Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn sie 11, 2025 7:34



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona
 Magia wyższa 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
No niezupełnie jest zbudowana na podłżu celtyckim. Owszem, część zwyczajó została zasymilowana od celtów.

Natomioast byłabym ciekawa, kim są cio wiccanie, których znasz. Bo widzisz - do miana wiccanina NIE MOŻE przypisać się każdy, kto przeczytał np. niesławnego Cunninghama "Wicca for Solitary Practicioners" lub czerpie wiedzę z licznych stron internetowych, które z wicca jako taką mają niewiele wspólnego i zmienia sobie zestaw bóstw na Boginię (dowolną) i dowolnego Boga. Znam nawet - kuriozalne zjawisko - uważających się za wiccan chrześcijan, którzy jako Boginię czczą Maryję, a jako Boga - Jezusa... Tylko że to jest absoluutny bezsens.

Wicca jest inicjacyjnym kultem misteryjnym. I składowe zarówno "inicjacyjny", jak i "misteryjny" są tu równie ważne. Opiera się na praktykach czarowniczej wspólnoty, zwanej dzisiaj kowenem, którą Gerald B. Gardner znalazł w New Forest w Anglii i przez którą został inicjowani, wtajemniczonuy w misteria. Uzupełnił nabytą w New Forest wiedzę o między innymi elementy Kabały czy praktyk rypo OTO (Crowleya). Jak również o pewne elementy filozofii Wschodu. Jako dobry kulturoznawca, dysponował dość szerokim materiałem który złożył się dziś na kult powszechnie znany pod nazwą wicca. Problem w tym, że nazwa jest dobrze znana i przypisuje się dziś do niej każdyk, kto ma na to ochotę.

Wicca nie opiera się na czyimś widzimisię. Jest bardzo konkretnym zestawem praktyk. A przede wszystkim, wiccaninem jest ten, który szkolił się w kowenie, na którego czele stoi osoba, która uzyskała inicjację od osoby, która uzyskała inicjację, która uzyskała inicjację (...) od Gardnera, który był inicjowany przez czarownice w New Forest. Co więcej, inicjacja, uzyskiwana jedynie od takiej osoby, dla zachowania ciągłości linii przekazu, jest jednocześnie włączeniem do Rodziny, wprowadzeniem w mistyeria i przedstawieniem adepta konkretnej parze bóstw. Efektem inicjacji jest wxzajemna akceptacja - bóstw i adepta. Nie chodzi o jakąś tam Boginię, dowolną personifikację Matki Natury i o dowolne męskie Rogate Bóstwo. Chodzi o bardzo konkretną parę. I istnieją rzadkie, ale jednak udokumentowane przypadki, gdy taka akceptacja nie następuje.

Czy znane przez Ciebie osoby, nazywające się "wiccanami" mogą udokumentować swój inicjacyjny rodowód, prowadzący do Gardnera? Czy działają w jakimś kowenie? Chętnie bym się o nim dowiedziała czegoś więcej, bo o istnieniu w Polsce takiej grupy nic nie wiem, a jedyne dwie osoby w kraju inicjowane w wicca, zresztą w różnych jej liniach, ale obu zachowujących nieprzerwaną ciągłość, znam osobiście. Mimo że to nie moja ścieżka, wicca niekoniecznie mnie interesuje, sama dedykowałam się religii rdzennej, mogącej, pomimo pewnych przerw, poszczycić się ciągłością od swojego źródła. W końcu nie wszystkie zakątki Europy zostały "do końca" schrystianizowane, ich chrystianizacja nie wszęddzie zresztą przebiegała jak u nas, w wyniku decyzju książąt, czy użycia siły. Są miejsca, gdzie "nowe" wplotło się w "stare" i spod tego "nowego" wciąż jest widoczne.

Czy wicca jest celtycka? Na tyle, na ile celtycki charakter mógł mieć czarowniczy kowen znaleziony przez Gardnera w Anglii. Być może, pewne elementy folkloru celtyckiego były w niom praktykowane. Jednak zarówno misteria, jak i obyczaje wiccańskie objętew są przysięgą milczenia, a to, co wycieka na zewnątrz jest zazwyczaj jedynie wydumką osób, które bardzo chciałyby przypisać się do nazwy wicca, jednak nie mają do tego prawa. Wspólnota powstała w Anglii, nawet jeśli kontynuowała ciągłość tradycji przez kilka setek lat, celtycka z defionicji być nie może. Bo ilu w samej Anglii zostało Celtów? Jest anglo-saksońska, z pewnymi elementami celtyckimi. Raczej rekonstrukcjami i własną wydumką, niż faktyczną ciągłością.

Gdyby było inaczej, nie istniałby odłam (wciąż tej samej inicjacyjnej wicca, z ciągłością przekazu od założyciela) zwany "Celtic Wicca". Który w tradycję wiccańską wplata znacznie więcej elementów światopoglądu celtyckiego, niż ma to miejsce w innych odłamach.

A samozwańczy wiccanin wiccaninem nie jest i być nie może. Również z definicji.

Skoro zjawisko pt. "współczesne neopogaństwo" jest mocno wewnętrznie podzielone, należy tym mocniej trzymać się definicji i nie mylić pojęć... ;)

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


So cze 24, 2006 21:46
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lip 10, 2005 20:17
Posty: 467
Post 
Elwinga napisał(a):
Nie będę się kłócić z rodzimowierczymi narodowcami. Ale zwrócę uwagę na parę faktów.


Szczerze mówiąc tez nie lubię się z nimi kłócić i nie bardzo ich rozumiem.



Cytuj:
Mnie nie zadowalałoby oddanie się jakiejkolwiek religii tylko z powodu jej etnicznej "wyższości" nad tą, w której zostałam wychowana.


nie wyższości a bliskości sercu, ziemi, tradycjom itd.

[/quote]Religii rekonstruowanej przede wszystkim na podstawie piętnastowiecznych kronik Długosza i paru niemieckich biskupów, postrzegających panteon przez pryzmat jedynego o tyle o ile im znanego - klasycznego, grecko-rzymskiego.
[/quote]

???? Że co? Wzmianki Długoszowskie czy innych kronikarzy stanowią pewnego rodzaju ciekawostkę i głównie są źródłem poznania imion boskich prócz tego wnosza niewiele. Prawdziwym, niewyczerpanym wręcz źródłem inspiracji jest etnografia, tradycja ludowa - dokładnie to samo co wedle twoich słów dało początek wicca. Niedawno sie nawet dowiedziałem, że żyją jeszcze ludzie wyznający "starych bogów" - kto nie chce, niech nie wierzy, ale to fakt.


Cytuj:
A przecież pierwsze polskie nurty rodzimowiercze pochodzą z XIX wieku i wynikały między innymi z tego, że ich twórcy odczuwali konieczność stworzenia jakiejś tam wspólnoty narodowej, która mogłaby stanowić przeciwstawienie wobec zaborców...


Owszem, tak było kiedyś i pokazało, że własna tożsamość religijna tak jak i kulturowa jest bardzo ważna dla niepodległości. Nie kto inny jak Mickiewicz chętnie odwoływał się do demoinologii słowiańskiej i bałtyjskiej, wspaniale opisał obrzęd Dziadów.


Cytuj:
Owszem, do rekonstrukcji dołączano wyniki wszelakich wykopalisk. Długo dławiono się "słowiańskością" takiego np. Biskupina... Dziś zaden rozsądny badacz w nią nie wierzy.


Co więcej, 90% Polaków przekonanych jest, że to słowiański gród :D


Cytuj:
Pominę już tu działania rekonstrukcjonistyczne znanego ezoteryka (lub wręcz ezotetryka) Lecha Emfazego S... Wicca ma Gardnera, rodzimowiercy Emfazego. 1:1...


Weź mnie niewiasto miła nie dobijaj w ten upalny wieczór :D Emfazy ma z rodzimowierstwem tyle wspólnego, co sprzedawca kebabu z islamem. Emfazy załozył swój kościół (sic!) w jakichś niewiadomych celach, odgrywa czasem tatrzyki pogańskie dla gawiedzi i sprzedaje jakies ezoteryczne wypociny. Posiada on jednego (!), fanatycznego wyznawcę i żaden szanujący się rodzimowierca nie nazwie Emfazego i jego kościoła rodzimowierczym. No, chyba że przyjąć kryteria kebabu. Gardner zaś jest pewnego rodzaju powazana postacią w kręgu wiccan - przynajmniej takie donosze wrażenie.

Cytuj:
Ja nie próbuję powiedzieć, że tego rodzaju odtwórstwo jest czymś złym. Należy tylko brać pod uwagę, że tak naprawdę jest tworzeniem nowej religii od podstaw, na bazie niepełnych i życzeniowych przesłanek. Każdy może stworzyć religiię. Jeśli znajdzie się wystarczająca liczba wyznawców, ich zbiorowy umysł może również wytworzyć egregory, bóstwa, które staną się jak najbardziej realne. I będą realne, póki będą karmione wiarą i ofiarami, póki wyznawców im nie zabraknie.


Mylisz się moja droga. nikt niczego nowego nie tworzy. Sa ludzie, dla których inspiracją jest kultura ludowa, dla innych jest tym przyroda, jeszcze inni maja pewne rzeczy zakodowane gdzieś w pokładach podświadomości i wszyscy ci ludzie spotykają się na jednym obrzedzie i rozumieją bez słów. Nie ma żadnego podręcznika, katechizmu, prawd wiary. Wystarczy wsłuchać się w głos ludowego podania, szumu lasu, posłuchgac swojego serca. Rodzimowiercą sie nie zostaje, rodzimowiercą się człowiek rodzi. To nie jest tworzenie niczego nowego. To kontynuacja. Sami katolicy nawet nie są świadomi jak wiele im zawdzięczamy, jak wiele naszych rodzimych tradycji przenieśli na swych barkach przez ostatnie tysiąc lat.
Zastanów się jeszcze nad jednym - czyw religii bez dogmatów można wierzyć "niewłaściwie"? Kompletnie nie rozumiem skąd sie wzięło przekonanie pokutujące u wiccan, że rodzimowierstwo opiera się na ślepym kopiowaniu zapisków długoszowskich. Być może na podstawie obserwacji poczynań Emfazego - ale jak wspomniałem, to nauka islamu w budce z kebabem.

Cytuj:
Jednak pojęcie narodowości rodem ze Starej Baśni jest wybitnie sprzeczne z wynikami wszelkich badań etnograficznych. To pojęcie dość późne. Wystarczy powiedzieć, że jeszcze w XX wieku wśród wielu, zwłaszcza po wsiach, ważniejsze od określenia narodowości były pojęcia swój-obcy (obcego trzeba wygonić lub bić, choćby nawet był takim samym Polakiem, tylko np. przemieszczonym w Suwalskie z Wielkopolski lub odwrotnie). W regionach przygranicznych ważniejsze od określania narodowości jest poczucie tutejszości. Jeszcze w latach międzywojennych człowiek mieszkający np. na Spiszu nie uważał się za Polaka, Słowaka czy Niemca, ale właśnie za "tutejszego"... I to jest zupełnie naturalne. Naturalne jest silniejsze przywiązanie do miejsca i małej, partykularnej grupy, niż do XVIII-wiecznego konstruktu zwanego "narodowością".


Miód na me serce lejesz! :D Od pewnego czasu powtarzam ludziom, że nie jestem Polakiem ale jestem tutejszy. Mazury są mi tak samo odległe jak dajmy na to Krym. Bliższe jednak niż np. Paryż. Nie chodzi o odległość fizyczną. W związku z tym faktem przez wielu ludzi nazywany jestem anarchistą, lewakiem, natypatriotą itp. Paradoksalnie kiedyś pewni wiccanie nazwali mnie "niebezpiecznym nacjonalistą" :) Cały mój związek z polskością jako taka ogranicza się do języka polskiego, który ten naród używa i lubię go. Jeśli zaś chodzi o warstwę etniczną to bliska jest mi Słowiańszczyzna. Na tle tego wszystkiego jeszcze wyłania się "lokalny patriotyzm" objawiający sie szczególnie silnym przywiązaniem do najbliżej połozonych terenów (Kraków, Karpaty, Wyżyna Krak.-Częst.) ale w ujeciu fizjograficznym a nie administracyjnym. Polska jest dla mnie jednym z narodów słowiańskich i tyle. Ja kocham moje tradycje, moją ziemię, mój język a z tym wszystkim związana jest rodzima religia. Wicca jest oderwana od kultury w jakiej sie wychowalismy, od ziemi, od tradycji, jest pewnego rodzaju "salonowym pogaństwem", kórego próżno szukac u madrej baby w pobliskiej wsi, w buczynie karpackiej albo w zwyczajach sobótkowych. Oczywiście, pewne analigie indoeuropejskie mozna znaleźć, ale to nie jest pełnia wiary przenikająca najdrobniejsze zakamarki ciała i umysłu. To tak jakby porównać prawdziwego szampana serwowanego w Szampanii z rosyjskim winem musujacym z marketu. To poprostu nie bedzie to samo.

Cytuj:
Nie należy krzyczeć o wyższości jednej rekonstrukcji nad inną. Rodzimowierstwa nad np. powstałą w XX wieku wicca. Mnie też nieszczególnie wicca odpowiada. Choćby właśnie dlatego, że nie podobają mi się rekonstrukcje oparte na niepełnych przesłankach i chciejcze. Jednak wicca odnosi się przynajmniej do czegoś, co w większym lub mniejszym stopniu zachowało ciągłość.


Po pierwsze - kto krzyczy??
Po drugie - jaka znowu "wyższość"? Jak pisałem wcześniej, matka biologiczna wcale nie musi być lepsza od przybranej. Ale to ona jest ta jedyna, prawdziwa.
Po trzecie - co ty z tymi "niepewnymi przesłankami" i "brakiem ciągłości"? Zachęcam do przeanalizowania obrzedowości rodzinnej w Polsce, do przeczytania choćby jednego tomu dzieł Kolberga, do wycieczki na wieś. Rodzimowierstwo nie tworzy "podręczników wiary", wszysto opiera się na kontynuacji tradycji i naturalnej ewolucji filozoficznej. Doprawdy nie pojmuje skąd u wiccan tak kiepskie rozeznanie w rodzimych tradycjach.

Cytuj:
A ilu znasz wiccan? Nie samozwańczych, ale faktycznie należących do Rodziny, mogących udowodnić ciągłość inicjacji od założyciela religii? I co wiesz o ich sposobach świętowania? Podziel się, bo jakoś rzeczywiści wiccanie mówić o tym nie chcą. A to ciekawa kwestia...


Z tego co wiem, w Polsce jest JEDNA (!) osoba majace jakies tam prawdziwe wiccańskie inicjacje "wicca tradycyjnego" a reszta to "wiccanie eklektyczni". Co więcej, z tego co się orientuję przynajmniej 90% wiccan to kobiety - czy to nie dziwne? Co do moich kontaktów to z przykrościa stwierdzam, że dotychczasowe wspominam niezbyt miło. Odczułem tam niemiłą bufonadę i przerost formy nad treścią. Osoby jakie spotkałem (kobiety) były sfrustrowane nieumiejętnoscia znalezienia sobie partnera. Odnosiło sie wrażenie, jakby wicca była manifestacją pewnego rodzaju feminizmu. Miałem "przyjemność" rozmawiać kiedyś z ową "inicjowana" za pomocą GG i przyznam ze szczerością, że nigdy nie spotkałem tak chamskiej i zadufanej w sobie kobiety. Ze środowiska wiccanek poszła na mój temat fama, jakobym był owym "niebzpiecznym nacjonalistą", na co wielu ludzi parskęłoby śmiechem, gdyż jestem niestrudzonym oponentem wszelkich narodowców, ksenofobów i rasistów. Przejawy wiccańskiej twórczości wiccanek w znacznej cześci polegają na kolorych blogach z hasłami typu "cześć, jestem 15-letnią czarownicą". Taki jest mój odbiór wicca i wynika z doswiadczeń jakie mam z ludźmi z tego środowiska. Może i są jacyś (jakieś) inne, ale nie było mi dane na nie trafić. Niegdysiejsze próby nawiazania dialogu zakończyły się dla mnie dośc niemiło i unikam tego środowiska jak ognia. Ciebie Elwingo znam raczej słabo, więc powiedzieć nic nie mogę, aczkolwiek poziom twojej otwartości znacznei przewyższa dotychczasowe moje doswiadczenia.

Cytuj:
Dla mie sprawa jest prosta. Łatwiej dogadam się (więc i będę mogła wspólnie świętować) z kimś, kto boskość postrzega w sposób podobny do tego, jak postrzegam ją ja. Obrzędy mają tu znaczenie kompletnie drugorzędne. Nie mogłabym świętować z kimś, kto bóstwa postrzega jako istoty "wyższe", "nie z tego świata", transcendentne, Wielkich Zegarmistrzów czy coś w ten deseń. Więc świętowanie z katolikami odpada. Natomiast zbliżone postrzeganie boskości prowadzi do zrozumienia konkretnych obrzędów - po co dany gest, a po co inny itd. Wtedy o żadnej egzotyczności mowy być nie może.


Widzisz. A dla mnie osobiste przeżywanie istoty boskości i swieta przez ludzi jest normalne. Są politeiści, henoteiści, panteiści i panenteiści. Łączy wspólnota święta, słów, obrzedów, piesni, ziemi. Kiedy moja rodzina świętuje np Wielkanoc ja zasiadam razem z nimi. Wszak większosć tradycji pochodzi właśnie z rodzimej religii, poza tym to rodzina. Przynajmniej jest o czym rozmawiać. Byłem raz na spotkaniu wiccan - jakies sabaty, kociołki, wszystkie panny ubrane na "mroczno", jakieś celtyckie nazwy świąt - kompletna egzotyka. Nie wiem czy rozumiesz - ale nazwy Yule, czy Imbolc nic mi nie mówią, są to obce niezrozumiałe wyrazy. Podczas rodzimych świąt moge praktykować pewne obrzedy wyniesione z domu, jest to coś najcenniejszego - wspaniała więź z przodkami, kórej nie zapewni mi żadna inna religia. Nie wiem, czy to rozumiesz, ale w wicca nigdy tego nie znajdziesz.

Cytuj:
No, ale jeśli zmienia się tylko etykietkę i wyznawany panteon, z chrześcijanina stając się poganinem, a nie zmieniając przy tym ani poglądu na swoje miejsce w świecie, ani na miejsce w nim bóstw, ani sposobu rozumienia zasad rządzących światem i życiem - dla mnie to tylko zabawa w piaskownicy...


Najwyraźniej się nie zrozumieliśmy. Poziomem porozumienia pomiedzy polskimi katolikami a mną pozostaje w sferze tradycji rodzinnych, dzięki którym moge świętować przy jednym stole z matką, siostrą itd. Nasze rozumienie boskości i świąt jest kompletnie inne, a sporo z tych osób w ogóle swój katolicyzm ogranicza do sfery tradycji rodzinnych. I tak możemy np wspólnie przygotowac pisanki, albo zostawić talerz dla dziadów. Z wiccanami tego nie znajdę. Podobnie z niemieckimi katolikami.

Cytuj:
Poza tym jeśli już szukać głębokich korzeni, rekonstruować, to czemu akurat słowiaństwo? Stosunkowo przecież młode? A nie dawniejsze kulty indoeuropejskie? Jeśli szukać, to źródła, a nie przybrudzonego strumienia... Ale to pewnie metafora dla niektórych zbyt trudna.


Zapytaj bociana, czemu jest bocianem a nie rosomakiem. Ja niczego nie rekonstruuje, jak kontynuuję. Wielokrotnie próbowałem to wiccanom łopatologicznie wyłożyć, ale nigdy nie docierało. I nie chodzi mi o jakieś doszukwanie się ras i genetyki. Jestem słowianinem kulturowo, nie biologicznie. Mieszkam tu i wychowałem się w kulturze słowiańskiej, mnie celtyckiej. Jeśli ktoś na dzień dziejszy mówi, że on jest "Celtem" albo "Wikingiem" to z całym szacunkiem, ale trudno mi to traktować poważnie. Ni emozna stać się członkiem innej grupy etnicznej po przeczytaniu kilku ksiązek. To jak zabawa dzieci w indian. Mozna być fascynatem kyltury celtyckiej, wikińskiej, ale nadal jest się Słowianinem. I to w sensie jak wspomniałem kulturowym, podobnie jak np Bułgarzy, którzy genetycznie Słowianami nie są.
Gdybym chciał się zajmować jakąs nieokreśloną religią praindoeuropejską to byłoby włąsnie czyste odtwórstwo, sztuczność. Ewolucja grup etnicznych uczyniła z nas kulturowo Słowian nie widze więc powodu, bym miał wyznawać wiarę celtycką, żydowską czy praindoeuropejską.

Przy okazji przypomniał mi sie podstawowy mój "zarzut" wobec wicaan - nic nie tworzą, zas zabijają rodzimą kulturę. Podobnie jak różne walentynki, hipermarkety itp. Wiele nasza rodzima kultura wycierpaiała, powinna być pod ścisłą ochroną :)

_________________
"Pogańsk knędz, siln wielmi, sjedę w Wislech, rągasze sę christjanom i pakosti diejaasze"


Pn cze 26, 2006 0:29
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lip 10, 2005 20:17
Posty: 467
Post 
Elwinga napisał(a):
jedyne dwie osoby w kraju inicjowane w wicca, zresztą w różnych jej liniach, ale obu zachowujących nieprzerwaną ciągłość, znam osobiście.


No to o czym my rozmawiamy? O dwóch osobach? :D Dwie osoby nie czynią jeszcze zjawiska, ruchu religijnego.

Cytuj:
W końcu nie wszystkie zakątki Europy zostały "do końca" schrystianizowane, ich chrystianizacja nie wszęddzie zresztą przebiegała jak u nas, w wyniku decyzju książąt, czy użycia siły. Są miejsca, gdzie "nowe" wplotło się w "stare" i spod tego "nowego" wciąż jest widoczne.


Ło matko, no jakże się ciesze, że wreszcie ktoś przejrzał powyżej Długosza ;)

Cytuj:
Jednak zarówno misteria, jak i obyczaje wiccańskie objętew są przysięgą milczenia, a to, co wycieka na zewnątrz jest zazwyczaj jedynie wydumką osób, które bardzo chciałyby przypisać się do nazwy wicca, jednak nie mają do tego prawa.


Czyli idąc tym tokiem, to co mówisz równiez nie nalezy brac poważnie, gdyż opierasz się na "wydumkach"? :D

Cytuj:
A samozwańczy wiccanin wiccaninem nie jest i być nie może. Również z definicji.


Wiesz, tylko że ja nie będę legitymował nikogo z jakichs swiadectw inicjacyjnych. Jeśli ktgoś twierdzi, że jest wiccaninem, to dla mnie nim on jest. Tak jak Emfazy, który twierdzi, że jest rodzimowiercą (choć powoływła się niedawno na lamaizm). Różnica jednak polega na tym, że ów Emfazy jest sam (lub prawie sam) i stanowi nieistotny margines, natomiast owi wiccanie którzy rzekomo nie sa wiccanami stanowią sporą grupę osób i to nich jest mowa w kontekście "polskiego wiccanizmu" a nie dwóch zakamuflowanych pesonach.

_________________
"Pogańsk knędz, siln wielmi, sjedę w Wislech, rągasze sę christjanom i pakosti diejaasze"


Pn cze 26, 2006 0:43
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
Przede wszystkim - NIE JESTEM wiccanką. Nigdy się za nią nie uważałam, ani nie chciałam nią być. Od tego zacznijmy. Z wicca mam tyle wspólnego, ile Aborygen z rdzennym Amerykaninem na przykład. Czyli - być może, bo o prawdziwej wicca ze względu na obejmującą ją przysięgę milczenia, wiem bardzo niewiele, pewne techniki i metody. Nic więcej.

Cytuj:
Zastanów się jeszcze nad jednym - czy w religii bez dogmatów można wierzyć "niewłaściwie"?
Czy można wierzyć "niewłaściwie"? trudno mi powiedzieć. Bowiem moja religia nie opiera się na wierze, a na doświadczeniu. Bezpośrednim doświadczeniu, rozwijanym poprzez pewne praktyki, o których mówić tu nie będę, część sacrum w każdej religii musi pozostać tajemnicą, na tym przecież między innymi opierają się różne misteria. Sprawą wiary jest jedynie to, jak nazywam to, czego doświadczam. Na obecnym etapie jednak skupiam się przede wszystkim na doświadczeniu, nie na nazywaniu, zatem właściwie kwestia wiary mnie nie dotyczy...

Cytuj:
Zachęcam do przeanalizowania obrzedowości rodzinnej w Polsce, do przeczytania choćby jednego tomu dzieł Kolberga, do wycieczki na wieś. Rodzimowierstwo nie tworzy "podręczników wiary", wszysto opiera się na kontynuacji tradycji i naturalnej ewolucji filozoficznej. Doprawdy nie pojmuje skąd u wiccan tak kiepskie rozeznanie w rodzimych tradycjach.
I tuś waćpan nie trafił. "Lud" Kolberga przeczytałam cały. Kulturą ludową interesuję się mniej więcej od piętnastu lat. I w kwestii ludowych obyczajów trudno mnie zagiąć. Nigdy nie zaprzeczałam istnieniu pogańskich naleciałości w religijności ludowej. Co więcej, miałam z nimi kontakt bezpośredni, miałam wielkie szczęście - moja niania była szeptuchą. Natomiast istnienie tych naleciałości, istnienie pogańskich elementów w zwyczajach i obrzędach nie mówi nic o istocie bóstw stanowiących obiekt wiary. O tym, czym dla mnie jest wiara jako taka - elementem wtórnym wobec DOŚWIADCZENIA pisałam już wyżej. I powtarzam, NIE JESTEM wiccanką, nie mam i nie chcę mieć z wicca nic wspólnego. To nie moja ścieżka. Nie moja bajka.

Cytuj:
Podczas rodzimych świąt moge praktykować pewne obrzedy wyniesione z domu, jest to coś najcenniejszego - wspaniała więź z przodkami, kórej nie zapewni mi żadna inna religia. Nie wiem, czy to rozumiesz, ale w wicca nigdy tego nie znajdziesz.
Widzisz, a dla mnie rzeczą ważniejszą niż więź z przodkami jest więź z Naturą. Z duchami miejsc. Bytami - jak wskazuje doświadczenie - jak najbardziej konkretnymi i rzeczywistymi. Więź z otaczającym światem i poczucie jedności z nim ma dla mnie znaczenie nadrzędne. Ludzie są tu drugorzędni. Jestem częścią Natury i chcę odczuwać i przeżywać to jak najmocniej. Pod każdym względem. Nie interesują mnie tradycje rodzinne. Wiele w nich piękna i nie zaprzeczam jego istnieniu. Ale nie tego - nie jakichkolwiek więzi społecznych szukam i znajduję dzięki mojej religii. Szukam bezpośredniego kontaktu z wszechobecną w świecie boskością. I znajduję go.

Cytuj:
Byłem raz na spotkaniu wiccan - jakies sabaty, kociołki, wszystkie panny ubrane na "mroczno", jakieś celtyckie nazwy świąt - kompletna egzotyka.
A ja na takim święcie nie byłam i być nie chcę. Zazwyczaj Dni świętuję samotnie lub w towarzystwie bliskich mi ludzi, którzy boskość Natury pojmują tak jak ja. Nazwy świąt - nie wszystkie są celtyckie. Ja zresztą ich nie używam. Przesilenia są Przesileniami. Zrównania Zrównaniami. O ile wiem, rodzimowiercy obchodzą również np. majowe święto gaju, noszące celtycką nazwę Beltane. Nazwy nie mają znaczenia. Znaczenie mają zmiany, które zachodzą w przyrodzie, w obracającym się wciąż Kole życia. To co dzieje się w Naturze, a wyznacznikami tych zmian są dni znajdujące się na "szprychach" Koła Roku. Zresztą część z nich jest jak najbardziej obecna w polskiej i nie tylko polskiej chrześcijańskiej religijności ludowej. Odpowiednikiem celtyckiego Imbolc jest święto Matki Boskiej Gromnicznej. Dzień, kiedy zaczynały się rodzić pierwsze jagnięta. Odpowiednikiem neopogańskiego Lughnasa - nieco przesinięte u nas w czasie święto Matki Boskiej Zielnej. Ale święto neopogańskie dotyczy początku żniw, a nie ich kulminacji. Listopadowe święto jest początkiem zamierania Natury, zapadania w zimowy sen... Jak mówię, ja nie używam celtyckich nazw. Są słowami-kluczami, umożliwiającymi porozumienie się z innymi neopoganami. Niczym więcej. Ale nie w nazwie przecież rzecz, a w treści. Może warto byłoby, żebyś zapoznał się z symboliką i znaczeniem Koła Roku... Oktada umożliwia człowiekowi, który tego właśnie szuka w swojej religijności możliwie doskonałe dostrojenie się do zachodzących w Naturze zmian. Ale wygląda na to, że Ty w religii szukasz i oczekujesz od niej czegoś zupełnie innego niż ja. I dobrze. Różni ludzie różnie postrzegają sacrum i różnie się w świecie odnajdują.

Cytuj:
Podczas rodzimych świąt moge praktykować pewne obrzedy wyniesione z domu, jest to coś najcenniejszego - wspaniała więź z przodkami, kórej nie zapewni mi żadna inna religia. Nie wiem, czy to rozumiesz, ale w wicca nigdy tego nie znajdziesz.
Nie szukam niczego w wicca ;). Poza tym w ogóle nie tego szukam w religii. Moja religijność obejmuje zupełnie inną sferę.

Cytuj:
Mozna być fascynatem kultury celtyckiej, wikińskiej, ale nadal jest się Słowianinem. I to w sensie jak wspomniałem kulturowym, podobnie jak np Bułgarzy, którzy genetycznie Słowianami nie są.
Gdybym chciał się zajmować jakąs nieokreśloną religią praindoeuropejską to byłoby włąsnie czyste odtwórstwo, sztuczność. Ewolucja grup etnicznych uczyniła z nas kulturowo Słowian nie widze więc powodu, bym miał wyznawać wiarę celtycką, żydowską czy praindoeuropejską.
Cóż... Celtem nie trzeba było się urodzić. Można było zostać nim przez adopcję, włączenie do wspólnoty, rodziny, przez przyjęcie obowiązujących praw. To historycznie udokumentowane. Ale to tylko dygresja. Za Celtkę się nie uważam. Trudno powiedzieć, że wszyscy jesteśmy kulturowymi Słowianami. Jesteśmy raczej kulturowymi chrześcijanami, a nie każdy deklarujący się jako poganin ma choćby odwagę formalnego wystąpienia z kościoła katolickiego, którego zasady odrzuca.

Przy tym powtórzę raz jeszcze - ważne jest, kto czego szuka w religii i jak ją pojmuje. Traktowanie religii w kategoriach li i tylko wiary jest jedynie zmianą etykietki. Zmienia się panteon, zestaw wierzeń, zestaw praktyk wykonywanych przy okazji różnych świąt. Ale tak naprawdę nie zmienia się światopogląd. Poza etykietką nic się w człowieku nie zmienia.

Traktowana w kategoriach wiary religia praindoeuropejska byłaby faktycznie czystą rekonstrukcją i wydumką. Ale powtórzę raz jeszcze, nie w wierze rzecz. Przynajmniej dla mnie. Wiara jest tylko jednym z elementów religii. I niekoniecznie najważniejszym. Pewnych rzeczy doświadcza się niezależnie od tehgo, czy się w nie wierzy, czy nie. Mogę np. nie wierzyć w istnienie G.W. Busha. Ale przecież to on jest prezydentem Stanów i moja wiara lub niewiara w jego istnienie tego nie zmieni. Pewne rzeczy w natureze po prostu SĄ. Czy I to, czy w nie wierzymy, czy nie nie ma na ich istnienie żadnego wpływu. Trzeba tylko umieć je dostrzec, wejść z nimi w kontakt, a temu służą techniki nazywane magicznymi.

Rzecz w pewnyym sposobie postrzegania konstrukcji świata, zasad nim rządzących i swojego w nim miejsca. Chyba nie jesteśmy w stanie zrozumieć się w tej kwestii.

Ja nie czuję się Słowianką. Jestem raczej klasycznym mieszańcem, również kulturowym. Zeby nie powiedzieć "kundlem"... Mojej "słowiańskości" przeczy zresztą mój typ fizyczny, a o pewnych rzeczach, których doświadczyłam i doświadczam, nie chcę tu pisać, bo są sprawy, o których nie rozmawia się z obcymi.

Cytuj:
Cytuj:
Cytat:
W końcu nie wszystkie zakątki Europy zostały "do końca" schrystianizowane, ich chrystianizacja nie wszęddzie zresztą przebiegała jak u nas, w wyniku decyzju książąt, czy użycia siły. Są miejsca, gdzie "nowe" wplotło się w "stare" i spod tego "nowego" wciąż jest widoczne.
Ło matko, no jakże się ciesze, że wreszcie ktoś przejrzał powyżej Długosza
Pisząc to nie miałam na myśli Polski ;). Są zakątki Europy schrystianizowane znacznie dawniej, ale jednocześnie znacznie mniej "skutecznie". I jeśli mam możliwość uczenia się od ludzi, którzy pewne rzeczy przechowali przez pokolenia, od zawsze, a ich sposób odczuwania (bardziej właśnie odczuwania niż postrzegania) świata i zawartej w nim boskości jest zbieżny z moim, zamierzam skorzystać z możliwości uczenia się od nich.

Cytuj:
Cytuj:
Cytat:
Jednak zarówno misteria, jak i obyczaje wiccańskie objętew są przysięgą milczenia, a to, co wycieka na zewnątrz jest zazwyczaj jedynie wydumką osób, które bardzo chciałyby przypisać się do nazwy wicca, jednak nie mają do tego prawa.
Czyli idąc tym tokiem, to co mówisz równiez nie nalezy brac poważnie, gdyż opierasz się na "wydumkach"?
Jak mówiłam, NIE JESTEM wiccanką. Wspominałam zresztą o ytym i w poprzednich postach. I nie opieram się na wydumkach, a na tradycji przechowanej przez pokolenia. Nie na wydumkach, a na doświadczeniu. A jego interpretacji uczę się od tych, którzy przez wieki świat odczuwali w taki, a nie inny sposób. I swoje doświadczenia przekazywali kolejnym pokoleniom w wersji całkowicie wypranej z chrześcijańskich naleciałości.

Czy opieram się na wydumkach? No nie bardzo. Jako religioznawca mam dość mocno rozbudowany humanistyczny aparat badawczy. I poieram się głównie na nim. Jak również - w kwestii tego, co mówię o wicca - lekturze źródeł jak najbardziej wiccańsskich, od założyciela kultu począwszy. O samym zjawisku tej religii można się z nich sporo dowiedzieć, choć nie ma w nich nic o rzeczywistych praktykach, ani o ich formie, ani o treści. Dlatego właśnie każdy niewprowadzony w misteria, a wiccaninem się nazywający nie ma innego wyjścia niż stosowanie wydumek.

Cytuj:
Wiesz, tylko że ja nie będę legitymował nikogo z jakichs swiadectw inicjacyjnych. Jeśli ktgoś twierdzi, że jest wiccaninem, to dla mnie nim on jest. Tak jak Emfazy, który twierdzi, że jest rodzimowiercą (choć powoływła się niedawno na lamaizm). Różnica jednak polega na tym, że ów Emfazy jest sam (lub prawie sam) i stanowi nieistotny margines, natomiast owi wiccanie którzy rzekomo nie sa wiccanami stanowią sporą grupę osób i to nich jest mowa w kontekście "polskiego wiccanizmu" a nie dwóch zakamuflowanych pesonach.
Nie chodzi o "świadectwa inicjacyjne". A wiccanoid wiccaninem nigdy nie będzie. Chodzi o wprowadzenie w misteria i przedstawienie adepta konkretnej parze bóstw i ich jemu. Tylko ktoś, kto to przeszedł może doświadczyć (znowu - DOŚWIADCZYĆ!) kontaktu z wiccańskimi bóstwami. Może rzeczywiście przeżyć i zrozumieć misteria. U pozostałych to tylko wyobraźnia. Wiele krzywdy zrobiły tu popularne książki dla różnych - jak je nazywasz "nastoletnich czarownic". Słowo "wicca" zaczęło denominować rzecz z wicca nie mającą nic wspólnego... A Emfazy - czy aby na pewno stanowi margines? Skoro zarejestrowany przez niego związek religijny jest w polskim pogaństwie - niestety - organizacją sztandarową?

Cytuj:
Przy okazji przypomniał mi sie podstawowy mój "zarzut" wobec wicaan - nic nie tworzą, zas zabijają rodzimą kulturę. Podobnie jak różne walentynki, hipermarkety itp. Wiele nasza rodzima kultura wycierpaiała, powinna być pod ścisłą ochroną
Ależ z tym jak najbardziej się zgadzam. Sama jestem równie przeciwna walentynkowemu waleniu tynków i haołinowym dyniom. Tyle, że zachowanie rodzimej, własnej kultury, nie musi mieć kontekstu religijnego.

A jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie wiccanką, uznam, że robisz to celowo, po to żeby mnie obrazić. Już pomijając wszystko inne, jako religioznawca z wykształcenia, staram się pozyskiwać jak najszerszą wiedzę o wszystkich, również nowych nurtach religijnych, w tym i wicca, i zapobiegać ich błędnemu nazywaniu. Gdzie tylko się da.

Nie dogadamy się. Najwyraźniej samo pojęcie pogaństwa rozumiemy w diametralnie różny sposób. Proponuję zatem zaprzestać tego bicia piany...

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Pn cze 26, 2006 1:59
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lip 10, 2005 20:17
Posty: 467
Post 
Elwinga napisał(a):
Czy można wierzyć "niewłaściwie"? trudno mi powiedzieć. Bowiem moja religia nie opiera się na wierze, a na doświadczeniu. Bezpośrednim doświadczeniu, rozwijanym poprzez pewne praktyki, o których mówić tu nie będę, część sacrum w każdej religii musi pozostać tajemnicą, na tym przecież między innymi opierają się różne misteria. Sprawą wiary jest jedynie to, jak nazywam to, czego doświadczam. Na obecnym etapie jednak skupiam się przede wszystkim na doświadczeniu, nie na nazywaniu, zatem właściwie kwestia wiary mnie nie dotyczy...


Skąd zatem założenie, że rodzimowierstwo opiera się na odtwórstwie i zarzut, że nie mamy identycznych obrzędów jak 100 lat temu? :shock:

Cytuj:
I tuś waćpan nie trafił. "Lud" Kolberga przeczytałam cały. Kulturą ludową interesuję się mniej więcej od piętnastu lat. I w kwestii ludowych obyczajów trudno mnie zagiąć. Nigdy nie zaprzeczałam istnieniu pogańskich naleciałości w religijności ludowej. Co więcej, miałam z nimi kontakt bezpośredni, miałam wielkie szczęście - moja niania była szeptuchą. Natomiast istnienie tych naleciałości, istnienie pogańskich elementów w zwyczajach i obrzędach nie mówi nic o istocie bóstw stanowiących obiekt wiary.


Bo te źródła jeszcze trzeba umieć czytać ;) Gdybyś uważnie je czytała, to wiedziałabyś, że "mistrz" przekazując swoją wiedzę magiczną "uczniowi" wyzbywa się jej, traci ją poprostu. Dla tego śmieszą mnie te "koweny wiccańskie", gdyż jest to pic na wodę. Owa "tajemniczośc" raczej ma przykryć puskę, która się za tym kryje. Ale socjologicznie to działa :D


Cytuj:
Widzisz, a dla mnie rzeczą ważniejszą niż więź z przodkami jest więź z Naturą. Z duchami miejsc. Bytami - jak wskazuje doświadczenie - jak najbardziej konkretnymi i rzeczywistymi. Więź z otaczającym światem i poczucie jedności z nim ma dla mnie znaczenie nadrzędne. Ludzie są tu drugorzędni.


Wiec człowiek nie jest wg ciebie elementem natury? Nie jest zwierzęciem? To raczej chrześcijańskie podejście :D Człowiek oraz dusze przodków stanowią nierozerwalny element natury. Próbując jednoczyć się z naturą na tych ziemiach niesposób pominąc przodków. Inaczej żyjesz w ułudzie.

Cytuj:
Jestem częścią Natury i chcę odczuwać i przeżywać to jak najmocniej. Pod każdym względem. Nie interesują mnie tradycje rodzinne. Wiele w nich piękna i nie zaprzeczam jego istnieniu. Ale nie tego - nie jakichkolwiek więzi społecznych szukam i znajduję dzięki mojej religii. Szukam bezpośredniego kontaktu z wszechobecną w świecie boskością. I znajduję go.


Ale ta biskośc jest nie tylko w drzewie i źródełku. Jest również w kulturze. Sama wspomniałas, że Gardner nie medytował pod drzewem, ale wywiódł WIEDZĘ ludową i z niej ułozył swoje wypociny. Bo ta wiedza wzbogacana była przez tysiące lat, tylko że użyta na terenie innej kultury niz została zebrana jest praktycznie bezwartościowa. :D

Cytuj:
O ile wiem, rodzimowiercy obchodzą również np. majowe święto gaju, noszące celtycką nazwę Beltane.


??? Chyba żartujesz soebie. Kto, gdzie? Wielu obchodzi majowe święto w rózny sposób, bo ale na pewno nie jako jakieś Beltane. Jakby to czytali to by chyba osiwieli :D Jeśli kultura ludowa jest ci tak dobrze znana, to zapewne spotkałas się z rodzimymi obrzedami majowymi.


Cytuj:
Nazwy nie mają znaczenia. Znaczenie mają zmiany, które zachodzą w przyrodzie, w obracającym się wciąż Kole życia. To co dzieje się w Naturze, a wyznacznikami tych zmian są dni znajdujące się na "szprychach" Koła Roku.


Mam dla ciebie trudne pytanie. Jak byś świętowała, gdybyś wyjechała na półule poludniową, gdzie lato jest zimą i na odwrót?

Cytuj:
Zresztą część z nich jest jak najbardziej obecna w polskiej i nie tylko polskiej chrześcijańskiej religijności ludowej. Odpowiednikiem celtyckiego Imbolc jest święto Matki Boskiej Gromnicznej. Dzień, kiedy zaczynały się rodzić pierwsze jagnięta.


Widzisz, w jednym rejoinie były to jagnięta, w innym niedżwiedź budził się ze swego snu. Próbujesz wprowadzić uniwersalizm geograficzny do religii pogańskiej cojest jej zaprzeczeniem. To samo wprowadziło chrześcijaństwo swoimi opowieściami o mannie, pustyniach i palmach, co jest kompletnie nieadekwatne do tutejszych warunków.

Cytuj:
Ale nie w nazwie przecież rzecz, a w treści.


Wg ciebie święta i i ch symbolika są uniwersalne? Przyjżyj się nazwom miesięcy na słowiańszczyźnie - te same nazwy czasem sa porozrzucane na przestrzein dwóch miesięcy. Każdy region rządzi się innymi prawami.

Cytuj:
Ale wygląda na to, że Ty w religii szukasz i oczekujesz od niej czegoś zupełnie innego niż ja.


Trafne i kluczowe spostrzeżenie.


Cytuj:
Cóż... Celtem nie trzeba było się urodzić. Można było zostać nim przez adopcję, włączenie do wspólnoty, rodziny, przez przyjęcie obowiązujących praw. To historycznie udokumentowane. Ale to tylko dygresja.


Gdybyś urodziła się np w Irlandii, albo mieszkała tam od dawna, albo miała tam jakiś związek poprzez najbliższa rodzine to się zgodzę. Ale po przeczytaniu paru ksiązek i wizycie wakacyjnej na wyspie nie staniesz się Celtką, w ogóle szkoda dyskusji.

Cytuj:
Za Celtkę się nie uważam. Trudno powiedzieć, że wszyscy jesteśmy kulturowymi Słowianami. Jesteśmy raczej kulturowymi chrześcijanami, a nie każdy deklarujący się jako poganin ma choćby odwagę formalnego wystąpienia z kościoła katolickiego, którego zasady odrzuca.


To raczej wynik lenistwa, większości ludzi się nie chce uzerać z księdzem. To mniej więcej tak, jakby mnie ktoś kiedyś zapisął do koła przyjaciół origami, ale nie widze potrzeby, zeby się specjalnie gdzieś tam udawać i wypisywać. Aczkolwiek moja procedura występowania formalnego z KRK jest w toku - główną przyczyna jest obawa oi dokonanie ona mnie katolickiego obrzedu pogrzebowego.
Co do pierwszej części wypowiedzi, to widac nie za bardzo rozumiesz złożonej sprawy jaka jest kultura. Ile jest wspólnych tradycji i mentalności polskiego katolika i powiedzmy katolika z Ghany? Raczej mało. Spójrz na zachowania ludzi - daleko im do idei chrześcijańskich.

Cytuj:
Przy tym powtórzę raz jeszcze - ważne jest, kto czego szuka w religii i jak ją pojmuje. Traktowanie religii w kategoriach li i tylko wiary jest jedynie zmianą etykietki. Zmienia się panteon, zestaw wierzeń, zestaw praktyk wykonywanych przy okazji różnych świąt. Ale tak naprawdę nie zmienia się światopogląd. Poza etykietką nic się w człowieku nie zmienia.


Dziwi mnie to co napisałas w kontekscie swojej poprzedniej wypowiedzi. Skoro twierdzisz, że światopogląd ludzi jest chrześcijański, to chyba nie za bardzo się w tym orientujesz.

Cytuj:
Traktowana w kategoriach wiary religia praindoeuropejska byłaby faktycznie czystą rekonstrukcją i wydumką. Ale powtórzę raz jeszcze, nie w wierze rzecz. Przynajmniej dla mnie. Wiara jest tylko jednym z elementów religii. I niekoniecznie najważniejszym. Pewnych rzeczy doświadcza się niezależnie od tehgo, czy się w nie wierzy, czy nie. Mogę np. nie wierzyć w istnienie G.W. Busha. Ale przecież to on jest prezydentem Stanów i moja wiara lub niewiara w jego istnienie tego nie zmieni.


Nie prawda. Jego istnienie opoerasz na wierze gazetom, telewizji itd. a w rzeczywistości niogdy go nie widziałas na żywo. Może to postać animowana, albo jakis statysta a tak na prawdę prezydent wygląda i zaywa się inaczej. Ale to taka dygresyjka :D


Cytuj:
Pewne rzeczy w natureze po prostu SĄ. Czy I to, czy w nie wierzymy, czy nie nie ma na ich istnienie żadnego wpływu. Trzeba tylko umieć je dostrzec, wejść z nimi w kontakt, a temu służą techniki nazywane magicznymi.


Jasne, tylko ze studiując np folologię irlandzką nie dogadzasz się z chłpem spod Kościerzyny. Analogicznie wzorując się na tradycjach z wysp brytyjskich nie dogadasz się naszą ziemią. A jesli wydaje ci się, że z nią masz łącznośc, to jesteś w ogromnym błędzie.

Cytuj:
Ja nie czuję się Słowianką. Jestem raczej klasycznym mieszańcem, również kulturowym. Zeby nie powiedzieć "kundlem"... Mojej "słowiańskości" przeczy zresztą mój typ fizyczny, a o pewnych rzeczach, których doświadczyłam i doświadczam, nie chcę tu pisać, bo są sprawy, o których nie rozmawia się z obcymi.


Typ fizyczny nie ma tu nic do rzeczy. O wiele ważniejsze jest to, gdzie siuę urodziłas i gdzie wychowałaś, jakich drzew słuchałaś i po jakiej ziemi stapałaś.

Cytuj:
Pisząc to nie miałam na myśli Polski ;). Są zakątki Europy schrystianizowane znacznie dawniej, ale jednocześnie znacznie mniej "skutecznie".


A ja miałem na myłśi własnie Polskę :) I to mnie włąsnieśmieszy, zachłystywanie się zachodem, szukanie odpowiedzi w odległych krajach, podczas gdy odpowiedż byłą od zawsze wypisana nad drzwiami twojego domu rodzinnego.

Cytuj:
I jeśli mam możliwość uczenia się od ludzi, którzy pewne rzeczy przechowali przez pokolenia, od zawsze, a ich sposób odczuwania (bardziej właśnie odczuwania niż postrzegania) świata i zawartej w nim boskości jest zbieżny z moim, zamierzam skorzystać z możliwości uczenia się od nich.


Juz mowielm, to falszywa nauka. Nikt ci enie nauczy prawdziwych praktyk, bo sam by te zdolnaosc utracul. No, chyba ze jestes jego wybrancem.

Cytuj:
Jak mówiłam, NIE JESTEM wiccanką. Wspominałam zresztą o ytym i w poprzednich postach. I nie opieram się na wydumkach, a na tradycji przechowanej przez pokolenia. Nie na wydumkach, a na doświadczeniu. A jego interpretacji uczę się od tych, którzy przez wieki świat odczuwali w taki, a nie inny sposób. I swoje doświadczenia przekazywali kolejnym pokoleniom w wersji całkowicie wypranej z chrześcijańskich naleciałości.


Nie kochana. uczysz sie od tych, ktorzy ci mowia, ze maja wiedze pochodzaca od tych pokolen. Jest to iluzja, o czym wczesniej wspominalem.

Cytuj:
Czy opieram się na wydumkach? No nie bardzo. Jako religioznawca mam dość mocno rozbudowany humanistyczny aparat badawczy. I poieram się głównie na nim. Jak również - w kwestii tego, co mówię o wicca - lekturze źródeł jak najbardziej wiccańsskich, od założyciela kultu począwszy.


Ale jak to? Przeciez czlonkow wicca obowiazuje tajemnica :D Wybacz, ale to jawna sprzecznosc i niekonsekwencja.

Cytuj:
O samym zjawisku tej religii można się z nich sporo dowiedzieć, choć nie ma w nich nic o rzeczywistych praktykach, ani o ich formie, ani o treści. Dlatego właśnie każdy niewprowadzony w misteria, a wiccaninem się nazywający nie ma innego wyjścia niż stosowanie wydumek.


Tym bardziej swiadczy to na niekozysc tych, co nazywaja sie wiccankami.

Cytuj:
A Emfazy - czy aby na pewno stanowi margines? Skoro zarejestrowany przez niego związek religijny jest w polskim pogaństwie - niestety - organizacją sztandarową?


Buhahaha! No nie, przepraszam, ale rozwalilas mnie. Na czym opierasz swoja wiedze? Na artykulach z internetu? Oslabiasz mnie. O RKP moge ci powiedziec wiele, albo wiem bylem tam kiedys. Nie ma tam czego szukac, to posmiewisko rodzimej wiary. Zalozone przez kolko pasjonatow, kiedy wymog byl jeszcze 15 osob. Rozpowszechniaja klamstwa, jakoby bylo ich 2,5 tys - to bzdyra, wpisanych jest tam okolo 150 osob z czego faktycznie dzialajacych jest jakies 4 osoby, ale raczej zajmuja sie odgrywaniem teatru slowianskiego niz czyms konkretnym. Przy okazji - winnym rownoleglym watku napisalas cos takiego:
Jakiekolwiek zrzeszenia, czy związki wyznaniowe, czy jak to zwał, to jedynie margines czegoś, co można by nazwać ruchem pogańskim.
Czymyslisz, ze w rodzimowierstwie jest inaczej? Cala propaganda RKP jest prowadzona przez jednego fanatyka, a prawdziwa rodzima wiara nie potrzebuje sie afiszowac. Spytaj jakiegokolwiek rodzimowiercy - rzadko uslyszysz cos pozytywnego na temat RKP. Z reszta sama nazwa "kosciol" wiele tu juz mowi.

Cytuj:
Tyle, że zachowanie rodzimej, własnej kultury, nie musi mieć kontekstu religijnego.


religia jest elementem kultury. idac twoim tokiem myslenia rownie dobre jest chrzescijanstwo.

Cytuj:
A jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie wiccanką, uznam, że robisz to celowo, po to żeby mnie obrazić.


Przepraszam, na prawde myslalem, ze jestes wiccanka. Teraz juz wiem, ze nie. A juz myslalem, ze spotkalem pierwsza sympatyczna wiccanke :D
Ale ja tez mam prosbe - nie mow mi, ze kosciol Stefanskiego jest sztandarowa instytucja rodzimowierstwa, bo obrazasz nie tylko mnie ale iwielu ludzi. Cos tam sobie robia odwolujac sie bardzo luzno do rodzimej religii i jedyne co wytwarzaja to kolosalna propagande za ktora jest pustka i nicosc.

Cytuj:
Już pomijając wszystko inne, jako religioznawca z wykształcenia, staram się pozyskiwać jak najszerszą wiedzę o wszystkich, również nowych nurtach religijnych, w tym i wicca, i zapobiegać ich błędnemu nazywaniu. Gdzie tylko się da.



A ja jako geograf z wyksztalcenia starm sie do wszystkiego podchodzic kompleksowo, łączyć różne elementy i pamiętać o zróżnicowaniu geograficznym kazdego elementu - w tym i religii.

Cytuj:
Nie dogadamy się. Najwyraźniej samo pojęcie pogaństwa rozumiemy w diametralnie różny sposób. Proponuję zatem zaprzestać tego bicia piany...


E tam zaraz pinay. Gadamy se, nie? ;) Pojecie "poganstwo" jest tak mętne, że nie do końca go rozumiem. Nie ma czegoś takiego jak "religia pogańska". Jest religias słowiańska, celtycka, chrzescijańska itd.[/url]

_________________
"Pogańsk knędz, siln wielmi, sjedę w Wislech, rągasze sę christjanom i pakosti diejaasze"


Pn cze 26, 2006 16:47
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 18:28
Posty: 384
Lokalizacja: Szczecin
Post 
Elwinga napisał(a):
Blizbor napisał(a):
No comment...

Bo żeby komentować, trzeba mieć argumenty... :D


To "no comment" użyłem w takim znaczeniu, że nie mam ochoty cały czas komentować takich bzdur, to typowo lewackie podejście - niech każdy z każdym i wszyscy będą happy, naród jest be, uniwersalizm jest cool, i wogóle narody całego świata mieszajcie się !!! - to jest nawiedzone. Mnie takie coś rozbraja, nie mówiąc już o tym, że sama sobie przeczysz. Tutaj piszesz, że jesteśmy etniczną mieszanką, a gdzie indziej, że do dzisiaj na wioskach pozostała tendencja do podziału "swój-obcy" i gdzie obcego trzeba "z bata". No zastanów się...

_________________
Kto podnosi broń ten walczy w świętym kręgu bogów - albo zwycięstwo, albo śmierć.


Pn cze 26, 2006 17:36
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
Dobra, spróbuję jeszcze raz.

Wojen napisał(a):
Skąd zatem założenie, że rodzimowierstwo opiera się na odtwórstwie i zarzut, że nie mamy identycznych obrzędów jak 100 lat temu?
Nie interesuje mnie czy obrzędy są takie same, jak przed stu laty. Jeśli są takie same jak przed tysiącem lub półtora, to pełen szacun i wycofanie zarzutu. Tylko... jeden drobny szczegół. Przekona mnie tylko niezbijalny dowód :D

Cytuj:
Bo te źródła jeszcze trzeba umieć czytać Gdybyś uważnie je czytała, to wiedziałabyś, że "mistrz" przekazując swoją wiedzę magiczną "uczniowi" wyzbywa się jej, traci ją poprostu. Dla tego śmieszą mnie te "koweny wiccańskie", gdyż jest to pic na wodę. Owa "tajemniczośc" raczej ma przykryć puskę, która się za tym kryje. Ale socjologicznie to działa.
A tu - widziez - wiele zależy od regionu. W jednych przyjmowano za pewnik, że przekazanie "wiedzy" łączy się z jej utratą, dlatego zwykle była przekazywana na łożu śmierci. W innych wcale niekoniecznie. W tej samej wołoskiej kulturze pasterzy tatrzańskich i beskidzkich, wiedza baców, tradycyjnie przecież trudniących się "pewnymi sprawami" była przekazywana zupełnie inaczej. I na dodatek różnie w różnych zakątkach Beskidów. Rozmawiałam zresztą kiedyś o tym z pewnym bacą pod Kudłoniem w Gorcach. Jedni rzeczywiście przekazywali swoją wiedzę, czując zbliżającą się "smugę cienia", inni wybierali sobie uczniów spośród najlepiej rokujących juhasów i szkolili ich przez lata, nie tracąc przy tym niz z własnych umiejętności. Kolberg zresztą, choć jest znakomitym źródłem etnograficznym, jest jednocześnie źródłem nieco przeterminowanym, w dodatku etnograficznym, nie etnologicznym, czyli jedynie opisowym, nie interpretacyjnym...

Jeśli chodzi o "koweny wiccańskie" - tu się zgodzę. Natomiast jeśli chodzi o koweny wiccańskie bez cudzysłowu, nie. Nie miałam z takimi do czynienia, natomiast wiem, czym jest wspólne wykonywanie pewnych praktyk. I jest to zarówno najlepsza metoda szkolenia, jak i doświadczenie nieporównywalne z niczym. I nie dziwię się bardzo silnej więzi łączącej ich członków. Ani temu, że pewnych rzeczy po prostu nie przekazują na zewnątrz. O sprawach tak intymnych rozmawia się tylko z najbliższymi, ludźmi, których się w pełni akceptuje i jest się w pełni akceptowanym przez nich. Nie darmo kowen nazywa się Rodziną.

Jest tu jeszcze jedna sprawa - do czego konkretni ludzie stosują techniki magiczne. Do wpływania na innych, do spowodowania zmian w otaczającym ich świecie materialnym? To dla mnie stanowi pobocze magii. Nawet umiejętności lecznicze czy zielarskie są wtórne. Jej istotą jest tworzenie więzi z otacającym światem, niezależnie od miejsca, w którym człowiek się znajduje. Umiejętność jej nawiązania. Dostrojenia się do niego. Zarezonowania. Poczucia jedności. Temu właśnie służą pewne techniki, a jeśli dają różnego rodzaju przydatne efekty uboczne, to tylko lepiej.

Cytuj:
Wiec człowiek nie jest wg ciebie elementem natury? Nie jest zwierzęciem? To raczej chrześcijańskie podejście Człowiek oraz dusze przodków stanowią nierozerwalny element natury. Próbując jednoczyć się z naturą na tych ziemiach niesposób pominąc przodków. Inaczej żyjesz w ułudzie.
Znów się nie rozumiemy. Nigdzie nie mówiłam, że człowiek nie jest elementem natury. Jak najbardziej nim jest, w dodatku wśród jej elementów nie jest w żaden sposób uprzywilejiowany. Jest poddany tym samym cyklom, tym samym zależnościom i uwarunkowaniom. Tyle, że samo przyjęcie tego do wiadomości to stanowczo za mało. To tylko wiedza lub wiara. Ważne jest doświadczenie. Poczucie tej jedności. Poczucie bycia jednym z niezwykle licznych trybików.

Cytuj:
Ale ta biskośc jest nie tylko w drzewie i źródełku. Jest również w kulturze. Sama wspomniałas, że Gardner nie medytował pod drzewem, ale wywiódł WIEDZĘ ludową i z niej ułozył swoje wypociny. Bo ta wiedza wzbogacana była przez tysiące lat, tylko że użyta na terenie innej kultury niz została zebrana jest praktycznie bezwartościowa.

Oczywiście, ze nie jest tylko w drzewie czy źródełku. Byłoby to uproszczeniem. Jest w ziemi. W powietrzu. W wodzie. W ogniu. Również i w kulturze, jednak ja postrzegam ją szerzej. Nie da się ukryć, ze wszystkie ludy zamieszkujące północną i środkowo-zachodnią Europę, nie dość że są z sobą dobrze genetycznie zmiksowane, mają wspólny rdzeń. Ten indoeuropejski właśnie. Ja po prostu szukam głębiej niż na przestrzeni ostatnich - powiedzmy - dwóch tysiącleci. Jeśli chcesz, możesz to nazwać grzebaniem we wspólnych tzw. "rasie kaukaskiej", uniwersalnych archetypach. Ale Jungowskie pojęcie archetypu to psychologizujące uproszczenie. U jego podstaw nie leży li i tylko nasz umysł i zakodowane w nim wzorce, ale źródło tych wzorców. Które jest na zewnątrz. W otaczającym nas świecie, gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli. Gdzie byśmy się nie znaleźli, drzewa kwitną, zwierzęta rodzą młode, człowiek orze, sieje i zbiera plony. Łowca poluje, a kobieta podtrzymuje domowy ogień. Ale znów - nie umiem tej myśli wyrazić na tyle jasno, by była zrozumiała dla ludzi, którzy myślą zupełnie innymi torami niż ja.

Cytuj:
?? Chyba żartujesz soebie. Kto, gdzie? Wielu obchodzi majowe święto w rózny sposób, bo ale na pewno nie jako jakieś Beltane. Jakby to czytali to by chyba osiwieli Jeśli kultura ludowa jest ci tak dobrze znana, to zapewne spotkałas się z rodzimymi obrzedami majowymi.
Dobrze. Może wyraziłąm się niejasno. Jak mówiłam, sama nie używam obcych nazw. Beltane było przykładem. Na obecność majowego święta płodności rónież w naszej kulturze, a nie jedynie w celtyckiej. Oktada JEST uniwersalna. Oczywiście, że w zależności od warunków geograficzno-klimatycznych przesuwają się pewne jej akcenty. I pewne znaczenia świąt. To, co na Wyspach jest Śródwiośniem, u nas jest jej początkiem. I tak dalej. Ale zmiany w klimacie umiarkowanym zachodzą w pewnym niezmiennym cyklu. Czy to naprawdę takie trudne do dostrzeżenia?

Cytuj:
Mam dla ciebie trudne pytanie. Jak byś świętowała, gdybyś wyjechała na półule poludniową, gdzie lato jest zimą i na odwrót?
Ależ to nie jest trudne pytanie. Jest śmiesznie proste. Na półkuli południowej to, co dla nas jest letnim przesileniem, jest przesileniem zimowym. Tutaj dni zaczynają się skracać, tam wydłużać. Oktada jako taka się nie zmienia. Następuje tylko - znowu - pewne przesunięcie akcentów. Po południowej stronie równika listopadowe święto jest świętem środka jasnej pory roku. U nas ciemnej. Przecież to oczywiste. Chodzi o dostrojenie siebie do zmian zachodzących w Naturze. A nie o odklepywanie rytuałów jako takich, w czym celują domorośli "wiccanie". Tym bardziej, że wszystkie święta Oktady obchodzę w ich terminach astronomicznych, nie zwyczajowych. Bo chodzi o jedność z Całością, a nie tym, co jakakolwiek partykularna grupa ludzi uważa za słuszne.

Cytuj:
Widzisz, w jednym rejoinie były to jagnięta, w innym niedżwiedź budził się ze swego snu. Próbujesz wprowadzić uniwersalizm geograficzny do religii pogańskiej cojest jej zaprzeczeniem. To samo wprowadziło chrześcijaństwo swoimi opowieściami o mannie, pustyniach i palmach, co jest kompletnie nieadekwatne do tutejszych warunków.

Mam wrażenie, ze czytasz mnie przez pryzmat "ona gada bzdury i na pewno się myli". Widzisz, akurat na naszym Podhalu na przykład zarówno niedźwiedzie wyłaziły z gawr, jak i kociły się jagnięta. W tym samym czasie. W drugiej połowie zimy. Uniwersalizm geograficzny? Zależy, jak go pojmiesz. Czy uznasz, że przesilenia i zrównania nie są terminami uniwersalnymi? A dni wyznaczające połowę czasu, który między nimi upłynął? Podobnie z fazami Księżyca. Jego wpływ na naturę, nawet na rytmy kobiecego ciała, jest bezdyskusyjny. To SĄ święta uniwersalne. Jednak - oczywiście - w zależności od lokalizacji geograficznej - mogą nabierać innego znaczenia. Na wiosenne Zrównanie u nas rozpoczyna się okres kwitnienia i pełni wegetacji. Pełnego rozkwitu życia. Na półkuli południowej rozpoczyna się powolne wygasanie i przygotowanie do zimowego snu. Mówię tu o klimacie umiarkowanym, bo w takim właśnie klimacie urodziłam się i dojrzewałam i do takiego klimatu dostosowane są rytmy we mnie samej. Nie interesuje mnie tutaj klimat zwrotnikowy, czy polarny. Tam być może Oktada rzeczywiście nie miałaby zastosowania, znaczenie miałyby tylko święta stricte solarne.

Cytuj:
Gdybyś urodziła się np w Irlandii, albo mieszkała tam od dawna, albo miała tam jakiś związek poprzez najbliższa rodzine to się zgodzę. Ale po przeczytaniu paru ksiązek i wizycie wakacyjnej na wyspie nie staniesz się Celtką, w ogóle szkoda dyskusji.
Ależ oczywiście. Natomiast jeżeli nastąpiło pewne - hm... zestrojenie z duchami tamtejszej ziemi, sprawa zaczyna się komplikować. Znowu - doświadczenie, a nie wiedza książkowa, czy wiara. Zresztą nie mówiłam wcale, że zamierzam stać się Celtką przez adopcję. Tu byłą dygresja historyczno-etnologiczna. I to mimo, że mój typ fizyczny wskazuje na pewne genetyczne pokrewieństwo z tą właśnie społecznością. Tak się jednak składa, że planuję wyjazd, na długo, na parę lat, jeżeli nie na stałe, a składowa "za chlebem" jest wtórna do jego zasadniczego celu. I tyle na ten temat.

Cytuj:
Cytuj:
Cytat:
Przy tym powtórzę raz jeszcze - ważne jest, kto czego szuka w religii i jak ją pojmuje. Traktowanie religii w kategoriach li i tylko wiary jest jedynie zmianą etykietki. Zmienia się panteon, zestaw wierzeń, zestaw praktyk wykonywanych przy okazji różnych świąt. Ale tak naprawdę nie zmienia się światopogląd. Poza etykietką nic się w człowieku nie zmienia.

Dziwi mnie to co napisałas w kontekscie swojej poprzedniej wypowiedzi. Skoro twierdzisz, że światopogląd ludzi jest chrześcijański, to chyba nie za bardzo się w tym orientujesz.

Nie rozumiemy się. Nie mówiłam, że światopogląd jest chrześcijański. Lub niezupełnie. Ale jest zbliżony do chrześcijańskieggo. Oparty na wierze. Zmieniają się tylko nazwy. Oczywiście, nie dotyczy to każdego. Ale wielu jedną wiarę zastępuje inną wiarą, jeden kodeks etyczny innym, jeden zestaw wierzeń innym. Wierzą, przyjmują zasady. Ale nie odczuwają. Nie doświadczają. Nie rozwijają choćby swojej zdolności percepcji, bez której rozwoju doświadczenie pewnych spraw jest zwyczajnie niemożliwe, chyba że ktoś od urodzenia jest w tym kierunku wyjątkowo uzdolniony. Wciąż uważając się np. za istoty w jakiś sposób szczególnie w Naturze uprzywilejowane. Lub cały czas postrzegają siebie jako istoty dualne, twardo rozróżniając sfery ciała i ducha, co jest ewidentnym pokłosiem wychowania w kulturze (właśnie! kulturze) chrześcijańskiej i pokutującym śladem semickiego, zaratustriańskiego dualizmu, obcego rdzennym ludom Europy. Dlatego mówiłam wcześniej o sięganiu głębiej, poza wszelkie nakładki znanej nam kultury. Do jedynej wspólnoty ludów europejskich jako całości, jaka jest bezdyskusyjna - genetycznej.

Cytuj:
Ile jest wspólnych tradycji i mentalności polskiego katolika i powiedzmy katolika z Ghany? Raczej mało. Spójrz na zachowania ludzi - daleko im do idei chrześcijańskich.
No parę wspólnych tradycji by się znalazło. Nawet jeżeli sposób czczenia bóstwa, sposób czysto zewnętrzny, różni się, wciąż będą oni w tym samym terminie obchodzili jego narodziny, śmierć i zmartwychwstanie. Będą szli w pielgrzymkach do miejsc, które uważają za święte. Będą postrzegali się jako istoty ułomne, wymagające zbawienia i odkupienia. Istoty cielesno-duchowe, gdzie ciało i duch stanowią dwie odrębne sfery i ciało jest sferą wobec ducha podrzędną i służebną. Nie będą postrzegać jednego i drugiego jako naczyń połączonych, nierozerwalnie z sobą związanych wpływających na siebie nawzajem. Będą się uważać za koronę stworzenia, najdoskonalsze z ziemskich istot. Mnie łatwioej byłoby świętować z jakimś ghańskim czarownikiem, jeśli swoją tożsamość jako bytu postrzegałby w sposób zbliżony do mojego, niż z katolikiem z dowolnej części świata, o ile przyjmowałby zasady tak zwanej "antropologii chrześcuijańskiej". Bo moja antropologia filozoficzna, a zapewniam Cię, że nie tylko moja, podobnych mnie jest wielu, również w Polsce, opiera się na zupełnie innych zasadach. Chrześcijanin zupełnie inaczej postrzega swoje miejsce w świecie niż ja. I moje praktyki, jednocześnie wynikające ze strącenia ludzkości z piedestału, na którym postawiło go chrześcijaństwo, jak i z odmówienia jej ułomności grzechu pierworodnego i pojęcia grzechu w ogóle, mogliby uznać za wysoce bluźniercze. Postrzeganie przez dowolnego chrześcijanina człowieczeństwa jako takiego i miejsca tego gatunku w naturze uniemożliwia mi wykonywanie z nimi jakichkolwiek wspólnych praktyk.

Cytuj:
Jasne, tylko ze studiując np folologię irlandzką nie dogadzasz się z chłpem spod Kościerzyny. Analogicznie wzorując się na tradycjach z wysp brytyjskich nie dogadasz się naszą ziemią. A jesli wydaje ci się, że z nią masz łącznośc, to jesteś w ogromnym błędzie.
Mam wrażenie, że nie Tobie to osądzać, z całym szacunkiem zresztą. Istnieją metody, których częścią są ćwiczenia jak najbardziej fizyczne, uwrażliwiające na percepcję pewnych spraw. Zresztą te metody są uniwersalne. Są rozwijaniem naturalnych zdolności - czy ja wiem, jak można je określić? Obrazowo - analogicznie do kształcenia słuchu w szkole muzycznej, czy też wyrabiania ręki rysownika. Kto nie urodził się głuchy, jest w stanie ćwiczeniami rozwinąć słuch w większym lub mniejszym stopniu, jednak kształtowć go może. Inna rzecz, że istnieją ludzie, którzy rodzą się głusi. Podobnie pojedyncze osoby mogą urodzić się "głuche" na pewne sprawy. Ale to - podobnie jak z głuchotą czysto fizyczną - nikły procent. Zresztą tak zsamo można muwić o takich, jacy rodzą się obdarzeni słucjhem absolutnym, a więc szczególnie rozbudowaną zdolnością percepcji. Ale takich również jest niewielu. Oczywiście, zdarzały się wypadki wiedźm czy szamanów tracących na jakiś czas moc po przesiedleniu w inne miejsca. Musieli przestrajać się na "inne fale". Ale właśnie techniki percepcji sprawiały, że ich zdolności po jakimś - dłuższym lub krótszym czasie powracały.

Cytuj:
Typ fizyczny nie ma tu nic do rzeczy. O wiele ważniejsze jest to, gdzie siuę urodziłas i gdzie wychowałaś, jakich drzew słuchałaś i po jakiej ziemi stapałaś.
Dlatego np. w Irlandii umiem dogadać się z brzozą czy jaworem, choć rosnące tam brzozy są inne od naszych, ale porozumienia z rosnącą tam palmą już musiałabym się uczyć. Czemu sprzyja rozwój tych umiejętności, o których mówiłam wcześniej. A o typie fizycznym mówiłam z przymrużeniem oka. Zarówno w tym poście, jak i w poprzednim. Czy do jego dostrzeżenia niezbędne jest wstawienie emotki? Aż tak niejasno się wypowiadam?

Cytuj:
I to mnie włąsnie śmieszy, zachłystywanie się zachodem, szukanie odpowiedzi w odległych krajach, podczas gdy odpowiedż byłą od zawsze wypisana nad drzwiami twojego domu rodzinnego.
Nad drzwiami mojego domu rodzinnego od pokoleń wisiał krzyż. Symbol postrzegania świata i jego konstrukcji, miejsca w nim ludzi itd. zupełnie obcych mojemu. Ja nie zacłystuję się zachodem. Nigdy nie byłam celtofilką. Dopóki nie zorientowałam się, że w miejscach, z którymi miałam styczność, przetrwała "metoda kształcenia słuchu" zbieżna z tą, którą od lat prawie dwudziestu (a zaczęłam jako osoba niemal dorosła) praktykowałam intuicyjnie. Dopóki nie stanęłam - więcej niż jednokrotnie na tamtej ziemi. Nie odetchnęłam tamtym powietrzem. Nie zwilżyłam twarzy tamtą wodą. Zresztą celtofilką nadal nie jestem. Wiem jednak, czego doświadczyłam, w czym to doświadczenie było zbieżne z tym, czego dotykam tutaj, a w czym się od tego różniło. Dokłądnie wiem, czego szukam i znajduję to po części tu, a po części tam.

Odpowiedzi nie szukam w odległych krajach. Szukam ich w sopbie samej. I wokół siebie, gdziekolwiek bym się nie znalazła. A moje pojęcie "tutejszości" obejmuje znaczną połać terenu - ziemie Europy leżące w klimacie umiarkowanym i zamieszkałe przez ludy o dużym stopniu genetycznej wspólnoty. Nawet jeśli mielibyśmy mówić tu o duchach przodków, prędzej czy później znaleźlibyśmy wspólnych z Celtami, Germanami, ludźmi mieszkającymi w europejskiej części basenu Morza Śródziemnego, czy mieszkańcami Bałkanów (no, z nimi zwłaszcza nasi górale). Ja po prostu w swoich poszukiwaniach zdejmuję nieco więcej warstw. Kopię głębiej, odsiewając różnicujące naleciałości, a znajdując punkty wspólne. Szukam źródła, nie chcę czerpać ze strumienia. Chcę wody pozbawionej naleciałości zebranych przez płynący strumień. Może te przenośnie są trudno zrozumiałe, ale jaśniej ich przedstawić nie umiem.

Cytuj:
Nie kochana. uczysz sie od tych, ktorzy ci mowia, ze maja wiedze pochodzaca od tych pokolen. Jest to iluzja, o czym wczesniej wspominalem.
Uczę się technik. Nie odpowiedzi, a samodzielnego ich poszukiwania. Nikt nie daje mi odpowiedzi. Uczę się sposobów, które stosując mogę znaleźć je sama. Uczą mie jak pytać, nie o co i jak znajdować odpowiedzi. Technik, które można uznać za szamańskie, doświadczania, a nie jego interpretacji. A te techniki są podejrzanie zbieżne na całym obszarze Europy. To chyba znbowu może być niezrozumiałe. Ale chociaż nie wiąże mnie żadna przysięga, o niektórych rzeczach nie da się mówić z ludźmi, którzy nie mieli z nimi do czynienia. Znów wracając do muzycznej analogii - pomagają mi kształcić mój słuch, ale używać mam go sama.

Nikt nie daje mi wiedzy. Dostaję tylko narzędzia służące jej poszukiwaniu. NIe chciałabym zresztą dostać wiedzy w pigułce. To zubaża.

Cytuj:
Buhahaha! No nie, przepraszam, ale rozwalilas mnie. Na czym opierasz swoja wiedze? Na artykulach z internetu? Oslabiasz mnie. O RKP moge ci powiedziec wiele, albo wiem bylem tam kiedys. Nie ma tam czego szukac, to posmiewisko rodzimej wiary. Zalozone przez kolko pasjonatow, kiedy wymog byl jeszcze 15 osob. Rozpowszechniaja klamstwa, jakoby bylo ich 2,5 tys - to bzdyra, wpisanych jest tam okolo 150 osob z czego faktycznie dzialajacych jest jakies 4 osoby, ale raczej zajmuja sie odgrywaniem teatru slowianskiego niz czyms konkretnym. Przy okazji - winnym rownoleglym watku napisalas cos takiego:
Jakiekolwiek zrzeszenia, czy związki wyznaniowe, czy jak to zwał, to jedynie margines czegoś, co można by nazwać ruchem pogańskim.
Czymyslisz, ze w rodzimowierstwie jest inaczej? Cala propaganda RKP jest prowadzona przez jednego fanatyka, a prawdziwa rodzima wiara nie potrzebuje sie afiszowac. Spytaj jakiegokolwiek rodzimowiercy - rzadko uslyszysz cos pozytywnego na temat RKP. Z reszta sama nazwa "kosciol" wiele tu juz mowi.
Ależ ja wcale nie traktuję Emfazego poważnie. Nigdy nie traktowałam. To njuejdż w wydaniu rozszerzonym :D Słusznie zwracasz uwagę na to, co powiedziałam gdzie indziej. Nie zaprzeczam temu. Skoro byłeś członkiem tej organizacji, tym bardziej po tym, co mówisz wierzę w jej śmieszność, zresztą śmieszna wydawała mi się od pierwszego z nią kontaktu. Co nie znaczy, że jej członkowie nie krzyczą głośno i nie uzurpują sobie prawa do bycia "jedynymi słusznymi" rodzimowiercami. Rozmawiałam o tym z rodzimowiercą, którego szanuję - VZiutkiem, znanym jako Wilczyn Warszyc, zapewne go znasz, i w calej rozciągłości potwierdził moje odczucia. Ale człowiek patrzący Z ZEWNĄTRZ na ruch rodzimowierczy spotyka się przede wszystkim właśnie z krzyczącą propagandą "emfazjańską" lub co gorsza NS-ową. Zapewne zastosowałam uproszczenie. Ale pod tym względem 1:1 - bo odniosłam z Twoich poprzednich postów wrażenie, że Twoim zdaniem poganin nie będący rodzimowiercą nie ma innego wyjścia niż być wiccaninem albo celto- lub germanofilem, bezmyślnie stosującym kalki i przeszczepy kulturowe. Jedno i drugie jest równie niezgodne z prawdą...

Cytuj:
religia jest elementem kultury. idac twoim tokiem myslenia rownie dobre jest chrzescijanstwo.
Jest inne. Daje inne odpowiedzi. W ogóle je daje, nie każe ich samodzielnie poszukiwać, choćby z tego względu nie jest dla mnie. Są tacy, którzy się w nim znajdują. I dobrze. Tak, religia jest elementem kultury. Ale w takim razie, idąc za takim tokiem myślenia, wychowani w kulturze było nie było od tysiąclecia chrześcijańskiej, powinniśmy trzymać się tego schematu i tego, w jaki sposób chrześcijaństwo nas ukształtowało. Wy grzebiecie głębiej, dokopując się do tego, co spod tego chrześcijaństwa wystaje. A ja i mnie podobni (nie mówię tu o społeczności wiccapodobnej itd., to inna para kaloszy) kopiemy jeszcze głębiej. Sięgając pod do, do czego dokopaliście się Wy - jeśli ująć to obrazkiem z kategorii archeologicznej.

Blizbor napisał(a):
to typowo lewackie podejście - niech każdy z każdym i wszyscy będą happy, naród jest be, uniwersalizm jest cool, i wogóle narody całego świata mieszajcie się ! - to jest nawiedzone. Mnie takie coś rozbraja, nie mówiąc już o tym, że sama sobie przeczysz. Tutaj piszesz, że jesteśmy etniczną mieszanką, a gdzie indziej, że do dzisiaj na wioskach pozostała tendencja do podziału "swój-obcy" i gdzie obcego trzeba "z bata". No zastanów się...
Czy ja coś mówiłam o mieszaniu narodów całego świata? A że moje sympatie polityczne są mocno lewicowe to fakt. Jest to jednak efekt, a nie przyczyna mojego światopoglądu. Pozostałęj części posta nie skomentuję tym razem ja - nie z braku argumentów, ale z powodu niemożności ich zastosowania wobec tego rodzaju interpretacji. Uproszczenia, uproszczenia... Jakie są ładne i łatwe, prawda? Nie mogąc przebić się przez mój sposób myślenia, przykładasz do niego miarkę swojego. Problem w tym, że jednej miary wobec nich zastosować nie można. Dlatego ja nawet nie zamierzam próbować przebić się przez Twoje schematy. Pogadajmy za 10 lat, ok?

A podział swój-obcy? Swój jest niekoniecznie ten, który tylko mieszka obok nas. Obok nas od pokoleń może mieszkać ktoś "obcy". Bo myśli, rozumuje, czuje inaczej niż my, choć kształtowały go w zasadzie te same warunki i geograficzne i społeczne... Dziedzic z dworu na przykład - że cofnę się do okresu międzywojennego, nie mówię tu o obszarnikach, czy posiadaczach "dusz i wiosek", a o przeciętnym szlachcicu zagrodowym, jacy stanowili większość po różnych zaściankach. Niby rósł tuż obok. Niby od pokoleń. Niby od chłopa różnił się teoretycznie tylko tym, że do koszenia łąki wychodził "w cholewach", nie boso. Ale ani on dla chłopa swoim nie był, ani chłop dla niego... Mimo że i narodowość ta sama i sposób życia podobny.

I powiem Wam, drodzy interlokutorzy, że nie mam Wam na ten temat nic więcej do powiedzenia. Jeśli nadal nie zrozumieliście toku mojego myślenia, nie widzę sposobu na przybliżenie go Wam w sposób jeszcze wyraźniejszy...

Poza tym topik teoretycznie dotyczy "magii wyższej", a nie sposobów postrzegania własnego pogańśtwa przez różnych jego przedstawicieli, n'est-ce pas? ;)

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Pn cze 26, 2006 23:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
I jeszcze - bo może ten artykuł, ze zrozumieniem przeczytany, rzuci trochę światła na to, co w mojej i neopogan z "mojej bajki" mentalności ma bardzo duże znaczenie. Pewne jego fragmenty mocno trzymają się kupy z moim poprzednim, długaaaśnym postem ;)

http://wiadomosci.onet.pl/1344078,242,kioskart.html

Do Moderacji - to NIE JEST żadna propaganda ezoteryczna, a artykuł z La Vanguardii, zamieszczony dziś w Onecie ;)

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Wt cze 27, 2006 15:00
Zobacz profil
Post 

Teza, że mamy miec stosunek do Ziemi jak do żywego organizmu i ze ma się to wiązac ze specyficzną miłością niesie pewne trudności. Otóż organizm ten nie posiada układu nerwowego ani świadomości, które by powodowały sens wzbudzania empatii.
Utrzymywanie, że jest to żywy organizm ma nie tylko sens, ale jest w gruncie rzeczy prawdą, gdyż ścisły związek wielu organizmów ostatecznie tworzy duży organizm, oczywiście w bardziej liberalnym znaczeniu tego słowa. Nie ma jednak sensu utrzymywa, że jest to organizm 'taki jak my'. To nie jest organizm taki jak my.


Wt cze 27, 2006 15:08
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lut 13, 2006 15:32
Posty: 127
Post 
Patataj napisał(a):
Wiedxmo, mogłabyś wyjaśnić na czym polega Magia Równowagi? (Nie moge znaleźć informacji na ten temat)

Mogłabym, ale nie potrafię zrozumieć jednego. Pojaką cholerę chrześcijanom są potrzebne rodzaje magii?!
Tym się zajmują druidzi ( niektórzy sądzą iż to wyginiona rasa, ale napewno coś się po nich zachowało w postaci sekty lub pojedyńczych osobników), zajmyją się tym magowie, wiedźmy i coś nowopowstałego co ludzie nazywają chaotami.
Po jaką cholerę jest wam to potrzebne? Czy to wścibskość?

_________________
Kto się urodził, musi umrzeć...


Wt cze 27, 2006 18:33
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
PTRqwerty napisał(a):

Teza, że mamy miec stosunek do Ziemi jak do żywego organizmu i ze ma się to wiązac ze specyficzną miłością niesie pewne trudności. Otóż organizm ten nie posiada układu nerwowego ani świadomości, które by powodowały sens wzbudzania empatii.
Utrzymywanie, że jest to żywy organizm ma nie tylko sens, ale jest w gruncie rzeczy prawdą, gdyż ścisły związek wielu organizmów ostatecznie tworzy duży organizm, oczywiście w bardziej liberalnym znaczeniu tego słowa. Nie ma jednak sensu utrzymywa, że jest to organizm 'taki jak my'. To nie jest organizm taki jak my.


Na jednym poziomie rozumienia tej sprawy - niesie. Na innym niekoniecznie. Z Twoich słów wynika, że wciąż uważasz ludzkość za coś odrębnego od Ziemi jako takiej, od tego "organizmu" postrzeganego jako całości. A w "hipotezie Gai" chodzi o to, że wszystko, co składa się na Ziemię jako taką, cała materia ożywiona i nieożywiona, a więc również ekosystemy i poszczególne gatunki, w tym ludzki, są częścią tego orrganizmu. Jak poszczególne komórki i tkanki ma swoje funkcje. Stanowi z nią całość. Empatia? Hm... czy nerka czuje empatię wobec reszty organizmu? Albo komórka mięśniowa? Czy ją odczuwa? One po prostu spełniają swoje funkcje. Jeśli są zdrowe, hjarmonijnie i w równowadze współgrają z całością. Co innego dzieje się, gdy któraś z komórek zaczyna sobie "wyobrażać", że jest ważniejsza od innych. I choćby rozwijać i rozmnażać się w sposób niekontrolowany, zagarniając pokarm i energię niezbędną do rozwoju i prawidłowej pracy pozostałych. Mamy wtedy do czynienia - na poziomie Gai z poważnym zaburzeniem równowagi, zachwiewającym harmonią. Na poziomie organizmu ssaka mamy wówczas do czynienia z nowotworem... Takim nowotworem w organizmie Ziemi stał się niekontrolowany rozwój ludzkiej cywilizacji, poniekąd wynikający z biblijnego "czyńcie sobie ziemię poddaną".

Zresztą w artykule, do którego odesłałam chodzi nie tylko o ideę wszechorganizmu. Chodzi również o pewne sposoby pozyskiwania i rozwijania wiedzy, które nie wynikają tylko z używania rozumu...

Wiedxma napisał(a):
Patataj napisał(a):

Wiedxmo, mogłabyś wyjaśnić na czym polega Magia Równowagi? (Nie moge znaleźć informacji na ten temat)

Mogłabym, ale nie potrafię zrozumieć jednego. Pojaką cholerę chrześcijanom są potrzebne rodzaje magii?!
Tym się zajmują druidzi ( niektórzy sądzą iż to wyginiona rasa, ale napewno coś się po nich zachowało w postaci sekty lub pojedyńczych osobników), zajmyją się tym magowie, wiedźmy i coś nowopowstałego co ludzie nazywają chaotami.
Po jaką cholerę jest wam to potrzebne? Czy to wścibskość?


Wiesz... tu obecni są nie tylko chrześcijanie. Jeśli do tej pory tego nie zauważyłaś... :twisted:

Druidzi? Wyginiona rasa? Sekta? Pojedyncze osobniki? :lol:
A może by tak szanowna dama raczyła poszukać w sieci pod hasłem "druidyzm", a jeśli jest ambitną niewiastą i lengłidż nie jest jej obcy - "druidry"?? Wynik może być przy takim podejściu do tej kwestii nieco zaskakujący...
Obrazek

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Wt cze 27, 2006 19:41
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
I znów - brak możliwości edycji postów jest jednak sporym utrudnieniem.

Że Ziemia nie jest organizmem takim jak my? Jasne że nie jest. Jest organizmem wobec naszego nadrzędnym. I nie do końca mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że brak układu nerwowego sprawia, że jest w jakiś sposób od organizmu ludzkiego uboższym. Dotąd uczeni nie wiedzą wszystkiego o ekologicznych współzależnościach... Sposób działania tego organizmu, jego funkcjonowania wciąż pozostaje poza zasięgiem naszych metod badawczych... Szkiełko i oko? A jednak oficjalna nauka zaczyna przychylać się do prawdziwości tej tezy...

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Wt cze 27, 2006 19:45
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 11:07
Posty: 122
Post 
Sorki, Wiedźmo, ale na jakiej podstawie twierdzisz, że druidzi zajmuja sie "rodzajami magii"? (tak, tutaj nozyce, odzywajace sie po uderzeniu w stół :> ) Skąd takie mniemanie? Bo jako żywo,nie spotkałem sie z tym ani pośród współczesnych druidów na Wyspach i na Zachodzie Europy generalnie, ani żadne źródła historyczne nie wspominają, by zajmowali sie tym historyczni druidzi. ;)

To jakiś wymysł współczesny, będący co najwyżej umownym okresleniem pewnych działań magicznych, ale nie klasyfikacją magii jako takiej. W moim szczerym przekonaniu, wynikajacym li i jedynie z ignorancji w temacie. ;)

_________________
"There is no greater wisdom, than Wisdom of Nature."


Wt cze 27, 2006 20:00
Zobacz profil WWW

Dołączył(a): Pn lip 11, 2005 17:53
Posty: 218
Post 
Hech, nożyce dzwionią głośno...

Druidzi jako klasyfikatorzy rodzajów magii, To, Wiedźmo miałaś na myśli?
Bo jeśli nie, to może będziesz łaskawa uściślić, o co Ci chodziło?

_________________
...powaga jest obrządkiem ciała
wymyślonym by ukryć niedostatki ducha...

J. de la Rochefoucauld


Wt cze 27, 2006 20:05
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lut 13, 2006 15:32
Posty: 127
Post 
C. napisał(a):
Sorki, Wiedźmo, ale na jakiej podstawie twierdzisz, że druidzi zajmuja sie "rodzajami magii"? (tak, tutaj nozyce, odzywajace sie po uderzeniu w stół :> ) Skąd takie mniemanie? Bo jako żywo,nie spotkałem sie z tym ani pośród współczesnych druidów na Wyspach i na Zachodzie Europy generalnie, ani żadne źródła historyczne nie wspominają, by zajmowali sie tym historyczni druidzi. ;)

To jakiś wymysł współczesny, będący co najwyżej umownym okresleniem pewnych działań magicznych, ale nie klasyfikacją magii jako takiej. W moim szczerym przekonaniu, wynikajacym li i jedynie z ignorancji w temacie. ;)

Ależ [...]nie to miałam na myśli. Chodziło mi bardziej o to, że zajmują się jednym rodzajem magii (tak na spojrzenie Zdzisia- rolnika z okolic). Nie bedę się rozpisywała na co się dzieli, od czego pochodzi i tak dalej, bo to chyba niepotrzebne.

_________________
Kto się urodził, musi umrzeć...


Wt cze 27, 2006 23:15
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL