To, że się godzi, nie oznacza, że pożąda.



Pewnie by się nie oburzali, gdyby terroryści mówili jedynie: "jeśli chcesz odrzucić islam, konsekwencją tego będzie odrzucenie islamu".



Nie można być prawdziwie wolnym bez samopoznania.





Przecież to uzasadniłem.



Mam dziękować za złą intencję? Bardziej by tu pasował przykład dentysty - dentysta chce mnie wyleczyć i z tego powodu zadaje mi ból. Po wszystkim więc jestem mu wdzięczny, pomimo cierpień, jakich od niego doznałem.



Na cierpienie naraża nas nasza własna natura.

Osoby nie są automatami, więc ostateczny efekt zawsze zależy również od ich postawy.
To tym bardziej pytanie: po co Bóg to robi?[/quote]

Skoro się godzi na grzech, toleruje go, to oznacza, że nie jest miłosierny (patrz słowa Wojtyły z zacytowane w otwierającym poście).


Pewnie by się też nie oburzali, gdyby terroryści mówili jedynie: "jeśli chcesz grzeszyć, konsekwencją tego będzie grzeszenie, w żadnym wypadku nie męki i piekło".

W niczym nie zmiania to faktu, że Bóg za owe dobre rzeczy, dobre-bo niezbędne dla uzyskania pełnej wolności bla bla, surowo karze (czyli po Twojemu przygotował bardzo przykro konsewkencja dla tego, kto dokona tej dobrej rzeczy).


Niby dlaczego? Ci, co nie przeszli przez horror obozów itp nie sa wolni? Adam i Ewa nie byli wolni zanim nie zjedli owoca i pojawiły się przykrości? Jaki minimalny poziom samopoznania jest wymagany, aby być wolnym? Nawet Wszechmocny nie potrafi inaczej przekazać tej wiedzy (o ile w ogóle jest ona faktycznie niezbędna)?


Zacytuj.


Dlaczego zaraz za złą intencję? Odwiedź mnie w garażu, a ja tam dostaczę Ci samopoznania w jak najlepszej intencji. To jak?
Tak czy siak rozumiem, że cieszysz się z kolejnych cieprień i wręcz ich wyglądasz, prawda? U dentysty odmawiasz znieczulenia?


... a kto stworzył naszą naturę?

A postawa zależy od natury człowiaka, a ta patrz wyżej, od okoliczności, środowiska, a te stworzył kto?
Sugerujesz, że Bóg nie ma wpływu na zachowanie człowieka?

Acro, rozumiem, że nie podoba Ci się ten świat. Od Ciebie jednak zależy czy będzie Ci się podobał przyszły świat. Skończoną głupotą jest odrzucanie wieczności z tego powodu że doczesność niedobra.

Andy, temat dyskusji jest jakby trochę inny.

Każdy wątek, w którym pytasz, jest taki sam: przypomina kogoś kto twierdzi że nie rozumie np. słowa "istnieć" i pyta o definicję, następnie też tej definicji nie rozumie itd.
Tutaj wytłumaczono Ci że Bóg jest miłosierny.

Możesz wskazać, gdzie wytłumaczono?
Bo, faktycznie, wiele osób wyraziło swoją głeboką wbrew faktom wiarę w to miłosierdzie, ale nie widzę, żeby ktoś sobie z problemem logicznie poradził.

Ty twierdzisz, że Miłosierny byłby gdyby w czasie życia było zero cierpienia? Ale wtedy człowiek byłby niepełny, przez całą wieczność uważałby że mu czegoś brakuje. Zwłaszcza przy cierpieniu Chrystusa.

Czujesz się niepełny, bo nie byłeś w gułagu? Brakuje Ci tego?

Nie zrozumiałeś - gdyby nie miał w życiu żadnego cierpienia to w niebie bym sie czuł niepełny

Dziwaczny pogląd. Poparty czymś w ogóle?

Chciałbyś w życiu nie mieć żadnego, najmniejszego cierpienia?

Owszem. Taki był chyba plan Boga, nie? Uważasz, że był zły?

Uważasz że to co się dzieje to nie jest plan Boga?

Nie możemy do tego dopuscić! Natychmiast przyjeżdzaj do mnie do garażu! Przyjedziesz, prawda?
Ciekawe zresztą, że sugerujesz, że w niebie można być nieszczęśliwym.
A jak nie urodzisz dziecka też będziesz niepełny? Wszystkiego trzeba w życiu doświadczyć?

To Bóg decyduje, kto ma urodzić dziecko, kto ma ile i jak cierpieć