Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So cze 15, 2024 21:14



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 1944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 130  Następna strona
 "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lis 07, 2010 15:04
Posty: 800
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Magdo, ten "mały paluszek" od którego rozpoczęła się dyskusja, to tylko zwrot językowy. Nie wiem, jaki tytuł naukowy ma ów ksiądz, ale nawet jeśli nie ma żadnego, na pewno wiedzę historyczno-biblijną posiada w większym zakresie niż my i o to mi właśnie chodziło. Nadmienię jeszcze, że przez cztery lata studiów teologicznych klerycy przerabiają zagadnienia większości dziedzin teologicznych, a dopiero później robią specjalizację, ale wiedzę z tych dziedzin mają.

Bóg często wybiera to co w oczach świata głupie. Przykładem może być św. Katarzyna Sienenńska, prosta kobieta, która została doktorem Kościoła lub św. Teresa od Dz. Jezus, która również, niedawno zresztą, otrzymała ten "tytuł". Takich autorytetów w Kościele mamy dużo.

Co do postu odnośnie Komunii Św., zgadzam się z Tobą i z Lilką w Waszych opiniach. Przyznaję, że podobnie jak Zenek skłaniam się bardziej ku Mszom Trydenckim, choć nie mam możliwości uczestniczenia w nich obecnie, i jestem za młody, by je pamiętać :)
Szacunek do Eucharystii wpoił mi mój śp. Proboszcz, który mimo wchodzenia w życie zmian posoborowych zachował wiele z liturgii przedsoborowej. Prosty przykład, który pamiętam jeszcze jako ministrant: służąc do Mszy, podczas udzielania Komunii, ksiądz potrafił przytrzymać rękę ministranta, która za bardzo się obniżała, aby Boże broń żadna okruszynka z pateny nie spadła na ziemię. Nie potrzeba było więc wielu słów, ale przykład, aby uświadomić innym, w tym dziecku, że Eucharystia to jest świętość. Obecnie mogę zauważyć, np. w mojej parafii, brak tej świadomości, ministrant macha pateną niemal jak policjant lizakiem, bez reakcji ze strony kapłana.
Nie mogąc na to patrzeć zwróciłem uwagę jednemu z ministrantów i widzę, że dzięki Bogu zwraca uwagę na ten szczegół. Z drugiej strony trudno się dziwić nieświadomym ludziom, którzy są nieuświadamiani o Bożej obecności w Najświętszym Sakramencie i nie widzą dobrego przykładu u naszych duszpasterzy.


Pn sty 19, 2015 23:49
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 29, 2010 17:35
Posty: 4304
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Magda pyta o nawracanie Muzułmanów . zapodałem kiedyś homilie Ojca Manjackala , w której opisał historie pewnego Muzułmanina o dziwnych poglądach i dziwnym wyglądzie . dziś on jest katolikiem i jednym z ważniejszych pomocników w pracy misyjnej Ojca Jamesa .
Zenek pisze o Komunii Świętej na ręke , przecież to był jeden z ważniejszych powodów rezygnacji Benedykta XVI - też jest na ten temat książka , polecam .
Terezjusz pisze o mszach trydenckich , wracają w Polsce z powrotem , np. w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia lub w małym kościółku pw. Piusa X , oba w Toruniu .

http://de.swoopshare.com/file/06e4b2ad9 ... h.jpg.html
fragment najnowszej książki księdza Amortha " spotkałem szatana " .

miłego dnia wszystkim .


Wt sty 20, 2015 0:13
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 19, 2013 11:32
Posty: 537
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Dzisiejszy świat wiele zarzuca kapłanom, biskupom, a nawet papieżom. Ale gdzie tak naprawdę tkwi źródło problemu? Otóż wszystko bierze swoje źródło w braku modlitwy - zarówno u wiernych jak i kapłanów. Wierni za mało modlą się za swoich duszpasterzy. Chętniej wyliczają grzechy pasterzy Kościoła. Również brak szacunku do posługi kapłańskiej przyczynia się w dużej mierze do spadku wiary, zarówno osób duchownych, jak i świeckich. Przecież za stan dzisiejszego Kościoła jesteśmy odpowiedzialni my wszyscy - jego członkowie. Wolimy jednak zazwyczaj skupiać się na tym, co złe i napiętnować zło, zamiast skupić się na tym, co dobre i pielęgnować dobro. Efekt jest taki, że więcej krytykujemy niż sami czynimy dobrze. Wciąż to źdźbło w oku brata bardziej razi niż belka we własnym.

_________________
Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!
(1 Kor 16, 14)


Wt sty 20, 2015 8:48
Zobacz profil
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Cytuj:
Co do postu odnośnie Komunii Św., zgadzam się z Tobą i z Lilką w Waszych opiniach. Przyznaję, że podobnie jak Zenek skłaniam się bardziej ku Mszom Trydenckim, choć nie mam możliwości uczestniczenia w nich obecnie, i jestem za młody, by je pamiętać :)

A ja pamiętam i z autopsji powiem Ci jak wyglądała ta msza od strony wiernych.
Ksiądz tyłem odprawiał po łacinie, wyuczeni ministranci mu odpowiadali.
Dla wiernych zrozumiałe były jedynie kazanie - w których księżą akcentowali Bóg jest sędzią sprawiedliwym, za dobre wynagradza a za złe karze, ze szczególnym naciskiem, wykrzyczanym na karze; przeistoczenie i komunia.
"Udział" wiernych polegał na odczytaniu z książeczki do nabożeństwa mszy, po czym na ogół dorośli stali zajęci własnymi myślami, młodzież rozglądała się za innymi, a babcie odmawiały różańce.
99% z uczestników nie rozumiało zupełnie istoty mszy, liczyło się jedynie "zaliczenie".
Biblia w tamtych czasach mogła sie znajdować max w 5% domów.
Taka była świadomość Bożej obecności w Najświętszym Sakramencie.
Ne rozumiem zupełnie tej tęsknoty za czasami przedsoborowymi.


Wt sty 20, 2015 9:33
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 19, 2013 11:32
Posty: 537
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Alus, mój tato opowiadał mi zupełnie tak samo jak Ty napisałaś :)
Ludzie nie rozumieli i każdy robił co innego..
A ta "tęsknota" skąd się bierze? Może stąd: "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma"?
Serce tęskni za Bogiem, chciałoby poczuć Go mocniej, bardziej wyraźnie.
Tylko zbyt często przedkładamy formę nad treść. Za bardzo skupiamy uwagę na "otoczce", a za mało na "istocie" Mszy Świętej.

Ostatnio słuchałam świadectwa pewnego chłopaka (Wyrwani z niewoli), który opowiadał o swoim nawróceniu. Po wielu latach wyspowiadał się i przyjął Pana Jezusa, a to była "zwykła Msza", ksiądz był stary i mówił niewyraźnie. Chłopak stwierdził, że pamięta ten dzień, jak by to było wczoraj. Dlaczego? Poczuł Boga całym sobą, nie dlatego, że Msza była uroczysta, czy kapłan - wykształcony teolog lub "uzdrowiciel". Poczuł Boga bo uwierzył i zapragnął zmienić swoje życie. Otworzył się na Ducha Świętego i Bóg przemienił jego serce.

Jak często my nie potrafimy się otworzyć.. Wciąż za mało wierzymy.

_________________
Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!
(1 Kor 16, 14)


Wt sty 20, 2015 9:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz paź 18, 2012 20:40
Posty: 1053
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Wierni też powinni przejść\przechodzić formację religijną. Wówczas pewnie nie mieli do niej szerszego dostępu. Wielu parafii nie było. Teściowa mi mówiła, że w jej czasach dziecięcych, do najbliższego kościoła mieli sporo kilometrów. Często ludzie nie mieli możliwości dłuższej nauki, żeby np. poznać łacinę. Pochłaniała ich praca na roli, itd. Dzisiaj Ala sytuacja jest inna, i wierni są bardziej świadomi i mniej mierni :) Dlaczego mieliby nie ogarnąć i Mszy św po łacinie?
Oba rodzaje Mszy św. są ważne, i Msza w rycie zwyczajnym i nadzwyczajnym - trydencka - i tego się trzymajmy. Ja też lubię atmosferę powagi Mszy św., szacunku wobec sacrum, co nie oznacza jakiegoś ponuractwa, i cierpiętnictwa. Dlatego rozumiem słowa papy Francesca o radości Ewangelii. Bo nawet krzyż od Pana należy przyjąć z radością, gdzie: "Jego jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie".

Czasy przedsoborowe tez znam jedynie z opowiadań, książek. Wiele było dobra wówczas, no właśnie np. to megaposzanowanie dla sacrum, jednak... jednej rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć i przyjąć za prawdę.
Mój promotor werbista, mówił, że kiedyś przed soborem, motywacją która kierowała misjonarzami było: "aby pogan uchronić przed piekłem", to znaczy tak to zrozumiałam, że wg tego nauczania, tych, którzy nie zostali formalnie przez klasyczny chrzest przyjęci do Kościoła, czeka potępienie w piekle. A co z tym, którzy bez własnej winy nie słyszeli o Jezusie i Jego Ewangelii?.
Nie wiem czy dosłownie tak nauczano wtedy, możesz się do tego Ala odnieść?


Wt sty 20, 2015 10:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 29, 2010 17:35
Posty: 4304
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
http://de.swoopshare.com/file/519f483c3 ... a.jpg.html

polecam tę książke , o której wczoraj wspominałem .


Wt sty 20, 2015 10:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 02, 2013 12:28
Posty: 253
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Beti, oczywiście masz rację - świat chętnie widzi u kapłanów same negatywy, a wierni, którzy nie mają świadomości obecności Sacrum, równie nieświadomie podchodzą do potrzeby modlitwy za kapłanów w ogóle, czy nawet swojego księdza z parafii. Ale patrząc z punktu widzenia osoby, która ma tą świadomość, to zwyczajnie boli i nie da się nad tym tak całkiem przejść do porządku dziennego, widząc zaniedbania. Można gorąco się za nich modlić i polecać ich Bogu, ale jednocześnie czuć pewną gorycz w sercu, gdy po Mszy wychodzisz z kościoła, w którym ksiądz swoją postawą daje taki, a nie inny przykład.

Magda niedawno pisała o swoim doświadczeniu z wyborem w kościele i głosie w sercu, który usłyszała w kościele, w którym były jakieś problemy. Staram się patrzeć na problemy w mojej parafii trochę w taki sposób właśnie, trzymać się Boga, dla którego idę na Mszę, a nie księdza... ale to zwyczajnie boli, gdy widzisz, że ten, który ma Cię prowadzić, wiele rzeczy ma w nosie. Ja od roku mieszkam w takiej parafii, szanuję mojego proboszcza i nie mogę powiedzieć, że go nie lubię, ale bolą mnie też te zaniedbania, które dostrzegam. I owoce takiej postawy także w zachowaniu parafian - np. ministrant, który stojąc pod ołtarzem dłubie sobie w nosie, ale mocuje się ze swoimi gatkami, które go uwierają, i ani ksiądz nie widzi za stosowne na odpowiednim spotkaniu czy spotkaniach chłopców uświadamiać, ani rodzice, którzy siedzą obojętnie w ławkach - bo skoro księdzu nie przeszkadza, to jest dobrze. Myślę, że należąc do takiej parafii też nie mogłabyś spokojnie na to patrzeć, niezależnie od ilości odprawionych modlitw za księdza.
Na chwilę obecną, z przyczyn niezależnych ode mnie, nie mam za bardzo jak uczestniczyć dodatkowo we Mszy w innej parafii (dodatkowo, bo bez względu na te zaniedbania nie czuję potrzeby opuszczenia tego kościoła), choć jest szansa, że to się zmieni, ale gdy cały tydzień sprowadza się do Mszy, nierzadko odprawianej w pośpiechu, po której kościół jest natychmiast zamykany i tak przez praktycznie cały tydzień, bo ksiądz nie widzi potrzeby na inne inicjatywy (o których np rozmawiałyśmy, gdy opowiadałaś o swoim proboszczu i swojej parafii), gdy Adoracja to na szybko odczytane rozważania, odśpiewane zwrotki i brak chwili, by go rzeczywiście sercem poadorować, to człowiek zwyczajnie czuje niedosyt i żal, że tak jest. I nie jest to czepianie się księdza dla zasady czy też zbytnie przywiązanie do formy. A przynajmniej ja tak czuję.

Mam nawet wrażenie, że odkąd bardziej czuję Jego obecność, tym bardziej takie sytuacje bolą właśnie. Bo wiesz, że On zasługuje na największy szacunek, a gdy go brakuje - boli. Co nie znaczy, że można sobie nie mieć nic do zarzucenia, a całą odpowiedzialność zrzucać na księdza czy osobę siedzącą w ławce obok, nie.

Ja z kolei o Mszach przedsoborowych, od mojej babci i mamy, słyszałam nieco inne relacje. Owszem, były babcie cichutko odmawiające różaniec - ale nie było np. rewii mody w kościele (u mnie w parafii, latem zeszłego roku jedna pani, około 50 lat, bardzo atrakcyjna, przyszła na Mszę w zupełnie przezroczystej, koronkowej bluzeczce pod którą miała tylko stanik, i co chwilę poprawiała ramiączka, siedziała dwie ławki przede mną, na linii moja ławka-ołtarz, trudno więc było tego nie widzieć); teraz być może nikt różańca nie odmawia podczas trwania Mszy, ale kobiety zajęte są swoimi paznokciami, poprawianiem włosów i, choć w mojej parafii tego zjawiska akurat nie zauważam, to będąc na Mszy w parafii rodzinnej co jakąś chwilę ktoś zaglądał do torebki czy kieszeni, sprawdzając telefon. Mam więc trochę wątpliwości, czy tamte panie odmawiające różaniec miały mniejszą świadomość Bożej obecności, niż te współczesne. Nie oceniam, takie mam tylko przemyślenia.


Wt sty 20, 2015 10:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz paź 18, 2012 20:40
Posty: 1053
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Lilko. To było w Mediolanie, gdzie pracowałam. Natomiast w mojej lubelskiej parafii jest inaczej. To ja od tych ludzi zgormadzonych na Liturgii w mojej parafii mogę uczyć się właściwego zachowania. Jest tu należna powaga. ale nie surowość. Komunia sw. tylko na klęcząco (balaski), do których podchodzi się w formie procesyjnej. Widać, że proboszcz dba o szczegóły :) .

Kwestia ubioru tej 50 latki. Mogę to ocenić, bo jestem niewiele młodsza.
Wg mnie ta pani ma przepraszam za dosadność "poprzestawiane pod sufitem". I nie chodzi bynajmniej o atrakcyjność. Nie wątpię, że jest fizycznie atrakcyjna, no i co z tego. Chodzi o tendencje demonstrowania, no właśnie czego? zwrócenia na siebie uwagi, no właśnie po co? i czyjej uwagi? To jakieś tendencje wręcz ekshibicjonistyczne, które akurat w ten sposób się ujawniają. Nie wiem, może "partnera" szuka i pomyliła miejsca.
Ja tak bym się nie ubrała nawet chyba po domu, no może dla męża. Niczego nie muszę "poszukiwać" ani niczego światu "udowadniać" i przez to zwracać na siebie uwagi.


Wt sty 20, 2015 10:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 19, 2013 11:32
Posty: 537
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Rozumiem Lilko Twoje poczucie niespełnienia. Ja też często doświadczam podobnych odczuć i jestem świadkiem podobnych sytuacji, jak Wy, dziewczyny. Tylko jest jedna kwestia, o której nie możemy zapominać - nie zapominajmy o tym, że mamy czuwać! Często szatan posługuje się właśnie takimi osobami, niestosownie ubranymi czy zachowującymi się niegodnie w miejscu świętym, właśnie po to, by odwrócić naszą uwagę od tego, co dzieje się na ołtarzu. Oczywiście nie pochwalam takich zachowań, oczywiście boli mnie, kiedy ktoś nie szanuje miejsca świętego - ale przede wszystkim myślę o moim spotkaniu z Panem. Na tym staram się skupiać i tego doświadczać. Przyznaję, czasem jest to bardzo trudne. Czasem muszę nawet zamykać oczy i usilnie wyrzucam z głowy złe myśli bo szatan robi wszystko, bym bardziej skupiła się na irytacji np. zawodzącym głosem pani, która śpiewa tuż za moimi plecami, na tajemnicy przeistoczenia, która dzieje się po cichuteńku, niezauważalnie dla mojego ludzkiego oka. Dlatego często zamykam oczy, by oczy mojej duszy mogły widzieć Tego, Który właśnie do mnie przychodzi. Czuwajmy Kochani! Nie dajmy się zwieść złemu!

_________________
Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!
(1 Kor 16, 14)


Wt sty 20, 2015 11:24
Zobacz profil
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Cytuj:
Ja z kolei o Mszach przedsoborowych, od mojej babci i mamy, słyszałam nieco inne relacje. Owszem, były babcie cichutko odmawiające różaniec - ale nie było np. rewii mody w kościele (u mnie w parafii, latem zeszłego roku jedna pani, około 50 lat, bardzo atrakcyjna, przyszła na Mszę w zupełnie przezroczystej, koronkowej bluzeczce pod którą miała tylko stanik, i co chwilę poprawiała ramiączka, siedziała dwie ławki przede mną, na linii moja ławka-ołtarz, trudno więc było tego nie widzieć); teraz być może nikt różańca nie odmawia podczas trwania Mszy, ale kobiety zajęte są swoimi paznokciami, poprawianiem włosów i, choć w mojej parafii tego zjawiska akurat nie zauważam, to będąc na Mszy w parafii rodzinnej co jakąś chwilę ktoś zaglądał do torebki czy kieszeni, sprawdzając telefon. Mam więc trochę wątpliwości, czy tamte panie odmawiające różaniec miały mniejszą świadomość Bożej obecności, niż te współczesne. Nie oceniam, takie mam tylko przemyślenia.

Nie było rewii mody z prozaicznego powodu - bieda nie pozwalała na kupowanie sobie kolejnych kreacji dla zabłyśnięcia pośród innych.
Zaglądających do torebek, dłubiących w paznokciach, młode dziewczęta kokietujące stojących obok młodzieńców, też nie stanowiły ewenement, napotykało się takie zachowania i na mszach przedsoborowych.
Bo i nie ryt mszy przesądza o osobistych zachowaniach poszczególnych ludzi, raczej decyduje wychowanie w domu rodzinnym.


Wt sty 20, 2015 12:20
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 02, 2013 12:28
Posty: 253
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Alus, jak sama zauważyłaś, nawet w czasach, w których nie było dostępu do mody tak, jak obecnie, zdarzały się podobne sytuacje, a więc może i nie jest to kwestia rytu, ale nie jest to także kwestia czasów i zasobów sklepowych, ale ludzkiej mentalności i świadomości. Z opowiadań mamy, co do tamtych czasów, wiem, że nawet osoby z rodzin zamożnych, które miały większy wachlarz strojów i akcesoriów, czy to dzięki "dostawom" z zagranicy przez krewnych/znajomych, czy dzięki swoim umiejętnościom i inwencji twórczej, gdy same potrafiły sobie coś uszyć, do kościoła na Mszę udawały się ubrane przyzwoicie. Czy zachowaniem rozpraszały innych? Cóż, jeśli chodzi o moją parafię i ówczesnego proboszcza, z tego co wiem z opowiadań rodziny, nie pozostałoby to bez echa z jego strony, i nie chodzi tu o surowe napomnienia, wytykanie podczas kazania, etc, choć i pouczenia w cztery oczy się zdarzały, i nikt jakoś do księdza nie miał pretensji czy żalu. Ksiądz by też i od tego, by pouczać, korygować złe postawy. Ale też, niezależnie od tego, czy była to Msza przed- czy posoborowa, w kościele Bóg był najważniejszy. Pokazywał to swoją postawą kapłan (choć na pewno zdarzały się i w tamtych czasach jakieś uchybienia), ale także podczas kazań mówiło się o Bogu żywym w Eucharystii, słowami popierając swoje zachowanie. Mówiło się o Sacrum i pokazywało właściwą postawę. Ja, należąc do obecnej mojej parafii mogę powiedzieć, że przez ponad rok mojego uczestnictwa we Mszy nie przypominam sobie kazania o obecności Boga w Eucharystii. Ksiądz proboszcz potrafi mówić pięknie, nawiązując do różnych sytuacji życiowych czy przytaczając jakieś swoje doświadczenia bądź wspomnienia, ale po takim kazaniu, choć może inspirować, Komunia Święta może się wielu wydawać "tylko opłatkiem". Symbolem. Gdy przystępowałam do I Komunii Świętej, siostra katechetka mówiła o przyjęciu Jezusa, uczulała nas na obecność Jezusa w Eucharystii. Pamiętam to dobrze. Słowo opłatek padało bardzo rzadko. Teraz, po takim życiowo inspirującym kazaniu widzę dzieci przyjmujące Pana Jezusa i totalną obojętność na twarzach, śmichy chichy wśród ministrantów tuż po przyjęciu Komunii Świętej. Niedawno trafiłam na profil fb jednego z ministrantów i po przeczytaniu dyskusji opierającej się niemal wyłącznie na wulgarnych obelgach i wyzwiskach z trudem pojmuję jego służenie do Mszy. Mam tylko nadzieję, że z czasem Łaska Boża odmieni jego postawę i rozumienie Sacrum. Ale, jako że owa rozmowa była na stronie dostępnej publicznie, a wśród znajomych jak widziałam ma on kilka osób z naszej parafii, jak rozumieć brak reakcji wobec takich postaw? Czy ludzie pozwalają, bo księdza być może nie obchodzi, co sobą reprezentują wierni, a skoro jego nie, to dlaczego nas miałoby? - czy ksiądz przymyka oko lub nie chce wiedzieć, czy może Komunia nie jest przyjmowana świętokradzko, bo "takie mamy czasy" i społeczeństwu to nie przeszkadza, a więc czemu jemu by miało? Czy jedno i drugie, zamknięte koło? Naprawdę, trudno mi to wszystko pojąć.

A nawiązując jeszcze do wypowiedzi Mariusza, i ja pamiętam, że kiedyś chłopcy chętni służyć do Mszy, byli przez kapłanów z parafii prowadzeni, i nie tylko pod ołtarzem ale także poza kościołem, w codzienności, musieli sobą coś reprezentować. Pamiętam jak mój kolega, rówieśnik, syn sąsiadów, po spotkaniu formacyjnym dla ministrantów zrezygnował ze swoich planów zostania ministrantem, bo ksiądz na spotkaniu powiedział, że także po Mszy, w domu, na podwórku, w szkole, muszą od siebie wymagać. Kolega powiedział wtedy, że on już od siebie i tak wymaga, by w niedzielę rano wstać wcześniej, zamiast się wyspać, by na tą Mszę w ogóle przyjść i księdza nieco "znielubił"... ale trzy lata później dojrzał do tego zadania i ministrantem został z całą świadomością tego, czego i gdzie się podejmuje. Po prostu o wielu rzeczach się wtedy mówiło, o których teraz się milczy.

Magdo, zawsze mnie cieszy, gdy słyszę, że nie wszędzie w parafiach jest tak "postępowo". Niezależnie od miejsca, w którym ta opisana sytuacja miała miejsce, jej opis przez Ciebie mocno utkwił mi w pamięci. Staram się o tym pamiętać, gdy dostrzegam jakieś uchybienia, czy to ze strony innych wiernych, czy kapłana. Beatko, staram się czynić podobnie jak Ty, mam świadomość działania szatana i wykorzystywania innych oraz różnych sztuczek w celu odciągnięcia ich od Boga. Podczas Mszy staram się w głębi duszy przeżywać ją osobiście najlepiej, jak umiem. Ale... jest też kwestia wspólnoty, którą wierni tworzą. Tak, Bóg i spotkanie z Nim jest najważniejsze, ale nie bez powodu czynimy to we wspólnocie. Kiedy więc we wspólnocie coś się dzieje złego, i widzisz to, nie możesz tego zignorować. Nie tylko dla własnych potrzeb, bo mam świadomość Bożej obecności i chciałabym, by każdy ją szanował. W Piśmie Świętym napisane jest także o upominaniu brata, gdy błądzi, a więc o nie pozostawaniu obojętnym na zło i grzech. Jak jednak wypośrodkować, nie stawiać siebie ponad innych, nie wchodzić w kompetencje kapłana czy jego samego przywoływać do porządku, a jednocześnie nie dawać przyzwolenia na grzech. Nie da się także uniknąć tematu duszpasterza, który owieczki Pańskie prowadzi ku przepaści, zamiast ku bezpiecznym pastwiskom. Oczywiście wszystko w ręku Boga, ale Jezus św. Piotrowi i jego następcom nakazał paść Jego owieczki, czy więc poza gorącą i szczerą modlitwą nie powinniśmy reagować, gdy widzimy np. że postawa kapłana utwierdza wiernych w złym postępowaniu, lub odwrotnie, gdy przyzwolenie społeczeństwa w jakimś stopniu akceptuje uchybienia ze strony księdza? Może wciąż modlimy się za mało za naszych księży, ale jednocześnie mam poczucie, że będąc częścią wspólnoty i dostrzegając zły kierunek, w jakim ona zdąża, nie można myśleć tylko o sobie. Może się mylę, ale mam czasami obawy, czy to nie jest jakiś duchowy egoizm, zamknąć oczy na zło i skupić się na sobie. Wiem, że nie w takim sensie to napisałaś, ale takie są moje wątpliwości, czy poniekąd, mimo najlepszych intencji, tak to trochę nie wychodzi.

Mając do wyboru dwa kościoły, w którym wszystko jest "jak się należy", a w drugim "coś nie gra", jeśli żadne inne względy nie rzutowały na czyiś wybór parafii (jak odległość, itd.), to każdy chciałby wybrać dla siebie tą parafię, gdzie nadużyć i uchybień jest najmniej, jeśli nie w ogóle, mając oczywiście ich świadomość, patrząc od strony duchowej. Dlaczego np. na Msze sprawowane przez o.Pio przyjeżdżali ludzie i tak głęboko je przeżywali, jeśli Bóg jest tak samo obecny w kościele, gdzie jest dobrze, jak i w tym, w którym dzieje się coś źle? Wspomnienia ludzi z otoczenia o.Pio (czytałam kiedyś wspomnienie jednej z Jego duchowych córek) pokazują nam, jak ważne było nie tylko własne uczestnictwo we Mszy i własna relacja, ale także głębokie zjednoczenie kapłana z Bogiem, które nie pozostawało bez wpływu na wiernych. I te kwestie są istotne, jeśli nie chcemy się pewnego dnia obudzić i przekonać, że Kościół Katolicki funkcjonuje według zasad protestantyzmu, na przykład. Kilka lat temu, podczas uczestnictwa we Mszy w mojej rodzinnej parafii pewna pani, oburzona upomnieniem chyba kogoś ze swojej rodziny, że jej córeczka nie przystąpiła jeszcze do Pierwszej Komunii i nie powinna przyjmować podczas tej Mszy Eucharystii odparła, autentycznie zdziwiona: przecież to tylko opłatek! Czy ksiądz usłyszał, nie wiem, dziecko Komunię przyjęło, mama (przynajmniej wtedy - może później, z czasem, zrozumiała) wróciła do ławki nie mając sobie nic do zarzucenia.


Wt sty 20, 2015 14:30
Zobacz profil
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Lilka - trochę idealizujesz, różnie bywało w czasach przedsoborowych z ministrantami. W rodzinie męża wszyscy chłopcy byli ministrantami i do dziś wspominają jak podchmielili się mszalnym winem pod nieobecność księdza.
Jeśli chodzi o duchownych - z goryczą teść wspominał jak to ich biskup zlekceważył.
Od lat w parafii była praktyka, że biskupa wizytującego parafię witano na początku wsi, wjazdowi do kościoła towarzyszyła asysta na koniach, strażacy, ludzie ludowych stronach. Maszerowano tak do kościoła.
Nowy biskup ordynariusz nadjechał samochodem, ale nie przesiadł się na ustrojona bryczkę, zwolnił jedynie samochodem, pomachał i dodał gazu. A biedni ludzi gonili ile sił w nogach 2,5 km do kościoła za biskupem.


Wt sty 20, 2015 15:09
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 19, 2013 11:32
Posty: 537
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
_Lilka napisał(a):
będąc częścią wspólnoty i dostrzegając zły kierunek, w jakim ona zdąża, nie można myśleć tylko o sobie. Może się mylę, ale mam czasami obawy, czy to nie jest jakiś duchowy egoizm, zamknąć oczy na zło i skupić się na sobie.


Oczywiście Lilko, że nie możemy pozostawać bierni na otaczające zło. Najważniejsze pytanie, jakie powinniśmy sobie zadawać w takich sytuacjach to: ile naprawdę realnie zrobiłem w kierunku, by coś zmienić?
Mam tutaj na myśli wszystkie działania, jakie się podjęło począwszy od modlitwy (czy to za kapłana, czy osobę świecką, która lekceważąco traktuje Eucharystię) po (jak sama już wspomniałaś) upomnienie braterskie. Tyle, że to upomnienie powinno być wpierw w cztery oczy i poczynione z miłością. Pytanie, które też warto sobie zadać: jeśli dużo mówię o tym, że dzieje się źle w mojej Parafii, czy rzeczywiście pomagam tej Parafii? Bo mogę dodatkowo zniechęcić osoby, które wprawdzie widzą uchybienia ale jednak przychodzą na Nabożeństwa. Poza tym ważna jest inicjatywa społeczna - jeśli Parafianie zgodnie opowiedzą się za pewnymi aspektami to (wydaje mi się) Proboszcz powinien to wszystko uwzględnić i wziąć sobie do serca te napomnienia. W końcu to Proboszcz jest dla Parafian, nie na odwrót. Ale zapewne sama znasz Lilko takie osoby, które dużo mówią, a mało robią. Najchętniej robią one szum wokół niedociągnięć, a samemu nie chce się brać żadnej odpowiedzialności za nic. Wtedy takie zachowania więcej szkody niż pożytku przynoszą. Ja sama miałam okazję uczestniczyć w sytuacjach (poza Parafią), gdzie wielu było zbulwersowanych ale przy konfrontacji argumentów wszyscy pochowali się po kątach i zostałam sama na polu bitwy, jakby tylko mi było źle..

_________________
Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości!
(1 Kor 16, 14)


Wt sty 20, 2015 15:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz paź 18, 2012 20:40
Posty: 1053
Post Re: "Różane" pogaduszki, czyli rozmowy o życiu
Jeszcze taka dygresja co do ubioru na Mszę św.
Jeśli byliście w Watykanie, to zapewne wiecie, że tam zwyczajnie nie można wejść w bluzce na ramiączkach czy krótkich spodenkach, podobnie jest w większych katedrach włoskich, też w Mediolanie.
Nawet po placu św. Piotra krążą sprzedawcy chust dla kobiet :) , na tę doraźną potrzebę. Także taka pani w przezroczystej bluzeczce miałaby problemu. W Polsce znam parafię, gdzie księża w okresie letnim przypominają o godnym stroju podczas liturgii. Ale generalnie, to chyba większość wiernych wie, jak ubrać się do kościoła.

Co do upominania, a o czym pisze Beti i Lilka.
Dobrze, że jesteście na tyle odważne, aby być gotowe upomnieć samego księdza. Może to cecha waszego pokolenia. Jednak np. ja dorastałam co prawda w czasach posoborowych, ale kiedy jeszcze nadal trwało wdrażanie soborowych zmian w mentalności i księży i samych świeckich. Wtedy, a mam na myśli lata 80/90 - tak dzisiaj mogę ocenić - nie bardzo do pomyślenia było, aby pójść i upominać księdza za jakieś uchybienia. Co więcej, kobiety\dziewczyny, a szczególnie młode, raczej trzymały się od zakrystii z daleka i same były że tak powiem trzymane od księży na dystans. Po prostu ksiądz musiał zapewne dbać o reputację, szczególnie w środowisku wiejskim.
Poza tym, wciąż nieokreślona do końca nasza świeckich, rola w Kościele. Dopiero po soborze Watykańskim II rola ta stawała się bardziej jasna, zostały określone zasady współpracy w parafii świeckich z duchownymi. Przynamniej tak mnie uczono. Czyli nadal my świeccy jesteśmy na etapie odnalezienia swego miejsca w życiu parafialnym. Jak postępować, aby dopełnić swoich zadań i nie być jedynie widzami, ale żywymi członkami wspólnoty parafialnej. Tu widzę dwe skrajności.
Zbytnie zaangażowanie świeckich, sięgające niemal do herezji, bo rzekomo nastaje czas świeckich, którzy mają "ratować" Kościół. Niestety z tym się spotkałam. Np. zapewne na tym żeruje Maria z Irlandii, podsycając chore ambicje niespełnionych świeckich, aby to właśnie oni teraz "zastępowali" kapłanów, nauczając wiary i moralności. No bo ksiądz to "zdrajca" Jezusa. Nie przesadzam, są nauczający tak.
Druga skrajność, to całkowita niemal pasywność świeckich, taka spychologia odpowiedzialności na innych i jedynie bycie widzem w kościele.
Dlatego niech was młodych/młodszych nie dziwi, że np. moje pokolenie nie ma tej odwagi pójścia do księdza i pouczania go. Co do mnie: mimo, że i tak widzę u siebie spory postęp w kontaktach z duchownymi, to coś z tego dość irracjonalnego dystansu i u mnie zostało. Może to i wada, może macie rację.


Wt sty 20, 2015 18:33
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 1944 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 130  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL