Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt wrz 05, 2025 14:45



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Miłosne rozterki 
Autor Wiadomość
Post Miłosne rozterki
Witam wszystkich,

od jakiegoś czasu szukam miejsca gdzie mógłbym opisać swój problem i poznać opinię innych osób w mojej sprawie i to właśnie ten serwis wydał mi się najbardziej odpowiedni w całym nieprzejednanym, anonimowym internecie... .

Wiem, że z moimi rozterkami muszę poradzić sobie sam, jednak liczę, że wypowie się tu ktoś odpowiedzialny, kto natchnie mnie do działania, a może opisze jak sam poradził sobie z podobnym problemem. Wybaczcie że opis jest aż tak długi, ale może ktoś cierpliwy znajdzie dłuższą chwilę.

Muszę tu nadmienić iż obecnie mam 26 lat, pracuję i radzę sobie dobrze za wyjątkiem jednej sprawy.

Zaczęło się wszystko gdy miałem 19 lat i wybrałem się na 3 dniowe rekolekcje przed maturą. To właśnie tam poznałem moją pierwszą miłość. Była to szalona, młodzieńcza miłość, która kto wie, czy nie trwa do dziś. Nasz związek miał wzloty i upadki, a w czasie studiów byliśmy zdani na rozłąkę z racji studiowania w różnych miastach. Popełnialiśmy wiele błędów, grzechów, czasem skakaliśmy sobie do gardeł, czasem targała nami zazdrość, ale zawsze umieliśmy się na nowo odnaleźć i wiem że byliśmy szczęśliwi... . Tak udało nam się wspólnie przeżyć prawie cztery lata i zaczęliśmy już nawet poważne rozmowy o założeniu rodziny, gdy nagle, 3 miesiące przed moją obroną dyplomową usłyszałem, że między nami koniec. Najprawdopodobniej był to efekt narastających między nami napięć . Byłem załamany... próbowałem bezskutecznie ratować nasz związek. Dodatkowo przelatywały mi między palcami kolejne dni, w które miałem dopracować moją pracę dyplomową i przygotować się do obrony w terminie zerowym, na czym ogromnie mi zależało, a nagle stało mi się obojętne, wręcz nic nieznaczące.
Po około miesiącu wiszenia w próżni poznałem przez internet dziewczynę. Rozmawialiśmy przy okazji gry internetowej. Wchodziliśmy na coraz bardziej prywatne tematy, zaczęliśmy się wspierać, dopingować w codziennym życiu, ona szukała pracy, ja zacząłem przygotowywać się do obrony. Udało się, i jej i mi, a po kolejnych paru tygodniach zdecydowaliśmy się na spotkanie.

Byliśmy wobec siebie naprawdę ostrożni, zdystansowani, ona znała moja sytuację „miłosną”, ja wiedziałem o jej niepowodzeniach. Byliśmy przyjaciółmi z potencjałem.

Jednakże któregoś dnia sprawy przybrały nieoczekiwanego kierunku i tempa. Była to niedziela, wybraliśmy się wspólnie na mszę świętą, był to upalny dzień, w kościele duszno, ona nagle zemdlała. Sprawa niby banalna, szybko się ocknęła, jednakże omdlenie powtórzyło się jeszcze tego samego dnia, później następnego i następnego... . Zaczęły się wizyty u kolejnych lekarzy, później specjalistów, kolejne badania, kolejne wyniki, wreszcie pobyt w szpitalu i na końcu diagnoza – nowotwór śródpiersia.

To po tych wydarzeniach nie raz zacząłem wyznawać jej miłość, obiecałem wsparcie i pomoc. Tak też było, odwiedzałem ją przy każdej możliwej okazji, rozmawialiśmy w cztery oczy, telefonicznie, przez sms. Nie chcę nawet wracać pamięciom do wspomnień z wizyt w szpitalu onkologicznym, o chemoterapiach, o przeszczepie... wszystko to trwało około 3 lata, ale to nie ważne, ważne że się udało. Pokonała chorobę, dziś jest zdrowa, uśmiechnięta, zadowolona z życia, zna jego wartość jak nikt. Mi.... często powtarza że to moja zasługa, że to dla mnie chciało jej się żyć w chwilach gdy większość rezygnowała. Gdy leżała osamotniona, pod największym reżimem i nie miała sił nawet podnieść powieki to słyszała jak doszedł jej sms ode mnie i to jej wystarczało, bo wiedziała dlaczego musi przez to przejść.

Dziś jest niemalże w pełni sił, myśli o założeniu własnej firmy, ale przede wszystkim rodziny... .
To właśnie tu zaczyna się mój problem... bo choć wiem, że jest nad wyraz wspaniałą, opiekuńczą, rodzinną dziewczyną, nie są jej obce wartości moralne ani religijne, wspaniale prowadzi dom i patrząc rozumem jest idealną kandydatką na żonę... to moje serce... jest jakby nieczułe na te wszystkie argumenty. Czasami wręcz, wydaje mi się że jej nie kocham, że być może nigdy jej nie kochałem. Naprawdę nie wiem co mam robić. Po tym wszystkim, co jakby nie było wspólnie przeżyliśmy, nie potrafię jej powiedzieć że jej nie kocham. Jestem pewny, że w tym wszystkim jest palec boży... ale czy to możliwe, żebym miał ją teraz opuścić. Dodatkowo było między nami małe spięcie, zupełnie błahe, ale próbowałem przy tej okazji zasugerować, że być może nie powinniśmy być razem. Spotkało się to z ogromnym smutkiem, płaczem, cierpieniem. Cierpieniem którego po prostu nie mogę jej zadać, bo tak wiele już w życiu wycierpiała... a z drugiej strony wydaje mi się, że nigdy nie będę w stanie powiedzieć jej prosto w oczy sakramentalnego tak.

Moje życie jakby znów zawisło w próżni, a ja nie mam odwagi się nikogo doradzić, więc może znajdzie się ktoś kto coś doradzi, opowie o swoim przypadku, może napisze tu ktoś coś, co w jakiś sposób natchnie mnie, pomoże mi.

Pozdrawiam!


Wt lip 20, 2010 19:41
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 28, 2010 23:24
Posty: 624
Lokalizacja: Pustynia
Post Hard case.
Cytuj:
Dodatkowo było między nami małe spięcie, zupełnie błahe, ale próbowałem przy tej okazji zasugerować, że być może nie powinniśmy być razem.

To znaczy jak próbowałeś jej to zakomunikować? Słowem czy przeciwnie, milczeniem? Wydaje mi się, ze jeżeli będziesz się "oddalał", częściej milczał, powoli zacznie to do niej dochodzić.
Cytuj:
Mi.... często powtarza że to moja zasługa, że to dla mnie chciało jej się żyć w chwilach gdy większość rezygnowała. Gdy leżała osamotniona, pod największym reżimem i nie miała sił nawet podnieść powieki to słyszała jak doszedł jej sms ode mnie i to jej wystarczało, bo wiedziała dlaczego musi przez to przejść.

Nie daj sobie narzucić takiego przedstawienia sprawy. Spróbuj przemycić jej myśl, że jej życie jest dobrem samym w sobie; że gdyby nie znalazła siły w walce z rakiem, Twoja pomoc na nic by się zdała. To lekarze i ona przywrócili ją do zdrowia, Ty "co najwyżej" dbałeś, by nie czuła się samotna w walce. Umniejszaj za każdym razem swoją rolę w jej terapii, ale żeby nie wyglądało tak, że robisz to z grzeczności albo skromności.
Może ktoś inny się wypowie w tym temacie.

_________________
Obrazek
Być wolnym to móc nie kłamać.


Wt lip 20, 2010 23:13
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28
Posty: 1680
Post Re: Miłosne rozterki
Zoll, miałbyś może rację, gdyby nie to że Wojatas pisze, że "nie raz wyznawał jej miłość". Gdyby faktycznie chciał zostać tylko przyjacielem, to dziewczyna nie powinna sobie nic więcej obiecywać, ale po takich deklaracjach miała pełne prawo do wyobrażania sobie siebie w białej sukni z welonem.

Wojatas, ty się w końcu zastanów. Kochałeś ją czy nie? Jak tak to rozumiem że najpierw to przemyślałeś porządnie, a jak nie to po co było jej dawać nadzieję? To tak do przemyślenia.

A teraz napiszę co ja myślę. Co prawda jestem o 6 lat młodsza od ciebie i jeszcze takich dylematów na poważnie nie miałam, ale cóż, na forum się każdemu można wypowiedzieć.

Po pierwsze - zakładam że skoro jej mówiłeś że ją kochasz to na prawdę tak uważałeś. A teraz, po tym wszystkim, masz co do tego poważne wątpliwości. Wiesz, jest coś takiego opisane w psychologii - że wielu ludzi ma siły, odwagę i miłość poświęcać się i angażować dla drugiej osoby kiedy ona tego bardzo potrzebuje, a kiedy trudne okoliczności miną to rezygnują ze związku. Jakby uzależnienie od trudnych sytuacji, w których można się wykazać i brak umiejętności prowadzenia "normalnego" życia. Może to być związane z różnymi przyczynami np. z brakiem wcześniejszych wzorców głębokiego, trwałego związku (np. między rodzicami). Na szczęście można się i wtedy nauczyć bliskości.

(Uwaga - jeśli nie chcesz więcej słuchać o psychologii to omiń ten akapit.
To działa najczęściej tak że jeśli w dzieciństwie i młodości człowiek nie nauczy się nawiązywać trwałych, głębokich relacji z innymi ludźmi a szczególnie jeśli nie ma dobrego wzoru w związku rodziców to potem sam nie umie nawiązywać trwałych, stabilnych relacji. Nie wiem czy tak było u ciebie, ale to co piszesz o swoim poprzednim, burzliwym związku może wskazywać że masz takie skłonności i może dobrze że nie związałeś się na stałe z tamtą dziewczyną, bo wyobraź sobie jak by wyglądało to małżeństwo po roku mieszkania pod jednym dachem. No i to że zasugerowałeś tej dziewczynie że chcecie się rozstać z powodu błahego spięcia. Ale ogólnie można się nauczyć nawiązywania bliskich, stabilnych relacji tylko potrzeba do tego dużo cierpliwości do siebie, drugiej osoby i dużo realizmu. Powtarzam: nie wiem, czy to twój przypadek, piszę ogólnie o zjawisku, sam się zastanów czy to do ciebie pasuje.)

Po drugie - słyszałam kiedyś takie stwierdzenie: "nie związuj się z osobą, bez której nie wyobrażasz sobie życia, ale z taką z którą wyobrażasz sobie życie". Ja generalnie mam dość pragmatyczne podejście do miłości i do związków w ogóle. Wierzę w to że przy dobrej woli obu stron można się nauczyć żyć szczęśliwie ze sobą a dozgonna, głęboka i trwała "miłość od pierwszego wejrzenia" nie istnieje. Z każdym partnerem, czy partnerką, choćby nie wiem jak jest się zakochanym, trzeba umieć się porozumieć, włożyć w to dużo wysiłku i cierpliwości, bo w końcu zakochanie minie a zostanie szara, rutynowa rzeczywistość. Dlatego uważam, że od płomiennego, burzliwego zakochania ważniejsze jest porozumienie, przyjaźń, wspólne priorytety i zastanowienie się właśnie czy wyobraża się sobie życie z tą drugą osobą przez wiele lat.

Przypuszczam więc, że gdybym była na twoim miejscu i chodziłoby o mojego chłopaka to właśnie nad tym bym pomyślała. Sądziłam że go kocham i teraz mam wątpliwości czy na prawdę kochałam, ale: mielibyśmy wspólne priorytety, wiedzielibyśmy że możemy na sobie polegać, umielibyśmy się zrozumieć itd... To ja bym się raczej zdecydowała na ten związek. Bo skoro kiedyś go kochałam (czy raczej byłam zakochana) i wiem że to byłby dobry kandydat na męża i ojca w przyszłości to znaczy że warto. A uczucie zakochania, zauroczenia czy wszystkie pokrewne można przy odrobinie wysiłku rozpalić na nowo i to jeszcze mocniej.

Może to co piszę wydaje się dziwne (zwłaszcza w obecnym świecie w którym króluje amerykańskie kino i "i żyli długo i szczęśliwie"), ale właśnie tak patrzę na budowę trwałego związku z drugą osobą a nie z wymyślonym obrazem drugiej osoby.

_________________
"Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)


Śr lip 21, 2010 12:07
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2010 11:21
Posty: 428
Post Re: Miłosne rozterki
wojtas..a ja krotko
gdzies przeczytalam ze edukacja dzieci zaczyna sie przy wyborze matki
skoro jest poukladana i fajna dziewczya to nie trac szansy...czy ty w ogole wiesz jak dzisiaj trudno o normalna dziewczyne? a milosc przyjdzie sama, bo milosc to szacunek, milosierdzie, itd.itd


Śr lip 21, 2010 13:21
Zobacz profil
Post Re: Miłosne rozterki
wojatas napisał(a):

To po tych wydarzeniach nie raz zacząłem wyznawać jej miłość, obiecałem wsparcie i pomoc. Tak też było, odwiedzałem ją przy każdej możliwej okazji, rozmawialiśmy w cztery oczy, telefonicznie, przez sms. Nie chcę nawet wracać pamięciom do wspomnień z wizyt w szpitalu onkologicznym, o chemoterapiach, o przeszczepie... wszystko to trwało około 3 lata, ale to nie ważne, ważne że się udało. Pokonała chorobę, dziś jest zdrowa, uśmiechnięta, zadowolona z życia, zna jego wartość jak nikt. Mi.... często powtarza że to moja zasługa, że to dla mnie chciało jej się żyć w chwilach gdy większość rezygnowała. Gdy leżała osamotniona, pod największym reżimem i nie miała sił nawet podnieść powieki to słyszała jak doszedł jej sms ode mnie i to jej wystarczało, bo wiedziała dlaczego musi przez to przejść.



Moim zdaniem pomyliłeś miłość z litością. Zauważ, że wyznania się zaczęły gdy zaczęła się choroba. To co od niej usłyszałeś to bardzo miłe- ale to także niesamowity ciężar, czyjaś chęć do życia zależy od naszego smsa lub jego braku. To takie uwieszenie się na kimś pełnym ciężarem. Taka postawa może potem przejść w manipulacyjną grę 'umrę bez Ciebie, nie dam sobie rady'.
Początek tej relacji tez może wskazywać na przypadek 'rebound' tzn. po skończeniu jednej relacji dramatycznie szukamy zapełnienia pustki i wskakujemy w nową relację by nie odczuwać zbyt wielkiego dyskomfortu spowodowanego zniknięciem pierwotnego partnera.

Z drugiej strony musisz konkretnie zdefiniować czego ci brakuje w tej partnerce- bo moze byc tak jak pisze Silva, ze masz po prostu problem z wiązaniem się na stałe.


Śr lip 21, 2010 14:10
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lip 08, 2010 13:25
Posty: 975
Post Re: Miłosne rozterki
Powiem z doświadczenia mężatki.

Miłość to podstawa. Jesteś w strasznie trudnej sytuacji i pewnie ta dziewczyna będzie bardzo cierpiała, ale małżeństwo bez miłości (jeśli jesteś pewien, że jej nie kochasz), nie ma zbytnio szans. Pamiętaj, że ono trwa latami, do końca życia. I nie wiem, jak będziesz w stanie żyć i radzić sobie z kryzysami u boku kobiety, której nie kochasz. Będziecie cierpieli oboje pewnego dnia.

Prawda to najlepsze rozwiązanie. Zawsze, mimo otoczki. Lepiej powiedz jej prawdę i wytłumacz, że zbyt ją szanujesz i lubisz, by okłamywać całe życie. I do tego kłamać przed ołtarzem, przed Bogiem...


Śr lip 21, 2010 14:49
Zobacz profil
Post Re: Miłosne rozterki
Witam ponownie,
dziękuje za zainteresowanie. Wasze wypowiedzi dają naprawdę wiele do myślenia.

Zoll dobrze radzi jak zmierzyć się z ewentualnym rozstaniem, rozstaniem o którym zakomunikowałem już raz słownie. Obecnie żyjemy bardziej na stopie przyjacielskiej jednakże ona "rości" sobie do mnie większe prawa i zdaje sobie sprawę, że ma do tego podstawy, gdyż z mojej strony padły wyraźne i jednoznaczne deklaracje. Nie potrafię uzasadnić dlaczego je wypowiedziałem, ale tak się stało. Obecnie jestem całkowicie wstrzemięźliwy od wszelkich deklaracji a nawet zachowań typu trzymanie się za rękę. Także ona na pewno to odczuła, wydaje mi się również, że domyśla się, iż targają mną wątpliwości.

Trudno nie zgodzić mi się tu z Biedronką25, tylko sam się zastanawiam... można przysiąc przed Ołtarzem, wierność i uczciwość i jej dochować, ale czy można przysiąc miłość gdy ma się co do niej poważne wątpliwości?

Najbardziej daje mi do myślenia psychoanaliza Silvi , gdyż prawdą jest, iż wychowała mnie sama matka a ojciec od ojcostwa wykręcił się alimentami. Także problem być może tkwi w samym mnie i moimi problemami z wiązaniem się z kimś na stałe... jak to zauważyła również Teresse.


Śr lip 21, 2010 15:28

Dołączył(a): Pt cze 18, 2010 11:21
Posty: 428
Post Re: Miłosne rozterki
Cytuj:
Miłość to podstawa. Jesteś w strasznie trudnej sytuacji i pewnie ta dziewczyna będzie bardzo cierpiała, ale małżeństwo bez miłości (j

owszem..ale czy pozniej nie moze przyjsc?
malzenstwo z rozsadku to tez dobry pomysl
a pozatym ile tych malzenstw z milosci ,,a potem w realiach tak trudno ta milosc zatrzymac
wojtas...niestety, nie miales taty..i trudno ci sie utozsamic z ta rola
bo przeciez zeby zagrac jakas role potrzebujemy wzorcow...zabraklo wzorca meza, ojca
ale nie martw sie ..wszystkiego w zycu mozna sie nauczyc :-D


Śr lip 21, 2010 15:34
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 16:41
Posty: 104
Post Re: Miłosne rozterki
Bla,bla,bla.Jak definiujecie miłość? Polecam teksty ks. Dziewieckiego.To raz...
Dwa jeżeli powiedziałeś dziewczynie że ją kochasz to dla mnie równoznaczne jest z wzięciem ślubu i nie ma gadania. Bierzesz odpowiedzialność za to co mówisz, albo idziesz powiedzieć, że to powiedziałeś pod wpływem emocji, współczucia itp. I wtedy masz problem jak się dziewczyna zaangażowała to na pewno będzie tym zraniona no ale trzeba się wycofać póki można bo ślub z przymusu albo "bo mi się coś wydawało" to tragedia i objaw niedojrzałości emocjonalnej.

Ja myślę, że należy dowiedzieć się czym jest miłość, poznać drugą osobę i później się zdecydować lub nie.

W Twoim wypadku to może być po prostu współczucie i chęć pomocy tej dziewczynie. Ale musisz sam się o tym przekonać i wejść w głąb siebie. Jak masz z tym problemy to może terapia i kierownictwo duchowe?


Śr lip 21, 2010 15:46
Zobacz profil
Post Re: Miłosne rozterki
Być może to właśnie z tym mam problem.

O jakiej terapii i kierownictwie duchowym piszesz?


Śr lip 21, 2010 15:59
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 28, 2010 23:24
Posty: 624
Lokalizacja: Pustynia
Post Re: Miłosne rozterki
pewnie posypią się na mnie gromy, ale czy ona Ci się wojtas podoba? To znaczy, czy uważasz ją za ładną osobę, ale "nie w Twoim typie"? A może uważasz ją za dziewczynę "w Twoim typie" ale jest u Ciebie jakaś blokada?

Skoro odwiedzałeś ją w szpitalu, to może u Ciebie zakodował się obraz tej dziewczyny jako słabej i chorej, zmagającej się z chorobą? Czasem inaczej patrzymy na osoby, jeżeli spotykamy się z nimi "od święta", wypachnieni i wylaszczeni, a inaczej, gdy widzimy je w takiej sytuacji. To może być podświadome, ale jednak.

_________________
Obrazek
Być wolnym to móc nie kłamać.


Śr lip 21, 2010 16:06
Zobacz profil WWW
Post Re: Miłosne rozterki
Gdy się poznawaliśmy, zresztą wiadomo jak, wygląd nie grał roli. Później okazało się jednak, ze jest osoba jak najbardziej atrakcyjną. W czasie tak ciężkiej choroby organizm dostaje prawdziwego kopa, wyraźnie się zmienia i to jest rzeczą normalną i zrozumiałą. Jeżeli mógłbym mieć jakieś zastrzeżenia to to, że ona sama nie przywiązuje większej wagi do wyglądu i być może faktycznie jest to sprawą mniejszej wagi, ale muszę przyznać, że niepodobna mi się fakt, iż trudno jest mi ją namówić do regularnej aktywności fizycznej, która jak wiadomo oprócz wyglądu pozwala na poprawę kondycji i zachowanie zdrowia.Jest to taka kwestia w której się różnimy, ja osobiście wstaję codziennie o 4:30 abym miał czas na poranną rozgrzewkę.


Śr lip 21, 2010 16:37

Dołączył(a): Pn wrz 01, 2008 16:41
Posty: 104
Post Re: Miłosne rozterki
O jaaaaa....Przecież nie istnieje coś takiego jak idealne dopasowanie. Zazwyczaj ludzie się sobie podobają, ale oprócz tego istnieją jakieś różnice, inne gusta itp. Ważne, żeby pokrywał się system wartości, cechy osobowości...No i ważne, żeby nie kierować się tzw. uczuciami, bo uczuć nie można ślubować, gdyż są zmienne...zauroczenie też mija.

To bardzo prywatna sprawa i tylko Ty możesz wiedzieć czy chcesz spędzić życie z tą czy inną osobą.
A jeżeli masz takie emocjonalne rozterki to może warto się zgłosić do psychologa na kilka-kilkanaście sesji żeby nauczyć się wglądu we własne emocje co paradoksalnie potrafi niewielu ludzi.


Śr lip 21, 2010 18:23
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt wrz 01, 2009 14:28
Posty: 1680
Post Re: Miłosne rozterki
Nie jestem psychologiem ani też żadnych psychoanaliz nie przeprowadzam ale...
Piszesz że to co napisałam daje ci do myślenia i możliwe, że to jest właśnie ten problem wynikający z relacji jak miałeś w rodzinie. Może więc warto iść dalej tym tropem.

Zastanów się czego oczekujesz od związku, jak go sobie wyobrażasz. Czy że będziesz się z dziewczyną rozumiał bez słów i że zawsze się będziecie dogadywać? Czy że jasno będziecie rozmawiać o swoich planach, potrzebach itd? Oczekujesz raczej spokoju i poczucia bezpieczeństwa czy wielkich emocji? Na ile potrafisz zaufać drugiej osobie?
Proponuję też przyjrzeć się temu twojemu wcześniejszemu związkowi. Dlaczego "skakaliście sobie do gardeł" i "targała wami zazdrość"? Co to były za "narastające napięcia" między wami? Dlaczego twoja ówczesna dziewczyna od ciebie odeszła? Co ją denerwowało w twoim zachowaniu i ciebie w jej. Może warto by się nad tym zastanowić, jakie błędy wtedy popełniłeś i w ogóle żebyś popatrzył na swoje zachowanie wtedy. Co ci się najbardziej podobało w tamtym związku (bo podejrzewam że nie spokój i głębokie porozumienie)?

Bo tak jak już pisałam są właśnie takie przypadki że człowieka "dopingują" jakieś trudne sytuacje a kiedy wszystko się uspokoi to nie potrafi się odnaleźć w normalnym związku, w którym drugiej osobie trzeba zapewnić stabilność emocjonalną, takie codzienne zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa. Także sam nie może się (podświadomie) pogodzić z tym, że teraz głównie to - a nie burzliwe emocje - będzie teraz otrzymywał, bo dla niego to nie jest miłość. Miłość się dla niego wiąże z przezwyciężaniem przeszkód, trwaniem "mimo wszystko" itd a kiedy jest spokojnie to nie wie czy właściwie kocha, bo już nie doświadcza tych przeszkód.

Mogło tak właśnie u ciebie być. Twój pierwszy związek trwał 4 lata i był bardzo burzliwy: "szalona miłość" - zazdrość, kłótnie, "wzloty i upadki" i "odnajdywanie siebie". A do tego wszystkiego oddalenie. To dla ciebie mogły być te czynniki "dopingujące" - ciągle coś się działo, jakieś emocje. Ale dla twojej dziewczyny to było męczące, bo normalnie od związku oczekuje się poczucia bezpieczeństwa, zrozumienia i stabilizacji. Być może dlatego właśnie odeszła. I - być może - tak samo jest teraz: przez 3 lata byłeś z tą dziewczyną, wyznawałeś jej miłość... dopóki była chora. Teraz, kiedy już nie ma żadnych przeszkód ani gwałtownych emocji ty się zastanawiasz czy w ogóle ją kochałeś (bo, jak rozumiem kiedy była chora nie miałeś co do tego wątpliwości?), bo nie potrafisz zdefiniować czym właściwie jest dla ciebie miłość i czego oczekujesz od związku.

Jeśli tak było to musisz się zastanowić nad wszystkim, co wyżej napisałam i zacząć uważniej się przyglądać swojemu zachowaniu i swoim związkom z ludźmi, zarówno obecnym jak i przeszłym i odpowiedzieć sobie na pytanie czego właściwie chcesz. Bo być może tak na prawdę kochasz tę dziewczynę, tylko musisz zrozumieć czego oczekujesz od stałego związku.

Na koniec przepraszam za ewentualne nadinterpretacje. Nie wiem, jak tam jest u ciebie, piszę tylko jedną z możliwych opcji, która pasuje do tego co wyżej napisałeś, ale równie dobrze może być inaczej, dlatego też ciągle piszę w trybie przypuszczającym. Sam musisz to wszystko przemyśleć i zastanowić się czy to co tu piszę do ciebie pasuje a jeśli nie to zastanowić się gdzie w takim razie jest problem, bo na pytanie "być z nią czy nie być?" nie da się łatwo odpowiedzieć "tak" lub "nie".

I też dobre są te rady, żeby, jeśli będzie trzeba skorzystać z pomocy psychologa, bo rozmowa ze specjalistą może tu na prawdę dużo pomóc.

A ogólnie w temacie związków polecam książkę "Mężczyźni są z Marsa kobiety z Wenus". Tytuł jest zabawny i ogólnie był przedmiotem wielu żartów, ale książka jest na prawdę dobra i dużo mówi o różnicach między kobietami a mężczyznami w hierarchii wartości, sposobie patrzenia na świat, odbierania emocji itd.

_________________
"Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł." (1 Kor 10, 12)


Śr lip 21, 2010 19:03
Zobacz profil
Post Re: Miłosne rozterki
Myślałem że stoję przed życiowym dylematem, że jestem na rozstroju dróg i cały problem polega jedynie na dokonaniu właściwego wyboru – ale widzę, że problem jest bardziej złożony. Obawiam się, że nie zależnie jakiego dokonam wyboru nie rozwiąże to moich problemów i być może przed podjęciem decyzji należałoby zastanowić się nad samym sobą, może faktycznie skorzystać z porady specjalisty. Do tego drugiego też chyba będę musiał się przełamać ;)

W każdym razie serdecznie dziękuję wszystkim za wypowiedzi. Wygląda na to, że niektóre z nich zawierają prawdę o mnie.

Szczególnie pragnę podziękować Silvi, która poświęciła pewnie nie mało czasu na skonstruowanie tak obszernych wpisów. Dziękuje!

a swoją drogą to wpisy Silvi wprowadzają mnie w małe zaniepokojenie... bo opisuje ona ludzka psychikę jak jakich mechanizm, układ kinematyczny w którym obserwując poszczególne objawy jego pracy można rozstrzygnąć o przyczynach ich powstania... :?


Śr lip 21, 2010 20:29
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL