w tym rzecz
wiara nie potrzebuje żadnych dowodów
żadnych

Kościół określa w co wierzymy - wyznanie wiary

owszem, wiara nie potrzebuje dowodów, ale dowody mogą wiarą zachwiać. można np. wierzyć, że za płotem jest przepaść, ale jeśli się wyjdzie za ten płot i przepaści nie będzie, to i wiara w nią zniknie. dlatego jeśli pojawiają się jakieś poważne racjonalne wyzwania dla wiary (post rozpoczynający ten wątek czymś takim niewątpliwie nie jest), to należy z nimi podjąć racjonalną polemikę. zdawali sobie z tego sprawę najwybitniejsi z ojców kościoła, zresztą między innymi stąd wzięła się formuła Anzelma: wiara poszukująca zrozumienia.

Nie można mówić że wiara nie potrzebuje żadnych dowodów bo jednak skądś nasze wierzenia się wzięły. Komuś zaufaliśmy, czyjeś słowo uznaliśmy za wystarczający dowód.

czyjeś słowo nie jest w żadnym razie dowodem. czyjemuś słowu można wierzyć lub nie i tylko tyle.

natomiast ewentualne dalsze sprawdzanie "prawdziwości" takiego słowa może już być pewnego rodzaju dowodzeniem. np. jeśli Y mówi, że X czyni cuda, to bez względu na autorytet Y, uznanie, że mówił prawdę (czyli że X czyni cuda) jest tylko aktem wiary. dopiero jeśli np. udamy się do X, aby sprawdzić, czy rzeczywiście czyni cuda i okaże się, że je czyni lub nie, to będzie można mówić o jakimś dowodzie.

Niech będzie, ale nie zmienia to faktu że czyjeś słowo jest już punktem oparcia, wbrew opinii że wiara na niczym nie jest oparta, a jak zauważyłeś mogą to być cuda, jak dowód.

Wiara oparta jest tylko i wyłącznie na własnym widzmisie , być może zamaskowanym wyborem autorytetu .

Twoja opinia, ja do głów ludzi nie zaglkądam aby móc ocenić na czym polegają ich wybory.

Bo wiara płynie z łaski. Jest to działanie Boga wymykające się ocenie nauki, choć jej owoce oczywiście mogą być ocenione naukowo.

Tak, wiara płynie z łaski, lecz osobiście zastanowiłbym się czym jest ta łaska.

oczywiście
heretykom trzeba dac odpust

bo na co im dowód
na to żeby podważy wiarę
i tylko na to

zaprawdy nie może byc dla tego działania żadnego rozumnego posłuchu

bo dokąd oni zmierzają

jak bedą mieli dowód na nieistnienie co istnieje w ludziach wierzących
bedą odciągac ludzi od wiary

a jak bedą mieli dowód na istnienie zaraz za jego pomocą zaczna udowadniac wszelkie bożki i mówic albo żaden albo wielu Bogów

Kosciól juz to dawno spostrzegł
i jedynie człowiek bezrozumny może szuka dowodów
gdzie ich nie potrzeba

a każdy dzień jest dowodem na prawdę

Argumentem na nieistnienie Stwórcy byłoby nieistnienie materii . Nartomiast jeśli materia jest, to logicznym jest , że jest Stwórca tego co jest . Przecież to proste .

Jestem ciekaw jakby wyglądała rozmowa między Tobą na (nie pamiętam nicka) ekspertem od fizyki kwantowej. On by Ci powiedział że nie wszystko musi miec przyczyne.

Natomiast nawet jeśli przyjmiemy że wszystko ma przyczyne, to z tego faktu jeszcze nie wynika jaka ona jest. A celowo nie pisze tutaj o formie osobowej, tylko o tym czymś...

To że coś się pojawia, a fizyk kwantowy nie wie dlaczego, to jeszcze nie znaczy, że to coś nie ma przyczyny , znaczy to tylko tyle, że ten fizyk nie zna tej przyczyny. Aby proces pojawiania się czegoś bez przyczyny był wiarygodny z punktu widzenia nauki, trzeba by go udowodnić ,a jak udowdnisz że przyczyną tego nie jest np. siła która jest ponad mocą poznawczą nauki?

Niestety nie mam rozeznania w fizyce kwantowej, nie wiem czy oni nie wiedzą, czy raczej wiedzą.

Weź to na logikę, jak można wiedzieć że coś nie ma przyczyny, trzeba by to zbadać, a jak zbadasz proces pojawiania się czegoś bez przyczyny, skoro nie wiesz o tym procesie nic, bo podobno go nie ma, tak jak i przyczyny.