No ja pier***e. Ile razy można używać tego błędnego i wyświechtanego argumentu?



Doprawdy? Jakiej metodologi użyłeś aby stawiać jakieś swoje arbitranle werdykty?

Może aż ktoś w końcu poda jakąś sensowną odpowiedź?

A jakie kryteria spełnia w tym wypadku sensowna odpowiedź? Dla ateisty żadna odpowiedź nie będzie sensowna dopóty, dopóki jego celem będzie:
1. walka z Bogiem, którego "nie ma"
2. dowodzenie, ze wierzący to ciemnota
3. w niektórych wypadkach - wyśmiewanie wiary

Tak, tak, a świstak siedzi i zawija.

Owszem. Czy to jest ten dowód na nieistnienie Boga?

Pytasz czy to coś zmienia dla mnie czy dla ciebie? Przypuszczam, że dla ciebie wiele, bo nie ma drugiej tak atakowanej religii jak chrześcijaństwo, zarówno przez ateistów jak i inne religie. Skoro więc byłbym wyznawcą innej religii to nie trzeba byłoby mnie atakować.

A gdybyś Ty przyszedł na świat w konserwatywnej rodzinie z Bible Beltu, to raczej byłbyś kreacjonistą. No i co ten argument wnosi?

Tylko tyle że z zasady poglądy przejmujemy od otoczenia, są oczywiście ludzie którzy poważnie podeszli do tematu weryfikacji wszelakich poglądów, ale to nadal mniejszość, bo chyba ludzi boi się zmieniania poglądów, a przecież ewentualne - myliłem się wcale tak bardzo nie boli. Ja kiedyś myślałam że nie mamy wpływu na geny, bo nie wiedziałam o procesach epigenetycznych, myślałam że pewne fakty są niezaprzeczalne, ale już wiem że tak naprawdę nic nie jest na 100% ( nawet to że nic nie jest na 100%, bo może jednak coś jest pewne), kiedyś myślałam że religie są przyczyną wszelkiego zła, ale tak nie jest, same religie nie są złe, jedynie fanatyzmy są problematyczne, ale dotyczy to wszelkich fanatyzmów. Jakbym miała wymienić wszelkie głupoty w jakie wierzyłam tylko dlatego że wierzyli w to ludzie z mojego otoczenia to by pokaźna księga wyszła.
Po prostu statystycznie ludzie mają takie poglądy jak ich rodziny i otoczenie, bardzo rzadko ktoś choćby podejmie się próby samodzielnej weryfikacji i zbudowania swojego światopoglądu po swojemu i w sumie to rozumiem, bo to ciężka robota, na dobitkę bez większych szans na to że kiedykolwiek się skończy i pewnie gdybym w końcu znalazła jakiś gotowy system który by mi choćby w większej części pasował i był kompleksowy to bym go przyjęła, ale na razie wybieram pojedyncze elementy które mi pasują i kombinuję jak to sklecić w całość, ale chociaż mam cel w życiu.

Poglądy przejmujemy od tych, którzy są bardziej przekonujący, a ich poglądy wartościowe. Dlatego struktury społeczne ulegają z dużym zmianom wraz z upływem czasu. Gdyby poglądy były przejmowane od otoczenia, otoczenie nigdy by się nie zmieniało, np dalej tak jak dwa tysiące lat temu, mielibyśmy dwunastu chrześcijan.

Dobrze by było, gdyby z zasady prawdziwa była druga część zdania, ale obawiam się, że tak można powiedzieć tylko o tej pierwszej...

Z tym że większość poglądów kształtuje się już w okresie życia gdy na ogół bezkrytycznie wierzymy rodzicom , dziadkom, nauczycielom, dopiero w okresie buntu nastolatka ( i to o ile występuje w intensywnej formie) zaczynamy krytycznie na to patrzeć, a i tak mało kto rusza bazowe przekonania, zadaje sobie na poważnie pytania natury egzystencjalnej czy filozoficznej.
Nowe poglądy kształtują buntownicy, osoby którym nie podobał się system jaki zastali i zrobili wszystko aby go zmienić, mało kto odrzucał wszystkie wartości( bo to z zasady jest głupie) ale dokonywał ich weryfikacji, tworząc coś nowego co potem się rozpowszechniło w takiej czy innej formie ( z zasady niestety w zmodyfikowanej, ale to inny temat)

Acha
Najpierw zrobiłaś piękny wywód, który udowadnia, że nic się nie zmienia, a na końcu cichaczem stwierdzasz, że nowe "się rozpowszechnia".
No więc to rozpowszechnianie się nowego jest właśnie dowodem na przejmowanie poglądów innych niż dostępnych w otoczeniu.




To taki skrót myślowy podkreślający, że zmiany zachodzą. Rzeczywiście, zmiany często wartościowe nie są.

Interesujące. W którym miejscu?

No super. Ale ja moje pytanie zadałem w kontekście „argumentu” Whitewingsa. I w tym konktekście interesuje mnie odpowiedź.

Małgosiu dlaczego zakładasz że taki jest cel zadawania takiego pytania? Serio nigdy się nad tym nie zastanawiałaś? Moim celem w dyskusjach jest zaspokajanie swojej ciekawości, poznawanie różnych opinii i kwestii nad którymi się warto zastanowić.
Ja uważam że gdyby moi rodzice wyznawali Allaha to przynajmniej kilka-kilkanaście lat też bym go wyznawała, a gdyby wyznawali Wisznu to bym wyznawała Wisznu, gdyby byli buddystami byłabym buddystką, gdyby wierzyli w Peruna i Światowida zapewne bym ich wyznawała... Samodzielny wybór, jeśli się go dokonuje, wymaga weryfikacji swoich poglądów, poznania i przemyślenia alternatywnych opcji, oraz umiejętności potrzebnych do dokonywania świadomego wyboru, choćby odłożenia emocji i przyzwyczajeń na bok.


Wracając do tytułu wątku - jeśli Bóg stworzył wszechświat i miał w tym jakiś cel to i tak go nie poznamy, możne sobie jedynie gdybać. Gdybym miała obstawiać po co to zrobił to po to aby mieć czego doświadczać i w takim układzie każdy z nas oraz każda istota która może czegoś doświadczać zawiera cząstkę Boga, który jej oczami doświadcza tego co stworzył... O taka wizja mi się podoba

To czego Bóg chce doświadczać?
Bo z tego co ty tutaj opowiadasz, to Bóg w ludziach doświadcza tego co, każdego z nich w życiu spotyka.
Wiec te miliony Afrykańskich dzieci umierających z głodu, też doświadcza? jest ich częścią?

Tak narobił tak ma - obecnie to jedyna wersja która mi się jako tako trzyma w całości.

Pamiętam taką creepypastę 'jajko' fajnie obrazowała coś takiego, niby wyssana z palca opowieść z dreszczykiem, ale jakoś ostatnio ten obraz do mnie wrócił i jakoś się to poukładało.