Też zachodzę w głowę

Jak już tam zajdziesz, a jeszcze coś znajdziesz, to nie zapomnij aby wrócić.

Definicje pisane swoje, żywy język swoje. Utarło się określać u nas wyborcę jako suwerena.
Oczywiscie taki z niego suweren, jak z koziej ... trąbka. Ale mimo wszystko słupki się liczą nade wszystko.

Czy również tych, których opluwa kler i popierani przez księży politycy, fałszywie wysuwając wobec oponentów najboleśniejsze zarzuty i zarzucając im m.in. zamordowanie pasażerów prezydenckiego Tu-154, bycie zdrajcami oraz szerzycielami "cywilizacji śmierci"?
Wiem, że to osobny temat, jednak skoro już nawiązałeś i uogólniłeś "generalne bronienie opluwanych"...

Ciekawy postulat, biorąc pod uwagę, jakie poglądy tu głosisz...

Ogólnie, jest absurdem, że w Polsce można skazać np. kogoś, kto znieważył prezydenta USA, Argentyny, Rosji, Białorusi lub innego państwa, albo np. króla jakiegoś kraju. Bo art. 136 KK odnosi się również do tego.
https://bezprawnik.pl/zniewazenie-glowy-obcego-panstwa/

Przytoczyłem tylko clou z dłuższego tekstu.

Skąd to stwierdzenie? Jakieś statystyki, czy szczątkowe dane z czytania dyskusji-pyskusji w internecie?

Kiedyś na innym forum pewien protestant napisał, że o ile o katolicyzmie nie jest w stanie powiedzieć choćby jednego przychylnego słowa, o tyle o katolikach jak najbardziej jest w stanie. I jak najbardziej go rozumiem i popieram - on po prostu umie oddzielić wyznanie od ludzi należących do tego wyznania. Tak jak wielu innych.
Samo to, do jakiej grupy wyznaniowej ktoś należy, nijak nie przesądza o tym, jakim jest człowiekiem, jakie ma cechy charakteru i osobowości, jaką ma mentalność, jaki ma poziom intelektualny itd.
Protestanci krytykują katolicyzm, a katolicy protestantyzm, mimo że jest przecież wiele wspólnych cech między katolicyzmem a protestantyzmem - jedno i drugie zalicza się do chrześcijaństwa. Zatem protestant, krytykując katolicyzm, nie krytykuje wszelkich przejawów wiary katolickiej, a tylko te, które charakteryzują akurat katolicyzm, ale protestantyzmu już nie.

Nie. A przynajmniej: niekoniecznie. Wszystko zależy od kontekstu, formy itd.

Nie udawaj, że to ogół wiernych ustala doktrynę Kościoła, powołuje i odwołuje biskupów, dziekanów i proboszczów i podejmuje decyzje o zmianach doktrynalnych oraz w sprawach np. celibatu i kapłaństwa kobiet. I że wszelkie decyzje podejmuje się przez referenda i plebiscyty, w których biorą udział wszyscy ochrzczeni parafianie, którzy nie dokonali apostazji.
O w/w decyduje nie ogół wiernych, tylko papież i kolegium biskupów, czyli magisterium Kościoła.
W KK jest ścisły podział na nauczających i słuchających. Na decydujących i tych, którzy mają się decyzjom podporządkować. W hierarchii KK laikat jest najniżej.
KK ma hierarchię wzorowaną na feudalnej, bo sam w sobie jest reliktem właśnie czasów feudalnych.
Kościół Katolicki jak najbardziej jest organizacją - co więcej, bardzo ściśle powiązaną z konkretnym państwem, jakim jest Watykan. Ma osobowość prawną.

Mnóstwo słów zmienia z czasem swe znaczenie, ale tak jak piszesz to nie jest.
Chyba machnąłeś się przyjacielu, przyznaj honorowo że "mea culpa".
Jeżeli potwierdzisz swój sąd opinią jakiegoś językoznawcy- przyznam Ci rację.

Nie jest konieczne przyznawanie racji w kwestiach oczywistych i ogólnie znanych. Chyba nie masz kontaktu z mediami w Polsce?
Wpisz w Google "decyzja suwerena".

Oczywiście masz rację, gdyż słowo suweren, niezależnie od tego czy użyte potocznie czy słownikowo ma zawsze to samo znaczenie. Suweren jest niezależnym władcą (choć że być też złotą monetą, ale w tym znaczeniu bardzo rzadko się używa).
Ale weź pod uwagę, że "polska język, trudna język" oraz to, że gdy słowo ma pochodzenie obce, to dla sporej części populacji jest to wiedza nie do pozyskania. Za trudna. I hadko tłumaczyć.

Co z wami jest nie tak?Przypomnę też punkt Konstytucji:

Naród jest podmiotem sprawującym niezależną władzę zwierzchnią, czyli jest suwerenem.
Wyraża się to m.in. przez władzę bezpośrednią, gdzie wiążące wyniki referendum są niepodważalne przez przedstawicieli Narodu, czyli Sejm, Senat czy prezydenta.

W Polsce Naród jest suwerenem i jeśli ktokolwiek sądzi inaczej, jest w głębokim błędzie. Każdy językoznawca to potwierdzi i wynika to z samej definicji.
https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adza_suwerenna

Tak, toczno. A PRL to robotnicy rządzili. W Sojuzie też. I w innych demoludach.
Coś mi pachnie ochlokracją.

A jednak Kalartydzie masz trochę racji, w okresie przedwyborczym jest mamienie ludu i umizgi do ludu. Co jakiś czas lud staje quasi-suwerenem. Za jakąś współczesną odmianą suwerenów, niekoniecznie złotych, ani też materialnych.

Kościół to ogół wiernych, ale nie w potocznym znaczeniu tego słowa, gdy zwyczajowo dzieli się Kościół na hierarchię i wiernych.
Hierarchia Kościoła nie jest wzorowana na feudalnej. Zobacz jak Jezus: miał grono pierwszych uczniów, z których wybrał dwunastu ze szczególna rolą Piotra. Wszyscy otrzymali misję głoszenia Dobrej Nowiny, ale ze szczególna rolą tych wybranych, obdarzonych większym autorytetem i bardziej kompetentnych. Oni rozstrzygali w razie sporów o treść i praktykowanie wiary.

Nierozsądnie spieracie się o znaczenie słów.
A chodzi o to, że również w kwestii tych 55 metrów o słupki sondażowe chodzi? Innymi słowy o zwodzenie suwerena, by go skłonić to takich, a nie innych "suwerennych" decyzji przy urnie?

Starowany suweren nie jest suwerenem, tylko małpiszonem. Niebyt rozgarniętym. Głosującym na opakowanie, a nie zawartość.

Co może zawierać takie 55 metrowe opakowanie, jeśli nie plastik, beton, najlepszym przypadku zastygły żelbeton, z wierzchnią warstwą wygładzoną plastikową packą.

Tak, to opakowanie wygładzone uśmiechem, bon-motami zawiera 100 obietnic na 100 dni, kolejne obietnice, slogany, komunały, puste słowa.
Na tym polega polityka, na produkowaniu pustych opakowań, na mamieniu i wmawianiu ludziom, że choć jest gorzej, to jest lepiej.

Masz rację. ale nawet tysiąc bajeczek wyborczych to coś mniej złego, niż pislamski autorytaryzm i paździochowy obciach.