Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz sie 07, 2025 18:05



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 
 Ponoszenie konsekwencji wyborów... 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): So lut 18, 2012 23:21
Posty: 4
Post Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Ostatnio dużo myślę, a im więcej myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że katolicyzm nie jest logiczny, ani sprawiedliwy, a katolicki Bóg jest zwyczajnie okrutny. Dlaczego?

Podobno ludzie mają wolną wolę, i mogą z niej korzystać, wybierając dobro lub zło. Mamy też pojęcie wolności - która kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. To ja mam pytanie:

Pewna osoba zawarła związek małżeński, była w nim jak najbardziej w porządku, wierzy w nierozerwalność małżeństwa, a druga zrobiła "skok w bok", bo taka już jest, i wysoce prawdopodobne, że nie zawaha się zrobić kolejnego, (skoro wie, że i tak rozwodu nie będzie). Konsekwencją "grzechu" osoby nr 2 zostaje więc obarczona wyłącznie osoba nr 1, + ewentualne dzieci i inne osoby. Osobie nr 2 prawdopodobnie to "lotto", raczej nie będzie mieć wielkich wyrzutów sumienia z powodu zdrad, a do tego sporo przyjemności... Za to osoba zdradzona dostanie za nie swoje: nawet jeśli zdecyduje się przebaczyć, będzie cierpieć z powodu braku miłości i wierności w związku i braku bezpieczeństwa - > jakie wzorce dostaną dzieci (nieszczęśliwi rodzice uwikłani w związek, brak poczucia bezpieczeństwa)? Jeśli zdecyduje się na separację, czyli jedyną opcję dopuszczalną przez KK, znów nie będzie dobrze (człowiek nie jest stworzony do tego, aby być sam), a dzieci znowu dostaną piękny wzorzec.

Ja pytam: dlaczego konsekwencje grzechów osoby nr 2 mają ponosić do końca życia inni ludzie? Dlaczego takie złe byłoby, gdyby osoba zdradzona zbudowała nowy związek, pokazując dzieciom, że jednak miłość istnieje, że można żyć razem we wzajemnym szacunku? Czy zasada nierozerwalności małżeństwa nie godzi w tym przypadku nie w tych, w których powinna? I dlaczego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wywołuje to tylko utrwalanie grzesznych postaw, bo konsekwencje ponoszę nie ja, tylko ktoś inny..? To niewychowawcze i nieodpowiedzialne.

Powyższa sytuacja jest czysto hipotetyczna, jednak ma przełożenie na wiele dziedzin życia. Jeśli nadstawię drugi policzek złemu, to się nauczy, że może wszystkich do woli prać po mordzie, bo go to nie boli, a nie, że dobro zwycięża i właśnie doświadczył Bożej miłości... A osoba obrywająca gdzie podziała fakt, że jest "świątynią Ducha św." i ma prawo do szacunku i obrony własnego szczęścia? Dochodzimy tu do takiego samego absurdu jak to, co w prawie - złoczyńca ma więcej praw niż pokrzywdzony...

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii...


N lut 19, 2012 14:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Widać że sytuacja jest czysto hipotetyczna i nastawiona na udowodnienie Twoich pierwszych zdań. Takich sytuacji można tworzyć nieskończoną ilość i w ten sposób wszystko udowodnić. A tym czasem liczy się rzeczywistość i to co w niej występuję. Małżeństwo istotnie jest nierozerwalne, tym czasem trzeba się zastanowić czy było w ogóle zawarte w sposób ważny, skoro owy nr 2 to człowiek bez uczuć, bez sumienia, który jak widać nigdy nie kochał owej osoby nr 1. Nie wiem też jak można się uwikłać w taką relację. Jest to typowy przykład dwóch skrajności, który w rzeczywistości nie występuje, a jeśli nawet to można mieć wątpliwość co do jego ważności. Efekt jest taki że nie masz racji kierując swoje pretensje do Boga czy Kościoła. Jeśli dwoje ludzi się zna, szczerze kocha, podejmuje przemyślaną decyzję o byciu razem do końca życia i bez względu na sytuacje, chcą mieć dzieci i je razem wychowywać, to nie wierze że jedno z nich nagle może stać się takim jakim opisujesz, czyli człowiekiem bez uczuć i zdradzającym bez powodu. A sytuacje które realnie mają miejsce powinny podlegać przebaczeniu i lub nieprzebaczeniu i o takich można dyskutować.

_________________
Pozdrawiam
WIST


N lut 19, 2012 14:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn cze 28, 2010 23:24
Posty: 624
Lokalizacja: Pustynia
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Osoba nr 2. jest kłamliwa (nie powiedziała o swoim charakterku przed ślubem) oraz wyrachowana (skoro wie, że współmałżonek cierpi, mimo to kontynuuje zdrady). Pewnie jest materialistką, należałoby więc przy rozwodzie zasądzić alimenty od osoby nr 2. na rzecz osoby nr 1. Tylko tak dotknęłoby to osobę nr 2.

Czy nick autorki wątku ma związek z historią?

_________________
Obrazek
Być wolnym to móc nie kłamać.


N lut 19, 2012 20:13
Zobacz profil WWW
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, jaka została opisana, to niewiele można już zrobić.
Osoba nr 1 nie będzie już szczęśliwa. Pamięci nie da się wykasować, a nowa osoba w tym związku dla dzieci, będzie zawsze osobą obcą, a podobne problemy jak na początku, dopadną ich gdy dorosną dzieci.
Przypisywanie Kościołowi i Panu Bogu winy za swoją głupotę, jest głupie i podłe!
Gdyby osoba nr 1 żyła po Bożemu, to nigdy nie zawarłaby takiego związku.
Taką sytuację może wymyślić jedynie osoba wrogo nastawiona i nie znająca Prawa Bożego i Nauki Chrystusa.


N lut 19, 2012 20:14
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Osoba pierwsza będzie na tyle roztropna, ze nie wyjdzie za lekkoducha, bawidamka i nie kochającego. Po to jest okres narzeczeński aby sprawę rozeznać, dogadac się co do przyszłości i wysondować przyszłego (albo i nie) małżonka.
Dlaczego tak wiele osób uważa, ze jak człowiek jest chrześcijaninem, to od razu jest naiwny i krótkowzroczny?


Pn lut 20, 2012 0:04
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Osoba infantylna o myśleniu życzeniowym poślubiła osobę nieodpowiedzialną i winę za niespełnełnienie życzeń obarcza Boga. Pewne działania człowieka mają charakter nieodwracalny. Jeśli pojawiły się dzieci to one poniosą konsekwencje nieodpowiedzialności rodziców. Myślenie o nierozerwalności małżeństwa w kategoriach-muszę z nim być, bo on wie, że nie odejdę są też naiwne. Niedojrzałość małżonków jest przyczyną nieważności zawartego sakramentu, KK dopuszcza jeszcze separację. Są wyjścia, ale konsekwencji nieprzemyślanych wyborów czasem nie da się wymazać.


Pn lut 20, 2012 10:15

Dołączył(a): So lut 18, 2012 23:21
Posty: 4
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi.
Kozioł napisał(a):
Osoba pierwsza będzie na tyle roztropna, ze nie wyjdzie za lekkoducha, bawidamka i nie kochającego. Po to jest okres narzeczeński aby sprawę rozeznać, dogadac się co do przyszłości i wysondować przyszłego (albo i nie) małżonka.
WIST napisał(a):
Nie wiem też jak można się uwikłać w taką relację.(...) Jeśli dwoje ludzi się zna, szczerze kocha (...).

Zakładacie, że da się poznać drugą osobę, a ja z doświadczenia wiem, że można żyć z kimś pod jednym dachem, i w ślepym zaufaniu nie dostrzegać prawdy o drugim człowieku. Nie mówiąc o tym, że człowiek ZAWSZE może się zmienić.
Maluczki napisał(a):
Gdyby osoba nr 1 żyła po Bożemu, to nigdy nie zawarłaby takiego związku.

OK, a jeśli przy zawarciu małżeństwa wszystko było OK, a jedna z osób z własnej głupoty/ w wyniku problemów zaczęła pić/ ćpać itd.? Nie wierzę, że wokół Was same szczęśliwe związki.. że naprawdę nie jesteście w stanie zauważyć ani jednej sytuacji, w której niewłaściwa osoba cierpi przez drugą osobę i "zasady". Ja widzę takich mnóstwo wszędzie..
Zoll napisał(a):
Czy nick autorki wątku ma związek z historią?
Nick autorki nie ma związku z historią, najmniejszego.
Maluczki napisał(a):
Taką sytuację może wymyślić jedynie osoba wrogo nastawiona i nie znająca Prawa Bożego i Nauki Chrystusa.

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni - widzę że świetnie mnie znasz Maluczki :)

Mam wrażenie, że sądzicie, że ja atakuję KK czy Boga, bo próbuję swoje haniebne czyny wytłumaczyć/usprawiedliwić choćby na forum (a tu żadnych haniebnych czynów, nawet w planach... olaboga! ;) ) Jak napisałam na początku, patrzę na świat i ludzi, i wyciągam wnioski.
Jeśli już, to pośrednio ponoszę konsekwencje czyjegoś zaślepienia... Codziennie patrzę, jak można ukrywać skrajny egoizm pod płaszczykiem religijności, i za pomocą tej właśnie religijności, zaufania oraz szczerej miłości drugiej osoby manipulować nieświadomym niczego człowiekiem, mało tego, dzięki właśnie tej "zasłonie" być "nietykalnym" i móc deformować cudze myślenie i serce, aby osiągnąć własne cele... Wybaczcie, że nie napiszę więcej, sytuacja jest prawdziwa i nie chcę, żeby została zidentyfikowana przez potencjalnych znajomych.

Kiedyś myślałam podobnie jak Wy, że relacja oparta na Bogu ma niejako "przedłużoną gwarancję", albo dodatkowe zabezpieczenia, i pewnie najczęściej tak jest. Ale niestety nie ma 100% pewności.
Maluczki napisał(a):
Jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, jaka została opisana, to niewiele można już zrobić.
Osoba nr 1 nie będzie już szczęśliwa. Pamięci nie da się wykasować, a nowa osoba w tym związku dla dzieci, będzie zawsze osobą obcą, a podobne problemy jak na początku, dopadną ich gdy dorosną dzieci.

I tu właśnie się nie zgadzam... bo znam historię z życia wziętą, w której w pewnej rodzinie ojciec zaczął pić, a kiedy dziecko miało kilka latek, stał się już nie do zniesienia. Matka zdecydowała o separacji. I tak sobie trwali, osobno, facet dalej chlał, ona walczyła z całym światem SAMA. Aż znalazł się odpowiedzialny mężczyzna, z którym postanowiła się związać. Nie mają ślubu kościelnego i nie mogą chodzić do komunii, ale dziecko wychowało się w porządnej, szanującej się, szczęśliwej rodzinie, dostało rodzeństwo, potem samo założyło szczęśliwą rodzinę i zostało rodzicem. TO JEST PRAWDZIWA HISTORIA. Takich jest wiele, spójrzmy chociaż na duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Nie mów mi więc Maluczki, że nic nie można zrobić, że nikt już nie będzie szczęśliwy, a dzieci będą przekazywać przekleństwo przez pokolenia BO TAK.

Nie piszę tu, żeby pluć jadem, bo mam pretensje do Boga i wszystkich świętych z KK na czele, tylko dlatego, że to, co myślę, ma uzasadnienie w tym, co widzę dookoła, i jest sprzeczne z tym, czego KK mnie przez wiele lat uczył, i w co szczerze wierzyłam. Nie mam potrzeby nawracania nikogo na niewiarę (sama zresztą chyba jeszcze w Boga wierzę). Jestem tutaj, ponieważ jeszcze niedawno myślałam tak jak Wy, tzn. nie myślałam, przyjmując to, co mówi KK, za prawdę bezwzględną. W ten sposób łatwo wydać osąd o drugiej osobie i zamknąć oczy na rzeczywistość.
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, i każdy z nas popełnia błędy. Każdy z nas ma prawo do szczęścia i bycia szanowanym, oraz obowiązek szanowania innych ludzi, ale do tego trzeba uznać, że nie jest się nieomylnym, więc inni też mają prawo do błędów...


Pn lut 20, 2012 20:47
Zobacz profil
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Albo na przykład wybiorę sobie partnera i będziemy mieli HIVa


Pn lut 20, 2012 21:30
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Niewierna napisał(a):
Zakładacie, że da się poznać drugą osobę, a ja z doświadczenia wiem, że można żyć z kimś pod jednym dachem, i w ślepym zaufaniu nie dostrzegać prawdy o drugim człowieku. Nie mówiąc o tym, że człowiek ZAWSZE może się zmienić.

Zmienić tak, ale nie w taki sposób, aby stać się niczułym złym cyborgiem. Tak, zakładam że można poznać człowieka na tyle dobrze, aby mieć dużą pewność, co do tego że nie okłamuje. W przedstawione przez Ciebie skrajności ja osobiście nie wierzę. A nawet jeśli by zaszły to już wyżej napisano jakieś są tutaj opcję. Tak czy tak, mocno przesadziłaś.

Powinniśmy jednak zacząć od podstaw, bo nikt nikomu nie karze brać ślubu. Jeśli komuś taka wizja nie odpowiada niech żyje po swojemu. Ksiądz pokrzyczy z ambony, ale przecież ci którym obojętne są te słowa, najpewniej do kościoła też nie przyjdą, więc zero dyskomfortu. Ślub dla wielu stał się tradycją, a nie świętym sakramentem, ale mimo to jest to nadal sakrament. Jeśli ktoś go nie rozumie, to nie powinien mieć pretensji, że Kościół nie przyzwala na to aby ktoś narzucał mu warunki.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Pn lut 20, 2012 22:37
Zobacz profil
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Cytuj:
Niewierna napisała:

OK, a jeśli przy zawarciu małżeństwa wszystko było OK, a jedna z osób z własnej głupoty/ w wyniku problemów zaczęła pić/ ćpać itd.? Nie wierzę, że wokół Was same szczęśliwe związki.. że naprawdę nie jesteście w stanie zauważyć ani jednej sytuacji, w której niewłaściwa osoba cierpi przez drugą osobę i "zasady". Ja widzę takich mnóstwo wszędzie..
Pić i ćpać nie zaczyna się bez powodu. Jeżeli ktoś prawdziwie miłuje, to nie zacznie ani ćpać, ani pić.
Cytuj:
Niewierna napisała:
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni - widzę że świetnie mnie znasz Maluczki :)

Mam wrażenie, że sądzicie, że ja atakuję KK czy Boga, bo próbuję swoje haniebne czyny wytłumaczyć/usprawiedliwić choćby na forum (a tu żadnych haniebnych czynów, nawet w planach... olaboga! ;) ) Jak napisałam na początku, patrzę na świat i ludzi, i wyciągam wnioski.
Jeśli już, to pośrednio ponoszę konsekwencje czyjegoś zaślepienia... Codziennie patrzę, jak można ukrywać skrajny egoizm pod płaszczykiem religijności, i za pomocą tej właśnie religijności, zaufania oraz szczerej miłości drugiej osoby manipulować nieświadomym niczego człowiekiem, mało tego, dzięki właśnie tej "zasłonie" być "nietykalnym" i móc deformować cudze myślenie i serce, aby osiągnąć własne cele... Wybaczcie, że nie napiszę więcej, sytuacja jest prawdziwa i nie chcę, żeby została zidentyfikowana przez potencjalnych znajomych.

Kiedyś myślałam podobnie jak Wy, że relacja oparta na Bogu ma niejako "przedłużoną gwarancję", albo dodatkowe zabezpieczenia, i pewnie najczęściej tak jest. Ale niestety nie ma 100% pewności.
W życiu nie ma lipy! Wszystko ma swoją przyczynę , trzeba tylko nie kierować się pozorami, tylko prawdą, wtedy wszystko widzi się takie jakie jest, a nie jak się wydaje!
Cytuj:
Niewierna napisała:
I tu właśnie się nie zgadzam... bo znam historię z życia wziętą, w której w pewnej rodzinie ojciec zaczął pić, a kiedy dziecko miało kilka latek, stał się już nie do zniesienia. Matka zdecydowała o separacji. I tak sobie trwali, osobno, facet dalej chlał, ona walczyła z całym światem SAMA. Aż znalazł się odpowiedzialny mężczyzna, z którym postanowiła się związać. Nie mają ślubu kościelnego i nie mogą chodzić do komunii, ale dziecko wychowało się w porządnej, szanującej się, szczęśliwej rodzinie, dostało rodzeństwo, potem samo założyło szczęśliwą rodzinę i zostało rodzicem. TO JEST PRAWDZIWA HISTORIA. Takich jest wiele, spójrzmy chociaż na duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Nie mów mi więc Maluczki, że nic nie można zrobić, że nikt już nie będzie szczęśliwy, a dzieci będą przekazywać przekleństwo przez pokolenia BO TAK.

Nie piszę tu, żeby pluć jadem, bo mam pretensje do Boga i wszystkich świętych z KK na czele, tylko dlatego, że to, co myślę, ma uzasadnienie w tym, co widzę dookoła, i jest sprzeczne z tym, czego KK mnie przez wiele lat uczył, i w co szczerze wierzyłam. Nie mam potrzeby nawracania nikogo na niewiarę (sama zresztą chyba jeszcze w Boga wierzę). Jestem tutaj, ponieważ jeszcze niedawno myślałam tak jak Wy, tzn. nie myślałam, przyjmując to, co mówi KK, za prawdę bezwzględną. W ten sposób łatwo wydać osąd o drugiej osobie i zamknąć oczy na rzeczywistość.
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, i każdy z nas popełnia błędy. Każdy z nas ma prawo do szczęścia i bycia szanowanym, oraz obowiązek szanowania innych ludzi, ale do tego trzeba uznać, że nie jest się nieomylnym, więc inni też mają prawo do błędów...
Wybacz, ale zauważasz tylko powierzchnię! Czy Ty wiesz co ma w swojej pamięci to dziecko, jakie w skutek tego wszystkiego ma odczucia i stosunek? To że kobieta i mężczyzna żyli w zgodzie i może nawet w szacunku, jest prawdopodobnie wynikiem przykrych doświadczeń, jakie oboje przeżyli, a nie miłości takiej, jak mają do siebie kobieta i mężczyzna złączeni miłością oblubieńczą. Wiem coś o tym, bo sam jestem dzieckiem matki, która poślubiła innego mężczyznę.
Niewierna, zauważasz tylko powierzchnię i dlatego wyciągasz błędne wnioski. Aby znać prawdę i wyciągać prawidłowe wnioski, trzeba się zagłębić w problem, ale z zewnątrz nie jest to zawsze możliwe w pełni.
Nie dociera też do Ciebie, że pewne sprawy są w życiu nieodwracalne i nie da się przywrócić stanu poprzedniego, czasu nie da się cofnąć, ani pamięci wykasować. Jeżeli się coś robi, to pozostaje to już na wieki wieków i ma swoje natępstwa.


Śr lut 22, 2012 12:19
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Niewierna napisał(a):
Ja pytam: dlaczego konsekwencje grzechów osoby nr 2 mają ponosić do końca życia inni ludzie?
Błędy jakiejś osoby dotykają nie tylko jej samej, ale i ludzi w otoczeniu. To jest niesprawiedliwe, ale każed zło jest niesprawiedliwe. Nie jest to wina "okrutnego Boga" czy "nielogicznego katolicyzmu". Po prostu to są konsekwencje grzechu. A Kościół nie pochwala zła.


Śr lut 22, 2012 13:23

Dołączył(a): N maja 22, 2011 20:08
Posty: 96
Post Re: Ponoszenie konsekwencji wyborów...
Niewierna napisał(a):
Ostatnio dużo myślę, a im więcej myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że katolicyzm nie jest logiczny, ani sprawiedliwy, a katolicki Bóg jest zwyczajnie okrutny. Dlaczego?

Podobno ludzie mają wolną wolę, i mogą z niej korzystać, wybierając dobro lub zło. Mamy też pojęcie wolności - która kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. To ja mam pytanie:

Pewna osoba zawarła związek małżeński, była w nim jak najbardziej w porządku, wierzy w nierozerwalność małżeństwa, a druga zrobiła "skok w bok", bo taka już jest, i wysoce prawdopodobne, że nie zawaha się zrobić kolejnego, (skoro wie, że i tak rozwodu nie będzie). Konsekwencją "grzechu" osoby nr 2 zostaje więc obarczona wyłącznie osoba nr 1, + ewentualne dzieci i inne osoby. Osobie nr 2 prawdopodobnie to "lotto", raczej nie będzie mieć wielkich wyrzutów sumienia z powodu zdrad, a do tego sporo przyjemności... Za to osoba zdradzona dostanie za nie swoje: nawet jeśli zdecyduje się przebaczyć, będzie cierpieć z powodu braku miłości i wierności w związku i braku bezpieczeństwa - > jakie wzorce dostaną dzieci (nieszczęśliwi rodzice uwikłani w związek, brak poczucia bezpieczeństwa)? Jeśli zdecyduje się na separację, czyli jedyną opcję dopuszczalną przez KK, znów nie będzie dobrze (człowiek nie jest stworzony do tego, aby być sam), a dzieci znowu dostaną piękny wzorzec.

Ja pytam: dlaczego konsekwencje grzechów osoby nr 2 mają ponosić do końca życia inni ludzie? Dlaczego takie złe byłoby, gdyby osoba zdradzona zbudowała nowy związek, pokazując dzieciom, że jednak miłość istnieje, że można żyć razem we wzajemnym szacunku? Czy zasada nierozerwalności małżeństwa nie godzi w tym przypadku nie w tych, w których powinna? I dlaczego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wywołuje to tylko utrwalanie grzesznych postaw, bo konsekwencje ponoszę nie ja, tylko ktoś inny..? To niewychowawcze i nieodpowiedzialne.

Powyższa sytuacja jest czysto hipotetyczna, jednak ma przełożenie na wiele dziedzin życia. Jeśli nadstawię drugi policzek złemu, to się nauczy, że może wszystkich do woli prać po mordzie, bo go to nie boli, a nie, że dobro zwycięża i właśnie doświadczył Bożej miłości... A osoba obrywająca gdzie podziała fakt, że jest "świątynią Ducha św." i ma prawo do szacunku i obrony własnego szczęścia? Dochodzimy tu do takiego samego absurdu jak to, co w prawie - złoczyńca ma więcej praw niż pokrzywdzony...

Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii...

Przepraszam, nie czytalem innych opinii, wiec byc moze juz ktos o tym napisal o czym ja zaraz powiem.

Twoj blad i wiele takich bledow i podobnych rozwazan, jest nastawionych jednokierunkowo. Tzn podam przyklad. Bog jest wszechmocny, ale zakladajac na chwile, ze musialby wybrac pomiedzy zbiegiem wielu okolicznosci w ktorych ginie 10 osob, a innym w ktorym ginie 100 osob, i nie bylo by zadnej mozliwosci aby uratowac wszystkich, to ktory wariant jest lepszy? Nie wiedzac o tym, ktos moze zapytac "skoro Bog jest taki dobry, czemu pozwolil zginac 10 osobom".

Pamietaj, ze czlowiek ma WOLNA wole, wiec Bog nie kontroluje nas w sposob bezposredni poniewaz nas kocha i chce abysmy sami potrafili zdecydowac i go wybrac. Co sie za tym wiaze, nie wiesz, ja nie wiem, nikt nie wie, co by bylo GDYBY, na skutek wlasnie okolicznosci i wyborow milionow ludzi na calym swiecie. Znasz na pewno powiedzenie o ruchu skrzydel motyla na jednej polkuli...

Wracajac do twojego przypadku. Ok. Powiedzmy, ze masz jedno zyczenie i Bog ci mowi, ze jest w stanie spelnic niemal kazde twoje zyczenie. Wybierasz aby zniosl prawo nierozerwalnosci malzenskiej. Czy pomyslalas, jakie by to nioslo konsekwencje, lub moglo niesc na skale swiata, przeszlosci, przyszlosci? Czy myslisz, ze jesli osoby by wiedzialy, ze moga sie rozwiesc w kazdej sytuacji, czy wedlug ciebie ludzie by byli bardziej wierni czy mniej?

Ja tego nie wiem, ale postawie moj najmniejszy palec u stopy, ktory nie jest moim najwazniejszym paluszkiem, ze chyba... by nie bylo tak rozowo. Wystarczy zobaczyc jak to wyglada w USA, gdzie kazdy sie bzyka z kazdym, gdzie wiara katolicka jest na poziomie miernym, a denominacje chrzescijanskie, wszystkie jak jedna dopuszczaja rozwody, i co? I jest ponad 50% rozwodow, a ponoc w Californi 75%.

Tak, takie sytuacje jak przedstawilas na pewno sie zdarzaja i nikt nie powinien ci wmawiac, ze nie. Ale zastanow sie gleboko, jak by to wygladalo gdyby... I staraj sie kazda taka hipoteteyczna sytuacje rozwazac na kazdy mozliwy sposob, bo Bog nie jest niesprawiedliwy, chocby nie wiem co kto mowil. Jest istota doskonala i jest sprawiedliwy w swojej doskonalosci.

Bog z toba


Pt mar 02, 2012 23:43
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 12 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL