Kajagerda
Dołączył(a): Pt sie 25, 2006 19:47 Posty: 31
|
 O parasolu...opowiadanie
Na dworze było paskudnie. Deszcz i wichura. Jakiś nieduży facet walczył
ze
swoim wielkim parasolem. Nie wiem, po co rozkładał parasol przy takim
wietrze, ale teraz walczył z nim próbując go za wszelką cenę poskromić.
Parasol wyrywał mu się na wolność, jakby naprawdę chciał ulecieć z wichrem
w
nieznane, jakby znudziło mu się być parasolem niedużego faceta.
-Chcę być wolny, chcę być ptakiem! - wołał parasol. -Puść mnie, nieduży
facecie. Żebyś tak chociaż był dużym facetem, ale ty... Wstyd się z tobą
pokazać na ulicy. Zobacz, ile zawsze wkoło zgrabnych parasolek, ale z
tobą
nie mam szans, żadna do nas nie podejdzie.
Nieduży facet wyglądał na zmęczonego szarpaniną, ale nie wypuszczał
parasola. Jego oczy zdawały się krzyczeć.
-Nie zostawiaj mnie, nie odlatuj, jesteś moją nadzieją! Nie puszczę cię!
Co
zrobię bez nadziei?!
Wiatr, najwyraźniej sprzymierzeniec parasola chlusnął niedużemu facetowi
strugą wody w oczy, ale on jeszcze mocniej zacisnął rękę na uchwycie swej
nadziei. Parasol wił się i wykorzystując swą mokrą śliskość próbował
wymknąć
się z uścisku swego właściciela. Właściciela?... Czy można być
właścicielem
nadziei? Kiedy ona tak bardzo chce ulecieć...
- Co zzza pożytek z takiej nadziei? - gwizdnął wiatr. -Puść ją, puśśść!!!
Nieduży facet pozostawał głuchy na wołania wiatru a jego ręka jeszcze
mocniej zacisnęła się na parasolu.
Wiatr najwyraźniej jednak nie chciał dać z wygraną. Parasol chyba mu się
spodobał. Może chciał mieć takiego towarzysza harców, może był w tym
jakiś
podtekst erotyczny, a może po prostu chciał zrobić na złość niedużemu
facetowi. Dmuchnął mocniej i wielki parasol uniósł się tak, jak o tym
marzył, jak ptak, czarny i błyszczący od deszczu.
- Kocham cię! Nie puszczę cię!- wrzasnął nieduży facet głosem godnym
całkiem
dużego faceta.
Wiatr dął dalej i oboje - nieduży facet wraz ze swą nadzieją (a może
odwrotnie) unosili się w przestworzach. Wkrótce jednak wiatr zauważył
stertę
kolorowych śmieci, które wydały mu się ciekawszymi kompanami a i zmęczył
się
trochę dźwiganiem niedużego wprawdzie, ale przecież faceta. Odleciał w
stronę wirujących już z radości barwnych papierów, a nieduży facet ze
swoją
nadzieją, która wcale nią nie chciała już być, wracali na ziemię. Nie
było
to już tak przyjemne, jak wzlot i parasol ze zgrozą wyobrażał sobie swoje
połamane pręty. Wylądowali. Nieduży facet leżał bez ruchu a uścisk jego
dłoni rozluźnił się.
- Teraz! - pomyślała nadzieja Wietrze, teraz mnie zabierz, on już mnie
nie
trzyma! Ale wiatru nie interesowała już nadzieja - czarna i obwisła, ze
sterczącymi drutami. Niedużego faceta też.
|