Autor |
Wiadomość |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Zencognito, nie przesadzasz?
Jestem pewnie mniej więcej w wieku rodziców opata (mam trochę starsze dzieci) i do głowy by mi nie przyszło traktowac ich jako niewdzięcznych egoistów tylko dlatego, że ich droga życiowa uniemożliwiłaby im "pomaganie rodzicom", czyli nam.
Wychowanie dzieci to był mój obowiązek. Nie robiłam tego, by zyskać ich wdzięczność, ale dlatego, że taka jest rola matki (rodziców).
Szczytem egoizmu z naszej strony byłoby choćby sugerowanie dzieciom, że powinny poświęcić swoje powołanie dla naszego dobrego samopoczucia na stare lata.
Do Opata: porozmawiaj z rodzicami na ten temat. Ja chciałabym wiedziec, co moje dziecko zamierza.
Pozdrawiam.
|
N sty 06, 2008 23:21 |
|
|
|
 |
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
Monika75 napisał(a): W tym temacie dyskusja z osobami niewierzącymi nie ma absolutnie żadnego sensu. Podstawą przy podejmowaniu zyciowych decyzji jest ZAUFANIE BOGU. Jeśli się wierzy Bogu i idzie za Jego głosem to nie mozna obawiać się o sprawy doczesne. Jesli ufam Bogu to wierzę, że mając plan dla mnie, ma też plan dla ludzi ze mną związanych. Bóg nie chce dobra i szczęścia jednych kosztem drugich. "Nie będę myślał o rodzicach, niech Bóg się o to martwi za mnie". Bardzo wygodne myślenie. A gdzie "módl się tak,jakby wszystko zależało od Boga,a pracuj tak,jakby wszystko zależało od ciebie"? Monika75 napisał(a): A poza tym.... mozna być księdzem i mieszkać w parafii oddalonej od domu rodziców o kilka kilometrów, a można też pokochać osobę z drugiego końca świata, wziąc z nią ślub i zamieszkać setki kilometrów od rodzinnego domu. Na to nie ma żadnej gwarancji. Różnica jest taka, że osoba świecka jest wolna i to gdzie będzie mieszkać jest kwestią jej decyzji, a ksiądz musi iść tam, gdzie go zwierzchnicy poślą. mateola napisał(a): Szczytem egoizmu z naszej strony byłoby choćby sugerowanie dzieciom, że powinny poświęcić swoje powołanie dla naszego dobrego samopoczucia na stare lata.
A czy ja mówię, że rodzice powinni to dzieciom przedstawiać w ten sposób? Piszę o tym, że każdy powinien sobie sam zdać sprawę z tego jak ogromny ma dług wdzięczności.
|
N sty 06, 2008 23:54 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Zencognito napisał(a): A czy ja mówię, że rodzice powinni to dzieciom przedstawiać w ten sposób? Piszę o tym, że każdy powinien sobie sam zdać sprawę z tego jak ogromny ma dług wdzięczności. Ale autor wątku ma taką świadomość. Myśli o rodzicach, o tym co zrobią, gdy zdecyduje się zostać księdzem. Ja zaś napisałam jak to widzę ze strony rodziców po to, by pokazać, że rodzicom zależy na szczęściu dziecka i prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jakiej oczekują jest to, by dziecko dla nich zrezygnowało ze swego powołania. Taka jest miłość rodzicielska. Zencognito napisał(a): A gdzie "módl się tak,jakby wszystko zależało od Boga,a pracuj tak,jakby wszystko zależało od ciebie"? Spójrz na to z innej strony - rodzice Opata, jeśli - jak przypuszczam - są w moim wieku, prawdopodobnie pracują i będą mieli emeryturę. Może III filar. Nie żyją w próżni - mają sąsiadów, przyjaciół... siebie nawzajem, własne życie, cele, zainteresowania. Ty piszesz o nich, jak o osobach w jakiś sposób niedojrzałych, którymi się trzeba zająć, bo nie poradzą sobie sami... przynajmniej ja tak odbieram.
|
Pn sty 07, 2008 7:45 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Zencognito napisał(a): "Nie będę myślał o rodzicach, niech Bóg się o to martwi za mnie". Bardzo wygodne myślenie. A gdzie "módl się tak,jakby wszystko zależało od Boga,a pracuj tak,jakby wszystko zależało od ciebie"? Co innego nie troszczenie sie o nic i nikogo i liczenie na to że Pan Bóg wszystko za nas zrobi, a co innego ignorowanie Jego wezwań. Jesli wezwanie Boga jest prawdziwe (a nie wymyślone - bo tak tez sie może oczywiście zdarzyć) to człowiek, który Mu ufa, nie może zakładać że Bóg chcąc jego dobra i szczęścia, chce jednoczesnie krzywdy innych ludzi. Zencognito napisał(a): Różnica jest taka, że osoba świecka jest wolna i to gdzie będzie mieszkać jest kwestią jej decyzji, a ksiądz musi iść tam, gdzie go zwierzchnicy poślą.
Mało kto może robić w zyciu to na co rzeczywiście ma ochotę. Nie zawsze da sie mieszkać w takim miejscu żeby wszystkim było wygodnie. W przypadku slubu z osoba pochodzaca z daleko zawsze jedna ze stron musi odejść ze swoich rodzinnych stron. Nie da sie byc jednoczesnie w dwóch miejscach.
|
Pn sty 07, 2008 8:58 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
1. Przykład skrajnego egoizmu znam z sąsiedztwa:
Po ukończeniu osiemnastego roku życia znajomy usłyszał od ojca (który nie zhańbił się pracą): teraz jesteś pełnoletni i musisz na mnie pracować. (!)
2. Rodzice którzy zamykają dzieciom możliwość wybierania drogi życiowej są największymi egoistami. Jeśli do tego wpajają dzieciom poczucie winy - są zbrodniarzami psychiki.
3. Człowiek świecki w cale nie jest taki niezależny jak się wydaje. Przede wszystkim musi dbać o swoją rodzinę (małżonka/mąż; dzieci; potem dopiero rodzice); może być zmuszony odjechać dalego od rodziców za pracą. Rodzice całe życie pracowali na to, by zabezpieczyć swą starość.
4. Ksiądz nie jest pozbawiony możliwości pomagania rodzicom (nie bardziej niż zwykły człowiek, który pracuje zawodowo). Czasami niedołężni rodzice mieszkają z synami na plebanii (znam 2 takie przypadki - w jednym ksiądz był jedynakiem, w drugim - jednym z wielu żyjących synów)
5. Zwierzchnik nie odeśle kapłana znowu aż tak daleko: diecezje w Polsce nie są aż takie rozległe. Kapłan ze Szczecina nie będzie pracował w Krakowie, nawet nie w Poznaniu (chyba na swoje wyraźne życzenie)
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Pn sty 07, 2008 9:07 |
|
|
|
 |
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
mateola napisał(a): Spójrz na to z innej strony - rodzice Opata, jeśli - jak przypuszczam - są w moim wieku, prawdopodobnie pracują i będą mieli emeryturę. Może III filar. Nie żyją w próżni - mają sąsiadów, przyjaciół... siebie nawzajem, własne życie, cele, zainteresowania. Ty piszesz o nich, jak o osobach w jakiś sposób niedojrzałych, którymi się trzeba zająć, bo nie poradzą sobie sami... przynajmniej ja tak odbieram. Siebie nawzajem mają póki oboje są zdrowi. Opowiem Ci o rodzicach mojego ojca - babcia ma kłopoty z sercem, nadciśnienie i nadmierne zagęszczenie krwi, czasami nawet mały wysiłek sprawia, że dopada ją ból głowy i przez resztę dnia ledwo miał co zrobić. Dziadek miał cukrzycę i trzy wylewy, po których stopniowo tracił władzę w rękach i zdolność chodzenia, w końcu został przykłuty do łóżka, gdzie zmarł wychudzony jak więzień Oświęcimia. Gdyby dziadkowie mieli polegać tylko na sobie, nie daliby sobie nigdy rady, ani finansowo (nie daliby rady wykupić wszystkich leków), ani sprawnościowo (robienie zakupów itd.). Starzy ludzie mają przyjaciół zazwyczaj w swoim wieku, tzn. starych, a sąsiedzi mają swoje życie, nie są rodziną zobowiązaną do pomagania. Tak, osoby starsze czasami są tak słabe i schorowane, że nie potrafią sobie same dać rady. Niedawno zmarła moja druga babcia, pisałem o tym na forum - we wrześniu jeździłem z nią na zabiegi, bo nie dałaby rady nawet sama wejść do tramwaju. Kilka razy podwiozła babcię córka sąsiadki babci, bo owa sąsiadka też miała zabiegi w tej przychodni, ale potem zaczęły marudzić, że czemu rodzina nie pomaga babci tylko oni ją wożą (oczywiście sąsiadka bardzo praktykująca katoliczka). To tyle w kwestii samodzielności starych ludzi i pomocy sąsiadów/znajomych. Monika75 napisał(a): Mało kto może robić w zyciu to na co rzeczywiście ma ochotę. Nie zawsze da sie mieszkać w takim miejscu żeby wszystkim było wygodnie. W przypadku slubu z osoba pochodzaca z daleko zawsze jedna ze stron musi odejść ze swoich rodzinnych stron. Nie da sie byc jednoczesnie w dwóch miejscach.
Ale jeśli rodzice zachorują to zawsze można ich wziąć do siebie, żeby się nimi opiekować, nawet jeśli ktoś mieszka na drugim końcu Polski. Jeśli ksiądz ma taką samą swobodę w opiekowaniu się rodzicami i przygarnięciu ich, to ok - nie będę już o tym wspominał.
Goostaf, jak parafianie zapatrują się na to, że dając na tacę, dają na utrzymanie rodziny księdza?
|
Pn sty 07, 2008 11:29 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
mateola napisał(a): Ja zaś napisałam jak to widzę ze strony rodziców po to, by pokazać, że rodzicom zależy na szczęściu dziecka i prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jakiej oczekują jest to, by dziecko dla nich zrezygnowało ze swego powołania. Taka jest miłość rodzicielska.
Podpisuję się  Uważam też, że jeśli miałbym jakieś "ale" do drogi wybranej przez dziecko, to przede wszystkim ze względu na wątpliwości, czy dziecko podążając tą drogą będzie szczęśliwe. Stąd też chyba wielu rodzicom, którzy sami mieli powołanie do małżeństwa, tak trudno w pełni zaakceptować zasadniczo różne powołanie do kapłaństwa. Myślę, że też miałbym z tym spore problemy...
|
Pn sty 07, 2008 11:41 |
|
 |
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Bardzo przepraszam, nie było mnie chwilę, ale przypominam, że ten dział to nie jest miejsce polemiki pogan (wybacz Zencognito ale jesteś poganinem) z wierzącymi. Jeżeli ktoś niewierzący ma coś tutaj do powiedzenia mądrego to ok, ale nie zgadzam się aby poganie udowadniali w swoim odczuciu bzdurność świętej wiary.
W skrócie: 1. Tak Bóg jest ważniejszy niż człowiek 2. Zaufanie, że Ten w swej Wszechmocy powołując mnie, w pewnym stopniu powołał i Rodziców nie jest "zwalaniem odpowiedzialności" na Boga, a to normalna postawa wiary. Wiara implikuje zaufanie. Człowiek powołany opiera życie o to zaufanie a nie o swoje "widzimisię" i plany życiowe. Tak więc cytowanie słów św. Ignacego jest dalece nietrafione 3. Bardzo proszę nie pisać o przeznaczeniu tacy jeśli się nie ma pojęcia na jakie cele jest ona przeznaczana. 4. Proszę nie zaglądać do portfela księdza tylko po to aby zarzucić mu, że wydaje na rodziców jak wcześniej napisałeś, że to najwięksi dranie na świecie którzy są tak głęboko egoistyczni, że nie obchodzą ich rodzice
5. i jeszcze jedno - wiem, że Ci jako buddyście trudno zaakceptować transcendencję... ale tak jest. Więc jeżeli tego nie umiesz przyjąć w dyskusji bardzo proszę więcej się w tym temacie nie wypowiadać.
Pozdrawiam
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Pn sty 07, 2008 11:47 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Parafianie nie mięli nic przeciwko temu, by na wielkiej farze oprócz księdza zamieszkała starowinka, która póki mogła przejęła część obowiązków gospodyni. W drugim przypadku chwalą księdza, że zamiast scedować obowiązki na braci sam zajął się mającą początki Alzheimera matką.
Krzywo by patrzeli gdyby ksiądz utrzymywał ich kosztem swoje dzieci.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Pn sty 07, 2008 11:52 |
|
 |
Kamyk
Dołączył(a): N lut 19, 2006 17:18 Posty: 7422
|
A mrówka prosiła... by pisać na temat...
|
Pn sty 07, 2008 12:56 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Zencognito napisał(a): Ale jeśli rodzice zachorują to zawsze można ich wziąć do siebie, żeby się nimi opiekować, nawet jeśli ktoś mieszka na drugim końcu Polski. (...)
I tu się mylisz. Moja babcia także niedawno zmarła. Mieszkała prawie na drugim końcu Polski- nie było możliwości, żeby mój tata mógł ją zabrać do domu- powód prosty- tutejszy klimat by ją zabił - jest niewskazany dla ludzi chorych na serce (też była po 3 zawalach).
Zdarza się, że matki zamieszkują na plebani - zdarza się też odwrotnie- znam księdza- rencistę, który zamieszkał w rodzinnym domu. Nikt nie może założyć, że będzie zdrowy, sprawny i zdolny opiekować się rodzicami- ani świecki, ani ksiądz.
goostaf ma rację- jeżeli ktoś idzie do seminarium diecezjanego, wówczas nie będzie zbyt daleko od domu- często bliżej, niż osoba, która wyjechała za współmałżonkiem. Troszkę inaczej może być, jeśli wybieramy semiarium zakonne- a zwłaszcza misyjne. Tutaj zarówno odległość, jak i swoboda poruszania się, są dużo większe/trudniejsze.
Nie możesz zakładać, że sąsiedzi, znajomi, nigdy nie pomogą. U mojej babci - była także matką księdza- codziennie ktoś się pojawiał- jeszcze po kilkudziesięciu latach od śmierci tego księdza (!)- nawet jego byli parafianie ....
Bardzo ważne jest tutaj przekonanie, iż dzieci nie są rodzicom dane na własnośc, ale oddane na wychowanie, oraz ufność, że Bóg nie zostawi człowieka bez pomocy. Są ludzie, którzy wybierają życie samotne. To nie jest wybór wolny od obaw, co będzie, kiedy się zestarzeję, ale oparty na zaufaniu.
Gdybym miała syna, pozwoliłabym Mu wybierać samemu- jednak bardzo bym się cieszyła, gdyby został kapłanem.
|
Pn sty 07, 2008 14:03 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Zencognito napisał(a): Siebie nawzajem mają póki oboje są zdrowi. Opowiem Ci o rodzicach mojego ojca (...) Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak potoczą sie losy nasze i naszych najbliższych. Możliwe, że rodziec opata powtórzą ten trudny scenariusz, jaki przypadł Twoim antenatom. A może będzie tak jak z moją babcią, która była sprawna, samodzielna i aktywna do 88 r.ż (wylew), moim sąsiadem, który zginął w wypadku na przejściu dla pieszych... a może Opat umrze pierwszy, a może...
Zencognito, przecież to wszystko gdybanie. Rozmyślanie na temat jutra, które nie wiadomo, czy nastąpi, a jeśli nastąpi, to jakie będzie... przecież niekoniecznie najgorsze z możliwych.
Chrześcijaninowi powiedziałabym: "Nie troszcie się zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy"...
|
Pn sty 07, 2008 17:44 |
|
 |
sylwusia
Dołączył(a): Pt wrz 10, 2004 19:39 Posty: 52
|
 Powołanie
Moje zdanie w Twojej kwestii jest takie:
po pierwsze: (to chyba powiedział św. Augustyn) - jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu. Troski tego świata przysłaniają nam to, co najbogatsze - Bóg jest wszechmocny i pełen miłości - jesli ktos kocha go z całego serca i oddaje mu w modlitwie ufnie wszystkie ziemskie sprawy - On nas będzie prowadził. Zatroszczy się i o Ciebie i o Twoich rodziców. A jeśli zostaniesz kapłanem - to będzie to tez ich zasługą...
po drugie: ja jako młoda matka i żona na pierwszym miejscu stawiam we wszystkim JEzusa. On jest moją największa miłością i to On jest źródłem miłości, którą ja później daję mężowi i dzieciom. Bez niego moje życie nie byłoby takie, jakie jest. Ja zostałam powołana do małżeństwa, ale w małżeństwie na 1. miejscu nie stoję ja czy mąż, czy dzieci - tylko Bóg. Małżeństwo sakramantalne to pewna trójca : Bóg i dwoje małżonków. Dlatego ja nie patrzyłabym "po ludzku" na taką kwestię. Dla mnie byłaby to ogromna radość i wdzięczność wobec Boga.
po trzecie: skoro masz jeszcze trochę czasu do namysłu i rozmawiałes też wstępnie z rodzicami to proponuję Ci abyś wybrał się na "rekolekcje powołaniowe" . Dzięki nim będziesz pewien swojego powołania. W skupieniu, przy pomocy duszpasterza, z dala od rodziców i otoczenia łatwiej będzie Ci się wsłuchać w głos Boży. Wbrew pozorom na te rekolekcje jeździ wiele osób i nie koniecznie decyduje się na bycie księdzem - pewien znajomy był wiele lat temu na rekolekcjach powołaniowych Towarzystwa Jezusowego a niedawno wziął Ślub i urodził mu się synek...
Jeśli ktoś ma prawdziwe powołanie od Boga to myślę, że jest to wspaniały dar, którego nie można zakopać...
W sprawie powołania do stanu kapłańskiego - ważna jest modlitwa i rozeznanie. Ja pomodlę się za Ciebie o światło Ducha Św., aby Cię prowadził i o odwagę do podjęcia słusznej decyzji.
_________________ Któż jak Bóg!
http://zaduchem.info
|
Pn sty 07, 2008 18:36 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Mam nadzieję, że jako ateistka nie zostanę zaraz wyrzucona stąd
W zasadzie zgadzam się z Zencognito. To co napisał myślę, że świadczy o bardzo wysokim poziomie współczucia i empatii w stosunku do ludzi. Mam nadzieję, że nie są to puste słowa, bo rzeczywistość okazuje się często tak straszna, że ciężko udźwignąć brzemię.
Ktoś napisał:
Cytuj: Wychowanie dzieci to był mój obowiązek. Nie robiłam tego, by zyskać ich wdzięczność, ale dlatego, że taka jest rola matki (rodziców). Szczytem egoizmu z naszej strony byłoby choćby sugerowanie dzieciom, że powinny poświęcić swoje powołanie dla naszego dobrego samopoczucia na stare lata.
Ale opieka nad rodzicami to obowiązek dzieci. Nie robimy tego, by zyskać ich wdzięczność, ale dlatego że taka jest rola córki i syna. Szczytem egoizmu z naszej strony byłoby opuszczenie ich, gdy potrzebują naszej obecności i pomocy.
Z drugiej strony bycie księdzem wcale nie musi oznaczać, że nie będzie miało się czasu i pieniędzy na pomoc rodzicom. Nie da się żyć tak, aby zagwarantować sobie, że będzie się mogło pomóc w potrzebie, bez względu na obraną drogę. Widzę, że bycie księdzem nie jest w żaden sposób przeszkodą, więc skąd te wątpliwości? Czy to nie jest jakiś sztuczny problem?
|
Pn sty 07, 2008 18:41 |
|
 |
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Witam wszystkich odwiedzających to forum!
Przyznaję że nie przypuszczałem że ten temat stanie się aż tak popularny- za wszelkie komentarze (nawet te ze strony niewierzących) dziękuję.
A teraz do rzeczy:
1.od zielonej_mrówki:Bardzo przepraszam, nie było mnie chwilę, ale przypominam, że ten dział to nie jest miejsce polemiki pogan (wybacz Zencognito ale jesteś poganinem) z wierzącymi. ----------- niech się wypowie jeśli jest rodzicem a wnioskuję iż jest. Proszę o nie traktowanie Go z góry i z jakimiś uprzedzeniami
2. księciunio napisał:
ale jakoś nie pamiętam by troska o rodziców była problemem przy dokonywaniu przeze mnie wyboru. dla mnie liczyło się tylko jedno: pójść za Nim skoro mnie powołuje.
Zencognito :I co, uważasz, że brak troski o rodziców to powód do dumy, że tak o tym piszesz? Myślisz, że Cię ktoś za to poklepie po plecach?
księciunio napisał:
bo wierzę mocno, że skoro Pan Bó mnie wybiera, to bierze pod uwagę w swoich Planach i moich rodziców.
Zencognito: Gdyby Twoi rodzice nie mieli tyle miłości do Ciebie, to jako noworodek byś się zapaćkał kupą, a potem zmarł z głodu i Bóg by Cię nie uratował, tak jak nie uratował dzieci porzucanych na śmietnikach. ------ z jednej strony proszę o szacunek dla Księciunia bo jako ksiądz ma tu dużo do powiedzenia, a z drugiej proszę nie roztrząsać "co by było gdyby było"
Moi rodzice mają kolejno: Tato 43 lata, Mama 41 lat. Zależy mi na nich co zresztą już napisałem... w sumie z mojej strony tyle na teraz.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
Pn sty 07, 2008 18:42 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|