Kiedyś założyłem ten temat, żeby złożyć osobisty hołd ludziom dookoła. Mój pierwszy post to było swoiste uklęknięcie przed każdym z Was, żeby pokazać Wam, że świat jest piękny, zwrócić Waszą uwagę na to.
Fakt, że zostałem skrytykowany mnie jakoś nie zdziwił. Zawsze uważałem, że są ludzie, którzy sądzą, że nadmierne szczęście jest szkodliwe, a ludzie powinni być smutnymi robotami w codziennym kieracie. Cóż, takim ludziom dedykuję tego posta jako swoisty "gest Kozakiewicza". Jednym słowem: pocałujcie mnie w nos.
Kolejny post też będzie peanem na cześć otaczającego nas świata. I nie będzie miał związku z wyborami, bo świat jest jednak piękny, niezależnie jaka opcja nami rządzi.
Jadę właśnie z Wrocławia do Kielc. W przedziale cieplutko (brrr... to słowo kojarzy mi się z niejakim "cieplutkim") a za oknem złota polska jesień. Serio. Z prawej strony świeci słoneczko i mimo, że delikatnie osłabia mi widoczność tego, co na ekranie, to jednak nie zaciągnę zasłon. Za to patrząc w lewo mam piękny przegląd naszej jesieni. Jechałem już chyba przez wszystkie lasy - iglaste, liściaste i mieszane. Teraz akurat za oknami mam pola z rosnącymi kępami drzew. Brzozy, buki, dęby.... raz na jakiś czas powykręcana, samotna sosna, wyglądająca nieco jak samotny azyl suchego igliwia... bo wiecie, że z tym mi się kojarzą takie samotne sosny? Z suchym igliwiem leżącym na piaszczystej ziemii pod ich gałęziami... igliwiem, na którym można się położyć i pomyśleć.
Wszystkie te kępy drzew pokazują barwy polskiej jesieni. Nie będę tłumaczył jakie to barwy, bo:
a) jestem półdaltonistą i nie chcę się zbłaźnić

,
b) każdy i tak to wie.
W oddali migną czasem zbłąkane sarny (widziałem już 3 razy), czasem śmignie szaraczek. Szybka bestia, jakby nie patrzeć.
Jest naprawdę pięknie. I to nieprawda, że jesień przygnębia. Jeszcze nie taka jesień. Jeszcze teraz zaorane pola nie wuglądają strasznie, a chwasty obrastające nasyp kolejowy nie są do końca uschnięte i nie przypominają obrazu po katastrofie ekoklogicznej. To jest jeszcze taka jesień, która pozwala dostrzec życie przygotowujące się do zimi. Ale przygotowujące się w piękny sposób... wręcz ujmujący.
Jest już chłodno... na podkładach nieużywanych torów widać biały nalot, niektóre drzewa są już pozbawione liści... ale to dopiero koniec października. Jeszcze nie czas na kompletną zimę i totalne zamrożenie. Jeszcze widać ludzi na rowerkach zmigających za codziennymi sprawami. Nie są przesanie smutni. Są raczej pozytywni.
W pociągu też nie jest źle. W przedziale obok jakieś starsze małżeństwo jedzie z angielką, która nie bardzo kojarzy polski. Dwie kobiety wsadziły ją do pociągu i poprosiły konduktora o pomoc. Był bardzo chętny, ale raczej zataił fakt swojej znajomości, a raczej nieznajomości angielskiego. Ale tutaj to nie ważne, liczą się chęci. W końcu wiele można wytłumaczyć gestami... szczególnie jeśli się przy tym uśmiecha. A uśmiechali się oboje.
I tak najlepsze jest to starsze małżeństwo. Oboje starają się stworzyć jakiś klimat, nie znają angielskiego, ale zagadują dziewczynę, która... odpowiada im po angielsku. Albo nieco rozumie mówiony polski, albo też komunikują się na jakimś ponadwerbalnym poziomie. Cóż, nie ważne środki, ważny efekt. A ten jest tutaj nader pozytywny.
Zauważyliście pewnie, że wróciłem do mojego konika w tym temacie? Do uśmiechu. Ano tak. Bo ciągle uważam, że jest on podstawą kontaktów międzyludzkich. Im więcej jeżdżę po Polsce i po świecie tym bardziej się tym przekonaniu utwierdzam.
A w ogóle to wiecie co? Ostatnio we Wrocławiu napotkaliśmy studentów z akcją "free hugs". Hehehe... było nas osiem osób, ich czwórka... ale było smiechu. Akcja i zdarzenie pozytywne jak poranna kawa
Teraz dookołą mnie olchy. Przejechaliśmy mostkiem nadd jakąś rzeczką, teren nieco podmokły, więc i olchy się znalazły. One akurat są ciemne. Ale w lasku teraz znów plejada kolorów - od jasnej żółci, przez zieleń i czerwień po brąz. Fajnie tak. Pewnie już trochę za zimno na grzyby... a szkoda, bo pochodziłbym po lesie.
Obok mnie w lesie jakiś stary matecznik... Strasznie stare drzewa, całe runo pokryte już podeschniętymi paprociami... pełno krzaków. Ciekawe czy takie miejsca kiedyś nazywali "uroczyskami"? Fakt, że oglądam je okna pociągu nic nie zmienia, wszak kiedyś tutaj torów nie było.
O, znów sarny
Chyba powoli skończę ten wywód, bo nie będę Wam opisywał całej podróży... a i bateria też już się kończy.
Jednak wszystkim tym, dla których życie ma pozytywny akcepnt i potrafią czerpać z niego radość dedykuję piękny bukiet jesiennych liści... i ...
i kasztanowego ludzika, z nóżkami, rączkami i szyją z zapałek... dokładnie takiego, jak kiedyś robiliście w przedszkolu. Niech przypomni Wam te czasy i radość, jaką wtedy odczuwaliście.
Pozdrawiam,
Crosis