Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 20, 2024 2:12



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Mój krzyż 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Cz gru 27, 2018 22:09
Posty: 3
Post Mój krzyż
Jestem młody i do niedawna cieszyłem się, że wśród swoich rówieśników jestem jednym z niewielu katolików. Modlę się, chodzę do kościoła i próbuje wybrać Boga w swoim życiu, ale jestem złym człowiekiem. Nie potrafię się zmienić.
Zastanawia mnie to, czemu taki jestem? Nie wiem. Urodziłem się w w normalnej, katolickiej, kochającej się rodzinie. Nie było problemów z przemocą, alkoholem i tego typu rzeczami. Z pieniędzmi też nie - kiedyś żyliśmy skromnie, ale godnie. Teraz bardzo godnie. Takie przykłady można mnożyć.
A jednak coś poszło nie tak. Nie potrafię określić, co. Czy może jestem upośledzony? Na sto procent nie, a jednak właśnie tak się czuję. To może upośledzony społecznie? O, to już bardziej - bo kiedy wracam do domu, to wszystko jest super. Za to w szkolę, wśród ludzi faktycznie tak się zachowuję - jak upośledzony. Nawiązanie z kimkolwiek kontaktu zajmuje mi miesiące. Kiedy już mi się uda, to takiej osobie współczuję. Najczęściej męczę swojego rozmówce. Jestem infantylny, wiecznie ze spuszczoną głową w dół, bo inaczej nie potrafię, bełkotający coś niewyraźnie o totalnych głupotach. Nie ma co się dziwić, że kiedy spontanicznie nawiążę kontakt z nową osobą, to czuję, jakbym... właśnie pokazywał, że jestem upośledzony.

Nawet jeśli mam jakiś kolegów, do których mogę się odezwać, to... jest to chyba kontakt wymuszony. Nie da się tego wytłumaczyć inaczej. Prosty przykład - impreza półmetkowa. Wszystkie osoby, które nazwałbym w miarę bliskimi kolegami czy koleżankami zupełnie mnie olały. Gdybym nie podszedł się przywitać do najbliższego przyjaciela, to przez całą imprezę nawet nie mielibyśmy kontaktu. Siedziałem sam przez siedem godzin i patrzyłem, jak inni świetnie się bawią. Kilka osób, po których bym się tego nie spodziewał, co prawdą się mną zainteresowało, lecz czułem się zbity jak pies, więc o zabawie nie było mowy.

Po skończonej imprezie wiedziałem, że nie mogę, ale chciałem się zabić. Powiecie, że "nieudana" impreza to nie koniec świata? Sprawa wygląda inaczej właśnie przez osoby, które się mną zainteresowały. W największym stopniu dwie - których nienawidziłem. Jedna nieuczciwie zabrała mi jeden z nielicznych, dużych sukcesów w moim życiu. A druga została chłopakiem mojej koleżanki, którą sam niewiarygodnie mocno kochałem.

Liczyłem, że pod jej wpływem uda mi się zmienić. Spośród wielu moich miłości, to ona była idealnie skrojona pode mnie. Ale ona po wielu miesiącach moich starań (które, jak możecie się domyślać, były tragiczne, choć strasznie się starałem) mnie odrzuciła - wcale jej się nie dziwie i tak naprawdę w pełni ją rozumiem. Nienawidziłem jej chłopaka (który nie wiedział, że starałem się o jego dziewczynę), a ten jako jedyny nie był wobec mnie obojętny. Myślicie, że łatwo podejść do totalnego wyrzutka i zapytać się, czy coś się stało? Próbować podnieść na duchu? Nie - jest cholernie ciężko, a on to dla mnie zrobił. Ta koleżanka, którą obrzydliwie obgadywałem w towarzystwie wielu osób, też jako jedna z nielicznych próbowała mi pomóc.

To nie są pierdoły czy problemy pierwszego świata. Tak właśnie wygląda moje życie. Seria tragicznych wydarzeń związana z innymi ludźmi. Nie mam żadnych przyjaciół. Poza szkołą nikt nie utrzymuje ze mną najmniejszego kontaktu. Kiedy wszyscy świetnie się wspólnie bawią, ja siedzę w domu. I to dosłownie siedzę, bo zupełnie nic nie robię - nie mam już sił, by zachęcić siebie do nauki. Nie mam żadnych pasji czy zainteresowań, na które mógłbym poświęcić wolny czas. Kiedy inni idą do pracy (nie muszę pracować, choć marnuję mnóstwo pieniędzy na totalne, bezużyteczne głupoty) czy po prostu robią coś wartościowego, ja siedzę. Marnuję czas i swoją egzystencję przez bezczynność. Jestem bezużyteczny. Nie chcę nawet wiedzieć, co się stanie po skończeniu przeze mnie szkoły. Jak ją mam skończyć? Niby jestem zdolny, ale motywacji do nauki brak - i przez doczesność, i przez brak perspektyw na dalsze życie. Niby jestem zdolny i potrafię się uczyć, lecz trafiłem do niezgranej klasy, gdzie prawie wszyscy mają w stu procentach wywalone na naukę. Nauczyciele mają już dość użerania się i dostosowali się do tak żenującego poziomu. Wszystko wygląda na to, że matura pójdzie mi tragicznie i zmarnuję sobie życie. Tym bardziej, że nie wyobrażam sobie wyprowadzki czy życia na studiach w wielkim mieście. Kilka wycieczek do najbliżej metropolii wystarczyło mi, bym już ją znienawidził.

Kiedyś byłem ekstrawertykiem. Choć mieszkałem daleko od swoich szkolnych kolegów z podstawówki i nie mogłem się z nimi spotykać, to i tak byłem towarzyski i buzia mi się nie zamykała. Ale przyszedł w końcu czas gnębienia. Byłem miesiącami wyśmiewany czy nawet zastraszany. Choć nauczyciele w końcu zareagowali, to oczywistą sprawą jest to, że mój kontakt z rówieśnikami był odległy. A przykre incydenty wciąż się zdarzały.

Potem przyszło gimnazjum, gdzie sytuacja przez 3 lata była niejednoznaczna. Były długie okresy, kiedy byłem niewiarygodnie gnębiony. Nawet jeśli nie, to i tak musiałem ciągle mieć się na baczności - bo koledzy w każdej chwili mogli zrobić mi przykrą niespodziankę i uznać ją za żart. Wśród osób mi obcych musiałem mieć strasznie nieciekawą reputację (o czym za moment), a wśród najbliższych kolegów z klasy. Niby nie było tak źle, ale jednak przez tyle miesięcy coś się kumulowała i zaczęli mnie gnębić dosłownie na kilka tygodni przed końcem szkoły.
Wszystko to sprawiło, że stałem się typem samotnika i nie już nie chciałem kontaktu z ludźmi. I tak wiedziałem, że nikt z nich kontaktu mieć ze mną nie chce. Odbiło się to jednak na mojej rodzinie - niestety też się od nich odciąłem. Nie dosyć, że moje dojrzewanie miłość rodzinną przerodziło w nienawiść, to... no cóż. Rodziców nie traktuję niestety jak przyjaciół. Mało z nimi rozmawiam, nie chcę poruszać z nimi ważnych tematów. W przeszłości często było tak, że po powrocie ze szkoły niemal cały dzień izolowałem się w swoim pokoju. Choć oni też nie są bez winy. Mama często kłóciła się ze mną z nieuzasadnionych powodów. Potem dawała mi odczuć, że tak naprawdę mnie nienawidzi.

Przejście do liceum potraktowałem jako oczyszczenie - wreszcie nikt mnie nie wyśmiewał. Niewiele z tych osób, która mnie gnębiły poszło do tej szkoły - w końcu udało mi się od nich odciąć.
Brak osób, z którymi miałem kontakt spowodował jednak, że przez kilka miesięcy byłem tak naprawdę wyrzutkiem. Do nikogo się nie odzywałem, a nawet jeśli, to współczułem osobie, która chciała utrzymywać ze mną kontakt i w sumie nadal czuję to uczucie.

Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą już zasygnalizowałem. Prawdopodobnie jestem niewiarygodnie wyśmiewany w internecie. Odbieram wiele sygnałów, które mogą o tym świadczyć. Cześć z nich jest bezpośrednia, a część po prostu odczuwalna w relacjach z innymi. Niestety jestem wobec tego bezsilny, bo nie mam dowodów.
#######################

Przepraszam za tę tyradę, ale przynajmniej udało mi się to z siebie wyrzucić. Jak widać, jestem upośledzony, mam problemy fizyczne i psychiczne, ludzie mnie nie chcą, jestem zupełnie bezużyteczny. Wszystko to sprawia, że zmieniam się tylko na gorsze. Jestem wiecznie przygnębiony, wycofany, zgorzkniały, nienawistny i złośliwy względem innych. Choć najważniejsze jest to, że odsuwam się od Boga. Nie ma co się dziwić, że ciężko w takich warunkach żyć w zgodzie z przykazaniami.

Ale Boga miłuję i dziękuje mu za wiele rzeczy. Choćby za rodzinę - wiem, że jednak mnie kocha. Prawie wszyscy jej członkowie żyją i nie mają większych problemów ze zdrowiem (choć, niestety, są dość letnimi katolikami). Nie muszę się martwić o dach nad głową, pieniądze, jedzenie, dojazd do szkoły. Kiedy potrzebuję pomocy, to zazwyczaj ją otrzymuję. Nie mam dużych problemów ze zdrowiem i jednak mimo młodego wieku chcę być katolikiem, co nie jest wśród rówieśników oczywiste.
#######################

Zastanawiają mnie jednak krzyże niesione przez innych. Moje problemy są tak naprawdę niczym w porównaniu do problemów innych. Dziękuje Bogu, że obdarzył mnie właśnie takimi, a nie innymi. Moja koleżanka z klasy zachorowała na raka. Jedni nie mają rodzin - np. rodzice siedzą za granicą czy się rozwiedli. Można tak wymieniać, i choć moje problemy są bardzo poważne, to jednak wolę takie. Te z rodziną czy zdrowiem uważam za gorsze.
#######################
Ostatnie kilka zdań. Znam pewną osobę i opowiem o niej wprost. Jest upośledzona, brzydka, gruba, pochorowana, nie potrafiąca się wysłowić, uczyć się czy nawiązać relację z rówieśnikami. Jej ojciec zmarł w wypadku, gdy miała 5 lat. Matka prawdopodobnie jest wrakiem człowieka i chyba nie potrafi się przemóc, by zadbać o swoją córkę. Mieszkają w ruderze, kasy oczywiście brak.
A jest jeszcze inna koleżanka, w prawie tym samym wieku. Jest przepiękna, świetnie się uczy i chodzi do dobrej szkoły, jest bardzo utalentowana, jeśli chodzi o sport, oczywiście ma mnóstwo przyjaciół i chłopaka, jest powszechnie lubiana. Kasy na pewno jej nie brakuje, o problemach ze zdrowiem czy rodziną mi nie wiadomo.

Ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak jest. Mój krzyż część dobra w życiu mi zabiera, a część daje. U innych zabiera prawie całe dobro, a u innych nie zabiera niemalże nic.


Wt sty 22, 2019 1:12
Zobacz profil
Post Re: Mój krzyż
pawelccc3 napisał(a):
Nawet jeśli mam jakiś kolegów, do których mogę się odezwać, to... jest to chyba kontakt wymuszony. Nie da się tego wytłumaczyć inaczej. Prosty przykład - impreza półmetkowa. Wszystkie osoby, które nazwałbym w miarę bliskimi kolegami czy koleżankami zupełnie mnie olały. Gdybym nie podszedł się przywitać do najbliższego przyjaciela, to przez całą imprezę nawet nie mielibyśmy kontaktu. Siedziałem sam przez siedem godzin i patrzyłem, jak inni świetnie się bawią. Kilka osób, po których bym się tego nie spodziewał, co prawdą się mną zainteresowało, lecz czułem się zbity jak pies, więc o zabawie nie było mowy.
Spróbuj spojrzeć na to, co napisałeś „z zewnątrz”. Zobacz – ludzie się Tobą nie interesują – źle. Ludzie się interesują – też źle. Nie możesz stawiać ludziom takiego wymagania, że oni mają aktywnie wychodzić przy każdej okazji i dbać o to, żebyś Ty się dobrze czuł.
Cytuj:
A druga została chłopakiem mojej koleżanki, którą sam niewiarygodnie mocno kochałem.
Zakochany byłeś. Co owszem – może być emocją naprawdę silną, dominującą wszystkie inne. Ale nie nazywajmy tego miłością.
Cytuj:
Liczyłem, że pod jej wpływem uda mi się zmienić. Spośród wielu moich miłości, to ona była idealnie skrojona pode mnie. Ale ona po wielu miesiącach moich starań (które, jak możecie się domyślać, były tragiczne, choć strasznie się starałem) mnie odrzuciła - wcale jej się nie dziwie i tak naprawdę w pełni ją rozumiem. Nienawidziłem jej chłopaka (który nie wiedział, że starałem się o jego dziewczynę), a ten jako jedyny nie był wobec mnie obojętny.
No to chyba nieuczciwie postępujesz, że kierujesz się wobec niego nienawiścią (pomijając, że w ogóle chrześcijaninowi nienawiść do bliźniego nie przystoi nawet w obliczu realnej krzywdy).
Cytuj:
Ta koleżanka, którą obrzydliwie obgadywałem w towarzystwie wielu osób, też jako jedna z nielicznych próbowała mi pomóc.
No czyli kolejna osoba, wobec której zachowałeś się nie fair. Moja propozycja jest taka, żeby w każdej sytuacji, gdy najdzie Cię myśl, że coś Ci się od kogoś „należy”; że ktoś coś „powinien”; przypomniał sobie o tym, jak Ty sam zachowałeś się wobec innych. I niech to rodzi u Ciebie pokorę.
Cytuj:
To nie są pierdoły czy problemy pierwszego świata.
Ależ to jest właśnie definicja „problemów pierwszego świata”.
Cytuj:
Nie mam żadnych pasji czy zainteresowań, na które mógłbym poświęcić wolny czas.
A dlaczego nie masz? Przecież pasje leżą na ulicy. Proponuję Go :)
Cytuj:
Wszystko wygląda na to, że matura pójdzie mi tragicznie i zmarnuję sobie życie.
No jeśli tak się nastawisz, to ciężko, żeby Ci poszła inaczej. Ale jeśli jesteś przynajmniej średnio inteligentny i się przygotujesz, to nie ma powodu, abyś miał jej nie zdać.
Cytuj:
Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą już zasygnalizowałem. Prawdopodobnie jestem niewiarygodnie wyśmiewany w internecie. Odbieram wiele sygnałów, które mogą o tym świadczyć. Cześć z nich jest bezpośrednia, a część po prostu odczuwalna w relacjach z innymi. Niestety jestem wobec tego bezsilny, bo nie mam dowodów.
Skoro nie masz dowodów, to w zasadzie co by Ci szkodziło, nawet gdybyś był? A gdybyś miał dowody, to nie byłbyś bezsilny?
Cytuj:
Choć najważniejsze jest to, że odsuwam się od Boga. Nie ma co się dziwić, że ciężko w takich warunkach żyć w zgodzie z przykazaniami.
A dlaczego? Niepowodzenia życiowe powinny rodzić w Tobie pokorę, a nie rozpacz. A pokora jest najwyższą z cnót.
Cytuj:
Ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak jest.
I nie zrozumiesz. To już sobie ustaliliśmy. Ty masz jednak zastanawiać się na tym, jak Ty obchodzisz się z tym co dostałeś.


Wt sty 22, 2019 8:11
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
pawelccc3 napisał(a):
Za to w szkolę, wśród ludzi faktycznie tak się zachowuję - jak upośledzony. Nawiązanie z kimkolwiek kontaktu zajmuje mi miesiące. Kiedy już mi się uda, to takiej osobie współczuję. Najczęściej męczę swojego rozmówce. Jestem infantylny, wiecznie ze spuszczoną głową w dół, bo inaczej nie potrafię, bełkotający coś niewyraźnie o totalnych głupotach. Nie ma co się dziwić, że kiedy spontanicznie nawiążę kontakt z nową osobą, to czuję, jakbym... właśnie pokazywał, że jestem upośledzony.



Jak ktoś jest przygarbiony, to jest upośledzony? skąd takie pomysły? nigdy nie zwracałem zbytnio na takie rzeczy uwagi, więc nie wiem dlaczego robisz tutaj problem?



pawelccc3 napisał(a):
Siedziałem sam przez siedem godzin i patrzyłem, jak inni świetnie się bawią. Kilka osób, po których bym się tego nie spodziewał, co prawdą się mną zainteresowało, lecz czułem się zbity jak pies, więc o zabawie nie było mowy.




Jakiś ty uparty :-D to ty specjalnie im tam na złość siedziałeś? czy może byłeś trzymany na siłe?
Nie widze powodu, żeby na jakiejś imprezie siedzieć samemu aż tak długo, nie było dobrego klimatu, to mija pół godziny i można się zbierać.


Wspominając moje dawne czasy w liceum, to też miałem problem, tylko o nieco innej naturze, bo u mnie było coś takiego jak studniówka, i jak wszyscy wiemy tam jest taki zwyczaj że na tej studniówce tańczymy poloneza, no i tutaj pojawił się u mnie problem, bo przecież do tanga trzeba dwojga, a w mojej klasie jak już mówiłem w innym temacie, to akurat tak wyszło, że chłopaków było trzy a może i cztery razy więcej niż dziewczyn, więc partnerki do tego poloneza musiałem szukać poza klasą, i każda jak to powiedział zewciu, "żulietta" też odpadała, bo to musiała być wolna dziewczyna, w dość młodym wieku, a u mnie w okolicy to coś takiego nie występowało, bo były dziewczyny 5 do 10 lat, i jakieś powyżej 50 roku życia, więc jednak to nie było to co szukałem, a dyrektor szkoły mówił, że to wszystko jest na mojej głowie, więc samemu musze to ogarnąć, w końcu już jestem dorosły, i to jest wyłącznie mój problem.

Nie ogarnąłem :mrgreen: w tym sensie nie ogarnąłem że nie znalazłem żadnej chętnej, bo niby gdzie? więc samemu przecież nie będę szedł na tą studniówkę bo po co, więc nie poszedłem, zrezygnowałem.
No i ty "pawelccc3" gdybyś był w takiej samej sytuacji, to pewnie u ciebie by się pojawiła przeogromna depresja, wręcz jakaś psychoza!! a u mnie to się jakoś rozeszło po kościach.

Koledzy z klasy wiedzieli jak jest, więc nikt o nic nie miał pretensji, w ogóle do końca szkoły nikt nawet raz się nie spytał, jak szły mi poszukiwania dziewczyny na studniówkę :mrgreen: ogólne to miało miejsce w 2003 roku, a od tamtej pory po dziś dzień, to z tego co mi się wydaje to może dwa albo i trzy razy przez te wszystkie lata, ktoś mnie się spytał o tą moją studniówkę, wiec nie specjalnie ludzie się tym interesowali, ja też mam inne rzeczy na głowie, więc tamte czasy nie specjalnie pamiętam, zawsze to miałem na luzie, i nigdy nie próbowałem robić czegoś na siłę.



pawelccc3 napisał(a):
Ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak jest. Mój krzyż część dobra w życiu mi zabiera, a część daje. U innych zabiera prawie całe dobro, a u innych nie zabiera niemalże nic.



A skąd taki pomysł, że wszyscy mają mieć po równo, i każdy ma dostać taki sam krzyż?
Bo z religii coś takiego nie wynika, a jeśli spojrzeć na to od strony ateistycznej, to wychodzi tak samo, w końcu ludzie są bardzo zróżnicowani, są różne środowiska, różne epoki w dziejach ludzkości, więc wszystko od wszystkiego bardzo sie różni, i próba obciążenia wszystkich ludzi tak samo dużym krzyżem, nie jest praktycznie możliwa.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Wt sty 22, 2019 18:19
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2003
Post Re: Mój krzyż
pawelccc3 napisał(a):
Zastanawia mnie to, czemu taki jestem? Nie wiem. Urodziłem się w w normalnej, katolickiej, kochającej się rodzinie. Nie było problemów z przemocą, alkoholem i tego typu rzeczami.

Nie tylko rodziny, gdzie jest alkohol i przemoc (fizyczna) są dysfunkcyjne. Można pochodzić z rodziny zamożnej, mieć zapewnione wiele, ale jeżeli zabraknie bliskości rodziców, zaspokojenia potrzeby wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, wpływ na człowieka będzie katastrofalny. Teraz patrzysz z innej perspektywy, nie dostrzegasz złożoności relacji, zależności występujących w świecie dorosłych, a przede wszystkim- konsekwencji władzy rodzicielskiej wobec dziecka. Toksyczne rodzicielstwo ma wiele twarzy, najtrudniej wykryć przemoc psychiczną, ponieważ granice bywają płynne. Rodzic, który ją stosuje, przeplata miłość z agresją, wysyła dziecku sprzeczne sygnały powodując spustoszenia w jego psychice. W efekcie dziecko zamyka się w sobie, ma zaburzone poczucie własnej wartości, cierpi na zaburzenia psychiczne (min. depresję, nerwice, choroby psychosomatyczne, ma myśli samobójcze), unika kontaktu z innymi ludźmi, dopuszcza się agresji względem innych lub stosuje autoagresję, znajduje się w grupie ryzyka uzależnienia. W zasadzie jesteś książkowym przykładem dziecka, z którego rodzice uczynili kozła ofiarnego. Pomóc może psycholog, który wskaże związki przyczynowo-skutkowe wynikające z strategii wychowawczej, którą przyjęli Twoi rodzice.

Cytuj:
Zastanawiają mnie jednak krzyże niesione przez innych. Moje problemy są tak naprawdę niczym w porównaniu do problemów innych. Dziękuje Bogu, że obdarzył mnie właśnie takimi, a nie innymi.

Krzyżem jest zaparcie się siebie i pójście za Jezusem. To przeciwstawienie się złu, jakie by ono nie było, a nie bierne pozwalanie, by niszczyło człowieka. Zło to nie tylko to, co budzi powszechną odrazę, jest w ludzkiej pysze, zazdrości, nienawiści, kłamstwie, jest powszechne i nieraz racjonalizowane jako dobro np. wtedy gdy za punkt odniesienia dla dobra ma własną korzyść. Wtedy zło staje się dobre, gdy zaspokaja aktualne potrzeby np. wyżywania się na kimś słabszym.
Bóg nie zsyła zła, gdyż jest Miłością, definicję znajdziesz u św.Pawła. Dziękować Bogu należy również w niedoli, ale nie zatrzymujemy się na tym, prosimy o pomoc, o dar mądrości i rozeznania, co w danej sytuacji należałoby uczynić. Chrześcijanin zawierza swoje trudności Bogu i idzie dalej, ufając, że Bóg zajmie się sprawą.
Przyznałeś, że masz problem, nie ma znaczenia, że w perspektywie świata są one niczym, dla świata to nic, bo zna wiele innych historii, ale dla Ciebie to jest w tym momencie ważne i szukasz pomocy. Uświadomienie sobie, że ma się problem, jest pierwszym krokiem do podjęcia działań w kierunku znalezienia rozwiązania.

Cytuj:
Ostatnie kilka zdań. Znam pewną osobę i opowiem o niej wprost. Jest upośledzona, brzydka, gruba, pochorowana, nie potrafiąca się wysłowić, uczyć się czy nawiązać relację z rówieśnikami. Jej ojciec zmarł w wypadku, gdy miała 5 lat. Matka prawdopodobnie jest wrakiem człowieka i chyba nie potrafi się przemóc, by zadbać o swoją córkę. Mieszkają w ruderze, kasy oczywiście brak.
A jest jeszcze inna koleżanka, w prawie tym samym wieku. Jest przepiękna, świetnie się uczy i chodzi do dobrej szkoły, jest bardzo utalentowana, jeśli chodzi o sport, oczywiście ma mnóstwo przyjaciół i chłopaka, jest powszechnie lubiana. Kasy na pewno jej nie brakuje, o problemach ze zdrowiem czy rodziną mi nie wiadomo.

Ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak jest. Mój krzyż część dobra w życiu mi zabiera, a część daje. U innych zabiera prawie całe dobro, a u innych nie zabiera niemalże nic.

W wieku 18 lat większość problemów można rozwiązać, ponieważ łatwiej zacząć od nowa niż np. w wieku 40 lat, z kredytem na karku, dziećmi i pracą. Wciąż masz wybór i możesz rozpocząć proces terapii, która odmieni Twoje myślenie, a co za tym idzie, życie. To Twoja decyzja.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Wt sty 22, 2019 18:47
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
Mrs_Hadley napisał(a):
W wieku 18 lat większość problemów można rozwiązać, ponieważ łatwiej zacząć od nowa niż np. w wieku 40 lat, z kredytem na karku, dziećmi i pracą. Wciąż masz wybór i możesz rozpocząć proces terapii, która odmieni Twoje myślenie, a co za tym idzie, życie. To Twoja decyzja.



A tego co tutaj mówisz, to nie specjalnie rozumiem.
Co ma zacząć od nowa? chodzi ci o studia?

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Wt sty 22, 2019 20:03
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2003
Post Re: Mój krzyż
Robek napisał(a):

A tego co tutaj mówisz, to nie specjalnie rozumiem.
Co ma zacząć od nowa? chodzi ci o studia?

Przeczytaj tytuł wątku i ostatnie akapity tej historii. Autor wychodzi z założenia, że skoro świat -w jego perspektywie- jest mu nieprzychylny i przez to zmaga się z różnymi trudnościami, to są one jego krzyżem i winien być za nie wdzięczny Bogu i pogodzić się z tym, że mu nie wychodzi.
Głośno zastanawia się nad przyczynami marności swojego ludzkiego żywota, nieświadomie podając powody, ale nie potrafi ich poskładać w związek przyczynowo-skutkowy, by zrozumieć nad czym trzeba podjąć pracę, by wyzwolić się z lęków, które nim władają. On nie jest skazany na definiowanie siebie poprzez pryzmat kozła ofiarnego, ale teraz siebie tak widzi i myśli, że to jego krzyż.
Takie osoby postrzegają Boga jako kogoś nieobecnego, kto karze ich miłością, która boli i powoduje cierpienie, bo samych siebie nie kochają.
Autor jest na początku swojej drogi, łatwiej więc mu zacząć żyć inaczej, by poznać inny wymiar życia, gdzie postawa jaką przyjmie wobec świata, będzie znajdowała odzwierciedlenie w jego poczuciu własnej wartości, a tym samym poznania części życia, które dotąd było nieznanym lądem. To wiąże się z wypracowaniem nowych schematów myślenia, reagowania i działania, które prowadzi ku dobru. W Ewangelii św. Marka czytamy: Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki. Wino się wylewa i bukłaki przepadną. Raczej młode wino należy wlewać do nowych bukłaków».
Jeżeli człowiek pragnie poznać prawdę o sobie, o Bogu i świecie, lecz uparcie trzyma się swoich schematów myślowych, patrzy z perspektywy własnej krzywdy i pretensji, prędzej popadnie w głębszy pesymizm i frustrację niż zbliży się do prawdy, bo stare przekonania są niezwykle silnie zakorzenione. Pewien dziennikarz opowiadał, że wiele lat cierpiał na uciążliwą chorobę przewodu pokarmowego. Lekarze rozkładali ręce, a on tłumaczył sobie: "To krzyż" i w modlitwach ofiarowywał go Bogu. Aż pewnego dnia pewien duchowny zapytał go skąd wie, że ta choroba jest jego krzyżem. Gość był zbity z tropu, że oto ktoś podważa jego pobożność w taki sposób, ale ciekawość nakazała mu zgłębienie tematu i zacząć szukać materiałów na ten temat. Naczytał się sporo i dotarł do lektur, które dały mu sporo do myślenia, do tego stopnia, że w zaciszu domowym pomodlił się szczerze od serca pytając Boga, czy te jego przekonania wynikały z błędnego pojęcia Bożej definicji krzyża, czy błędnie Mu przypisywał swoje gorzkie refleksje, a jeżeli tak, to żeby zabrał chorobę. Bóg potwierdził, że człowiek się mylił. Choroba ustąpiła.
Najpierw jest wiara, która jest łaską darmo daną, nadzieja wbrew nadziei, którą mógł zaoferować świat, bo zawierzenie Bogu, to zrozumienie, że Jego Wolą nie jest nasze pesymistyczne rozeznanie wynikające z kiepskich doświadczeń życiowych, gdyż nie wszystko co się dzieje w życiu człowieka jest efektem Jego działania. Dlatego pokora podpowiada, by pytać, czy te wszystkie katastrofy, które mają miejsce w naszym życiu, to rezultat grzechu, wyboru zła czy też jest to działanie Złego.
Bóg nie nauczał, że mamy pokładać ufność w beznadziei, godzić się na nią i w niej trwać. Chrześcijaństwo uczy czegoś przeciwnego:
Pragniemy zaś, by każdy z was okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca, abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic. Hbr 6, 10-20
Bóg pragnie by przybliżało się Jego Królestwo na ziemi, wyposażył człowieka w narzędzia, które umożliwiają mu otwarcie się na kanał nieskończonego strumienia Bożej łaski, a jest nią wiara.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Wt sty 22, 2019 21:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
Mrs_Hadley napisał(a):
Autor jest na początku swojej drogi, łatwiej więc mu zacząć żyć inaczej, by poznać inny wymiar życia, gdzie postawa jaką przyjmie wobec świata, będzie znajdowała odzwierciedlenie w jego poczuciu własnej wartości, a tym samym poznania części życia, które dotąd było nieznanym lądem. To wiąże się z wypracowaniem nowych schematów myślenia, reagowania i działania, które prowadzi ku dobru.


Mam duże wątpliwości, odnośnie tego że 18 latek( w odróżnieniu od 40 latka), może w łatwiejszy sposób zmienić swoje poglądy. Bo nowe schematy myślenia czy też działania, można zmieniać przez całe swoje dorosłe życie, i tutaj nie widze w tym żadnego problemu, choć faktycznie jest tutaj różnica pomiędzy nimi, bo ten 18 latek może iść do seminarium, ewentualnie zostać zakonnikiem.
A 40 latek powinien zostać przy rodzinie, i nie zostanie księdzem czy też zakonnikiem, więc jego ewentualne zmiany w życiu, są nieco zmniejszone.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Śr sty 23, 2019 0:20
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Mój krzyż
pawelccc3 napisał(a):
Wszystko wygląda na to, że matura pójdzie mi tragicznie i zmarnuję sobie życie. Tym bardziej, że nie wyobrażam sobie wyprowadzki czy życia na studiach w wielkim mieście. Kilka wycieczek do najbliżej metropolii wystarczyło mi, bym już ją znienawidził.

Wyprowadzka i studia poza domem to szansa na nowe otwarcie. Koniec szkoły to generalnie nowy etap w życiu, dający dużo więcej wolności i miejsca na indywidualizm. A skoro w obecnej konfiguracji czujesz się źle, to masz niewiele do stracenia.

Jeszcze moje wrażenie po przeczytaniu Twojego posta - wydaje mi się, że jesteś mocno skoncentrowany na sobie. Może spróbuj więcej uwagi poświęcać innym ludziom?


Śr sty 23, 2019 9:03
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr kwi 18, 2018 8:59
Posty: 1458
Post Re: Mój krzyż
Robek napisał(a):
[…] bo ten 18 latek może iść do seminarium, ewentualnie zostać zakonnikiem.
A 40 latek powinien zostać przy rodzinie, i nie zostanie księdzem czy też zakonnikiem, więc jego ewentualne zmiany w życiu, są nieco zmniejszone.

Robek, mam wrażenie, że się zagalopowałeś w tych różnicach. Na jakiej podstawie twierdzisz, że ktoś w wieku 40+ nie możne zostać księdzem lub zakonnikiem? Możesz poprzeć swe twierdzenie jakimiś wytycznymi, bądź przepisami? Moim zdaniem wiek nie ma znaczenia.


Śr sty 23, 2019 10:41
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 16, 2016 17:40
Posty: 9097
Post Re: Mój krzyż
Robek napisał(a):
A 40 latek powinien zostać przy rodzinie, i nie zostanie księdzem czy też zakonnikiem, więc jego ewentualne zmiany w życiu, są nieco zmniejszone.

Nawet starsi zostają księżmi:
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/ojc ... -jCfG.html
https://www.gosc.pl/doc/4357862.Ojciec- ... l-ksiedzem

_________________
Pomoc dla UKRAINY https://www.siepomaga.pl/ukraina?utm_medium=email&utm_source=newsletter


Śr sty 23, 2019 12:07
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
george45 napisał(a):
Robek, mam wrażenie, że się zagalopowałeś w tych różnicach. Na jakiej podstawie twierdzisz, że ktoś w wieku 40+ nie możne zostać księdzem lub zakonnikiem? Możesz poprzeć swe twierdzenie jakimiś wytycznymi, bądź przepisami? Moim zdaniem wiek nie ma znaczenia.




Mówiliśmy tutaj o 40 latku, który ma żone dzieci oraz kredyt, i do takiego typu 40 latka, było wszystko przyrównywane.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Śr sty 23, 2019 17:34
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2003
Post Re: Mój krzyż
Robek napisał(a):
Mam duże wątpliwości, odnośnie tego że 18 latek( w odróżnieniu od 40 latka), może w łatwiejszy sposób zmienić swoje poglądy. .

18-latek ma jeszcze nieugruntowane poglądy, wciąż eksperymentuje i szuka swojego miejsca w życiu. Nie ma odpowiednio dużego bagażu doświadczeń życiowych, dlatego częściej podejmuje zachowania ryzykowne. Uwarunkowania społeczno-kulturowe działają na jego korzyść, ponieważ 18 latek, który szuka pracy, często ją znajdzie, choćby była na czarno, nikt nie wymaga od niego doświadczenia z racji wieku, co więcej pracodawca wykazuje się większą dozą wyrozumiałości niż np. wobec 40 latka, który ma dziurę w CV lub postanowił zmienić zawód. Młodemu człowiekowi łatwiej zmienić poglądy niż starszemu, bo dopiero odcina pępowinę, musi nauczyć się samodzielnie żyć i ta konfrontacja z rzeczywistością dorosłego życia, niejako wymusza przewartościowanie pewnych przekonań, które dotąd miał. Uczy się reguł rządzących życiem i podejmuje decyzje, którymi drogami będzie podążał, bo pragnie wejść w dorosłość i żyć na własny rachunek. Natomiast osoba starsza ma już swoje nawyki i przyzwyczajenia, które nieraz są ważniejsze niż działanie w kierunku zmian, ponieważ te wiążą się z rezygnacją z dotychczasowych wygód i stabilizacji, dlatego decyzja o np. przekwalifikowaniu, studiach, zmianie pracy, wyjeździe za granicę itp. jest trudniejsza, bo status quo to coś, co jest mu znane i w czym czuje się pewnie, dotyczą go również różne zobowiązania i to znacząco studzi jego ewentualne zapędy, by coś zmienić. Nawet relacje z ludźmi zmieniają się z wiekiem i wykazano, że im jesteśmy starsi, tym trudniej nam nawiązywać nowe przyjaźnie. Koncentrujemy się na kapitale ludzkich relacji, które nawiązaliśmy w latach młodości. Mentalnie można jednak mieć wiek nieodpowiadający metryce, warto mieć to na uwadze czytając powyższe.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Śr sty 23, 2019 19:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
Mrs_Hadley napisał(a):
ponieważ 18 latek, który szuka pracy, często ją znajdzie, choćby była na czarno, nikt nie wymaga od niego doświadczenia z racji wieku.



Może u ciebie tak jest, i zatrudniają w fabrykach młodych ludzi, bez żadnego doświadczenia.
W sumie nie wiem jak u ciebie rynek pracy wygląda, w końcu co kraj to obyczaj.


Mrs_Hadley napisał(a):
Nawet relacje z ludźmi zmieniają się z wiekiem i wykazano, że im jesteśmy starsi, tym trudniej nam nawiązywać nowe przyjaźnie. Koncentrujemy się na kapitale ludzkich relacji, które nawiązaliśmy w latach młodości.



W późniejszym wieku nie ma nowych przyjaźni, bo wcześniej gość w okolicy 25 lat, zaczyna pracować, i tam zostaje do emerytury, więc wtedy zawiązuje najwięcej nowych znajomości, a później już nie ma aż tak bardzo, gdzie znajdować kolejnych.
Oczywiście może być tak że ktoś zmieni prace, ale średnia średnich pewnie pokazuje że w tym wieku ludzie najczęściej zmieniają prace, więc i najwięcej poznają nowych znajomych.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Śr sty 23, 2019 22:29
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2003
Post Re: Mój krzyż
Robek napisał(a):
Może u ciebie tak jest, i zatrudniają w fabrykach młodych ludzi, bez żadnego doświadczenia.

A gdzie ten młody człowiek bez żadnego doświadczenia ma je zdobyć? Bez urazy, ale do ilu fabryk składałeś CV, prócz tej jednej zaczynającej się na P?

Robek napisał(a):
W sumie nie wiem jak u ciebie rynek pracy wygląda, w końcu co kraj to obyczaj.

Taaa, bo ja w innym kraju mieszkam i nie wiem, jaka to bieda w PL, że pracy nie ma, ludzie piorą w pralce Frania i jeżdżą maluchem.

Robek napisał(a):
W późniejszym wieku nie ma nowych przyjaźni, bo wcześniej gość w okolicy 25 lat, zaczyna pracować, i tam zostaje do emerytury,

Tak było, ale dla ludzi rozpoczynających pracę w PRL. W XXI wieku, w wolnej Polsce, statystyczny
Polak zmienia pracę 5 razy w okresie swojej aktywności zawodowej.

Cytuj:
więc wtedy zawiązuje najwięcej nowych znajomości, a później już nie ma aż tak bardzo, gdzie znajdować kolejnych.

Chodzi o jakość relacji. Można mieć parę tysięcy znajomych, ale to jeszcze nie oznacza, że relacja wejdzie na poziom przyjaźni.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Cz sty 24, 2019 21:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Mój krzyż
Mrs_Hadley napisał(a):
A gdzie ten młody człowiek bez żadnego doświadczenia ma je zdobyć? Bez urazy, ale do ilu fabryk składałeś CV, prócz tej jednej zaczynającej się na P?




Młody człowiek, załatwia sobie pierwszą prace po znajomości, i na takiej zasadzie to sie zaczyna, natomiast ja mieszkam na wsi, tutaj jest tylko ta jedna fabryka.

Mrs_Hadley napisał(a):
Taaa, bo ja w innym kraju mieszkam i nie wiem, jaka to bieda w PL, że pracy nie ma, a ludzie piorą w pralce Frania i jeżdżą maluchem.




Chyba zdajesz sobie sprawę, że inaczej wygląda rynek pracy w centrum dużego miasta gdzie bezrobocie jest w okolicach 2%, a inaczej w gminach północno wschodniej Polski, gdzie to bezrobocie sięga 12 czy tam 15%?



Mrs_Hadley napisał(a):
Tak było, ale dla ludzi rozpoczynających pracę w PRL. W XXI wieku, w wolnej Polsce, statystyczny
Polak zmienia pracę 5 razy w okresie swojej aktywności zawodowej.



Widać że u ciebie jest inaczej, bo większość moich znajomych pracuje w tej fabryce na P, i pracują tam już kilkanaście lat, no i nie mają zamiaru tego zmieniać, a sytuacja zmiany pracy co 5 lat też ma u mnie miejsce, ale w dużo mniejszym stopniu, pewnie w miastach jest odwrotnie, wszystko zależy od tego jak wygląda rynek pracy.


Mrs_Hadley napisał(a):
Chodzi o jakość relacji. Można mieć parę tysięcy znajomych, ale to jeszcze nie oznacza, że relacja wejdzie na poziom przyjaźni.



Może chodziło ci o to, że jak za młodości, zawiązała sie przyjaźń, to później już nie specjalnie ktoś chciał szukać nowych przyjaciół, tylko pozostawał z tym co już było?

Ja tutaj mam inaczej, bo jeśli zliczyć wszystkich uczniów z klasy, z którymi chodziłem kiedyś do szkoły, to wyjdzie gdzieś tak z 200 ludzi, i nie utrzymuje kontaktu z żadnym z nich, w sumie nawet nie wiem co sie aktualnie z nimi dzieje, więc widać że nie szukałem tam jakiś większych przyjaźni, bardziej byłem skłonny kolegować sie z ludźmi, ze swojej okolicy.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Cz sty 24, 2019 22:08
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 17 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL