Ja się dołączę ,chciałbym mieć jakieś hobby ale boje się że Jezus go nie miał i boje się sądu szczegółowego że tam będzie nasze życie porównanywane do życia Chrystusa ,co boje się że oznacza że nie mam wolności już i że nie mogę mieć hobby,bo boje się sądu

Jezus nie jeździł samochodem, ba, nawet rowerem. Nie jadł ziemniaków ani wieprzowiny, nie oglądał telewizji, nie słuchał radia i nie korzystał z komputera. Nie robił wielu rzeczy. Rzuć to wszystko, przesiądź się na osiołka i łódkę, ale taką jakie wówczas były, jedz wyłacznie ryby, baraninę i macę, bo w przeciwnym razie z pewnością nie wyrobisz na sądzie szczegółowym
A poważnie, to Pan Bóg nakazał czynić sobie ziemię poddaną, a więc rozwijać swoje hobby dla dobra ogółu.

Ale w katechizmie kościoła katolickiego pisze że sąd szczegółowy to będzie odniesienie naszego życia do Chrystusaco opracowanie niektórych księżyc wskazują że będzie odnośnie naszego życia do życia Chrystusa a my jesteśmy grzeczni i jak to należy rozumieć zgodnie z wiarą katolicką?

Odniesienie naszego życia do Chrystusa, to naśladowanie Go w miłości:"bo byłem głodny..., byłem spragniny..., cokowliek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (por. Mt 25, 31-46)

A a niektórzy księżapiszę jak to miało być odniesienie naszego życia do życia Chrystusa czy jakby porównanie naszego życia do życia Chrystusa . Nasze życie no nie ma po prosty startu do życia Chrystusaprzynajmniej moje ale nawet niektórzy święci bali się sądu że ich życie w porównaniu do Chrystusa jest słabe. No i jak kościół to mówi

Którzy księżą piszą, że nie możemy mieć hobby, bo Chrystus np. nie zbierał znaczków, czy nie uprawiał wspinaczki górskiej? Litości. Zajmujesz się rozbijaniem g...a na atomy, a umyka Tobie to, co istotne w życiu i drodze za Chrystusem.
A niby co robił Chrystus, jeśli nie praktykował miłości? I w tej praktyce mamy Go nasladować i do tego się odnosić.

Porównanie czy też odniesienie owszem, ale w sensie: do moralnego, dobrego życia. A nie do wszystkich aspektów życia Chrystusa. To wynika z nadrzędnego założenia, że Bóg chce zbawienia wszystkich ludzi. Co do jednego. Że chciałby, żeby wszyscy zostali zbawieni. Że wszyscy, literalnie wszyscy mają taką szansę. Że brak zbawienia konkretnego człowieka wynika wyłącznie z jego decyzji, podejmowanych własną wolną wolą. Czym skutkuje takie założenie teologiczne (albo prawda wiary, jak kto uważa)?

Jeśli porównanie życia człowieka do życia Chrystusa miałoby dotyczyć sposobu życia, to nie dałoby się zrealizować dla wszystkich, choćby się nie wiem jak starali. Od chrztu w Jordanie i powołania apostołów Jezus prowadził wędrowny tryb życia, nie utrzymywał się z pracy własnych rąk. On sam i apostołowie byli utrzymywali przez wyznawców i zwolenników, którzy siali, zbierali, wypiekali chleby, wypasali owce, szyli ubrania... Zajmowali się codzienna pracą, dającą środki utrzymania. Niemożliwe jest, żeby wszyscy, dosłownie wszyscy ludzie na kuli ziemskiej prowadzili taki tryb życia, jaki wówczas prowadził Chrystus. Bo nie miałby ich kto utrzymywać. A skoro to jest niemożliwe, to niemożliwe jest, żeby czegoś takiego wymagał Bóg jako warunku zbawienia. Bo nie mogliby go wówczas, nawet teoretycznie, osiągnąć wszyscy.

Jeśli porównanie życia człowieka do życia Chrystusa miałoby dotyczyć realiów życia, to nie w ogóle nie dałoby się zrealizować. Nie tylko dlatego, że wszyscy żyjący ludzie nie zmieszczą się w Palestynie, żeby żyć w takim samym klimacie, jeść takie same figi i tak dalej. Nie dałoby się zrealizować dlatego, że te realia już nie istnieją, zmieniły się. Choćby to, że Jezus, jak wszyscy prawowierni Żydzi, udawał się w określone święta religijne do Jerozolimy, do Świątyni Jerozolimskiej. Nie jesteś w stanie postępować tak samo, bo Świątynia została zburzona i już jej nie ma. Nie odwiedzisz bagien nad jeziorem Hula (biblijne Merom) w północnym Izraelu (być może Jezus je odwiedzał, nie wiadomo), bo je osuszono w połowie XX wieku. Nie będziesz nauczał mieszkańców Kafarnaum (o cudownym uzdrawianiu nie wspomnę), bo nikt tam nie mieszka, obecnie to ruiny, stanowisko archeologiczne...

Na przykład tu

http://www.teologia.pl/m_k/zag08-2b.htm#uj

I na tej podstawie sądzisz, że chodzi o podobieństwo w czymś innym niż praktykowaniu Miłości?

Chciałbyś sie zrównać z Chrystusem? mieć takie samo życie jak Bóg?
To już jest trochę przesada, bo jeszcze rozumiem, że byś chciał osiągnąć status jakiegoś świętego, no ale zrównać sie z Bogiem czy to aby nie jest ponad twoje możliwości?

Chodzi mi o to że w katechizmie kościoła katolickiego i jest napisane że nasze życie będzie odnoszone do Chrystusa i niektórzy księża piszą że jw będzie nasze życie porównanywane do jego

Nadal nie wiem, jacy "niektórzy księża".
Dostałeś odpowiedzi, że owo porównanie dotyczy miłości.
Są dwie możliwości:
1. nie czytasz odpowiedzi, a przynajmniej nie czytasz ze zrozumieniem.
2. trollujesz.
Ad.1. Jeśli brakuje Tobie tej umiejętności, przyjmij nasze wyjaśnienia.
Ad.2. Na trolling jest regulamin.

@random14 podałeś link, ale nie do Katechizmu Kościoła Katolickiego, tylko jego opracowanie stworzone przez Ks dr M. Kaszkowskiego. W linkowanym tekście ksiądz wyjaśnia w jaki sposób należy rozumieć odniesienie własnego życia do Chrystusa i bynajmniej nie jest tam podane, że wskazane jest kopiowanie życia Jezusa, lecz kształtowanie swego sumienia wedle nauk, które nam przekazał, a więc naśladowanie/pójście za Jezusem, to rozważanie różnych dylematów życiowych w odniesieniu do Przykazania Miłości z wiarą, że jest to doskonałe Dobro, za którym warto podążać.
Bóg nie oczekuje od człowieka, by stał się bezmyślną kopią, bo gdyby tak chciał, to by każdy był taki sam, miał identyczne talenty, zdolności, umiejętności, charaktery itp., a skoro każdy jest wyjątkowy, to i jego zadaniem jest, rozwinąć swój życiowy potencjał po to, by móc służyć innym, bo jest to wartość dla której warto żyć, różne skarby nie zostały nam dane po to, by je zakopać, ale by się nimi dzielić z innymi.

Tak można streścić zalinkowany przez Ciebie tekst, nie mam pojęcia, które zdanie tam zawarte doprowadziło Cię do takich, a nie innych wniosków, ale warto byłoby je wprost zacytować, żeby rozwiać ewentualne wątpliwości. Zastanawiam się, czy bierzesz jakieś leki, przechodzisz terapię bądź coś w tym stylu i czy to ma wpływ na Twoje przemyślenia, bo -nie obraź się- nie widać związku przyczynowo-skutkowego w Twojej argumentacji stąd niektórzy mogą odnosić wrażenie, że trollujesz.

Trochę te obawy biorą sie z przekonania że nasza wiara czasami podaję rzeczy które są dla nas nieracjonalne,których nie potrafimy zrozumieć do końca.

OK, tylko że Ty się bierzesz za analizę Katechizmu w sposób nieracjonalny i nielogiczny. Twoje pytanie wskazują na problemy z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi, czy byłeś może u specjalisty w związku z występującymi objawami? Rozumiem pragnienie rozjaśnienia tego, co wydaje się niezrozumiałe, ale w tym przypadku lepiej odstawić Katechizmy i analizy doktryny, zamiast tego, lepiej skupić się na sobie i rozwiązaniu swoich problemów osobistych, jak je rozwiążesz, zrozumiesz że szukałeś problemów nie tam, gdzie one realnie istniały, lecz skupiałeś się na tematach zastępczych.