Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Śr sie 06, 2025 5:37



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 12 ] 
 Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem... 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 21:31
Posty: 140
Post Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
...na razie jest nim w 3/4 :) Od dłuższego czasu nie jestem zbyt aktywny na forum jednak wcześniej często się tu udzielałem i - o zgrozo - doradzałem co niektórym w ich problemach.

Moje problemy zaczęły się już 3.5 roku temu ale dopiero w ostatni piątek, Boskim zrządzeniem bo zupełnie niespodziewanie i przypadkowo natrafiłem na bardzo dokładny opis depresji i w miarę czytania włosy mi się jeżyły na głowie bo uświadomiłem sobie że czytam mój życiorys. To był Przełom (duże "P" nieprzydakowe"). Wybaczcie nieco niepoważny (bo nacechowany emocjami) ton ale trudno mi ostatnio zachować spokój.

Moja historia w skrócie:

- dość parszywe dzieciństwo. Materialnie jako tako, nałogów nie było ale domu zawsze było pełno czystej i bezmyślnej agresji. Wyzwiska i znęcanie się fizyczne na porządku dziennym (to do momentu kiedy dość skutecznie się przed ojcem obroniłem, więcej ręki nie podniósł). Wrzaski i kłótnie pozostały.

- wiele lat później (19 lat) pierwszy poważny ale zalatujący toksynami związek

- kolejna mała szpileczka nieświadomie wbita przez moją ówczesną lubą, która niestety okazała sie tą o jedną za dużo (miałem niesamowicie wygórowane i zarazem wrażliwe ego). Ten moment zapamiętam do końca życia - wtedy po raz pierwszy, w jednej sekundzie pojawił się zagadkowy niepokój i momentalnie prysło uczucie do dziewczyny.

- początek tego, co tak dokładnie opisuje wiele osób z nerwicą czyli kocham głową ale nie sercem. Nie potrafię tego wytłumaczyć, więc utwierdzam się w przekonaniu, że po prostu chyba już nie kocham i taki już jestem zimny drań. Męczę się potwornie z wyrzutami sumienia (ściśnięte i palące wnętrzności na porządku dziennym) i zmuszam się do kontynuowania związku co oczywiście kończy się po pewnym czasie klapą i rozstaniem

- dolegliwość rozlewa się na wszystkie inne emocje - stopniowo i metodycznie ucinam wszystkie znajomości. Nie potrafię się z nikim zaprzyjaźnić ani do nikogo przywiązać jednocześnie cierpiąc samotność (ciąglę marzę o tym aby być normalnym)

- zaczynam praktykować wiarę i angażuję się w to całym sobą (tego źródła nadziei choroba nie tknęła). Do dziś wierzę, że uratowało mi to życie bo raz na bardzo krótki czas zwątpiłem totalnie (kwestie dogmatyczne) i zacząłem tęsknie patrzeć w stronę okna na III piętrze (if u know what I mean). Gdyby nie szybkie ogarnięcie problemu prawdopodobnie nie wytrwałbym.

- Skrajna samotność (studiuję i wtedy akurat mieszkałem w kawalerce) i stopniowa akceptacja mojego rzekomego "charakteru". Nawet rodzice i reszta najbliższej rodziny mnie drażni niemiłosiernie więc cały czas spędzam zamknięty w pokoju przy komputerze. Im więcej akceptowałem tym spokojniejszy (i w pewnym sensie szczęśliwszy) byłem wewnątrz. Żadnych uczuć, żadnych emocji, ogromne pragnienie śmierci (ale o samobójstwie mowy nie było). Nieudolne próby wejścia w relację z dziewczynami kończą się ostrą nerwicą (wtedy nie wiedziałem że to nerwica) i błyskawicznym ucinaniem znajomości. Dodatkowo ogromne problemy z koncentracją (co przy trudnym kierunku studiów zaowocowało jechaniem na 3.0) Udało mi się założyć na to kaganiec wiary i to trzymało mnie w ryzach. W dodatku uznałem, że taki stan rzeczy jest z wiarą zgodny i to wlewało we mnie mnóstwo radości i spokoju. Było to jedyne źródło pozytywnych uczuć. Łatwo przychodzi mi ferowanie radykalizmami i - żeby nie było - stosowanie ich.

- "Gorący tydzień" - czyli ubiegły. Poznaję dziewczynę, która wzbudza we mnie pozytywne uczucia - od zawsze podobały mi się drobne dziewczyny, potrzebujące "opiekuna", niewinne. Podobnie niejako rozczulały mnie osoby... hmm, tak zwane "poczciwiny" czyli ciche, skromne i czyste w swych zamiarach (nie wiem jak to doprecyzować). Na widok takiej osoby zawsze miałęm falę pozytywnych uczuć. I ta dziewczyna taka właśnie jest, w dodatku kilka lat młodsza. Jest wyraźnie zainteresowana (sama zaczęła znajomość co było dość śmiałe). "Może to ta?" - pytam siebie bo nerwica się nie pojawia, pozytywne uczucie ciepła jest wprawdzie przytłumione ale obecne, kiedy o niej myślałem więc zaproponowałem spotkanie na nadchodzący piątek (tzn. ten co będzie dopiero). Dzień po tym trafiam na wspomniany we wstępie opis depresji i świat staje do góry nogami:

NIE! Nie jestem cyborgiem, nie jest to mój naturalny stan, mój mózg uległ sporej awarii ale to nie są moje uczucia. Kompletne i zdecydowane zdystansowanie do swoich negatywnych uczuć i pustki. Rozwiązanie supła w mojej głowie - a więc wreszcie znam przyczynę bo blisko 4 latach! Jasny umysł i wielka nadzieja. Staram się być ponad to, co czuję, zagoniłem dolegliwość do narożnika (dokładnie tak to czuję, mam wolny umysł, zero pytań, wszystko jest jasne, dziesiątki wniosków i przemyśleń nagromadzone przez te lata powskakiwały na swoje miejsca tworząc logiczną i spójną całość jak klocki lego). Uznałem to za ogromny postęp i mam przekonanie, że to milowy krok ku normalności.

Został jednak problem mojej podświadomości. W okolicach żołądka (a więc w tym narożniku) wciąż siedzi ta gnida. Wczoraj dostałem chyba najostrzejszego ataku nerwicy w życiu. Dosłownie zwijałem się na podłodze i ryczałem jak bóbr (od niepamiętnych lat juz nie płakałem a przy moim wyglądzie musiało to wyglądać dość groteskowo). Jest to związane z nadchodzącym spotkaniem - moja podświadomość broni się przed wejściem w relację z człowiekiem, mechanizm obronny przed powtórką z toksycznego związku. Niestety nie ma to ujścia (nie mogę zwalić tego na charakter i uciąć znajomość) więc uderza z całą mocą i bezlitośnie. Opowiedziałem to wszystko mojej mamie bo uznałem że mimo początkowych planów sam tego nie pociągnę (nie widziała apogeum ataku ale wyglądałem tak tragicznie że nawet obcy ludzie by się domyślili że coś mi dolega) i poprosiłem o pomoc - muszę to leczyć, nie jestem w stanie moim umysłem zwalczyć tych ataków bo nie mam dostępu do tego poziomu świadomości. Mimo wszystko się ucieszyła bo myślała, że moje zachowanie to po prostu mój charakter i szczere uczucia co bardzo ją dołowało i raniło.

PODSUMOWANIE

To bedzie dobre - czy żałuję minionego okresu (tj. od początku choroby)? Nie. Z bezmyślnego, agresywnego tłuka (w dodatku idioty) zmieniłem się nie do poznania. Bóg "przećwiczył" mnie bezlitośnie. To był okres swoistej szkoły. Sam sobie na nią zasłużyłem, nie przeczę (i nie twierdzę w żadnym wypadku, że każdy chory jest sam sobie winny) ale doceniam to wszystko co mi się przytrafiło.

Fakt, że ja, zatapiając się w myślach latami nie potrafiłem nawet zbliżyć się do problemu a odpowiedź spotkała mnie w najmniej oczekiwanym momencie (mam praktyki i jako, że nic do roboty nie było to w ramach obijania się buszowałem po internecie) mnie delikatnie mówiąc zwala z nóg. Myślę, że najlepszym komentarzem będzie to:

http://www.youtube.com/watch?v=8xANbtCLheA

Jestem głęboko przekonany, że nadszedł czas powrotu do normalności. O ile mi wiadomo, to jest to moment do którego ludzie dochodzą po długiej psychoterapii.

Co mi jeszcze zostało co zwalczenia? Napady lęku. Dla osoby zdrowej albo nieobeznanej z tematem może to się wydawać abstrakcyjne ale to jest koszmar. Przypomnijcie sobie jakiś stresujący moment w życiu i wyobraźcie, że stres jest dziesiątki razy większy, odczuwamy faktyczny fizyczny ból, pocimy się i mamy trudności z oddychaniem. Mam nad tym kontrolę ale krótkotrwałą. Pomaga codzienna głęboka modlitwa w kościele i układanie myśli. Niestety po pewnym czasie ten porządek się rozsypuje (a nawet świeżo "po ułożeniu" jestem wprawdzie spokojny i ufny Bogu ale nie czuję ciepła). Zranienie M. jest rzeczą, na którą nie mogę pozwolić ale i zerwanie znajomości, celem oszczędzenia jej zawodu byłoby poddaniem się i nie wchodzi w grę. Muszę więc wreszcie stawić czoła problemowi.

Do psychiatry owszem, wybieram się. Mam już upatrzonego jednak na wizytę będzie trzeba poczekać. Trwam jednak w nadziei, że obędzie się bez niej a już na pewno bez leków (mimo to wybieram się do lekarza pierwszego kontaktu po jakiś specyfik na uspokojenie). Coraz lepiej idzie mi układanie myśli i opanowywanie lęku - ład w mojej głowie jest coraz trwalszy.

ZAKOŃCZENIE

Cytuj:
Ciężko mnie Pan ukarał, ale na śmierć mnie nie wydał.
- oj tak.

Cytuj:
Okrzyki radości i wybawienia w namiotach ludzi sprawiedliwych
- jeszcze nie, ale wierzę, że i na to przyjdzie czas.

A więc tak: mam zdrowo narąbane pod kopułą :D Niemniej jestem chyba na dobrej drodze. Nie mam kogo prosić o modlitwę więc proszę Was. Naprawdę, będę bardzo wdzięczny.

P.S M. ma urodziny 23 lutego. Taki smaczek :D


Wt wrz 03, 2013 21:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Życzę aby to wszystko zakończyło się sukcesem i abyś tu napisał że teraz jest już pełnia. A co do urodzin, to zależy czy zapraszasz :)

_________________
Pozdrawiam
WIST


Wt wrz 03, 2013 21:54
Zobacz profil
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
@Hej Wloczykij, już myślałam że mi się nie uda dziś tutaj zalogować, żeby choć Tobie odpisać (no coś mi IE się zawiesił i koniec, a jestem do niego przyzwyczajona :().
Chętnie dziś wspomnę o Tobie w modlitwie, trzymaj się i życzę powodzenia :)

Edit:
Wloczykij napisał(a):
...mam zdrowo narąbane pod kopułą...

E tam... Może troszkę, ale nie bardziej od innych ;)


Śr wrz 04, 2013 11:52
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Życzę wszystkiego dobrego!


Śr wrz 04, 2013 13:41
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 21:31
Posty: 140
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Cytuj:
A co do urodzin, to zależy czy zapraszasz


Chodziło o to, ze zbiegają się z Dniem Walki z Depresją :)

Cytuj:
no coś mi IE się zawiesił


Jak można IE używać, wstyd. :D Dziękuję bardzo :)


Śr wrz 04, 2013 22:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Wloczykij napisał(a):
Chodziło o to, ze zbiegają się z Dniem Walki z Depresją

OK :)

_________________
Pozdrawiam
WIST


Śr wrz 04, 2013 22:06
Zobacz profil
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Też obiecuję objąć Cię modlitwą.
Z autopsji znam ból fizyczno-duchowy depresji, która wyniszcza człowieka znacznie bardziej niż inne fizyczne choroby.
Do psychiatry musisz iść, przede wszystkim aby pozbyć się okropnego, paraliżującego lęku.


Cz wrz 05, 2013 7:52
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Wloczykij napisał(a):
Cytuj:
no coś mi IE się zawiesił


Jak można IE używać, wstyd. :D

:P Słyszałam już to nie raz, ale nie wiem o co Wam chodzi.

Wloczykij, ja też mam nadzieję, że to kiedyś będzie pełne świadectwo, nie musisz się spieszyć, poczekam ;)
A jak już będzie po piątku to (nie namawiam na ujawnianie szczegółów) napisz chociaż czy się przełamałeś.


Cz wrz 05, 2013 8:34
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 21:31
Posty: 140
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Przełamać sie przełamałem... ale to chyba był brutalny gwałt na mojej psychice :( tak źle jak teraz jeszcze nigdy nie było. Potworne uczucie nieuzasadnionego stresu + poczucie beznadziei + myśli samobójcze + brak apetytu.

Doszło jeszcze poczucie beznadziei bo i wiara podupadła.


So wrz 07, 2013 19:15
Zobacz profil
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Wloczykij napisał(a):
Przełamać sie przełamałem... ale to chyba był brutalny gwałt na mojej psychice :( tak źle jak teraz jeszcze nigdy nie było. Potworne uczucie nieuzasadnionego stresu + poczucie beznadziei + myśli samobójcze + brak apetytu.

Doszło jeszcze poczucie beznadziei bo i wiara podupadła.

Ojej, nie wygląda to zupełnie jak opis pierwszej randki ;)
@Wloczykij, nie wiem za bardzo co napisać, oprócz tego, że będę dziś pamiętać w modlitwie. To obiecuję :)


So wrz 07, 2013 19:24
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 02, 2013 21:31
Posty: 140
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
nie nie, randka bardzo spoko. Ale potem wróciło ze zdwojoną siłą :/


So wrz 07, 2013 19:25
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Może ten temat będzie kiedyś pełnym świadectwem...
Włóczykiju, chciałbym Ci powiedzieć, że jesteś na dobrej drodze. Depresja właśnie tak działa - im gorzej się czujesz, tym bliżej jesteś wyleczenia. Z tego prostego powodu, że depresja to odwrócenie subiektywnego odczuwania dobra i zła. Rzeczy dobrze jawią się nam jako cierpienie a rzeczy złe jako ukojenie. A za jedyne rozwiązanie mózg uznaje samobójstwo. A przecież logicznie powinno być na odwrót. Depresja to jest właśnie postawienie na głowie tej właściwej skali odczuwania sensu i bezsensu.

Dlatego pamiętaj - im gorzej się czujesz, tym bliżej jesteś rozwiązania. Tak samo, kiedy pozornie lepiej się czujesz, to tak naprawdę dalej w tym siedzisz.

Dlatego idź do lekarza i wylecz się. Nie bój się leków, one nie szkodzą (to mit serwowany przez mass-media), tylko mają za zadanie Cię wyleczyć. Idź od razu do prywatnego psychiatry, w publicznej służbie zdrowia nikt nie szanuje pacjenta a to dla chorych na depresję jest bardzo ważne.

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


So wrz 07, 2013 19:51
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 12 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL