|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 13 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
 Co mam zrobić? Pomóżcie
Mam na imię Paulina i mam 15 lat.Proszę o radę w sprawie, która jest dla mnie bardzo ważna.Gdy były rekolekcje zbliżyłam się do Boga. Pokochałam Go jeszcze mocniej. Teraz chcę pomagać ludzią. Czuję że Bóg mnie wzywa... Oczywiście modlę się codziennie, odmawiem różaniec- to jest dla mnie sczególna modlitwa,bo Matka Boża prosiła by się na różańcu modlić.Niestety moja mama nie żyje od 3 lat i bardzo mi jej brakuje... Ale ufam, że jest szczęśliwa w niebie. Niestety mam poważny problem : Jest mi trudno pokazać w szkole,że ja naprawdę kocham Boga. Już od dawna byłam "nie lubiana" przez niektórych uczniów,bo nie zachowywałam się tak jak oni.Bardzo mnie boli to że nie mogę nic zrobić aby poprawić waruniki w nasze klasie. Tak naprawdę lubiani są ci którzy np: mają za nic nauczycieli, robią sobie z nich żarty itp. Tworzą się grupy tych "zbuntowanych" i innych. Ale ja naprawdę kocham Boga. Mam jeszcze drugi problem: Czasami myślę nad życiem w rodzinie,że będę miała męża, dzieci... a innym razem rozmyślam nad powołaniem... Czy to powołanie??Poradcie mi co mam zrobić. Proszę!! [/list]
|
Śr kwi 09, 2008 20:37 |
|
|
|
 |
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Paulino niezależnie od tego jak rozeznajesz swoje powołanie - czy w zakonie, czy w rodzinie, czy może w jeszcze jakiejś innej formie - jesteś przede wszystkim katoliczką. A katolicy od samego początku byli znakami sprzeciwu wobec zła.
Piszesz, że trudno Ci w szkole pokazać jak bardzo kochasz Pana Boga, ale może nie tyle chodzi o to abyś się jakoś specjalnie "obnosiła" z tą wiarą, a właśnie w cichości świadczyła żywą wiarą przejawiającą się właśnie w byciu w tej grupie, która nie wyśmiewa nauczycieli, a ich szanuje, jest im pomocna, solidnie uczy się (bo katolik też świadczy swoją pracą, nie jest leniwy). Atmosferę w klasie tworzą dwie strony - uczniowie i nauczyciel. Czasem i ten ostatni potrzebuje wsparcia wyrozumiałych i chętnych do pracy uczniów.
I na koniec o tej Twojej drugiej wątpliwości... Napiszę trochę przewrotnie - to powołanie na pewno jest, tylko nie wiadomo jeszcze do czego Skoro pojawiają się takie myśli to dobrze, nie uciekaj przed nimi (ani przed myślami o rodzinie, ani o zakonie) przyglądaj się im uważnie i poznawaj ich źródła. Masz 15 lat więc jeszcze cała szkoła przed Tobą, na razie spokojnie możesz patrzeć na te myśli nie próbując ich do siebie przykładać. Po prostu je poznawaj 
Pozdrawiam 
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Śr kwi 09, 2008 21:09 |
|
 |
Anastazja.A
Dołączył(a): Pn mar 03, 2008 23:04 Posty: 47
|
To że czujesz sie nielubiana w klasie to rzecz zupełnie naturalna, ponieważ każda osoba, która sie nieco bardziej odznacza odmiennym zdaniem odmiennym do poglądów reszty jest w jakiś sposób wykluczona z "kręgu paczki". Nikt nielubi pouczania i napominania:) Które i tak jest potrzebne do naszego rozwoju. Pamiętaj byś nie popadała w przesadę
Zauważ ze w życiu będziesz miała jeszcze trudniejsze sytuacje, z racji twoich przekonań .zło nie akceptuje dobra. żyj tak dalej jak Pan Bóg przykazał.
Wyobraź sobie że nawet w wieku 23 lat ludzie potrafią tak na ciebie najechać,że się nie pozbierasz w szybkim czasie, przez to ze próbujesz im przedstawić Jezusa... Oni czują się wtedy atakowani. ...
Dawaj świadectwo wiary w sposób spontaniczny i naturalny.
spróbuj zrozumieć swoich kolegów. Pan Jezus dochodzi do ludzi rożnymi drogami tak ze tego nie zauważają bo inaczej nie posłuchali by go. Módl się za nich.
co do powołania - masz jeszcze rzeczywiście czas,przypuszczam, że będziesz miała pełno takich momentów.
zastanów sie jednak czy chęć wstąpienia do zakonu to przypadkiem nie ucieczka ? od rzeczywistości - trudnej rzeczywistości? czy rzeczywiście jesteś tak oczarowana Jezusem? módl sie o drogę. radze zapytać sie specjalisty w tej kwestii:) albo modlić się o kierownika duchowego:)
pozdrawiam
_________________ Nie znajdzie radości ktoś kto ucieka od trudnej rzeczywistości.
Ten kto kocha stawia przed sobą trudne wyzwania!
|
Cz kwi 10, 2008 6:14 |
|
|
|
 |
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Nie próbuj nawet ewangelizować swojej klasy na siłę bo to nic nie da. Masz 15 lat więc jesteś na etapie gimnazjum a gimnazjum nie jest najlepszym polem do pokazywania dobroci i przywiązania do Boga bo choćby było najlepsze, to jednak jest to taka szkoła przejściowa między podstawówką a liceum, w której z reguły nie ma żadnych zasad.
Kiedy byłem w podstawówce to miałem w klasie (razem ze mną) chyba 6 ministrantów a jak poszliśmy do gimnazjum to zostało nas tylko 2 a reszta się wykruszyła. Prawda jest taka, że potem zostałem sam bo kolega postanowił się "zjednoczyć" z resztą klasy a bycie ministrantem mu w tym przeszkadzało.
Tłum nie lubi jednostek i nawet to, że Twoja Mama nie żyje może być dla nich pożywką do śmiechu czego Ci naturalnie nie życzę. Twoich kolegów gryzie to, że Ty mimo wszystko się nie poddajesz i jesteś sobą. Kochaj Boga, słuchaj Jego słów i bądź z tymi, którzy są krzywdzeni. Czasem lepsze wyniki daje ewangelizacja w ciszy i pokorze niż 1000 słów. Nie pochwalam braku szacunku dla nauczyciela ze strony Twoich kolegów ale wiedz dobrze, że dopóki im się nie stanie jakaś przykrość lub cierpienie- nie zrozumieją ani Boga, ani nauczyciela ani tym bardziej Ciebie.
Możesz się pocieszyć, że już niewiele zostało Ci tego gimnazjum  wytrwaj i nie załamuj się ale przede wszystkim nadal bądź sobą.
Bądź jak woda dobra na ogień zła
pozdrawiam
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
Cz kwi 10, 2008 10:01 |
|
 |
pietia87
Dołączył(a): Pn kwi 14, 2008 13:25 Posty: 1
|
Szczęść Boże!
Mam poważny problem. Mam 21 lat, po ukończeniu technikum jestem teraz studentem Zarządzania na pierwszym roku. Odkąd moje życie zaczęło być posługą przy ołtarzu Pana poczuwam w sobie coś nadzwyczajnego. Całe moje życie polega na obserwacjach ludzi, osób duchownych (tych wyższych szczebli i niższych). Od kilku lat na podstawie obserwacji zacząłem się wypowiadać co raz bardziej i co raz bardziej na różne i przeróżne tematy. Od kilku lat obserwacje zaczęły mieć drugorzędne znaczenie. Zaczynałem być właśnie obiektem obserwacji i tematem rozmów. Tyle niewyjaśnionych i nagłych rzeczy i doświadczeń dość przykrych mnie spotkało. Już byłem pewny i ludzie którzy mnie znają nie mieli co do tego wątpliwości, że w końcu od ponad 30 lat Bóg zajrzał w taki kraniec Polskich wsi i nareszcie będzie powołanie w parafii. Ale przy początku startu dostałem prosto w serce. Moja była dziewczyna z którą byłem na dobre i złe, po czym zostaliśmy przyjaciółmi załamała się pod ciężarem doświadczeń patologicznych i nie mocy zmiany życia popełniła samobójstwo choć tak bardzo kochała Pana Boga. Nie mogłem się z tego pozbierać. Wszelkie plany legły w gruzach. Cudem zdając maturę i egzamin zawodowy dostałem się na dzienne studia daleko od domu. Będąc teraz na studiach czuję, że znów to co zawsze było u mnie na pierwszym miejscu zostawiam na ostatnią chwilę. Znajomym i przyjaciołom po głębszej rozmowie ze mną rozjaśnia się to co we mnie na prawdę siedzi i widzą, jeżeli im to pokażę, w czym wykorzystam wszystkie moje zalety, zdolności, dary od Pana. Przechodzę teraz do pytania:Co mam zrobić teraz jeżeli mam nie uśpioną chęć w końcu wstąpienia na ścieżkę której tak bardzo pragnie moje serce?Czy zrezygnować ze studiów teraz czy nabierać jeszcze doświadczeń i zmarnować te lata w których mógłbym być już na swojej drodze do szczęścia? Czy rodziców liczących się z każdym groszem nie zaboli to że zmarnowałem na darmo tyle pieniędzy? Ja wiem że to co przeżyłem tu na tym jednym roku, te wszystkie doświadczenia są bezcenne tak na prawdę i przyda mi się to wszystko ale jak to wytłumaczyć rodzicom którzy są tzw. starej daty?Proszę o pomoc w postaci sugestii..Z Panem Bogiem
|
Pn kwi 14, 2008 16:11 |
|
|
|
 |
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Widzisz, problem polega na tym, że jeśli ulegniemy Twoim namowom o sugestie, a Ty co gorsza pójdziesz za tym to najprawdopodobniej nie będziesz do końca pewnej drogi, którą wybrałeś. Z powołaniem jest różnie, ale najważniejsze jest aby samemu stawać przed tym problemem, aby się go nie bać. Nie bać się dotykać, przyglądać, obracać - patrzeć i poznawać całym sobą. Niezależnie od tego jaką decyzje podejmiesz, to Ty musisz ją podjąć z przekonania serca, a nei z rady czy sugestii.
A co mogę Ci radzić.. hmm... szukaj obiektywnej Prawdy, a nie tego jak inni będą patrzeć, co pomyślą, jak to wszystko odbiorą.
Pozdrawiam 
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Pn kwi 14, 2008 18:55 |
|
 |
cicero21
Dołączył(a): Pt kwi 25, 2008 13:06 Posty: 2
|
Witaj, myślę, że mogę Ci jakoś pomóc. Może pośrednio, jednak będzie to chyba jakać pomoc. Ostatnio na stronie WSD w kielcach pojawiły się świadectwa powołania kleryków tegoż seminarium, myślę, że czytając je możesz porównać swoje(jeśli je masz) powołanie z powołaniem tych, którzy postanowili odpowiedzieć Panu "FIAT". Pozdrawiam, tutaj masz link www.wsd.kielce.pl
|
Pt kwi 25, 2008 15:12 |
|
 |
malutki
Dołączył(a): Cz cze 14, 2007 18:37 Posty: 36
|
masz przed soba 2 drogi, pomysl kiedys w skupieniu na ktorej z tych drog odczuwasz spokoj kiedy o nich myslisz
_________________ Tylko Miłość jest godna Wiary
|
Pt kwi 25, 2008 15:53 |
|
 |
adas313
Dołączył(a): Wt kwi 22, 2008 16:34 Posty: 58
|
 Re: Co mam zrobić? Pomóżcie
paulina570 napisał(a): Jest mi trudno pokazać w szkole,że ja naprawdę kocham Boga. Już od dawna byłam "nie lubiana" przez niektórych uczniów,bo nie zachowywałam się tak jak oni.Bardzo mnie boli to że nie mogę nic zrobić aby poprawić waruniki w nasze klasie. Nie łudź się: nie zmienisz. To "gupi" wiek, z którego się wyrasta. To co możesz robić to dawać dobry przykład. Choćby poprzez powstrzymywanie się od złośliwych komentarzy i tytułowanie ich w rozmowach przez "Pan"/"Pani". Cytuj: Czasami myślę nad życiem w rodzinie,że będę miała męża, dzieci... a innym razem rozmyślam nad powołaniem... Czy to powołanie??Poradcie mi co mam zrobić. Proszę!!
Poszukaj sobie kierownika duchowego - jakiegoś księdza z którym mogłabyś rozmawiać (przy okazji powinien być Twoim stałym spowiednikiem).
|
Pt kwi 25, 2008 23:40 |
|
 |
cau_kownik
Dołączył(a): So sie 18, 2007 20:31 Posty: 637
|
pietia87 napisał(a): Przechodzę teraz do pytania:(...) Czy zrezygnować ze studiów teraz czy nabierać jeszcze doświadczeń i zmarnować te lata w których mógłbym być już na swojej drodze do szczęścia?
Czy rodziców liczących się z każdym groszem nie zaboli to że zmarnowałem na darmo tyle pieniędzy? Dziwacznie to zestawiles.
_Przerwac_ studia i _zmarnowac_ czas studiujac.
A moze ty po prostu masz problemy z tymi studiami i szukasz dobrego pretekstu, zeby pojsc latwiejsza droga?
Powolanie to nie autobus, nie ucieknie.
Jesli nie dajesz rady na studiach, to sie przyznaj, ale jesli i dzie Ci dobrze, to skoncz to zarzadzanie, jesli ostatecznie bedziesz ksiedzem, to wiedza z tego zakresu tez Ci sie przyda
_________________ ---
teh podpiss
|
So kwi 26, 2008 0:49 |
|
 |
Kasia K
Dołączył(a): Pn lip 07, 2008 10:48 Posty: 15
|
Spokojnie,wszystko w swoim czasie  .Słuchaj głosu własnego serca,tam mówi Bóg,On w odpowiednim czasie wskaże Ci drogę,poczujesz pokój w sercu i będziesz wiedział co zrobić- ufaj Mu i często rozmawiaj o wszystkim,tak jak z najlepszym przyjacielem,On tego pragnie.
"Modlitwa jest rozmową naszego serca z sercem Boga"
Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie
_________________ "Wiedziesz mnie Panie po właściwych ścieżkach"
http://tymoteusz.org.pl/newsletter/
mój blog, zapraszam: http://wszystkozaczynasieodmodlitwy.blogspot.com/
|
Śr lip 09, 2008 14:35 |
|
 |
lukas 007
Dołączył(a): Cz sty 22, 2009 9:25 Posty: 8
|
Tak jak człoweik oże zarażać uśmiechem, tak Ty możesz zarazisz ludzi swoją wiarą. Nie wstydź się jej. Pan Bóg stawia przed nami wiele trudności, aly zobaczyc jak sobie radzimy, a w Twoim przypadku, czy nie wstydzisz się swojej wiary. Wiara, nadzieja i miłośc - Trzy Cnoty Boskie.
|
Cz sty 22, 2009 17:06 |
|
 |
szczesliwa
Dołączył(a): Pn maja 03, 2004 5:59 Posty: 175
|
pietia pamiętaj zakon to nie tylko droga do szczęścia, bo tam jest normalne życie nie zawsze szczęśliwe, są lepsze dni dą też gorsze, ale liczy się Bóg a on jest wszędzie i w zakonie i na studiach. Na razie studiuj jak będziesz czuł mocne wezwanie poradź się władz zakonu do którego chcesz wstąpic, sama miałam przypadki sióstr z grupy którym doradzono dokończy studia a innym znów przerwa- każdy ma swój czas.
_________________ Cieszmy się z małych radości
|
N sty 25, 2009 15:27 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 13 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|