Bym się jeszcze przyłączył do tej dyskusji, choć to pewnie po ptokach
Semen_Korczaszko napisał(a):
Dlaczego wiec po smierci czlowieka Bog przestaje byc milosierny?
Problem ten można rozwiązać zastanawiając się nad odpowiedziami na następujące pytania:
- Co jest cierpieniem potępionego?
- Co potępiony rozumie pod określeniem skrócenie swoich cierpień?
- Czy pragnie tego, co jest tym skróceniem?
- Czy Bóg może zaspokoić to pragnienie?
Cierpieniem potępionego bywa to, że nie może on wiecznie zaspokajać swojej nienawiści wobec konkretnej osoby. Czyli, np. pragnienia wszystkiego złego dla dwojga ludzi, którzy się kochają i tą swoją miłością pragną obdarzać cały świat, w tym również jego... I im bardziej ci ludzie są dla niego dobrzy, tym bardziej ich nienawidzi. Jakie więc widzi zakończenie swych cierpień? Otóż, aby stali się jego marionetkami, aby zaczęli zadawać sami sobie cierpienie, aby się wzajemnie upokarzali i nienawidzili i - najlepiej - aby czcili tego potępieńca jako bóstwo, aby się mu podlizywali i poświęcali samych siebie dla kultu jego osoby.
Możesz sobie chyba wyobrazić, jak bardzo ów potępieniec tego pragnie. Czy zgodzisz się, aby Bóg spełnił jego życzenie i aby to się stało? Aby mógł wiecznie sycić się lękiem, przerażeniem, udręczeniem i obłędnym kultem tamtych dwojga ludzi?
Uważasz, że Bóg okazałby się miłosierny, gdybym tak się stało?
Czego więc pragną potępieńcy? Chcą zdominować, pożreć, nakarmić swoją pychę tymi ludźmi, którzy są w niebie i Bogiem samym na dokładkę. I póki to się nie stanie cierpią męki piekielne. Ale te męki są ich zasługą. To oni je sobie robią. A im jeszcze do tego robią takie męki szatani, którzy też się żywią - ich męczarnią z kolei. Ci zaś szatani też nienawidzą Boga, nienawidzą samych siebie, nienawidzą potępieńców, nie potrafią przestać nienawidzić i dlatego właśnie trwa ich piekło.
I tu się nam często wydaje, że jest niemożliwe odczuwać radość (stąd twoja bajka o starcu, smarkaczach i wilkach) z tego, że się jest zbawionym, potępieńcy zaś są w piekle. Otóż jest to wynikiem pięknoduchowatej naiwności. Są na naszym świecie ludzie, których umysłowość napełnia nas lękiem. Taki choćby herr Josef Fritzl, więżący przez wiele lat swoją córkę i wnuki z podziemnych pomieszczeniach. Albo wielokrotni mordercy. Czy dyktatorzy, pławiący się w krwi podbitych narodów. Lub wprost - jak Bokassa - jedzący swoich wrogów. Ale potępieńcy są o wiele gorsi. Naprawdę. Tam nie ma niewinnych. Tam nie ma pomyłek. To oni sami wybrali swoje
locum. Nie chcieli szukać swej radości w uczestnictwie w dobrym. Przeciwnie, chcieli (i chcą nadal) znaleźć radość w dawaniu wszystkim zła. Niewyobrażalnie gorszego od wszystkiego, z czym możemy się na świecie spotkać.
Ale - nie zdołają się zaspokoić. Ponieważ zaspokoić może tylko dobro. Nawet, jeżeli jest gwałcone, niszczone, plugawione - to wciąż jest to dobro i jako takie może zaspokoić głód potępieńców. Co innego - nie.
Dlaczego? Bo zło to pustka. Nicość. A pustka nigdy nikogo nie nasyciła.
Jednak istnieje przepaść pomiędzy niebem a piekłem. Jasne, że fajnie by było takiemu piekłoszczykowi (jak ich nazywa nieoceniony JKM) mieć przynajmniej tą pewność, że zepsuje humor zbawionym...
Nic z tego. W obliczu nieskończoności Boga, wszystkie nasze cierpienia znikną, zostaną uzdrowione. Bo - szczerze mówiąc - jest coś chorobliwego we współczuciu kierowanym do takiego potępieńca. Wszyscy nasi bliscy będą z nami zbawieni. Ci zaś, którzy są w piekle, już nimi nie są. Empatia polega na postawieniu samego siebie w sytuacji innego cierpiącego człowieka. Tyle, że potępieniec jest tak różny w swoich pragnieniach, krzywdach, zachciankach itd. od zbawionych, że wszelka empatia jest niemożliwa. Zbawieni to wiedzą. Mają świadomość, bo świadomość ich płynie z wszystkowiedzącego Ducha.
Ale i potępieni to wiedzą. Zrozumieli to razem z potępieniem. To mianowicie, że nie mają i nie będą nigdy mieli jakiegokolwiek udziału ze zbawionymi. Prawdę mówiąc potępieni uważają zbawienie za wyrafinowane oszustwo. Za wielkie i niekończone draństwo. Za koszmarną niesprawiedliwość, którą oni - gdyby tylko dano im tę szansę - wyrównaliby. Oczywiście na swój obłąkany sposób.
Zaryzykowałby twierdzenie, że gdyby potępiony mógł choć przez chwilę zrozumieć smak nieba, choćby przez chwilę móc delektować się zbawieniem, to by przestał być potępionym.
Tyle, że to już dla niego niemożliwe. Z jego własnej woli.
(na podstawie wątku
Potępienie śmiercią duszy)
Semen_Korczaszko napisał(a):
Staram sie byc dobrym czlowiekiem. Nie krzywdze ludzi. Jesli krzywdze, jest mi z tego powodu przykro i probuje im to wynagrodzic. Boli mnie zlo na swiecie. Nie wierze w bogow. Czy zasluguje na wieczne meki, tortury i potepienie?
Nie. Nie zasługujesz. Z bardzo prostej przyczyny. Wiara, chrześcijańska, jest łaską. Bez żadnej zasługi z naszej strony. Nie wierzysz w Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego, aniołów, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny? A taka jest właśnie nasza wiara. Wiara. Ta właśnie, która jest łaską. I jeżeli ktoś byłby tu winny, to nie ty, tylko my. Bo naszym obowiązkiem, wynikającym z Ewangelii (por.
Mt 28,19), jest to, aby ci w jak najlepszy i najbardziej przyswajalny sposób (por.
1Kor 9,19-23) przekazać wszystkie przesłanki, które mogłyby cię naprowadzić na wiarę.
Mam nadzieję, że to na razie wystarczy.