np jakie?

Większość rzeczy akceptujemy bez dowodów No i samo pojęcie "dowód" jest tu nieścisłe..



A czy ja jestem automatem do akceptowania ? Nie rozumiem, dlaczego ktoś oczekuje, że "zaakceptuję" coś tylko dlatego, że "akceptuję" coś innego.



To kwestia czysto ocenna.



Dlaczego niekonsekwentny ? Równie dobrze mógłbyś twierdzić, że ktoś, kto wierzy w istnienie życia poza Ziemią, a jednocześnie nie wierzy w UFO, jest niekonsekwentny.. nie można sobie tak dowolnie dobierać kategorii. Bóg i UFO to dwie różne sprawy.



Nie ma żadnych dowodów na istnienie świata, co więcej, taki dowód nie jest możliwy



A masz jakiś dowód na nieprawdziwość któregoś z nich ? Co to zresztą znaczy ? Obawiam się, że nie bardzo wiesz, o czym piszesz..

Aby być konsekwentnym. Skąd się bierze twoja niekonsekwencja? Jedno akceptujesz bez dowodów a czegoś innego już nie. Jaki filtr stosujesz do odsiewania bredni od prawdy.



A tak nie jest? Jeśli chodzi o kwestię życia poza Ziemią to czekam na dowody w tej chwili tego nie wiem.



Dlaczego nie?



Wszystko na co patrzysz jest dowodem.



Przedstaw jakiś dowód. Takie dowody jak pierwszy poruszyciel były wielokrotnie obalane.



A więc napisz mi gdzie się mylę. Nie ma co się denerwować.

To samo powiedzą teiści - to na co patrzysz jest dowodem na istnienie Boga.

Nie wykazałeś mi żadnej niekonsekwencji.



Stosuję różne filtry - w zależności od potrzeb Jak każdy zresztą. Trudno mi w każdym razie powiedzieć, czy w ogóle jest coś takiego, czego nie "akceptuję" wyłącznie z tego powodu, że nie ma na to dowodów.



Żartujesz sobie ? Mnóstwo naukowców na podstawie poważnych przesłanek wierzy w istnienie życia poza Ziemią, a jednocześnie zdecydowana większość z nich uważa, że gadki o UFO to stek bredni. Widzisz tu jakąś niekonsekwencję ? Bo ja żadnej.



A że Bóg nie istnieje to wiesz czy nie wiesz ?



Bo zarzut niekonsekwencji trzeba budować logicznie



Wow. A mi ksiądz niedawno powiedział, że wszystko na co patrzę jest dowodem na istnienie Boga I co, widzisz problem, czy jeszcze nie ?



Ależ nikt nigdy go nie obalił.

Wierzysz w to, że Jezus zmartwychwstał ale nie wierzysz w to, że Mahomet na białym koniu pogalopował do nieba, dlaczego nie?



Zastosuj jakiś filtr do powyższego przykładu



Jakie to przesłanki? Oczywiście może istnieć życie poza Ziemią ale może też istnieć wysoko zaawansowana cywilizacja, która nas odwiedza. Ale z racji tego, że nie ma na to żadnych dowodów należy zawiesić osąd. Nasza wiara nie zmienia rzeczywistości.



Nie wiem tego.



I czym to stwierdzenie różni się od stwierdzenia: świat po prostu istnieje. Ksiądz wie, że świat istnieje ale dodatkowo założył, że ma stwórcę. Skąd się wzięło to założenie?



Wielokrotnie logicy wykazywali w nim błędy logiczne. A dzisiaj fizycy wykazują, że założenie, że wszystko ma przyczynę też jest błędne.

np. Paul Davies - "Bóg i Nowa Fizyka" (autor jest swego rodzaju deistą więc nie można go posądzić o stronniczość)

Pewnie nie będę specjalnie oryginalny, jeśli napisze że ten artykuł (a właściwie cały ten blog) jest śmiechu warty, ignorancki, a w wielu miejscach po prostu manipulacyjny. Zresztą autor niejednokrotnie nie atakuje wcale ateizmu tylko... naukę. Ogólnie mówiąc, stek bzdur, i nie chce mi się tego szerzej komentować, nie warto.




Powalająca logika. Nie wiem właściwie do czego się tu odnieść. Za czym to właściwie ma przemawiać?




Nie jest? "Bóg istnieje" to nie jest teza?




To że świat realnie istnieje, jest wiedzą, a nie wiarą.
A nawet jeżeli chcesz nazwać to wiarą, to jest to zupełnie innego typu wiara niż wiara w Boga. To wiara coś na kształt twojej wiary, że kiedy czytasz tego posta, z twojego monitora nie wysunie się nagle moja ręka z rewolwerem i cię nie zastrzeli. Właściwie to WIESZ, że to niemożliwe, ale przyjmując takie kryteria (wedle których przyjęcie realnego istnienia świata jest "wiarą"), możesz powiedzieć, że tylko w to wierzysz.




A to dopiero paradne. Skoro tak, to dlaczego...




...nadal WIERZYSZ w Boga?

Poczytaj post poprzedzający



To zależy czy jest to teza czy deklaracja wiary



Nie - jest paradygmatem i założeniem.



Bo pojęcia "dowód" i "wiara" wcale nie są jednoznaczne

Ok muszę spadać. Dzięki Johnny za miłą wymianę poglądów, co prawda w atmosferze wzajemnego nierozumienia ale cóż. Przynajmniej pierwszy raz nie zostałem ochrzczony komunistą

PS. a nie jednak zostałem przez Highway'a w pierwszym poście.

Post poprzedzający stwierdza oczywisty fakt.




Co jest tu nieprawdziwe?

Jeżeli coś tu by udowadniać, to istnienie Boga, a nie jego nieistnienie. Wiem że dla niektórych to odkrywcze, ale moim zdaniem raczej oczywiste.




Deklarując taką wiarę, jednocześnie stawiasz taką tezę.




Wiesz co, daruj, ale filozofowanie na temat tego "czy świat istnieje" to już jak dla mnie zbyt abstrakcyjny poziom filozoficznego nonsensu.




Twierdzisz, że jeżeli na coś istnieją dowody, to jest to wiedza, a nie wiara. Jednocześnie twierdzisz, że znasz dowody na istnienie Boga. Ale mimo tego nadal mówisz, że w Boga wierzysz, a nie o nim wiesz.




Więc skoro nadal tylko "wierzysz", to znaczy, że dowody są nieprawidłowe?

Ateizmu nie da sie obalic jesli nie dowiedzie sie istnienia boga. Nie wiem dokladnie jak taki dowod mialby wygladac, ale przypuscmy, ze przeprowadzamy nastepujacy eksperyment: bierzemy 100 chrzescijan, 100 muzulmanow i 100 ateistow. Umieszczamy ich w osobnych grupach na pustyni i polecamy modlic sie o manne z nieba (ateisci naturalnie sie nie modla, licza tylko, ze manna zjawi sie przypadkiem). Powtarzamy eksperyment 100 razy przez okres powiedzmy miesiaca wznoszac modly 3 razy dziennie. Na koncu porownujemy wyniki. Jesli dajmy na to katolicy otrzymaja manne 10-cio krotnie, a muzulmanie i ateisci nie wiecej niz 1-2 razy to mamy solidny, potwierdzony eksperymentalnie i w zalozeniu powtarzalny dowod. A jesli nie dowod to przynajmniej mocna poszlake. Sam sklonny bylbym uwierzyc gdyby dalo sie zaobserwowac statystycznie znamienny zwiazek miedzy modlitwa do bostwa a rezultatami.

Tak patrząc trochę z boku nasunęła mi się pewna myśl. Dlaczego kreacjoniści na siłę próbują przeforsować ewolucjonistów? Czy jakakolwiek indoktrynacja w jedną czy w drugą stronę jest dobrym rozwiązaniem? Czy zmuszenie drugiej osoby do swoich racji siłą jest uczciwe?

Jak Świat Światem zawsze byli wierzący i epikurejczycy. Więc dlaczego w obecnych czasach ma być inaczej... Niektórzy odnajdują Boga a inni wprost przeciwnie się od Niego odwracają. Ale zmuszanie kogoś do takiej decyzji jest raczej niemożliwe do przeforsowania a przynajmniej nie właściwe. Więc po co ta walka i ciągłe skakanie sobie do oczy?

Niewierzący nigdy nie zrozumie wierzącego i na odwrót - powołując się na Pismo. I coś w tym jednak jest.

Wśród (ponoć) wierzących też nie brakuje epikurejczyków.
Bo ewolucja to zło - złe drzewo, które rodzi złe owoce.
Jedni nazywają to indoktrynacją, a inni ewangelizacją lub oświecaniem.
Tak, bo silniejszy ma zawsze rację.Większe skakanie do oczu można zaobserwować w dyskusji dwóch wierzących spierajacych się o dogmaty.Jeśli osoby mówią różnymi językami, to ciężko jest się porozumieć.No, jest.

@Elbrus Bo ewolucja to zło - złe drzewo, które rodzi złe owoce.
► Kto ma je wyciąć - chrześcijanin? Chyba nie posłuszny chrześcijanin czyli poplecznik diabła?

@Elbrus Tak, bo silniejszy ma zawsze rację.
► Na Ziemi czy w Niebie?

@Elbrus Większe skakanie do oczu można zaobserwować w dyskusji dwóch wierzących spierajacych się o dogmaty.
► Dlatego rachowano się np w synagogach (wierzący). I nie należało to do rzadkich sytuacji.

@Elbrus Jeśli osoby mówią różnymi językami, to ciężko jest się porozumieć.
► No od czasu wieży Bab-el z pewnością. Dlatego Rzym się rozpadł, doszło do wielkiej schizmy, powstania protestantyzmu oraz wielu innych odłamów chrześcijańskich.
Lecz w Duchu Świętym wszyscy są zgodni. Zważywszy na sytuację kiedy Apostołowie w dniu pięćdziesiątnicy otrzymali dar języków. Wtedy wszyscy ich rozumieli, ale i tak nadal część ludzi ich nie przyjmowała. Tak po prostu musi już być. Podział będzie trwał do końca. Będą owce i kozły, chrześcijanie i antychrystusowi.

Najlepiej, bo kiedy wytnie je jakiś poganin, to zasadzi swoje - pogańskie drzewo, które może być gorsze od poprzedniego.
Jako w niebie tak i na ziemi.