Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt kwi 19, 2024 21:49



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
 Co ja będę miała z tej miłości? 
Autor Wiadomość
Post Co ja będę miała z tej miłości?
No, właśnie, co mi to da, że otworzę się na Bożą miłość i po co mi ona? Ja potrzebuję spokoju i tego, żeby mi było dobrze w życiu wiecznym, ale miłości bym nie zniosła.

Nie jestem ignorantką, czytam Słowo Boże, mądre książki. Wiem, że miłość to nie jest uczucie. Ale żeby ona zaistniała, potrzeba otwarcia się na nią i pokory, a ja nie mam zamiaru się poniżać. W ostatnim czasie bardzo zainteresowała mnie postać Sługi Bożego, ks. Dolindo Ruotolo. Podobno to nie my wybieramy świętych, lecz oni nas. I choć z jednej strony podziwiam ks. Dolindo za jego postawę łagodności i, niech będzie, wytrwania w miłości do Kościoła (to wielka siła, być może bez Bożej pomocy neapolitański kapłan nie poradziłby sobie), to nie mogę zrozumieć dwóch rzeczy: jego ogromnej pokory (potrafił uklęknąć przed tymi, którzy go znieważyli, i prosić o przebaczenie) oraz prostoty, bo on nie pragnął rozgłosu i wielkości, on sam pisał o sobie „nic”. Z jednej strony podziwiam ks. Dolindo i interesuję się nim jak żadnym innym świętym do tej pory, a z drugiej jeśli rzeczywiście jest tak, że to święci nas wybierają, to zastanawiam się, dlaczego ks. Dolindo miałby wybierać osobę upartą, wyrachowaną, dumną i pyszną, która chce tylko władzy nad ludźmi? Jaki to ma sens? Gdyby ktoś przede mną uklęknął i prosił mnie o przebaczenie, to poczułabym moją wyższość nad taką osobą. Niekoniecznie bym to okazała, nie muszę, ważne, że trzymam to w, powiedzmy, sercu. Gdybym miała zderzyć się w jakiś sposób z Bożą miłością, to bym chyba uciekła, bo to byłoby dla mnie coś obcego. Mam ochotę powtarzać za św. Piotrem: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”.

Nie piszę tego wszystkiego, by urazić Wasze uczucia religijne, ale by opisać własne – mam awersję do pokory i prostoty, a w dalszym ciągu do miłości. Mało co mnie tak brzydzi jak pokora. Ja nawet kiedy Pana Boga wychwalam w kościele, łapię się na tym, że wyobrażam sobie, że po prostu śpiewam, jakbym była piosenkarką. Albo że wykonuję gesty pobożności, by pokazać się innym. Chciałabym zostać świętą – by mnie podziwiano i bym mogła w pewnym sensie kierować ludźmi. W kościele, w czasie Mszy Świętej, albo wszystko mnie złości, albo jest mi obojętne, albo czuję, jakbym była prawie w centrum tego wszystkiego. Nie umiem odpędzić się od poczucia, że jestem wyjątkowa, mam w sobie wielką siłę wewnętrzną i że mogę być większa nawet od aniołów (ale nie od archaniołów). Ta siła pochodzi ode mnie, jest moja...

Oczywiście jestem świadoma, że to tak nie powinno być, ale nie bardzo wiem, co mam z tym zrobić. Tak naprawdę próbuję unikać grzechów ze strachu przed potępieniem; już przygotowując się wiele lat temu do Pierwszej Komunii przeczytałam w Małym Katechizmie, czym jest żal niedoskonały i to mi wystarczyło. Teraz chyba dzieci nawet by tego tak bardzo nie zrozumiały, są inne czasy, ale ja już wtedy umiałam kalkulować. I żal niedoskonały trzyma się mnie do dziś, a jednocześnie rodzi się we mnie bunt, bo jak długo jedyną motywacją może być strach? To bezsensowne. Czasem myślę o tym, że Pan Jezus w czasie Męki widział wszystko, i moje grzechy, i moje zmagania, wiedział o nich i mimo to umarł też za mnie. Ale takie myśli przychodzą rzadko i nie są wystarczającym impulsem, a nawet trochę mnie złoszczą.

Ambiwalencja jest silna. Z jednej strony coś mnie przyciąga do kościoła (czasem częściej niż raz w tygodniu) i to nie dlatego, że muszę, czy się boję, ale że chcę. Z drugiej awersja do pokory mi to wszystko utrudnia. Przypomina mi się fragment z Ewangelii, gdy dwóch Apostołów prosi Pana Jezusa, by mogli zasiąść jeden po lewej, drugi po Jego prawej stronie. Ja mam tak samo: czuję, jakbym przez uczestnictwo w życiu Kościoła chciała uświęcić samą siebie na własną chwałę.

Dla tych, którzy chcieliby napisać coś o sakramentach: od niedawna chodzę do Spowiedzi, ale żyję w takim zakłamaniu, że nie mam rozeznania, co jest grzechem, a co nie. Najchętniej w ogóle nie przystępowałabym do Komunii, bo nie byłoby ryzyka, że popełniam świętokradztwo (niestety, ale przez lata popełniałam je świadomie, chociażby dlatego, że najpierw miałam nieważne Spowiedzi, a potem już w ogóle się nie spowiadałam i przyjmowałam Komunię). Jeden kapłan modlił się nade mną o uwolnienie, ale czy ja wiem, czy skutecznie, chyba tylko na chwilę pomogło. Skoro mam awersję do pokory i chciałabym mieć władzę nad ludźmi, to chyba trudno, żebym przyjmowała Komunię... Czy nie? Nie wiem.

Zastanawiam się, czy to wszystko ma w ogóle sens, czy może ja jestem stworzona do jakiejś wielkiej rzeczy i to muszę przejść. Nie mogę pozbyć się tego wrażenia, że jestem wyjątkowa i stąd te wszystkie dziwne myśli o pokorze. Może one są uzasadnione? A z drugiej strony nie jestem ignorantką i nie jestem tak do końca po jednej stronie, bo czasem ciągle coś mnie ciągnie do światła, choć ciemność jest fascynująca – kiedyś się interesowałam różnymi wierzeniami, robiąc wszystko, by uciec od katolicyzmu.

Słyszę, że to walka duchowa... Doświadczyłam łask w ostatnim czasie, jak miałabym nie chcieć opowiedzieć się po jednej, właściwej stronie? A jednak... Jeśli to walka, mam często ochotę wycofać się z pola tej czy innej bitwy i się poddać. Może nie jestem stworzona do dobrego, skoro dobro mnie odpycha?

Św. Michał Archanioł chyba się za mnie modli, bo go o to proszę, ale efekty są chyba nikłe... Czy ktoś coś doradzi?


Pt cze 15, 2018 9:37

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Polecam stałego spowiednika, który pomoże rozeznawać w sumieniu i pomoże wyjść z zamętu. Wielu Świętych, teologów i doświadczonych Wiernych namawiało, kładło nacisk i twierdziło: stały spowiednik pomaga trzymać się jednej drogi, a nie co chwila zmieniać kurs.

Nie za bardzo to wszystko analizujesz?

_________________
MODERATOR


Pt cze 15, 2018 10:07
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 07, 2011 18:17
Posty: 8958
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Dobrze że widzisz swe niedostatki.
KWIATKI KSIĘDZA DOLINDO: https://www.youtube.com/watch?v=ucK1CJEGgA8&list=PLs17_D4c3jyHFQpq2_g-62jbndmo-cRvv

_________________
Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa.Gal 6:14


Pt cze 15, 2018 10:11
Zobacz profil
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Zbigniew3991 napisał(a):
Polecam stałego spowiednika, który pomoże rozeznawać w sumieniu i pomoże wyjść z zamętu. Wielu Świętych, teologów i doświadczonych Wiernych namawiało, kładło nacisk i twierdziło: stały spowiednik pomaga trzymać się jednej drogi, a nie co chwila zmieniać kurs.

Nie za bardzo to wszystko analizujesz?


Rozważam możliwość spowiadania się u jednego tylko kapłana i wiem, że to dobre rozwiązanie, natomiast podejmowali się go przede wszystkim właśnie święci i teologowie, a nie zwykli ludzie, zwłaszcza ze skłonnościami do pychy.

Niestety, jeśli przez lata żyłam w zakłamaniu, to teraz, usiłując wszystko poskładać, doświadczam sporych trudności. Powinnam bardziej zaufać Panu Bogu, ale trudno mi rozeznać, kiedy coś podpowiada mi Pan Bóg, kiedy jest to moje myślenie, a kiedy pochodzi od złego ducha, bo wiem, że mogę mieć z tym problem.

Powinnam się też trzymać modlitwy, np. Różańca, i od dwóch miesięcy odmawiam codziennie, ale mam ochotę się w tym poddać, bo ta modlitwa często zabiera mi energię psychiczną, np. dzisiaj powinnam się pomodlić na Różańcu, ale nie mam na to siły. A to silna broń przeciwko mocom ciemności, jak więc miałaby mi zabierać energię?

PS impaurita znaczy przestraszona... Chciałabym już mieć spokój, ale chyba nie tak łatwo wychodzi się z takich rzeczy po latach tkwienia w zamęcie.


Pt cze 15, 2018 10:23
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 16, 2016 13:57
Posty: 940
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Nie mamy niczego, czego byśmy nie otrzymali. Niczego.
Nawet wiedzy, którą - jak nam się wydaje - zawdzięczamy tylko naszej pracowitości, samozaparciu, dociekliwości, nie zdobyliśmy bez łaski Boga, bo wszystko co dobre od Niego pochodzi i On cały świat podtrzymuje przy istnieniu. Uczucie wyższości nad innymi, pycha, rodzi się z przekonania, że coś sami osiągnęliśmy i posiadamy. Dobrze jest sobie uświadomić i powtarzać, że jeśli coś posiadamy, to tylko dzięki łaskom Boga. Mama uczyła, że tego, co się nauczę nikt mi nigdy nie zabierze. W jednej chwili, nawet jako młoda osoba, mogę to stracić, bo przyjdzie afazja (na przykład) i z pewnego siebie intelektualisty stanę się dorosłym dzieckiem.
Dlaczego Dolindo? Może z racji modlitwy zawierzenia. Wiem, że moja postawa jest niewłaściwa, ale sobie z tym sama nie poradzę, nie umiem tego zmienić, "Jezu, Ty się tym zajmij".

_________________
Tylko Bogu chwała


Pt cze 15, 2018 10:26
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
impaurita77 napisał(a):
Zbigniew3991 napisał(a):
Polecam stałego spowiednika, który pomoże rozeznawać w sumieniu i pomoże wyjść z zamętu. Wielu Świętych, teologów i doświadczonych Wiernych namawiało, kładło nacisk i twierdziło: stały spowiednik pomaga trzymać się jednej drogi, a nie co chwila zmieniać kurs.

Nie za bardzo to wszystko analizujesz?


Rozważam możliwość spowiadania się u jednego tylko kapłana i wiem, że to dobre rozwiązanie, natomiast podejmowali się go przede wszystkim właśnie święci i teologowie, a nie zwykli ludzie, zwłaszcza ze skłonnościami do pychy.

Niestety, jeśli przez lata żyłam w zakłamaniu, to teraz, usiłując wszystko poskładać, doświadczam sporych trudności. Powinnam bardziej zaufać Panu Bogu, ale trudno mi rozeznać, kiedy coś podpowiada mi Pan Bóg, kiedy jest to moje myślenie, a kiedy pochodzi od złego ducha, bo wiem, że mogę mieć z tym problem.

Powinnam się też trzymać modlitwy, np. Różańca, i od dwóch miesięcy odmawiam codziennie, ale mam ochotę się w tym poddać, bo ta modlitwa często zabiera mi energię psychiczną, np. dzisiaj powinnam się pomodlić na Różańcu, ale nie mam na to siły. A to silna broń przeciwko mocom ciemności, jak więc miałaby mi zabierać energię?

PS impaurita znaczy przestraszona... Chciałabym już mieć spokój, ale chyba nie tak łatwo wychodzi się z takich rzeczy po latach tkwienia w zamęcie.


Święci i teologowie to zwykli ludzie ze skłonnościami do pychy.

Spowiednik pomaga w rozeznawaniu, co pochodzi od Boa, co od Ciebie samej, a co od Szatana.

_________________
MODERATOR


Pt cze 15, 2018 10:29
Zobacz profil
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
białogłowa napisał(a):
Nie mamy niczego, czego byśmy nie otrzymali. Niczego.
Nawet wiedzy, którą - jak nam się wydaje - zawdzięczamy tylko naszej pracowitości, samozaparciu, dociekliwości, nie zdobyliśmy bez łaski Boga, bo wszystko co dobre od Niego pochodzi i On cały świat podtrzymuje przy istnieniu. Uczucie wyższości nad innymi, pycha, rodzi się z przekonania, że coś sami osiągnęliśmy i posiadamy. Dobrze jest sobie uświadomić i powtarzać, że jeśli coś posiadamy, to tylko dzięki łaskom Boga. Mama uczyła, że tego, co się nauczę nikt mi nigdy nie zabierze. W jednej chwili, nawet jako młoda osoba, mogę to stracić, bo przyjdzie afazja (na przykład) i z pewnego siebie intelektualisty stanę się dorosłym dzieckiem.
Dlaczego Dolindo? Może z racji modlitwy zawierzenia. Wiem, że moja postawa jest niewłaściwa, ale sobie z tym sama nie poradzę, nie umiem tego zmienić, "Jezu, Ty się tym zajmij".


Przemawia do mnie przykład z afazją. Choć to i tak za mało. Moja siła, tak myślę, może być rodzaju bardziej mentalnego. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale to jest myśl trudna do pozbycia się.

Właśnie mam wątpliwości do do tego argumentu jeśli chodzi o ks. Dolindo. Mam wrażenie, że to jest sprawa, którą muszę rozwiązać sama, bo to jest wewnętrzne, a nie zewnętrzne. Poza tym, ponawiam pytanie, dlaczego pokorny kapłan z dalekiego Neapolu miałby mnie tak zainteresować? A to mnie dziwi, bo dotychczas prawie nie modliłam się o wstawiennictwo świętych, nie mówiąc już o chęci poznawania ich życiorysów. Tymczasem w przypadku ks. Dolindo sytuacja jest inna. Z jednej strony odnoszę wrażenie, że ten kapłan mógłby mi pomóc nauczyć się ufać Panu Bogu, z drugiej jego pokora jest dla mnie czymś obcym, budzącym wręcz rodzaj niechęci. Bo nie rozumiem: jak można się tak kompromitować, pozbawiać dumy, honoru, żeby upaść na kolana przed kimś, kto zranił i prosić o przebaczenie? Jak można ufać Panu Bogu tak po prostu, to nie jest trochę... szalone? A jednak w jakiś sposób mi to imponuje, tylko w bardzo odległy...

Jakoś zawsze mi się lepiej pisze niż mówi; gdybym tylko umiała formułować moje myśli też w formie mówionej, przekazując je księdzu, na pewno byłoby mi łatwiej, ale język mówiony mnie ogranicza, nie pozwala na literacką swobodę...

Myślicie, że gdybym mówiła do księdza tak, jak piszę tu, to byłoby to dziwne? I czy w ogóle jest sens o tym mówić, może inni ludzie mają poważniejsze kłopoty albo, przeciwnie, nie mają takich, a w każdym razie nie większość?


Pt cze 15, 2018 15:33

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Mów księdzu tak, jak piszesz.

Wielu ludzi ma podobne problemy.

Pokora ma różne rodzaje, nie tylko takie, jak to zareprezentował ksiądz Dolindo.

_________________
MODERATOR


Pt cze 15, 2018 22:07
Zobacz profil
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Dziękuję za odpowiedzi, spodziewałam się fali krytyki, a jestem pozytywnie zaskoczona Waszą reakcją.


So cze 16, 2018 6:46

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Co ja będę miała z tej miłości?
Pozytywne rozczarowanie...

_________________
MODERATOR


So cze 16, 2018 9:50
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 10 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL