Czyli, stosując twoją retorykę, g**** z tego wszystkiego zrozumiałeś.



Skąd Pan wie, że ta wiedza jest rzetelna, kompleksowa, sprawdzalna i falsyfikowalna? SKĄD PAN TO WIE? Potrafi Pan chyba odpowiedzieć na takie pytanie? Zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy się Pan nad tym nie zastanawiał. Może właśnie czas zacząć.



Przecież z Pana punktu widzenia będą nim tak czy tak - w końcu z nauk historycznych wiemy, że kiedyś żyli i to nawet na tej samej planecie, prawda? Jasne, jak ktoś się tym interesuje, to go to obchodzi. Ale i tak w niczym to nie zmienia jego życia, a już na pewno nie implikuje go do tego, by coś świętować.

Czy starożytni Hebrajczycy, którzy nie zostali wymienieni w Biblii również nie mają dla ciebie znaczenia?
A co z wielką rzeszą bezimiennych aniołów
(których prawdopodobnie nie spotkałeś (przynajmniej nie wszystkich), ani żaden nie zwinął ci portfela)?

Zapominasz, że gdyby nie te "bzdury o kwantach", nasza cywilizacja byłaby znacznie słabiej rozwinięta. O komputerze i o możliwości pisania na (jakimkolwiek) forum mógłbyś tylko pomarzyć, więc nie próbuj udawać, że współczesna nauka nie ma wpływu na twoje życie.



Przykro mi, rzeczywistość jest tylko jedna, a ty do niej należysz, czy ci się to podoba czy nie. Jest takie powiedzenie:
"Człowiek ma prawo do własnych poglądów, ale nie do własnych faktów". Do własnej rzeczywistości tym bardziej nie masz prawa.



Chyba jednak wolałbym, aby słowo "Albowiem" pozostało nieodmienne.

Jeżeli ten przykład jest dla ciebie niewystarczający, to podam inny, analogiczny, ale znacznie prostszy:

Wyobraź sobie, że postanowiłeś zagrać w totolotka. Skreśliłeś jakieś liczby i zaczynasz wierzyć, że uda ci się wygrać. Potem zasiadasz przed telewizorem, żeby obejrzeć losowanie. Okazuje się, że liczby, które widzisz po losowaniu nie są tymi, które wcześniej skreśliłeś. Teraz wyobraź sobie, że pomimo tego nadal wierzysz, że uda ci się wygrać (bez konieczności zagrania po raz kolejny)

To oczywiście nie ma sensu. Jakiego? - Żadnego. Z punktu widzenia jakich kryteriów sensowności ? - Jakichkolwiek sensownych

Nauka udowodniła że świat powstał inaczej niż w Biblii?

Tzn powstał z nieskończenie gorącego i nieskończenie małego punktu z którego wyskoczyło wszystko wraz z prawami fizyki czasem i przestrzenią . Tylko gdzie znajdował się ten punkt skoro jeszcze nie było przestrzeni i jakim prawem to się stało skoro jeszcze nie było praw? Ten problem możemy pominąć bo ogół ludzi w to wierzących i tak nie będzie się dopytywał. Wiemy że się to około 14 mld lat temu . Nie mogło się to stać wcześniej bo wtedy jeszcze nie było czasu oczywiście . No ale przecież świat mógł powstać w takim momencie aby teraz miał np. 40 mld lat, albo 3 mld lat . Oczywiście nie mógł bo najlepszy czas na powstanie świata był 14mld lat temu. Jakim prawem? żadnym bo praw jeszcze nie było. No i oczywiście wszystko to ma sens bo zostało udowodnione więc nie ma o czym mówić .

Seweryn i te jego filozoficzne problemy...

To jest pseudonaukowy bełkot, oparty na problemach nie naukowych, tylko filozoficznych i to filozofii jaką może uprawiać średnio rozgarnięty gimnazjalista filozofujący sobie w toalecie szkolnej na przerwie. Szukanie dziury w całym i bytu w odbycie po to żeby się powymądrzać, ot tak kompletnie bez sensu.

Ten pseudonaukowy bełkot leży u podstaw Twojego światopoglądu. Tak jak zauważyłeś, w prosty logiczny sposób można przedstawić , że to w co wierzysz nie ma żadnego sensu i chyba bardziej wiarygodna jest bajka o lampie alladyna. Wierzysz że istniejesz dzięki nieskończenie małemu punktowi, dlatego opisując świat ateista powinien mówić: " Na początku był bełkot ... i tak mi pozostało"

Seweryn zanim coś zaczniesz krytykować najpierw dowiedz się dokładnie co krytykujesz. Póki co to tylko się błaźnisz elementarną niewiedzą, niezrozumieniem tematu a z błaznami to ja nie rozmawiam.

No tak, twoje stałe hobby. Wciskanie własnych urojeń wszystkim dookoła. Ty się lepiej odstosunkuj ty się od mojego światopoglądu.




Nie, nie zauważyłem. A już na pewno nie w twoich wypowiedziach.

Ten twój pseudonaukowy bełkot ma taką wartość naukową jak praca doktorska "matematyka" który nie rozumie dodawania i odejmowania.

Uważam, że ten bełkot ma jeszcze mniejszą wartość , ale to nie ja w niego wierzę lecz Ty Witoldzie w końcu podobno dzięki niemu istniejesz .
http://hipoteza.republika.pl/curiosity.html

W podanym linku nie ma nic niezwykłego.
Są same podstawy, a dokładniej lichutko i niemrawo opisane resztki podstaw tematu wyraźnie zredagowane przez osobę, która ledwo rozumie temat. Używa tylko skomplikowanych sformułowań. Trochę mi to przypomina sposób prezentowania "wiedzy" przez pana Andrzeja Gdulę. Tylko u niego mamy jeszcze negowanie rzeczywistości, którego w tym linku na szczęście (prawie) nie ma.

To może przedstawi Pan sposób prezentowania "wiedzy" trochę bardziej przystępny, który Pana przekonuje , że powstał Pan z punktu Panie Rutus.

Proszę najpierw zapoznać się z książką Hoimara von Ditfurtha "Na Początku Był Wodór" to porozmawiamy. Opowiadanie szczegółów osobie, która ma braki na poziomie podstawowym nie ma sensu. Nie będę tu przecież prowadził wykładów z zakresu kilku lat szkół różnych poziomów.

Ma wpływ tam, gdzie faktycznie ma. Techniczno-praktycznej strony wcale nie neguję. To, że mogę mieć np. program do czytania Biblii na moim telefonie komórkowym (ekstra sprawa) to zasługa nauki, której jestem za to bardzo wdzięczny. Ale to nie znaczy, że tak powiem, że z tego już wynika wszystko inne, w szczególności kwestia np. powstania świata czy tym bardziej sensu jego istnienia, czy jeszcze coś innego. Nawiasem mówiąc: przyznaję, że nie mam pojęcia, jak to się dzieje, że mój telefon komórkowy działa. Z techniki zawsze byłem noga. Równie dobrze mógłbym wierzyć, że to takie czary (niewykluczone zresztą, że tak naprawdę właśnie tak uważam, tylko tego tak nie nazywam, bo dziś to już niemodne - i sądzę, że nie jestem w tym osamotniony). I to też nie zmieniłoby niczego w moim życiu.



Skąd wiesz, że rzeczywistość jest tylko jedna ?



A kto dał ci prawo decydować, do czego mam prawo, a do czego nie ?



Przykład nie jest analogiczny, bo porusza się w obrębie tych samych reguł, więc generuje sprzeczność. Nie ma to sensu, jeżeli uważam, że zwycięstwo polega na tym, iż losowanie, któremu prawomocność przyznałem, zadecyduje o mojej wygranej. Jeżeli jednak np. ustaliłem inne kryteria zwycięstwa, typu: "liczy się udział" albo coś równorzędnego (w odniesieniu do totolotka to brzmi może głupio, bo sam totolotek jest głupi, ale w poważniejszych kwestiach wcale tak nie jest), to moja wiara w to, że wygrałem pomimo tego, iż w losowaniu mi nie wyszło, nie jest już wcale bezsensowna. Ja rozumiem, że naukowcom (zwłaszcza tym, którzy nie interesują się naukami humanistycznymi albo mają o nich niskie mniemanie) trudno przyjąć to do wiadomości, ale naprawdę nie istnieje żaden przymus przyznania, że nauka "udowodniła już bezspornie jak powstał świat", więc żadna inna opinia już się nie liczy. Ja wiem, że naukowcy mają swoje cyferki i miotacze hadronów, ale - sorry - dla mnie i zapewne dla 99% społeczeństwa jest to taka sama abstrakcja, tak samo odległa od codziennego doświadczenia, jak objawienia św. Brygidy. Nigdy nie widziałem ani Jezusa, ani hadrona. Więc to JA sobie wybiorę między nimi - tak, jak mi się będzie żywnie podobało (oczywiście tak sobie tylko napisałem, bo wcale nie muszę między nimi wybierać, mogę wziąć i to i to, bo tu też nie istnieje żaden przymus - cokolwiek by nie wmawiali fundamentaliści chrześcijańscy bądź naukowi, bądź ktokolwiek, kto bardzo lubi narzucanie innym, co im wolno myśleć, a co nie).

Ma braki na poziomie podstawowym? ale braki w czym, w zrozumieniu istoty osobliwości ?
To muszę Pana zmartwić bo braki te ma również sam Hawking i inni naukowcy. Ale Pan oczywiście nie ma braków bo czytał pan książkę Hoimara von Ditfurtha "Na Początku Był Wodór" no i oczywiście ma Pan wiedzę z zakresu kilku lat szkół różnych poziomów . Czyli Pan wie, ale nie powie.

Po tym co pan pisze mogę się tylko domyślać, że poziomy nie były za wysokie.