Jezus naucza:
Kochaj Bliźniego swego, jak siebie samego.
Kiedy usłyszałem tę naukę po raz pierwszy, gdy miałem kilka lat, wpadłem w wielkie zamieszanie wewnętrzne. Mój świat odwrócił się do góry nogami i zaczął wirować.
W moim świecie po pierwsze, w ogóle było mało miłości, po drugie nie odczuwałem, by mnie ktoś specjalnie kochał, nie wiedziałem co to kochać siebie samego - kojarzyło mi się to z grzechem pychy, który już poznałem jako swój największy grzech w tamtym czasie.
Miłość Bliźniego jako coś powszechnego wydawała mi się niewłaściwa, bo uczono mnie, że miłość jest przypisana jednej osobie wybranej spośród płci przeciwnej i zgłoszonej i pobłogosławionej w Kościele i że będę mógł tego dokonać w odpowiednim wieku.
A jednak za przykazaniem stał Chrystus i uśmiechał się.
Nie mogłem tego zignorować.
Całe życie szukałem sposobów wypełnienia Jego przykazania.
Dziś chciałbym zwrócić uwagę na drugą część przykazania, bo z pierwszą chrześcijanie jakoś sobie radzą. Kochanie siebie samego nie jest niczym złym. Jest czymś bardzo dobrym, bo Jam Jest obrazem Boga i nie wolno mi Jam Jest wrzucać do piwnicy, czy na śmietnik, jak zdarza się słyszeć w niektórych starszych (przedsoborowych
) modlitwach i pieśniach.
Nie znalazłem tej miłości w chrześcijaństwie, mimo wieloletnich studiów i badań.
Miłość samego siebie odnalazłem w buddyzmie i zacząłem ją praktykować.
Dzięki temu mogłem ją poznać i przyprowadzić do Kościoła.
Miłość samego siebie jest trudna do prowadzenia. Ciągle wymyka się z rąk i prowadzi do brnięcia w pułapkę Ego, prowadzi do grzechu pychy. Ja to wiedziałem, bo poczucie lepszości od innych nigdy nie sprawiało mi żadnych trudności, także w tzw. obiektywnym spojrzeniu
Człowiek rozwijający się, także rozwijający się duchowo bardzo szybko odlatuje umiejętnościami wyżej towarzyszy życia i bywa, że wydaje mu się, ze jest lepszy od nich, bo więcej wie i rozumie. Pułapka Ego właśnie na tym polega. Zamiast skupiać się nad sposobem podzielenia się z bliźnimi swoją wiedzą, umiejętnościami, w imię miłości (jak nas nauczał Jezus Chrystus w tym przykazaniu), zaczynamy się porównywać z innymi ludźmi. Porównanie wychodzi na naszą korzyść i pułapka gotowa.
Jezus nie uczy by porównywać. On uczy by kochać siebie.
Rozwijamy się bowiem w duchu miłości do samych siebie, by więcej wiedzieć, więcej rozumieć, bardziej kochać, wreszcie więcej mieć, w sensie zarządzania dobrami doczesnymi.
Jezus wzywa do dzielenia się swoim stanem posiadania - mówi - kochaj bliźniego swego - jak siebie samego. Daj bliźniemu to, czego on potrzebuje. Daj mu z tego co masz, nie z cudzej kieszeni - jak to się wielu darczyńcom przydarza. Daj mu nie z tego, co Ci zbywa, daj mu z tego, co sam uważasz za cenne dla siebie. Jak byś się czuł będą w potrzebie, gdyby bliźni potraktował Cię odpadkami ze swego stołu?
Kiedy czytałem Dzieje Duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus a potem Dzienniczek św. Faustyny czułem jak bardzo mi odpowiada model "małego kwiatka pod stopami Boga", model największych mistrzyń pokory. Pokora nie jest tym, co mi się kojarzyło z siłowym uśmierzaniem mocy niewolnika. Pokora, to stan, w którym człowiek wolny, z własnej nieprzymuszonej woli uznaje wyższość Boga nad sobą. Uznaje wielkość swego bliźniego przed sobą. Bo bliźni jest też obrazem Boga i chcemy to uznać przy okazji realizowania przykazania miłości bliźniego.
Rozpoznaję Boga w człowieku, który przede mną stoi - mówi mądrość pozaeuropejska.
Skoro jest on obrazem Boga, to mam go uszanować jak obraz Boga.
Zaryzykuję twierdzenie, że oba przykazania miłości zmierzają do stanu wielkiej wzajemnej miłości, miłości bez miar, za to nieskończonej. Boga wobec człowieka, człowieka do wszystkiego, co go otacza, bo to jest albo Bóg albo jego obraz. To stan podobny do stanu rajskiego, tyle, że w tym raju nie będzie miejsca na zło, ten raj będzie wybrany przez ludzi świadomych czym jest zło i świadomie wybierających dobro.
Co innego jest być świadomym Boga w bliźnim, co innego praktykować obcowanie z nim, jako takim.
św. Faustyna napisał(a):
W pewnej chwili, kiedy ujrzałam Jezusa w postaci małej Dzieciny, zapytałam się: Jezu, czemu teraz obcujesz ze mną przybierając postać malej dzieciny? – Przecież ja w Tobie i tak widzę Boga nieogarnionego, Stwórcę i Pana swego. Jezus mi odpowiedział, że dopokąd się nie nauczę prostoty i pokory, to będzie ze mną obcował jako małe dziecię.
(Dz 335)
Bądźmy jako dzieci Boga i jako dzieci bawmy się z innymi dziećmi Boga - takie przesłanie płynie dla mnie od małej Tereski i od siostry Faustyny. Czego i czytelnikom i czytelniczkom tego przydługiego tekstu życzę