Gdyby Chrystusa nie było ...
Autor |
Wiadomość |
unicorn
Dołączył(a): Śr cze 09, 2004 13:48 Posty: 97
|
Pytanie tu zadane można sprowadzić do tego czy istnieje Bóg w rozumieniu chrześcijańskim.
Bo jeżeli przyjmujemy, że Bóg istnieje i jest taki jak przedstawia go chrześcijaństwo (ja osowiście wierzę że tak właśnie jest) to nie mogło nie byc Chrystusa. Chrystus istniał od zawsze. Bóg jest 3-osobowy OD ZAWSZE.
Zapytać możemy o ofiarę Chrystusa, ale i ta była oczywista dla Boga w momencie stwarzania człowieka. Grzech człowieka jest konsekwencją dania mu wolności wybierania dobra i zła (a właściwie decyzją człowieka, która Bóg znał wcześniej nim nastąpiła). Zatem Chrystus musiał umrzeć aby człowiek mógł byc wolny. A Bóg kochając człowieka chciał mu dać wolność. Ofiara Chrystusa była konieczna i musiała zaistnieć.
|
Pt cze 24, 2005 8:46 |
|
|
|
 |
ania
Dołączył(a): Pt lis 14, 2003 18:48 Posty: 217
|
Cytuj: Czemu na mnie krzyczysz? :hmmm: Cytuj: Ze wszystkim się zgadzam, i to już od dawna, za wyjątkiem jednego:
Ktoś napisał, że śmierć Jezusa była potrzebna żeby otworzyć ludziom bramy nieba, zesłac łaski itd. Dla mnie to bez sensu i chyba podzielasz moje zdanie. A jeżeli ma to sens, to dlaczego Bóg uzależniał swoje działanie od czyjejś śmierci? Myślę , że problem tkwi w rozumieniu tego sformułowania. Bo jeżeli rozumiemy, że: Jezus musiał umrzeć , bo dopiero poprzez Jego śmierć i cierpienie mogły na ludzi spłynąć łaski - to rzeczywiście budzi to pewien " zgrzyt", sprzeciw, zdziwienie , no bo jeżeli Bóg chcial udzielić ludziom łask, by mogli osiągnąć zbawienie to przecież mógł uczynić to zupełnie inaczej , dlaczego koniecznym było cierpienie, ból, męka Chrystusa? W takim rozunieniu jak Ty to rozumiesz , to rzeczywiście to nie ma sensu . Ale jeżeli nie było innego wyjścia? Śmierć Jezusa była potrzebna,( tak jak potrzebna była śmierć rodzica pod kołami pociągu) żeby otworzyć ludziom bramy nieba, zesłać łaski czyli innymi słowy, żeby ludzie mieli życie ( żeby dziecko przeżyło) . Bóg nie uzależniał swego działania od czyjejś śmierci. Chyba najaśniej przedstawił to unicorn. Cytuj: Na resztę nie odpowiadam, bo chociaż widzę to nieco inaczej, Wiesz Ibrisolu , chętnie posłuchałabym , jak Ty to widzisz? Cytuj: to i tak w dalszej dyskusji doszlibyśmy do zbieżnych wniosków.
Czyżby wspólny mianownik?
|
Wt cze 28, 2005 23:05 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
ania napisał(a): Czemu na mnie krzyczysz? Używam wielkich liter w boldzie gdy odpowiadam jednocześnie wielu osobom. Nie ma to nic wspólnego z emocjami. Wyjaśnij mi, czym różnią się te 2 wypowiedzi: ania napisał(a): no bo jeżeli Bóg chcial udzielić ludziom łask, by mogli osiągnąć zbawienie to przecież mógł uczynić to zupełnie inaczej , dlaczego koniecznym było cierpienie, ból, męka Chrystusa? W takim rozunieniu jak Ty to rozumiesz , to rzeczywiście to nie ma sensu . ania napisał(a): Śmierć Jezusa była potrzebna,( tak jak potrzebna była śmierć rodzica pod kołami pociągu) żeby otworzyć ludziom bramy nieba, zesłać łaski czyli innymi słowy, żeby ludzie mieli życie ( żeby dziecko przeżyło) . Jedyna różnica jaką widzę jest taka, że raz napisałaś że jest to bez sensu a raz że z sensem. Na czerowno zaznaczyłem coś, co wg mnie jest tym samym. ania napisał(a): Cytuj: Na resztę nie odpowiadam, bo chociaż widzę to nieco inaczej, Wiesz Ibrisolu , chętnie posłuchałabym , jak Ty to widzisz? Gdzieś w okolicach drugiej strony jest moje zdanie. ania napisał(a): Cytuj: to i tak w dalszej dyskusji doszlibyśmy do zbieżnych wniosków. Czyżby wspólny mianownik?
Pewnie tak, ale nie mający nic wspólnego ze zbieżnością lub rozbieżnością światopoglądową.
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Śr cze 29, 2005 14:16 |
|
|
|
 |
ania
Dołączył(a): Pt lis 14, 2003 18:48 Posty: 217
|
Cytuj: Wyjaśnij mi, czym różnią się te 2 wypowiedzi: ania napisał(a): no bo jeżeli Bóg chcial udzielić ludziom łask, by mogli osiągnąć zbawienie to przecież mógł uczynić to zupełnie inaczej , dlaczego koniecznym było cierpienie, ból, męka Chrystusa? W takim rozunieniu jak Ty to rozumiesz , to rzeczywiście to nie ma sensu . ania napisał(a): Śmierć Jezusa była potrzebna,( tak jak potrzebna była śmierć rodzica pod kołami pociągu) żeby otworzyć ludziom bramy nieba, zesłać łaski czyli innymi słowy, żeby ludzie mieli życie ( żeby dziecko przeżyło) . Jedyna różnica jaką widzę jest taka, że raz napisałaś że jest to bez sensu a raz że z sensem. Na czerowno zaznaczyłem coś, co wg mnie jest tym samym.
Zapomniałeś o jednym zdaniu jeżeli idzie o drugi fragment mojej wypowiedzi tj. o zdaniu: A jeżeli nie było innego wyjścia?
Całe moje rozumowanie wynika z założenia , że Bóg nie jest wszechmocny, że jest ograniczony wolnym "nie" swojego stworzenia ( jeszcze raz zaznaczam , że to moja własna próba wytłumaczenia konieczności Ofiary Chrystusa)
Jeżeli nie było innego wyjścia :
- bo konsekwencją grzechu jest śmierć
- Jezus ( jak rodzic) poniósł za nas konsekwencje grzechu ( śmierć) i otworzył nam bramy nieba , przywrócił stan łaski.
|
Śr cze 29, 2005 18:43 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
ania napisał(a): Zapomniałeś o jednym zdaniu jeżeli idzie o drugi fragment mojej wypowiedzi tj. o zdaniu: A jeżeli nie było innego wyjścia?
Całe moje rozumowanie wynika z założenia , że Bóg nie jest wszechmocny, że jest ograniczony wolnym "nie" swojego stworzenia ( jeszcze raz zaznaczam , że to moja własna próba wytłumaczenia konieczności Ofiary Chrystusa)
W takim razie żeby wyjaśnić konieczność śmierci Jezusa, należy zakwestionować wszechmoc Boga. Bo jeżeli Bóg jest wszechmocny, to tego typu mechanizm - śmierć za łaski, odkupienie itp. - nie musiał istnieć.
Cieszę się, że zrozumiałaś o co mi chodzi - chyba jak dotąd jako jedyna. Sama widzisz, że odpowiedź na to pytanie nie jest trywialna. Przemyśl to sobie jeszcze na spokojnie (o ile będziesz miała ochotę) i zapytaj może jakiegoś księdza albo kogoś dobrze obeznanego w dogmatach. Może istnieje lepsza odpowiedź niż brak wszechmocy Boga.
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Śr cze 29, 2005 20:54 |
|
|
|
 |
Xenotym
Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37 Posty: 820
|
Irbisol
Wszechmoc Boga to absurd. Bóg nie może czynić wszystkiego co chce, nie może odmienić zdarzeń już dokonanych. Wszechmoc Boga oznaczać może tylko jedno, że Bóg czyni co chce.
|
Śr cze 29, 2005 21:01 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
Xenotym napisał(a): Irbisol
Wszechmoc Boga to absurd. Bóg nie może czynić wszystkiego co chce, nie może odmienić zdarzeń już dokonanych. Ale Bóg miał wpływ na dokonywanie się tych zdarzeń - w taki a nie inny sposób. Xenotym napisał(a): Wszechmoc Boga oznaczać może tylko jedno, że Bóg czyni co chce.
Uczynił tak, że śmierć Jezusa była potrzebna dla zbawienia ludzi - chciał żeby to zbawienie dokonało się w taki a nie inny sposób?
Jakbyś nie podchodził do zagadnienia, śmierć Jezusa była wymagana przy założeniu że twierdzenie o jej niezbędności w celu otwarcia bram nieba itd. jest słuszne. Kto tego wymagał?
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Śr cze 29, 2005 21:15 |
|
 |
Xenotym
Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37 Posty: 820
|
Xenotym napisał(a): Wszechmoc Boga to absurd. Bóg nie może czynić wszystkiego co chce, nie może odmienić zdarzeń już dokonanych. Irbisol napisał(a): Ale Bóg miał wpływ na dokonywanie się tych zdarzeń - w taki a nie inny sposób. Do tego, tak do końca, nie jestem przekonany. Chciał oprzec to na wolnej woli widząc w tym jakiś wyższy cel. Nie wiem jak to nazwać... proces samoistny. Nie chciał wymuszać, choć mógł. Zainicjował proces jedynie i wskazał prawa. Xenotym napisał(a): Wszechmoc Boga oznaczać może tylko jedno, że Bóg czyni co chce. Irbisol napisał(a): Uczynił tak, że śmierć Jezusa była potrzebna dla zbawienia ludzi - chciał żeby to zbawienie dokonało się w taki a nie inny sposób?
Jakbyś nie podchodził do zagadnienia, śmierć Jezusa była wymagana przy założeniu że twierdzenie o jej niezbędności w celu otwarcia bram nieba itd. jest słuszne. Kto tego wymagał?
Myślę, że wybór leżał po stronie Jezusa. To on miał wybrać - Bóg-Człowiek, lub Człowiek Boga w pełni świadomy. Ale to tylko moja opinia, choć myśl powracająca.
|
Śr cze 29, 2005 21:39 |
|
 |
unicorn
Dołączył(a): Śr cze 09, 2004 13:48 Posty: 97
|
Irbisol napisał:
Cytuj: W takim razie żeby wyjaśnić konieczność śmierci Jezusa, należy zakwestionować wszechmoc Boga. Bo jeżeli Bóg jest wszechmocny, to tego typu mechanizm - śmierć za łaski, odkupienie itp. - nie musiał istnieć. Cytuj: Uczynił tak, że śmierć Jezusa była potrzebna dla zbawienia ludzi - chciał żeby to zbawienie dokonało się w taki a nie inny sposób?
Jakbyś nie podchodził do zagadnienia, śmierć Jezusa była wymagana przy założeniu że twierdzenie o jej niezbędności w celu otwarcia bram nieba itd. jest słuszne. Kto tego wymagał?
Myślę, że wszelkie wątpliwości wynikają z tego, że myslimy za bardzo po ludzku.
Bóg chcial uczynić człowieka wolnym i WIEDZIAŁ, że człowiek w wyniku otrzymania tej wolności zgrzeszy i będzie to wymagać ofiary Chrystusa. Nie zmienił tego z miłości do człowieka - CHCIAŁ nas obdarzyć wolnością i nie było innego wyjścia.
To był WYBÓR Boga, który nie przeczy jego wszechmocy a jedynie ukazuje Jego MIŁÓŚĆ do człowieka.
|
Cz cze 30, 2005 7:06 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
unicorn napisał(a): Bóg chcial uczynić człowieka wolnym i WIEDZIAŁ, że człowiek w wyniku otrzymania tej wolności zgrzeszy i będzie to wymagać ofiary Chrystusa. Nie zmienił tego z miłości do człowieka - CHCIAŁ nas obdarzyć wolnością i nie było innego wyjścia. To był WYBÓR Boga, który nie przeczy jego wszechmocy a jedynie ukazuje Jego MIŁÓŚĆ do człowieka.
Mam dokładnie takie samo zdanie na ten temat, ale o inny aspekt pytam.
XENOTYM
Jak ma się chęć Jezusa do bycia ukrzyżowanym z koniecznością bycia ukrzyżowanym żeby otworzyć bramy nieba, zesłac łaski itd.?
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Cz cze 30, 2005 10:54 |
|
 |
elka
Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58 Posty: 3890
|
wybaczcie takie luźne myśli
tak sie zastanawiam, Irbisolu - czy ty uważasz, że wola Boga nie była całkowicie i zupełnie wolą Jezusa? bo wszędzie piszesz - Bóg chciał tej ofiary... a jeśli napiszesz: Jezus chciał tej ofiary - czyż nie odmieni sie perspektywa rozważania?  wcześniej pisałam o woli Jezusa i Boga - może mi umknęło, ale chyba nie odpowiedziales na ten post
"I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. " (1 Kor 13)
myśle, że ofiary Jezusa nie wolno rozpatrywać bez wniknięcia w Jego - Jezusowo-Bożą miłość do człowieka....  a mam ciągle wrażenie czytając twoje posty, irbisolu, że gdzieś na bok w tej dyskusji odłożyłeś miłość... może się mylę, w koncu to tylko literki  ale unicornowi, który na miłość wskazał, napisałeś, ż o inny aspekt ci chodzi - o jaki więc?
_________________ Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]
|
Cz cze 30, 2005 11:22 |
|
 |
elka
Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58 Posty: 3890
|
w tym artykule jest też trochę na temat ofiary Jezusa
Gdy to, co święte, leży w gruzach…
Danuta Piekarz, biblistka i italianistka, wykładowca na PAT i w WSD Karmelitów Bosych w Krakowie, współpracuje z Centrum Formacji Duchowej, autorka artykułów o tematyce biblijnej.
"Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi". (Iz 55,9) ,,Jeruzalem rumowiskiem się stanie...". (Mi 3,12) Świątynia jerozolimska... chluba i przedmiot pragnień pobożnych Izraelitów: "Jak mile są przybytki Twoje, Panie Zastępów! ...Jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące". (PS 84,1.11)
Tu bowiem Bóg mieszkał pośród swego ludu, tu składano Mu ofiary." Świątynia gwarantowała bezpieczeństwo miasta: od trzech stron była chroniona przez naturalne ukształtowanie terenu. Przeciętnemu mieszkańcowi wydawało się, że wzgórze świątynne nie potrzebuje dodatkowej ochrony: tam przecież mieszka Pan! Pan obroni swój przybytek! Można sobie zatem wyobrazić, jak dramatycznym wydarzeniem było zburzenie Jerozolimy i świątyni przez Babiłończyków w 586 r. przed Ghr. Jak Bóg mógł do tego dopuścić?! Czyż nie wybrał sobie tego miejsca na wieki? Owszem, lud zasłużył na karę, ale jakże zrozumieć TAKĄ karę, która zdaje się burzyć całą wizję Boga i świata?
Gdy poganie depczą świątynię...
Nie sądźmy naiwnie, że do momentu przybycia Nabuchodonozora dzieje świątyni były sielanką: już wcześniej zdarzały się przypadki zbezczeszczenia świętego miejsca, nawet przez nierząd sakralny. Bóg nie razi piorunami tych, którzy znieważają Jego przybytek, ani nawet tych, którzy zamieniają go w stertę gruzów... Można się temu dziwić, ale też... można się wiele nauczyć. Te wszystkie fakty mówią nam bowiem wiele o Bogu, o Jego szacunku do ludzkiej wolności: Bóg tak bardzo kocha ludzi, że przebywa pośród nich, choć dobrze wie, że zostanie znieważony, wzgardzony... Lecz nie odbierze człowiekowi wolnej woli, nic zmusi go siłą do kultu, ani nawet do zaprzestania profanacji. Ukryty Bóg nie poraża człowieka swą obecnością, nic oślepia blaskiem, ale jedynie poprzez głos sumienia przypomina: "Miłości pragnę"...
Bolesne dzieje świątyni jerozolimskiej były zatem wielką lekcją przygotowawczą na przyjęcie tego zdumiewającego nowego sposobu zamieszkania Boga wśród ludzi - poprzez wcielenie Syna Bożego: Bóg, który przyjmuje kruchość ludzkiego ciała, który jest głodny, zmęczony, ale też wyszydzony, odepchnięty, zdradzony, wreszcie przyjmuje haniebną śmierć na krzyżu - a wszystko po to, by nam ukazać, że On jest naprawdę Emmanu-El, Bogiem z nami, gotowym zejść wraz z nami aż do najbardziej ponurych warunków naszej ludzkiej egzystencji. Bóg pozwala zburzyć swoją świątynię, by pokazać człowiekowi, że jest gotów na największe poświęcenia, by znaleźć sobie świątynię w jego sercu. Ta paradoksalna "słabość" Boga najpełniej ukazuje nam wielkość i godność człowieka. Ukazuje nam też prawdę o miłości, która nie znosi przymusu, narzucania się, manipulacji.
Ponadto uczy nas, że również Bóg nie pozwoli sobą manipulować, że Jego obecność wśród nas nie jest "automatem do zapewniania nam doczesnego powodzenia". Wspaniałą naukę znajdujemy w Pierwszej Księdze Samuela (rozdz. 4), gdzie widzimy Izraelitów przekonanych, że sprowadzenie Arki Przymierza zapewni im zwycięstwo w bitwie... tymczasem nie dość, że ponieśli klęskę, to jeszcze sama Arka trafiła w ręce Filistynów!
Ten sam błąd możemy popełnić w naszym spojrzeniu na Chrystusa, w naszym oczekiwaniu, by On wszystko załatwił, uprościł…, jakże często nasze nadzieje wobec Niego są... zdumiewająco podobne do oczekiwań mesjańskich ówczesnych Izraelitów: króluj nam i dokonuj cudów, a uwierzymy Ci! Tymczasem On idzie na Golgotę, opuszczony i cierpiący...
"Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest [...] mocą i mądrością Bożą". (1 Kor l,22nn)
"Zburzcie tę świątynię" (J 2,19) - znak dla tego pokolenia
Dużo ryzykował: wyrzucił handlarzy ze świątyni, powywracał stoły... jakby nie wiedział, że handel jest stałym zwyczajem w tym mieście, ba, że czerpie z niego zyski... rodzina arcykapłańska! Jak wytłumaczyć tę Jego odwagę graniczącą z zuchwałością? Czyżby naprawdę On był Mesjaszem, który ma oczyścić kult świątynny? Jeśli tak, musi pokazać wielki znak, aby wszyscy Mu uwierzyli: "Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?". "Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo" (J 2,19). Druga część odpowiedzi Jezusa zabrzmiała tak niewiarygodnie, że rozmówcy skupili na niej całą uwagę i nawet nie wspomnieli o niemniej szokującej pierwszej części. Nie można jednak jej pomijać. Co bowiem chciał powiedzieć Jezus?
Wydaje się, że pierwszą część zapowiedzi należy rozumieć na dwóch płaszczyznach: oczywiście, nie jest to zachęta do zburzenia świątyni jerozolimskiej, ale ostrzeżenie: "waszym postępowaniem doprowadzicie tę świątynię do upadku". Równocześnie jednak Jezus ostrzega ich przed jeszcze większym błędem: "przez zatwardziałość waszych serc zabijecie Tego, który jest świątynią, Jego Ciało jest szczególnym miejscem zamieszkania Boga!". Właśnie ta świątynia, rzecz jasna, zostanie odbudowana w ciągu trzech dni i nic nie zdoła jej zniszczyć, natomiast świątynia z kamienia - "cień rzeczy przyszłych" - zakończy swą rolę i legnie w gruzach. Zostaną zburzone dwie świątynie: najpierw świątynia Ciała Jezusa, później kamienna świątynia w Jerozolimie, ale będzie odbudowana tylko ta pierwsza, by pełnić swą rolę na wieki.
To samo w gruncie rzeczy zapowiada Pan w Ewangelii Mateuszowej, gdzie na analogiczną prośbę o znak (choć wypowiedzianą w innym kontekście) odpowiada: "Żaden znak nie będzie dany temu pokoleniu, prócz znaku Jonasza" (12,39). Powstanie Jezusa z grobu - na wzór wyjścia Jonasza z wnętrzności ryby - będzie owym wielkim znakiem, ostatecznym potwierdzeniem Jego mesjańskiej godności. Nie na taki znak jednak czekano. Gdyby zwołał wszystkich synów Izraela na zwycięską wojnę z rzymskim najeźdźcą... gdyby dokonał sądu nad światem i zaprowadził sprawiedliwość... gdyby choć karmił ich cudownie chlebem, jak wtedy, gdy już próbowali obwołać Go królem... ale Mesjasz cierpiący? zabity? I jeszcze dziwnie groźne wizje zburzonej świątyni?!
Wbrew pozorom odpowiedź Jezusa zapisana przez św. Marka - "Żaden znak nic będzie dany temu plemieniu" (8,12) - bez żadnej wzmianki o Jonaszu, nie przeczy wersjom podanym przez Mateusza i Jana: znak dany przez Jezusa będzie tak bardzo różny od oczekiwań słuchaczy, że mimo swej niesłychanej wielkości, dla nich nie będzie żadnym znakiem. Oni oczekują od Boga dowodów potęgi, zwycięstw, blasku, olśniewających teofanii... wciąż nie rozumieją Tego, który przychodzi w "głosie łagodnej ciszy" (1 Krl 19,12), a tym bardziej... Tego, który pozwala się przybić do krzyża. Nie rozumieją słów Jezusa (dość niejasnych, szczerze mówiąc), ale gdyby je zrozumieli, ich oburzenie byłoby jeszcze większe. Bóg miałby pozwolić, żeby zburzono Jego świątynię?! (A przecież już kiedyś pozwolił!) Bóg miałby dopuścić, by Jego Wybraniec miał po prostu umrzeć?! Nieumiejętność odczytywania Pism, odczytywania Bożych znaków z przeszłości, czyni człowieka niezdolnym do rozumienia Boga działającego tu i teraz: "Jeśli Mojżesza i proroków nic słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16,31).
"Panie, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!" (Mt 16,22)
Można łatwo zrozumieć opór faryzeuszów wobec słów Jezusa, ale żeby podobnie zachowywał się jeden z najbliższych uczniów, i to ten, który właśnie usłyszał zapowiedź, że to on będzie Skalą, na której Jezus zbuduje swój Kościół...
W przeciwieństwie do niejasnych słów Jezusa z poprzednio omawianej sceny, te, które teraz słyszą uczniowie, są aż nadto wyraziste: musi wiele wycierpieć, będzie zabity... Piotr, który tylekroć wypowiadał się w imieniu uczniów, mówi to, co zapewne teraz czują wszyscy: to niemożliwe! Naszego ukochanego Mistrza, który wszystko może, nigdy nie spotka żadna krzywda, a zwłaszcza śmierć! Być może w tym proteście Piotra głębiej kryje się też inna myśl: zaryzykowaliśmy życie idąc za Nim, opuściliśmy wszystko, On czynił tak wielkie znaki, a teraz miałby po prostu zginąć? A co z naszymi planami, marzeniami, a może i... ambicjami związanymi z Jego Królestwem?! Myśleliśmy, że pójście za Nim jest najlepszą życiową inwestycją, a teraz ma się okazać, że nasze nadzieje na lepszą przyszłość byty tylko mrzonką? Te same zawiedzione nadzieje zabrzmią w ustach uczniów idących do Emaus: "A myśmy się spodziewali..." (Łk 24,31). Zauważmy, że odpowiedzią Jezusa będzie "wyjaśnianie Pism": nie dlatego jesteście zawiedzeni, że Bóg nie spełnił obietnic, ale dlatego, że to wy nie umiecie czytać Jego Słowa.
Wróćmy jednak do sceny pod Cezareą Filipową i zwróćmy uwagę na to dramatyczne połączenie wspaniałych słów Jezusa skierowanych pod adresem Piotra z bolesnym wyrzutem na reakcję apostoła wobec zapowiedzi męki. Piotr, słysząc, że do wyznania wiary w Jezusa doprowadził go "Ojciec, który jest w niebie", mógł przez chwilę poczuć się "specjalistą od Bożych spraw", kimś, kto wie, co Bogu wypada, a co absolutnie do Boga nie pasuje... Czynić cuda - tak! Cierpieć - nie! Jest to najbardziej niebezpieczna postawa z możliwych. Dlatego Piotr zaraz usłyszy zupełnie inną ocenę: "nic myślisz po Bożemu, lecz po ludzku". Podkreślmy to: stosunek do Jezusowej męki jest wyznacznikiem pochodzenia ludzkich opinii. Ten myśli po Bożemu, kto "pozwala" Bogu działać nawet w sposób pozornie absurdalny, niszczący wszystko, co dotąd zbudował.
W Ewangelii Janowej znajdujemy scenę, która pomimo zewnętrznych różnic posiada podobną wymowę do rozmowy Jezusa z Piotrem pod Cezareą: Piotr nie chce pozwolić Jezusowi, by umył mu nogi. Zastanawiająca jest odpowiedź Jezusa: "Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną" (J 13,8). A zatem nie chodzi tu tylko o naukę pokory i służby: umycie nóg uczniom jest ostatnią, dramatyczną próbą przygotowania ich na skandal krzyża: musisz pogodzić się z tym, że oczyszczę cię (z grzechów) w taki sposób, jaki będzie dla ciebie szokujący. Jeśli nie przyjmiesz tego paradoksu, jeśli pozostaniesz przy własnej logice, nie przyjmiesz darów mojej Męki. Człowiek nie rozumie, dlaczego tak się dzieje, ale wystarczy, że Bóg to wie... Najgorszym złudzeniem jest myślenie, że nie spotka mnie żadna niespodzianka ani ze strony Boga, ani ze strony mnie, że już dobrze znam Jego i siebie. Piotr miał oba te złudzenia: "Panie, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie... choćby Cię inni opuścili, to ja - nigdy!". Jakże inaczej zabrzmią jego słowa, gdy pozna prawdę: "Panie, TY WIESZ...". Ty wiesz, co dobre, i dla Ciebie, i dla mnie, nawet jeśli zapowiadasz, że "kto inny mnie przepasze i poprowadzi, gdzie nie zechcę...".
Gdy Bóg zdaje się przeczyć swemu słowu... "na wieki..."?
Ileż razy prorocy powtarzali, że Słowo Pana jest niezawodne, że On zawsze dotrzymuje swych obietnic... Gdy jednak spojrzymy na pewne obietnice i na dalsze dzieje, zdaje się, jakby ich spełnienie było czymś absolutnie nierealnym.
Oto król Dawid słyszy wspaniałą obietnicę: "Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki" (2 Sm 7,16). Wieczna dynastia, utwierdzony tron, a przecież już po śmierci syna Dawida - Salomona, królestwo rozpadnie się, a po kilku wiekach najpierw jedna, potem druga jego część zostanie zdobyta przez najeźdźców! I co i tą obietnicą? "Dlaczego mają mówić poganie: "Gdzież jest ich Bóg?"". Bowiem zdaje się, jakby Bóg działał również przeciw sobie: dopuszczając klęskę swego ludu, On sam również stał się przedmiotem szyderstw pogan, jakoby nie potrafił obronić tych, których sobie wybrał.
Jak tłumaczyć zesłańcom w Babilonii, że Bóg naprawdę wybrał Jeruzalem na swoją stolicę, że tam chce przyjmować ofiary, skoro "nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza, ani całopalenia, ani ofiar... nie ma gdzie ofiarować Tobie pierwocin i doznać Twojego miłosierdzia" (Dn 3,38)? A jednak wbrew wszelkiej nadziei Bóg zapowiada wspaniałą przyszłość: "Tak bowiem mówi Pan: "Nie zabraknie Dawidowi męża zasiadającego na tronie domu Izraela. Kapłanom - lewitom zaś nie zabraknie człowieka, który by stał przede Mną, by spalać ofiary pokarmowe i zabijać żertwy po wszystkie dni"" (Jr 33,17).
Owszem, po powrocie z niewoli kapłani podjęli swe funkcje w odnowionej świątyni, ale nigdy nie udało się przywrócić jej dawnej potęgi politycznej, a nowa świątynia także została zburzona w 70 r. po Chr. Czyżby więc Słowo Pana zawiodło?
Nie, ono spełniło się, ale w sposób zupełnie inny, nieporównanie wyższy od najśmielszych oczekiwań Izraelitów: z rodu Dawida zrodził się nie wybitny polityk i dzielny wojownik, ale prawdziwy Król Wszechświata, który ma władzę nad wszystkim, gdyż "wszystko przez Niego się stało". W Nim też spełnia się przedziwna zapowiedź z Psalmu 110: "Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka". Melchizedek łączył bowiem w sobie dwie funkcje, które w Izraelu w czasach Chrystusa były zawsze rozdzielne, gdyż pełniący je pochodzili z dwóch różnych pokoleń (Judy i Lewiego): króla i kapłana. To Jezus, pochodzący z rodu królewskiego, jest Królem nad wiekami i jest też prawdziwym Kapłanem (choć nie pochodzi z rodu Lewiego), gdyż złożył Ojcu nieskalaną Ofiarę - samego siebie. Nie musiał w tym celu wchodzić do ziemskiej świątyni, gdyż "przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego (nieba)" (Hbr9,12).
I o tym trzeba pamiętać, gdy nasze prośby - nawet najszlachetniejsze - zdają się pozostawać bez odpowiedzi. To tylko my spieszymy się, tylko nam wydaje się, że "teraz albo nigdy". Bóg patrzy na wszystko z perspektywy wieczności i wie, jaki czas i jaki sposób jest najwłaściwszy, by dokonało się WIĘKSZE dobro, niekoniecznie zrozumiałe dla nas, ale to przecież On (na szczęście!), a nie my, jest Bogiem. On jest Miłością, która "jest cierpliwa" i widzi więcej niż krótkowzroczne oczy naszej nieufności.
"Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił" (Dz 10,15)
Wydawało się wręcz niewiarygodne, by ta wizja mogła pochodzić od Boga: oto Piotr, pobożny Izraelita, słyszy wezwanie, by jadł nieczyste zwierzęta, zakazane przez Prawo. Czyżby Bóg kazał naruszyć własne polecenie? A przecież Piotr wyraźnie słyszał (tylko zapewne jeszcze nie zrozumiał), jak Syn Boży mówił, że nic, co wchodzi do wnętrza człowieka (pokarm), nie czyni go nieczystym, lecz tylko to, co z niego wychodzi (złe myśli i czyny). Prawo pokarmowe miało wartość tymczasową, wychowawczą, by nauczyć wrażliwości w rozróżnianiu tego, co święte od tego, co niegodne. "Gdy jednak wiara nadeszła, nie jesteśmy poddani wychowawcy" (przepisom Prawa Mojżeszowego) (Ga 3,25), podobnie jak wyjmuje się niemowlę z ochraniającego je "inkubatora", by zaczęło żyć własnym życiem.
Również Piotr, przygotowany przez tę wizję, musi dojrzeć do przełomowej decyzji: wejść do domu poganina, głosić mu Chrystusa, ochrzcić go, zasiąść z nim do stołu... Dziś często nie zdajemy sobie sprawy, jak wielka przemiana w sposobie myślenia musiała się dokonać w pierwszych uczniach Chrystusa, by Kościół mógł otworzyć się na pogan. To wymagało nowego spojrzenia nie tylko na samych pogan, ale i na Boga, wymagało nowego rozumienia ludu Bożego.
I nie jest to tylko problem sprzed wieków. Jakże często łudzimy się, że znamy Boga na wylot, że nasze przekonania są tak absolutnie prawdziwe, iż nawet On sam nie może ich zmienić! Tymczasem Boże prowadzenie człowieka, Boże objawianie się każdemu z nas nie jest skansenem, ale pedagogią dostosowaną do naszych możliwości. "Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie" (J 16,12). Przez całe życie będziemy odkrywać Boga, a gdy staniemy przed Nim, doznamy wielkiego zdumienia wobec Jego wspaniałości i to zdumienie zajmie nam całą wieczność.
Przyjdę powtórnie (J 14,3)
Kościół czasów apostolskich żył nadzieją na rychłe powtórne przyjście Chrystusa, nic zawsze jednak to oczekiwanie przybierało właściwe formy. Zdarzało się (np. wśród Tesaloniczan), że zaprzestawano pracy, bo po co trudzić się, skoro lada dzień nastąpi koniec... Inni, zniechęceni długim oczekiwaniem, słabli w gorliwości. A przecież Jezus nigdy nie podał daty swego przyjścia, wręcz przeciwnie: wciąż powtarzał: "Czuwajcie, bo nie wiecie...". Jednakże trzy wielkie zapowiedzi Jezusowe: zburzenia Jerozolimy, rozwoju Królestwa poprzez misję Kościoła i wreszcie dnia ostatecznego - zlewały się w umysłach wielu uczniów w jedną rozmazaną całość. Sprzyjał temu zresztą... ówczesny sposób rozumienia starotestamentowych proroctw: oczekiwano na wielki Dzień Pański, gdy Bóg wyleje na wszystkich swego Ducha, gdy zwycięski Mesjasz poprowadzi naród ku życiu w szczęściu i pobożności, gdy Bóg dokona sądu, nagradzając i karząc. Te trzy przyszłe wydarzenia łączono ze sobą, podobnie jak my, widząc z daleka wielki łańcuch gór, sądzimy, że jest to tylko jedna linia.
I oto pierwsi chrześcijanie widzą spełnienie dwóch proroctw: przyszedł Mesjasz, Duch zstąpił na Kościół... wydawało się, że zaraz nadejdzie dzień sądu. Czyż jednak po to Jezus nauczałby uczniów, po to zakładałby Kościół, by nie dać mu czasu na rozwój?!
Kiedy zatem nastąpi koniec? Wtedy, gdy stanie się to, co opisuje Apokalipsa: "nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła i dano jej przyoblec bisior", którym są "czyny sprawiedliwe świętych" (Ap 19,8). Kościół- Oblubienica Chrystusa ma do dyspozycji wieki swej historii, by przez świętość swych członków przygotować się do wejścia do domu Oblubieńca. Każdy z nas przez życie zgodne z Ewangelią dodaje nową część do szaty weselnej Kościoła. I tu właśnie tkwi sens naszych trudów, zmagań, nawet cierpień; tu też mieści się odpowiedź na gnębiący wielu paradoks zła w świecie, prześladowania sprawiedliwych, ucisku ubogich… "Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy [...], ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia" (2 P 3,9), Nam, zwolennikom "natychmiastowej sprawiedliwości", zniewolonym przez zegarek i terminarz, jakże trudno zrozumieć miłosierną cierpliwość Tego, który jest poza czasem...
Jest tylko jedna biblijna droga...
Jakże często przyczyną naszych kryzysów religijnych jest rozbieżność pomiędzy oleodrukowym, słodkawym i schematycznym Bogiem naszych wyobrażeń a "nieprzewidywalnym" Bogiem, żywym i prawdziwym, Tym, którego "myśli nie są myślami naszymi", który wciąż nas zaskakuje (i nie zawsze są to miłe i łatwe niespodzianki), a wszystko po to, by nas ukształtować, oczyścić, nauczyć. Jest tylko jedna biblijna droga wychodzenia z kryzysów: "Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko, dlatego odwołuję, co powiedziałem" (Hi 42,5n). Naszą podatność na kryzysy leczy się, wychodząc z krótkowzrocznej wizji świata ku umiejętności "patrzenia oczyma Boga", znanego nie tylko "ze słyszenia" - z kazań, katechizmu itp., ale z codziennego doświadczania Jego obecności w Słowie, w Eucharystii... przekładanego na konkret własnego życia, które, choćby wydawało się najbardziej banalne, jest świętą historią: Jego i nasza.
artykuł z Zeszytu Formacji Duchowej Nr 27 "Rozwój i kryzysy" Wydawnictwa Salwator z Krakowa
_________________ Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]
|
Cz cze 30, 2005 18:54 |
|
 |
Xenotym
Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37 Posty: 820
|
Cytuj: Jak ma się chęć Jezusa do bycia ukrzyżowanym z koniecznością bycia ukrzyżowanym żeby otworzyć bramy nieba, zesłac łaski itd.?
Nie wiem. Nie wiem też, dlaczego matka musiałaby poświęcić swe życie wypychając dziecko z torów sprzed nadjeżdżającego Orient Ekspresu. Mogłaby np. spróbować zatrzymać pociąg aktem jakiejś zdumiewająco silnej wiary. Dotychczas nikt tej metody nie próbował. Mimo tego, wiadomo powszechnie, jaki przyniosłoby to skutek - wiadomo, mimo, że nikt nie próbował. Paradoks?
Widzisz Irbisol... ja nie wiem, próbowałem, wraz z innymi, podać Ci jakieś propozycje uzasadniające tę konieczność (śmierć męczeńską) ale nie trafiłem w Twój gust interpretacyjny.
Musisz chyba sam się z tym uporać skoro to ma dla Ciebie takie fundamentalne znaczenie. Jak już to rozwiązanie znajdziesz to daj znać.
|
Cz cze 30, 2005 20:20 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
Xenotym napisał(a): Cytuj: Jak ma się chęć Jezusa do bycia ukrzyżowanym z koniecznością bycia ukrzyżowanym żeby otworzyć bramy nieba, zesłac łaski itd.? Nie wiem. Szkoda. Xenotym napisał(a): Nie wiem też, dlaczego matka musiałaby poświęcić swe życie wypychając dziecko z torów sprzed nadjeżdżającego Orient Ekspresu. Tu akurat odpowiedź jest prosta. Przykład z pociągiem jest adekwantny w sensie poświęcenia, ale nieadekwatny w sensie mechanizmu, który wymagał poświęcenia (albo ogólnie - jakiejś akcji) w celu uratowania/zbawienia kogoś. Xenotym napisał(a): Mogłaby np. spróbować zatrzymać pociąg aktem jakiejś zdumiewająco silnej wiary. Chodzi o to skąd ten pociąg się wziął - nie pytam o intencje działania poświęcającego się. Xenotym napisał(a): ja nie wiem, próbowałem, wraz z innymi, podać Ci jakieś propozycje uzasadniające tę konieczność (śmierć męczeńską) ale nie trafiłem w Twój gust interpretacyjny. Nie odpowiedziałeś na zadane pytanie - odpowiadałeś na wszystkie inne, tylko nie na to co trzeba. Również z tego postu widać, że nie rozumiesz o co pytam. Sam piszę co chwila "nie pytam o to, tylko o tamto", ale i tak wszyscy z uporem maniaka (z jednym wyjątkiem) odpowiadają na co innego. Xenotym napisał(a): Musisz chyba sam się z tym uporać skoro to ma dla Ciebie takie fundamentalne znaczenie. Jak już to rozwiązanie znajdziesz to daj znać.
Długo to analizowałem i nie znalazłem logicznego wytłumaczenia - obawiam się że takie nie istnieje. Istnieje jednak proste rozwiązanie - może wcale ofiara Jezusa nie była konieczna do otwarcia nieba, zesłania łask itp.? Bo tylko o to pytam.
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Pt lip 01, 2005 14:48 |
|
 |
Irbisol
Dołączył(a): Cz gru 02, 2004 19:24 Posty: 858
|
elka napisał(a): czy ty uważasz, że wola Boga nie była całkowicie i zupełnie wolą Jezusa? bo wszędzie piszesz - Bóg chciał tej ofiary... a jeśli napiszesz: Jezus chciał tej ofiary - czyż nie odmieni sie perspektywa rozważania?
Co ma wspólnego miłość do ludzi z cięciem się żyletkami? Jeżeli mi to wyjaśnisz, to byłoby fajnie.
Ale i tak nie o to pytam - pytam o koniecznoć ofiary w celu otwarcia bram nieba, zesłania łask, zbawienia itd.
Na zacytowany fragment odpowiem później.
_________________ Z definicji Boga jest On "bytem koniecznym" więc zdanie że Byt konieczny nie istnieje jest absurdalne logicznie.
Bez duszy człowiek jest tylko zwierzęciem i jego zabicie nie różni się niczym od zabicia świni na szynkę.
|
Pt lip 01, 2005 14:50 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|