Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt kwi 19, 2024 0:28



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 260 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18  Następna strona
 Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Ircia Lilith

W takim razie wiele to wyjaśnia i w tym wypadku pisanie przeze mnie elaboratów na temat małżeńskiego prawa kanonicznego oraz wchodzenie w polemikę z Quinque jest pozbawione sensu ;/ Szkoda.

Quinque

"Nie mylisz chyba ze przeczytam to całe?"

Nie wiem jak można było w ogóle napisać coś takiego, co zdradza jawny ignorantyzm i brak szacunku do drugiej strony, która mimo wszystko włożyła nieco wysiłku, aby należycie odpowiedzieć. Do reszty już się nie odniosę. Do propozycji banicji mojej osoby do Niemiec również. Do insynuowania mi chęci zmiany nauczania Kościoła w sprawie homoseksualizmu również, kiedy w poprzednich postach expressis verbis zaznaczyłem, że to wykluczam, a chciałbym jedynie i aż, aby Kościół i jego członkowie wspierali osoby homoseksualne w znoszeniu im ich kondycji oraz w wytrwaniu w czystości, w samotności, która ma trwać do końca ich życia. Quinque, po prostu nie przeczytałeś żadnego mojego postu w całości, a wydajesz osądy na podstawie swojego widzi mi się. Wobec tego zignoruję wszystkie twoje kolejne posty i potraktuję je jako nieistniejące, bo w istocie dotyczą słów i postaw, które nie istnieją, których nie wypowiedziałem, których nie zaprezentowałem.


Pn wrz 23, 2019 12:53
Zobacz profil

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
XJanek napisał(a):
Ircia Lilith

W takim razie wiele to wyjaśnia i w tym wypadku pisanie przeze mnie elaboratów na temat małżeńskiego prawa kanonicznego oraz wchodzenie w polemikę z Quinque jest pozbawione sensu ;/ Szkoda.

Co do tego teoretycznego "plusa", wydaje mi się, że jest odwrotnie. Zdecydowana większość osób, które spotykam, które wypowiadały się na temat osób nieheteroseksualnych, wypowiadała się w sposób pejoratywny, utożsamiając je z ruchem LGBT i z tymi dziwnymi osobnikami na paradach, z profanatorami, z ekshibicjonistami. Tak jest np. również u członków mojej rodziny, którzy nie mając pojęcia o tym, że sam jestem homoseksualny, wypowiadają się bardzo negatywnie na temat takich osób i właśnie przez pryzmat tego, co robi LGBT.

Quinque

"Nie mylisz chyba ze przeczytam to całe?"

Nie wiem jak można było w ogóle napisać coś takiego, co zdradza jawny ignorantyzm i brak szacunku do drugiej strony, która mimo wszystko włożyła nieco wysiłku, aby należycie odpowiedzieć. Do reszty już się nie odniosę. Do propozycji banicji mojej osoby do Niemiec również. Do insynuowania mi chęci zmiany nauczania Kościoła w sprawie homoseksualizmu również, kiedy w poprzednich postach expressis verbis zaznaczyłem, że to wykluczam, a chciałbym jedynie i aż, aby Kościół i jego członkowie wspierali osoby homoseksualne w znoszeniu im ich kondycji oraz w wytrwaniu w czystości, w samotności, która ma trwać do końca ich życia. Quinque, po prostu nie przeczytałeś żadnego mojego postu w całości, a wydajesz osądy na podstawie swojego widzi mi się. Wobec tego zignoruję wszystkie twoje kolejne posty i potraktuję je jako nieistniejące, bo w istocie dotyczą słów i postaw, które nie istnieją, których nie wypowiedziałem, których nie zaprezentowałem.


Pn wrz 23, 2019 13:16
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Quinque napisał(a):
Quinque nie odrzuca Sobór Watykańskiego II, tylko część jego błędnego nauczania. O czym pisał wielokrotnie. Ponadto Quinque, przedstawił wystarczająco sensowne argumenty za swoją postawą. Ale co to ma wspólnego z tematem? Nie wiadomo


Nie myślisz, że to się kłoci, kiedy odrzucasz "błędną część nauczania Soboru", ale jednocześnie stwierdzasz "Nie mylisz chyba ze przeczytam to całe?", kiedy ktoś cytuje Katechizm? Nie zapoznałeś się więc z nauką Kościoła ani z nauką empiryczną - psychologią i medycyną, natomiast wypowiadasz się w tematach związanych z Kościołem i seksualnością.

XJanek - podziwiam Cię za przemyślenia. Postaram się na nie odpowiedzieć, ale mam trudny czas w pracy i padam.

_________________
MODERATOR


Pn wrz 23, 2019 19:09
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
X.Janek - poruszyłeś bardzo ważny temat wsparcia i empatii. Duchowni decydują się na celibat, ale otrzymują wsparcie wiernych, nie są zostawieni sami sobie. Tak samo siostry zakonne i bracia zakonni są wspierani przez wiernych. Dziewice konsekrowane i wdowy konsekrowane są wspierane. Jeśli zaś homoseksualista stara się żyć w samotności, stwierdza się, że tak powinien i na tym koniec - jest to temat tabu. Homoseksualista w Kościele, nawet jeśli żyje w samotności i nie grzeszy przeciwko szóstemu przykazaniu, ma milczeć, bo inaczej kogoś zgorszy. Jest to niesprawiedliwe. Brakuje nam ducha bożego. W Jezusowej nauce należy się wsparcie dla każdego. Jestem biseksualny i jeśli zakocham się w facecie, to chcę się komuś wygadać, a nie cierpieć w milczeniu, posypując głowę popiołem, chociaż nic złego nie robię.

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciłem uwagę w poście naszego nowego przyjaciela, X.Janek. Homoseksualizm nie polega tylko na fizjologii i seksualności. Ja też mam specyficzne doświadczenia i przeżycia jeśli chodzi o relacje z osobami obu płci. Moja, biseksualna perspektywa jest inna od perspektywy heteroseksualnej, czy homoseksualnej. Spotkałem mężczyzn, którzy mówią cały czas o "babskich sprawach" i kobiety, z którymi mogę rozmawiać na zaawansowane filozoficzne i teologiczne tematy. Orientacja jest związana nie tylko z tym, co fizjologiczne, ale także z tym, co psychologiczne.

_________________
MODERATOR


Wt wrz 24, 2019 17:57
Zobacz profil

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Zbigniew 3991:

a) Kwestia pociągu fizycznego i romantycznego


Homoseksualność, jak już podkreślałem w odpowiedzi na post Andy72, jest złożonym fenomenem i nie można wyróżnić jakiegoś jednego, ogólnego typu, który obejmowałby wszystkie wypadki. Typizacja w tym wypadku powinna być wielokrotna, bo i samo zjawisko nie jest jednorodne.

W literaturze spotkałem się niejednokrotnie z odróżnianiem homoerotyzmu od homoromantyczności. Są to dwa komponenty, które miałyby się składać na homoseksualność. W pierwszym wypadku chodzi o fizyczny pociąg do osób tej samej płci, o występowanie w związku z tym reakcji fizjologicznych oraz neurologicznych związanych z pojawieniem się odpowiedniego bodźca - zwłaszcza kwestia bodźców wzrokowych, zapachowych, wyobrażeniowych, wizualizacji.

Ciekawe w tej materii były badania, które prowadzono nad feromonami produkowanymi przez ludzkie ciało, zwłaszcza tymi zawartymi w pocie. Jak nietrudno się domyślić, mężczyźni w większości reagowali na woń kobiecego potu, w którym zawarty był kobiecy feromon estratetraenol, natomiast kobiety odczuwały pobudzenie, wąchając androsteron i androstenol, czyli feromony męskie (feromony nie działały na wszystkich, co jest zależne od tzw. narządu lemieszowo-nosowego, zwanego narządem Jacobsona, który jest wyczulony na feromony, a z wiekiem ulega często atrofii). Dla osób heteroseksualnych woń potu przedstawiciela tej samej płci był odbierany jako nieprzyjemny, natomiast odwrotnie w stosunku do potu, a w nim feromonów, płci przeciwnej. Eksperyment przeprowadzono również na osobach homoseksualnych. Mężczyźni homoseksualni w tym wypadku w większości reagowali na zapach męskich feromonów, natomiast kobiety homoseksualne na zapach kobiecych.

(Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że w tych badaniach musi tkwić jakaś prawda. Sam dużo wcześniej zauważyłem, że podobał mi się zapach niektórych mężczyzn, ich ubrań. Tak samo jako przyjemny odbieram zapach mojego własnego potu).

Homoromantyczność natomiast nie odnosi się do seksualności sensu stricte, do erotyzmu, ale właśnie do kwestii tego, w odniesieniu do jakiego typu psychicznego (kobiecego lub męskiego) dana jednostka przeżywa łatwość w tworzeniu się pociągu romantycznego, w budowaniu emocjonalnego przywiązania, w wystąpieniu zauroczenia, zakochania się.

Co ciekawe, niektóre źródła podają, że można homoromantyczność oraz homoerotyczność traktować rozdzielnie. Możliwa miałaby być sytuacja, w której u danej osoby występuje wyłącznie fizyczny pociąg do osób tej samej płci, natomiast nie jest jednocześnie dla nich pociągający ich typ psychiczny, a także na odwrót. Ten drugi przypadek częściej miałby występować u osób aseksualnych, które nie czują pociągu fizycznego, natomiast czują pociąg romantyczny do osób będących reprezentantami własnej płci.

W moim przypadku jest tak, że na mój homoseksualizm składa się zarówno jeden, jak i drugi powyższy komponent. Ogólnie homoseksualizm sensu stricte zawsze składa się z tych dwóch elementów. Kobiety są dla mnie niepociągające zarówno fizycznie (fizjologicznie mój organizm na nie nie reaguje), ale również w sensie romantycznym. I tak żadna dziewczyna nie była nigdy dla mnie przedmiotem zauroczenia się, zakochania. Nigdy żadna również mnie nie intrygowała. Nie chodzi tu jedynie o kwestię "babskich spraw" jako tematów do rozmów. Ogólnie psychika żadnej dziewczyny nie była dla mnie i do tej pory nie jest pociągająca w rozumieniu romantyczności. Zupełnie nie reaguję na zalotne spojrzenia dziewczyn, okazywanie mi zainteresowania z ich strony, na próby nawiązywania ze mną kontaktu dotykowego. Rozmowy z kobietami i ich reakcje emocjonalne nie są dla mnie atrakcyjne. Po prostu kobiecy typ psychiczny, reprezentowany przez zdecydowaną większość kobiet, jest dla mnie aseksualny. W każdym razie jest to typizacja, a tym samym jak najbardziej może znaleźć się kobieta, która nie wpasuje się w to uogólnienie i będzie reprezentować pod tym względem bardziej męski wzorzec, o czym wspominasz w swoim poście.

Właściwie, żeby być szczerym, nie jest dla mnie również wcale najbardziej pociągający czysty męski typ psychiczny. Raczej byłby to typ ze zdecydowaną przewagą męskich cech, natomiast z niewielką naleciałością cech żeńskich (choćby w kwestii empatii, z którą sporo facetów ma jednak, nie oszukujmy się, problem). Typy faktycznie nigdy nie występują w formie wydestylowanej, ale realnie funkcjonują mieszanki typów z przewagą jednego lub drugiego z nich.


b) Postrzeganie celibatu osób duchownych i konsekrowanych a celibatu osób homoseksualnych

Myślę, że w tej kwestii właściwie dotykasz samego sedna problemu. Homoseksualizm osób duchownych i świeckich konsekrowanych jest postrzegany na ogół bardzo pozytywnie, często jako oznaka świętości już tu za życia. W Kościele osoby takie wzbudzały i nadal wzbudzają swego rodzaju podziw, większość osób beatyfikowanych i kanonizowanych była celibatariuszami, są przedmiotem kultu. Faktycznie też wspiera się również te osoby w realizacji ich misji. Sama idea np. domów zakonnych, gdzie celibatariusze żyją ze sobą we wspólnocie, już stanowi tego rodzaju realizację pomocy w wytrwaniu na obranej drodze. Dzięki temu osoba zakonna faktycznie nie żyje w samotności (pomijam zakony pustelnicze), ale we wspólnocie braci lub sióstr zakonnych. Osoby te wzajemnie udzielają sobie często wsparcia, odbywają wspólnie modlitwy, jedzą posiłki, pracują etc. Istotnie więc nie są osamotnione. Nie przeżywają swojego życia w kompletnej samotności. Zawsze mają możliwość zwierzenia się współbraciom/siostrom ze swoich problemów, myśli. Teoretycznie zawsze też mogą wystąpić ze stanu duchownego, dopełniwszy odpowiedniej procedury regulowanej przez CIC (kodeks kanoniczny), gdyby życie to okazało się jednak w praktyce dla nich zbyt trudne, albo ujawniłoby się, że nie stanowi ono ich powołania.

Podobnie też sytuacja w sumie wygląda w przypadku księży świeckich oraz świeckich osób konsekrowanych, które posiadają swoje zrzeszenia i stowarzyszenia, a oprócz tego pomoc ze strony kościelnej i duchownych.

Mówiąc również ogólnie, w społeczności kościelnej osoby duchowne i świeckie konsekrowane żyjące w celibacie darzy się, jak wspominasz, szacunkiem - często nawet podziwem w uznaniu za ich heroizm. Są one odbierane bardzo pozytywnie, już nie mówiąc o kapłanach, czy siostrach zakonnych, które w polskim, katolickim społeczeństwem zawsze darzono ogromnym zaufaniem, a ich odwiedziny w domach (np. kapłanów na kolędzie) traktowano często nawet jako odwiedziny samego Chrystusa, postrzegając kapłana/zakonnika jako alter Christus. Osobom tym ogólnie towarzyszy swego rodzaju aura świętości.

(Pomijam tutaj kwestię odbioru tych osób przez niewierzących, którzy taki wybór życiowy odbierają jako życiową porażkę, wynik religijnej indoktrynacji, ogłupienia. Świecka osoba konsekrowana też często w społeczeństwie może nosić łatkę starej panny/kawalera, której nikt nie chciał. Teraz niektórzy również duchownego postrzegają przez pryzmat pedofilii w kościele. Pomijam jednak tego rodzaju wypadki).

W przypadku osoby homoseksualnej faktycznie jednak jest inaczej i to w sposób totalny. Zanim w ogóle jako gej zdecydujesz się na zostanie w Kościele i na wybór w tej kwestii jedynej, zgodnej w takiej sytuacji z nauczaniem Kościoła drogi, czyli celibatu, już wcześniej usłyszysz o sobie, że jesteś "błędem antropologicznym", osobą "niezdolną do miłości", "głęboko nieuporządkowaną", zarazą, aberracją, dewiantem, rozpustnikiem, gorszycielem, osobą chorą psychicznie, wynaturzeniem, zagrożeniem dla cywilizacji, dla rodziny, deprawatorem dzieci i młodzieży, zagrożeniem dla bytu społeczeństwa i państwa, zboczeńcem, sodomitą, największym grzesznikiem popełniającym grzech wołający o pomstę do nieba, a w końcu, że jesteś również pedofilem, bo homoseksualizm i pedofilia to to samo, albo przynajmniej idą w parze.

Już na starcie więc wiesz, że jesteś największym odpadem społecznym, jaki może tylko być. Ty nie tylko to wiesz, ale generalnie wiedzą o tym też inni i tak z reguły cię postrzegają, określając innymi epitetami, które akurat z kościelnej ambony z wiadomych względów już nie padną. Jesteś więc największą ohydą, jaka może być.

Z tego, co zauważyłem, u zdecydowanej większości osób, z którymi się spotkałem, legitymizacja tego rodzaju postaw leży między innymi w tym, że właściwie postrzegają homoseksualizm za fanaberię danej osoby - za jej świadome i celowe zboczenie, wynik jej rozmyślnej rozpusty, która doprowadziła do wytworzenia się wynaturzonych upodobań seksualnych. W takiej konfiguracji homoseksualista nie różni się znacznie od prostytutki, a nawet jest sto razy gorszy od dziwki, bo robi to mężczyzna z mężczyzną i zapewne w dodatku najprawdopodobniej jest to stosunek analny.

W mojej rodzinie, zwłaszcza w starszym pokoleniu, funkcjonuje tego rodzaju przekonanie. Strach pomyśleć, co by się stało, kiedy dowiedzieliby się, że w swojej rodzinie też mają taki odpad, czyli mnie, po którym w ogóle się tego nie spodziewają.

W każdym razie, zanim w ogóle podejmiesz decyzję o podporządkowaniu się nauczaniu Kościoła, zostaniesz z góry na dół obrzucony pomyjami jako największy grzesznik i osoba gorsza od najgorszej dziwki, chociaż faktycznie miałeś i masz zerowy wpływ na swój pociąg seksualny, na swoją skłonność, a w dodatku towarzyszy ci ona już od najmłodszych lat. Jeśli jednak już się zdecydujesz na pozostanie w Kościele i pójście drogą jego nauczania, to bynajmniej w żaden sposób całe to szambo ludzkich przekonań nie doznaje anihilacji, ale istnieje nadal i nadal "twórczo" oddziałuje na wyobraźnię ludzi, z którymi siedzisz co niedzielę w kościelnej ławce i którym przekazujesz znak pokoju (którego nomen omen mogą ci ostatecznie nie przekazać, kiedy dowiedzą się, kim jesteś). I tak, decydując się na celibat, mimo wszystko nadal jako homoseksualista jesteś kojarzony z całą tą ohydą, którą wyżej wymieniłem.

O ile więc osobom duchownym i świeckim konsekrowanym (heteroseksualistom) towarzyszy aura i zapach świętości, o tyle tobie i tak w oczach innych towarzyszy zapach... gówna (przepraszam za dosadność, ale nie da się dobitniej wyrazić tego w innych słowach). Nawet więc, jeśli zostaniesz, zdecydujesz się na życie do końca w samotności, to jeśli się ujawnisz, i tak będziesz postrzegany jako dewiant. Mimo wszystko nawrócony, ale jednak nadal dewiant, chory psychicznie ze zboczoną skłonnością. W oczach wielu nawet wtedy, kiedy już zadeklarujesz życie w celibacie, to i tak będziesz podejrzewany o - jak to określiła moja Mama (nie wie o mnie i dla swojego dobra się nie dowie) - popełnianie "największego grzechu, jaki tylko istnieje". No i oczywiście największej ohydy, jaka może być. Bo kto sprawdza, co ten gej robi po godzinie 22:00?

Mniej więcej w takiej sytuacji jest osoba homoseksualna przed i zaraz po podjęciu decyzji o pozostawaniu w celibacie. Nie kończą się jednak na tym różnice między celibatem osób duchownych a osoby homoseksualnej. Bynajmniej nie.

Wspominałem, że osoby duchowne, zwłaszcza osoby zakonne, zawsze mimo wszystko mogą liczyć na wsparcie wśród swoich współbraci. Faktycznie nie są one same, nie są samotne. Osoba homoseksualna również nie pozostanie do końca samotna, kiedy będzie mogła liczyć na wsparcie rodziny i znajomych. Faktycznie jednak najczęściej jest poddawana ostracyzmowi - i to nie tylko w gronie znajomych, ale również w rodzinie, która niejednokrotnie takiej osoby się wyrzeknie, eksmituje z rodzinnego domu, urwie kontakty, bo przecież nie chce mieć nic do czynienia z osobą, która jest dotknięta największym i najbardziej ohydnym grzechem, "zarazą". Poza tym jak odebraliby to sąsiedzi, że w rodzinie mamy chorego dewianta? - Zapewne pomyśleliby, że skoro jeden dewiant w rodzinie się już zdarzył, to najpewniej inni członkowie rodzinki też muszą mieć jakieś problemy...

Istnieje więc ogromne ryzyko, że ostracyzmowi podda cię nie tylko społeczeństwo jako takie, ale również znajomi i przyjaciele, którzy tego nie zrozumieją, albo nie pozostaną przy tobie z uwagi na ostracyzm w postaci przypięcia im łatki kogoś, kto przyjaźni się z gejem (wobec tego również musi być jakoś "zaburzony", albo jednak, jak to określił Quinque, jest między nimi jakieś "tere-fere", coś więcej). Finalnie większość z nich z czasem i tak od ciebie odejdzie. Wcześniej czy później znajdą swoje drugie połówki, założą rodziny, urodzą im się dzieci. Pochłonie ich praca, zarabianie na dom, na utrzymanie dzieci i te wszystkie urocze małżeńskie i rodzinne problemy. Nie będą ci już poświęcać tyle czasu, co wcześniej. Nawet nie ze złej woli, ale po prostu z fizycznej niemożliwości, z ograniczenia czasem i przestrzenią. Po jakimś czasie twoi rodzice, jeśli się ciebie nie wyrzekli i nie skazali na banicję, odejdą z tego świata. Jeśli nie miałeś rodzeństwa, zostaniesz już naprawdę, realnie sam. Jeśli je miałeś, to i tak najpewniej zdarzy się z nimi scenariusz taki sam, jak z twoimi znajomymi, którzy pozakładali rodziny i pochłonęło ich rodzinne życie z jego radościami i bolączkami.

Finalnie więc jako gej decydujący się pozostać w Kościele pozostajesz sam. Twoja sytuacja nie jest taka sama jak sytuacja osoby duchownej, która zawsze mimo wszystko może liczyć na obecność i pomoc swoich współbraci/sióstr lub innych księży, z którymi mieszka na parafii. Nie jest też taka sama jak świeckiej osoby konsekrowanej, w okół której tworzy się różne kościelne zrzeszenia i stowarzyszenia, a które dodatkowo nie muszą martwić się jeszcze krzywymi spojrzeniami ze strony swoich braci i sióstr w wierze w kościelnych ławkach jak ten homoseksualista, który już sam w sobie jest z gruntu ohydnym, "antropologicznym błędem". Tak to się mniej więcej rysuje...

Co zatem pozostaje? - Osobie homoseksualnej pozostaje pozostać samej w samotności w swoich czterech kątach, które jej pozostały. Pozostaje pozostać samotnie ze swoją ludzką naturą, bo mimo że nadal pozostaje "błędem antropologicznym", to jednak i tak pozostaje człowiekiem, a człowiekowi przysługuje człowieczeństwo. Pozostają jej więc ludzkie odruchy, odczucia i pragnienia, a wśród nich pragnienie obecności, drugiego człowieka. Nawet jeśli będzie próbowała się z nich wyzuć, to i tak nigdy nie wyzuje się z nich w pełni i zawsze pozostaną jakieś ich pozostałości. Wyzucie się z tych pozostałości nie jest możliwe, bo oznaczałoby wyzbycie się ludzkiej natury, jej przekreślenie, unicestwienie tak, iżby nic z niej nie pozostało.

Cóż więc? - Pozostają więc gejowi te "pozostałości". Pozostaje u niego ludzkie pragnienie kochania drugiej osoby, ale zrealizować tego poprzez związek nie może, bo jest przecież "niezdolny do miłości". Pozostaje mu potrzeba bliskości, zwykłego ludzkiego przytulenia, dotyku, ale nie pozostaje nikt, kto by to urzeczywistnił. Pozostaje mu potrzeba zwierzenia się, opowiedzenia o swoich uczuciach, problemach, ale nie ma w tych czterech kątach, które pozostały, nikogo, kto by tego wysłuchał, odpowiedział, a potem pozostał.

Powiesz, ale przecież nigdy nie pozostajesz sam - jest z tobą zawsze Chrystus! - Tak, to prawda, On zawsze pozostaje. Tylko widzisz... Chrystus, który mi pozostał, ponoć pozostał człowiekiem i pozostaje nim do teraz w niebie. Nie pozostało jednak teraz nic z tego, czego mogli doświadczyć ludzie, którzy żyli z Nim i pozostawali w Palestynie dwa tysiące lat temu. I tak tenże Chrystus nie odwiedzi mnie, geja, w moich czterech ścianach, które mi pozostały, aby wypić ze mną kawę, albo herbatę, zjeść ciastka, które z radością bym Mu upiekł, a oprócz nich jeszcze sernik, szarlotkę, tiramisu, snickersa, a nawet kopiec kreta, kiedy bym wiedział, że szczególnie Mu smakuje i bym mógł sprawić Mu tym radość (to blef, po prostu chciałbym, żeby tak się napchał, aby potem już nie mógł wyjść i musiał ze mną pozostać). Widzisz, Chrystus nie przyjdzie w ten sposób, nie porozmawia ze mną, nie odpowie na moje pytania, nie wtulę się w Niego, nie złapię Go za tą Jego piękną, białą tunikę i nie otrę o nią moich łez, kiedy najdzie mnie bardziej przykry dzień. Chrystus nie zaśnie ze mną - ani ja nie wtulę się w Niego, ani On nie wtuli się we mnie.

Chrystus nie pójdzie ze mną w góry, nie nazbiera ze mną grzybów w lesie, nie zarzuci wędki nad rzeką, nie położy się na trawie i nie będzie patrzył w niebo i chmury, a gdy słońce zajdzie, w gwiazdy i nie powie mi, jak je stworzył, ani nie sprawi specjalnie dla mnie kosmicznych fajerwerków, doprowadzając Betelgezę do wybuchu, na który od dawna się już zapowiada. Nie obejmie mnie wtedy, ani ja nie obejmę Jego, aby Mu pokazać, jak bardzo Go kocham. Chrystus nie zasiądzie ze mną do wieczerzy wigilijnej, kiedy będę już sam i nie powie, że zrobiłem dla Niego za*biste uszka, ale już kolęd to mógłbym nie śpiewać. Nie zrobi mi śniadania wielkanocnego, ani ja Mu Go nie zrobię i nie zaniosę do łóżka. On nie wejdzie do mojego mieszkania, mimo że drzwi będą zamknięte i nie stanie pośrodku, nie usiądzie, nie weźmie noża i widelca, i łyżki, i nie zje ze mną.

Chrystus w końcu nie oglądnie ze mną filmu, nie zaśmieje się, ani nie zapłacze ze mną, gdy główny bohater dramato-komedii, samotny-gej, umrze zapomniany w osamotnieniu i zgnije w swoim mieszkaniu częściowo zjedzony przez swojego kota i psa, bo nie pozostał mu nikt, kto by o nim pamiętał, a przypomniała sobie o nim dopiero spółdzielnia po kilku miesiącach z zaleganiem za czynsz oraz urząd skarbowy. No i oczywiście jeszcze nikt mu nie podał ostatniej szklanki wody przed śmiercią, a sam już sobie nie dał rady jej podać, no a kot i pies nie miały najmniejszego zamiaru, żeby to zrobić. Chciały mieć po prostu szybciej wyżerkę, bo przeczytały w internecie, że człowiek bez wody zdycha w przeciągu 3 dni i w dodatku znacznie nie traci na masie, jakby to się stało, gdyby zdychał z głodu przez kilka tygodni. Zwłoki jego pochowała natomiast zamaskowana ekipa z elektrowni jądrowej z Czarnobyla, umieszczając je w specjalnym antyradiacyjnym sarkofagu, który wysłano na ciemną stronę księżyca tak, aby "tęczowa zaraza" nigdy się nie rozprzestrzeniła. Kot i pies natomiast dostały też za swoje i zostały zutylizowane z racji bezpośredniego kontaktu z "zarazą", a następnie umieszczone w tym samym sarkofagu. No i nawet Skarb Państwa nic nie użył, bo wszystkie rzeczy, które miały styczność z "zarazą" trzeba było zutylizować ;(

Wiem, że ta ostatnia część jest przerysowana, groteskowa, jednak po prostu chciałbym pokazać, że osoba homoseksualna, mimo faktu, że podobno jest "błędem antropologicznym", "aberracją", jakimś dziwnym tworem, to jednak cały czas jest człowiekiem ze wszystkimi ludzkimi potrzebami i uczuciami. One nigdy nie znikną, a niezrealizowane będą tak, czy owak, bolesne. Ona zawsze będzie mieć te ludzkie potrzeby. Często są one błahe - to prawda. Często też w pewnym sensie "głupie". Ale mimo wszystko są ludzkie i powszechne. Tymczasem przeznaczona jest dla niej (osoby homoseksualnej) samotność. Samotność, która, jak się okazuje, jest, a przynajmniej może być bardziej dająca się we znaki niż samotność żyjącej w celibacie osoby duchownej lub świeckiej konsekrowanej.

Dodać jeszcze trzeba do tego, że często osoby homoseksualne są mocno poranione - zwłaszcza, kiedy bezwiednie ujawniły się w czasach nastoletnich, w szkole, doznając z tego powodu ze strony swoich rówieśników przemocy psychicznej i fizycznej. Często też sama rodzina stosowała wobec nich przemoc, wyparła się ich. Tymczasem osobom tym Kościół stawia przed naprawdę ciężkim zadaniem, jednocześnie nie udzielając wsparcia, bo tak dzisiaj wygląda sytuacja, a nawet jeszcze ciężar powiększając przez dobrze nieprzemyślane, raniące słowa.


Śr wrz 25, 2019 1:52
Zobacz profil
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Wszystko to prawda tylko... w podobnej sytuacji sa inne osoby samotne, nie tylko z wlasnego wyboru. Nigdy nie znalazly kogos, z kim moglyby/chcialyby zalozyc rodzine, albo partner zmarl zanim pojawily sie dzieci a kolejnego nie ma.
Co one moga zrobic z samotnoscia? Moze po prostu ... zyc? Miec pasje, ktore moga realizowac samotnie badz w grupie? Wycieczki, sport, turystyka, grupy zainteresowan.. Jesli masz rodzenstwo, to kontakty z nimi i ich dziecmi tez moga pomoc.

No i w malzenstwie / rodzinie tez bywa sie samotnym. Moja sasiadka ma 4 dzieci i 6 wnukow (z prawnukami) a tez rzadko kto ja odwiedza.


Śr wrz 25, 2019 10:59

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Kael

Widzę, że nie za bardzo chciało Ci się przebrnąć przez mój post. Inaczej nie napisałbyś tego, co napisałeś.

- Otóż nie. Nadal to nie jest identyczna sytuacja. Zwykła osoba samotna, która pozostaje nią, bo nikogo nie mogła sobie znaleźć, owdowiała, jej partner zmarł zanim pojawiły się dzieci nie ma takiej samej sytuacji jak homoseksualista, który oprócz tego, że jest sam tak samo jak one, spotyka się jeszcze z ostracyzmem, wielką niechęcią ze strony społeczności wierzących. I ostracyzm ten płynie nie tylko od przeciętnego wierzącego Janusza/Grażyny, ale z najwyższych warstw tej społeczności, czyli od hierarchów. Opisałem cały proceder w poście powyżej.

O kontaktach z rodzeństwem i z ich dziećmi też pisałem, ale widać nie przeczytałeś.

Co do "samotności w rodzinie" to owszem, to prawda. Jednak takie sytuacje są w statystycznej mniejszości. Z reguły rzadko jest tak, że jeśli jest już ta rodzina, to wszyscy jego członkowie są do ciebie nieprzychylnie nastawieni i o tobie nie pamiętają. To margines. W tym samym czasie bardzo często się zdarza, że rodzina osoby homoseksualnej zrywa z nią kontakt ze względu na jej przypadłość, a rodzice potrafią nawet ją wyrzucić z domu i zerwać jakiekolwiek kontakty. Dodatkowo jeszcze w ogóle nie wspomniałem trudności w codziennym funkcjonowaniu, kiedy taka osoba przyzna się do swojej kondycji, że jest homoseksualna. Dyskryminacja z tego powodu w miejscu pracy jest po prostu powszechna. Jest cała masa badań i statystyk na ten temat. Tego rodzaju problemów nie ma samotna osoba heteroseksualna. Nie słyszy o sobie, że jest aberracją, błędem antropologicznym, dewiantem, wynaturzeniem, gorszycielem etc.Gej natomiast słyszy i to już wtedy, kiedy ma te kilka-kilkanaście lat, poznaje, że jednak jest homoseksualny i zawsze nim był, a z automatu już wie, że jest największą ohydą, jaka może tylko być i największym odpadem społecznym. Wpływ takich doświadczeń na psychikę jest po prostu ewidentny i nie ma nad tym w ogóle dyskusji. Jeśli taka osoba w dodatku jest wrażliwa, a często osoby homoseksualne są, to tym bardziej oddziaływanie jest wzmożone i katastrofalne. Nie każdy jest w tej kwestii gruboskórny i nie każdy sobie radzi z tym tak dobrze, jak np. ja.


Śr wrz 25, 2019 12:16
Zobacz profil
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Owszem, przeczytalam. Ale nie oznacza to, ze twoje widzenie swiata jest jedynie sluszne. Mam w otoczeniu osoby samotne z roznych powodow. Sama dlugo tez bylam samotna.

Problem osob homoseksualnych jest o tyle wiekszy, ze chca ujawnic swoja orientacje i jest to ich potrzeba i ciezar. A otoczenie (w Polsce, ale nie tylko) reaguje roznie, czesto bez entuzjazmu, ale jaka reakcja by byla zadowalajaca? Poklepanie po plecach i stwierdzenie, ze wazna jest osoba, a nie orientacja? Wystarczylo by?

Kosciol to wspolnota wspolnot i wspolnota grzesznikow. I kazdy powinien byc tego swiadomy, ze nikt na ziemi nie jest doskonaly i kazdy ma inny krzyz. Wytykanie komus orientacji, pochodzenia, wygladu, choroby, uposledzen takich czy innych jest po prostu niechrzescijanskie. Jeden jest Arabem, inny homoseksualista, kolejny ma syndrom Aspergera a inny nie moze miec dzieci.

Jak zyja "normalni" czy tez heteroseksualni ludzie? Zawsze radosni, utuleni, otoczeni kupa przyjaciol, dziecmi (tylko heteroseksualnymi i zdrowymi i ponadprzecietnie zdolnymi)? Naprawde?


Śr wrz 25, 2019 12:47

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Kael

Odnoszę wrażenie, że w ogóle większość nie rozumie po co porusza się ten temat. To nie jest żadna licytacja tego, kto ma gorzej. To nie jest żaden konkurs i zawody w wyścigu po laur największego cierpienia i uciemiężenia. Po prostu, sam będąc osobą homoseksualną, opowiadam o tym, jak wygląda sytuacja w społeczeństwie i w Kościele z perspektywy osoby homoseksualnej. Mówię o zjawisku, jakim jest homoseksualność, mówię o pewnym fenomenie społecznym, który istnieje realnie i do którego należy się odpowiednio ustosunkować, a do którego Kościół nie ustosunkowuje się odpowiednio, stosując najgorsze z możliwych metod i najobrzydliwszą retorykę.

Stwierdzam po prostu fakt, że osoby homoseksualne istnieją. Charakteryzuję ich sytuację, która bynajmniej nie jest w żadnym wypadku pozytywna. Staram się zwrócić na nią uwagę i powiedzieć, że to, jakie jest podejście do osób homoseksualnych, zwyczajnie jest problemem w społeczności Kościoła, która de facto nie ma nic ludziom podobnym do mnie do zaoferowania, aby tą ich sytuację poprawić. To zwyczajny fakt społeczny, szeroko opisywany w literaturze, poddawany badaniom statystycznym. Tyle. I teraz albo Kościół cokolwiek w kwestii podejścia do osób homoseksualnych zmieni (chodzi o PODEJŚCIE, a nie o nauczanie), albo nadal będzie utrzymywał obecny status quo, gdzie osoby homoseksualne po prostu się lży.

Uważam, że może to być wartościowe spojrzenie, bo mało jest osób homoseksualnych i przeciętny katolik-heteroseksualny zwyczajnie nie ma bladego pojęcia jak wygląda sytuacja w oczach wierzącej osoby homoseksualnej. Tu nie chodzi o to, że moje "widzenie swiata jest jedynie sluszne", ale o to, że jest to perspektywa widzenia świata osoby homoseksualnej, która w przeciwieństwie do osób heteroseksualnych ma ciągły wgląd w samego siebie i wie po prostu więcej o homoseksualności od heteryka, który ma o nim pojęcie jedynie z tego, co usłyszał. Ja jestem żyjącą wierzącą osobą o skłonnościach homoseksualnych. Wiem, jak to wygląda w praktyce, a nie w teorii na papierze. To nie jest dla mnie zagadnienie abstrakcyjne, jak dla osoby heteroseksualnej, ale jest to rzeczywistość, w której żyję.

Cytuj:
"Problem osob homoseksualnych jest o tyle wiekszy, ze chca ujawnic swoja orientacje i jest to ich potrzeba i ciezar. A otoczenie (w Polsce, ale nie tylko) reaguje roznie, czesto bez entuzjazmu, ale jaka reakcja by byla zadowalajaca? Poklepanie po plecach i stwierdzenie, ze wazna jest osoba, a nie orientacja? Wystarczylo by?"


- Te słowa niestety, ale zdradzają właśnie brak wiedzy na temat realiów osoby homoseksualnej, o czym napisałem akapit wyżej. Są parafrazą dokładnie tej samej oklepanej frazy, którą powtarza się w przestrzeni publicznej oraz kościelnej - mianowicie, że osoby homoseksualne "CHCĄ UJAWNIĆ SWOJĄ ORIENTACJĘ", że nomen omen, jak to mówią, chcą się z nią "obnosić". Otóż nie. Jako osoba homoseksualna do tej pory się nie ujawniłem, bo moja kalkulacja zysków i strat pokazała mi, że nie będzie to dla mnie w żaden sposób korzystne, że korzyści będą mniejsze niż straty. Wobec tego przez cały ten czas skrzętnie ukrywam moje skłonności, wkładając w to mimo wszystko sporo wysiłku, chociaż z czasem nabiera się w tym wprawy. Musiałem więc stać się jak "zmiennokształtny" kosmita z hollywoodzkich filmów, który przybiera ludzką postać, podczas gdy faktycznie jest obcym infiltrującym Ziemię.

Muszę wobec tego pilnować, aby moja fizjonomia w żaden sposób nie zdradziła mojej prawdziwej natury, bo jeśli tak się stanie, wówczas spadnie na mnie cały ten ostracyzm, o którym pisałem. Niemniej trudno jest przybierać te wszystkie pozy, dobierać w każdej sytuacji odpowiednie słowa, kiedy twoi znajomi ciągle cię pytają, dlaczego dalej jesteś sam? Czemu nie masz dziewczyny? Czemu się krępujesz podejść do laski i zagadać? Czemu nie pójdziesz na imprezę, żeby wyrwać jakąś dupę? Przecież to proste, a ze swoją aparycją zrobiłbyś to od tak. Kiedy rodzina podczas spotkań rodzinnych pyta cię, czy na tych studiach nie znalazłeś sobie już drugiej połóweczki? Kiedy w końcu ją przyprowadzisz? Czemu jeszcze jej nie masz, skoro nic ci przecież nie brakuje?

Takie pytania po prostu się mnożą. Nie są one dla mnie niczym nadzwyczajnym. Po prostu to część small-talk-u. Siłą rzeczy, kiedy spotyka się grupka znajomych, skoro mają swoje drugie połóweczki, to naturalnym jest, że część rozmowy schodzi na ich temat. To przecież normalne. Osoba homoseksualna, czyli ja, musi w takich sytuacjach po prostu sączyć wymyślny kit, żeby uciąć pytania i żeby nie zaczęły się żadne spekulacje na jej temat, które mogłyby ujawnić to, że jest "obcym infiltrującym Ziemię". Muszę po prostu wymyślać totalne bujdy, byle nosiły na sobie znamiona racjonalności i łącznie okazały się spójne, czyli mówiąc prościej, po prostu muszę stać się zawodowym kłamcą na pełny etat i wciskać te kity jak wlezie. Na krótszą metę, to żaden problem. Obecnie zasłaniam się moimi ciężkimi studiami, studiowaniem na kilku kierunkach, a wersja jest prawdopodobna, bo rzeczywiście ten XJanek zawsze był prymusem, na studiach ma wysoką średnią, stypendia etc. No faktycznie tej nauce się poświęca, studiuje jeden z cięższych kierunków, chce mieć w przyszłości dobry zawód, dobrze zarabiać. Po prostu inwestuje w siebie, żeby jego wartość na rynku matrymonialnym później poszybowała w górę.

Wersja na razie się sprzedaje. Ale to do czasu, bo w końcu studia się skończą, a dziewczyny jak nie było, tak nie będzie. Będę musiał wymyślić kolejny kit. Prawdopodobnie będzie to sfingowana bezpłodność i udawanie tragizowania z tego powodu, depresji, załamania etc. Już teraz powoli muszę ukuć spójny, racjonalny scenariusz, żeby nie zaliczyć wtopy. Ale spokojnie, przecież w kłamaniu na temat mojej orientacji osiągnąłem już mistrzostwo.

Takim też sposobem, jestem nomen omen zmuszony do kłamania jak z nut. Podobno kłamstwo jest grzechem, ale chyba obecnie większym grzechem jest "obnoszenie się" ze swoją homoseksualnością, wobec tego mniejszy grzech zapobiegający większemu grzechowi nie jest grzechem. To konieczność (tak, kłamstwo jest grzechem, ale sprowadzam sytuację celowo ad absurdum). Muszę więc być obrzydliwym kłamcą, udawać w gronie znajomych zainteresowanie kobietami, opowiadać o cyckach i kobiecym łonie, przy czym wypada mi być w tym jeszcze ekspertem, żeby się nie zdradzić, jednocześnie wykazując tym samym wzmożone zainteresowanie anatomicznymi szczegółami tychże... Muszę czasem udzielić kumplowi jakiejś związkowej rady, także w kwestii współżycia, i robię to, a to, że okazują się skuteczne, prywatnie mnie śmieszy. W każdym razie ważne, że działa i kumpel nie drąży, bo skoro jego druga połówka była zadowolona, to ten XJanek musi się znać na rzeczy.

Muszę czasami oglądnąć się w gronie moich kumpli za jakąś ładniejszą dupą, dać jakiś sprośny komentarz na jej temat. Wbrew pozorom nie jest to takie trudne. Moją zmiennokształtność musiałem doprowadzić do perfekcji, a mam jeszcze to szczęście, że w przeciwieństwie do niektórych gejów, nie jestem zniewieściały, zmanierowany, nie mam dziwnego chodu, miękkich nadgarstków i akcentu jak mocno pieprznięta psychicznie kobieta.

Wobec tego jaki jest wniosek? - Ano taki, że finalnie i tak takie ukrywanie się i ciągłe pilnowanie jest męczące, a w końcu i tak może spalić na panewce, bo podobno kłamstwo ma krótkie nogi. W dodatku to nie jest kwestia mojego chcenia, ale konieczność, bo to znajomi i rodzina ciągle zadają mi pytania o to, czy mam dziewczynę, kiedy będę miał, czemu nie zagaduję etc. To oni, tymi pytaniami, wymuszają na mnie cały ten cyrk. Nie każda osoba homoseksualna jest w stanie ciągnąć ten teatrzyk do końca swojego życia, a facet, który ujawnił swoją orientację w wieku dziewięćdziesięciu kilku lat za granicą jest w tej kwestii wyjątkiem od reguły, a nie regułą, a w dodatku niepojętym herosem na modłę greckiego pół-boga, który opanował zmiennokształtność i mimikrę do perfekcji.

Tak to po prostu wygląda i ja sam nie mam bladego pojęcia, czy wersja z bezpłodnością wypali, czy nie, bo przecież jako bezpłodny w sumie mógłbym też być z kobietą, a przecież poza tym nic mi nie brakuje. Muszę wobec tego ją dopracować. Nie dziwi mnie jednak, że nie każda osoba homoseksualna jest w stanie robić to z taką wprawą. W dodatku, kiedy jest w jakiś sposób zmanierowana i jej ciało ją zdradza. Poza tym, jak powiedziałem, mimo wszystko wymyślanie tych totalnych, ale racjonalnych i spójnych ze sobą bujd, jest męczące. Zanim więc powiesz, że geje chcą się obnosić ze swoją skłonnością, pomyśl, jak w praktyce wygląda proces, jaki ma prowadzić do tego, aby ta skłonność ujawniona nie została i jakie obrzydliwe kłamstwa ten gej musi wymyślać, odpowiadając na pytania swoich znajomych i rodziny.

Cytuj:
Kosciol to wspolnota wspolnot i wspolnota grzesznikow. I kazdy powinien byc tego swiadomy, ze nikt na ziemi nie jest doskonaly i kazdy ma inny krzyz. Wytykanie komus orientacji, pochodzenia, wygladu, choroby, uposledzen takich czy innych jest po prostu niechrzescijanskie. Jeden jest Arabem, inny homoseksualista, kolejny ma syndrom Aspergera a inny nie moze miec dzieci.


- Tak, to prawda, ale spora część braci i sióstr w wierze zasiadających w niedzielę w kościelnych ławeczkach zasadą tą się nie kieruje. A już szczególnie nie wobec "antropologicznego błędu", wynaturzenia, obrzydliwej dewiacji, jaką są osoby homoseksualne. Tak to wygląda w praktyce. I to nie dotyczy szarego Janusza w ławce bez wykształcenia, ale hierarchów kościelnych, co jest chyba najgorsze.

Poza tym, jakie grzechy? - Moja skłonność nie jest wg KKK (Katechizm Kościoła Katolickiego) żadnym grzechem. Grzechem jest dopiero realizacja tej skłonności, a nie sama skłonność. Wobec tego co to za tłumaczenie, że Kościół jest otwarty na grzeszników i powinno się mimo wszystko akceptować osobę grzesznika, choć grzech potępiać, kiedy de facto osoba homoseksualna i jej skłonność nie są w ogóle grzechem, a i tak Janusze katoliccy postrzegają ją jako największe monstrum - w tym Janusze ubrani w ornaty? Skoro więc faktycznie członkowie mają problem w Kościele z osobami ze skłonnością, która w świetle KKK nie jest grzechem, to jaki dopiero problem powinni mieć z przyjmowaniem do swojego grona osób, które faktycznie są grzesznikami i grzech swój praktykują, a grzech przecież prowadzi do potępienia?

Nie dzierżę, kiedy mówi się osobom homoseksualnym: Tak, w Kościele jest dla was miejsce. Kościół jest dla grzeszników, składa się z grzeszników. Jest w nim więc tak samo miejsce dla homoseksualisty, jak i dla złodzieja, mordercy, alkoholika, pedofila, rozwodnika...

No generalnie super, ale przecież zgodnie z KKK mając tą skłonność, jaką mam, nie jestem wobec tego automatycznie grzesznikiem w tej materii, ale umieszcza się mnie na jednej linii z pedofilami i mordercami. Generalnie wspaniale. To odzwierciedla po prostu całe to stereotypowe szambo, jakie siedzi w ludzkich głowach i przez pryzmat którego postrzegają i oceniają osoby homoseksualne.


Śr wrz 25, 2019 14:18
Zobacz profil
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Naprawde nie widzisz, ze twoi znajomi, o ktorych piszesz sa grzesznikami, a nie maja zadnych obiekcji co do swojego "miejsca w Kosciele"? Grzesznikiem jest kazdy. Ty uwazasz, ze tylko zabojca czy pedofil to grzesznicy, wiec ergo ja niby uwazam, ze jako czlowiek o orientacji homoseksual ej jestes rowny zabojcy. Otoz ja tak nie uwazam. Ale wmawiaj sobie dalej.
Twoje cierpienie jest realne, bo twoje otoczenie jest, jakie jest. Musisz udawac. Ja i pare lat po studiach a i wczesniej tez, nie mialam chlopaka i .. jakos z tym zylam. Komentarze otoczenia byly mi obojetne. Moja przyjaciolka, jak najbardziej heteto i ladna, wyszla za maz kolo 50. Po prostu wczesniej z roznych powodow odpowiedniego kandydata nie bylo. A ze jest ze wsi, to tez ludzie sobie gadali i domniemywali.
Dopoki bedziesz sie przejmowal cudza opinia, bedziesz mial problem. Powiedz, ze ciebie stale zwiazki nie intetesuja i czesc sie odcuepi. A za to co ludzie mysla, nie odpowiadasz.
W Niemczech zyja pary homoseksualne i mozna miec swoje wyobrazenie o moralnosci ale nikt nie ma prawa ich niszczyc. Twoi rozrywkowi kumple raczej nie boja sie potepienie. #Metoo do Polski jeszcze dlugo nie dotrze.


Śr wrz 25, 2019 15:32

Dołączył(a): N wrz 22, 2019 12:24
Posty: 9
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Kael

To, co napisałem na samym końcu mojego postu, jest wyłącznie figurą retoryczną. Oczywiście, że jestem grzesznikiem. Chciałem jedynie pokazać, że nieuprawniona jest z kolei retoryka, w której w jednym szeregu wymienia się osoby homoseksualne razem z mordercami i pedofilami, bo sama homoseksualność nie suponuje tego, że osoba nią dotknięta ją realizuje, czyli grzeszy. Chciałem pokazać, że dla przeciętnego katolika osoba homoseksualna jest co najmniej tak samo obrzydliwa jak złodziej, zabójca czy pedofil, a nawet jeszcze gorsza, chociaż de facto sam fakt posiadania skłonności homoseksualnej nie jest grzechem. W oczach wielu praktykujący alkoholik jest mniejszym grzesznikiem, niż osoba homoseksualna, która już z gruntu jest głęboko nieuporządkowana, będą "antropologicznym błędem".

Cytuj:
Ty uwazasz, ze tylko zabojca czy pedofil to grzesznicy, wiec ergo ja niby uwazam, ze jako czlowiek o orientacji homoseksual ej jestes rowny zabojcy. Otoz ja tak nie uwazam. Ale wmawiaj sobie dalej.


Mam jedną uwagę i zarazem prośbę. Zwróć uwagę na ogólny ton mojego postu i że jest on utrzymany raczej w konwencji dyskursywnej, dotyczy zjawiska w znaczeniu ogólnym, a nie jest krytyką twojej osoby. On nie odnosi się ad personam do Ciebie, tylko piszę w nim w sposób ogólny o tym, jak to wygląda generalnie i z czym najczęściej osoba homoseksualna się spotyka. Wobec tego niczego sobie nie wmawiam, bo zdaję sobie jasno sprawę, że nie każdy wierzący będzie postrzegał mnie w tak samo negatywny sposób. Nie zakładam również a priori, że akurat Ty sama żywisz wobec mojej osoby takie postawy i przekonania, jakie opisuję. Dlatego też totalnie nie odnoś tego do samej siebie. Ja posługuję się indukcją, pewną generalizacją, a nie opisuję konkretny stosunek konkretnej osoby do danej osoby homoseksualnej, czyli np. twój stosunek do mnie. No i oczywiście jest mi bardzo miło, że sama nie żywisz takich przekonań, w tym wobec mnie, jakie opisywałem.

Cytuj:
Twoje cierpienie jest realne, bo twoje otoczenie jest, jakie jest. Musisz udawac. Ja i pare lat po studiach a i wczesniej tez, nie mialam chlopaka i .. jakos z tym zylam. Komentarze otoczenia byly mi obojetne.


Nie wiem do końca, jakby zareagowali, gdybym faktycznie przyznał się do mojej skłonności, ale obawiam się, że nie byłby to pozytywny odbiór, zważając na ich wypowiedzi na temat homoseksualizmu i osób homoseksualnych. Nie wyolbrzymiałbym również mojego cierpienia, bo personalnie nie radzę sobie z tym aż tak źle, bo akceptuję samego siebie i z samym sobą nie jest mi źle. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak czasami bywa to udawanie mocno męczące, a poza tym jest nieuczciwe wobec moich znajomych i bliskich, których po prostu oszukuję. No i opisuję też jak to wygląda od podszewki, żeby pokazać, że ogólnie nie jest to łatwe - zwłaszcza dla osób mniej odpornych psychicznie niż ja, czy zniewieściałych homoseksualistów, po których widać ich odmienne upodobania, a którzy najczęściej są przedmiotem kpin ze strony otoczenia.

Osobiście też obecnie już nie za bardzo obchodzą mnie te cudze opinie i słowa. Uodporniłem się na nie, niemniej kilka lat wstecz mój ich odbiór był inny i faktycznie były one bolesne. One obiektywnie są bolesne. Największym smutkiem napawa mnie jedynie fakt, że inne osoby homoseksualne niestety nie zawsze są na nie psychicznie odporne. Zwłaszcza w młodym, nastoletnim wieku. Na to właśnie zwracam uwagę. Bo to, że ja mam obecnie grubszą skórę nie znaczy, że inni ją mają. - Właśnie często nie mają.

A co do moich kumpli... Nie mi ich oceniać. To ich sprawa. Poza tym nie wszyscy są tacy sami. Jak to ludzie.


Śr wrz 25, 2019 16:13
Zobacz profil

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Homo-erotyczność i homo-romantyczność może być analogiczna do hetero-romantyczności i hetero-erotyczności. Problem reakcji fizjologicznych i głębszych reakcji emocjonalnych oraz odczuć duchowych, to problem medycyny, psychologii i filozofii, który można rozwijać, ale chyba nie w tym wątku.

Co do reakcji społeczeństwa - moja rodzina przestała się pytać, ponieważ poznali moją osobowość. A moja osobowość jest taka, że nie znosi pewnych pytań. Pytania o to, czy z kimś jestem, czy jestem w związku i tak dalej, to pytania bardzo prywatne i intymne. Według mnie, jeśli ktoś zadaje mi takie pytania, jest to nie na miejscu, a jeśli ktoś pyta o to publicznie, przy stole, to jest to chamskie. Wtedy zwracam uwagę na to, że jest to chamskie i nie będę odpowiadał na takie pytania.

Wielu z moich znajomych katolików, a także ateistów, którzy są nastawieni bardzo sceptycznie do biseksualizmu, wie o mojej orientacji. Ujawniłem to po jakimś czasie znajomości, kiedy ludzie mnie już poznawali. Dla niektórych było to trudne, ale przyjęli to do wiadomości, bo przez cały czas trwania znajomości nie zaobserwowali żadnych "odpałów" z mojej strony. Polubili mnie, a skoro nie chodzę w tęczowych koszulkach z piórkami na głowie, to nie mają mi nic do zarzucenia. W ten sposób nie kryję swojej orientacji, ale jednocześnie jej nie narzucam. Nie komunikuję tego na pierwszym spotkaniu, bo to byłoby dziwne, gdybym mówił: "Cześć, jestem Zbyszek, jestem biseksualny". Tak samo nie mówię: "Cześć, jestem Zbyszek, jestem katolikiem", lub: "Cześć, jestem Zbyszek, głosuję na PO". Jeśli natomiast będzie poruszony jakiś temat i uznam to za stosowne, opowiem o moich doświadczeniach. Myślę, że taki złoty środek jest dobrym rozwiązaniem.

_________________
MODERATOR


Śr paź 02, 2019 19:09
Zobacz profil
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Nie mam nienawisci do homoseksualistow poprostu nalezy im mowic prawde. Czyny sodomiczne to grzech ciezki i tak to nalezy mowic jasno i wyraznie.


Śr lut 05, 2020 17:35

Dołączył(a): So maja 14, 2011 18:46
Posty: 2611
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
espada napisał(a):
Nie mam nienawisci do homoseksualistow poprostu nalezy im mowic prawde. Czyny sodomiczne to grzech ciezki i tak to nalezy mowic jasno i wyraznie.


No... świetnie. A w jaki sposób mamy mówić tę prawdę o grzeszności czynów homoseksualnych? Kiedy ktoś nam mówi, że jest homo, to mamy od razu mu odpowiadać: "Jeśli śpisz z facetami, to popełniasz grzech, więc tego nie rób"? A kiedy spotykamy kolegę, który nam przedstawia swoją nową dziewczynę, to mówimy mu: "O, fajnie, ale nie możesz z nią spać przed ślubem, bo to grzech"?

Istotą sprawy jest zobaczenia w człowieku homoseksualnym człowieka, a nie czyny homoseksualne. Nie można podchodzić do człowieka z założeniem, że popełnia on grzech. Jeśli spotykam geja albo lesbijkę, to nie mogę wychodzić z założenia, że te osoby grzeszą przeciwko szóstemu przykazaniu, bo jest przecież wiele osób homoseksualnych, które nie śpią z nikim, a więc nie popełniają grzechu seksu pozamałżeńskiego. Czemu mam więc od razu walić każdemu napotkanemu homoseksualiście kazanie o grzechach, skoro nie wiem nic o tym, jakie grzechy popełnia ta osoba?

_________________
MODERATOR


Cz lut 06, 2020 15:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sty 06, 2019 14:28
Posty: 111
Post Re: Nienawiść do homoseksualistów pod przykrywką wiary
Zbigniew3991 napisał(a):
Jeśli spotykam geja albo lesbijkę, to nie mogę wychodzić z założenia, że te osoby grzeszą przeciwko szóstemu przykazaniu, bo jest przecież wiele osób homoseksualnych, które nie śpią z nikim, a więc nie popełniają grzechu seksu pozamałżeńskiego.


1. 99,99% gejów grzeszy przeciw przykazaniu i to jest bezsprzeczny fakt. Nie podchodzę tutaj jednak to tego, czy to dobre czy złe, bo to jest kwestia wyborów drogi życiowej. Co dla mnie dobre dla kogoś innego złe. Co istotne, spotykając geja jak najbardziej mamy prawo wyjść z założenia, że oto mamy do czynienia z kimś, kto przynajmniej raz spróbował seksu oralnego i analnego jako osoba aktywna lub pasywna. To po prostu jest wpisane jako zupełnie naturalne dążenie i zachowanie w życiu tych osób. Gdy dla katolików seks pozamałżeński, zdrady, wielu partnerów, wydaje się grzechem ciężkim i czymś niedozwolonym, zakazanym, dla nich jest czynnością tak powszechną jak codzienna praca, nauka, jedzenie i spanie. Kto tego nie rozumie będzie pisał o homoseksualistach jako osobach świadomie powstrzymujących się od seksu dla jakiejś wyższej idei, ale tym samym będzie zakłamywał rzeczywistość lub tworzył ją od nowa, na papierze.

2. "jest przecież wiele osób homoseksualnych, które nie śpią z nikim" - to bardzo zgrabnie brzmi, ale to nie może być prawda. Głównie dlatego, że jeśli ktoś jest gejem to naturalnym odruchem i dążeniem tej osoby jest współżycie z drugim człowiekiem.
Jeśli natomiast nie jest wierzącym katolikiem, to nie ma typowych zahamowań wynikających z wiary, nie zna biblii, zakazów, nakazów, po prostu taka osoba cieszy się życiem i seksem bez przeszkód. Dlaczego więc tacy homoseksualiści mieliby nie spać z nikim? To nielogiczne, sprzeczne z istotą bycia gejem, który cieszy się życiem i swoim ciałem.
Celowo nie zrównuję gejów z lesbijkami, ponieważ moim zdaniem geje seks uwielbiają i gdy tylko mają okazję to współżyją a ich seks jest z definicji brudny, podczas gdy życie seksualne lesbijek jest znacznie bardziej uporządkowane, wynika to z większej wrażliwości i innej konstrukcji duszy kobiety.


N kwi 26, 2020 18:31
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 260 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL