Re: Czy ateizm jest odpowiedzialny za reżimy totalitarne?
Proszę bardzo, wracam do pierwszego posta.
afilatelista napisał(a):
Hitler nie był ateistą. Wierzył w "opatrzność" której można przypisać cechy boga teistycznego. Poza tym w swojej ideologii często odwoływał się do Chrystusa przy czym jego obraz był inny niż ten wyznawany przez katolików.
Hitler, przypuszczam, był synkretynem, czyli typowym, niewyróżniającym się dzieckiem epoki, które w głowie swej łączyło, jak umiało, pierwiastki chrześcijańskie, scjentystyczne i ezoteryczne, na które wyeksponowani byli wtedy wszyscy. To pozwalało mu wydalać rozmaite komunikaty, możliwe że sprzeczne, zależnie od okoliczności. Niewykluczone że z biegiem lat ezoteryka brała górę; gdzieś w '42 roku Hitler nakazał sprawdzić (radarowo), czy Ziemia przypadkiem nie jest wklęsła. Tzw. opatrzności nie przypisywałbym więc głębi większej, niż "ręce boskiej", co miała jakoby chronić Piłsudskiego - który skądinąd wyraził się na pewno, że
religia jest dla ludzi bez rozumu.
afilatelista napisał(a):
To czy był czy nie był ateistą nie na większego znaczenia. Lenin był - i potępiam jego działania skierowane przeciwko wolności religijnej. Ale ateizm nie ma papieża, struktur, dogmatów o nieomylności Dawkinsa.
Chrześcijaństwo jako całość też nie ma papieża, ze strukturami bywa różnie, a dogmatyka wygląda tak, że podstawowe źródło wiedzy o wierze dla jednych jest nieomylne, drudzy widzą w nim wytwór kultury, a jeszcze inni sobie w nim przebierają jak w koszu ulęgałek. (Z religią jako zjawiskiem ogólnoświatowym jest jeszcze gorzej.) Niemniej posiadanie papieża, struktur i dogmatów pozwala pociągać konkretnych ludzi do odpowiedzialności za, ogólnie mówiąc, błędy i wypaczenia; w najgorszym razie wiadomo konkretnie, jak i dlaczego głosować nogami. Toteż instytucjonalne Kościoły chrześcijańskie, przy wszystkich swoich, niekiedy obrzydliwych wadach, jednak grają uczciwiej od ateuszy, którzy od odpowiedzialności migają się z zasady.
afilatelista napisał(a):
Twój argument to Argumentum ad consequentiam. Nawet gdyby ateizm prowadził do negatywnych skutków (z czym się nie zgadzam) nie czyni to teizmu prawdziwym.
Ale czyniłoby to wybór teizmu istotnie korzystniejszym dla dobrostanu człowieka, czyli wyborem po prostu zdrowszym. I nie jest to myśl nowa. Jakieś pół wieku temu pewien ateista, Lem Stanisław, spisał szkic powieści o upośledzonym dziecku, które bezwiednie obraca miłość rodziców w absolutny horror, po czym skwitował rzecz następująco:
gdybyśmy nie potrafili przerabiać potworności w korelaty anielstwa, nie moglibyśmy trwać. Ciekawe, że nikt tej myśli nie zakwestionował, ani nie pociągnął dalej. Nie da się?