Jak pomóc wrócić do Boga?
Autor |
Wiadomość |
george45
Dołączył(a): Śr kwi 18, 2018 8:59 Posty: 2971
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Przeemek napisał(a): unikasz odpowiedzi na moje konkretne pytania o narzędzia poznawcze, jakich używasz do weryfikacji swoich przekonań o "JESTEM"] Z przekupkami przyrównuję wszystkie religie, wychwalające swego Boga, nie wyłączając Twojej. Nie twierdzę, że przekupka nie wierzy w to, że jej towar jest najlepszy, wiele jest o tym przekonanych. Jednak wszystkie, bez wyjątku stają nad nowonarodzonym, by go pozyskać w swoje szpony, z których wyrywają się jedynie nieliczni. Za swą odwagę zerwania z daną religią zostają napiętnowani przez jej wyznawców. Wykorzystują to inne religie, usiłując zwerbować „zagubionych” słowami wypowiedzianymi przez ciebie, które wielokrotnie przytaczałem. Co do zapisów dokonanych w wszystkich księgach wszelkich religii, powtarzam wszystkich zostały zapisane ręką człowieka. Znajdź choć jeden werset zapisany przez któregoś z apostołów. Są to wszystko tłumaczenia kopi z kopi, dokonywane przez skrybów i przezeń poprawiane, uzupełniane według własnego widzi mi się lub widzi mi się tego który ich opłacał. Doświadczenie, jest czymś, czego nie można przekazać. Czy doświadczysz to, co przeżył człowiek torturowany słuchając jego opowieści, doświadczysz stanu zakochania patrząc lub słuchając zakochanego, będziesz wiedział, jak smakuje orgazm czytając jego najwierniejsze opisy? Krytykując moje subiektywne podejście do poznawania Boga, preferujesz dążenie do Niego obiektywnie, współpracując w grupie. Zawsze co dwie głowy to nie jedna. Posłuchać co inni napisali, co „stwierdzili”, przyłączyć się i wspólnie połączonymi siłami poszukiwać Boga. Hmm, może to jest jakiś sposób, ale bazując na zapisie Księgi, na jaką się powołujesz, nie spodobało się to nawet Twojemu Bogu. To wspólne budowanie zakończyło się katastrofą budowlaną jak i wspólnotową. Wspólnota ustaliła ponoć, że mądrej głowie dość w dwie słowie. Jak pisałem, "Jestem, który jestem". Tyle praktycznie mogę powiedzieć odpowiadając na Twe pytanie. Jak również tyle mogę powiedzieć o Bogu. Rozważ poniższe rozważanie. Tylko nicość może być nieskończona; coś musi być skończone. Tylko z nicości jest nieskończona przestrzeń życia, istnienia, możliwa - nie z czegoś. Bóg nie jest kimś: jest nikim lub, co bardziej słuszne, szlachetnością. Bóg nie jest czymś: jest niczym, a nawet bardziej poprawnie, nie ma nic. On jest twórczą pustką. Nigdy ani przez chwilę nie myśl, że nicość jest stanem negatywnym, nieobecnością, nie. Nicość jest po prostu nie-rzeczą. Rzeczy znikają, pozostaje tylko ostateczna substancja. Formy znikają, tylko bezkształtne szczątki. Definicje znikają, niezdefiniowane szczątki. PS Słyszałeś? Fluktuacje próżni: W fizyce kwantowej istnieją zjawiska, które sugerują, że cząstki mogą pojawiać się i znikać w "niczym", co może być interpretowane jako powstawanie czegoś z niczego.
|
Śr sty 15, 2025 18:28 |
|
|
|
 |
Witold33
Dołączył(a): Pt mar 22, 2024 9:07 Posty: 1178
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Już sam tytuł wątku rozmywa sedno sprawy. Wrócić do Boga wcale nie musi znaczyć powrotu do wiary w nauki religijne, jakie bądź. Przypuszczenie, nie wykluczenie, a nawet uwierzenie w istnienie siły wyższej, sprawczej, stwórczej i/lub sterującej, czytaj = naprawiajacej niedoskonałości Projektu to zupełnie inna kwestia światopoglądowa, niż przyjęcie do wierzenia przekazu religii np. chrześcijańskiej. Niemożność czy możność samorzutnego zaistnienia świata z nicości, samoukręcenia się życia białkowego z prazupy nic nam nie pomaga w przyjęciu przez nasze umysły np. przekazu KKK. To całkiem odmienne, nieprzystające i nijak nie łączące się kwestie myślowe.
|
Cz sty 16, 2025 9:03 |
|
 |
Przeemek
Dołączył(a): Cz lut 23, 2017 0:53 Posty: 1803
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
viona napisał(a): Przemek, zebys tu nie wiem jakie argumenty przytaczal to nie zdolasz nigdy zaprzeczyc, ze twoje uznanie autorytetu Biblii opiera sie w calosci na zaufaniu Pawlowi z Tarsu, ktory uwazajac sie samemu za najwiekszy autorytet,osmielil sie uswiecic Pismo (faryzejski ST i glownie wlasna tworczosc umieszczona w NT) i wbic nieswiadomym ludziom do glowy(stosujac m.in. metode przeklenstw), ze "16 Całe Pismo natchnione jest przez Boga i pożyteczne do nauki, do wykazania błędu, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, 17 aby człowiek Boży był w pełni gotowy, wyposażony do wszelkiego dobrego dzieła."(Tym 3:16)
"a cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną, jak to również umiłowany nasz brat Paweł8 według danej mu mądrości napisał do was, 16 jak również we wszystkich listach, w których mówi o tym. Są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma9, na własną swoją zgubę". (2Piotr 3:15)
Jestes zdeklarowanym protestantem i w ogole nie jestes otwarty na nic, co koliduje z zasada sola scriptura, ktorej jestes w zupelnosci podporzadkowany.
Cala reszta twojego postu to fanatyczna proba przekonania mnie, ze bez uznania wszelkich obowiazujacych w swiecie autorytetow jestem zgubiona.
Dla ciebie wszystko zamienia sie w autorytet, jesli tylko sluzy obronie protestantyzmu. Masz poprostu na tym punkcie bzika.
Dla mnie odkrycia naukowe sa prawda, troskliwa opieka matki jest miloscia...Nadawanie przez ludzi rangi autorytetu pojeciom takim jak prawda i milosc to tak naprawde umniejszanie ich uniwersalnego znaczenia i proba zarzadzania i manipulacji innymi ludzmi. Droga i kochana Viono, Twoja odpowiedź dotycząca autorytetu Biblii i Pawła z Tarsu pomija kilka kluczowych faktów. Po pierwsze, moje uznanie autorytetu Biblii nie opiera się wyłącznie na zaufaniu do Pawła, jak sugerujesz. To znacznie bardziej złożony proces, obejmujący weryfikację historyczną, archeologiczną i tekstualną całości Pisma - zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Mamy ogromną ilość świadectw patrystycznych i historycznych potwierdzających autentyczność nawrócenia Pawła i jego apostolstwa. Wcześniej już omawialiśmy kwestię listów Pawła i przedstawiłem konkretne dowody obalające argumenty przeciwko ich autentyczności. Używanie wyrwanych z kontekstu wersetów nie zmienia historycznych faktów.Twoje stwierdzenie o "fanatycznej próbie przekonania" i zarzut o "podporządkowaniu zasadzie sola scriptura" to w istocie unik od merytorycznej dyskusji. Zamiast odnosić się do konkretnych argumentów historycznych i archeologicznych, które przedstawiłem, uciekasz w osobiste oceny i nietrafione założenia o moich motywacjach. To nie jest kwestia "fanatyzmu" czy "bzika", ale metodycznego podejścia do weryfikacji historycznych świadectw - co jasno pokazuje moja argumentacja..... Szczególnie problematyczne jest Twoje rozumienie relacji między autorytetem a pojęciami takimi jak prawda i miłość. Piszesz, że "odkrycia naukowe są prawdą, troskliwa opieka matki jest miłością", sugerując, że nazwanie czegoś autorytetem umniejsza jego znaczenie. To fundamentalne niezrozumienie. Właśnie na przykładzie matki i dziecka - autorytet matki nie umniejsza jej miłości, przeciwnie - wyrasta z tej miłości i służy dobru dziecka - to jest obiektywna prawda, każdy to wie i czuje jako dziecko - z powodu okazywanej miłości naszych matek, wzrasta do nich nasze przywiązanie i zaufanie - a tym samym ich autoryet/wzór do naśladowania dla nas - a ty przeciwstawiasz te fundamentalne - w zasadzie wszystkich ludzi doświadczenie z dzieciństwa.....kuriozalne...... ta prawda mówi sama za siebie....... Dziecko uznaje autorytet matki właśnie dlatego, że ufa jej miłości. To nie jest "manipulacja", ale naturalna i konieczna relacja, bez której rozwój dziecka byłby niemożliwy.Twoja filozofia wydaje się selektywnie przyjmować te elementy rzeczywistości, które pasują do z góry założonej tezy o szkodliwości autorytetów, ignorując jednocześnie te, które jej przeczą. Paradoksalnie, sama stawiasz się w pozycji autorytetu, decydując arbitralnie, co jest "prawdą" a co "manipulacją". Nawet w kontekście przykładu o "matce" i "miłości VS autorytet" - zaprzeczasz naszym ludzkim doświadczeniom z dzeciństwa. Nie możesz jednocześnie twierdzić, że odrzucasz wszelkie autorytety, i przedstawiać swoją interpretację jako jedyną słuszną drogę do prawdy. To wewnętrzna sprzeczność, która podważa spójność Twojego stanowiska. P.S. Odnośnie: "fanatyczna proba przekonania mnie," - jeżeli myślałaś od początku, że taki ma cel, to niech to posłuzy Tobie to zmotywowania się na prawdziwie merytoryczną dyskusję. Ale ja jestem daleki od przekonywania Ciebie. Uwżam, że dyskusja z tobą jest ciekawa i owocna, możemy poznać kolejene filozoficzne nurty budujące na podstawach chrześcijaństwa swoje postulaty - może ta dyskusja obnażyć prawdziwe oblicze wyznawanych filozofii - argumenty niech mówią za siebie.....Jeżeli chcesz inspirować swoją filozofią potencjalnych czytelników, to "martw" się o swoją argumentację, a nie stosuej uniki i oskarżenia w formie opiniii - bo to argumenty inspirują, czytelnicy oceniają.... ale to Twoja sprawa, Twoje świadectwo.....lepiej dla faktów.... ja Tobie szczerze życzę powodzenia.....niech prawda tryumfuje i wyjdzie na jaw, dla dobra wszystkich... viona napisał(a): Oczywiscie, ze opieram sie na "jakichs zrodlach" w moim podejsciu do wszystiego z czym konfrontuje mnie zycie. I zapewniam cie, ze sprawdzam kazde "zrodlo" pod katem zanieczyszczen. Viona, sama przyznajesz, że "sprawdzasz każde źródło pod kątem zanieczyszczeń", i to jest właśnie sedno sprawy. Proces weryfikacji źródeł, który opisujesz, jest dokładnie tym, o czym mówię - świadomym wyborem tego, co uznajemy za wiarygodne. Kiedy źródło przejdzie Twoją weryfikację, staje się dla Ciebie punktem odniesienia w ocenie rzeczywistości - czyli de facto autorytetem.Warto zauważyć, że słowo "autorytet" nie oznacza ślepego posłuszeństwa czy bezkrytycznego przyjmowania twierdzeń. Synonimy tego słowa https://synonim.net/synonim/autorytet obejmują takie pojęcia jak: wiarygodność, kompetencja, rzetelność, miarodajność, doświadczenie, ekspertyza, wykładowca, fachowiec, konsultant, korepetytor, faworyt, jakośc, istotność, opiniodawca, opiekun naukowy, chodząca encyklopedia i wiele podobnych. Kiedy mówisz, że sprawdzasz źródła, właśnie tego szukasz - wiarygodności i rzetelności. Uznając dane źródło za "czyste" i godne zaufania, de facto przyznajesz mu status autorytetu w danej dziedzinie. To pokazuje, że nie tyle odrzucasz autorytety, co świadomie je wybierasz poprzez proces weryfikacji. I to jest właściwe podejście - problem pojawia się tylko wtedy, gdy zaprzeczasz temu procesowi, twierdząc jednocześnie, że odrzucasz wszelkie autorytety. To wewnętrzna sprzeczność w Twoim rozumowaniu - nie możesz jednocześnie weryfikować źródeł (szukając wiarygodnych autorytetów) i twierdzić, że odrzucasz samo pojęcie autorytetu.viona napisał(a): Ja wyeliminowalam pojecie autorytetu z mojego kosmosu i -jak widzisz-funkcjonuje. Sama dla siebie "rozsądzam o wszystkim" w duchu prawdy, ktoremu pozwalam sie prowadzic bez zadnych "ale". Ducha prawdy tez nie nazywam autorytetem, lecz pawda i miloscia... Takie "wyeliminowałam pojęcie autorytetu z mojego kosmosu" to już na starcie problem samej logiki ............ Po pierwsze, samo podzielenie się tym jako argumentem w dyskusji sugeruje, że traktujesz swoje osobiste doświadczenie jako punkt odniesienia, który ma przekonać innych. Innymi słowy - próbujesz ustanowić autorytet własnego doświadczenia, jednocześnie deklarując eliminację pojęcia autorytetu. To pierwsza sprzeczność.Po drugie, Twoje podejście przypomina osobę, która twierdzi "wyeliminowałam pojęcie grawitacji ze swojego kosmosu i - jak widzisz - funkcjonuję". Oczywiście, że funkcjonujesz - ale nie dlatego, że grawitacja przestała istnieć, tylko dlatego, że działa ona niezależnie od tego, czy używasz tego pojęcia, czy nie. Podobnie autorytety w Twoim życiu nie przestały istnieć tylko dlatego, że przestałaś używać tego terminu. Nadal kierujesz się różnymi formami autorytetu - własnego rozumu, doświadczenia, intuicji - po prostu nazywasz je inaczej.Po trzecie, piszesz "Sama dla siebie rozsądzam o wszystkim w duchu prawdy, któremu pozwalam się prowadzić bez żadnych ale". To doskonały przykład zastąpienia jednego autorytetu innym - odrzucasz zewnętrzne autorytety, by ustanowić absolutny autorytet "ducha prawdy" w Twojej interpretacji. Fakt, że nie nazywasz tego autorytetem, a "prawdą i miłością", nie zmienia istoty rzeczy - nadal jest to punkt odniesienia, któremu przyznajesz najwyższy autorytet w swoim życiu. Twoja postawa przypomina kogoś, kto twierdzi "nie używam liczb w moim życiu, tylko wielkości" - zmienia się nazwa, ale istota pozostaje ta sama. Takie semantyczne uniki nie zmieniają fundamentalnej rzeczywistości - że w życiu nieuchronnie opieramy się na różnych formach autorytetu, niezależnie od tego, jak je nazwiemy.Zobacz...a co bym wykazał mówiąc:"Ja wyeliminowalam pojecie grawitacji z mojego kosmosu i -jak widzisz-funkcjonuje." - ot, takie semantyczne zabawy, zwykła filozoficzna tautologia bez jakiegokolwiek wpływu na rzeczywistość. Zmiana nazwy czy eliminacja terminu z naszego słownika nie zmienia działania praw natury ani nie wpływa na rzeczywistość, w której żyjemy. Ja nie wiem jak takie "prawdy" mogą inspirować i czym? Czemu ma służyć wypieranie obiektywnej rzeczywistości? Chyba nie widzisz, jak to "wygląda z zewnątrz", odrywanie się od rzeczywistości często ma swoje nazwy i nie są one bynajmniej miłe........ viona napisał(a): Nie, Przemek. Inpiracja nie jest " formą uznania autorytetu" lecz impulsem do konsekwentnego poszukiwania ziaren prawdy, ktore rozrzucone zostaly po calej ziemi, a nie zamkniete tylko w Biblii i judeochrzescijanskich katechizmach i wykladniach protestanckich teologow, egzegetow i apologetow. Konfrontujac sie z "Filozofia wolnosci" Steinera nie wykluczam, ze moge miec tu do czynienia z "ziarnem prawdy, ktore padlo na zyzna ziemie i wydaje swoj owoc". Jak zawsze rozwazam te kwestie w duchu prawdy, bedac wolna od ambicji zostania jakimkolwiek autorytetem. To może niech słowniki się wypowiedzą?https://polszczyzna.pl/inspiracja-znacz ... y-slownik/Inspiracja – co to jest? Znaczenie słowa Wyróżniamy dwie główne definicje słowa inspiracja i jest to:
1natchnienie, wena, zapał twórczy;
2wpływ wywierany na kogoś, zachęta, sugestia; ..... Inspiracja – synonimy i wyrazy bliskoznaczne Pomocne w zapamiętaniu tego, co to jest inspiracja, co znaczy to słowo, będą na pewno synonimy i wyrazy bliskoznaczne.
Synonimy słowa inspiracja w pierwszym i drugim znaczeniu to: muza, namowa, natchnienie, sugerowanie, sugestia, wena, wpływ, wzorzec, wzór, zapał twórczy."Słownik PWN: https://sjp.pwn.pl/slowniki/inspiracja.html "inspiracja Wielki słownik ortograficzny PWN* in•spira•cja -cji, -cję; -cji Słownik języka polskiego PWN* inspiracja 1. «natchnienie, zapał twórczy» 2. «wpływ wywierany na kogoś, sugestia»
• inspiracyjny • inspirator • inspiratorski • inspiratorka • inspirować"A synonim terminu autorytet?https://synonim.net/synonim/autorytetSynonimy słowa „autorytet”.... wyjadacz,wykładowca,wymiar,wymowa,wyrocznia,wzór,wzór do naśladowania,zachwycenie, .... » autorytet - w odniesieniu do powszechnego uznania » autorytet - jako doniosłość w oczach innych » autorytet - w kontekście naukowym » autorytet - odnośnie znawcy danej dziedziny » autorytet - jako wybitna osoba » autorytet - w odniesieniu do profesjonalisty w danym fachu"Cytować dalej? Viona, Twoja próba redefiniowania pojęcia "inspiracji" jako czegoś kompletnie oderwanego od autorytetu przeczy podstawowemu znaczeniu tego słowa. Według słowników, inspiracja to "wpływ wywierany na kogoś, sugestia", "natchnienie", "wzorzec", "wzór". Jednocześnie słowo "autorytet" ma wśród synonimów określenia jak "wzór", "wzorzec", "źródło inspiracji". To pokazuje nierozerwalne połączenie między inspiracją a autorytetem - nie możesz czerpać z czegoś inspiracji, nie przyznając temu jednocześnie pewnej formy autorytetu.Paradoksalnie, próbujesz jednocześnie odrzucić "judeochrześcijańskie katechizmy i wykładnie protestanckich teologów" jako autorytety, a zarazem przyjmujesz "Filozofię wolności" Steinera jako potencjalne "ziarno prawdy". To klasyczny przykład selektywnego podejścia - odrzucasz jedne autorytety (mimo ich historycznego i archeologicznego potwierdzenia), by przyjąć inne ( bez podobnej weryfikacji). Jeśli chcesz redefiniować powszechnie rozumiane pojęcia i bawić się semantycznymi unikami - masz do tego prawo, to Twoja filozofia. Ale nie zmieni to fundamentalnej rzeczywistości - próba wykluczenia samego pojęcia autorytetu z życia, przy jednoczesnym powoływaniu się na inspiracje i "ziarna prawdy", to wewnętrzna sprzeczność, która czyni całe rozumowanie kuriozalnym. To jak próba przekonania innych, że woda nie jest mokra, podczas gdy sami widzą krople spływające po szklance.Na prawdę... nie widzisz, że taka filozofia życiowa prowadzi przede wszystkim do samoograniczenia, że taką filozofią na życie, robisz głównie sobie krzywdę......Co najbardziej zastanawiające w Twoim podejściu - deklarujesz gotowość do czerpania "ziaren prawdy" od Steinera, który nigdy nie przedstawił empirycznych dowodów na swoje twierdzenia, a jednocześnie odrzucasz Biblię, która ma liczne historyczne i archeologiczne potwierdzenia swojej wiarygodności.To jak wybieranie potencjalnych "ziaren prawdy" z narracji, która z założenia może być fałszywa, przy jednoczesnym odrzucaniu źródła, którego wiarygodność została wielokrotnie potwierdzona. Taka selektywność w poszukiwaniu prawdy nie prowadzi do jej odkrycia, lecz do tworzenia własnej, arbitralnej rzeczywistości oderwanej od faktów.viona napisał(a): Widzisz we mnie to,co mozna zobaczyc przez protestanckie okulary, o ktorych wspomnial George-45. Jestem swiadoma istota zyjaca w duchu i nigdy w zyciu nie sklonie sie do zadnych ludzkich autorytetow, niezaleznie od twojego widzimisie. Kochana Viono, piszesz "Jestem świadomą istotą żyjącą w duchu i nigdy w życiu nie skłonię się do żadnych ludzkich autorytetów". Ale czy rzeczywiście żyjesz według tej deklaracji? Zastanów się nad konkretnymi sytuacjami z życia: - Gdy byłaś dzieckiem, ile razy sprzeciwiłaś się rodzicom, gdy coś nakazywali, nawet jeśli się z nimi nie zgadzałaś? - Kiedy jesteś chora, czy odrzucasz autorytet lekarza i jego diagnozę? - Gdy Twój samochód się psuje, czy ignorujesz wiedzę mechanika? - Gdy budujesz dom, czy odrzucasz ekspertyzę inżyniera? - Kiedy chcesz schudnąć lub wyleczyc dolegliwości - czy odrzucasz autoryet dietetyka? - Czy na siłowni odrzucisz autorytet trenera? - Czy na lekcji tańca, odrzucasz autorytet instruktora i zawodowego tańcerza? - I tak dalej... w nieskończoność.... Jak widzisz, we wszystkich tych sytuacjach, czy nie kierujesz się - świadomie lub nie - autorytetem osób, które mają wiedzę i doświadczenie w danej dziedzinie?Co więcej, samo chrześcijaństwo, które zdajesz się krytykować, naucza właśnie o życiu w duchu, ale robi to w sposób weryfikowalny - poprzez konkretne owoce duchowego życia, poprzez świadectwa, poprzez historyczne potwierdzenia. W przeciwieństwie do arbitralnego odrzucania autorytetów, oferuje spójny system duchowego rozwoju, który można zweryfikować poprzez jego skutki w życiu człowieka i wspólnoty. Paradoksalnie, Twoje stanowisko przypomina osobę, która twierdzi, że żyje bez grawitacji, podczas gdy każdy jej krok jest dowodem jej działania. Podobnie każda Twoja decyzja o zaufaniu ekspertowi, każde przyjęcie rady czy wskazówki, każde skorzystanie z czyjejś wiedzy - wszystko to pokazuje, że autorytety są nieusuwalną częścią ludzkiego życia, niezależnie od tego, czy chcemy to przyznać, czy nie.viona napisał(a): Przemek, w psychologii nazywa sie to modelem a nie autorytetem. Dziecko uczy sie na modelu. Oczywiscie obecnosc wszelakich autorytetow w procesie wychowania dzieci nie podlega dyskusji. Katastrofalne skutki ich wplywu na rozwoj calych spoleczenstw rowniez nie podlegaja dyskusji.
A nawiazujac do objawionej (i nadal objawianej) przez Chrystusa prawdy, autorytet nie ma nic wspolnego z miloscia i jednoscia z Bogiem, zawartych w "nowym przykazaniu". Po pierwsze, próbujesz rozdzielić pojęcie "modelu" od "autorytetu" w kontekście rozwoju dziecka, ale to sztuczny podział. Widać, że znowu posługujesz się semantycznymi wykrętami, tym razem zchodząc na techniczne pojęcie z psychologii, jak 'model', próbując podważyć znaczenie autorytetów. Ale to trochę jak filozoficzna tautologia – bo w rzeczywistości modelowanie bardzo często oznacza naśladowanie zachowań osób, które postrzegamy jako autorytety. To się nie wyklucza, wręcz przeciwnie – autorytety są naturalnym źródłem modeli, szczególnie w procesie uczenia się i rozwoju.Pomyśl – czy nie korzystasz z wiedzy innych w codziennym życiu? Gdy potrzebujesz specjalisty, który zna się na rzeczy, np. lekarza, inżyniera czy nawet nauczyciela, czy nie jest to forma uznania ich autorytetu? Nawet Twoje podejście do eliminowania autorytetów paradoksalnie próbuje uczynić Ciebie autorytetem w tej sprawie. Czy to nie ironiczne? Model wychowawczy działa właśnie dlatego, że rodzic jest autorytetem dla dziecka - dziecko ufa rodzicowi i przyjmuje jego przewodnictwo. To nie są przeciwstawne pojęcia, ale wzajemnie się uzupełniające aspekty tej samej relacji. Sama psychologia, na którą się powołujesz, uznaje rolę autorytetów w zdrowym rozwoju dziecka.Po drugie, wskazujesz na "katastrofalne skutki wpływu autorytetów na rozwój społeczeństw", ale to błędne uogólnienie. Problem nie leży w samym istnieniu autorytetów, ale w tym, jakie autorytety społeczeństwo przyjmuje. Przykład nazizmu, który doprowadził do tragedii, nie dowodzi szkodliwości wszelkich autorytetów, ale pokazuje tragiczne skutki przyjęcia fałszywych autorytetów głoszących nienawiść i przemoc. To właśnie dlatego tak ważne jest rozróżnianie między prawdziwymi a fałszywymi autorytetami - czyli ich weryfikowanie, a nie pozbywanie się wszystkich od razu.Co do Twojego twierdzenia, że "autorytet nie ma nic wspólnego z miłością i jednością z Bogiem" - jest to fundamentalne niezrozumienie istoty objawienia Chrystusowego. Zobacz....... z jednej strony przyznajesz, że "obecność wszelakich autorytetów w procesie wychowania dzieci nie podlega dyskusji", a z drugiej twierdzisz, że "autorytet nie ma nic wspólnego z miłością i jednością z Bogiem". Ale przecież Biblia przedstawia właśnie relację Boga z człowiekiem w kategoriach relacji ojcowsko-dziecięcej!"Patrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec" (1J 3,1) - Bóg objawia się jako kochający Ojciec, a my jesteśmy Jego dziećmi. Jezus jest naszym "pierworodnym bratem" (Rz 8,29), który pokazuje nam drogę do Ojca. Całe Pismo Święte jest właśnie zapisem tej rodzicielskiej relacji - Bóg jako doskonały autorytet rodzicielski prowadzi swoje dzieci, łącząc autorytet z bezwarunkową miłością.Gdy Bóg mówi przez proroka "Czy może niewiasta zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dziecięciem swojego łona? A choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę" (Iz 49,15), pokazuje właśnie tę nierozerwalną więź między autorytetem rodzicielskim a miłością. Gdy Jezus mówi " Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy Go proszą" (Mt 7,11), podkreśla właśnie tę ojcowską naturę Bożego autorytetu. Więc jak na ironię - wspierasz posiadanie autorytów dla dzieci: "...nie podlega dyskusji" , ale obraz relacji biblijnej człowieka/dziecka z Ojcem i Bogiem paradoksalnie jakoś nie dostrzegasz? Próba oddzielenia autorytetu od miłości w kontekście Bożym jest tak samo nielogiczna, jak próba oddzielenia autorytetu rodzicielskiego od miłości rodzicielskiej, której sama przyznajesz wartość. To pokazuje, jak kuriozalne jest Twoje stanowisko - akceptujesz autorytet w wychowaniu dzieci, ale odrzucasz go w relacji z Bogiem, który jest wzorem doskonałego rodzicielstwa.viona napisał(a): Naprawde masz bzika na punkcie pojecia "autorytet".
Czytasz te swoja Biblie, a tam stoi jak wół, ze czlowiek zyjacy w duchu jest wolna istota i sam decyduje o wszystkim, nie podlegajac zadnym sądom.
Znaczy to, ze wolnosc w duchu wyklucza pojecie autorytetu ze swej nieograniczonej niczym przestrzeni.
Zycie w Chrystusie to wolnosc, w ktorej nie ma miejsca na autorytety. Nawet pojecie Bog sprowadza sie do tej wolnosci. Dlatego Chrystus mowil o jednosci Jego Kosciola z Ojcem. Twierdzisz, że "człowiek żyjący w duchu jest wolną istotą i sam decyduje o wszystkim, nie podlegając żadnym sądom", ale to wyrwane z kontekstu i wypaczone rozumienie biblijnej wolności!!Biblia rzeczywiście mówi o wolności w Chrystusie, ale nigdy nie definiuje jej jako odrzucenie wszelkich autorytetów. Przeciwnie - p rawdziwa wolność w ujęciu biblijnym to wolność DO czegoś, nie wolność OD wszystkiego. "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Gal 5,1), ale ta wolność nie oznacza anarchii duchowej - jest to wolność do życia w prawdzie i miłości. Sam Jezus, mówiąc o jedności Kościoła z Ojcem, podkreślał właśnie autorytet Ojca: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10,30), ale też "Ojciec większy jest ode mnie" (J 14,28). Jedność z Bogiem nie eliminuje Jego autorytetu - przeciwnie, opiera się na nim. To jak relacja dziecka z kochającym rodzicem - prawdziwa miłość nie wyklucza autorytetu, ale go potwierdza.Co więcej, całe Pismo Święte pokazuje, że wolność duchowa nie oznacza braku odpowiedzialności czy autorytetu. Paweł pisze: "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne" (1 Kor 6,12). Prawdziwa wolność w Chrystusie to nie anarchia, gdzie "sam decyduję o wszystkim", ale mądre poddanie się autorytetowi prawdy i miłości - którą jest Bóg!! Twoje rozumienie wolności jako przestrzeni "nieograniczonej niczym" paradoksalnie prowadzi do zniewolenia przez własne, arbitralne interpretacje. To jak twierdzenie, że prawdziwa wolność w muzyce oznacza odrzucenie zasad harmonii - w rzeczywistości to właśnie znajomość i respektowanie tych zasad pozwala na prawdziwą twórczą wolność.Co najbardziej paradoksalne w Twoim stanowisku - deklarujesz wiarę w Chrystusa i Boga, ale jednocześnie odrzucasz pojęcie autorytetu. Czy nie widzisz w tym fundamentalnej sprzeczności? Bóg jest przede wszystkim Stwórcą wszystkiego co istnieje - to najbardziej podstawowy i nieusuwalny autorytet w całym wszechświecie. Nie możesz jednocześnie wierzyć w Boga Stwórcę i twierdzić, że żyjesz w przestrzeni "bez autorytetów". To pokazuje, że w rzeczywistości nie odrzucasz wszystkich autorytetów - uznajesz autorytet Boga, ale próbujesz to pogodzić z filozofią odrzucenia autorytetów. Ta wewnętrzna sprzeczność w Twoim rozumowaniu jest nie do przezwyciężenia - albo rzeczywiście odrzucasz wszelkie autorytety (włącznie z Bogiem), albo przyznajesz, że pewne autorytety (jak Bóg Stwórca) są fundamentalne dla Twojej wiary. Nie można mieć obu naraz.viona napisał(a): Widze, ze jestes martwy w duchu i dopoki nie obudzisz sie z tego stanu nie bedziesz w stanie dostrzec tego co ci komunikuje...a o weryfikacjii moich przekazow nie moze byc w ogole mowy. Zamiast odnieść się do konkretnych argumentów, uciekasz w osobiste osądy o moim "stanie duchowym" i twierdzisz, że Twoje przekazy są poza wszelką weryfikacją. Ironicznie, właśnie takie zachowanie - ocenianie innych jako "martwych w duchu" i stawianie własnych przekonań ponad wszelką weryfikacją - jest charakterystyczne dla fanatyków religijnych, od których tak bardzo chcesz się odróżnić. Prawdziwie duchowa osoba, świadoma własnych ograniczeń i pełna pokory, nie ucieka się do brutalnych osądów innych ani nie stawia się ponad wszelką dyskusją.Twoja filozofia nie tylko odrywa się od rzeczywistości dostrzegalnej dla wszystkich, ale prowadzi Ciebie do zachowań sprzecznych z podstawowymi zasadami duchowego rozwoju - pokory, otwartości i szacunku dla innych. To najlepszy dowód, że coś w tym rozumowaniu jest fundamentalnie błędne.viona napisał(a): W zwiazku z twoja obsesja na punkcie autorytetu, zamieszczam wklejke z "Encyklopedii zarzadzania",ktora bardzo dokladnie obrazuje znaczenie i zastosowanie tego pojecia w swiecie materialnym.
Autorytet (...) Autorytet to osoba, instytucja itp. wzbudzające podziw, uznanie, poważanie w określonym kręgu. Istnieje wiele znaczeń tego terminu.
Zdobycie autorytetu władzy, urzędu, instytucji, funkcji, stanowiska wymaga czasu. Do jego uzyskania powinien posłużyć autorytet......(...) Kochana Viono, cytowanie definicji autorytetu z encyklopedii zarządzania w tym kontekście jest dość ironiczne. Próbujesz używać autorytetu źródła naukowego (encyklopedii), by udowodnić, że autorytety są złe. To jak używanie słownika, by udowodnić, że słowa nie mają znaczenia. Co więcej, cytowany fragment właściwie potwierdza to, o czym mówiłem - autorytet to naturalne zjawisko psychospołeczne, oparte na zaufaniu i kompetencjach, nie na ślepym posłuszeństwie. Definicja wyraźnie mówi o "pozytywnej ocenie walorów charakteru i umysłu" oraz że posłuszeństwo wynika z "przekonania o słuszności i trafności", a nie z "obawy przed represjami". To doskonale współgra z tym, jak działa autorytet w zdrowych relacjach - czy to rodzic-dziecko, nauczyciel-uczeń, czy Bóg-człowiek. Próba odrzucenia tego naturalnego mechanizmu społecznego w imię abstrakcyjnej "wolności od autorytetów" prowadzi do wewnętrznych sprzeczności, które widzimy w Twoich argumentach.
|
Cz sty 16, 2025 11:21 |
|
|
|
 |
Przeemek
Dołączył(a): Cz lut 23, 2017 0:53 Posty: 1803
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
george45 napisał(a): Z przekupkami przyrównuję wszystkie religie, wychwalające swego Boga, nie wyłączając Twojej. Nie twierdzę, że przekupka nie wierzy w to, że jej towar jest najlepszy, wiele jest o tym przekonanych. Jednak wszystkie, bez wyjątku stają nad nowonarodzonym, by go pozyskać w swoje szpony, z których wyrywają się jedynie nieliczni. Za swą odwagę zerwania z daną religią zostają napiętnowani przez jej wyznawców. Wykorzystują to inne religie, usiłując zwerbować „zagubionych” słowami wypowiedzianymi przez ciebie, które wielokrotnie przytaczałem.
Co do zapisów dokonanych w wszystkich księgach wszelkich religii, powtarzam wszystkich zostały zapisane ręką człowieka. Znajdź choć jeden werset zapisany przez któregoś z apostołów. Są to wszystko tłumaczenia kopi z kopi, dokonywane przez skrybów i przezeń poprawiane, uzupełniane według własnego widzi mi się lub widzi mi się tego który ich opłacał. Drogi Grzegorzu.... Po pierwsze, porównanie religii do "przekupek na targu" jest głęboko nietrafione. Przekupka sprzedaje towar bez możliwości weryfikacji jego jakości. Natomiast chrześcijaństwo przedstawia konkretne, weryfikowalne historycznie twierdzenia i dowody. To nie kwestia "wychwalania towaru", ale metodycznej weryfikacji faktów historycznych, archeologicznych i logicznej spójności przekazu. Po drugie, Twoje twierdzenie o "zapisach dokonanych ręką człowieka" i "kopiach z kopii" pokazuje niezrozumienie krytyki tekstualnej. Mamy tysiące manuskryptów biblijnych, które pozwalają zrekonstruować oryginalny tekst z niezwykłą dokładnością. To nie są "dowolne kopie", ale dokładnie przebadane - m. in. epigrafiką, krytyką tekstualną, paleografią, filologią, codykologią, datowaniem węgla C14, ligwistyką i innymi.... - czyli dobrze zweryfikowane źródła historyczne.george45 napisał(a): Doświadczenie, jest czymś, czego nie można przekazać. Czy doświadczysz to, co przeżył człowiek torturowany słuchając jego opowieści, doświadczysz stanu zakochania patrząc lub słuchając zakochanego, będziesz wiedział, jak smakuje orgazm czytając jego najwierniejsze opisy?
Owszem, nie możemy dosłownie przeżyć dokładnie tego samego co druga osoba, ale to nie oznacza, że nie możemy zrozumieć i zweryfikować tych doświadczeń.Jako ludzie dzielimy te same fundamentalne mechanizmy biologiczne i neurologiczne. Kiedy ktoś opisuje ból, miłość czy ekstazę, możemy to zrozumieć właśnie dlatego, że mamy podobną fizjologię i podobne zdolności odczuwania.Nie musimy przeżyć dokładnie tego samego bólu, by zrozumieć cierpienie drugiej osoby - wystarczy, że znamy ból jako doświadczenie. Co więcej, możemy weryfikować prawdziwość tych doświadczeń poprzez obserwowalne skutki i reakcje fizjologiczne. Ból powoduje konkretne reakcje w organizmie, miłość wpływa na poziom hormonów, orgazm ma mierzalne skutki fizjologiczne. To nie są "nieprzekazywalne tajemnice", ale realne, weryfikowalne stany ludzkiego organizmu.Więc choć rzeczywiście nie możemy dosłownie "wejść w czyjeś buty", możemy zrozumieć i zweryfikować prawdziwość cudzych doświadczeń właśnie dlatego, że jako ludzie mamy wspólną naturę i podobne mechanizmy doświadczania rzeczywistości.Więc, kiedy pytasz: "doświadczysz stanu zakochania patrząc lub słuchając zakochanego," - owszem, bo w młodości wielekrotnie się zakochiwałem i pamiętam dokładnie jak się czułem i jak się zachowywałem, i pasuje mi to do tego co "mówi ten zakochany", jego symptomy odczuwania są wręcz identyczne z tymi, które ja odczuwałem, doświadczałem....... george45 napisał(a): Krytykując moje subiektywne podejście do poznawania Boga, preferujesz dążenie do Niego obiektywnie, współpracując w grupie. Zawsze co dwie głowy to nie jedna. Posłuchać co inni napisali, co „stwierdzili”, przyłączyć się i wspólnie połączonymi siłami poszukiwać Boga. Hmm, może to jest jakiś sposób, ale bazując na zapisie Księgi, na jaką się powołujesz, nie spodobało się to nawet Twojemu Bogu. To wspólne budowanie zakończyło się katastrofą budowlaną jak i wspólnotową. Wspólnota ustaliła ponoć, że mądrej głowie dość w dwie słowie. Co do wspólnego poznawania Boga - Wydaje mi się, że tutaj oparłeś się wybiórczo na historii Wierzy Babel?, jednak Biblia, jak każdy tekst święty, jest książką o charakterze całościowym. Należy czytać ją w kontekście całej jej narracji, a nie wyrywać fragmentów, bo wtedy łatwo można wyciągnąć błędne wnioski. Więc Twoja interpretacja historii wieży Babel jest jednostronna. To nie było potępienie współpracy jako takiej, ale ostrzeżenie przed pychą. Biblia pełna jest pozytywnych przykładów wspólnotowego działania w harmonii z Bożym planem - od budowy świątyni Salomona po życie pierwszych chrześcijan. Kiedy patrzymy na wspólnotowe dążenie do Boga, to Biblia wielokrotnie podkreśla znaczenie współpracy i jedności w dążeniu do Bożego planu. Dlatego dobrym przykładem tego może być budowa Świątyni w Jerozolimie, gdzie ludzie współpracowali, aby stworzyć miejsce, które miało służyć chwale Boga. Ten projekt nie zakończył się katastrofą, a wręcz przeciwnie, symbolizował jedność i Boże błogosławieństwo. george45 napisał(a): Jak pisałem, "Jestem, który jestem". Tyle praktycznie mogę powiedzieć odpowiadając na Twe pytanie. Jak również tyle mogę powiedzieć o Bogu. Rozważ poniższe rozważanie.
Tylko nicość może być nieskończona; coś musi być skończone. Tylko z nicości jest nieskończona przestrzeń życia, istnienia, możliwa - nie z czegoś. Bóg nie jest kimś: jest nikim lub, co bardziej słuszne, szlachetnością. Bóg nie jest czymś: jest niczym, a nawet bardziej poprawnie, nie ma nic. On jest twórczą pustką. Nigdy ani przez chwilę nie myśl, że nicość jest stanem negatywnym, nieobecnością, nie. Nicość jest po prostu nie-rzeczą. Rzeczy znikają, pozostaje tylko ostateczna substancja. Formy znikają, tylko bezkształtne szczątki. Definicje znikają, niezdefiniowane szczątki.
PS Słyszałeś? Fluktuacje próżni: W fizyce kwantowej istnieją zjawiska, które sugerują, że cząstki mogą pojawiać się i znikać w "niczym", co może być interpretowane jako powstawanie czegoś z niczego. Po trzecie, przeskok od "doświadczeń nie można przekazać" do rozważań o fizyce kwantowej jest klasycznym przykładem błędu kategorialnego. Fluktuacje próżni w fizyce kwantowej to precyzyjnie zdefiniowane zjawisko fizyczne, które można zmierzyć i zweryfikować. Co więcej, próżnia kwantowa nie jest "nicością" w filozoficznym sensie - to stan o najniższej energii, który wciąż posiada określone właściwości fizyczne. A gdyby tego było mało...... właściwa "nicość", absolutny brak czegokolwiek, nie istnieje w fizyce. To tak, jakbyś porównywał pusty pokój do nieistnienia pokoju. Pusty pokój wciąż ma ściany, podłogę, sufit, powietrze - podobnie próżnia kwantowa ma swoje "ściany" w postaci pól kwantowych i praw fizyki. Kiedy fizycy mówią o "fluktuacjach próżni", opisują zjawiska zachodzące w tej istniejącej strukturze, a nie magiczne "powstanie czegoś z niczego". Być może nie wiedziałeś - i szukałeś w fizyce zjawisk, aby je dopasować do swojej filozofii lub szukałeś jakiegoś poparcia w rzeczywistości na swoje filzoficzne poglądy - i nie wiedziałeś, że używanie fizyki kwantowej do uzasadniania filozoficznych spekulacji o "twórczej nicości" jest zwyczajnym nadużyciem. Bo jest to mieszanie dwóch całkowicie różnych pojęć - fizycznego stanu próżni kwantowej z filozoficznym pojęciem absolutnej nicości. Ja rozumiem, że szukasz dowodu, ale twoja filozofia, gdzie w sumie dobrze jest zadawać pytania - tym razem, albo na razie, okazuje się zwykłą fikcją. Do tego Twoja interpretacja "Jestem, który jestem" jako "nicości" jest sprzeczna z klasycznym teizmem. To wyrażenie wskazuje na pełnię istnienia, nie na pustkę. Znowu widzę tutaj analogię, jak i u @Viony z filozofiami buddyzmu - bo wygląda to na analogię z buddyjskimi koncepcjam i "pustki" (śūnyatā), ale tylko mieszasz fundamentalnie różne systemy myślowe, co prowadzi do logicznych sprzeczności.Twój paradoks polega na tym, że deklarujesz "tyle mogę powiedzieć o Bogu", jednocześnie budując rozbudowaną metafizykę nicości i "twórczej pustki". Jeśli naprawdę możesz powiedzieć tylko "Jestem, który jestem", to skąd bierzesz pewność o prawdziwości tych wszystkich dodatkowych twierdzeń o naturze rzeczywistości?To z kolei pokazuje, że podobnie jak @Viona, budujesz system oparty na subiektywnych odczuciach i nieweryfikowalnych spekulacjach, jednocześnie próbując nadać mu pozory naukowego uzasadnienia poprzez odwołania do fizyki kwantowej. To nie jest droga do prawdziwego poznania, ale do intelektualnego chaosu, gdzie każda spekulacja jest równie "prawdziwa" co jej zaprzeczenie.
|
Cz sty 16, 2025 12:31 |
|
 |
george45
Dołączył(a): Śr kwi 18, 2018 8:59 Posty: 2971
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Witold33 napisał(a): Już sam tytuł wątku rozmywa sedno sprawy. Wrócić do Boga wcale nie musi znaczyć powrotu do wiary w nauki religijne, jakie bądź.[...] Co znaczy słowo Bóg? Bóg = Prawda. Religie - to drogowskaz. Znak nie jest tym co wskazuje. Skrobiąc farbę na tym znaku, nie znajdziesz Prawdy. To jedynie wskazówka na twej drodze. Iluż wzięło wskazówkę, za miejsce ukrycia Prawdy i odsłaniając coraz to starsze malowidła, brnie w przekonaniu, że zdzierając następną warstwę, ona się ukaże.
|
Cz sty 16, 2025 12:59 |
|
|
|
 |
Swołocz
Dołączył(a): N wrz 10, 2017 20:32 Posty: 1686
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
george45 napisał(a): Co znaczy słowo Bóg? Bóg = Prawda. Czy to, że siedzę teraz przed komputerem, jest Bogiem?
|
Cz sty 16, 2025 13:40 |
|
 |
Przeemek
Dołączył(a): Cz lut 23, 2017 0:53 Posty: 1803
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Witold33 napisał(a): Już sam tytuł wątku rozmywa sedno sprawy. Wrócić do Boga wcale nie musi znaczyć powrotu do wiary w nauki religijne, jakie bądź. Przypuszczenie, nie wykluczenie, a nawet uwierzenie w istnienie siły wyższej, sprawczej, stwórczej i/lub sterującej, czytaj = naprawiajacej niedoskonałości Projektu to zupełnie inna kwestia światopoglądowa, niż przyjęcie do wierzenia przekazu religii np. chrześcijańskiej. Niemożność czy możność samorzutnego zaistnienia świata z nicości, samoukręcenia się życia białkowego z prazupy nic nam nie pomaga w przyjęciu przez nasze umysły np. przekazu KKK. To całkiem odmienne, nieprzystające i nijak nie łączące się kwestie myślowe. To jakbyś nazwał tą siłę wyższą, która potrafi nie tylko tworzyć życie, ale i wszystko co nas otacza? george45 napisał(a): Witold33 napisał(a): Już sam tytuł wątku rozmywa sedno sprawy. Wrócić do Boga wcale nie musi znaczyć powrotu do wiary w nauki religijne, jakie bądź.[...] Co znaczy słowo Bóg? Bóg = Prawda. Religie - to drogowskaz. Znak nie jest tym co wskazuje. Skrobiąc farbę na tym znaku, nie znajdziesz Prawdy. To jedynie wskazówka na twej drodze. Iluż wzięło wskazówkę, za miejsce ukrycia Prawdy i odsłaniając coraz to starsze malowidła, brnie w przekonaniu, że zdzierając następną warstwę, ona się ukaże. Twierdzisz "Bóg = Prawda" i "Religie - to drogowskaz". Następnie używasz metafory skrobania farby ze znaku, sugerując że ludzie błędnie szukają prawdy w samym znaku. Ale to prowadzi do pytania: jeśli religie są tylko drogowskazem, to skąd mamy wiedzieć, czy wskazują właściwy kierunek? Na jakiej podstawie możemy zweryfikować, że drogowskaz jest prawdziwy? To znowu wersja gnostyckiego podejścia, które zakłada że prawda jest czymś zasadniczo odrębnym od jej wyrazu w historii i tradycji. Ale jeśli, jak twierdzi chrześcijaństwo, Bóg realnie objawił się w historii, to religia nie jest tylko "znakiem" wskazującym na coś innego - jest rzeczywistym zapisem spotkania z Prawdą.Po drugie, przedstawiasz religie jako "tylko drogowskazy", sugerując, że są czymś sztucznym i zewnętrznym wobec prawdy. Ale jeśli religia jest autentycznym objawieniem się Boga w historii (jak twierdzi chrześcijaństwo), to nie jest ona tylko "znakiem" czy "drogowskazem" - jest realnym spotkaniem z Prawdą.Po trzecie, To rozróżnienie przypomina różnicę "palcem wskazującym na księżyc a samym księżycem", to klejne zapożyczenie ze znanego zen-buddyjskiego powiedzenia. Więc Twoja metafora "skrobania farby" to kolejna wersja gnostyckiego podejścia, które zakłada że prawda jest ukryta pod warstwami pozorów. Ale dlaczego zakładasz, że prawda musi być ukryta? Co jeśli, jak twierdzi chrześcijaństwo, Bóg objawił się w historii w sposób jasny i weryfikowalny?To znowu próba stworzenia własnej, synkretycznej filozofii, która miesza różne pojęcia religijne i filozoficzne, prowadząc do wewnętrznych sprzeczności. Zamiast "skrobać farbę" z metaforycznych drogowskazów, może warto uczciwie zbadać historyczne świadectwa i dowody?Swołocz napisał(a): george45 napisał(a): Co znaczy słowo Bóg? Bóg = Prawda. Czy to, że siedzę teraz przed komputerem, jest Bogiem? W chrześcijaństwie gdy mówimy "Bóg jest prawdą", mamy na myśli wszystko co kryje się za tym pojęciem - całą fundamentalną rzeczywistość - a nie abstrakcyjny zestaw znaków, który służy do opisywania pewnego aspektu naszej rzeczywistości, czyli nie samo pojęcie czy słowo "Bóg". Dlatego pojedyncze prawdziwe fakty (jak siedzenie na krześle) są częścią tej prawdy, ale nie są samym Bogiem. Bóg to nie jest po prostu suma wszystkich prawd czy faktów, ale ich źródło i fundament. To rozróżnienie jest kluczowe - między słowem/pojęciem a rzeczywistością, którą to słowo próbuje opisać.
|
Cz sty 16, 2025 14:33 |
|
 |
Swołocz
Dołączył(a): N wrz 10, 2017 20:32 Posty: 1686
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Przeemek napisał(a): W chrześcijaństwie gdy mówimy "Bóg jest prawdą", mamy na myśli wszystko co kryje się za tym pojęciem - całą fundamentalną rzeczywistość - a nie abstrakcyjny zestaw znaków, który służy do opisywania pewnego aspektu naszej rzeczywistości, czyli nie samo pojęcie czy słowo "Bóg". Dlatego pojedyncze prawdziwe fakty (jak siedzenie na krześle) są częścią tej prawdy, ale nie są samym Bogiem. Bóg to nie jest po prostu suma wszystkich prawd czy faktów, ale ich źródło i fundament. To rozróżnienie jest kluczowe - między słowem/pojęciem a rzeczywistością, którą to słowo próbuje opisać. Czyli Bóg to źródło i fundament sumy wszystkich prawd i faktów?
|
Cz sty 16, 2025 15:34 |
|
 |
george45
Dołączył(a): Śr kwi 18, 2018 8:59 Posty: 2971
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Przemek, nadal stojąc, czy siedząc zrywasz warstwy farby ukryte na tablicy informacyjnej, jedna pod drugą i odkrywasz wskazówki zapisane ręką człowieka. Badasz rodzaj farby, włosie pędzla, ustalasz datę zapisu. Boga tam nie znajdziesz, nie zobaczysz, mimo że jak chyba pisałeś, robisz to przy tym jednym znaku już sześć lat. To tak jak byś stał sześć lat przy tablicy „WARSZAWA” i oglądał ją ze wszystkich stron, szukając w niej Warszawy. Co najwyżej, jeśli nie została wymieniona, a jedynie pomalowana drapiąc odkryjesz zapis „Warszawa”. Idź, nie stój przy tablicy, ona już zrobiła swoje, jest tobie zbędna. Nie ciągnij ją z sobą. Ciągnąć wyglądasz jak człowiek, ciągnący łódź po pustyni, tłumacząc, że jakiś czas temu przepłynął zbiornik wodny dzięki tej łodzi i tak się do niej przywiązał, że nie może się z nią rozstać.
Wszystkio i wszyscy prowadzą do Boga, religie, spotkany człowiek, ptak na niebie, kwiat na łące, śnieg na szczycie góry… Gdy się odważysz i ruszysz z otwartymi oczyma, znaki cię doprowadzą
|
Cz sty 16, 2025 16:31 |
|
 |
Swołocz
Dołączył(a): N wrz 10, 2017 20:32 Posty: 1686
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Tak - ale czym bądź kim jest ten Bóg? Jest podobno prawdą - ale Przeemek powiedział, że to nie do końca prawda Wg Przeemka jest fundamentem i źródłem wszelkich prawd i faktów. Czyli tak naprawdę nie wiadomo kim jest. Bo może wszelkie prawdy i fakty po prostu się wydarzają, a nie mają żadnego źródła czy fundamentu. Ich źródłem co najwyżej jest zespół innych prawd i faktów z dawniejszej przeszłości, i tak dalej. Ale przyglądając się takim frazesom, jak np. głosi george45: Bóg = Prawda - to dochodzę do wniosku, że to tylko frazes. Pięknie to brzmi, ale przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że to jakoś nie gra. A może Bóg to ta bezwarunkowa miłość, pokój i brak strachu i bólu - o jakim mówią ludzie, którzy byli bliscy śmierci?
|
Cz sty 16, 2025 21:10 |
|
 |
Idący
Dołączył(a): Śr wrz 09, 2015 13:51 Posty: 2113
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Swołocz napisał(a): A może Bóg to ta bezwarunkowa miłość, pokój i brak strachu i bólu - o jakim mówią ludzie, którzy byli bliscy śmierci? Sądzę, że oni są najbliżsi. Ale po co pytać, kim jest Bóg, jeśli odpowiedź przekracza ludzkie możliwości? Nie znamy pojęć, którymi można zdefiniować Boga. Poznajemy niektóre Jego przymioty. Te, które obawiać raczył. Ktoś na jakimś forum napisał kiedyś, że łatwiej mrówkę nauczyć matematyki wyższej, czy medycyny, niż wyjaśnić, kim jest Bóg. A jeśli chodzi o te stany przedśmiertne, to rzeczywiści błogi spokój. Bardzo miły stan. I w niektórych przypadkach, ciekawy. NDE - zdumiewające, jak zbieżne opisy. Ale raz trafiłem na człowieka, dl którego było to bardzo przykrym przeżyciem. Konkretnie film z życia. Widział w nim zło, które wcześniej wyrządził. Ja widziałem tylko przyjemne sceny.
_________________ Wierzący chrześcijanin, w szczególności katolik to ktoś, kto codziennie i permanentnie stara się być coraz lepszym.
|
Cz sty 16, 2025 23:24 |
|
 |
Witold33
Dołączył(a): Pt mar 22, 2024 9:07 Posty: 1178
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Swołocz napisał(a): Tak - ale czym bądź kim jest ten Bóg? Jest podobno prawdą - ale Przeemek powiedział, że to nie do końca prawda Wg Przeemka jest fundamentem i źródłem wszelkich prawd i faktów. Czyli tak naprawdę nie wiadomo kim jest. Bo może wszelkie prawdy i fakty po prostu się wydarzają, a nie mają żadnego źródła czy fundamentu. Ich źródłem co najwyżej jest zespół innych prawd i faktów z dawniejszej przeszłości, i tak dalej. Ale przyglądając się takim frazesom, jak np. głosi george45: Bóg = Prawda - to dochodzę do wniosku, że to tylko frazes. Pięknie to brzmi, ale przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że to jakoś nie gra. A może Bóg to ta bezwarunkowa miłość, pokój i brak strachu i bólu - o jakim mówią ludzie, którzy byli bliscy śmierci? Brak bólu i strachu ? Pozornie dobrostan, oczywiście w dziecięcym wyobrażeniu. W rzeczywistosci ból i strach to dary Boże, które otrzymaliśmy przez ewolucję, by nas chroniły przed najgorszym. To sygnały ostrzegawcze przed chorobą, przed zagrożeniem. Bezcenne, niezbędne cechy, bez których, gdyby ktoś spełnił dziecinne marzenia o ich braku - dawno by nasz gatunek był przeszłością.
|
Pt sty 17, 2025 8:59 |
|
 |
Swołocz
Dołączył(a): N wrz 10, 2017 20:32 Posty: 1686
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Może to dary dane nam przez ewolucję - ale aktualne tylko tutaj, w świecie doczesnym. Na tamtym świecie są one zbędne.
|
Pt sty 17, 2025 9:52 |
|
 |
Idący
Dołączył(a): Śr wrz 09, 2015 13:51 Posty: 2113
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Swołocz napisał(a): Może to dary dane nam przez ewolucję - ale aktualne tylko tutaj, w świecie doczesnym. Na tamtym świecie są one zbędne. Ewolucja też jest dziełem Boga. Z tego co da się wyczytać w Biblii, to po zmartwychwstaniu nie będzie chorób, bólu... Nie będzie żadnych negatywnych zjawisk. Ale zamiast się martwić, jak tam będzie, trzeba starać się nabyć przepustkę do lepszego świata. I to jest/powinno być największym zmartwieniem na czas obecny
_________________ Wierzący chrześcijanin, w szczególności katolik to ktoś, kto codziennie i permanentnie stara się być coraz lepszym.
|
Pt sty 17, 2025 9:59 |
|
 |
george45
Dołączył(a): Śr kwi 18, 2018 8:59 Posty: 2971
|
 Re: Jak pomóc wrócić do Boga?
Idący napisał(a): Z tego co da się wyczytać w Biblii, to po zmartwychwstaniu nie będzie chorób, bólu... Nie będzie żadnych negatywnych zjawisk. Ale zamiast się martwić, jak tam będzie, trzeba starać się nabyć przepustkę do lepszego świata. I to jest/powinno być największym zmartwieniem na czas obecny Idący, martwisz się, że nie będzie po zmartwychwstaniu chorób, bólu, negatywnych zjawisk i zarazem martwisz się jak zdobyć przepustkę do tego „lepszego świata”, w którym tylu zmartwień się dopatrujesz? Może jak byś przyjął, że z prochu powstałeś i bez żadnych przepustek w proch się obrócisz, uniknąłbyś zmartwień. Życie odbierałbyś jako cud, na który niczym nie zasłużyłeś. Smakował jego smaki i współczuł (nie wyśmiewał, ale współczuł) tym, którzy chcąc spróbować jakiegokolwiek z nich żebrzą o przepustkę u mamusi i tatusia, pani w szkole, pana kierownika w pracy czy konsekrowanego w bożnicy, przesiąknięci strachem.
|
Pt sty 17, 2025 16:33 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|