Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 8:27



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 44 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3
 "Dwie mamy Jasia" 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49
Posty: 453
Post 
filippiarz napisał(a):
Gdy w dialogu jest szacunek, ludzie mogą wysłuchać i rozważyć każdą krytykę. Gdy brakuje szacunku, ludzie potrafią odrzucić największe mądrości.

No, kolega Filipiarz przywraca mi wiarę w silnie wierzących :)
Tak trzymać, nie daj się :ok:


Pt sty 12, 2007 20:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24
Posty: 3666
Post 
Filippiarzu, Ja jeszcze raz wyrażę nadzieję, że uważniej będziesz czytał posty, które tak łatwo poddajesz emocjonalnej ocenie:

a) uznałem intencje kobiet za słuszne, nie dostrzegłem w ich działaniu złej woli

b) oceniłem, że taka, a nie inna postawa, którą prezentują jest być może efektem tego, że nikt nie ukazał im tego, że Bóg może ich kochać, pomimo ich homoseksualnych skłonności. Że pomimo takich skłonności zachowują swoją godność jako ludzie. Podałem nawet w tym kontekście przykład św Franciszka, który mówił swojemu dręczonemu pokusami bratowi zakonnemu: "Im silniejsze są twoje pokusy tym bardziej cię kocham".

c) Uznałem, że krzywda, która dzieje się dziecku nie jest zapewne wynikiem świadomego chęcia skrzywdzenia czy braku troski, ale być może podświadomej ucieczki przed trudną prawdą jako kontynuacja tej ucieczki, którą prezentowały w dzieciństwie, gdzie nie miały komu się zwierzyć i udawały, że problemu nie ma, choć w nieco inny sposób niż obecnie.

Wydaje mi się, że powyższe kwestie są jednak efektem próby wniknięcia nie tylko w ocenę moralną samego czynu, ale również intencji, motywów, uwarunkowań psychologicznych czy innych zewnętrznych okoliczności, która doprowadziła do takich, a nie innych czynów i relacji. Myślę, że w powyższych wnioskach ciężko dostrzec jest próbę upokorzenia, czy brak uznania godności ludzkiej osób, które tego zła się dokonały. Czy też totalną krytykę tych osób i ich postaw. Raczej jest to wyraz szacunku dla nich. Również w sensie próby zdjęcia części moralnej odpowiedzialności za ich relacje i czyny.

Obawiam się jednak, że same okoliczności intencje i uwarunkowania nie wystarczą. Do oceny zjawiska jest jednak w końcu również potrzebne racjonalne spojrzenie na same czyny i relacje.

A te choćbyś nie wiem jak emocjonalnie ich bronił słuszne nie są, a cała sytuacja jaka się wytworzyła w tym związku niestety jest groteskowa. Nie jest normalną i naturalną sytuacja, w której dochodzi do poczęcia dziecka w taki sposób jak tutaj. Nie jest też objawem tej normalności sytuacja, w której nie wiadomo kim dla dziecka jest Wojtek, a kim Zosia. Podobnie jak to, że nie bardzo wiadomo kto ma być męskim wzorcem dla Jasia i czym ten męski wzorzec w ogóle jest. I nie jest to "zgryźliwość", ale ocena pewnych niedobrych zdarzeń i relacji.

To powoduje, że uważam tę "rodzinę" jako związek niejasnych i płynnych relacji i zamiennych ról, z których dla dziecka niewiele dobrego może wyniknąć. I to niezależnie od intencji obu pań, ale od natury której niestety przeskoczyć się nie da.

Co do chrześcijańskiej postawy to Jezus nie powiedział jawnogrzesznicy, że tak naprawdę ona nic złego nie zrobiła, i że jest wszystko ok. Ale po prostu przebaczył jej niewątpliwie grzeszne czyny, potrafiąc odróżnić godność zagubionego człowieka od grzeszności jego czynów i relacji. Obawiam się, że Jego słowa: "Idź, a więcej już nie grzesz!" w tej filozofii, którą zdajesz się prezentować, trzeba by odebrać jako patrzenie z góry i krzywdzenie biednej kobiety poprzez konfrontowanie jej z bolesną prawdą, że duża część jej życia była grzeszna, a niemała część jej czynów zła.

Otóż nie zgadzam się z tym, że krytyka sposobu funkcjonowania tej "rodziny" nawet bolesna jest złem, niegodziwością i próbą upokorzenia. Pomijając już sens jakiejkolwiek dyskusji przy takim podejściu, powiem tylko to, że lepiej jest skonfrontować te osoby z całą prawdą zarówno tą dotyczącą konieczności samotnego borykania się z problemem w przeszłości i zapewne czystych intencji założenia normalnej rodziny, jak i również z tą dotyczącą ich permanentnej ucieczki przed problemem włąsnych skłonności i budowania "rodziny", na niejasnych i płynnych relacjach i rolach jej członków.

I możesz wysłać posty z tego wątku do Wyborczej. Nie sądzę aby kogokolwiek miały doprowadzić do samobójstwa. Tylko wyślij je w całości, a nie tylko te fragmenty, które niesłychanie wybiórczo potraktowałeś. Tak żeby obok krytyki samego postępowania i niezdrowych relacji pojawił się również szacunek dla tych zagubionych ludzi i zrozumienie czystości intencji (które prawdopodobnie opierały się na chęci założenia dobrej rodziny) czy niełatwej przeszłości, która mogła przyczynić się do takiego stanu rzeczy.

Bo wg mnie na tym polega chrześcijańska postawa, że obok dostrzeżenia człowieka z jego godnością i ludzkimi pragnieniami (czystość intencji, o której tu setki razy wspominałem) i dostrzeżenia uwarunkowań i okoliczności, które miały miejsce jest też ocena samych czynów i relacji i ona nie może być ucieczką przed prawdą, zgodnie z zasadą: byleby nikogo nie urazić. Bo szczerze uważam, że większą krzywdą dla tych kobiet byłoby ukrywanie tego przed nimi, niż szczere powiedzenie im, że takie relacje i czyny są niedobre, a homoseksualne skłonności nie są naturalne. Dodając jednak, że nie traci z tego powodu ludzkiej godności, ani miłości jaką ją Bóg obdarza. A być może zgodnie z postawą Św. Franciszka miłość Boga jest nawet większa przez wzgląd na złe pokusy, którym jest poddawana i niewątpliwie ludzki ból jakim jest niemożność stworzenia normalnej rodziny mimo najlepszych chęci.

_________________
www.onephoto.net


Pt sty 12, 2007 21:15
Zobacz profil
Post 
Nie zgadzam się z A. Opis życia pierwszej kobiety pokazuje jawnie, że kierowała się zawsze egoistyczną przyjemnością. Spróbuj sobie wyobrazić, Paschalis, jaka jest percepcja świata takiej osoby. Jeszcze po kilku latach skakania - wybaczcie eufemizm - z kwiatka na kwiatek. Ta osoba jeśli szuka katarzis, to tylko dlatego, że katarizs jest przyjemna. Nie ma sensu debatować nad kilkudziesięciami lat zaległości w elementarnej pracy nad sobą.


Pt sty 12, 2007 23:58
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24
Posty: 3666
Post 
Widzisz niekoniecznie. Dla mnie te popijawy i orgie były objawem ucieczki przed problemem jakim były jej skłonności homoseksualne. Kobiety wyraźnie dają znać, że chciały sobie w ten sposób udowodnić brak problemów homoseksualnych. Podobnie wcześniej gdy Maria traktowała spotkania w Kościele jako ucieczkę przed własną seksualnością. Myślę, że również ta groteskowa próba stworzenia "rodziny" jest w jakimś sensie kontynuacją tej ucieczki z dzieciństwa. A chęć stworzenia normalnej rodziny jest mimo wszystko szczera.

Problem polega na tym, że nie da się przeskoczyć natury, i nie da się budować rodziny na ucieczce przed prawdą. Dlatego rodzina, w której nie wiadomo nawet kto jest kim i jaką pełni rolę, a dziecko zostaje poczęte w tak okropny sposób nie może stać normalną rodziną i to musi się negatywnie odbić na dziecku.

_________________
www.onephoto.net


So sty 13, 2007 11:16
Zobacz profil
Post 
Ja może nie jestem kumaty, ale nie mogę zrozumieć czemu zacząłeś od "niekoniecznie". Jesteś pewien, że Twój post stoi w opozycji z moim?

Postawienie się w opozycji do mnie oznaczałoby - chyba - wybielanie życia pierwszej kobiety. W swoim liście tego nie robisz, a jednak ze mną polemizujesz. Nie rozumiem tu czegoś.


N sty 14, 2007 22:24
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24
Posty: 3666
Post 
Zasadniczo nasze poglądy są podobne, ale nie zgadzam się z twoim stwierdzeniem:

Cytuj:
Ta osoba jeśli szuka katarzis, to tylko dlatego, że katarizs jest przyjemna


Co do jej historii to tak, ale jeśli chodzi o jej pragnienie rodziny to nie. Gdyby chciała tylko przyjemności to nie próbowałaby założyć rodziny, ale po prostu poszłaby na żywioł dalej zaliczać panienki w klubach gejowskich, zwłaszcza, że jak sama przyznaje w tym środowisku seks bez zobowiązań jest zjawiskiem wszechobecnym.

Myślę więc, że akurat w tej sprawie jej intencje były czyste. Co nie zmienia faktu, że same relacje homoseksualne i próby budowania na nich normalnej rodziny nie mogą się powieść i muszą przynieść dziecku szkodę, podobnie jak upokarzający sposób w jaki zostało zapłodnione. Tym niemniej, nie myślę żeby kobieta miała świadomość krzywdy jaki mu wyrządza. Ona po prostu nadal ucieka przed problemem własnych skłonności i nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy.

_________________
www.onephoto.net


Pn sty 15, 2007 0:33
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Paschalis napisał(a):
Zasadniczo nasze poglądy są podobne, ale nie zgadzam się z twoim stwierdzeniem:
Cytuj:
Ta osoba jeśli szuka katarzis, to tylko dlatego, że katarizs jest przyjemna
Ja się nie zgodzę nawet, że katarzis jest przyjemne...
Paschalis napisał(a):
Gdyby chciała tylko przyjemności to nie próbowałaby założyć rodziny, ale po prostu poszłaby na żywioł dalej zaliczać panienki w klubach gejowskich, zwłaszcza, że jak sama przyznaje w tym środowisku seks bez zobowiązań jest zjawiskiem wszechobecnym.
Cóż, gdyby mieli więcej możliwych opcji życia do przeżywania, było by troszkę inaczej. Niestety nawet nieformalny związek homoseksualny - wspólne gospodarstwo domowe (szczególnie męski) jest w społeczeństwie postrzegany negatywnie...
Jak wygodniej żyć? Zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa sprowadzającego twoją egzystencję do penisa i odbytu, czy wbrew jego oczekiwaniom - budując trwały związek i przeżywając z kimś życie w miłości?
Paschalis napisał(a):
Myślę więc, że akurat w tej sprawie jej intencje były czyste. Co nie zmienia faktu, że same relacje homoseksualne i próby budowania na nich normalnej rodziny nie mogą się powieść i muszą przynieść dziecku szkodę
To Ty tak uważasz. Na pewno jest ciężko, ale nie można powiedzieć, że się nie da.
Powyższe było o rodzinie homoseksualnej, bo co do relacji - nawet z własnego doświadczenia powiem Ci, że się mylisz.
Paschalis napisał(a):
podobnie jak upokarzający sposób w jaki zostało zapłodnione.
To nie ciebie zapłodniono, a myślę że dziecku może jednak bardziej zależy na przyszłym szczęśliwym życiu, niż na negatywnej ocenie technicznej strony swojego poczęcia. Nie mówiąc już o tym, że w każdej klinice techniczna strona wygląda identycznie - masturbacja, termosik, pipetka/strzykaweczka...
Paschalis napisał(a):
Tym niemniej, nie myślę żeby kobieta miała świadomość krzywdy jaki mu wyrządza. Ona po prostu nadal ucieka przed problemem własnych skłonności i nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy.
"Czym jest prawda?"... (retoryczne)
Ona nie ucieka przed problemem własnych skłonności, ona ucieka przed problemem braku akceptacji tych skłonności - nikt nie chce być "inny", każdy chce szczęśliwie i spokojnie żyć w zgodzie z innymi. Niestety brak społecznej akceptacji i co najwyżej "macosze" ich traktowanie (w negatywnym znaczeniu) wywołuje u homoseksualistów przeróżne negatywne reakcje - negacje własnej osoby, negacje wartości osób z rąk których dotyka ich cierpienie (głównie "chrześcijanie"), negacja norm społecznych, działania autodestrukcyjne, choroby nerwowe i psychiczne...
Jeśli człowiek nie otrzyma miłości od bliźniego zacznie ich szukać gdzieś indziej - choćby w seksie, narkotykach, alkoholu bądź w desperackich próbach "bycia normalnym".
Patrząc obiektywnie - najczęściej sami pchamy "tych innych" w otchłań upadku...

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Pn sty 15, 2007 9:10
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Filipiarz - fakty sa takie:
1. w tej "rodzinie" relacje sa poplątane, co stanowi problem dla wszystkich dorosłych (tym bardziej dla dzieci, które muszą wiedzieć, kto jest dla nich kim)
2. w tej "rodzinie" jest morze niepokoju i tymczasowości w sferach, które akurat powinny być stabilne ("zobaczymy co będzie").

Uważasz, że to akurat było ich marzeniem?

Im nie społeczeństwo przeszkadza. Im przeszkadza biologia i naturalne (biologiczne) postrzeganie rodziny. Przykro mi - do powstania nowego osobnika ludzkiego potrzebny jest udział osobnika płci meskiej i drugiego płci żeńskiej. Każdego po jednej sztuce. Biologii nie oszukasz.

Nawet te kobiety przyznają, że chciały, żeby dziecko miało stabilny obraz świata. Żeby miało świadomość swojego pochodzenia. Żeby wiedziało że jest tata i nie ma dziecka, które by się wzięło znikąd. Doskonale zdawały sobie sprawę, że z pochodzeniem z banku spermy dziecko musiałoby się zmagać. I tego mu chciały oszczędzić. Zaplątując się w sytuację, która rozwala ich relacje i - szczerze powiedziawszy - zapewne rozwali i ten układ. A dodatkowo:
- burzy dzieciom porządek świata
- małemu odbiera ojca
- w oczach starszych chłopców sprowadza funkcję ojca do dawcy nasienia, który matce jest do niczego niepotrzebny (nawet przyjemności nie dostarcza).

Ogólnie fantastycznie :?

Co do ucieczek - odnoszę wrażenie, że:
- W przypadku Zosi jej "odkrycie" było ucieczką w etykietkę i niczym wiecej. Tyle, że przyklejoną samemu sobie.
- Bardzo "fajnie" brzmi fragment, że po urodzeniu dziecka była Wojtkowi wdzięczna, że przychodzi i po rozmowie z przyjaciółką musiala sobie przypomnieć, ze chce związku z Marią... Istotnie - to świadczy o wielkiej miłości między nimi...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pn sty 15, 2007 9:36
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
jo_tka napisał(a):
Filipiarz - fakty sa takie:
1. w tej "rodzinie" relacje sa poplątane, co stanowi problem dla wszystkich dorosłych (tym bardziej dla dzieci, które muszą wiedzieć, kto jest dla nich kim)
2. w tej "rodzinie" jest morze niepokoju i tymczasowości w sferach, które akurat powinny być stabilne ("zobaczymy co będzie").
Zgadzam się, takie są fakty..... i co w związku z tym?
jo_tka napisał(a):
Uważasz, że to akurat było ich marzeniem?
Czy marzeniem Jezusa była inkwizycja i odpusty?
jo_tka napisał(a):
Im nie społeczeństwo przeszkadza.
Sama świadomość stosunku społeczeństwa do homoseksualistów jest psychicznie zabójcza.
jo_tka napisał(a):
Im przeszkadza biologia i naturalne (biologiczne) postrzeganie rodziny. Przykro mi - do powstania nowego osobnika ludzkiego potrzebny jest udział osobnika płci meskiej i drugiego płci żeńskiej. Każdego po jednej sztuce. Biologii nie oszukasz.
o.O
Biologia zaczęła się na zapłodnieniu a skończyła na narodzinach. Teraz są kwestie społeczne... Nie ma biologicznej rodziny - to całkiem zgrabny, antropomorficzny eufemizm na określenie samca i samicy płodzących potomstwo, niemniej w przypadku ludzi - eufemizm, do tego trochę obraźliwy bo sprowadzający człowieka do poziomu zwierzęcia....
O rodzinie możemy mówić jedynie w kontekście społecznym.
jo_tka napisał(a):
Nawet te kobiety przyznają, że chciały, żeby dziecko miało stabilny obraz świata. Żeby miało świadomość swojego pochodzenia. Żeby wiedziało że jest tata i nie ma dziecka, które by się wzięło znikąd. Doskonale zdawały sobie sprawę, że z pochodzeniem z banku spermy dziecko musiałoby się zmagać. I tego mu chciały oszczędzić. Zaplątując się w sytuację, która rozwala ich relacje i - szczerze powiedziawszy - zapewne rozwali i ten układ. A dodatkowo:
- burzy dzieciom porządek świata
- małemu odbiera ojca
- w oczach starszych chłopców sprowadza funkcję ojca do dawcy nasienia, który matce jest do niczego niepotrzebny (nawet przyjemności nie dostarcza).
Ogólnie fantastycznie :?
No, popełniły masę błędów i co w związku z tym? Co proponujesz? Jakie masz nadzieje? Rozwiązania? Jakieś konstruktywne przemyślenia oprócz "jest to dowód na zło takich związków".
jo_tka napisał(a):
Bardzo "fajnie" brzmi fragment, że po urodzeniu dziecka była Wojtkowi wdzięczna, że przychodzi i po rozmowie z przyjaciółką musiala sobie przypomnieć, ze chce związku z Marią... Istotnie - to świadczy o wielkiej miłości między nimi...
Hmmm...
Skąd wiesz o czym to świadczy? A może tylko o tym, że twoja miłość jest większa niż ich? Czy to powód do deprecjacji?...

Wypłynęła znowu kwestia braku wzorców takiej rodziny - być może dobrym wyjściem było by ustalenie takowych wzorców?
Nie uważacie? Przecież nie macie wpływu na fakt podejmowania prób tworzenia homoseksualnych rodzin...
Za to możecie spokojnie pomyśleć jak taka rodzina powinna najlepiej postępować - jaką "kotwicę" dać takim związkom aby za każdym razem, kolejni ludzie nie popełniali tych samych błędów od nowa, niszcząc życie sobie i dzieciom?

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Pn sty 15, 2007 10:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Nie ma biologicznej rodziny, uważasz - czy wg Ciebie wobec tego ojcostwo kończy się na momencie zapłodnienia a macierzyństwo na momencie urodzin? A potem to są już pojęcia względne?

Ale wracając do tekstu i pomijając demagogię inkwizycyjną. Moim zdaniem ich dążenia doprowadziły do zapętlenia w sytuacji, w której nikt nie jest szczęśliwy. Mają co chciały, bez wątpienia - tylko nie o to chodziło. Pytanie, czy potrafią to przyznać i znaleźć błąd? Ciężko będzie - trzeba by wejść w to, od czego się uciekło.

O rozwiązaniach pisałam wyżej i o ile wiem, to czytałeś - więc tylko w skrócie: 1 krok - rezygnacja ze złudzeń "rodziny" homoseksualnej i określenie wzajemnych relacji/przywrócenie naturalnych (również, a może przede wszystkim, z dziećmi).

Bez wzgledu na to, czy w układzie w którym zrezygnuje się z klajstra pt.: mamy "wspólne" dziecko związek obu pań się utrzyma. Obawiam się, że nie, bo jego spoiwem nie jest miłość, tylko rozpaczliwa próba udowodnienia, że tak możemy byc "normalnie" szczęśliwe? Innymi słowy - kolejna próba odnalezienia się w swojej orientacji i realizacji swoich pragnień? Kolejna - dodaj - nieudana próba. Bo nie są szczęsliwe i normalność nie wyszła...

Filipiarz - ja rozumiem, że poczucie przynależności do prześladowanej grupy wzmacnia poczucie identyfikacji z nią, ale naprawdę z tym "stosunkiem społeczeństwa" nie przesadzaj. Bo patrząc na ten artykuł - ów "stosunek społeczeństwa" jest wyłącznie w ich głowach, nie odbija się w faktach...

Cóż - ja się nie podejmuję porównywac miłości swojej i innych. Ja tylko twierdzę, że jeśli ktoś musi sobie przypominać, że chce z kimś być, to coś z relacją między nimi jest nie tak. I bardziej to przypomina pewien rodzaj transakcji dla obopólnej korzyści niz zwiazek.

Nie mam zamiaru tworzyć wzorców, których celem byłoby takie wykrzywienie obrazu świata, by tego typu związku miały gotowe "normy" na swoje problemy. Jedyne co to spowoduje, to ze bedzie mozna zapomniec, że się postepuje źle. Nie mam zamiaru patologii rodziny nazywac normą, bo dla kogos to wygodne. Dla mnie kotwica o której mówisz stoi na samym początku - to nie są dobre związki, tym bardziej rodziny, tym bardziej nie powinny mieć "wspólnych" dzieci.

I niestety obawiam się, że kolejni ludzie nie posłuchają i nadal będą popełniać te same błędy, niszcząc życie sobie i dzieciom. W tym wzgledzie nic się nie zmieni...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pn sty 15, 2007 10:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
jo_tka napisał(a):
Nie ma biologicznej rodziny, uważasz - czy wg Ciebie wobec tego ojcostwo kończy się na momencie zapłodnienia a macierzyństwo na momencie urodzin? A potem to są już pojęcia względne?
Ojcostwo i macierzyństwo biologiczne? Tak, kończy się na porodzie.
Brnąc głębiej w biologię: w przypadku bardziej rozwiniętych społecznie ssaków, w tym człowieka, gdy któryś z osobników miotu bądź cały miot zostanie odrzucony przez biologicznych rodziców bądź samą matkę, ich/jej funkcję musi przejąć inny osobnik stada. Osobnik który był inseminatorem danej samicy i nie odrzucił miotu, może przyjąć na siebie rolę rodzicielską - t.zw. "ojca". Zazwyczaj jest to regułą, niemniej należy pamiętać, że poligamia i haremy są bardziej korzystne biologicznie ze względu na lepszą jakość i wymianę (dystrybucję) materiału genetycznego. Odrzucone przez samicę - biologiczną matkę, osobniki miotu są porzucane i umierają z głodu, bądź są zjadane przez zwierzęta chyba, że zostaną przygarnięte przez inną samicę która będzie spełniać za tamtą funkcje macierzyńskie. Samiec który aktualnie kryje ową samicę zazwyczaj słabo akceptuje obce młode i zazwyczaj jest w stanie co najwyżej je tolerować.

Mam ogromną nadzieję, że nie będziemy już więcej rozmawiać na poziomie "biologicznym"... ;-)

Nie każdy biologiczny ojciec spełnia funkcję ojca.
Nie każdy ojciec jest biologicznym ojcem.
No i co z przypadkiem gdy ktoś jest dawcą nasienia (do banku spermy) i z tego nasienia rodzi się dziecko u kobiety będącej w św. związku małżeńskim? - Zrobił dziecko mężatce? Cudzołóstwo? ;-) ;-) :P
jo_tka napisał(a):
Mają co chciały, bez wątpienia - tylko nie o to chodziło.
Niestety błędne zapatrywanie się na to czego chcemy jest porażającą regułą - dowcipy o złośliwej złotej rybce są tego przykładem :)
jo_tka napisał(a):
1 krok - rezygnacja ze złudzeń "rodziny" homoseksualnej i określenie wzajemnych relacji/przywrócenie naturalnych (również, a może przede wszystkim, z dziećmi).
Widzę problem: brak psychofizycznego pociągu do mężczyzn - nie możesz zmusić kogoś by porzucił partnera do którego czuje pociąg (w kwestiach bardziej dotyczących miłości - niestety w tej chwili raczej nie są oni w stanie jednoznacznie i świadomie określić swoich uczuć) i zamieszkał z "kosmitą". Z tego nie wyniknie nic dobrego - prędzej czy później zakończy się to z hukiem. To, że facet wzbudza u niej jakieś uczucia jest wynikiem potrzeby miłości - ona lgnie psychicznie do każdego kto okaże jej jakiekolwiek pozytywne uczucia - głód miłości powoduje szukanie jej każdego przejawu...
Niemniej matka raczej nie będzie w stanie poświęcić swojego "szczęścia" dla dobra dziecka bo zwyczajnie tego szczęścia nie posiada, to szczęście miało się pojawić wraz z dzieckiem...

Zacząłem pisać własne wnioski, ale skasowałem: wspierać należy wszystkich bez wyjątku i bez względu na to jaką decyzję podejmą. Nigdy nie będą to przecież decyzje ostateczne - osoby wspierane i kochane są w stanie same zacząć dostrzegać co jest dla nich dobre... i zmienić swoje błędne postępowanie...
jo_tka napisał(a):
Bez wzgledu na to, czy w układzie w którym zrezygnuje się z klajstra pt.: mamy "wspólne" dziecko związek obu pań się utrzyma. Obawiam się, że nie, bo jego spoiwem nie jest miłość, tylko rozpaczliwa próba udowodnienia, że tak możemy byc "normalnie" szczęśliwe? Innymi słowy - kolejna próba odnalezienia się w swojej orientacji i realizacji swoich pragnień? Kolejna - dodaj - nieudana próba. Bo nie są szczęsliwe i normalność nie wyszła...
Dlatego tak ważne jest wsparcie i brak oceniania ich czynów. W pełni "normalni" to oni nigdy nie będą i powinni pogodzić się ze swoją odmiennością. Oni są wszyscy zagubieni, muszą się odnaleźć, co nie znaczy dopasować do schematu "normalnej" rodziny, bo jeśli uznać, że wpadli oni w klajster, to stało się to właśnie przez brak samoakceptacji i próby wpisania swej odmienności w normę...
Kwadratowy klocek przejdzie przez okrągły otwór tylko pod jednym warunkiem: klocek albo otwór - któreś z nich musi ulec uszkodzeniu...
jo_tka napisał(a):
Filipiarz - ja rozumiem, że poczucie przynależności do prześladowanej grupy wzmacnia poczucie identyfikacji z nią, ale naprawdę z tym "stosunkiem społeczeństwa" nie przesadzaj. Bo patrząc na ten artykuł - ów "stosunek społeczeństwa" jest wyłącznie w ich głowach, nie odbija się w faktach...
Ale tu się właśnie o to rozchodzi, co jest w głowach... To się nazywa psychika i żądzi się pewnymi prawami, często niezależnymi od "faktów" i "logiki".
To, że powiesz osobie n.p. z fobią społeczną: "nie łam się, idź do ludzi, pogadaj z nimi - ludzie są fajni" nie przyniesie nic dobrego a jedynie może wzbudzić w tej osobie poczucie niższości pogłębiające nerwicę...
Bez obrazy ale czasem mam wrażenie jakbym rozmawiał o umieraniu z głodu mając wokół siebie jakąś arystokratyczną grupę smakoszy kawioru :P
"Przecież samo prawo naturalne poucza nas, że czerwony kawior jest pośledniejszy od czarnego" :D:D:D
jo_tka napisał(a):
twierdzę, że jeśli ktoś musi sobie przypominać, że chce z kimś być, to coś z relacją między nimi jest nie tak. I bardziej to przypomina pewien rodzaj transakcji dla obopólnej korzyści niz zwiazek.
Zgadzam się.
jo_tka napisał(a):
Nie mam zamiaru tworzyć wzorców, których celem byłoby takie wykrzywienie obrazu świata, by tego typu związku miały gotowe "normy" na swoje problemy. Jedyne co to spowoduje, to ze bedzie mozna zapomniec, że się postepuje źle. Nie mam zamiaru patologii rodziny nazywac normą, bo dla kogos to wygodne. Dla mnie kotwica o której mówisz stoi na samym początku - to nie są dobre związki, tym bardziej rodziny, tym bardziej nie powinny mieć "wspólnych" dzieci.
A co jeśli ktoś się nie załapie na pierwszą "kotwicę"? To co? "Sajonara"? Przyślij kartkę z piekła?
Żadnej drugiej szansy?
Z radykalnością też nie należy przesadzać, lekarstwo które zabija pacjenta nie jest lekarstwem...
jo_tka napisał(a):
I niestety obawiam się, że kolejni ludzie nie posłuchają i nadal będą popełniać te same błędy, niszcząc życie sobie i dzieciom. W tym wzgledzie nic się nie zmieni...
I jestem pewien, że nie zadowala cię aktualna sytuacja...
"Kolejni ludzie nie posłuchają i nadal będą popełniać te same błędy, niszcząc życie sobie i dzieciom" - jeśli nic nie zrobimy, owszem.
Nic się nie zmieni jeśli my się nie zmienimy. Samo się nie zmieni na lepsze...

PS: błagam, nie rozpisujcie się tak jak ja!...

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Pn sty 15, 2007 16:25
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
No świetnie - błędnie myślały o tym, co dla nich dobre i nie okazało się dobre. Tyle, że zapominasz o jednym. To ich myślenie wyrasta z ideologii - zasłony. Zasłony, która skutecznie chowa element pod nazwą: "duży problem". Pójście w kierunku rzeczywistego dobra wymaga odsłonięcia zasłony i zmierzenia się z siedzącym tam problemem, który w miarę niewidzenia ma coraz większe zęby wampira i inne straszne elementy.

Psychologia właśnie. I dlatego ludzie postępują idiotycznie i włażą w coraz większe bagno mimo wsparcia i innych takich. I dlatego szansą jest kryzys - bo wtedy widać na pewno, że dotychczasowa droga nie zadziałała, więc może przeleźć przez zasłonę...

Cytuj:
nie możesz zmusić kogoś by porzucił partnera do którego czuje pociąg (w kwestiach bardziej dotyczących miłości - niestety w tej chwili raczej nie są oni w stanie jednoznacznie i świadomie określić swoich uczuć) i zamieszkał z "kosmitą"

Zaraz, chwileczkę. Nie mogę zmusić nikogo do niczego. To po pierwsze. Po drugie - nie zamierzam nikogo zmuszać do zamieszkania z "kosmitą". Natomiast mogę uważać, że po pierwsze, należy określić: to jest twoja mama, to jest twój tata, to jest - powiedzmy - ciocia i jej dzieci. Uporządkować relacje. I mogę uważać, że najlepsze byłoby dla nich rozstanie. Nie mogę wymagać od psa, żeby panował nad swoim pociągiem, ale - jak sam powiedziałeś - człowiek nie zwierzę. Może się instynktom sprzeciwić.

Cytuj:
Niemniej matka raczej nie będzie w stanie poświęcić swojego "szczęścia" dla dobra dziecka bo zwyczajnie tego szczęścia nie posiada, to szczęście miało się pojawić wraz z dzieckiem...

Hmmm - a jeśli go nie ma, co ma poświęcać? A poważnie - czasem poświęca się nie swoje szczęście, tylko pragnienie szczęścia wg swojego pomysłu. I zwykle z tego gdzieś dalej rodzi się szczęście. Bo szczęście daje dawanie, nie branie.

Cytuj:
Zacząłem pisać własne wnioski, ale skasowałem: wspierać należy wszystkich bez wyjątku i bez względu na to jaką decyzję podejmą. Nigdy nie będą to przecież decyzje ostateczne - osoby wspierane i kochane są w stanie same zacząć dostrzegać co jest dla nich dobre... i zmienić swoje błędne postępowanie...

Poniekąd. Jeśli tylko wspierać człowieka, nie znaczy popierać błędnych działań. Przyjmować - tak. Akceptować człowieka - również. Ale nie popierać i nie pochwalać. Inaczej go tylko w błędzie zapętlisz. I nie dostrzeże dobra, bo ono jest po drugiej stronie jaskini ze smokiem o nazwie problem.

Cytuj:
W pełni "normalni" to oni nigdy nie będą i powinni pogodzić się ze swoją odmiennością. Oni są wszyscy zagubieni, muszą się odnaleźć, co nie znaczy dopasować do schematu "normalnej" rodziny, bo jeśli uznać, że wpadli oni w klajster, to stało się to właśnie przez brak samoakceptacji i próby wpisania swej odmienności w normę...

A czy ja od nich wymagam wejścia w normalną rodzinę? Ja od nich "wymagam" tylko nie-krzywdzenia innych, a najlepiej i siebie. Można żyć bez rodziny. Można żyć bez partnera. Można żyć bez seksu. Zaręczam.

Cytuj:
jo_tka napisał(a):
Filipiarz - ja rozumiem, że poczucie przynależności do prześladowanej grupy wzmacnia poczucie identyfikacji z nią, ale naprawdę z tym "stosunkiem społeczeństwa" nie przesadzaj. Bo patrząc na ten artykuł - ów "stosunek społeczeństwa" jest wyłącznie w ich głowach, nie odbija się w faktach...
Ale tu się właśnie o to rozchodzi, co jest w głowach... To się nazywa psychika i żądzi się pewnymi prawami, często niezależnymi od "faktów" i "logiki". To, że powiesz osobie n.p. z fobią społeczną: "nie łam się, idź do ludzi, pogadaj z nimi - ludzie są fajni" nie przyniesie nic dobrego a jedynie może wzbudzić w tej osobie poczucie niższości pogłębiające nerwicę...

Nie powiem, to nie ma sensu. Ale nie będę mu zalecać siedzenia w domu. Jeśli ktoś ma urojenia prześladowcze (to nie znaczy, że homoseksualistów uważam za chorych psychicznie, to po prostu bardzo wyraźny przykład) i za każdym drzewem ktoś na niego czyha, to oczywiście pewien problem, ale wybacz - nie każ mi uznawać, że problemem tego człowieka są czyhający na niego za rogiem bandyci. Jego problemem jest jego sposób postrzegania rzeczywistości i policja czyhająca na urojonych bandytów pod domem nic tu nie pomoże.

Cytuj:
jo_tka napisał(a):
Nie mam zamiaru tworzyć wzorców, których celem byłoby takie wykrzywienie obrazu świata, by tego typu związku miały gotowe "normy" na swoje problemy. Jedyne co to spowoduje, to ze bedzie mozna zapomniec, że się postepuje źle. Nie mam zamiaru patologii rodziny nazywac normą, bo dla kogos to wygodne. Dla mnie kotwica o której mówisz stoi na samym początku - to nie są dobre związki, tym bardziej rodziny, tym bardziej nie powinny mieć "wspólnych" dzieci.
A co jeśli ktoś się nie załapie na pierwszą "kotwicę"? To co? "Sajonara"? Przyślij kartkę z piekła? Żadnej drugiej szansy?


Zaraz. Podałam pewne minimum. Potem minimum rozszerzone. Nie żądam od Marii powrotu do męża, a od Zofii wzięcia ślubu z Wojtkiem. Natomiast żądanie tworzenia wzorców, to nie tworzenie drugiej szansy, tylko próba takiego przerobienia rzeczywistości, dobra i zła, w tym celu, żeby pasowały do ich pragnień. Mimo że te pragnienia nie przynoszą szczęścia. I dalej też nie przyniosą.

Innymi słowy - pomóż mi uciekać dalej od mojego smoka, daj mi zapomnieć że on jest, i jeszcze wmów, że to, co jest zwykłą przecinką w lesie to szeroka i jasna droga prowadząca do szcześcia. Guzik - to nie ja. Ode mnie tego nie oczekuj.

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt sty 16, 2007 9:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Czytając to co napisałaś, parę razy nerwowo zadrgały mi palce na klawiaturze, niemniej po dobie przemyśleń przewrotnie powiem:
"Również masz rację" :)
Różnice widzę głównie w tym, że będąc osobą na wielu płaszczyznach i w wielu aspektach związaną z psychologią, upadkiem i "innością", jestem bardziej praktykiem...
To co mówisz jest słuszne i mądre, niemniej IMHO zbyt wyidealizowane. Nawet twoje minimalistyczne założenia są na granicy pobożnych życzeń :(
Myślę, że jednak prawda jest gdzieś niedaleko nas, zapewne tradycyjnie - pośrodku ;-)

Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam.
Filip

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Śr sty 17, 2007 17:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Hmmm - pytałeś o rozwiązania dobre. Nie o łatwe i przyjemne. Takie niestety nic tu nie rozwiążą.

Ile byś nie mówił o nienormalności, że to norma, osiągniesz co najwyżej tyle, że ludzie się jeszcze bardziej zaplączą, tylko nie będą wiedzieli w co. Konglomerat problemów, czyli dokładnie to, co obie panie już stworzyły i - obawiam się - w co będą brnęły. Bo początek pętli leży w ich założeniach...

Odchodząc nieco od tematu

Wiesz - widzę trochę takich pętli. Czasem nawet ktoś kątem oka widzi, gdzie jest problem. Ale jednocześnie mówi - nic z nim nie zrobię, nie umiem, muszę siebie zaakceptować z problemem. Tylko czasem przypomina przy tym normalne, inteligentne dziecko w I klasie które mówi: "nie umiem czytać i muszę siebie zaakceptować jako analfabetę". Widzisz absurd?

Zaakceptować siebie z problemem nie znaczy zaakceptować problem. Problemy służą do rozwiązywania, a akceptować je należy wtedy, gdy są niepokonalne. Nie wcześniej.

A potem już nawet nie widzi problemu, zakłada sobie końskie okulary. Nie widzi również tego, że jest coraz gorzej. Że stoi na równi pochyłej. A może widzi - tylko właśnie bardzo nie chce o tym myśleć? Tak bardzo, że mu się to - udaje? Tak bardzo, że ucieka od ludzi, którzy przypominają mu, że problem istnieje? Choćby - swoją obecnością?

Koniec dygresji. Widzisz - ja wiem, że to trudne. Nie niemożliwe, wbrew pozorom, ale trudne. Ale ponieważ widzę, co się dzieje dalej - nie będę szukać półśrodków i metod zaczarowania rzeczywistości...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr sty 17, 2007 21:35
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 44 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL