Dlaczego (nie) wierzycie w Boga?
Autor |
Wiadomość |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
Wierzę, ponieważ doświadczyłem Boga, jego działania i planu wobec mnie. Wierzę, bo On mnie wybrał, a ja odpowiedziałem "tak". I dalej mnie prowadzi, a ja coraz więcej rozumiem, coraz więcej widzę, coraz bardziej intymną, pełną zaangażowania i fascynacji relację miłości mam z Bogiem. Gdy czytam Pismo Święte, zauważam, że Słowo Boże jest głębsze niż cokolwiek co widziałem, że jeden akapit z Biblii niesie ze sobą więcej mądrości i przesłania dla mnie niż niekiedy całe inne księgi. Bóg mnie zaprowadził do wiary w Niego - Jezusa Chrystusa i Jego Kościół, przez najpierw niby przypadek, a później przez pragnienie, które jest we mnie, przez sumienie i rozum, przez znaki i drogę, jakie dla mnie przygotował, przez dobro, czystość i odrzucenie grzechu. I najwspanialsze jest to, że ciągle daje mi się poznawać, prowadzi mnie do zbawienia
A skąd mieć pewność, że się ma rację? W zasadzie już odpowiedziałem. Dodałbym dwie rzeczy - to nie ja mam rację, tylko Bóg, który mnie prowadzi. Jeżeli ktoś chce znaleźć prawdziwego Boga i prawdziwie w Niego wierzyć i wiedzieć, że (Bóg) ma rację, to wierzę, że musi:
1) odrzucić grzech, zło, pychę, egoizm...
2) żyć w czystości - nie tylko cielesnej, ale przede wszystkim czystości sumienia, będącej absolutną klarownością
3) stanąć w niezaprzeczalnej szczerości z Bogiem, być w pełni szczerym ze sobą. Ale nie w znaczeniu: "wybrać co Ci się wydaje ok" - nie w znaczeniu polegać na sobie, ale wybrać w całej swojej szczerości to co Bóg Ci mówi, to co On chce, polegać na Nim bardziej niż na sobie.
Polecam jako pomoc dwie modlitwy:
"Otwórz mi oczy na wszelkie moje zakłamanie, przeniknij mój ludzki spryt, zdemaskuj ukryty fałsz i uczyń mnie Twoim uczniem. Do końca Twoim"
(modlitwa z książki "Po co bierzmowanie?" - ks. Piotr Pawlukiewicz - polecam)
"Panie, pójdę gdziekolwiek mnie poślesz; zrobię, cokolwiek mi polecisz; powiem, cokolwiek zechcesz, i oddam wszystko to, co uważasz, że powinienem oddać"
(modlitwa z książki "W domu najlepiej" - Scott i Kimberly Hahn - bardzo gorąco polecam - rewelacyjna książka)
4) Mieć z Nim więź - poprzez modlitwę, prosząc o Jego wolę, o prawdę, o szczerość i miłość.
5) Wybrać wolą Boga i dać się prowadzić przez Niego (nie przez siebie, swoje emocje, wątpliwości, niewiedzę itd.).
Wierzę całym sobą, że Bogiem jest Jezus-Bóg, Ojciec-Bóg, Duch Święty-Bóg - w Trójcy Przenajświętszej i jestem w Kościele założonym przez samego Boga.
_________________ Piotr Milewski
|
So maja 16, 2009 12:15 |
|
|
|
 |
dobry_dziekan
Dołączył(a): Pt lis 03, 2006 17:17 Posty: 1479
|
Nie wiem czy mogę powiedzieć, że byłem kiedyś wierzący. Jako dziecko akceptowałem wszystko co powiedzą mi rodzice, a to nie to samo.
Hm... raczej ateistą stawałem się prosto z dziecka, w małych krokach gdy odkrywałem jaki jest świat, już bez pomocy rodziny.
Cóż. Nie wierzę Kościołowi i tyle.
_________________ "Mówią, że niepełna wiedza jest rzeczą niebezpieczną, ale jednak nie tak złą, jak całkowita ignorancja." T. Pratchett
|
So maja 16, 2009 16:04 |
|
 |
greg(R)
Dołączył(a): Pn gru 29, 2008 1:36 Posty: 845
|
Nie wierze poniewaz nigdy nie doswiadczylem Boga, jego obecnosci ani tez rzekomego dzialania czy milosci.
Obrzedy religijne jawia mi sie jako cos szalenie naiwnego, infantylnego i smiesznego.
Caloksztalt zachodzacych zjawisk czy procesow mozna wyjasnic znacznie prosciej gdy nie trzeba sie odwolywac do rzekomej transcendencji.
_________________ Radio Italia, solo musica italiana
|
So maja 16, 2009 20:48 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Ja wierzę poniewaz Go szukalem i znalazlem, pytalem Go i mi odpowiedzial, szukalem sensu i znalazlem, uznalem Jego wyższość nade mna i widze jak mnie prowadzi
Mialem kiedys sporo wątpliwości ale szukalem odpowiedzi, chciałem poznać sens i modliłem się o mądrość i zrozumienie i znalazlem wiele odpowiedzi w Biblii.
|
So maja 16, 2009 21:52 |
|
 |
danbog
Dołączył(a): N lis 20, 2005 21:06 Posty: 2184
|
Nie wierzę w boga z powodów racjonalnych [ jak mniemam ] .
Intuicje były na początku [ że ktoś mnie tu " w trąbe robi " ] - teraz jest wiedza .
_________________ -p => [ p => q ]
|
So maja 16, 2009 22:44 |
|
|
|
 |
Nincia
Dołączył(a): Pn maja 18, 2009 14:53 Posty: 6
|
Pochodzę z katolickiej rodziny i nigdy nie spotkałam się z jawną krytyką Boga. Zawsze utwierdzano mnie w przekonaniu, że On istnieje, że należy się modlić itp itd. Było tak: wierzyłam i wierzyłam naprawdę szczerze. Sama nie wiem kiedy przestałam. Żadne wydarzenie nie było tego powodem i nie był to też żaden przejaw nastoletniego buntu. Po prostu: stało się. Ten stan trwa już od kilku lat. Jeszcze rok temu byłam w kościele, żeby znaleźć Boga. Naprawdę byłam przepełniona chęcią, nawet popłakałam się na mszy, ale nie potrafiłam Go znaleźć.
Obecnie uważam się za ateistkę. Nie modlę się, nie chodzę do kościoła, bo nie czuję takiej potrzeby, ale kiedy trzeba było zasuwać do bierzmowania, zrobiłam to bez wahania, bo liczę się z możliwością, że w końcu nadejdzie moment, w którym uwierzę.
Jestem nastawiona anty w stosunku do kościoła, zasad w nim panujących, ale nigdy nie krytykowałam osób wierzących i nie mam zamiaru tego robić. Każdy jest inny i każdy posiada swoje indywidualne przekonania.
Moje są takie, że Boga nie ma i nigdy nie było, a człowiek wymyślił Go sobie, żeby żyć złudzeniem, że Ktoś lub Coś nad nim czuwa, ale gdyby wziąć pod uwagę to, co wynikło z takiej wiary, na myśl nasuną nam się same konflikty, wojny i wyprawy krzyżowe, a wszystko na tle religijnym. A co z rasizmem, nazizmem i pogromem Żydów, a przede wszystkim z wojnami światowymi? Co to miało być? Kara za grzechy? I właśnie taką paskudną karę miały ponosić niczemu winne dzieci, które cierpiały z głodu, rozpaczy, tęsknoty, umierały tak jak umierali ich rodzice i bliscy?
A co z dziećmi, które umierają natychmiast lub niedługo po urodzeniu albo też zapadają na straszliwe choroby?
Znam przykład dziewczynki, która w wieku dziewięciu miesięcy zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Przez trzy miesiące była w stanie śpiączki, a kiedy się z niej wybudziła, żyła jak roślinka. Nie była w stanie samodzielnie nic zrobić. Jej mama karmiła ją papkami, kleikami. Dziewczynka nawet nie mówiła. Nie poruszała się, za wyjątkiem niewielkich ruchów rąk i nóg. Nie mówiła. Żyła tak przez dwanaście lat. Umarła godzinę po tym jak lekarze oznajmili, że nic jej nie dolega.
Czy to ma być dowód na to, że Bóg istnieje?!
Aż trafiał mnie szlag, kiedy ludzie kiwali ze smutkiem głową i oznajmiali: "Widocznie Bóg tak chciał"!!!
A ksiądz na pogrzebie? Snuł opowieści jaki to "Bóg" jest łaskawy i nakazywał modlić się o oczyszczenie z grzechów duszy tej dziewczynki. Jakie ona mogła mieć grzechy??? No jakie???
No i gdzie ten "Bóg", który osiem miesięcy przed jej chorobą stał się jej Ojcem i przyjął ją do grona swoich dzieci???
Uciekł???
Nie.
Nigdy nie istniał.
|
Pn maja 18, 2009 19:17 |
|
 |
Fidelis
Dołączył(a): Pn maja 18, 2009 17:57 Posty: 29
|
Witam, mój pierwszy post na forum.
Dlaczego uważa się (przez ludzi jak np. Nincia), że ludzkie cierpienie jest "dowodem" na nieistnienie Boga? Przecież to niczemu nie przeczy.
Bóg, wedle katolicyzmu, jest Panem życia i śmierci, więc, jako istota doskonała, może sobie robić co jej się podoba i nam nic do tego. A co jeżeli po drugiej stronie, osoba, która sporo cierpiała na ziemi, ma życie wieczne, które jest stokroć razy przyjemniejsze niż obecne? Lepiej się przecież przemęczyć kilka lat i żyć potem wiecznie, mając wszystkiego pod dostatkiem, niż mieć łatwiejsze życie doczesne i gorsze "wieczne". Wszak Pismo Święte mówi nam, że nie każdy otrzyma takie samo życie w niebie i taką samą przyjemność obcowania z Bogiem.
Przynajmniej ja to tak postrzegam.
Nincia - pytasz co z wojnami światowymi? Wedle objawień fatimskich (zatwierdzonych przez Kościół) była to kara dla ludzkości za grzechy. Jak to wszystko zrozumieć i tłumaczyć - nie mam pojęcia. Ja ufam po prostu Bogu. Cierpienie, czy tego chcemy, czy nie, jest częścią naszego życia.
Z tego co piszesz, wynika, że jesteś bardziej osobą poszukującą niż ateistką. Mam wrażenie, że w głębi serca nie jesteś "pewna", że Boga nie ma, tylko tak twierdząc, wylewasz swoją złość na niego za cierpienie na świecie. Też przez to przechodziłem i pewnie będę nie raz jeszcze przechodził. Jednak do wiary zawsze powracam.
Pozdrawiam i życzę Ci, abyś Boga kiedyś odnalazła  .
|
Pn maja 18, 2009 20:23 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Fidelis napisał(a): Dlaczego uważa się (przez ludzi jak np. Nincia), że ludzkie cierpienie jest "dowodem" na nieistnienie Boga? Przecież to niczemu nie przeczy.
Nie jest dowodem na nieistnienie, ale dość kłopotliwym argumentem przeciwko Wszechmogącemu i Dobremu Bogu, a nieźle komponuje się z teorią ślepej ewolucji.
|
Wt maja 19, 2009 8:41 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Już kiedyś pisałem - dla kogoś, kto dopuszcza istnienie Boga i szczęścia wiecznego po Jego prawicy, cierpienie trudno uznać za dobry argument. Kiedy śmierć i cierpienie niewinnego dziecka jest prawdziwą tragedią ? Wtedy, kiedy Boga nie ma ! Wtedy bowiem cierpienie to rzeczywiście nie ma żadnego sensu, całe życie tych dzieci upłynęło na cierpieniu, i tak się zakończyło. Finito. Natomiast jeżeli potem przygarnął je miłosierny Bóg, i wynagrodził po stokroć krzywdę, jaką wyrządzili im, podpuszczani przez Szatana, ludzie.. aaa, to zupełnie co innego ! Dlatego moim zdaniem " argument z cierpienia " jest całkowitym poplątaniem sprawy. Jeżeli ktoś rzeczywiście przejmuje się cierpieniem, i nie zgadza się na cierpienie, powinien właśnie wierzyć w Boga. Zresztą niektórzy ateiści mawiają, że to właśnie cierpienie " stworzyło " Boga.. najpierw Go stworzyło, a potem Go unicestwia ? Dziwne.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Wt maja 19, 2009 8:56 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Johnny99, może zabrzmi to dość dziwnie, ale w zasadzie zgadzam się z Twoim postem. W szczególności z
Johnny99 napisał(a): Kiedy śmierć i cierpienie niewinnego dziecka jest prawdziwą tragedią ? Wtedy, kiedy Boga nie ma ! Wtedy bowiem cierpienie to rzeczywiście nie ma żadnego sensu, całe życie tych dzieci upłynęło na cierpieniu, i tak się zakończyło. Finito. i Johnny99 napisał(a): Dlatego moim zdaniem " argument z cierpienia " jest całkowitym poplątaniem sprawy. Jeżeli ktoś rzeczywiście przejmuje się cierpieniem, i nie zgadza się na cierpienie, powinien właśnie wierzyć w Boga.
Może zabrzmi to jak jakaś schizofrenia, ale według mnie cierpienie jest argumentem przeciwko istnieniu Wszechmogącego, Dobrego Boga i jednocześnie argumentem za sensownością wiary w Niego.
Przeciwko istnieniu Wszechmogącego i Dobrego Boga, bo niestety muszę przyznać, że w głowie mi się nie mieści, jak Bóg mógłby stworzyć świat tak nędzny jak ten w którym żyjemy. O wiele bardziej przemawia do mnie ślepa, bezrozumna ewolucja jako "stfurca" miejsca, w którym silniejszy pożera słabszego, a miliony dzieci co roku umiera w zupełnie niezawinionych przez nie męczarniach. Spotkałem wiele prób pogodzenia tych faktów z chrześcijańską koncepcją Boga i niestety, żadna do mnie nie przemawia.
|
Wt maja 19, 2009 9:34 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Cytuj: Przeciwko istnieniu Wszechmogącego i Dobrego Boga, bo niestety muszę przyznać, że w głowie mi się nie mieści, jak Bóg mógłby stworzyć świat tak nędzny jak ten w którym żyjemy.
Owszem, wymyślono w historii wiele już teodycei. Ale zapomina się, że z tym problemem zmagali się już Izraelici. I co zrobili ? Napisali, że Bóg wcale nie stworzył świata nędznego. Wręcz przeciwnie - stworzył świat piękny i cudowny, w którym wszystkie stworzenia żyły ze sobą w przyjaźni. Tyle, że wszystko zepsuł fakt, iż " ludzie umiłowali ciemność ". Owszem, wydaje się, że współczesna nauka zaprzecza takiemu postawieniu sprawy. Ale wcale niekoniecznie tak jest. Niektórzy fizycy ( np. P. Davies, skądinąd człowiek bynajmniej niereligijny ) uważają, iż w świetle współczesnej nauki trzeba zacząć brać pod uwagę hipotezę, że wszechświat powstał w pewien sposób " nie bez człowieka " ( tu wchodzą nowe koncepcje czasu, rozwinięcia zasad antropicznych itd. ). W tym świetle za jakiś czas prawdopodobnie będziemy mogli w zupełnie inny sposób spojrzeć na biblijny mit o Stworzeniu, a co za tym idzie na problem istnienia w świecie zła.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Wt maja 19, 2009 9:46 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Johnny99 napisał(a): Owszem, wymyślono w historii wiele już teodycei. Ale zapomina się, że z tym problemem zmagali się już Izraelici. I co zrobili ? Napisali, że Bóg wcale nie stworzył świata nędznego. Wręcz przeciwnie - stworzył świat piękny i cudowny, w którym wszystkie stworzenia żyły ze sobą w przyjaźni. Tyle, że wszystko zepsuł fakt, iż " ludzie umiłowali ciemność ".
Moim zdaniem rozwiązanie Izraelitów jest słabsze niż teodycea. Właśnie z uwagi na "sensowność wiary" trzymam się teodycei, ale gdyby problem był mi emocjonalnie obojętny, to pewnie nie zaprzątałbym sobie głowy tą koncepcją.
|
Wt maja 19, 2009 10:41 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
To zależy jaką teodyceę masz na myśli.
Cytuj: Właśnie z uwagi na "sensowność wiary" trzymam się teodycei, ale gdyby problem był mi emocjonalnie obojętny, to pewnie nie zaprzątałbym sobie głowy tą koncepcją.
Gdyby który problem był Ci emocjonalnie obojętny - problem istnienia Boga czy problem cierpienia ? Warto zauważyć, że dla tych, którzy odrzucają istnienie Boga ze względu na cierpienie, problem istnienia Boga wcale nie jest emocjonalnie obojętny, wręcz przeciwnie - wyczuwa się tu całkiem podobne emocje, jak u ludzi wierzących, tyle, że skierowane w przeciwną stronę. " Emocjonalnie obojętni " ateiści często nawet odmawiają takim ludziom prawa do nazywania się ateistami, tłumacząc, że ateista to nie jest ktoś, kto się " obraził " na Boga.
_________________ I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8)
|
Wt maja 19, 2009 12:17 |
|
 |
Karwoch
Dołączył(a): Cz lut 12, 2009 17:36 Posty: 229
|
Ponieważ temat się toczył bardzo miło do całkiem niedawna - tylko wypowiedzi dlaczego, jak sobie tego życzył autor, to dodam tylko bardzo krótko - jeśli ktoś chce odnaleźć bardzo logiczną i sensowną odpowiedź na pytanie skąd cierpienie na ziemi skoro Bóg jest miłością polecam filozofię wschodu, szczególnie buddyzm, tam to jest dużo mniej zagmatwane niż w religiach naszego regionu.
|
Wt maja 19, 2009 12:32 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Johnny99 napisał(a): To zależy jaką teodyceę masz na myśli. Leibnitza. Jest mi o tyle bliska, że sam doszedłem do podobnej koncepcji. Johnny99 napisał(a): Gdyby który problem był Ci emocjonalnie obojętny - problem istnienia Boga czy problem cierpienia ?
Istnienia Boga, bo nawet gdyby kiedyś udało się wykluczyć cierpienie, to pozostaje jeszcze kilka nierozwiązanych problemów. Cierpienie jest tylko jednym z czynników przemawiających za sensownością wiary.
|
Wt maja 19, 2009 12:47 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|