Nasz pokładowy
obalacz, pan
Andrzej Gdula, zaszczycił nas kiedyś stwierdzeniem, że procesu pojawiania się gatunków nie ma, gdyż istnieje wyłącznie mikroewolucja a dowodem na to jest fakt, że istnieje
wiele różnych definicji pojęcia gatunek. Na poparcie swojej tezy podał
swoją definicję, wedle której
każdy żywy organizm ma szansę być okrzyknięty odrębnym gatunkiem (w razie doraźnej potrzeby).
Pragnę wyjaśnić, że fakt
niemożności sformułowania ścisłej i
idealnej (całkowicie jednoznacznej) definicji pojęcia gatunku jest wynikiem zbiegu kilku faktów:
1. Proces specjacji jest niezmiernie
długotrwały (niekiedy potrzeba na to pół miliona lat).
2. Pojawienie się osobnika, którego można określić jako "nowy gatunek" wymaga skorelowania wielu mutacji zgromadzonych już u jego
poprzedników (brak możliwości wskazania punktu czasowego).
3. Wielość elementów, które mogą być brane pod uwagę jako
podstawowe przy ustalaniu wyodrębnienia się (wygląd, fizjologia, zmiany w jednym organie itp).
4. Wyodrębnienie się nowego gatunku nie zawsze powiązane jest z zauważalną zmianą wyglądu osobników (czasami jest wręcz odwrotnie - bardzo odległe ewolucyjnie gatunki są do siebie niezwykle podobne).
Dodatkowo kreacjoniści żądają, aby wskazać dokładnie moment pojawienia się nowego gatunku, co jest niemożliwe, gdyż
zawsze genom potomka jest
bardzo bliski genomowi rodzica a zmiany te dopiero skumulowane (i porównywane ze stanem daleko wcześniejszym) dają w efekcie możność stwierdzenia zaistnienia specjacji.
Przykładem
idealnego eksperymentu byłoby coś takiego:
1. Zbadać szczegółowo genom każdego osobnika należącego do danej populacji (startowej).
2. Prowadzić obserwację całej tej populacji oraz wszystkich grup wyodrębniających się z niej np. po migracjach czy podziałach stad.
3. Badać za każdym razem genom każdego osobnika narodzonego w obrębie wszystkich grup wynikowych.
4. Porównywać na bieżąco wszystkie wyniki poszukując mutacji kluczowej.
5. Sprawdzać przy każdym pokoleniu zdolność reprodukowania się
wszystkich osobników ze
wszystkimi (z zachowaniem logiki płci) w celu przetestowania pojawienia się bariery reprodukcyjnej.
6. Całość powtarzać przez okres niezbędny do osiągnięcia jednoznacznych wyników (czas przewidywany to ok. 100 000 lat).
Oczywiście eksperyment taki
nie jest możliwy do przeprowadzenia i o to kreacjonistom chodzi. To metoda
niewykonalnego rozkazu.
Każdy rozsądny badacz wie, dlaczego to niemożliwe,
żaden kreacjonista nie wspomni o ograniczeniach, tylko zażąda wyniku (choć sam nigdy żadnego eksperymentu nie przeprowadzi).
Kolejnym wiekopomnym zarzutem jest stwierdzenie: "
Obserwujemy gatunki a nie obserwujemy powstawania ich, a więc gatunki nie powstają". Większości osobom w tym momencie opadają ręce i różne części garderoby, ale ja postaram wykazać
skrajny kretynizm tego stwierdzenia (oraz analogiczny stan osób rzucających takie stwierdzenia).
1. Każdy osobnik jest logiczną fazą przejściową pomiędzy swoim rodzicem a swoim potomstwem, więc jest "ogniwem pośrednim" nieprzerwanego ciągu ewolucyjnego.
2. Nazewnictwo gatunków i ich systematyka jest w pewnej mierze umowna a owa umowność jest związana z "efektem stopklatki" (to, co teraz widzimy uznajemy za ostateczne). Nauka obserwuje w sposób ścisły życie na Ziemi dopiero od momentu poznania kodu DNA i tylko w tym zakresie (niecałe 60 lat) systematyka jest wiarygodna (liczy się pokrewieństwo genetyczne a nie wygląd czy podobieństwo organów).
3. Większość (praktycznie tyczy się to wszystkich) gatunków na ziemi, nawet te uznane za ściśle odrębne gatunki w rzeczywistości to ciągle fazy
rozchodzenia się form wcześniejszych - proces dynamiczny w trakcie trwania.
Fakty obserwacyjne związane z możliwością krzyżowania się osobników pochodzących z różnych gatunków wskazują na specjację
w trakcie a nie
zakończoną, i tak:
1. Tygrys (
Panthera tigris) i
lew (
Panthera leo) to zwierzęta traktowane (i słusznie) jako dwa zupełnie odrębne
gatunki (w obrębie jednego rodzaju). Jednakże bez przeszkód można doprowadzić do skrzyżowania się tych zwierząt, w wyniku uzyskujemy tigona lub lygrysa. Samce krzyżówki są bezpłodne, ale samice mogą mieć dalsze potomstwo, co wskazuje na niewielką odległość ewolucyjną i niedawne (z ewolucyjnego punktu widzenia) rozejście się gatunków. Nikt jednak nie zaprzeczy, że osobniki wskazanych gatunków są od siebie zauważalnie odmienne z wyglądu. Co więcej - żaden kreacjonista nie stwierdzi, że Noe wziął na arkę tylko tygrysy lub tylko lwy (ale oba gatunki naraz) - dla kreacjonistów są to więc dwa odrębne gatunki (oni na to mówią
baraminy).
2. Zebra (
Equus quagga) i
osioł (m.in.
Equus africanus) to również zwierzęta należące do niezaprzeczalnie różnych gatunków. Również dają krzyżówkę: zebroida. Potomstwo nie musi być bezpłodne, co znowu wskazuje na bliskie pokrewieństwo ewolucyjne.
3. Koń domowy (
Equus caballus L.) i
osioł dają kolejną krzyżówkę międzygatunkową (muła), ok. 5% potomstwa jest płodna, tu mamy już większą odległość ewolucyjną, więc płodność potomstwa spada - proszę zauważyć - osioł jest
dalej od konia niż od zebry.
Mamy tu nieco podobieństw do
gatunku pierścieniowego - łańcuch pokrewieństw z otwarciem (brakiem zdolności do krzyżowania się) po przebyciu pewnej "odległości genetycznej". Podobieństwo nie jest przypadkowe - zachodzą tu
te same zjawiska (ewolucja, dobór naturalny, dryf genetyczny itp).
P.S. Mam prośbę do pana
Witolda - niech na swoim blogu otworzy temat opracowania autorstwa pana Andrzeja Gduli i zapozna szerszą rzeszę odbiorców z działalnością lokalnego "hovindopodobnego" oszusta.
Tę samą prośbę kieruję do pana
Pilastra, również autora poczytnego bloga.