Po pierwsze - nie uważam, żeby odwrócenie się od takich znajomych było dobrym rozwiązaniem. Bo niby dlaczego odwracać się od ludzi tylko dlatego, że mają inne zdanie? Nawet jeśli dotyczy tak ważnej sprawy, jak Kościół. Nie wszyscy moi znajomi są osobami wierzącymi. Więcej - ich różnorodność przyprawia mnie czasami o zawrót głowy

Swego czasu, podczas poważnych rozmów, zdecydowanie przedstawiłam im moje zdanie. Po kilku dyskusjach w stylu "księża chcą tylko kasy", "Kościół hamuje rozwój nauki" itp. i moim zdecydowanym głosie po prostu zamilkli i tematów tych już nie poruszamy. Oni znają moje zdanie, ja znam ich. Chcą - proszę bardzo, niech mnie wyśmiewają i za plecami nazywają "ciemnogrodem". Szczerze jednak wątpię, że to robią. Cechą dobrych znajomych, kolegów, koleżanek jest to, że akceptują Twoje poglądy niezależnie od tego, czy im pasują. Jeśli wiedzą, że jesteś zdecydowany i wierzący. Bo jeśli jesteś letni to faktycznie - będą jechać równo po Tobie i Twoim systemie wartości.
Co do zakochania.. Cóż nokia, rozumiem Cię!!! W 100%. A Ci, którzy mi tutaj wypisują, że wszystko da się zahamować, zimno wykalkulować zdecydowanie nie przeżyli chyba prawdziwych uniesień zagwarantowanych przez zakochanie. Bo może faktycznie to nie miłość, ale zdecydowanie mocne zauroczenie i właśnie owo zakochanie, pierwszy krok do miłości. Wtedy nawet przy zdecydowanie dobrze ukształtowanym sumieniu, mocnej wierze i Bogu na pierwszym miejscu myśli są zajęte czymś zgoła innym

Nie wie ten, kto czegoś takiego nie przeżył. Albo szczęśliwie pokochał kogoś o tym samym systemie wartości. Dla takich osób to nokia, o czym piszemy, jest absolutną abstrakcją. Wiem, bo sama też się tak mądrzyłam, póki mnie nie trafiło

POWODZENIA!
