Autor |
Wiadomość |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
Mark Zubek
Rozbieżność naszych wywodów tj. między Tobą, Dominikiem a mną jest tylko pozorna i zależy wyłącznie od interpretacji, do póki będą padać stwierdzenia typu założeń ogólnych, podstawowych i symbolicznych to wszyscy troje będziemy się z tym zgadzać, czyli jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Każdy z nas zapewne czytał Biblię (szczególnie chodzi mi o ewangelie) i każdy z nas może się podpisać obiema rękami pod zawartymi tam prawdami ezoterycznymi a szczególnie pod tymi o których wspomniałeś : „ Ja Ojciec jedno jesteśmy” , „Ja jestem bramą”, Ja jestem droga prawda i życie.
Niewątpliwie są to prawdy fundamentalne
Zauważ tylko że to są prawdy – symbole (alegorie) a symbole z samej zasady dają się interpretować w różnoraki sposób a zależy to wyłącznie od naszych przekonań (wiary) od naszej (szeroko pojętej) wiedzy na dany temat a ostatecznie od tego czy nasz umysł jest dostatecznie otwarty i że nie kierujemy się tylko jedną sugestią (jak to kiedyś mówili komuniści „w imię jedynie słusznych racji)
Nie wiem czy zauważyłeś ale jak większość czytających Biblię wszystkie cytaty (przynajmniej większość z nich) bierzesz w sposób dosłowny czyli tak jak jest to napisane i odnosisz je bezpośrednio do realnego życia.
Prawd – symboli nie da się interpretować wprost ponieważ są to prawdy wielowymiarowe a więc pozawerbalne, to co możesz z nimi zrobić to jedynie odnieść je do aktualnej wiedzy na temat świata, bo aby zrozumieć Boga najpierw trzeba zrozumieć świat – Bóg i świat to Jedno
Póki co świat dopiero poznajemy a wraz z naszym poznaniem zmienia się także obraz Boga i tak być musi bo prawda Boska to nie nasza prawda a „nasze drobi nie są drogami Boskimi”
To tylko takie myśli ogólne które mi się nasunęły czytając nasze posty.
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Śr wrz 06, 2006 11:00 |
|
|
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
Dominiku to dalszy ciąg mojej odpowiedzi którą Ci obiecałem w poprzednim poście
Jeśli chodzi o Boga Biblijnego (o którym wspominasz) – antropomorficznego, mającego wyłącznie cechy typowo ludzkie – przyznasz chyba, że nasze pojęcie o Nim przez te ostatnie 2 lub 3 tyś. lat nieco się zmieniło i przytaczanie go tutaj trąci nieco anachronizmem.
Poddajesz w wątpliwość istnienia Boga albo raczej Czegoś lub Kogoś co było by pra – przyczyną wszystkiego, ponieważ twierdzisz iż nie da się pogodzić Boga dynamicznego - zmiennego z Bogiem niezmiennym - Absolutnym i tu także zachodzi pozorna sprzeczność.
I znowu nie bierzesz pod uwagę że rzeczywistość jest wielowymiarowa, że może być równocześnie statyczna jak i dynamiczna.
Bóg w sensie Absolutnym czyli niezmiennym (bo tego wymagają paradygmaty Boskie) to
Byt w „entym” lub jak wolisz w „zerowym” wymiarze, natomiast świat to już konkretne wymiary czyli matematycznie n - 1
Po prostu utożsamiłeś świat całkowicie z Bogiem (panteizm) .Świat nie jest Bogiem tylko zewnętrznym przejawem Jego istnienia, jego emanacją. Dla przykładu – powiedzmy że Słońce to Bóg czyli cała nieskończona rzeczywistość jaka istnieje lub może istnieć, natomiast promieniowanie to tylko mała cząstka Słońca jego emanacja, jak widzisz nie możesz stwierdzić że promieniowanie to Słońce (Bóg).
Jedno ma wymiar Absolutny, drugi – świat, jedynie względny cząstkowy, czasowy, jedno ma wymiar statyczny drugi dynamiczny czyli jeden nie zaprzecza drugiemu
Często da się słyszeć takie oto lakoniczne przekonanie (szczególnie na wschodzie) skoro świat jest Bogiem to Ja także jestem Nim, jest to słuszne jedynie w wymiarze absolutnym, póki co jesteśmy tylko cząstką Boga która z racji swojej ograniczoności (skończoności) musi podlegać zmianą.
Można to sobie wyobrażać jeszcze w ten sposób; Powiedzmy że Bóg to bezwymiarowy punkt matematyczny, natomiast zakreślone wokół punktu liczne okręgi symbolizują konkretne wymiary świata z czego najbardziej zewnętrzny to nasza płaszczyzna materialna. Chociaż sam punkt jest statyczny to wszystkie kręgi pulsują. Pulsowanie kręgów to nic innego jak cykliczne powstawanie i zanikanie światów
Na wschodzie nazywa się to oddechem Brahmy, przy wydechu świat powstaje (rodzi się) przy wdechu ponownie zostaje wchłonięty przez Boga – Brahmę i tak cyklicznie w nieskończoność jak widzisz masz statyczność jak i zmienność
Sam Bóg jest zawsze statyczny i niezmienny natomiast jego dzieła są tylko cząstkowe a więc podlegające zmianą, przecież nie może istnieć wiele Nieskończoności, to jest nielogiczne.
Nieskończoność może wyłaniać - wygenerować z siebie tylko rzeczy skończone, tak jak matematycznie z jedynki mogą powstać tyko ułamki.
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Śr wrz 06, 2006 13:59 |
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
Obydwie wizje Boga, ta biblijna jak i ta z filozofii buddyjskiej nie za bardzo mnie przekonują, jedna jest zbyt ludzka a druga nie ludzka  , jedna przypomina Boga jako nieco lepszego człowieka a druga całkowicie bezosobowa, brr… 
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Śr wrz 06, 2006 15:32 |
|
|
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Nie będę wypowiadał się w kwestiach, o których wiem mało. Taką jest też ezoteryka.
Również religijność na poziomie świadomości magicznej i mitycznej jest mi obca, a nawet chyba obojętna.
Teologiem nie jestem.
O Bogu nic nie wiem, więc i osobowego (biblijnego) przywołałem tylko przykładowo, teoretycznie.
Być może buddyjska koncepcja pustki jest jakimś tam odpowiednikiem koncepcji "stytycznego" Boga /?/. Ale taki pogląd do mnie nie przemawia, gdyż sunjata jest w swej nieuchwytności nieporównanie doskonalsza.
Nie znam niczego takiego jak Bóg Absolutny.
Wszelkie zjawiska są przekroczone i ogarnięte, więc również takie hipotetyczne, lub niechby i prawdopodobne "byty" też, które nie są i nie mogą być już "zewnetrzne".
|
Śr wrz 06, 2006 21:45 |
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
No cóż… wyobraźnia to sprawa indywidualna w takich sytuacjach Jezus mówił: „…kto ma uszy niechaj słucha…”
W końcu i tak wszystko jest jedynie grą wiedzy i wyobraźni. Na płaszczyźnie fizycznej mamy do dyspozycji jedynie naszą ograniczoną świadomość (póki co jedynie „narządzie” poznania – percepcji), w końcu to co sobie bezpośrednio uświadamiamy to tylko praca mózgu a mózg to tyko materia, maszyna która funkcjonuje (działa) jedynie w trzech wymiarach. A przecież tych wymiarów jest w rzeczywistości nieskończona ilość, no… w każdym razie więcej niż trzy (nawet fizyka to potwierdza). Przecież nie wiemy jakie „jakości” (cechy) przybiera świadomość w piątym, szóstym wymiarze nie mówiąc już o pozostałych, wyższych wymiarach
Nasze zrozumienie świata jedynie w trzech wymiarach przypomina więźnia który od samego urodzenia ma do dyspozycji jedynie mały otwór (ograniczona świadomość) przez który próbuje podejrzeć i zrozumieć cały świat – przyznasz chyba że to nie możliwe.
Oczywiście nie oznacza to, że istota ludzka nie ma dostępu do tych pozostałych wymiarów, oczywiście, że ma, póki co to tylko w stanie medytacji.
Jak wiesz w tym stanie ciało „usypia” – zostaje wyłączone (przypomina to trochę śmierć kliniczną). W tym stanie gdy ciało przestało „hałasować”  zaczynamy „słyszeć i widzieć” świadomością duszy, która funkcjonuje w wyższych wymiarach, jakość świadomości się znacznie poszerza i to co dotychczas było dla nas niepojęte zaczyna być oczywiste.
Problem w tym że gdy ponownie powrócimy do stanu czuwania nie jesteśmy w stanie tego nikomu przekazać (z oczywistych względów), wszelkie wrażenia tam doświadczone są pozawerbalne, no bo jak przelać ocean do butelki?
Wszelkie Pisma, święte lub mniej święte są pełne opisów owych doznań, doświadczeń proroków oraz wszelkiego rodzaju ludzi oświeconych który w bardzo nieudolny i enigmatyczny sposób próbują przelać na papier to czego tak naprawdę zrobić się nie da.
Są to jedynie blade opisy tego co w rzeczywistości doświadczyli.
Reinkarnacja jest między innymi po to, aby te pozostałe wymiary także były dostępne człowiekowi. A więc ewolucja tak naprawdę nigdy się nie kończy. Ciągle zbliżamy się do Boga, ciągle Go poznajemy i ciągle upodabniamy się do Niego, aż kiedyś przyjdzie taki czas, że będziemy z Nim Jedno – nie ma świata nie ma nas jest tylko Bóg, jest to ostateczna ofiara z „ego” jaką musi złożyć istota ludzka aby całkowicie połączyć się z Bogiem. Bóg to ostateczna granica.
The End.
.
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Cz wrz 07, 2006 11:09 |
|
|
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
I tak całkiem na koniec jeszcze…:-D chciałbym Cię nieco pocieszyć.
Ja też nie wiem co znaczy słowo Absolut i pewnie nikt nie wie.
Znasz zapewne taką spekulację myślową; Bóg stworzył świat, a potem ciśnie się na myśl pytanie a kto stworzył Boba?
Aby zamknąć umysłowi drogę do dalszych niepotrzebnych i bezowocnych spekulacji, i nie ciągnięcia tego łańcuszka przyczyn skutków w nieskończoność wypowiada się to czarodziejskie słowo Absolut. Jest to takie słowo wytrych, proteza myślowa aby uśpić czujność umysłu i przekonać go że wie a w rzeczywistości to nie ma bladego pojęcia.
Umysł ludzki dopuszcza do siebie jakąś Nieskończoność ale jej nie rozumie.
Pozdrawiam
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Cz wrz 07, 2006 12:37 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Po tych wzajemnych wyjaśnieniach stanowisk najlepiej jednak powrócić do pierwotnego tematu - prawdziwości lub nie reikarnacji.
Można np. rozaważyć cytat z Jezusa: "Ja jestem droga, prawda i życie".
Czy tutaj mogą być zawarte jakieś interesujące nas tematycznie informacje?
Jezus, zgodnie z legendą, przyszedł na świat w nadzwyczajnych okolicznościach i od urodzenia był wyjątkowy. Mimo, że u Żydów cudowne dzieci rodziły się częściej niż u innych nacji, to jednak Jezus i na tak nieprzeciętnym tle, jeszcze znacznie się wyróżniał.
Ktoś wspominał tu wcześniej młodych geniuszy (np. Mozarta, Chopina, Leonarda da Vinci) i pytał, jak to możliwe by tak wcześnie doszli do swych niepospolitych umiejętności?
Czy nie nabyli swych talentów we wczesniejszych egzystencjach?
Czy więc Jezus wypowiadając wyżej cytowane słowa nie mógł wskazywać na swoje wcześniejsze inkarnacje? Niejednokrotnie sugerował, że poprzedza innych (dawno zmarłych) ludzi i nawet proroków.
Czy można znaczenie słów Jezusa rozszerzyć jeszcze w taki sposób?
|
Cz wrz 07, 2006 15:03 |
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
W tym cytacie który podałeś trudno doszukać się analogii w temacie reinkarnacji, chyba żeby trochę głębiej pogrzebać, może napiszesz coś więcej o swoich spostrzeżeniach a potem wrócimy do tematu
Żydzi co prawda wierzyli w jakiś rodzaj reinkarnacji przynajmniej swoich proroków. W Biblii jest mowa o powtórnym ich przyjściu, nie wiem czy była to sprawa powszechna czy tylko osób wybranych.
Najlepiej byłoby zasięgnąć języka u jakiegoś teologa żydowskiego (rabina)
Życie pośmiertne u Hebrajczyków jest opisywane (w ST) dość mętnie, mowa o Szeolu, jest to miejsce smutne, coś w rodzaju przechowalni dusz albo chrześcijańskiego czyśćca (a Gehenna to hebrajskie Piekło) ale co później się z nimi dzieje to jeden Bóg wie.
Żydzi nie rozpisywali się o swoich zmarłych ponieważ była to sprawa nieczysta
Jezus nigdy nie wspominał wprost o reinkarnacji chyba że nie wszystkie przekazy (z różnych powodów) zachowały się do naszych czasów, mówi się że pierwsi chrześcijanie przynajmniej do czasów ces. Konstantyna i powstania kościoła zcentralizowanego wierzyli w jakiś rodzaj reinkarnacji, ale nie ma na to żadnych pisemnych dowodów.
Myślę, że może to być raczej sprawa wtórna, późniejsza, a mianowicie:
Pierwsi chrześcijanie nie wywodzili się tylko nacji żydowskiej ale byli tam także Grecy Rzymianie a szczególnie żołnierze rzymscy. Sporo ich wałęsało się po chylącym się ku upadkowi Cesarstwie, przynosili ze sobą różnego rodzaju wierzenia, mam tu na myśli szczególnie Mitrianizm pochodzący z Indii. Była to ówcześnie (od II do IV w.n.e.) religia bardzo popularna i konkurencyjna do chrześcijaństwa, niektóre wierzenia a w tym również reinkarnacja mogła przeniknąć do ich wierzeń. Gdyby tak porównać obydwie religie można by się doszukać kilku podobieństw, chociażby chrzest i komunia. Tych podobieństw można także doszukiwać się w dziwnym zbiegu dat narodzin Mitry i Bożego Narodzenia, oraz takich symboli jak mitra - biskupie nakrycie głowy symbolizujące oświecenie (uduchowienie), to samo symbolizuje korona a pierwotnych znaczeń tych symboli należy się doszukiwać właśnie w hinduizmie (aureole wokół bóstw hinduskich)
A wracając do Jezusa jego nauk w pewnym miejscu w ewangeliach jest mowa o tym, iż mistrz nauczał na ogół publicznie ale potem osobno w wąskim gronie swoich zaufanych przyjaciół – uczni, tłumaczył dokładnie o co mu chodzi, a co mówił, o tym przekazy zazwyczaj milczą, czyżby niektórych prawd nie mógł ujawniać ogółowi, a jeśli tak to dla czego? Do plebsu na ogół przemawiał zagadkami i trudno zrozumiałymi dla większości słuchaczy przypowieściami.
Może tamte nauki tak bardzo odbiegały od żydowskiej tradycji, iż mógł je tylko przekazywać najbliższym, bo publiczne ich ujawnienie mogło być szokiem dla wielu ortodoksyjnych i ściśle trzymających się tradycji Żydów. Nawet to co mówił już i tak bardzo irytowało faryzeuszy. A dlaczego o tym wspominam?
Otóż niektóre tradycje podają, iż Jezus w okresie o którym milczą Ewangelie jeździł po świecie z karawanami kupców, trafił także między innymi do Tybetu i tam jakiś czas pod imieniem Isa pobierał nauki w klasztorach buddyjskich (są na ten temat zapiski w klasztornych annałach) jeśli faktycznie tak było, to na pewno wiedział o reinkarnacji i mógł to w tajemnicy przekazywać uczniom.
Jezus nie mógł powiedzieć wszystkiego, bo nie chciał wywrócić do góry nogami całej dotychczasowej doktryny oraz kilku tysięcznej żydowskiej tradycji, a tak by się stało gdyby powiedział wprost o reinkarnacji, wolał zapewnie nie robić rewolucji w żydowskich umysłach i raczej dostosowywać swoje nauki do ogólnie przyjętych wierzeń, często cytował Torę i interpretował ją po swojemu
Ale wracając do cytatu który przytoczyłeś "Ja jestem droga, prawda i życie". Należałoby je zinterpretować razem z innymi wypowiedziami Jezusa ponieważ wszystkie wzajemnie się uzupełniają i tłumaczą ale to może w następnym poście bo dochodzi już godz. 2:00
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Pt wrz 08, 2006 0:59 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Jeszcze inna wersja ukrytych dziejów Jezusa wspomina, że gdy przebywał w Egipcie, być może nawet w bardzo ludnej Aleksandrii (w tłumie najłatwiej sie ukrywać) zetknął się z buddyzmem.
O tym, że król Asioka wysyłał pielgrzymów buddyjskich na wszystkie strony świata i że już kika stuleci przed Jezusem taka grupa dotarła do Rzymu i wzbudziła sporą sensację, gdy niektórzy z delegatów dokonali publicznego samospalenia, jest odnotowane w kronikach.
Nie można wykluczyć, że w tamtym okresie kwitł już handel Rzymu ze Wschodem. Hindusi mogli mieć też swoje faktorie w Aleksandrii, powinni też mieć własne instytucje religijne, świątynie itp. Z nimi to mógł się Jezus tam zetknąć i wcale nie musiał podróżować po nauki do Tybetu.
Filon z Aleksandrii wspomniał m.in. o zakonie terapeutów, których obyczaje o obrzędy nie przypominały innych tego rodzaju związków religijnych. Informacja o nich prawdopodobnie dlatego zachowała się w historii, bo wczesne zakony chrześcijańskie właśnie na terapeutach się wzorowały.
|
Pt wrz 08, 2006 8:36 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Jeszcze kilka zdań do powyższego.
Tenże Filon opisując terapeutów uważał ich za sektę żydowską, podobną do eseńczyków. Sądzi się często, że Jezus, zanim zaczął swą misję był eseńczykiem. Natomiast terapeuci mogli być sektą buddyjską, bo ich obyczaje, cele religijne i praktyki znacznie sie od eseńskich różniły. Filon nazwał ich "terapeutami" i tak zostało. Sądzi się, że odpowiedzialna za to jest greka, jaką sie ów kronikarz posługiwał, która zmieniła, "zgreczyła" (z powodu trudności wymowy) pierwotną nazwę sekty - Theravāda - (pali. theravāda; sanskr. sthaviravāda; dosł. "Droga Starszych"). Jest to do dziś, jak pisałem wyżej, najdłużej istniejąca szkoła buddyjska, należąca do wczesnych szkół buddyjskich.
Sam Jezus często mówił, że "został posłany do narodu żydowskiego". Jeśli w okresie nie objętym Ewangeliami był członkiem tego rodzaju wspólnoty, mógł otrzymać takie zadanie od swego "ojca" duchowego, gdy ten poznał, że jego "syn" jest już w pełni urzeczywistniony i zdolny do przekazywania Drogi.
Buddyzm i chrześcijaństwo są religiami "misyjnymi", a nie wszystkie religie są takie. Z pewnością nie judaizm. Skąd więc u Jezusa w jego nauce pojawia się taka idea?
|
So wrz 09, 2006 17:23 |
|
 |
Mark Zubek
Dołączył(a): So cze 17, 2006 0:36 Posty: 1414
|
buscador i Dominikdano; Byłem zajęty więc nie miałem możliwości
odpisać, teraz nadrabiam.
Wracając do tematu reinkarnacji, jest to pewnego rodzaju uwikłanie
w materię, jak napisałem wcześniej. Człowiek uwiedzoiny projekcją czasu i przestrzeni która nazywamy wiecznością i nieskończonością, dostrzega
swoje pragmatyczne dążenie do celu, nieustanną zmienność, "dynamikę"
w sobie i poza sobą.
Pan Bóg natomiast, zawiera w sobie czas i przestrzeń. Zawiera w sobie wszystko, czyli że NIE ISTNIEJE NIC poza Bogiem.
W przeciwnym razie to "coś" stałoby się bożkiem obcym i równym Bogu.
Wynika z tego że nie istnieje pustka i nicość, a dynamika zmian jest jak
"mgła" przez którą nie widać tego co zakryte, tego co jest stałe,
"statyczne" i z pewnością niebezpieczne,tak jak słońce które ożywia ale
w bliskości spala.
Dla tego człowiek też może powiedzieć że zawiera się w Bogu, co nie znaczy że jest jego częścią albo tym bardziej Nim samym.
Nie będzie też tworzyć "jedności" z Bogiem, z powodu wolności jaką
otrzymał, wolności wyboru. Nie chodzi zresztą aby stać się równym Ojcu,
lecz aby trwać przy Nim w Jego "domu", czyli zawierać się w Bogu.
Jest to dar wynikający z Miłości do każdego "dziecka" indywidualnie.
Miłości określonej szacunkiem Ojca do każdego swego dziecka.
Z tąd posiadamy swą GODNOŚĆ - godność dzieci Bożych, której się wciąż
uczymy i na nowo odkrywamy.
O której często piszę do ludzi nie potrafiących rozpoznać swojego lub
"cudzego" człowieczeństwa.
" Gra wiedzy i wyobrazni" tworzy "wymiary" o których pisze buscador, ale
jest jeszcze intuicja wyrosła z instynktu, są jeszcze emocje wynikłe z analizy doświadczeń, są to cechy konieczne do egzystencji.
Czy te cechy będą nam towarzyszyć w " domu Ojca" ?
Każdy z nas kto mocno się z nimi identyfikuje tak właśnie myśli,
lecz wg. mojego rozumienia nauki Jezusa, tylko jedna cecha powinna zdominować pozostałe.Tą cechą jest MIŁOŚĆ która wynika właśnie
z wiedzy,wyobrazni,intuicji i emocji.
Ta dominacja Miłości powinna być celem naszego życia. Bez niej
nie będziemy w stanie zbliżyć się do Boga który jest
MIŁOŚCIĄ DOSKONAŁĄ, podobnie jak nikt nie zbliży się do słońca
jeśli nie posiada tej samej co słońce, temperatury.
" Przykazanie NOWE daję wam" - tym nowym przymierzem Bóg Zbawia
nas, dając nam poznać samego siebie.
Miłości nie rozpoznamy poprzez reinkarnację, poprzez wcielenia i różnorodne byty.
MIŁOŚĆ JEST TU I TERAZ, a czasu na jej odkrywanie, nie mamy zbyt wiele.
Pozdrawiam.
|
So wrz 09, 2006 17:24 |
|
 |
Mark Zubek
Dołączył(a): So cze 17, 2006 0:36 Posty: 1414
|
Muszę też odnieść się do Waszych ostatnich postów na temat Jezusa.
Szukanie Jezusa w aspekcie historycznym i społecznym też jest błędem
zwłaszcza że ON sam, nauczał o duchowej stronie człowieka,
mając niejako w pogardzie to co jest od i dla świata.
Sam nie miał w sobie odrobiny pychy i egoizmu, ODROBINY która
konieczna jest dla człowieka do przeżycia z dnia na dzień, ale która nie
dotyczy Boga.
Zagłębianie się w gnostyczne kłamstwa jest tylko próbą degradacji
bezwzględnego ideału jakim dla nas jest JEZUS.
Czy o to Wam chodzi ?
"bramy" przez które zaglądacie rozpoczynają drogę ku przepaści,
a tam już tylko śmierć.
|
So wrz 09, 2006 17:59 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Marku
Wydaje mi się, że żle nas oceniasz. Zarówno ja jak i Buscador (tak myślę) z niezwykłą estymą traktujemy Jezusa. Jednak ten panel "Wierzyć, nie wierzyć?" ma lżejszą formułę, niż np. "Duchowość".
Tutaj chyba jest miejsce wyznaczone do takich dociekań, jak ewentualne dzieje Jezusa, które ewangeliści przemilczeli, oraz jakie ewentualne okoliczności mogły zaważyć na Jego życiu. O niektórych ewangelie wspominają, ale znacznie więcej jest przemilczeń.
Wiadomo, że Jezus wraz z rodzicami ucieka do Egiptu. Czy byłby tym kim został, gdyby nigdy nie opuszczał Nazaretu i Galilei? Z pewnościa nie. Podróże kształcą i było to prawdą zawsze, dawniej i teraz.
Można sobie wyobrazić chłopca, który przebiega wąskimi ulicami Aleksandrii, zapełnionymi ludżmi, rozmaitymi zwierzętami i kupieckimi kramami. Szeroko otwartymi oczami przygląda się barwnemu i pulsującemu życiu największej wówcza metropolii Imperium Rzymskiego. Wszędzie gwar i tumult.
Gdzieś na uboczu znajduje ostoję ciszy i spokoju. To dzielnica zamieszkała przez przybyszów z dalekich stron. Czasami można tam spotkać milczących, łagodnie uśmiechających się mnichów, którzy każdego rana, z żebraczymi miseczkami obchodzą miejscowe domostwa, gdzie otrzymują codzienną porcję skromnego posiłku. Są to terapeuci, mnisi i co zupełnie nigdzie niespotykane, również mniszki. Żyją w absolutnym celibacie, co u żydów byłoby niedopuszczalnym wykroczeniem. Zajmują sie uzdrawianiem ludzi i zwierząt. Są w tym niezwykle skuteczni, stąd póżniejsze znaczenie słowa terapia - opieka, uzdrawianie i leczenie.
Czy nie można dostrzec w tym czegoś dobrze nam znanego? Czy Jezus nie postępował w podobny sposób, w okresie już przez ewangelistów opisanym?
|
So wrz 09, 2006 23:13 |
|
 |
Mark Zubek
Dołączył(a): So cze 17, 2006 0:36 Posty: 1414
|
Dominikdano:
Ja Was nie oceniam i nie sądzę, daleki też jestem od kamieniowania.
Niepokalane poczęcie, daje nam do zrozumienia że Jezus nie był
żydowskim dzieckiem które z "szeroko otwartymi oczami"wchłaniało wiedzę na ulicach Aleksandrii.
To że wielu ludzi doznało cudownego nawrócenia przed Jego narodzeniem
okazało się najlepiej w osobie samego Jana Chrzciciela który jest
symbolem doskonałości człowieka ( zrodzonego naturalnie).
Gnoza, która kłamliwie degraduje i oczernia, jest antyprawdą szeroko czerpiącą z historii ludzkiego grzechu.
Każda jej odmiana nie może dotyczyć TEGO który w grzechu się nienarodził.
Kto jednak chce wierzyć w grzech, ma do tego jakiś powód.
Co jest tym powodem?
Sam wiesz najlepiej.
|
N wrz 10, 2006 8:44 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Marku
W tym co napisałeś dostrzec można żarliwą wiarę i wypływające z niej przekonania. I jeśli w takiej sytuacji dobrze się czujesz, jesteś zadowolony, a może wręcz szczęśliwy, to nie ma powodów tego zmieniać.
Natomiast twierdzenia, że
Cytuj: "szukanie Jezusa w aspekcie historycznym i społecznym też jest błędem..." lub "Zagłębianie się w gnostyczne kłamstwa jest tylko próbą degradacji bezwzględnego ideału jakim dla nas jest JEZUS." albo „Gnoza, która kłamliwie degraduje i oczernia, jest antyprawdą szeroko czerpiącą z historii ludzkiego grzechu”. .
są dla mnie cokolwiek fanatyczne.
Jestem wolny od jakichkolwiek ograniczeń, doktryn i dogmatów i bez większych obaw sięgam po tego rodzaju "zakazane owoce".
Ponad wszystko cenię wolność, również tę religijną i duchową.
Każdy ma tę wolność szukania swego własnego zbawienia, na drogach, które są dlań najlepsze.
Są ludzie, którzy Twojej bezkrytycznej wiary nie podzielają i wszystko muszą sami sprwadzić, żeby usunąć wszelkie wątpliwości. Trzeba im na to pozwolić, a wszelkie próby zabraniania im tego, tylko wzbudzą jeszcze głębszą nieufność.
Pozdrawiam
|
N wrz 10, 2006 20:00 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|