Prosisz o szczere słowa? Do usług
zorro.pl napisał(a):
Witam,
Siema
zorro.pl napisał(a):
W tym roku szkolnym będę pisał maturę. Najwyższy czas wybrać drogę swojego życia. W moim przypadku nie jest to jednak takie łatwe. Zmagam się z tym od dłuższego czasu i nie mogę nic konkretnego podjąć.
Powiem Ci szczerze, że to raczej normalne. W sumie mało który maturzysta ma konkretny plan działania na potem. Owszem- są niedobitki, które już na początku LO/technikum wiedzą, co chcą robić, ale uwierz mi: reszta idzie "na żywioł".
zorro.pl napisał(a):
Mam swoje plany, które chciałbym w życiu zrealizować. Tym największym jest szczęście. Chciałbym być człowiekiem szczęśliwym.
To też raczej normalne. Znajdź mi człowieka, który nie ma planów na przyszłość i nie chciałby być szczęśliwy
zorro.pl napisał(a):
Bardzo dużo czasu spędzam o rozmyślaniu nad swoim powołaniem. Do czego Bóg mnie powołał?
Spędzaj go mniej i po prostu daj się Bogu prowadzić. To nie jest proste, bo wola Boga często koliduje z naszymi planami, ale niestety inaczej się nie dowiesz czego On od Ciebie chce. Albo dowiesz się w bardzo brutalny sposób ("Panie Boże- ja chciałem żyć tak, gdybałem czego ode mnie chcesz a Ty pokierowałeś mnie inaczej niż sobie to zaplanowałem". Niestety tak jest w moim przypadku: za dużo gdybania, za dużo działania, za mało zaufania).
zorro.pl napisał(a):
Tak naprawdę nie mogę jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. W głowie pojawiają się myśli o życiu w małżeństwie, ale również o życiu konsekrowanym. I choć nie można połączyć tych obu sfer, trzeba podjąć jedną słuszną decyzję.
To jest właśnie "ból celibatu". Choć jestem zwolennikiem celibatu i prędzej dam się zastrzelić niż się opowiem za jego zniesieniem, to jednak z drugiej strony rozumiem młodych mężczyzn, którzy chcą posiadać potomstwo (to raczej naturalne) i pójść za głosem powołania do kapłaństwa. Tą kwestię możesz "załatwić" jedynie poprzez zostanie w przyszłości diakonem stałym. Ale to też kwestia dialogu na linii Bóg- Ty.
zorro.pl napisał(a):
Z jednej strony chciałbym być księdzem. Żyć miłością Boga, ofiarować życie Bogu, pomagać drugiemu człowiekowi. Jednak jestem człowiekiem o słabej woli i często ulegam różnym złym pokusom. Choć bardzo się staram, nie zawsze udaje mi się z nimi wygrać.
Chyba wiem o czym piszesz. Powtórzę Ci zatem słowa kapłana z jednej z moich spowiedzi: "Święci nie są świętymi przez to, że nie grzeszyli, ale przez to, że potrafili się z każdego upadku podnieść z większą mocą".
zorro.pl napisał(a):
Z drugiej strony chciałbym mieć kogoś kto by mnie kochał, z kim mógłbym dzielić życie. Jednak gdy o tym myślę, czuję się źle. To tak jakbym zdradzał Pana Boga. Coś w środku mówi mi, że mam zostać księdzem. Bardzo ciężko jest mi się jednoznacznie określić.
Takiej bredni jeszcze nie słyszałem. Czy uważasz, że rodzice, którzy się kochają i z trudem wychowują dzieci zdradzają Boga przez to, że może któreś z nich chciało kiedyś w przeszłości wstąpić do zakonu bądź zostać kapłanem? Znam przypadek kleryka, który wystąpił bodajże na 5 roku tuż przed diakonatem. A teraz ma wspaniałą rodzinę o którą dba jak o oko w głowie.
Nie - nie zdradzasz Boga tym, że myślisz o założeniu rodziny - Ty Mu za to dziękuj, bo stworzył Cię normalnym człowiekiem
zorro.pl napisał(a):
Proszę o szczere słowa, które pomogą mi w tym trudnym dla mnie czasie. Proszę o pomoc.
Pozdrawiam.
Bardziej szczerze się nie dało, bo jakbym pisał zbyt szczerze, to by mnie moderacja zbanowała chyba
Serdecznie pozdrawiam
niedoszły kleryk a obecnie student na studiach świeckich
nomines