Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz maja 23, 2024 14:48



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 40 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
 O Teilhardzie de Chardin 
Autor Wiadomość
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 03, 2008 0:23
Posty: 246
Post O Teilhardzie de Chardin
Witam Wszystkich gorąco! :-D :-D :-D

Jestem Jakub (xywa "Majkel" od Michaela Jacksona), pochodzę ze Stalowej Woli. Obecnie jestem maturzystą. Chciałbym się podzielic moim własnym świadectwem, moimi przemyśleniami dotyczącymi Nauki i Wiary. Otóż od dwóch lat interesuje się myślą i dziełem Ojca Pierre Teilharda de Chardin (1881 - 1955), francuskiego jezuity, genialnego naukowca, współodkrywcy człowieka pekińskiego. Znam Teilharda jak tylko najlepiej się da. Uważam, że Jego wspaniała wizja ewolucji ludzkości ku Punktowi Omega (tożsamego z Chrystusem Zmartwychwstałym) jest nie tylko bardzo ciekawa pod względem filozoficznym, ale przede wszystkim stanowi niezwykłą próbę zbliżenia Nauki i Wiary. Niemożliwe jest bowiem odrzucenie obydwu tych potęg: Objawienia i Nauki. O nie! Jeżeli istnieje Prawda, dotyczy ona całej rzeczywistości (Heiddeger) i musi byc komplementarna względem samej siebie.

Przechodząc do konkretów. Dlaczego Ojciec Piotr Teilhard jest dla mnie Największym Autorytetem i jednocześnie największym spośród naukowców XX wieku? Muszę nadmienic, iż z wykształcenia był On biologiem, paleontologiem, geologiem i antropologiem. Czytając Jego dzieła (przede wszystkim "Moją Wizję Świata" oraz "Człowieka") doszedłem do wniosku, że Chrystus jest rzeczywiście Królem Wszechświata, a to dzięki Jego zwierzcznictwu kosmicznemu nad ewolucją materii. Wierzę, że to On był Pierwszym Motorem, Logosem, "bez Którego nic by się nie stało, co się stało". Chrystus jest Osobową siłą kosmiczną, która od początku sterowała dialektyką wszechświata na poziomie zależności "złożonośc-świadomosc". To zupełnie tak, jak gdyby począwszy od ewolucji fizycznej (kształtowanie się kwarków, atomów, czasu i przestrzeni), poprzez ewolucję chemiczną (gwiazdy, mgławice) Chrystus pragnął w Miłości do Boga Ojca ukształtowac materię na wzór i podobieństwo boże. Skutkiem tej ewolucji musiała byc istota obdarzona pierwszymi Bożymi atrybutami, a więc: wolnością, świadomością, wiedzą i samowiedzą. A jak wiemy te atrybuty przysługują gatunkwi HOMO SAPIENS. Ale jak dobrze wiemy, człowiek nie wytrzymuje próby swej kondycji i cały czas pnie się wzwyż, ku poznaniu nieskończoności. Czyni to przede wszystkim dzięki Nauce. Nauka jako najbardziej zgodna z zamysłem bożym aktywnośc ludzka jest przez Niego uświęcona. Kościół stoi jednak cały czas na stanowisku "teorii grzechu pierworodnego" i głosi, iż wszelki postęp naukowy (jako przedłużenie grzechu pierwszych rodziców, polegający na fenomenie poznania) jest zbyteczny, ponieważ jest on służbą światu, a nie Niebu.

Ojciec Teilhard w swoich pismach wyznawał niejdnokrotnie wiarę w ludzki potencjał, w ludzką pracę (pod każdą postacią). Poznanie jest ukierunkowane z góry na wywyższenie Człowieka w Chrystusie dla Boga Ojca. Chrystus mówił, że "idzie przygotowac nam miejsce" a to według mnie oznacza, iż po Wniebowstąpieniu jest On współpracownikiem ludzkości w kształtowaniu Pleromy (przebóstwionego wszechświata).

Ostatnie badania naukowe, przede wszystkim eksperymenty Craiga Ventera stawiają Kościół i Jego naukę wobec nowego problemu: problemu autosterowania ewolucją. Chodzi tu o sztuczne życie i sztuczną inteligencję. Myślę, że czas najwyższy skończyc z dawną doktryną katolicką i stanąc wobec następującej prawdy:

Chrystus Kosmiczny pragnie umieścic w człowieku maksymalnie jak najwięcej dobra płynącego z kosmosu, a tym dobrem musi byc wyższa świadomośc rzeczy. Swiat powinien uznac jedyne Centrum Personalizacji i zwijania się w sobie tworzywa kosmicznego w Osobie Chrystusa Kosmicznego, Który jest Jedynym źródłem Osbowości. Ponadto wszystko w Chrystusie zyskuje nową jakośc, wobec czego nawet tzw. grzeszna ludzkosc, która jest tak potepiana przez kler, ma szansę na stworzenie prawdziwego królestwa na ziemi poprzez rozwój nauki. Wątpienie zastąpione zostanie przez poznanie, a poznanie przekształci się w miłośc wszechswiata wraz z jednynym punktem centralnym: Chrystusem Zmartwychwstałym

Taka jest moja wizja...[/i]


N lut 03, 2008 16:14
Zobacz profil
Post 
Fajnie, ale po co aż 3 razy? ;>


Crosis


N lut 03, 2008 16:42

Dołączył(a): Śr lip 05, 2006 16:42
Posty: 4717
Post 
i o czym tu właściwie rozmawiać ?


N lut 03, 2008 16:52
Zobacz profil

Dołączył(a): N lut 03, 2008 16:26
Posty: 8
Post 
potwierdzasz, że Chrystus ugiął się przed ewolucją i zmienił postać, aby stać się Chrystusem Kosmicznym?


N lut 03, 2008 17:57
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3831
Post 
Widze Majkel ze stalowej ,że w tobie jest prawdziwa walka miedzy dobrem a złem ,że te żywioły :Wiara i Nauka scierają sie jeszcze w tobie ,że powstają w tobie pierwsze zalążki harakteru ,pierwsze pierwiastki wiary jak: Chrystus Kosmiczny ,czy pleroma.Myśle ,że to jest krótkotrwałe i przejściowe .Buchasz energią niczym wólkan,co oznacza ,ze niedługo ostygniesz i nabierzesz ogłady.


N lut 03, 2008 23:07
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Przeczytałem i o ile zdołałem dobrze zrozumieć, to widze błędy w tym co napisałeś. Czy Kościół naprawdę głosi postęp nauki jako zbyteczny? Czy istotą grzechu pieroworodnehgo jest ciekawość odkrywcza? Wydaje mi się że jest właśnie na odwrót, Kościół postęp popiera. Kościół jest skierowany na Boga, od Boga otrzymał misje, zarazem nie jest instytucją naukową, ale od nauki nie stroni, zarówno w pochwałach, stosowaniu jak i w fakcie posiadania obserwatorium astronomicznego.

Widze że Twoje rozumowanie zaprowadziło Cie do zanegowania nauki Kościoła, zgodnie chyba z myślą twojego "idola", choć zgubiłem się troche w tekście i nie wiem co właściwie negujesz, oraz w co właściwie wierzył ten Jezuita.

Wydaje mi się też że kler nie potępia ludzkości, ani ludzi, tylko jeśli już to jej grzechy, które sprowadzają się do nieposłuszeństwa Bogu. Można to porównać do sytuacji gdy człwowiek poszukiwał coraz lepszej broni do zabijania co doprowadziło nas do zbudowania bomby atomowej. Czy na tym polega nauką aby odkrywać? czy może odkrywać rzeczy pożyteczne, bo Adam i Ewa mieli prawo odkrywać wszystko, pozatym tylko tego co prowadziło człowieka do zguby.

Na koniec, wydaje mi się że jeśli już to Chrystus nawołuje abyśmy nie pokładali nadziei w niczym innym, również tym świecie, a zatem i w nauce, ale w nim. Nauką niech się rozwija, ale to nie jest ostateczny cel ludzkości, to nie nauka nas zbawi. Jezus i nasza z nim wspólnota jest tym celem samym w sobie.


Pn lut 04, 2008 1:06
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 03, 2008 0:23
Posty: 246
Post 
Czy jednak znasz na tyle Chrystusa "katoliskiego", aby móc w Nim złożyć nadzieję? Co możesz powiedzieć o Nim prócz tego, co usłyszałeś lub przeczytałeś w Biblii? Jeżeli Chrystus żyje, to jest on ponadczasowym Duchem, według Którego rzeczywistość nabiera coraz większej złożoności organizmalnej. W sumie, według mnie, możemy wciąż mówić o ewolucji biologicznej człóowieka, a to ze względu na następujące przedłużenia:

1) proces amoryzacji (proces polegający na rozwoju poczucia miłości globalnej wśród ludzkości);
2) proces angelizacji (polegający na odkryciu i uznaniu Jedynego Boga Ojca przez cały świat. Proces ten widoczny jest poprzez wgląd na kondycję ludzką, która tak czy owak, staje się bardziej kobieca)
3) proces chrystyfikacji - ostateczny proces przemiany w Oblubienicę Chrystusa całego świata

Tak jest moja wizja...


Pn lut 04, 2008 18:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Myśle że lepszym pytanie było by - czy dzięki Kościołowi (tutaj Biblia i Tradycja) jestem w stanie poznać Jezusa dostatecznie dobrze? Poznać jak rozumiem znaczy nie tylko wiedzieć (znać przypowieść, rozumieć słowo Chrystus itd.) ale nawiązać z Nim relacje osobistą i wzajemną, uwierzyć i trwać. Zatem oczywiście odpowiedz brzmi tak, dzięki tym środkom jestem w stanie złożyć nadzieje w Jezusie. Inaczej musiałbym uznać że Jezus nie wypełnił swojej misji 2000 lat temu do końca, zatem pokładanie w nim ufności jest zbyteczne, skoro i wiarygodność Mesjasza została podważona. Podobnie musiałbym uznać iż pokolenia ludzi przez ostanie 2000 lat z powodu braków nie były w stanie położyć nadziei w Chrystusie. Dla mnie jest to kolejna łaska podobnie jak wiara, a Chrystus 2000 lat temu zostawił nam wszystko co jest potrzebne i nic więcej, a już napewno od świata materii, nie potrzebujemy.


Pn lut 04, 2008 22:13
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 03, 2008 0:23
Posty: 246
Post 
Ok. Masz pewne argumenty, których ja również nie potrafię zbić. Pragnę jednak tylko zaznaczyć, że Chrystusa nie da się ująć w jakiekolwiek formułki dogmatyczne. Uważam, że nawet pojęcie Chrystusa kosmicznego jest niepełne, choć najlepiej oddaje Jego miejsce we wszechświecie.

Mam jednak coś, co być może mnie usprawiedliwi. Chodzi o Eucharystię. Jezus Chrystus jest rzeczywiście obecny w tej tajemnicy chleba i wina i niejednokrotnie się o tym przekonałem. Jest jednak pewien dylemat: czy obecność Chrystusa kosmicznego w Eucharystii spełnia funkcję dynamiczną czy też statyczną? Mianowicie - czy chrześcijanin uczestniczący w Komunii z Bogiem poprzez przyjęcie Ciała Jezusa staje się bardziej świadomy Boga w sobie, czy też raczej tzw. "chodzenie na Mszę" ma za zadanie tylko utwierdzać w teoretycznym rozumieniu dogmatów katolickich?

Osobiście stoję za pierwszą opcją. Niemożliwe jest, aby człowiek przyjmujący Boga do swego serca w komunii świętej nie miał szans na osobiste przeistoczenie w Chrystusie, czyli na swego rodzaju mistyczną transformację. Im bardziej jesteśmy zaangażowani w związek z Jezusem, tym bardziej się do Niego upodabniamy. A upodabniać się do Chrystusa to nie znaczy wyznawać jakichś tam dogmatów, czy nawet udawać największego pobożnisia. Upodabniać się do Chrystusa, to znaczy przede wszystkim widzieć Oczyma Jezusa, trwać w Jedności z Absolutem Kosmicznym (Bogiem Ojcem) i mieć poczucie całkowitej Jedności stworzenia.

Dlatego też moim zdaniem, idee NEW AGE mogą, a nawet muszą być uczciwie zinterpretowane w świetle Ewangelii, a nie Tradycji. Albowiem mieć myślenie Jezusa, to znaczy czuć się częścią Boga, a nawet...

Oto co przewidywał nasz kochany wieszcz, Juliusz Słowacki:

Na skałach Oceanowych postawiłeś mię, Boże, abym przypomniał wiekowe dzieje ducha mojego, a jam się nagle uczuł w przeszłości Nieśmiertelnym, Synem Bożym, stwórcą widzialności i jednym z tych, którzy Ci miłość dobrowolną oddają na złotych słońc i gwiazd girlandach.

Albowiem duch mój przed początkiem stworzenia był w Słowie, a Słowo było w Tobie - a jam był w Słowie.


Fragment "Genezis z Ducha"


Taka jest moja wizja...


Wt lut 05, 2008 12:48
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Też myśle czasem nad tym na ile nasza wiesza teologiczna o Bogu pozwala nam mówić o Bogu tak jakbyśmy wszystko wiedzieli, a na ile jednak należy się liczyć z tym że i tutaj dla przykładu - sam Chrystus w szabat uzdrowił niewidomego, czyli pozornie po ludzku wyszedł poza własne przykazania, a jednak...

Zastanawiam się też co właściwie znaczy to pojęcie Chrystus kosmiczny, bo jednak przyznam że do tej chwili nie załapałem mocno jak to należy rozumieć. Chrystus jako pierwszy poruszyciel, ten który świadomie pchnął i prowadzi aż do dziś kształtowanie się wszechświata i dlatego jest jego Panem, ma nad tym wszystkim poprostu władzę. Tak miało być i nie ma moźliwości innej niż ta która miała miejsce. Ziemia musiała powstać, dinozaury wymrzeć, a ssaki opanować naszą planetę. Nauka jednak odnosi się tylko do tego świata, a Chrystus jest Panem z racji tego że jest ponad wszystkim i materia, oraz Jego panowanie nad nią jest tylko jakąś drobiną w ręku Boga.

Jak dla mnie Eucharystia to ofiara i my możemy też oddawać Panu swoje rzeczy, a zarazem mamy moźliwość bycia z Nim najbliżej jak to tylko moźliwe. W ten sposób Chrystus dla naszych zmysłów jest "z nami aż do skończenia świata". Natomiast odrzucanie roli dogmatów jako poprostu prawd o Bogu (na miare ludzkiego zrozumienia) jest błędem. Te prawdy istnieją tak jak Bóg istnieje, a ich sformułowanie miało i ma swoje cele, co nie zmienia samej prawdy. Upodabniać się do Chrystusa to też miłować prawdę, a zatem brzydko to zabrzmi ale mieć i szacunek to dogmatów i całej wiedzy która jest nam dana. Czy żywa obecnośc Jezusa w Eucharystii nie jest też dogmatem wiary? A przecież obaj ją uznajemy i wierzymy.

Natomiast wszelkie sformułowania typu "kosmiczne" wydają się być dość niefortunne, bo sugerują jakoby Bóg był w kosmosie, czy nawet był kosmosem (rozumnym bądz nie), gdy jest ponad nim. To właściwie zmienia nasze spojrzenie, gdyż Bóg z pozycji realnej istoty która jak sama o sobie mówi poprostu "jest" staje się jakąś szczytową, ale cały czas materialną, pozostającą na poziomie wszechświata formą wszystkiego (oczywiście wszystkiego czysto po ludzku, czyli całej rzeczywistośi wszechświata).


Wt lut 05, 2008 20:35
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 03, 2008 0:23
Posty: 246
Post 
Aby lepiej wyjaśnić moją wizję wszechświata, muszę zacząć od Trójcy Świętej. Według mnie Bóg jest oczywiście Jeden, lecz w trzech modusach (pojęcie spinozjańskie), mianowicie:

1. Ojciec - Absolut, Stwórca, Ten, Który Jest;
2. Syn - Logos, Treść Stworzenia, jedyne źródło formy;
3. Duch - Umiejętność widzenia Boga, dana z góry jako nagroda
za czystość i oddanie się miłosne Bogu.

Jeden Bóg jest Osobą. Syn zaś jest Jego Słowem, a więc nie istnieje jako autonomiczna Persona, lecz trwa w Bogu i jest Bogiem. Jako Logos, Syn stanowi o naturze wszechświata i o jego formie, zaś jako Chrystus, jest miejscem spotkania się człowieka i Boga w świetle Krzyża (znaku pojednania). Tajemnica Jezusa z Nazaretu wydaje się być wobec tego jasna - Jezus był człowiekiem, który narodzony z Ducha Bożego stał się pomostem pomiędzy Bogiem a stworzeniem. Duch Święty zaś, to jest raczej swego rodzaju kondycja Boga w człowieku, czyli jest to określenie jakości bytowania Boga w środowisku ludzkim, będąca zarazem określeniem Prawdziwej i jedynie słusznej postawy człowieka wobec Boga.

A propos pewnych różnic pomiędzy mną a moim kochanym Ojcem Teilhardem de Chardin. Sprawę postawię jasno, bez żadnych skrupółów. Brzmi ona następująco:

Jeżeli wszechświat ewoluuje, w takim razie nic nie jest statyczne, lecz wszystko jest w toku stawania się. Wobec tego również nasza osobowość jest iluzją, bo nie jest jeszcze pełna i uwielbiona. Wierzę, że moc Chrystusa, Który w Jezusie z Nazaretu zmartywchwstał, prowadzi również ludzkość do punktu Zmartwychwstania, do punktu Uwielbienia, do punktu OMEGA. Tam dopiero spotakmy się jako pełne jednostki o ustalonej raz na zawsze kondycji. Dlatego też... musimy się wciąż odradzać na nowo, bo kto się nie narodzi powtórnie, ten nie ujrzy Królestwa Niebieskiego. Jestem zatem zwolennikiem REINKARNACJI w Chrystusie. Zaprzeczam zatem istnieniu wszelkich zaświatów. To materia ma być przebóstwiona. To na ziemii ma zapanować Królestwo Niebieskie. To żywi ludzie muszą się stać Oblubienicą Chrystusa!

Taka jest moja wizja...

Co do rozdźwięku pomiędzy Jezusem z Nazaretu a Chrystusem. Jezus z Nazretu, stając się Chrystusem już w łonie Marii, jest rzeczywiście obecny w Eucharystii jako ten sam Jezus, Który żył 2000 lat temu. TO JEST ON!
Natomiast Chrystus jako jedyne źródło formy, jako Logos, dał nam tegoż Jezusa udzielając Mu swojej boskiej natury. Tak więc w końcu mogę kochać prawdziwego Jezusa z Nazaretu, tego historycznego, za którym tak bardzo tęsknię...


Śr lut 06, 2008 16:15
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Całość nie wydaje mi się aż tak bardzo odbiegać od nauki Katolickiej, choć zapewne moją wiedza jest tutaj zbyt skromna, natomiast pewne rozbieżności widze, także tragicznie chyba nie jest z moją wiedzą.

Rozumiem że rozdzielasz Chrystusa jako tego który powiedzmy zamieszkał w ciele Jezusa... Czy jednak zaprzeczająć światowi duchowemu nie zaprzeczas samemu Jezusowi który przecież choćby zmartwychwstał i powórcił do Ojca? Nie powrócił do materii, tylko do Ducha. Pozatym jeśli to materia ma być przebóstwiona to czy to nie oznacza że na końcu czasów Bóg wcieli się w materie, skoro mamy być z Nim, a On jest inny niż wszystko co znamy?

Mam nadzieje że jest to w miare zrozumiałe co napisałem, o co zapytałem.


Śr lut 06, 2008 21:42
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lut 03, 2008 0:23
Posty: 246
Post 
To, co napisałem jest dość skomplikowane (to moja wina).

Spróbuję tak: Chrystus Wszechświata, Źródło Życia i Świadomości, jest pomostem między Bogiem Ojcem a wszechświatem. To już wiemy. Ale aby być w miarę rozpoznawalnym, musiał wcielić się w ciało Dzieciątka Jezus. Tylko bowiem w ten sposób mógł nawiązać dialog na odpowiednim poziomie świadomości z człowiekiem. Jezus zmartwychwstał, ponieważ był napełniony Duchem tegoż Chrystusa i przeczuwam, że to było zwycięstwo świadomości nad nieświadomością. Jest jednakże pewna zagadka...

Po 50 dniach przebywania w postaci Uwielbionej, Jezus uniósł się w niebo. W Ewangelii mamy jak nic napisane, że uczniowie uporczywie wpatrywali się we Wstępującego Jezusa. Jeżeli Jezus rzeczywiście i dosłownie uleciał w górę, to znaczy, że musiał tam mieć jakieś miejsce. Loty w przestrzeń kosmiczną już dawno potwierdziły, iż nie możliwe jest egzystowanie w przestrzeni kosmicznej w postaci czysto ludzkiej. Potzrebne są skafandry i innego rodzaju zabezpieczenia.

Lękam się tego, co przeczuwam. Nie potrafię dopuścić do siebie wizji dosłownej Wniebowstąpienia (czyli Jezus zasiadający po prawicy Boga Ojca Który jest Duchem i Którego nie możemy zobaczyć). Dedukuję, iż gdzieś, ponad atmosferą, na Jezusa czekał jakiś pojazd... wiem, że zabrzmi to strasznie infantylnie, ale myślę, że Jezus był jak gdyby Agentem Kosmicznego Chrystusa na Ziemi. A jeżeli na serio traktujemy Jego cielesność w "Niebie", to musimy przyjąć, iż udał się po Wniebowstąpieniu do jakiegoś miejsca.

Nauka może tylko w jeden sposób odpowiedzieć na ten fakt. Jezus został zabrany przez przybyszów z innego układu planetarnego. A skoro wiemy, iż inne cywilizacje są na jeszcze większym stopniu ewolucji (a więc większa inteligencja, większe zoorganizowanie), to dlaczego ich planeta nie miałaby być Niebem w stosunku do naszej ziemii?

Jezus powiedział, że idzie przygotować nam drogę... teraz muszę wziąść te słowa dosłownie i przypuścić, iż Jezus poleciał przygotować nam mieszkania na innych planetach. W takim razie dla wierzących w Niego byłoby to rzeczywiście wielkie wyróżnienie. A grzesznicy musieli by pozostać na ziemii, czyniąc z niego piekło na własność. Taka musi być jedyna, naukowa interpretacja dogmatów katolickich w ich dosłowności.

Myślę, że rozumiesz o co mi chodzi.

Raelianie... to oni zainspirowali we mnie ten tok myślenia.


Cz lut 07, 2008 13:30
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Jeśli dobrze rozumiem to widzisz w człowieku Jezusie dwie natury, tą ludzką i tą boską, ale oddzielne od siebie jak dwie istoty, czy tak?

Akurat koncepcja statku kosmicznego jest ciekawał, choć z wiadomych względów dla mnie pozostanie fantazją. Jeśli się nie myle już w starożytności Żydzi zdawali sobie sprawę z tego że niebo czyli chmurki nie jest konkretnie tym miejscem gdzie jest Bóg. Opieram się tutaj nad pewnymi fragmentami z pisma, których niestety nie umiem przytoczyć. Jezus wrócił do Ojca i myśle że to jest najistotniejsze w tym fragmencie. A kwestie "techniczne", czyli czy faktycznie czy symbolicznie wzniósł się na jakąś odległość, oraz gdzie "znikł" to już rzecz mniej ważna. Dla mnie nie ma problemu, Jezus zmartwychwstał, czynił cuda, to i mógł wznieść się w powietrze, a choćby nawet do próżni kosmicznej.

Myśle że Twój wyrok co do twierdzeń nauki, jedynego moźliwego wniosku jest zbyt śmiały. Z tego co wiem nauka nic nie mówi o tym aby opis biblijny zmartwychwstania był opisem zdarzenia rodem z książki Danikena. Kolejną fantazją jest stwierdzenie że wiemy coś o innych cywilizacjach, bo z tego co się orientuje nic nie wiemy. Biblia nie opisuje świata, jakichś innych rajskich planet, tylko rzeczy z poza naszej rzeczywistości.

To jakaś dziwna koncepcja że kosmici mają się nami opiekować, mają nam pomóc...

Myśle że obaj wiemy kto zajmuje się interpretacją dogmatów katolickich, a jak już pisałem, mówienie o jedynej moźliwej intepretacji, jest w istocie jedynie Twoim subiektywnym zdaniem.

Właśnie zwróciłem uwagę że jest w Twojej teorii troche z wiary realian. Natomiast jak już pisałem, dziwne jest dla mnie przekonanie że oni tam są i poprostu muszą nas zabrać do swojego nieba, uratować od nas samych. Z jakiej racji mieli by się interesować kimś kto sam się sobą nie umie zająć, z jakiej racji mają marnować swoje zasoby na tak marne istoty. Załóżmy że stojąna wyższym poziomie, dla mnie jednak nie jest oczywistym iż tak wygląda postępowanie istot które osiągnęły wyższy poziom. Ale możemy sobie troche pofantazjować, że tuż za Neptunem jest cała zakamuflowana flota naszych gwiezdnych przyjaciół... Nie czuje się urażony jednak. Jestem ciekaw Twojego spojrzenia.


Cz lut 07, 2008 20:22
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09
Posty: 3831
Post 
Nie bardzo rozumiem o czym rozmawiacie ,ja wole upraszczac pewne rzeczy ,czy autorowi tematu chodzi oto ,że Jezus być może jest kosmitą ?


Pt lut 08, 2008 7:11
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 40 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL