ubuntuser
Dołączył(a): N lut 03, 2008 18:33 Posty: 13
|
 Moje rozważania na temat istnienia Boga
Witajcie, jestem Ubuntuser, i wczoraj znalazłem to forum.
Pewnego czasu wierzyłem, potem jednak stało się tak, że rozmawiałem z moim kuzynem ateistą.... Przez niego właśnie zwątpiłem i przez pół roku moje modlitwy nie były za szczere... Wczoraj myślałem nad tym wszystkim, szukałem dowodów na istnienie Pana Boga, bez którego ten świat wydawał mi się jeszcze straszniejszy... że śmierć kończyłaby wszystko... Myślałem nawet swojego czasu o samobójstwie - nie wierząc w Boga życie wydawało mi się bez sensu. Jednak wtedy, jakaś łaska chyba na mnie spłynęła... Pomyślałem sobie, że świat jest zbyt skomplikowany, aby nie było Boga... oraz także to, że że Stary Testament, który był pisany przez urodzeniem Jezusa, a dokładnie proroctwa, właśnie o nim mówią... Więc, jeśli się to wypełniło, i zarówno Biblia, jak i Jezus Chrystus mówi o Panu Bogu, widocznie On istnieje. Pomyślałem sobie jeszcze tak: Nawet, jeśli będe się modlić, wierzyć, a Boga by nie było - nic nie stracę. Nawet jak stracę czas (to argument ateistów), to przynajmniej będzie mi łatwiej z nadzieją, że Pan Bóg istnieje i po śmierci nie nastąpi koniec. A jeżeli nawet by się okazało, że Pana Boga nie ma, to wszystko, cały świat byłby bez sensu... Marność nad marnościami... A nie wierzę, by coś tak doskonale skonstruowanego było bez sensu...miało swój koniec... Mam nadzieje, że moje słowa pomogą trochę tym, którzy jeszcze nie uwierzyli, a jeśli nie - zawsze chętnie porozmawiam na GG. Ale tylko pod warunkiem, że ktoś chce "odnaleźć" wiarę, a nie bezpodstawnie się wykłócać.
Jeszcze mam dla Was pewien przykład... Wczoraj go wymyśliłem.
Otóż, były sobie dzieci, klasa, klasa pierwsza, i przyszła do nowej szkoły. Słyszała, od starszych klas, że istnieje nauczyciel, ale nie mieli pewności, bo go nigdy nie widzieli.
Nauczyciel był ciekawy, jakimi oni są dziećmi. Chciał wiedzieć, jak zachowuje się każdy z uczniów, gdy go nie ma. Wiedział, że przy nim będą dla siebie nawzajem grzeczne i o nauczycielu będą mówić pozytywnie. Chciał jednak się przekonać, jak dzieci się zachowują, gdy go nie ma... Gdy nawet nie mają pewności, że on istnieje.
Przyczaił sie więc na korytarzu, i udając innego ucznia bacznie ich obserwowal. Widział jak niektóre dzieci, większa część klasy, jest dla siebie niemiła... Nieszanuje się nawzajem.. Źle mówi o nauczycielu, a nawet wątpi w jego istnienie.
Były też dzieci grzeczne, miłe, ale znosiły trudy od tych innych. Tamci krzyczeli na nich, bili ich. Dzieci czasem wachały się, czy nauczyciel faktycznie istnieje, bo inaczej przecież uchroniłby je przed niegrzecznymi kolegami. Zaczęli wątpić, ale bardzo kochali nauczyciela, mimo,że go nie widzieli. Kochali go, bo słyszeli, że ten nauczyciel jest dobrym człowiekiem i nie pozwala na agresję, jest sprawiedliwy i dobry. Kochały go za to, i bardzo chciały, żeby on istniał, żeby przyszedł i ochronił ich przed tamtymi "złymi".
Po jakimś czasie, zorientowawszy się jakie każde z dzieci jest, nauczyciel wyszedł z ukrycia. Nagrodził miłych, skarcił niegrzecznych, ale dał szansę do poprawy.
Jak powinniście zrozumieć tą historię? Nauczyciel to Bóg, dzieci niegrzeczne - źli ludzie. Dzieci miłe - dobrzy ludzie.
Gdyby Pan Bóg objawił się ludziom, ich postępowanie zmieniłoby się, ale nie byli by wtedy szczerzy. Wtedy Pan Bóg nie mógł by nagrodzić tych, co w niego wierzyli, bo gdy się coś zobaczy, jest pewność, a nie wiara. Tak więc, pozostaje nam wierzyć i po "śladach" poznawać, że Pan Bóg istnieje... Ot takiego dowodu na to nie ma, że istnieje, ale że nie istnieje tym bardziej. Ale zastanówmy się nad tymi moimi pierszymi słowami... ja na przykład uważam, że świat musi mieć sens... Bo inaczej, nasze życie nie było by nic warte... Ateiści mają swoje zdanie... Ja jednak wierzę, i myślę, a właściwie planuję, niezwątpić po raz kolejny.
Pozdrawiam,
Ubuntuser
_________________ GG 11652863
|