Przeprowadziłeś dowód czegoś innego, w rodzaju paradoksu kamienia, ale jak EOT to nie piszę więcej.

Proszę przenieść spory personalne do wątku wzajemnych uwag. Każdy następny post tego typu w tym temacie będzie wycięty, a kolejne poskutkują ostrzeżeniem.

Niedostatecznie.
Lawirowanie wsród znaczeń potocznych i poktętne wyciąganie z nich wniosków, nie równa się dowodóm na istnienie wypowiedzi KK, że grzech pokoloniowy to grzech pierworodny. Jak już napisałem w odpowiednim wątku, sformułowanie "grzech pokoleniowy" w KKK wcale nie występuje, więc Stubr plecie jedynie o swoich projekcjach i tyle. Oczywiście Stubr do tej informacji o braku sformułowania "grzech pokoleniowy" w KKK się nie odniósł, tylko udaje gapę, że nie dostrzegł odpowiedzi, żeby w innym wątku móc trollować po raz drugi. A jak tu mu się wykaże kolejne łgarstwo, to znowu uda gapę i nie odpowie i zacznie trzeci trolling w kolejnym wątku, itd...

Oj niegrzeczny Stubr. Nie dość, że Stubr łże i udaje gapę, to jeszcze jest chamem. No i Stubr nie grzeszy inteligencją jak widać. Bo do jakiego wątku Stubr chwata odsyła? Do wątku gdzie chwat wykazuje Stubrowi, że Stubr łże jak pies? Czyżby Stubr chciał, żeby chwat częściej miał okazję przebywania w wątku i posługiwania się dowodami pokazującymi łgarstwa Stubra? Przecież to na korzyść łgarza Stubra nie będzie działało...

Co Stubr cytuje? Słowo "nie przeczy" wyrwane w kontekstu? To kolejna bezczelność. Niech Stubr zacytuje pytanie wraz odpowiedzią, to będzie to dowód.

Proszę o wskazanie.
Wszystko się Stubrowi pomerdało. Jak Stubr plecie, że KK coś twierdzi, a KK tego nie twierdzi, to nie są to falszywe insynuacje o łgarstwach Stubra, ale dowody na łgarstwo Stubra.

Nie było takiej konfrontacji.

To znaczy: była, ale akurat Duchy japońskie nie miały z nią nic wspólnego. Duchy japońskie pasują do kształtu mojej duszy, wyrażają ją. Sam zresztą chciałbym znaleźć jakieś normatywne ustalenia szinto, ale zdaje się, że niczego takiego po prostu nie ma i dlatego Japończycy synkretyzują, formując się Buddą i Konfucjuszem. Przy czym ja akurat Buddę i Konfucjusza po pobieżnym zwiadzie odrzucam – może jeszcze zmienię zdanie, prędzej w stosunku do Buddy.

Natomiast sama konfrontacja wynikła z faktu, że pewnego pięknego dnia obudziłem się z ręką w nocniku, że uformowawszy się katolicko przestałem nadawać się do życia wśród katolików, którzy są per saldo niesłychanymi hipokrytami, nauki Jezusa czniają zdrowo i uważają jeszcze, że ksiądz im Zbawienie załatwi, że taka jest racja bytu księdza w społeczeństwie. Rejterada za klauzurę była właśnie rejteradą. Uchwyciłem się więc myśli wyrażonej wprost gdzieś w popkulturze, że życie nie jest cierpiętniczą służbą posłuszną Bogu, tylko grą i zabawą witalnej Bogini, i to mnie ostatecznie wyrzuciło do dyskordiaństwa. Ale dyskordiaństwo to jest z kolei swobodna zabawa normami, a takie coś rozłożyłoby cywilizację na miejscu, więc z kolei przyszło mi odrzucić dyskordiaństwo. Nie wiem tylko, w imię czego mam to zrobić, bo cywilizacja, czyli de facto naukowcy z technikami, własnego dżedajowego analogu bushido jeszcze się nie dopracowała. Oni są tylko ciekawi i obowiązkowi, i poddają się ścisłemu rygorowi myślenia podczas pracy.

Krótko mówiąc, konfrontacja trwa i daleko do jej finału, który niewykluczone, że będzie musiał być twórczy, nie odtwórczy.


No ale tutaj rozmawiamy o normach właśnie. Norma wynika z czegoś więcej niż kultura i wychowanie? Chyba wtedy, kiedy świat (w sensie miejsc, do których sięgam myślą, bo tam żyją moi tutejsi) przechodzi tak gwałtowne przemiany, że stare kodeksy dezaktualizują się i potrzebne są twórcze rozwiązania problemu jak żyć.

A ja myslalem ze neandertalczycy wygineli.

A zeby bylo na temat to nie watpie, ze doczekamy sie czasow gdy beda mozliwe podroze w czasie.
Jak sie zapatrujecie na wybory czlowieka w ukladzie preszlosc - przyszlosc. Chyba to to samo co wszechwiedza Boga.

Bo zmienia się środowisko, a kultury stykają się i zderzają, na skutek czego stare idee jednej kultury stają się, po przefiltrowaniu przez optykę drugiej, zaczątkami nowych jakości.

Nigdy to nie będzie możliwe.

Po pierwsze nigdy nie mow nigdy
Po drugie wiele zjawisk pozornie niemozliwych okazywalo sie mozliwymi
Wreszcie tytulowy problem mozna rozpatrywac teoretycznie bez uciekania sie do pojecia Boga. Bedac w czase przyszlym odnotujesz zjawisko A ale wracajac do swojego czasu podejmiesz decyzje o zajsciu A z wolna wola.

Gdyby za 100 mln lat udało się zbudować wehikuł czasu, to przybysze by nas odwiedzili.
Że tak nie jest, udowodnił Stephen Hawking organizując imprezę dla przybyszów z przyszłości i o terminie informując już po

Problem polega na tym, że nie da się podróżować do miejsc, które nie istnieją.

W jakim sensie nie istnieją?

W takim, że ich nie ma.

Gdzie ich nie ma?

Zaraz, zaraz , odmawia się Bogu mocy zajrzenia w przyszłość, podczas gdy snuje się fantazje ze ludzie będą mogli zmienić przeszłość(!)

Jakby istniała przyszłość i możliwość podróży w czasie przez człowieka, to już dawno uratowaliby Chrystusa To byłoby ważniejsze niż jakaś tam nudna impreza u Hawkinga.