Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz kwi 25, 2024 17:37



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 69 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
 Jestem letni, ale chcę być uczciwy 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Śr kwi 26, 2017 15:16
Posty: 2261
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
[Ciach]- regulamin działu się kłania. MH


So paź 12, 2019 23:39
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
LJ91 napisał(a):
Kim więc jest w Twoim rozumieniu ktoś "zimny"? Zdaje się, że zimny ma więcej szans na zbawienie niż letni. :(


Chyba kojarzysz ten cytat z Biblii?
Cytuj:
Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


N paź 13, 2019 8:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Kojarzę, ale co w praktyce oznacza bycie zimnym? Są różne tego interpretacje... jak zwykle zresztą jeśli chodzi o kwestie religijne. Trochę brakuje mi tu - przecież też nie zawsze bardzo ostrej - naukowej precyzji.

Jak mam to odnieść do swojej - opisanej tu - sytuacji życiowej.

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


N paź 13, 2019 10:31
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
LJ91 napisał(a):
Kojarzę, ale co w praktyce oznacza bycie zimnym? Są różne tego interpretacje... jak zwykle zresztą jeśli chodzi o kwestie religijne. Trochę brakuje mi tu - przecież też nie zawsze bardzo ostrej - naukowej precyzji.

Jak mam to odnieść do swojej - opisanej tu - sytuacji życiowej.


Moim zdaniem gorący jest odwrotnością zimnego, więc odnosząc to do ciebie "LJ91" to czekając z seksem do ślubu byłbyś gorący, w końcu by to było postępowanie w 100% po katolicku, natomiast jakbyś żył bez ślubu w nieformalnym związku, to byłbyś zimy, a jak ktoś uznaje się za katolika, a żyje w związku, gdzie ten seks przed ślubny, ma miejsce przez wiele lat, to wtedy jest kimś letnim, i ty wydajesz się właśnie letni.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


N paź 13, 2019 18:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Tu jest dodatkowy problem. Bo jak to wyliczyć? Jakie są te granice pomiędzy tymi trzema stanami? Co więcej, z Twojego przykładu wynika, że na świecie mamy ogromną rzeszę letnich katolików, bo seks przed ślubem to dość powszechne zjawisko.

No i jeśli nie potrafię być gorący i uczciwie postanawiam być letni, to jak zachować jednak jakiś związek z Bogiem, by Go całkowicie nie stracić z oczu?

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


N paź 13, 2019 19:23
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2007
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
LJ91 napisał(a):
Kojarzę, ale co w praktyce oznacza bycie zimnym? Są różne tego interpretacje... jak zwykle zresztą jeśli chodzi o kwestie religijne. Trochę brakuje mi tu - przecież też nie zawsze bardzo ostrej - naukowej precyzji.

Jak mam to odnieść do swojej - opisanej tu - sytuacji życiowej.

W takim razie prosto, jasno i przejrzyście, czyli nie moimi, lecz cudzymi słowami:

Św. Jan pisze: „Obyś był zimny albo gorący” (Ap 3, 16)? Co oznaczają te słowa?Słowa te skierowane do Kościoła w Laodycei zawierają aluzję do temperatury wody, którą sprowadzano do miasta z odległych gorących źródeł. Po dotarciu nie nadawała się do picia, gdyż ze względu na swą letniość powodowała u pijących torsje. Można ją jednak było spożywać jako zimną lub gorącą. Stan duchowy chrześcijan w Laodycei powoduje u Chrystusa odruch odrzucenia, dezaprobaty, tak jak po wypiciu owej letniej wody. Z Listu wynika, że powodem tego stanu jest fatalna kondycja duchowa wspólnoty: ślepota na Boga, pustka duchowa, wyniosłość i poczucie samowystarczalności. Stan Laodycei określany jako „letni” gorszy jest od stanu symbolicznie „gorących” i „zimnych”. Tradycyjnie w ludziach „zimnych” widziano bowiem tych, którzy nigdy nie poznali Jezusa; w „gorących” widziano tych, którzy uwierzyli w Niego i w swoim życiu zrealizowali Jego naukę. W „letnich” zaś tych, którzy uwierzyli w Niego, ale z czasem przestali liczyć się z Jego przykazaniami. Chrystus stosując język metaforyczny nie chce jednak pouczać, że lepiej jest być złym niż obojętnym, lecz uświadomić, że swoją postawą „letniości” lekceważy i odrzuca Kogoś, kto najbardziej zatroskany jest o prawdziwe dobro człowieka.o. Adam R. Sikora OFM

Weź sobie do serca ww. słowa i dokonaj rachunku sumienia, bo nikt za Ciebie nie wywróży z fusów [czyt. na podstawie wpisów na forum], czy jesteś raczej letni, zimny czy gorący. Wielu świętych ubolewało nad tym jak wielkimi są grzesznikami, przeżywali kryzysy wiary, zmagało się z wieloma grzechami, ale w tym tkwi tajemnica chrześcijaństwa: nieważne w jakim miejscu dziś się znajdujesz, jak wielki przeżywasz kryzys duchowy, ważne jest to, jak skończysz.

Cytuj:
Tak więc obraz sytuacji jest dziś taki, że od lat jestem ów "letnim" (najgorszym?) typem kiepskiego katolika, który nigdy nie brał nauki KK w 100%.

No to witaj w klubie, nie znam żadnego katolika, który by brał w 100% nauki KK. Kościół tworzą grzesznicy.

Cytuj:
Dlatego w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl, że być może drogą dla mnie by stać się "gorącym" jest zmiana wyznania.

Czy Ty siebie słyszysz? Poszukiwanie prawdy nie polega na uznaniu, że samemu jest się tą Prawdą, więc można odrzucić to, co ciąży i jest niewygodne, szukając usprawiedliwienia w sobie. Prawda ma to do siebie, że może boleć i często boli, grzech jest naszą słabością, który obnaża prawdę o nas samych. Ty natomiast sprawiasz wrażenie, że chcesz uciec od tej prawdy w inne wyznanie, bo zależy Ci na dobrym samopoczuciu i utworzeniu takiego dekalogu, który Ci będzie pasował. Być może się mylę i tak nie jest, a Twoje poszukiwania prawdy mają solidne fundamenty, ale póki co, nie jest to jasne.

Cytuj:
Może to ścieżka, którą Bóg wykreślił dla mnie? Może lepiej jest być dobrym protestantem niż kiepskim katolikiem, który daje zły przykład innym ludziom i kiepsko świadczy o katolicyzmie?

Dla przykładu: Święty Piotr trzy razy zaparł się Boga, Św. Paweł prześladował chrześcijan, Św. Augustyn wiódł hulaszcze życie, są to bohaterowie, którzy mają ogromny wkład w fundamenty katolicyzmu, których żywot może budzić zgorszenie, ale chyba nie myślisz, że dla Boga ich życie było szokujące? Myślisz, że Bóg do wypełniania jego Woli wybiera perfekcjonistów? Gdyby tak było, to z judaizmu nie wyodrębniłoby się chrześcijaństwo, zbawienie zależałoby od przykładnego wypełniania Prawa, Chrystus nie opowiadałby historii o faryzeuszu i celniku, gdzie ten, kto przyznał się do tego, że jest z niego wielki grzesznik, został usprawiedliwiony, a ten "gorący" nie.
Bogu zależy, aby każdy został zbawiony, by był najlepszą wersją siebie, jaką potrafi być, by całe życie nad sobą pracował, badał swe sumienie, dążył do przyjaźni z Bogiem.

Cytuj:
W tym ostatnim nie czeka mnie już chyba nic dobrego. Przez perypetie życiowe - trochę z własnej, a trochę nie z własnej winy - wyląduję niedługo na jego marginesie jako rozwodnik.

Ale to były Twoje wybory: postanowiłeś, że będziesz żył po swojemu i oto zbierasz cierpkie owoce z drzewa, które posadziłeś. Rozwodnik nie jest na marginesie katolicyzmu, tak jak i nie-rozwodnik, o ile sam nie zadecyduje siebie tam umiejscowić.

Cytuj:
Paradoksalnie od dawna nie byłem tak blisko spraw boskich (nie wiem czy samego Boga). W przeddzień własnego rozwodu. Na zgliszczach swojego życia duchowego i rodzinnego. Mocno obciąża mnie to psychicznie. Dlatego tu piszę i proszę Was drodzy o jakieś sugestie i rady. Dziękuję.

Biorę poprawkę na to, że jesteś zdruzgotany i założyłeś ten temat, żeby się wyżalić. Tak jak przedmówcy zwrócili uwagę, dziwne jest to, że tak szybko pozbyłeś się uczuć, jakie żywiłeś do byłej żony, zwłaszcza że mowa tu o 10 latach wspólnego życia, szczerze pisząc brzmi to tak, jakby miłość dla Ciebie niewiele znaczyła, jeżeli żona dostrzegła kim dla Ciebie jest, to i powód zdrady mógł być prozaiczny. Nie zrozum mnie źle, zdrada jest sygnałem, że w związku źle się dzieje, nieprzypadkowo zwykle małżonek dowiaduje się ostatni, jak bardzo z nimi jest źle, bo po prostu cały czas racjonalizował sygnały, które były do niego wysyłane. Na ten moment, wydaje mi się, że zamiast szukać odreagowania, jakiejś rewolucji życiowej czy wielkiej zmiany, warto przeanalizować tą dekadę, którą wspólnie spędziliście, jak wyglądały wasze wzajemne relacje, jak wyglądała miłość w waszym wydaniu, jakie błędy popełniłeś, którym można było zapobiec itp.

Cytuj:
No i jeśli nie potrafię być gorący i uczciwie postanawiam być letni, to jak zachować jednak jakiś związek z Bogiem, by Go całkowicie nie stracić z oczu?

Nie dostrzegasz niczego zdrożnego w swoim wyborze? Skoro Bóg mówi, że lepiej być zimnym lub gorącym, to znaczy, że dążenie do tego, by trwać całe życie w letniości jest kiepską strategią?
To tak, jakby stwierdzić, że skoro w Twoim fachu Ci nie idzie, to zostaniesz całe życie bezrobotnym, bo szukanie innych dróg nie ma sensu, bo pewnie i tak się nie uda. Fatalizm jest stanem, podczas którego lepiej nie podejmować żadnych kluczowych decyzji. Trzeba sobie pozwolić na ból i wziąć coś na przeczekanie.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


N paź 13, 2019 19:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Mrs_Hadley napisał(a):
Tradycyjnie w ludziach „zimnych” widziano bowiem tych, którzy nigdy nie poznali Jezusa; w „gorących” widziano tych, którzy uwierzyli w Niego i w swoim życiu zrealizowali Jego naukę. [b]W „letnich” zaś tych, którzy uwierzyli w Niego, ale z czasem przestali liczyć się z Jego przykazaniami.



Przecież w tym cytacie z Biblii, zimny i gorący odnosi się do uczynków, to uczynki mają być zimne lub gorące, nic tam nie jest mówione o tym, że zimny to ktoś kto nie poznał chrześcijaństwa.

Mrs_Hadley napisał(a):
Tak jak przedmówcy zwrócili uwagę, dziwne jest to, że tak szybko pozbyłeś się uczuć, jakie żywiłeś do byłej żony, zwłaszcza że mowa tu o 10 latach wspólnego życia, szczerze pisząc brzmi to tak, jakby miłość dla Ciebie niewiele znaczyła, jeżeli żona dostrzegła kim dla Ciebie jest, to i powód zdrady mógł być prozaiczny. Nie zrozum mnie źle, zdrada jest sygnałem, że w związku źle się dzieje, nieprzypadkowo zwykle małżonek dowiaduje się ostatni, jak bardzo z nimi jest źle, bo po prostu cały czas racjonalizował sygnały, które były do niego wysyłane. Na ten moment, wydaje mi się, że zamiast szukać odreagowania, jakiejś rewolucji życiowej czy wielkiej zmiany, warto przeanalizować tą dekadę, którą wspólnie spędziliście, jak wyglądały wasze wzajemne relacje, jak wyglądała miłość w waszym wydaniu, jakie błędy popełniłeś, którym można było zapobiec.


Ty już dokładnie wiesz, że ten związek się rozpadł z jego winy.
No i w związku z jego winy źle się działo, i z tego powodu ona się z nim ożeniła? to na prawdę nie wiedziałem że kryzysy w związkach, doprowadzają do małżeństwa :mrgreen:

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


N paź 13, 2019 23:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Po pierwsze: nigdzie nie napisałem, jak długo gasły moje uczucia do żony. Skąd te założenia, że to się zadziało "raz-dwa"?

Po drugie: jakie znaczenie mają uczucia w sytuacji nieprawidłowo zawartej przysięgi małżeńskiej? Nawet jeśli odżyłaby między nami miłość, a przysięga byłaby de facto nieważna, to znaczyłoby, że żyjemy w grzechu, prawda?

Po trzecie: jeśli bycie zimnym oznacza stan nieznajomości Boga/Chrystusa to zasadniczo nie można być zimnym, a jedynie letnim lub gorącym. Dla mnie taka interpretacja nie ma sensu. Bo co w takim wypadku z ludźmi, którzy świadomie odrzucają Boga - np. ateiści/agnostycy?

Po czwarte, jeśli nikt w 100% nie wypełnia nauki KK, to czy wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej letni? W związku z tym lepiej być rozwiedzionym katolikiem w ponownym związku, który do końca swojego życia - lub śmierci pierwszego małżonka - nie możne brać udziału w sakramencie eucharystii, czy członkiem bardziej liberalnego kościoła chrześcijańskiego, gdzie powtórne związki nie są tak kategorycznie wykluczające?

Po piąte, tak. Szukam prawdy i prawd w innych ścieżkach do Boga. Szczerze? Nie wiem, która jest najlepsza. Nie mam przekonania i chyba nigdy nie miałem. Może już taki mój los nieustannego poszukiwacza ("Pan patrzy z niebios na synów ludzkich, by zobaczyć, czy jest wśród nich rozumny, który szuka Boga")? Co więcej, nawet jeśli zdecyduję się na proces stwierdzenia nieważności małżeństwa i mi się to uda, to nie przestanę uważać, że:
- uznawanie ludzkich pośredników do Boga wyniesionych do świętości przez innych ludzi nie ma sensu;
- podobnie sensu nie ma kult maryjny;
- niektóre elementy katolickiej etyki seksualnej stoją w jawnej sprzeczności z ustaleniami współczesnej nauki i de facto mogą w negatywny sposób oddziaływać na stan psychiczny i pożycie małżonków zamiast ich realnie wspierać (np. wielki sprzeciw wobec prezerwatywy; zdaje się, że takowe były już znane w czasach biblijnych i chyba NIGDZIE w Biblii nikt nie poświęcił temu nawet jednego zdania...);
- celibat księży robi więcej złego, niż dobrego i należy go przynajmniej ograniczyć;
- w nowoczesnym państwie demokratycznym ludzie mają prawo do wolności, podejmowania decyzji i ponoszenia ich konsekwencji (np. w kwestii aborcji, eutanazji, orientacji seksualnej etc.), bez względu na moje osobiste zdanie i to, co ja robię lub czego nie robię; wszak Jezus nie namawiał to tworzenia teokracji (oddajcie Cesarzowi - władzy świeckiej - co cesarskie) i wyraźnie oddzielił świat ludzki od porządku boskiego.

To takie najważniejsze moje "ale"... chcąc być uczciwym względem siebie, innych i Boga, co mi pozostaje?

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


Pn paź 14, 2019 0:58
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 07, 2011 18:17
Posty: 8958
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Podobne "postulaty" jak Ty, miał Luter. Z wyjątkiem tego, że to w katolicyzmie nie ma teokracji a zwłaszcza w kalwinizmie istniała.
NA jakiej podstawie chocby stwierdzasz ze "podobnie sensu nie ma kult maryjny"?

_________________
Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa.Gal 6:14


Pn paź 14, 2019 1:01
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Andy72 napisał(a):
Podobne "postulaty" jak Ty, miał Luter. Z wyjątkiem tego, że to w katolicyzmie nie ma teokracji a zwłaszcza w kalwinizmie istniała.
NA jakiej podstawie chocby stwierdzasz ze "podobnie sensu nie ma kult maryjny"?


Zdaje się, że dzieje znają wiele przykładów mariażu tronu i kościoła. Może oficjalnie nie było teokracji, ale w praktyce (realnie) wyglądało to zupełnie inaczej... Zapewne podobne wypaczenia znajdziesz w każdym innym wyznaniu czy religii.

Trudno mi uwierzyć w niepokalane poczęcie i mam problem z tak znaczącym podkreślaniem roli Maryi w historii zbawienia. Zasługuje na szacunek i pamięć, ale nie kult - ten ostatni powinien być tylko dla Boga w Trzech Osobach.

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


Pn paź 14, 2019 1:23
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
LJ91 napisał(a):
Po trzecie: jeśli bycie zimnym oznacza stan nieznajomości Boga/Chrystusa to zasadniczo nie można być zimnym, a jedynie letnim lub gorącym. Dla mnie taka interpretacja nie ma sensu. Bo co w takim wypadku z ludźmi, którzy świadomie odrzucają Boga - np. ateiści/agnostycy?


Było na tym forum mówione o tym co znaczy być zimnym letnim i gorącym, no i tam mówiono zupełnie coś innego niż tutaj mówi "Mrs_Hadley" nie wiem jakie jest oficjalne stanowisko Kościoła w tej sprawię, być może w ogóle go nie ma, chociaż jakby to nie liczyć to wychodzi że jesteś letni, w końcu letni to jest ktoś kto udaje katolika, i tobie jest do tego bardzo blisko, jesteś wręcz książkowym przykładem kogoś takiego.

LJ91 napisał(a):
- uznawanie ludzkich pośredników do Boga wyniesionych do świętości przez innych ludzi nie ma sensu;


Bóg zdecydował że ma sens.

LJ91 napisał(a):
- podobnie sensu nie ma kult maryjny;


Tutaj również jest decyzja, mówiąca że ma to sens.

LJ91 napisał(a):
- niektóre elementy katolickiej etyki seksualnej stoją w jawnej sprzeczności z ustaleniami współczesnej nauki i de facto mogą w negatywny sposób oddziaływać na stan psychiczny i pożycie małżonków zamiast ich realnie wspierać(np. wielki sprzeciw wobec prezerwatywy; zdaje się, że takowe były już znane w czasach biblijnych i chyba NIGDZIE w Biblii nikt nie poświęcił temu nawet jednego zdania...);


To religia ma wspierać ludzką seksualność? skąd taki pomysł? ty wiesz z jakiej przyczyny istnieje religia? dlaczego ludzie są religijni? przecież ludzie chcą być zbawieni, więc są częścią Kościoła Katolickiego.
No i twoje zdanie w tej kwestii jest trochę śmieszne, to jakby Kościół popierał prezerwatywy, to każdy ateista chcąc korzystać z prezerwatyw, stałby się religijny? gdzie w tym sens?

LJ91 napisał(a):
- celibat księży robi więcej złego, niż dobrego i należy go przynajmniej ograniczyć;


Bez celibatu to księża zamiast zajmować się parafianami, to by się zajmowali żoną i dziećmi.

LJ91 napisał(a):
- w nowoczesnym państwie demokratycznym ludzie mają prawo do wolności, podejmowania decyzji i ponoszenia ich konsekwencji (np. w kwestii aborcji, eutanazji, orientacji seksualnej etc.),


Mam ci tłumaczyć czym jest religia? na czym ona polega?

LJ91 napisał(a):
To takie najważniejsze moje "ale"... chcąc być uczciwym względem siebie, innych i Boga, co mi pozostaje?


Żyjąc w konkubinacie przez 10 lat, to ty byłeś uczciwy względem Boga?

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Pn paź 14, 2019 14:23
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2007
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Cytuj:
Po pierwsze: nigdzie nie napisałem, jak długo gasły moje uczucia do żony. Skąd te założenia, że to się zadziało "raz-dwa"?

Nie wiem jak długi to był proces, bardziej chodzi o sposób w jaki o niej piszesz, tak jakby niewiele Was łączyło, ale może to tylko kwestia sposobu formułowania myśli, sam najlepiej wiesz jak było. Związek tworzą obie strony i jeżeli coś szwankuje, wina jest po obu stronach.

Cytuj:
jakie znaczenie mają uczucia w sytuacji nieprawidłowo zawartej przysięgi małżeńskiej? Nawet jeśli odżyłaby między nami miłość, a przysięga byłaby de facto nieważna, to znaczyłoby, że żyjemy w grzechu, prawda?

Z tego co piszesz, nie ma znaczenia ważność przysięgi, bo dla Ciebie istotniejsze jest to, co Ty uznajesz za grzech, może jestem człowiekiem małej wiary, ale czy Ty poważnie chciałeś żyć wedle nauk KK? Po to był ten ślub kościelny?

Cytuj:
jeśli bycie zimnym oznacza stan nieznajomości Boga/Chrystusa to zasadniczo nie można być zimnym, a jedynie letnim lub gorącym. Dla mnie taka interpretacja nie ma sensu. Bo co w takim wypadku z ludźmi, którzy świadomie odrzucają Boga - np. ateiści/agnostycy?

Jezus podał prostą wykładnię zbawienia, kto odrzuca Boga, skazuje się na wieczne potępienie. Nie ma politycznej poprawności, przekaz jest jasny. Dlatego upomnienie dotyczące unikania bycia letnim nieprzypadkowo jest wymienione w Apokalipsie. Bóg nie wskazuje dróg pośrednich relacji z Nim, bo grzech to coś, co oddala człowieka od Boga, nie ma półśrodków, zgniłych kompromisów. Jednak zasadnym jest pytanie, czy ktoś deklarujący się jako wierzący bądź niewierzący, jest nim faktycznie? Nieraz czytam horrory pisane przez niewierzących, którzy próbują rozprawić się z swoimi upiorami, przedstawiają demona-Boga i próbują przekonać wierzących, że ta karykatura, to coś w co oni wierzyć nie będą. No cóż, zgadzam się z nimi, ja też w takiego upiora nie wierzę, ale choćbym napisała, jaki jest Bóg wedle doktryny katolickiej- nie będą słuchać, bo ich to nie interesuje. Ważny jest dla nich ich upiór. Dla mnie ten rodzaj ateistów/agnostyków to ludzie, którzy nie poznali Boga. Są oczywiście i po stronie wierzących różne wyobrażenia Boga, ale sedno sprowadza się do rozstrzygnięcia czy fałszywy obraz Boga świadczy o znajomości czy jednak braku wiedzy o Bogu?

Cytuj:
jeśli nikt w 100% nie wypełnia nauki KK, to czy wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej letni?

Nikt nie zna człowieka tak dobrze jak Bóg, zatem nie do nas należy osąd. Przypominam, że Kościół tworzą grzesznicy.

Cytuj:
W związku z tym lepiej być rozwiedzionym katolikiem w ponownym związku, który do końca swojego życia - lub śmierci pierwszego małżonka - nie możne brać udziału w sakramencie eucharystii, czy członkiem bardziej liberalnego kościoła chrześcijańskiego, gdzie powtórne związki nie są tak kategorycznie wykluczające?

Nie chodzi o to, który Kościół jest bardziej liberalny, bo zapewne -w zależności od upodobań- znajdziesz i taki, gdzie wyznaje się, że Jezus pochwala poligamię, BDSM, swingersów, prostytucję itp, (gdzie tu logika i sens grzechu?) ale o sprawy znacznie istotniejsze, czyli o nasze zbawienie. Wielu jest fałszywych proroków, którzy prowadzą wiernych szeroką drogą ku potępieniu, dlatego tak ważne jest, aby podążać za Prawdą, nawet jeżeli jest trudna i powoduje cierpienie. Kłamstwo jest słodkie jak miód, prawda często gorzka. Wielu świętych mistyków ubolewało nad tym, jak wiele dusz odrzuciło Boga na rzecz grzechu.
Zastanawia mnie również jedno: przez wiele lat nie przeszkadzało Ci, że jesteś wykluczony z eucharystii, a potem Ci się odmieniło, że jednak rozwód to większa skaza niż życie bez ślubu?

Cytuj:
Co więcej, nawet jeśli zdecyduję się na proces stwierdzenia nieważności małżeństwa i mi się to uda, to nie przestanę uważać, że:

No cóż, dziwi zatem decyzja o złożeniu przysięgi przed ołtarzem. I nie wiem teraz, czy Ci tak ciąży to na sumieniu, że chciałbyś się odkuć i stąd ta paląca potrzeba bycia uczciwym, czy jednak są jakieś nierozwiązane sprawy z byłą.

Cytuj:
wszak Jezus nie namawiał to tworzenia teokracji (oddajcie Cesarzowi - władzy świeckiej - co cesarskie) i wyraźnie oddzielił świat ludzki od porządku boskiego.

Ale też Jezus nie nauczał, że można dowolnie definiować grzech, tak aby dowolnie realizować swoje pragnienia. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.
Nie chodzi o to, że dla własnego komfortu zmienisz pojęcie grzechu, żeby błyszczeć przykładem przed innymi, bo Bóg będzie widział obłudę. Jezus mówi wprost, że dano ludziom prawo do rozwodu przez wzgląd na zatwardziałość ich serc. Zatem jeżeli chcesz we własnych oczach uchodzić za gorącego dzięki sprytnemu zabiegowi zmiany wyznania, to wiedz, że jest to tylko pudrowanie noska, Bóg widzi prawdę o człowieku, nawet jeżeli ten kombinuje jak kuń pod górkę, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko.

Cytuj:
To takie najważniejsze moje "ale"... chcąc być uczciwym względem siebie, innych i Boga, co mi pozostaje?

Spojrzenie wgłąb w siebie, odpowiedzenie sobie na pytania egzystencjalne, rozważania na temat dobra i zła, poznawanie Boga, ale również analiza jakości relacji międzyludzkich itp.
Wciąż mam nieodparte wrażenie, że rozglądasz się zewnątrz i analizujesz, ale nie próbujesz stanąć w prawdzie o sobie. Polecano Ci tutaj rekolekcje, warto z nich skorzystać, aby skorzystać z metod pracy nad sobą i przemyśleć swoje życie. To nie jest indoktrynacja, lecz miejsce, gdzie człowiek odcina się od zgiełku codzienności, wycisza się i ma czas na przemyślenia.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Pn paź 14, 2019 20:33
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
@Robek
1. Nigdy nie starałem się udawać katolika. Już chyba to napisałem nawet, że nieudolnie próbowałem nim być.
2. Mam poczucie, że byłem przez lata, jeśli nie przez całe moje świadome życie, letni. Niestety mimo prób nie udawało mi się nigdy tego przezwyciężyć, a rozpad małżeństwa tylko mnie w tym przekonał. Nie będę w stanie żyć w celibacie czy samotności.
3. Nie wydaje mi się, że to Bóg zdecydował, że kult świętych ma sens. Dla mnie to zupełnie ludzka sprawa i zupełnie zbędna. Podobnie kult maryjny. Czy mogę używać własnego rozumu - też darowanego przez Boga?
4. Religia to złożone zjawisko. Masa chrześcijańskich kościołów nie widzi w prezerwatywie niczego złego. To nie jest temat do takich dyskusji. Pewnie było ich wiele na tym forum.
5. Argument z zajmowaniem się dziećmi i rodziną zupełnie do mnie nie trafia. Niech się zajmują. Duchowni innych wyznań tak robią i nic strasznego się nie dzieje.
6. Nie musisz mi tłumaczyć czym jest religia. Mam Ci tłumaczyć czym jest życie społeczne i państwo?

Mam swoją wiedzę i poglądy. Używam rozumu, który dał mi Bóg. Mogę, czy muszę ślepo we wszystko wierzyć, wszystko przyjmować i być przekonanym, że akurat katolicyzm (też dość niejednoznaczny w interpretacjach pisma i tradycji) to najlepsza ścieżka? Nigdy nie byłem. Być może efekt szacunku do innych religii i oczytania.

@Mrs_Hadley
1. Oczywiście ja też odpowiadam za rozpad tego związku. Napisałem już, że popełniałem błędy, miała okazję mnie zostawić i żałuję, że tego nie zrobiła przy tamtych okazjach. Po prostu już nas nic nie łączy - poza zdjęciami i wspomnieniami. Czy przyjmujesz do wiadomości, że tak właśnie może niekiedy być w relacjach ekspartnerów?
2. Chciałem tego ślubu, bo myślałem, że niejako nasze życie będzie bardziej "po bożemu", ale oczywiście nie w 100%. Na przykład z takiego powodu, że ona - mimo licznych moich prób - nie chciała korzystać z NPRu. Oczywiście, że ma dla mnie znaczenie ważność przysięgi, a to dlatego, że nie chciałbym, aby coś tak ważnego jak moje własne małżeństwo było osadzone na kłamstwie i manipulacji. Chciałbyś tego dla siebie?
3. Nie chcę odrzucić Boga, ale nie umiem też lub nie chcę przyjmować w 100% tego, co głosi KK. Tak było już wcześniej, a teraz mi się sprawa tylko bardziej skomplikowała. Okazało się, że są kościoły chrześcijańskie, których wykładnia jest bliższa moim przekonaniom o wierze. Tak zawsze było, ale wstrząs z rozpadem małżeństwa zmusił mnie niejako do głębszej refleksji. Absolutnie nie mam gotowych odpowiedzi, poszukuję. Zastanawiam się. Stąd też ten temat. Chodzi tu jednak o dylematy egzystencjalne, a nie wątpliwości związane z moją byłą.
4. Jeśli najlepiej zna nas Bóg i On ostatecznie decyduje, to chyba nie da się zawsze i wszędzie przyłożyć do każdego tej samej miarki i zdecydować, czyje nastawienie i postępowanie jest grzeszne, a czyje nie?
5. Proszę, darujmy sobie takie erystyczne zagrywki w postaci sugerowania, że Jezus pozwoliłby na prostytucję. Kwestia jest raczej taka, czy te setki milionów innych niż katolicy chrześcijan jest na prostej drodze do piekła? Nie wydaje mi się i nawet próby dialogu pomiędzy KK a nimi pokazują, że nasz Kościół wcale nikogo tutaj nie chce zawracać z tej rzekomo złej ścieżki.
6. Kiedyś mi przeszkadzało, że nie mogę regularnie uczęszczać na Eucharystię, regularnie chodziłem do spowiedzi (pisałem w pierwszym poście), ale z czasem to we mnie wygasło. Zresztą to był zawsze strach przed karą i liczenie grzechów. Być może rodzice/katecheci za często straszyli diabłem i piekłem.
7. Życie bez ślubu można zawsze naprawić w dobrą stronę (przez zawarcie związku małżeńskiego), natomiast jako rozwodnik jestem skazany na samotność, co będzie dla mnie destrukcyjne. Nie wierzę, że Bóg mógłby czegoś takiego dla mnie chcieć.
8. Ciąży mi na sumieniu, że nawet po stwierdzeniu nieważności i tak nie będę 100% katolikiem, moja była nie ma tu nic do tego.
9. Tak, rozwód to efekt naszych słabości i upadków. Nie chcę pudrować noska. Chcę jednak przyjąć tę prawdę o naszej ułomności i nie udawać, że jestem herosem, który spędzi resztę swojego życia w celibacie. Poza tym tych moich "ale" jest więcej, co już opisałem. Rozwód i życie "po" to jedno. Moje odmienne od katolickich przekonania to drugie. Niestety jestem w klinczu obu tych kwestii i mi to bardzo mocno ciąży.
10. Rozważę rekolekcje. To dobra rada. Dzięki. Tylko zastanawiam się, co by było, jakbym sumiennie je odbył, spojrzał mocniej w głąb siebie i jeszcze mocniej poczuł, że jednak bliżej mi np. do luteranizmu? Usłyszałbym tu, że to na pewno podszepty Złego? Kiepskie rozpoznanie? Wygoda? A może wręcz przeciwnie, działanie Ducha Świętego?

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


Pn paź 14, 2019 22:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lis 24, 2010 7:26
Posty: 448
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
Naszła mnie refleksja, która chyba najlepiej oddaje sedno mojego osobistego dramatu.
Chodzi o to, że ja nie chcę, po prostu nie chcę na 100%, na gorąco, wziąć swojego krzyża i poświęcić własne marzenia o rodzinie, a także zrezygnować z własnej seksualności. Nawet nie chodzi o to, że nie umiem być tak radykalny. Po prostu nie chcę. Nie widzę w tym sensu. Nie czuję, że na to zasługuję (wszak moje małżeństwo jest w moim głębokim przekonaniu nieważne, nie powinno się otrzymywać takiej kary za coś takiego).

Co to znaczy? Że jestem letni? Że nie wierzę w słowa Jezusa? Że mi nie zależy na zbawieniu?

A może chodzi tu o coś innego? O to, żeby wziąć to życie z wszelkimi jego konsekwencjami. Podjąć decyzje i nawet jeśli nie są one w 100% takie jak sugeruje nasz Mistrz, to przecież jesteśmy tylko ludźmi i mamy dążyć do ideału - zapewne nigdy go tu na ziemi nie osiągnąwszy (to jest jeden z czynników, dla których nie akceptuję kultu świętych)?

Wybacz Boże.

_________________
"Lud ten czci Mnie wargami,
ale ich serce jest daleko ode Mnie.
Daremne jednak cześć Mi oddają,
głosząc nauki, które są ludzkimi nakazami."
- Izajasz 29,13


Pn paź 14, 2019 22:36
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Jestem letni, ale chcę być uczciwy
LJ91 napisał(a):
Naszła mnie refleksja, która chyba najlepiej oddaje sedno mojego osobistego dramatu.
Chodzi o to, że ja nie chcę, po prostu nie chcę na 100%, na gorąco, wziąć swojego krzyża i poświęcić własne marzenia o rodzinie, a także zrezygnować z własnej seksualności. Nawet nie chodzi o to, że nie umiem być tak radykalny. Po prostu nie chcę. Nie widzę w tym sensu. Nie czuję, że na to zasługuję (wszak moje małżeństwo jest w moim głębokim przekonaniu nieważne, nie powinno się otrzymywać takiej kary za coś takiego).

Co to znaczy? Że jestem letni? Że nie wierzę w słowa Jezusa? Że mi nie zależy na zbawieniu?

A może chodzi tu o coś innego? O to, żeby wziąć to życie z wszelkimi jego konsekwencjami. Podjąć decyzje i nawet jeśli nie są one w 100% takie jak sugeruje nasz Mistrz, to przecież jesteśmy tylko ludźmi i mamy dążyć do ideału - zapewne nigdy go tu na ziemi nie osiągnąwszy (to jest jeden z czynników, dla których nie akceptuję kultu świętych)?

Wybacz Boże.



To nie chcesz podnieść swojego krzyża? a wiesz o tym że wiele osób go jednak podnosi, nawet nie wiem z czego to wynika, bo przecież nie z tego że mają pewność że Bóg istnieje, bo niby w jaki sposób mogą mieć pewność? tutaj bardziej kwestie obyczajowe kulturowe, bo w końcu co ludzie powiedzą, trzeba jakoś w ich oczach wyglądać, a życie w konkubinacie spowoduje że będziemy źle wyglądać, więc trzeba całkowicie zrezygnować z seksu.
Tutaj był taki gość co również miał podobny problem co ty, bo z żoną nie może się dogadać, i nie ma u nich seksu, natomiast on by chciał seks z kimś innym, ale religia mu tego zabrania, i jednak zrezygnował, tutaj traktował taki pozamałżeński seks na równi z morderstwem, tak jak nie może kogoś zamordować bo to ciężki grzech, tak samo nie może zdradzać żony, bo to ciężki grzech, no i też trzeba wspomnieć że on ożenił się w dość późnym wieku, więc on był przyzwyczajony do braku seksu, i łatwiej było mu do tego wrócić, u ciebie "LJ91" jest inaczej, i raczej nie dasz rady z tego zrezygnować.
I jeszcze nie rozumiem jednej rzeczy, bo unieważnienie małżeństwa to jest coś co powinno ci się udać, i znalezienie sobie żony, też jest czymś co można jakoś tam zrobić, no ale nie chcesz unieważnić małżeństwa, bo w jakiś kościelnych aktach będzie zapisane, że unieważniłeś swoje małżeństwo, i to będzie źle wyglądać, a twoje przyszłe życie w związku bez ślubu kościelnego, będzie dobrze wyglądać?

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Wt paź 15, 2019 8:04
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 69 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL