcę tak dobić do 80siątki  No i z tego rodzą się codzienne kłótnie, żale, wypominanie sobie. odreagowywanie? Chyba rzucę tabletki i tak mam zbyt dużo objawów niepożądanych... "A do Spowiedzi Sakramentalnej pójdźcie. ... Wy żyjący w związkach Sakramentalnych macie inną sytuację. Porozmawiajcie z Kapłanem." Tak długo jak stosujemy antykoncepcję to sytuacja jest jasna  Rozumiem, że jest ciężko. Ale ja moge powiedzieć, że Ci zazdroszczę: mąż, dzieci, satysfakcjonująca praca, BMI 19- ja mam prawie 24, pewnie świetnie wyglądasz, tylko chcesz być idealnie idealna;) Pomyśl, że może za 2, 3 lata się wszystko uspokoi. Mąż obroni doktorat, mieszkanie skończycie, dzieci będą mniej chłonne waszej uwagi. Spróbuj zrobić eksperyment, podejdź do męża i się przytul, a wcześniej wmów sobie, że super wyglądasz;) Ja też zajadam smutki, samotność, niepowodzenie choć muszę przyznać, że ostatnio zdarza mi sie to coraz rzadziej. I wierzę, że dorosnę, dojrzeję itd.  pozdrawiam "Urzekająca' i "Dzikie serce" tez polecam;)
_________________ Szukaj mnie Bo sama nie wiem już Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
|
Śr mar 31, 2010 14:19 |
|
 |
Silva
Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28 Posty: 1680
|
 Re: wiara mi się kończy?
Cytuj: wcześniej wmów sobie, że super wyglądasz;) Myślę że nie musi sobie tego wmawiać 
_________________ "Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)
|
Śr mar 31, 2010 21:53 |
|
 |
zagubiona_21
Dołączył(a): Cz gru 24, 2009 21:23 Posty: 806
|
 Re: wiara mi się kończy?
Silva napisał(a): Cytuj: wcześniej wmów sobie, że super wyglądasz;) Myślę że nie musi sobie tego wmawiać  Źle sie wyraziłam : Uwierze, że świetnie wygladasz;)
_________________ Szukaj mnie Bo sama nie wiem już Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
|
Śr mar 31, 2010 22:38 |
|
 |
dezetka
Dołączył(a): Wt lis 17, 2009 23:33 Posty: 10
|
 Re: wiara mi się kończy?
Wiecie co dziewczyny? Ja usilnie próbuję od jakiegoś czasu jeść jak człowiek, spać jak człowiek i wyglądać jak człowiek a nie chudzielec z wiecznie podpuchniętymi oczami. Nie ważę się od bardzo długiego czasu, ale wiem, że powinnam być choć ciut grubsza i serio chciałabym uszczknąć od kogoś ciut wagi  No i jeszcze jedno - nie warto się odchudzać i słyszeć później "jaka ty chuda jesteś". (edit: ja się nie odchudzam, tylko mam paskudne nawyki żywieniowe)
_________________ Murzasichle noclegi Turystyczny blog
Życie choć piękne tak kruche jest Wystarczy jedna chwila by zgasić je
|
Cz kwi 01, 2010 1:47 |
|
 |
ToMu
Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49 Posty: 10063 Lokalizacja: Trójmiasto
|
 Re: wiara mi się kończy?
Porozmawiaj z dobrym spowiednikiem. A w ogóle to niektóre problemy być może nie dotyczą wiary jako takiej, a bardziej kwestii psychologicznych No i na pewno - nie wątp. Bo nie jest sztuką, gdy jest trudno, negować wszystko - od Boga począwszy. Ale nie tędy droga. Bo On akurat jednym z niewielu pewników jest 
_________________ Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)
Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www
|
Wt kwi 06, 2010 12:16 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 14 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|