Ostatnio zainspirował mnie artykuł o pracy z perspektywy wiary na portalu wiara.pl
i tak sobie myślę: co w takiej sytuacji,jeśli ktoś nie ma za co żyć ,a jedyna praca z jakiej mógłby zarobić jakiś grosz to sklep spożywczy, czy supermarket gdzie są sprzedawane różne artykuły...
czy faktycznie gdy ktoś sam decyduje się coś kupić nie wystarczy po prostu powiedzieć: ja bym tego nie kupowała.. albo iść pokłócić się z szefem,żeby t wycofać ( co jest bardzo możliwe z utratą tej pracy)...

?? co wtedy?? głodować??? dziś pracy nie ma więc trzeba się łapać za cokolwiek..
co zaproponowal artykul:
1. wierzyc w Opatrznosc Boza ( fajnie tylko w zyciu zwykle zostajesz bezrobotny )
2 . pomagac sobie ( tez ciezko w dobie ,kiedy 80% to ludzie letni wiara)
3. starac sie zmniejszyc zlo ( no mozna,ale Chrystus mowil wasza mowa ma byc tak tak nie nie a co jest ponadto to od zlego pochodzi)
co o tym myślicie?? czy moze przesadzamy czepiajac sie takich szczegolow?? bo w kazdej pracy cos takiego sie znajdzie,na to nie ma lekarstwa w dobie dzisiejszych czasow..
ja uwazam,ze kazdy powinien dbac o siebie, ze kazdy jest odpowiedzialny za siebie, a nie,ze jestesmy wspolodpowiedzialni, przeciez jak ktos ma w nosie wiare to dlaczego ja mam placic kare za jego zycie skoro mam swoje i to jest wystarczajace zmartwienie?